Propozycja
30 maja 2020
55 min
Wszystko zdawało się być sprawdzone. Zawartość plecaka dziesięciolatki jadącej na wycieczkę szkolną, była ogarnięta jak trzeba. Jedzenie najważniejsze. Katarzyna kupiła wszystko w sklepie osiedlowym, tym najbliżej jej bloku. Znalazło się tam coś słodkiego, coś pożywnego i coś zdrowego, no i soczek, oczywiście ten bez konserwantów. Przewrażliwiona mama za każdym razem kupując go, dziwiła się, że za brak chemicznych dodatków tyle trzeba było płacić, a spożyć go należało błyskawicznie. Ale sama trzymała się pewnej diety, o córeczkę dbała jeszcze bardziej, więc w jej koszyku znalazło się może mało produktów, ale za to najlepszej jakości i prawie każdy z napisami "bio", lub "eko".
Córka odprowadzona do szkoły, ucałowana i przytulona, teraz należało zdążyć do pracy. Katarzyna nienawidziła tego pośpiechu, który niezwykle ją stresował. Od dziecka wpajano jej w domu pewne zasady, było ich wiele, a wśród nich punktualność była jedną z kluczowych. Do przejechania miała może kilometr, ale jak na złość, ulice były zatłoczone jak w Warszawie w godzinach szczytu, a przecież to miasto należało do małych. Chyba wszyscy rodzice odprowadzający do szkoły dzieci, właśnie teraz wyjeżdżają. Cholera jasna! - pokręciła nerwowo głową, zastanawiając się, jak tu uniknąć tłoku. Może okrężną drogą? Będzie dalej, ale tam pewnie nie będzie tylu samochodów - szukała wyjścia z sytuacji. Nie chciała się spóźnić. Szef może dla pracowników nie był zbyt wymagający w tym względzie (a według niej powinien), ale ona była. Przełożony patrzył na kilkuminutowe spóźnienia z przymrużeniem oka, a Katarzynę najbardziej denerwowało, że część kolegów i koleżanek uczyniło z tego zasadę, zwyczaj.
Dobra! Udało się! - odetchnęła, kiedy zaparkowała swojego dziesięcioletniego fiata brawo przed budynkiem firmy. Już dawno chciała zmienić ten wehikuł czasu, ale po tym jak jej życie się trochę pogmatwało, nie mogła pozwolić sobie na taką inwestycję.
Dobrze, że mamy postęp cywilizacji - myślała zerkając na wyświetlacz telefonu, gdzie widniało artystyczne zdjęcie uśmiechniętej Misi. Pewnie chce się pochwalić, jak w zoo jest fajnie. Trzymając przy uchu telefon i słysząc rozpłakaną córeczkę, która skarżyła się na to, że ktoś ją w autobusie popchnął i wylała trochę soku na spodenki, o postępie cywilizacji myślała już trochę inaczej. Ach te telefony. Wszędzie cię znajdą - westchnęła.
- Skarbie, to wyschnie, nie przejmuj się, wypierzemy - pocieszała szlochającą córkę.
- Ale mam plamę. I jest mokro - marudziła Dominika.
- Wyschnie - zapewniała mama. - Mówiłaś pani? Pani to widziała? To się stało chyba przypadkiem, co? - Teraz Katarzyna zrozumiała, że zrobiła to niepotrzebnie. Te pytania uruchomiły lawinę słów córki, która przez kolejne dwie minuty opisywała, jak to koleżanka ją potrąciła, kiedy chciała zająć swoje miejsce w autobusie i wydarzyła się ta cała tragedia z plamą.
Jedynym pocieszeniem dla mamy było to, że dzięki rozmowie, Misia się wygadała, uspokoiła i przestała płakać.
Gdzie były panie? - zadała sobie pytanie mama, po czym zrozumiała, że one nic do tego nie miały, nie staną przecież przy każdym dziecku z osobna. Takich wypadków się nie da przecież przewidzieć i ich uniknąć. Kiedyś takich problemów nie było. My byliśmy bardziej samodzielni - wspomniała swoje pokolenie, własne wyjazdy szkolne i o niebo poważniejsze sytuacje, którym dzieci były w stanie same zaradzić, na pewno nie płakały z takich powodów. Tym bardziej nie mówiły o tym rodzicom.
No to teraz migiem! - zmotywowała się, zatrzaskując drzwi samochodu, kiedy prawie biegiem pokonała trasę z biura do swojego fiata. Ruszyła. W głowie już wszystko ułożyła. Błyskawiczne zakupy (na szczęście wyrobiła w sobie już pewne nawyki i wiedziała co, gdzie jest na półkach, a w głowie miała już listę niezbędnych produktów), odebranie córki ze świetlicy, jakaś obiad, a właściwie obiadokolacja. Uff! - poczuła przypływ szczęścia, bo Dominika przecież była dziś na wycieczce, więc nie będzie musiała z nią siedzieć nad zadaniami domowymi.
Minęła godzina dwudziesta pierwsza, a Katarzyna zajęła wygodne miejsce na sofie przed telewizorem. Uwielbiam to! - westchnęła, stawiając napar z owocowej herbaty na stolik. Biorąc we władanie pilota, przywarła plecami do miękkiego oparcia sofy. Tylko dla mnie - zaśmiała się na myśl o tym, że nie będzie teraz żadnych bajek, dziecinnych filmików i tylko ona będzie decydować, na którym kanale zostanie. Telewizor tylko mój.
W takich jak ta chwilach rozmyślała nad tym, czy rozstanie z mężem było dobrą decyzją, ale sama wiedziała, że więcej argumentów przemawiało za. Z samotnością zaczęła już sobie jakoś radzić, tak naprawdę nie miała na nią czasu. Tylko wieczorami i nocami dawała o sobie znać, kiedy atmosfera panująca w mieszkaniu zmieniała ją w małą drobinkę ulokowaną w ciszy czterech ścian. Telewizja już od tygodni dawała jej namiastkę towarzystwa innych ludzi.
Seks? Czy miałabym teraz ochotę? - zadała sobie pytanie, kiedy kładąc się do łóżka, przypominały jej się wspólne chwile z Karolem, kiedy jeszcze nie wiedziała, że ją zdradzał. I tak, i nie - próbowała sobie odpowiedzieć na kłębiące się w głowie pytania. Nigdy nie była demonem seksu. Raczej mąż inicjował zbliżenia, a ona, w zależności od humoru, zgadzała się, lub nie. Czasem, kiedy długo tego nie robili, przymuszała się, by nie frustrować Karola, ale sama to raczej rzadko miała ochotę, by go prowokować do jakiejś erotycznej zabawy. Musiała jednak przyznać, że kiedy już się kochali, zastanawiało ją, dlaczego jest taka oporna, bo zbliżenia dostarczały jej wielu emocji i bardzo często było przyjemnie, na pewno ożywiały ich związek.
Po rozstaniu dotarła do tych punktów życia, które właśnie taką ją ukształtowały. Nadopiekuńczy rodzice byli tego głównym powodem, no i jej uległy charakter, nie potrafiła się zbuntować, zrobili z niej porządnisię. Karol wytknął jej tę przesadną powściągliwość i unikanie seksu i musiała mu w tym przyznać rację. Była winna temu, że ich życie erotyczne wyglądało, jak wyglądało. Czasem nie dziwiła się, że sobie kogoś na boku znalazł. Zrozumiała to za późno, ale charakterologicznie też się sporo różnili, i dzięki temu spostrzeżeniu było jej lżej.
Puentą tego wieczoru było to, że z chęcią by się z kimś pokochała.
Wielu uśmiechów dostarczył jej przeprowadzany w myślach casting na towarzysza łóżkowych zabaw. Byli wśród pretendentów do tego miana znajomi, sąsiedzi, koledzy z pracy, nawet młodzieniec z kawiarni, w której czasem pijała kawę w przerwie na lunch.
- Dziś twoja kolej! Ja kładłem ją spać wczoraj! - podniósł głos z wyrzutem Albert, kiedy żona kazała mu położyć córkę spać.
- Ale ja pracuję, to ważne - zerknęła w ekran białego macbooka z miną obojętnej na wszystko Patrycja. Siedziała na stylowej kanapie z komputerem na kolanach i wciąż tworzyła strategię skutecznego działania w biznesowej relacji z nowym kontrahentem.
- Ja też pracuję - odgryzł się i wystukał linijkę tekstu na klawiaturze. Nawet nie spojrzał na żonę.
- Naprawdę nie możesz tego dziś zrobić za mnie? Takie to trudne? Taki to problem? - próbowała wpłynąć na męża poirytowana jego zachowaniem. Wiedziała, że dziś była jej kolej na oporządzanie córki, ale czasem mógłby to za nią zrobić, ot tak, bo by jej pomógł. - Ten projekt jest naprawdę wymagający - spojrzała z nadzieją na zrozumienie.
- Jak każdy ostatnio - odburknął sarkastycznie, skupiony na tworzonym tekście. - Ustaliliśmy pewne zasady, nie? - spojrzał na nią napominająco i przypominająco.
- Bezduszny jesteś - syknęła, ale uśmiechnęła się lekko, bo Albert miał rację, a złość zastąpiła logika. Przecież pociągała ją ta charakteryzująca męża konsekwencja. Wstała z trudem. - Karolcia! Idziemy się myć! - zawołała córkę, która szybko przybiegła ze swojego pokoju do mamy. - A ty - spojrzała zawadiacko na męża - będziesz coś chciał - pogroziła żartobliwie.
- O kurwa! Ale ty dobrze pieprzysz! O kurwa, Albert! - dyszała tej samej nocy w ucho męża zachwycona Patrycja, kiedy ten mocnymi pchnięciami wciskał biodra między szeroko rozwarte uda. Uwielbiała słyszeć swój głos, kiedy rzucała nieprzyzwoite słowa.
Trzymał jej doły podkolanowe, lekko dociskał nogi w stronę jej tułowia i zatapiał kutasa w bruzdach sromu niczym żuraw wbijający w wodę dziób za wyśledzoną ofiarą. Materac oddawał część energii nacisku, więc każde kolejne pchniecie zdawało się być mocniejsze, a powodowany zderzeniem ciał plask, odbijał się od ścian sypialni i wracał do uszu kochanków, dostarczając kolejnych bodźców.
- Co, podoba ci się? - rzucił retorycznie z dumą. - Lubię cię jebać - dodał od niechcenia, ale tylko grał macho, bo wiedział, że żona to uwielbia.
Seks zawsze był dla nich sposobem na dobrą zabawę i odreagowanie stresu, oboje go uwielbiali. Często wchodzili w buty prymitywnych lubieżników i folgowali sobie drzemiącym w nich zachciankom. Bawili się, jak lubili. W tym względzie też byli nowoczesnym małżeństwem.
- Daj! Chcę go w ustach. Chcę go ssać - mówiła zdeterminowana i maksymalnie podniecona, spoglądając mężowi prosto w oczy. Już samo brzmienie słów doprowadzało ją do erotycznej gorączki. Cudownie było zamienić się z żony, mamy i pani dyrektor w niegrzeczną dziewczynkę.
Karol przeszedł na kolanach w stronę głowy partnerki, która sama rzuciła się na sterczącą faję i połknęła ją prawie do połowy. Po chwili wykonywała posuwiste ruchy głową, dłoń pracowała jak maszynka, a spore piersi kołysały się w obranym przez rękę rytmie. Mruczała, ciamkała i stękała.
Ścisnął kołyszącego się cycka, po chwili wbił palce w ociekającą śluzem waginę i zaczął robić palcówkę.
- Mmm! Ale dobrze! - spojrzała mężowi prosto w oczy, poruszając biodrami tak, by czuć największą rozkosz. Albert właśnie wsuwając się w norkę, ześlizgiwał się palcem po łechtaczce.
- Co, lubisz być szmatą? Lubisz jak cię posuwam, nie? - spełnił tymi słowami oczekiwania Patrycji dopraszający się o kolejne bodźce wzrok żony.
- Tak! Lubię! Lubię być twoją dziwką - zaśmiała się, uderzając członkiem o usta i policzek. Była już skrajnie rozpalona i nie widziała przesady w pikantnych zwrotach. Teraz mogłaby powiedzieć wszystko.
- Ssij nie gadaj - napomniał ją, niczym treser. W sumie mu się nawet podobała ta gra.
- Yhym - zgodziła się z nim i wydała tłumiony odgłos, bo teraz nie wyciągnęła pały z ust.
- Dobra, pora na twoją dziurkę - oznajmił koniec czasu na robienie laski. - Teraz możesz sobie trochę poskakać. - powiedział chłodno, zwalił się na materac i położył się na plecach, by go obsłużyła.
Pati momentalnie wskoczyła na męża, wepchnęła w siebie kutasa i zaczęła galopować jak szalona, jakby za to miała otrzymać jakąś nagrodę. Mruczała, jęczała i wzdychała, jak rasowa aktorka pornosów, a Albert, z założonymi za głowę ramionami, patrzył tylko jak cycki huśtają się przed jego twarzą, a pała pojawia się i znika w cipce.
Kiedy po sypialni rozeszły się plaski przypominające serię strzałów z karabinu maszynowego, Patrycja była już po drugim orgazmie i bezwładnie leżała pod Albertem na brzuchu, z głową wciśniętą w poduszkę. On siedział na jej udach i wjeżdżał posuwistymi ruchami w tunel jak taran w uszkodzoną bramę dobywanego grodu. Już nie miała sił jęczeć, a mąż kolejną minutę dociskał ją do materaca. A później pompował ją i pompował, aż oboje poczuli znużenie.
- Mogę w tę... drugą? - spytał znużony mężczyzna, jak o to, która jest godzina.
- Tak. Tylko dojdź szybko - wymamrotała. Nie musiała mówić, by ją przygotował, wiedział o tym i zawsze o to dbał. Wiedziała, że ta zmiana dziurki czasem mu pomagała szybciej skończyć. Chciała już to mieć za sobą, jutro czekał ją ciężki dzień w pracy.
Kilka minut później leżeli bezwładnie na łóżku nadzy i spełnieni. Z dwóch stron padły ledwo słyszalne słowa "dobranoc", zgasła lampka nocna, po chwili spali.
Od dawna cenili sobie beztroski seks, w którym nie patrzyli na to, kim są, kim wypada, albo nie wypada, być. W tym względzie dobrali się idealnie. Niekiedy nawet gdy się pokłócili, boczyli się na siebie z jakichś codziennych powodów, najczęściej drobiazgów, potrafili użyć seksu, jako formy odprężenia, zrelaksowania się, by po przyjemnych chwilach, wciąż mieć do siebie pretensje o pozałóżkowe drobiazgi. Lubili seks, lubili eksperymentować, cieszyło ich to. Co inni czasem uznawali za rzeczy nieprzyzwoite, u nich było normą.
- Odwieziesz małą? - poprosiła Patrycja następnego dnia. - Muszę przygotować się w pracy do ważnego spotkania - wytłumaczyła się.
- Nie dam rady. Widzisz, że piszę artykuł - skinął głową w stronę laptopa. Od rana siedział przy jadalnianym stole i stukał w klawisze.
- Odwieziesz ją i wrócisz. Zajmie ci to najwyżej piętnaście minut - podsunęła pomysł, lekko się uśmiechając.
- Nie. Muszę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy, zanim to puszczę - warknął, upijając łyk kawy.
- Przecież masz termin dopiero za dwa dni - pożaliła się.
- Ja ci pracy nie organizuję, nie? - rzucił, nie zainteresowany jej reakcją. - Ustaliliśmy harmonogram, tak? - To był koniec dyskusji na temat odwiezienia córki do szkoły. I co najgorsze, Albert był górą, taki ustalili grafik.
- Karolina! Chodź, szybko, jedziemy, mamy mało czasu - zacisnęła zęby, Albert znowu ją zirytował. Czasem miała dość tego równouprawnienia.
Jak się poznały? Po prostu. To był zbieg okoliczności, przypadek..
Patrycja siedziała na parkowej ławce i nadrabiała zaległości w społecznościówkach na telefonie, a Karolcia biegała zachwycona nowym placem zabaw, który miasto oddało do użytku milusińskim. Tu kobieta miała spokój i nie musiała organizować córce czasu. Zresztą prawie nigdy tego nie robiła, Karolinka sama potrafiła zadbać o to, by się nie nudzić, nawet bawiąc się sama w swoim pokoju.
Kasia natomiast wciąż spoglądała na Dominikę, starając się przewidzieć każde zagrożenie. Nigdy nie lubiła placów zabaw, tam było zbyt niebezpiecznie. Te drabinki, huśtawki, przeszkody... Śledziła każdy ruch córki, która wciąż spoglądała na mamę, kiedy napotykała kolejne wyzwanie związane z pokonaniem jakiejś trudności.
W pewnym momencie Miśka i Karolcia nawiązały kontakt, a później przez godzinę się nie rozstawały i wciąż się razem bawiły.
Kiedy dziewczynki musiały wracać do domów, ich mamy - jedna znudzona siedzeniem na ławce, druga zachwycona nową koleżanką córki, zerknęły tylko na siebie, po czym oddaliły się z placu zabaw.
Po dwóch tygodniach regularnych odwiedzin nowego placu zabaw, dziewczynki okrzyknęły się mianem "bff", a mamy, chcąc, nie chcąc, zaczęły ze sobą kurtuazyjnie rozmawiać, a później się zaprzyjaźniły. Okazało się, że pani dyrektor dużej firmy i szeregowa biurowa pracownica miały nieskończoną ilość wspólnych tematów do rozmowy i miło spędzały ze sobą chwile na ławce. Czas pobytu w parku z każdym kolejnym dniem jakby się wydłużał, ku radości pochłoniętych zabawą dziewczynek.
Po dwóch miesiącach znajomości, mamy zrobiły pierwszy wspólny wypad do kawiarni, po kolejnych dwóch tygodniach, wybrały się na drinka i pogaduchy do pubu. Ich przyjaźń kwitła.
- Czemu tak patrzysz? - spytała wprost Katarzyna, kiedy oczy przyjaciółki przez długi czas się od niej nie odrywały. Siedziały przy stoliku i sączyły drinki, przyglądając się ludziom w barze.
- Bo... ładna jesteś. Zazdroszczę ci - uśmiechnęła się, by nie brzmieć poważnie. - Ja muszę włożyć sporo wysiłku w... - wskazała dłonią swoją twarz i ciało.
Fakt. Kasia była naturalnie śliczną kobietą. Sam kolor gęstych włosów o szlachetnym blondzie, przyciągał uwagę ludzi, a co dopiero duże oczy o niebieskich tęczówkach, zgrabny nosek i gładka jak kartka najlepszej jakości papieru skóra, bez najmniejszej zmarszczki. Usta też były wyraźnym punktem na twarzy tej skromnej w zachowaniu kobiety. W ogóle Katarzyna była bardzo zgrabną mamą. Szczupła, ale nie chuda. Piersi wyraźnie uwypuklały koszulę, jeansy pięknie opinały zgrabny tyłeczek, a długie nogi zdawały się być idealne. Kobieta o boskich proporcjach.
- Przestań. Śliczna jesteś. Jak z obrazka - skomplementowała Patrycję Kasia.
- Mam za dużo... tu i tam - spojrzała na swoje ciało.
- Przestań. Pięknie ci tak, pasuje ci - podnosiła na duchu koleżankę Kaśka, co rozmówczyni przyjęła i odwzajemniła dobre słowo słodkim uśmiechem.
Od dnia kiedy się poznały, Katarzyna podziwiała, może nie najzgrabniejsze ciało, ale ogólny bardzo kobiecy zarys sylwetki. Uwagę Kaśki przyciągało jednak co innego. Mocno brązowe lśniące włosy, zebrane w nienaganny koński ogon nadawały się do reklamy niby cudownych koloryzujących szamponów. Od razu poczuła, że ma do czynienia z kobietą z charakterem, które dodatkowo podkreślały ciemne pełne energii oczy. Gęste, ale idealnie wyprofilowane brwi, trochę zadarty nos, duże usta, należały, bez dwóch zdań, do silnej i pewnej siebie kobiety. Kilka dodatkowych kilogramów dodawało tylko sylwetce Patrycji seksapilu, a spore piersi i wypukły profil pośladków mogły budzić zazdrość innych pań, a wzrok mężczyzn przyciągały niczym tajemnicze pole siłowe.
- Jakbym nie miała męża... normalnie mogłabym się z tobą przespać - zaśmiała się, rzucając żartobliwą uwagę, co miało być odwzajemnieniem komplementu. Wciąż zerkała zagadkowo na piękną w każdym calu blondynkę.
- No weź... - zawstydziła się Kasia, choć potraktowała to jako żart. Nigdy nie myślała o innej kobiecie, jak o... partnerce, ale też sytuacja nie wskazywała, by koleżanka mówiła poważnie. Tak się czasem mów - tłumaczyła sobie i nie drążyła tej myśli.
- Spokojnie, żartuję - roześmiała się Pati. - Hetero jestem - uspokajała, odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Po chwili dopiła drinka, wciąż wesoło opowiadając o zdarzeniu z jakiegoś szkolenia.
I przyszedł ten przełomowy czerwcowy dzień.
- Przepraszam za spóźnienie, ale Miśkę bolał ząb i kiedy już wychodziłam zaczęła płakać - usprawiedliwiała się Kasia.
- Spokojnie, nie jesteśmy w pracy - uspokajała przyjaciółkę. - Zamówić ci coś? Ja zapraszałam, ja stawiam - zaproponowała, uśmiechając się.
- Skoro tak - puściła oczko - to sałatkę, tę co ty - spojrzała na resztkę warzyw leżących w nieładzie na talerzu przed Patrycją. - I kawę z mlekiem. - Przysunęła się do stolika i poprawiła włosy, zakładając gruby kosmyk za ucho. Wyglądała pięknie.
Rozmowa przebiegała jak zawsze, czyli świetnie. Te babskie ploteczki mogłyby trwać w nieskończoność.
Patrycja już od pewnego momentu próbowała podjąć jeden ważny temat, który, tak naprawdę, był powodem spotkania. Nie plotki, nie relaks, a właśnie ten temat, bo czas naglił.
- Słuchaj - spojrzała pogodnie, ale też z pewną obawą. - Mam pewną propozycję. W zasadzie mamy - spojrzała badawczo na zaintrygowaną i jakby zastygłą w bezruchu towarzyszkę, po czym w kilku zdaniach streściła, o co chodziło.
- Poważnie? - zapytała zaskoczona ofertą Kasia, kiedy przyjaciółka skończyła wszystko tłumaczyć.
- Wiem, że może być ci głupio, czy coś, ale nie myśl o tym tak... jak wszyscy inni ludzie. To chyba dobry układ. Mam nadzieję, że cię nie uraziłam?
- Nie. Nie wiem, co powiedzieć - oznajmiła.
Katarzynie było głupio, ale skorzystała z propozycji. Skorzystała nie dla zysku, korzyści, dobrej okazji, a bardziej dlatego, że łączyła ją z Patrycją szczera przyjacielska relacja. Uwielbiała z nią przebywać. Może od niedawna były przyjaciółkami, ale świetnie się rozumiały i mogły pogadać o wszystkim, chociaż też zawsze czuła tę specyficzną różnicę statusu społecznego, i Kaśka miała tego świadomość. Ona była zwykłą kobietą, Patrycja zdawała się być arystokratką, w dodatku była majętna i dystyngowana. Dobra posada, świetne ciuchy, niecodzienny urok i klasa - nowoczesna kobieta XXI wieku. Tę różnicę się czuło, choć rzadko kiedy przyjaciółka sama dawała jej to odczuć. Jak już, był to wynik pewnych naleciałości, nawyków, a bardziej nawet przyzwyczajenia do pewnego sposobu bycia, niż świadome działania. Kasia czuła się gorsza, ale się do tego przyzwyczaiła, po prostu chciała mieć taką przyjaciółkę.
No i drugi powód, który był najważniejszy, ale to Katarzyna zrozumiała dopiero po tym, jak opadły emocje. Ich córeczki stały się niczym papużki nierozłączki, szalały za sobą i rozumiały się jeszcze lepiej niż mamy. To był główny argument Patrycji, kiedy składała propozycję. A niech ma coś od życia - podsumowała, z myślą o córce, szereg refleksji Kasia, kiedy postanowiła zgodzić się na ofertę przyjaciółki. Zdawała sobie sprawę, że samej nigdy nie zaoferowałaby córce takich atrakcji. Nie chodziło już o wczasy w Turcji, ale o wczasy w Turcji z "bff". To naprawdę wyglądało dobrze.
Dzięki propozycji majętnej przyjaciółki Katarzyna i Dominika, mama i córka, miały okazję spędzić dziesięć dni na wczasach w Turcji, a wszystko sponsorowała Patrycji z mężem, oczywiście za coś w zamian. Oferta była konkretna i dość prosta, aż się prosiło, by skorzystać. Kasia miała pomóc opiekować się Karolinką, a tak naprawdę zająć się nią w trakcie wyjazdu, zamienić się w nianię, kiedy Patrycja z mężem będą beztrosko wypoczywać i korzystać z atrakcji Bodrum - "tureckiego Saint Tropez". Małżeństwo chciało się zresetować, zaszaleć, balować do białego rana, czasem coś pozwiedzać, ale bez "obciążenia". Mając pod opieką dziesięciolatkę, nie mieli na to szans, a nie byli nieodpowiedzialnymi rodzicami, no może tylko czasem.
Karolcia miała spać z Dominiką w jednym pokoju, co miało być największą atrakcja dla spragnionych zabawy i uwielbiających się dziewczynek, Katarzyna miała swój pokój, a małżonkowie swój. Cały apartament był na wysokim poziomie, jak z katalogu i spełniał marzenia każdego, nawet wybrednego wczasowicza.
Nawet Kasia doceniła taką formę wczasów. Kiedy przyjaciółka z mężem znikali, dziewczynki się zajmowały sobą, a ona mogła korzystać z wszelkich dostępnych atrakcji apartamentu, a przy okazji doglądać pochłonięte zabawą damy. Ogólnie miała spokój i czas na relaks. Słońce, basen, widok Morza Egejskiego i te egzotyczna roślinność. Za każdym razem kiedy kładła się na leżaku, czuła się jak księżna. Uwielbiała czytać na tarasie, jednocześnie się opalać, pić egzotyczne soki, spożywać schłodzone owoce. Poza tym z balkonu miała widok na nieduży basen i ogród, gdzie dziewczynki zdawały się czuć jak na najlepszym wodnym placu zabaw. Ciągle coś robiły i nawet kiedy się spierały, szybko dochodziły do porozumienia. Aż dziw, że mając siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, wciąż dobrze się ze sobą bawiły. A dzięki temu Kasia naprawdę mogła wypocząć, choć w ograniczonej formie, i czuć się jak gwiazda filmowa na urlopie.
Przebudziła się. Coś trzasnęło. Po chwili usłyszała śmiechy, chichy i wesołe rozmowy wstawionych współlokatorów, którzy wrócili z dyskoteki. Nie pierwszy raz wracali po drugiej w nocy, więc uznała, że warto spróbować zasnąć, by nie słyszeć tego, z czym mierzyła się wczorajszej nocy. Patrycja z mężem uprawiali seks jak dzikusy, a ona wszystko słyszała. W życiu nie przypuszczałaby, że ktoś może tak się zabawiać. To było dla niej okropne doświadczenie.
Dziś nie zanosiło się, że będzie inaczej. Już sama nie wiedziała, czy nie może zasnąć, bo te odgłosy jej przeszkadzały, czy może dlatego, że była ciekawa, a może dlatego, że sama by chciała z kimś uprawiać seks, a nie miała z kim. Wczoraj bardzo się podnieciła, przysłuchując się ekscesom zza ściany, już nie wiedziała, co ma zrobić, bo tak zachciało jej się poczuć w sobie mężczyznę. No... ale nie w taki sposób, jak to się odbywało za ścianą. Zasnęła wtedy z trudem.
Ale co to? Pati nagle zganiła męża za rzucony pomysł, jej słowa usłyszała bardzo wyraźnie, choć wyczuła w nich wesołość i flirt.
"Przestań! Nie będziesz mnie posuwał na balkonie!" - usłyszała droczącą się z Albertem Patrycję. Zaczepny ton głosu Kaśka wyczuła już w pierwszych słowach. "Nie, to nie" - odpowiedział niby obojętnie mąż, choć czuło się w jego głosie zawód, ale też pewną grę. Kaśka wyłapywała to doskonale.
Kiedy zrobiło się cicho, przebudzona i kierująca się intuicją kobieta podeszła do drzwi balkonowych pokoju, odchyliła krawędź zasłony i dostrzegła na zaciemnionym balkonie obok, stojącego za Patrycją Alberta, który rytmicznie spinał pośladki. Przyjaciółka opierała się o stalową kutą poręcz i wyglądała, jakby podziwiała nocną panoramę okolicy. Ruchy mężczyzny były ledwie zauważalne, zdawał się stać za partnerką, trzymać ją za biodra, jakby czule się przytulał i wspólnie z nią podziwiał gwiazdy.
Ale Kaśka widziała zsuniętą z pasa gumkę slipów Alberta, odsłaniającą górną część jego umięśnionych pośladków. Krawędź zwiewnej i krótkiej białej sukienki też wznosiła się powyżej łuków pośladków, a para zdawała się być zespolona i zatracona w romantycznym pląsie. Po chwili dostrzegła też drobną szmatkę leżącą u stóp przyjaciółki - zrolowane białe majteczki.
Dopiero po chwili przyjaciółka załamała biodra i mocno się pochyliła, blokując i usztywniając ciało, a partner już bez ukrywania rozbudzonej żądzy, przyspieszył tak, że jego mięśnie pośladkowe zdawały się być rytmicznie pracującym na widoku sercem. Pati wciąż się śmiała i rozglądała dookoła, ale po drugiej w nocy czuła się już na tyle bezpiecznie, że po chwili opuściła głowę, a twarz przykryły opadające rozpuszczone włosy. Dom przecież był ogrodzony, a sąsiednie budynki pogrążone w półmroku, więc para poczuła się swobodnie. A nawet gdyby ktoś podglądał to co? Nikt ich tu nie znał. To dostarczało im dodatkowej podniety.
Po kilku minutach, Patrycja się wyprostowała, obróciła się w stronę ukochanego i namiętnie go pocałowała. Kaśka wiedziała, co oznacza ten błysk w oczach i frywolny uśmiech przyjaciółki, ta anielska lekkość jej ruchów - musiała mieć orgazm. Po tym pocałunku, kiedy dłoń zadowolonej kobiety obciągała mężowi olbrzymiego członka, para zniknęła w pokoju. Po chwili ciszy, zza ściany, do uszu nasłuchującej, dotarły rytmiczne plaski i trzeszczenie ramy łóżka, zdradzające sportowe tempo zmagań.
Ale jestem mokra! - zauważyła Kaśka. Czuła na palcach wydzielinę, bo musiała sprawdzić, jak zareagowała jej cipka na te ekstremalne bodźce. Fizjologia dawała znać o sobie. Nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz uprawiała seks. Na pewno ponad rok temu i od tamtej pory nic. Nic się od wtedy nie wydarzyło.
Pomasowała wilgotny srom, wydzieliny znowu było jakby więcej. Dotyk palców dawał jej ulgę, ale... uważała, że nie powinna się tam pocierać. To okropne. Tak nie można. Nie powinnam - tłumaczyła sobie, po czym w przypływie przyzwoitości, zabrała dłoń z krocza.
Starała się nie nasłuchiwać, ale wszystko wpadało do jej ucha, jakby celowo podsłuchiwała. Słyszała wszystko, choć słowa, po przedarciu się przez ścianę, były trochę zniekształcone, ale niektóre można było zrozumieć zawsze i wszędzie. "Kurwa, szmata, dziwka, pieprz, pierdol, jeb" - te słowa docierały do niej jakby ze zdwojona mocą, bo sama raczej nigdy ich nie używała. To było niepojęte, jak oni się do siebie odnosili. Bała się też, że może dotrzeć to do uszu dziewczynek, przecież tak samo jak ona, mogły się przebudzić. Dwa , może trzy razy, już miała zareagować, bo zdawało jej się, że Albert za chwilę zrobi Patrycji krzywdę, że ją gwałci. Ale wtedy pomruki rozkoszy obojga uspokajały ją na tyle, że interwencja była niepotrzebna.
Rano, przy wspólnym śniadaniu, Kasia przeciągała się co chwilę, zachwalając klimat, który tak dobrze służył jej snowi. Wciąż powtarzała, jak dobrze się jej spało, że spała jak kamień. Przyglądała się małżonkom, którzy czasem okazywali sobie czułości, jak gołąbki. Nie bardzo wiedziała, co myśleć.
- Jak chcesz iść na jakieś zakupy, to śmiało - zaczęła Pati. - My jesteśmy padnięci po imprezie - poszerzyła usta, spoglądając przy tym na męża, który nie zareagował. - Zostaniemy z dziewczynkami.
- Wiesz, chętnie się wyrwę na godzinkę czy dwie - uśmiechała się wdzięcznie.
Miała ochotę zmienić otoczenie choć na chwilę. Czuła się też trochę oszukana, bo myślała, że będą spędzać z Patrycją więcej czasu ze sobą, a do tej pory nawet raz nie wybrały się we dwie choćby na zakupy. Nawet całymi rodzinami nigdzie nie byli. Na basen, nad morze, na place zabaw i inne atrakcje wychodziła tylko ona z dziewczynkami, a małżonkowie, albo się wylegiwali, dochodząc do siebie po nieprzespanej nocy, albo znikali gdzieś w zakamarkach kurortu. W sumie zgodziła się na to, by być niańką, ale i tak czuła pretensje, które starała się ukrywać.
Siedząc samej w kawiarni nad brzegiem morzem i sącząc chłodnego drinka, widziała spojrzenia młodych chłopaków z obsługi i mężczyzn, którzy przychodzili zakupić trunki dla siebie i swoich żon. Skłamałaby, gdyby nie przyznała się do tego, że czuła się niezwykle atrakcyjnie, kiedy męskie spojrzenia mierzyły ją od stóp do głowy. Sama prowokowała, wciąż bawiąc się blond włosami i z gracją upijając każdy łyk drinka. Nawet kilka razy pomyślała o jakimś przelotnym romansie, ale trudno jej było to sobie wyobrazić, a co dopiero wcielić w życie. To nie film - tłumaczyła sobie. Przestała już nawet poprawiać bluzkę, z boku której jej piersi były łatwym celem dla uważnych obserwatorów. To dostarczało jej pewnego dreszczyku emocji. W każdym facecie i młodzieńcu dostrzegała to, co jej nie pociągało. Była pewna, że byłaby dla nich tylko kobietą na szybki seks i tyle, zdobyczą. Wykorzystaliby ją i zniknęli. Wracając do apartamentu, przez chwilę pomyślała, że może to byłoby dobrym sposobem na zerwanie z tradycyjnym postrzeganiem tej sfery życia. Seks z nieznajomym nigdy jej nie pociągał, albo... tylko tak sobie wmawiała. Odgoniła te myśli. Przecież nawet nie miała warunków. Dzieci. Znajomi. Wspólny apartament.
I wieczorem stało się nieoczekiwane. Pati nakazała mężowi mieć baczenie na dzieci, a same z Kaśką wybrały się do pobliskiej dyskoteki.
- Chyba każdy w ciebie wlepia oczy jak wygłodniały pies. Prawie depczą butami po swoich językach - trąciła ramieniem przyjaciółkę Patrycja. - Zazdrosna jestem - zażartowała.
- Ta - powątpiewała. - To pewnie na ciebie tak patrzą - odwzajemniła się.
Przy barze zamówiły mohito, a kruszony lód nadał trunkowi to, czego w nim, oczywiście poza smakiem, szukały, czyli orzeźwienie. Muzyka była niezwykle skoczna i wprawiała szyję w ruch, biodra same zaczęły nieśmiałe baunsy. Przyjaciółki zaczęły tańczyć i się uśmiechać, nie potrzebowały męskiego towarzystwa, choć widziały pożerające spojrzenia grupek opalonych i napalonych facetów, pojedynczych obserwatorów też było wielu. Ci zabawiali żony, narzeczone, partnerki i tylko skrycie zerkali na skąpo osłonięte ciała seksownych przyjaciółek, które dziś przyszły trochę zaszaleć. Obie założyły zwiewne sukienki na ramiączkach o podobnym kroju, nie miały staników, obie miały na nogach szpilki, a na twarzach szałowy makijaż. Dodatkowo ich seksapil podkreślała zbrązowiona tureckim słońcem skóra. Wyglądały jak modelki, celebrytki.
- Zaszalej. Zniknij z którymś. Sama jesteś, możesz - szepnęła do Kasi Patrycja, kiedy przetańczyły już prawie godzinę i wypiły w międzyczasie kolejne dwa drinki. Teraz szły chodnikiem w bardziej ustronne miejsce, bo Pati miała ochotę zapalić papierosa, o którego wcześniej poprosiła pewnego przystojniaka, który z chęcią ją poczęstował, uśmiechając się niczym amant, bo pewnie liczył na upojną noc. - Ten w rogu zdaje się być nieźle napalony - podpowiedziała. - Wciąż nas obserwuje, ale ja odpadam - puściła oczko i wypuściła kącikiem ust smużkę dymu.
- Nie szukam przygód - powiedziała nad wyraz trzeźwo Kasia.
- Ale z ciebie porządnisia. Ostatni bastion przyzwoitej kobiety na tym świecie - zaśmiała się Pati.
- Wolę tak, niż... jak wy w nocy - odgryzła się, zdradzając sekret.
- Słyszałaś nas? - zdziwiła się zaskoczona przyjaciółka i spojrzała przenikliwie wprost w oczy przyjaciółki.
- Cały kurort słyszał - zażartowała. - Tej i... poprzedniej nocy - wyznała. - Nie wiem, co myśleć. Boję się o ciebie - puściła oczko, dając do zrozumienia, że ich szaleństwa to niezła perwersja. - Wszystko było słychać - pożaliła się rozbawiona miną przyjaciółki. - Wszystko - zaznaczyła.
- No to się nasłuchałaś - wybuchła śmiechem Patrycja. Pamiętała... za dużo z tych nocnych orgii. - Wiesz? - spytała. - Uwielbiam taki seks. Nikt nie będzie mnie oceniał i mówił mi, co przystoi, a co nie - oznajmiła spokojnie.
- Ja... nie... to miałam na myśli - broniła się przed zarzutami.
- Wiem. Mówię ci tylko, co ja myślę. Te parki udające cudowne małżeństwa, które w sypialni robią to tylko po bożemu, lub w nudnych pozycjach, a w myślach on i ona chcieliby się rżnąć na potęgę z kim tylko się da. To nie ja, nie my - miała na myśli siebie i Alberta. - Tak. Pieprzymy się czasem jak zwierzaki, ale to jest cudowne. Oboje to kochamy. Naprawdę nie chcesz się przespać z którymś z tych..? Nie potrzebujesz..? - wskazała głową tętniący życiem bar.
- Nieee - stwierdziła. - Za mało wypiłam - dodała i roześmiała się, by nie wyjść na ponuraka.
- Czyli... jakoś radzisz sobie sama - zainsynuowała coś Patrycja i się uśmiechnęła.
- Nie! Nie robię tego sama - wzburzyła się oskarżeniem, jakby obwiniono ją o najgorszą zbrodnię.
- Dobra, dobra. Co druga tak mówi, a później palce śmigają po cipce jak trzeba - parsknęła śmiechem.
- Ja nie...
- Dobra, ty jedyna na świecie nie - podważała jej słowa, ale tylko dziwnie akcentując swoje i nadając im żartobliwego wydźwięku. - To nic wstydliwego. To normalne - dodała po chwili, drocząc się z Kasią. Lubiła ją tak prowokować.
Połowa czasu pobytu w kurorcie już minęła. Upał dawał się we znaki, dni zaczęły się dłużyć, a zmęczenie słońcem potęgować. Teraz więcej czasu spędzali w cieniu pod parasolami nad morzem. Ale małżonkowie nie zmienili jednego - wciąż noc w noc imprezowali, by po powrocie pieprzyć się jak króliki. To był ich urlop nie tylko od pracy, ale od domu, sąsiadów, okolicy, od codzienności. Tu byli anonimowi i robili to, na co mieli ochotę.
Co z tego, że już pierwszej nocy, zanim wrócili do wynajmowanego domu, odbyli stosunek na plaży. Wracając z kolejnej imprezy Pati obciągnęła mężowi po drodze w jakimś zaułku, a ten, później, przyciskając ją do ściany, wziął ją jak najgorszą ulicznicę. To było cudowne uczucie. Nie przejmowali się nawet tym, że ktoś ich widział, wskazywał palcem i się śmiał. Oboje tylko odkiwnęli głowami i wrócili do zabawy. Przecież nikt ich tu nie znał. Ostatnio Patrycja robiła mężowi ręką w kawiarni, gdzie celowo wybrali ustronne miejsce do wypicia drinka. Przez chwilę nawet niby szukała pod stolikiem zgubionej bransoletki, a znalazła ogromne berło męża, które przez chwilę smakowała jak degustatorka. Jeden z kelnerów się chyba domyślił, co jest grane, bo spłonął rumieńcem i szybko zniknął. No co? Urozmaicali sobie wyjazd jak mogli.
Tej nocy wrócili jak zwykle nieźle wstawieni i na siebie napaleni. Karol już w trakcie spaceru do domu, miał wetknięty palec w cipkę, w której wiercił się niecierpliwie, jakby tam coś ważnego zgubił i musiał to odzyskać. Zjeżdżając z pleców w krocze po jędrnym pracującym pośladku, wsunął dłoń pod majteczki o materiale cieniutkim jak nić pająka i spacerując, bawił się fałdkami ukochanej, aż do wejścia na posesję. Kobieta nie miała nic przeciw. Zanim otworzyli drzwi, przycisnął żonę plecami do ściany, namiętnie całował i miętosił jej skarb na zmianę z pięknymi piersiami, których nie okrywał stanik tylko cieniutki materiał bluzki z dużym dekoltem. Mało brakowało, a wziąłby żonę przed drzwiami wejściowymi.
Po wejściu do domu i kilku zabawnych komentarzach, zniknęli w sypialni, a tam przeorał Patrycję jak niezaspokojony drwal po całej zimie w dziczy bez kobiety. Rżnął żonę aż miło, ta wyła z rozkoszy, a po przerobieniu kilkunastu najdziwniejszych pozycji, wbił się w ansa ukochanej, co zwiastowało bliski koniec stosunku.
Leżał na plecach i patrzył jak żona nabija się na lekko twardą dzidę. Trzon pały znikał w odbycie, a obraz warg sromowych i palców żony o czerwonych paznokciach, pocierających szczyt delikatnych rynienek zawsze na niego działało, jak płachta na byka.
- Lubisz w tyłek, co? - rzucił ordynarnie jak pan do niewolnicy. Wiedział jaka padnie odpowiedź.
- Tak. Bardzo - odpowiedziała głośno i zorientowała się, że ktoś może to usłyszeć za ścianą. Ale teraz nie była pora na refleksje i filozoficzne dysputy. Przyjaciółka i tak już wszystko wiedziała.
- Lubisz jak się tam wciskam szmato, nie?
- Tak. Kocham. Tak, jestem twoją szmatą. Mmmh - poczuła przypływ podniecenia. Uwielbiała, kiedy ją tak bezwzględnie traktował i ubliżał jej w czasie seksu, szczególnie po pijaku. Wtedy całkowicie puszczały jej hamulce.
Kiedy zaczął ją brać od tyłu na pieska, niewielki skrawek białej nieopalonej skóry pięknych pośladków zaczął pokrywać się czerwienią. Co chwilę spadały na miękką falującą poduszkę klapsy, których odgłos rozbrzmiewał w czterech ścianach sypialni i wpadał w rezonans, a Patrycja wciąż stękała i mruczała, oznajmiając światu, jak jej jest dobrze.
- Tak, tak, rżnij mnie. Albert, wal mnie mocniej. Tak, właśnie tak. O kurwa, jak dobrze... - werbalizowała swój stan jeszcze dobrych kilka minut, zanim mąż zalał jej ciasne oczko ciepłym gęstym płynem. W tym momencie najbardziej podniecała ją świadomość tego, że może być słyszana przez przyjaciółkę. Dziś celowo zachowywała się głośniej niż zwykle.
- To trwa coraz dłużej - zaśmiał się Albert, kiedy oboje wrócili odświeżeni z łazienki.
- Przyzwyczajamy się - puściła oczko i spojrzała na zegarek, by ocenić czas zabawy. Odkąd ją rzucił na łóżko, minęła prawie godzina. Teraz to dopiero poczuła zmęczenie, bo wcześniej zdawało jej się, że spędzili na orgii najwyżej trzydzieści minut.
- Jutro przerwa. W takim tempie to nie dotrzymam do końca pobytu - zaśmiał się.
- Dasz radę. Urlop to urlop - pochwaliła męża, ale widziała w jego wyrazie twarzy, że coś kombinuje, że do czegoś zmierza. - Dobra, co ci wpadło do głowy? - oparła się na łokciu i spojrzała mu w oczy. - Mów, póki wciąż jestem wstawiona i szczęśliwa po dobrym seksie - zaśmiała się.
- Nie, to głupie - unikał zwierzenia się, ale czekał, aż zacznie to na nim wymuszać.
- Lubię z tobą robić głupie rzeczy - posłała cwaniacki uśmieszek w stylu intrygantki, by bardziej ośmielić męża.
- Może...kogoś sobie poznamy, no wiesz? Kiedyś o... tym myśleliśmy - bał się powiedzieć otwarcie, ale wszystko było już wiadome.
- Trójkąt? - spytała, by się upewnić, że o to mu chodzi. Nie była zaskoczona propozycją, bo już kiedyś coś jej przebąkiwał, a ona szczególnie się nie oburzyła, zresztą widziała z opowieści, że faceci o tym marzą.
- No...czemu nie. Warunki zdają się być idealne. Wczasy, nikt nas tu nie zna... - spojrzał podejrzliwie na ukochaną.
- Pewnie z kobietą, co? Czy facet też wchodzi w grę? - dopytywała, choć dobrze wiedziała, że on marzył o bzykaniu dwóch panienek naraz. Ona tylko dla przekory udawała, że myśli o drugim kutasie, kobietę też miała ochotę przetestować, ale się z tym szczególnie nie zdradzała. W sumie było jej obojętne, byle było ciekawie i pojawił się ten dreszczyk emocji, adrenalina i nieznane.
- Dziś w barze, ta Hiszpanka w białej krótkiej tunice - próbował opisać i przypomnieć żonie kobietę, która na kilka minut przyłączyła się do nich na parkiecie. - Ona wyglądała na szukającą przygody, nie uważasz?
- Uważam. Patrzyła na ciebie jak na ciasteczko do schrupania.
- Ja tam widziałem, jak podziwiała twoje ciało. Wciąż gapiła się w twoje skaczące cycki - odwdzięczył się miłymi słowami. - Zresztą ja też - dodał.
- Widziałam, gdzie ciągnęło twoje oczy - droczyła się. - Też miała ładne piersi. - uśmiechnęła się. - No nie tak ładne jak moje, ale... - dodała rozbawiona.
- Zgadzam się - powiedział błyskawicznie i pochylił się nad żoną, by wziąć jej sutek w usta, by komplement brzmiał wiarygodnie. - Wspomniałem jej, że jutro też tam przyjdziemy - szepnął i zaczął krążyć językiem po ciemnej brodawce.
- O ty! Kiedy? Jak?
- Kiedy poszłaś zapalić. Po angielsku - zaśmiał się, odpowiadając krótko na pytania.
- Kocham cię. Z tobą mogę próbować wszystkiego - oparła dłoń na jego włosach. - Ty to masz dobrze - zaśmiała się. - Która by ci na to pozwoliła? - przyciągnęła jego głowę, pocałowała i przytuliła się do nagiego torsu. - To będzie udany urlop. Bardzo udany - pocałowała namiętnie męża i sięgnęła po jego miękką kluskę, która bardzo powoli zaczęła wypełniać się krwią.
- Lepiej nie, bo... będę cię męczył do rana - spojrzał na trzymany w drobnej dłoni żony organ.
- Racja. Jutro możesz mieć podwójną robotę. Nie dasz rady - prowokowała, rzuciła mu wyzwanie.
- Przecież mi pomożesz, nie?
- Nie wiem, może? - rzuciła tajemniczo. Już czuła tę wyjątkową erotyczną energię. Ona, on, i inna kobieta. To będzie szaleństwo.
Przebudził się. Na myśl o czekającym go nocnym potencjalnym eksperymencie, poczuł przypływ żądzy. Było już jasno, za drzwiami słyszał odgłosy jedzących śniadanie i głośno rozprawiających o czymś dziewczynek. Mimo to przysunął się do Patrycji, a po chwili cichutko penetrował pochwę zaspanej żony, która cichutko dyszała mu do ucha. O poranku zawsze dochodził szybciej. Nie było inaczej tym razem. Dziesięć minut wystarczyło, by na pośladku ukochanej pozostawił niedużą porcję bardzo gęstej spermy. Ostatnie minuty wbijał się z góry w pochwę, a Pati bezwładnie leżała na brzuchu z rozwartymi nogami. Oparł wyprostowane ramiona na materacu, a biodra spadały na pośladki jak zaczepione na sprężynie. Góra - dół, góra - dół, a wszystko przy nadzwyczajnych środkach ostrożności, by zatrzymywać się na pół centymetra przed ciałem żony, by nie powodować plasków.
Słyszał ja Karolcia śmieje się z Miśką, a Katarzyna upomina je, by były ciszej, a on wciąż penetrował pochwę, czasem gniótł dłonią cycka. Gdyby ktoś teraz wszedł, zastałby go w dość kłopotliwej sytuacji.
Takie wczasy uwielbiał. Seks kiedy tylko mu się zachce, i aż do upadłego.
Co!? Zaspana Katarzyna usłyszała nieznajomy głos. Ktoś mówił po angielsku i to bardzo słabo. Zdawało się, że śni. To...to już przesada! Jak mogą!? - wzburzyła się na samą myśl o tym, co się działo za ścianą.
Kiedy nagle zrobiło się cicho, wstała i podeszła do drzwi balkonu. To co zobaczyła, przechodziło jej wyobrażenia. Jakaś czarnowłosa kobieta, prawie że mulatka, stała przy balustradzie obok Patrycji. Obie miały podciągnięte sukienki. Albert penetrował żonę, a jego prawa dłoń znikała między udami nieznajomej kobiety, która się wdzięczyła jak zakochana małolata. To był szok! A chwilę po tym, jeszcze większy. Nie była w stanie pojąć, czy to fikcja, sen, czy... oszalała. Jej przyjaciółka spojrzała na męża, pocałowała go namiętnie, a po chwili chwyciła towarzyszkę za podbródek, przyciągnęła do swojej twarzy i zatopiła usta w czerwonych i mięsistych nieznajomej. Języki zaczęły wirować i tańczyć, a kobiety dotykać swoich piersi. I wtedy seans się skończył. Albert objął w talii dwie piękności i poprowadził je do sypialni.
Przez ponad godzinę, pobudzona i zarumieniona Kasia przysłuchiwała się szaleństwu, nie chciała spać, wytrwała do końca. Tym razem często przystawiała ucho do ściany, wyłapywała każdy dźwięk. Tak, była ciekawska. W pewnym momencie orgii, ledwo się powstrzymała, by nie wparować do sypialni przyjaciółki i dołączyć do tego szaleństwa, tak ją już nosiło. Ciekło z niej jak nigdy, dłonie zdawały się być nie do okiełznania, wciąż przyłapywała się na tym, że musi potrzeć swędzący srom, by poczuć cień ulgi, i to tylko na chwilę. Już kilka razy pocierała łechtaczkę, palec świdrował pochwę, ale za każdym razem rezygnowała, jakby przyłapywana przez kogoś na zabronionej zabawie. Ja taka nie będę! - wzbraniała się, choć nie wiedziała dlaczego, po co? Przecież była dorosła, mogła, tak robi wiele kobiet. Coś jednak ją blokowało.
Kiedy odgłosy seksu ucichły i imprezowicze zasnęli, ona przypadkiem, szukając wygodnej pozycji do spania, objęła nogami zrolowaną cieniutką kołdrę. Chyba intuicyjnie otarła kroczem o powstałe zgrubienie i... nie mogła już przestać. Dobrze, że było ciemno i widziała tylko zarys swojej sylwetki. Koszulka nocna szybko powędrowała w górę odsłaniając całe biodro, a połyskująca skóra wyglądała niezwykle erotycznie. Srom zetknął się z kołdrą, nogi zacisnęły się na pościeli. Obnażone biodro, ten zmysłowy łuk, uświadamiała jej, że to nie sen, to jej ciało, to ona powoduje jego erotyczny ruch. Wciąż ocierała się wrażliwą muszelką o ten najtwardszy skręcony fragment narzuty, odchodziła od zmysłów. Wierzgała tak kilka minut, zanim pierwszy raz od ponad półtora roku szczytowała. Eksplozja endorfin doprowadziła ją do ekstazy, której nie czuła chyba nigdy. O ty... - myślała o sobie i dyszała, wpatrzona w ciemny jak kłębiące się teraz w jej umyśle chmury sufit. O dziwo taką formę sprawienia sobie przyjemności nie traktowała teraz jak przestępstwa, występku. Stało się tak dopiero, kiedy emocje opadły, a oddech wrócił do normy. Jednak wiedziała, że nie cofnie tego, co już się stało.
- Miśka! Nie wchodź tak głęboko. Karolcia! Ty też! - napomniała odważne dziewczynki Kaśka, kiedy te zaczęły wchodzić do basenu w miejscu, gdzie poziom wody przewyższał ich wzrost.
Kasia leżała na drewnianym leżaku i próbowała czytać książkę, mając jednocześnie baczenie na dwie przyjaciółeczki.
- Ale my umiemy pływać! - krzyknęła wesoło dumna córka.
- Ale... - Katarzyna ugryzła się w język.
Właściwie... dlaczego im tego zabraniam? - zastanowiła się. Przecież Miśka miała rację. Teraz zrozumiała, że działa bardzo schematycznie, stereotypowo, standardowo - jak kiedyś jej rodzice, którzy chronili ją przed wszystkim, co mogłoby ją nauczyć prawdziwego życia i zmienić w zaradną i pewną siebie dziewczynę. Sama kiedyś nienawidziła nadgorliwości swoich rodziców, a co sama teraz robiła?
Spojrzała z tarasu na zachwycone zabawą na głębszej wodzie dziewczynki i uświadomiła sobie, że przed chwilą, swoim napomnieniem, chciała ich pozbawić tych beztroskich uśmiechów.
Odgoniła szybko przebłysk wspomnienia z nocy, tę część, w której z rozkoszą oplatała zwiniętą między udami kołdrę. Poczuła ucisk w podbrzuszu i ciepło w pochwie.
Czytała książkę, jakiś pospiesznie kupiony w Polsce na lotnisku kryminał, ale kolejny raz patrzyła w ciąg liter i jakby nie wiedziała, co oznaczają. Znowu napadły ją imaginacje tego, co działo się w nocy za ścianą. To było niepojęte, jak Patrycja i Albert luźno podchodzili do małżeńskiej relacji, do miłości, do seksu. Nigdy bym na to nie pozwoliła - przekonywała sama siebie, choć szybko odgoniła miraż myśli, kiedy wczoraj, w punkcie kulminacyjnym, już prawie była gotowa dołączyć do orgii. Oczywiście, że by tego nie zrobiła, ale przestraszyło ją to, że czuła na to ochotę, że w ogóle o tym pomyślała. Ale tak to jest, kiedy wyposzczoną kobietę przepełnia żądza.
Nie chciała o tym myśleć, bo znowu poczuła, że między udami robi się mokra. Odłożyła słomkowy kapelusz z szerokim rondem na leżak obok, okulary przeciwsłoneczne postawiła na małym stoliku i dołączyła do zabawy z dziewczynkami.
- Uwaga! Idę do was! - rzuciła wesoło i wskoczyła do basenu.
Zrobiła wielki błąd. Kiedy się wynurzyła, napotkała skrzywioną minkę Dominiki.
- Mamo, tak nie wolno! Najpierw trzeba się zamoczyć - pouczała ją dziesięciolatka z wyrazem twarzy fachowca w dziedzinie bezpiecznego zachowania się nad wodą.
Ugryzła się w język, bo już na usta cisnęła jej się nazbyt śmiała odpowiedź, której córka by nie zrozumiała. Byłam już mokra - powiedziała do nikogo w myślach, po czym, tak samo do nikogo, się uśmiechnęła. Czasem masz poczucie humoru - pomyślała, po czym ze skruszoną miną, przyznała córce rację.
Ten wieczór miał być wyjątkowy, inny niż poprzednie. Dzieci jak zwykle miały iść spać, a dorośli, jak nigdy wcześniej mieli spędzić noc razem. Nigdzie nie planowali wychodzić, tylko włączyć film na dvd i odpocząć, jedni od conocnych imprez, inni od rutynowych czynności związanych z opieką nad dziećmi.
Było wino, przekąski i ciekawy film. Albert dolewał schłodzonego białego trunku, otworzył już drugą butelkę, trzecia się chłodziła. Kobiety siedziały obok siebie na sofie i prowadziły żywą dyskusję, towarzysz czasem coś dopowiadał, ale najczęściej przesuwał palcem po ekranie trzymanego przed twarzą smartfona. Było miło, tak koleżeńsko, jak na standardowym spotkaniu ze znajomymi w Polsce.
W trakcie drugiego filmu Albert odleciał, zasnął na fotelu. Żona skwitowała to tylko zabawnym uśmieszkiem (znała przyczynę wyczerpania sił partnera) i sama przejęła dotychczasowy obowiązek męża - dolewała wino do kieliszków.
- Tej nocy też coś słyszałaś? - wyszeptała zaczepnie Pati.
Kasia już miała skłamać, ale nie potrafiła.
- Tak - odparła lakonicznie, jakby z bojaźnią zerkając na śpiącego Alberta.
- I? - próbowała wyciągnąć jakiś komentarz.
- Co i? - czuła się zażenowana.
- I co cię tak nurtuje? Widzę przecież - powiedziała cicho, prowokowała do szczerych pytań, na które chciała odpowiedzieć.
Katarzyna nie wierzyła, że przyjaciółka nie wie, o co może chodzić.
- I? Naprawdę nie wiesz? Przecież wy... Tam była... - nie wiedziała, jak to powiedzieć. Jakkolwiek próbowała, już w fazie formowania samej myśli, brzmiało to okropnie.
- Tak, była z nami inna kobieta - wyznała szczerze, bez cienia wstydu.
- Widziałam - zdradziła się, nie panowała nad słowami, to był odruch. Uniesione brwi zaskoczonej wyznaniem Patrycji, zmusiły Kaśkę do wyjaśnień. - Widziałam was... na... tarasie.
- Ooo! Podglądaczka - droczyła się, choć starała się brzmieć poważnie i uszczypliwie zarazem. Wiedziała, że Kasia przejmuj się tego typu posądzeniami o niestosowne zachowanie.
- To był... przypadek... i... - zacinała się, bo przecież w tej kwestii kłamała jak z nut. Przecież celowo zaglądała zza zasłony.
Nastała przenikliwa cisza. Słychać było tylko dialogi z filmu.
- Było cudownie. - Pati pochyliła się i szepnęła to do ucha przyjaciółki z tak bliska, że ciepłe wydychane powietrze otarło się o małżowinę i szyję. - Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam - wyznała, sama nie wiedziała w jakim celu.
Patrycja streszczała przebieg spotkania z Doritą, hiszpańską ślicznotką, którą poznali z mężem w kawiarni w czasie tanecznej imprezy. Kobieta też była na urlopie, jak to opowiadała małżeństwu - niestety towarzyszyła rodzicom, bo ci obawiali się swojego pierwszego wylotu do Turcji. Dni spędzała z nimi, nocami opuszczała pokój, by zaszaleć, a była rozrywkowa i bardzo otwarta na nowości. To było widać, wręcz się z tym afiszowała, chętnie pozwoliła się zaprosić małżonkom do siebie. Albert bardzo jej się podobał, a obecność Patrycji jej nie przeszkadzała, wręcz dodawała niebywałej pikanterii. Mówiła o tym otwarcie jeszcze w barze, zanim wyszli.
Sam kontekst opowieści rozpalił Kasię, a kilka pikantnych ogólników spowodowało, że wizualizowała sobie sceny, które miały miejsce za ścianą, a między udami wręcz płonęła, ale wciąż udawała opanowaną. Upijała teraz jakby większe łyki wina.
- Ale jak wy tak możecie?
- Możemy. Kochamy się. Zrobiłabym dla niego wszystko, jak i on dla mnie. Każdy facet marzy o posuwaniu dwóch kobiet. Jeśli któryś mówi inaczej, kłamie. Wolę, by robił to za moją zgodą, przy mnie, ze mną, niż... - urwała i spojrzała na męża, czy wciąż śpi. Spał. - Wina? - zmieniła temat.
- Dobra, ostatni - spojrzała psotnie na swój pusty kieliszek Kasia, dając do zrozumienia, że już jej trochę szumi w głowie.
Po chwili przyjaciółki siedziały obok siebie, oglądały film i komentowały ekranowe zdarzenia. Patrycja oparła się ramieniem o Kaśkę i położyła głowę na jej barku, taka czułość, co w rozumieniu Katarzyny było oznaką łączącej ich przyjaźni. Sama czuła się cudownie, potrzebowała tej czułości, zainteresowania, czucia się dla kogoś ważną.
- Skończmy już tę butelkę. Szkoda zostawiać - zaśmiała się dolewając resztkę płynu do kieliszków, aż ostatnia kropla znalazła się w naczyniu.
- Ale mam odlot - oznajmiła rozbawiona Kasia. - Już dawno tyle nie wypiłam.
- Należy ci się. Wyluzuj się. Cały czas opiekujesz się dziewczynkami, a to nie lada wyzwanie - spojrzała z ogromną wdzięcznością na przyjaciółkę, zatrzymała wzrok na niebieskich oczach i jakby na coś czekała, jakby tam coś zauważyła.
- Co? - zaśmiała się podejmująca wyzwanie blondynka. Nie spuszczała oczu, brała udział w pojedynku.
- Piękna jesteś - odpowiedziała Pati.
- Ty też.
Wtedy Patrycja przybliżyła twarz w stronę towarzyszki. Zerknęła jeszcze szybko na śpiącego w najlepsze męża, czy ten wciąż ma zamknięte oczy i przysunęła się bliżej przyjaciółki. Czuła świeży zapach nałożonej na skórę mgiełki wody toaletowej, woń świeżo umytych włosów w kolorze dojrzałej pszenicy, widziała tuż przed sobą kuszące czerwone jak wiśnie usta. Było magicznie.
Zrobiła to. Pocałowała przyjaciółkę. Ledwo musnęła jej usta, ale kiedy zauważyła, że Kaśka przymyka oczy, przywarła wargami mocniej i nieśmiało wepchnęła język w smakujące owocami usta. Zaczęła delikatnie masować ledwie poruszający się, jakby dopiero budzący się do życia język Kasi, który odpowiadał, ale jakby bardzo nieśmiało badając teren.
Katarzyna była rozbrojona, czuła niemoc, jej wola jakby zniknęła, a zarazem jakby była we śnie, którego nie chciała przerwać. Nie czuła trosk, nie zadawała pytań, zatraciła się w szalejących zmysłach, tylko one dochodziły do głosu. Była tak ciekawa tego, co się wydarzy, że nie była w stanie powiedzieć stop, choć coś z jej głębi umysłu, duszy, skądś, ostrzegało ją, że będzie tego żałować.
To wtedy dłoń Pati wpełzła pod białą bluzeczkę i delikatnie zamknęła w sobie pierś przyjaciółki. Czuła twardy jak kamyczek sutek, czuła jędrny i sprężysty cycuszek, szybko odsunęła ramiączko, by uwolnić wypukłość i na nią zerknąć. Nakryła sterczącą jasnobrązową brodawkę ustami i trąciła ją wielokrotnie językiem.
- Patrycja, co ty... - zamarudziła, odchylając jednocześnie głowę, by ułatwić towarzyszce całowanie szyi, na którą, właśnie przed chwilą, z połyskującego od śliny sutka przeniosły się jej usta. Przerwę to, ale... jeszcze nie teraz, za chwilę - pomyślała. Pragnęła takich pieszczot.
- Wiem, że tego... potrzebujesz. Delikatnie i czule - szeptała, wciąż całując smaczną skórę najlepszej koleżanki. Zsunęła też ze zgrabnego ramionka drugą szelkę bluzeczki. Teraz dwie śliczne piersi kołysały się rytmicznie od każdego drobnego ruchu ich właścicielki. - Cudowne - pochwaliła piękne kształtne cycuszki Patrycja.
Wtedy dłoń Patrycji znalazła się na udzie Katarzyny, a ta odruchowo ścisnęła kolana, by chwilę po tym, z pewnym oporem, pozwolić palcom przecisnąć się przez szczelinę utworzoną przez złączone nogi. Poddała się podszeptowi żądzy, teraz hamulce puściły całkowicie.
- Mmm! Patrycja, nieee - szeptała do ucha liżącej szyję Kasia. Czując jak nos brodzi w gęstych ciemnych włosach, jak ociera się o ucho, jej uda rozchyliły się jeszcze bardziej.
- Zaszalej. Na wczasach jesteś. W Turcji... - usprawiedliwiała ją cichym i spokojnym głosem, jakby te argumenty pozwalały na całkowite zatracenie się w przyjemności.
To był moment, impuls, spontaniczna reakcja Katarzyny, która pociągnęła za sobą całą lawinę zdarzeń. Przed oczami przeleciały jej obrazy błękitnego morza, palm, basenów, poczuła otarcie gorącego powietrza i zapach spalonej słońcem ziemi. Poczuła przypływ obezwładniającego szaleństwa, rozkosz, której nie była w stanie opanować, żądzę, jakiej nie chciała powstrzymać. Dlaczego nie? - pomyślała i zapomniała o całym świecie. Istniała tylko ona i sprawiająca jej przyjemność ręka i te cudowne miękkie wilgotne usta.
Patrycja delikatnie i dyskretnie muskała paluszkiem śliską łechtaczkę przyjaciółki, która patrzyła gdzieś w bok, jakby chciała się odciąć od tego, co działo się między jej udami. Obie siedziały obok siebie, jak grzeczne dziewczynki, a ręka Pati opierała się na brzuchu przyjaciółki, dłoń znikała w kroczu. Musiały uważać, przecież obok spał Albert, ale obie nie były w stanie przerwać tego szaleństwa, ich oczy płonęły ekstazą.
- Chodź - szepnęła do ucha, przygryzając je przy okazji, inicjatorka zabawy. Wstała i pociągnęła siedzącą na sofie blondynkę za dłoń.
- Co? Gdzie? - uśmiechała się otumaniona żądzą i alkoholem przyjaciółka. W jej przypadku była to wybuchowa mieszanka. Początkowo nie chciała, przecież tu było jej tak dobrze. Ale wstała dość energicznie, co znaczyło, że jest ciekawa planów przyjaciółki.
Teraz Patrycja tylko skinęła głową, jak często robiła to w domu, by zachęcić męża do pójścia z nią do sypialni, kiedy miała ochotę na seks.
Kiedy dotarły do sypialni ta bardziej doświadczona kobieta, lekko pchnęła partnerkę, by ta usiadła na łóżku, po czym z niezwykle wampowatą miną weszła na nią, jak na oczekującego od kobiety bycia na górze faceta i zasypała Kaśkę namiętnymi pocałunkami. Zdjęła blondynce bluzkę i rzuciła gdzieś tam za siebie. Ścisnęła ze sobą sprężyste piersi, po chwili całowała je i zasysała. Szybko i jej koszulka poleciała w przestrzeń pokoju i wylądowała na podłodze. Objęła przyjaciółkę tak mocno, że ich cycki skleiły się ze sobą i rozpłaszczyły na ciele partnerki. W tym czasie drapieżne palce Patrycji rysowały delikatnie smukłe plecy Kasi, czując pod sobą delikatne mięśnie i gładką skórę.
Kiedy leżały na boku złączone ustami i ocierającymi się o siebie piersiami, tonęły w swoich objęciach, będąc już tylko w samych majteczkach. Minutę później, kiedy dłoń Patrycji potrzebowała więcej swobody między udami koleżanki, z ich ciał zniknęły i te skąpe szmatki. Przez chwilę wiły się jak dwa splecione węże, choć to Patrycja była bardziej aktywna.
Całowały się jak nienasycone, dłoń inicjatorki wciąż masowała srom partnerki, która mruczała jak kotka w rui i poddawała się każdej pieszczocie, jak zahipnotyzowana. Jedna kobieta dawała, druga tylko brała, odwzajemniając się namiętnymi pocałunkami, które dla Patrycji były jak barometr dla meteorologa. Dzięki sile pocałunków wiedziała, która pieszczota sprawia Kasi największą rozkosz.
- Znikam na chwilę - wyszeptała Pati, po czym jej usta przeniosły się z ust na szyję, zassały jeden i drugi sutek, po chwili wilgotny język znaczył ślad na brzuchu i zmierzał już w okolicę wzgórka łonowego. Opalona skóra przyjaciółki smakowała wybornie.
Pocałowała szczyt warg sromowych, poczuła w ustach sporą ilość wydzieliny pochwowej i ten specyficzny słonawo-kwaśny smak kobiety. Liznęła równolegle zlepione ze sobą wargi sromowe, by te się od siebie odkleiły i odsłoniły wrażliwy na dotyk guziczek, który chciała liznąć. Trąciła czubeczkiem to zgrubienie i chciała zaatakować mocniejszymi ruchami.
- Nie, Pati, tak nie! - wzbraniała się, uciekając biodrami i kładąc dłoń na czole przyjaciółki, by powstrzymać zbliżającą się do krocza głowę. Jeszcze przed chwilą była gotowa na to pozwolić, sprawdzić, jak to jest. Zżerała ją ciekawość, czy język kobiety różni się od męskiego, ale kiedy poczuła ciepły obiekt wjeżdżający w szczelinkę i sunący wzdłuż warg sromowych, kiedy uświadomiła sobie, że to kobieta ją liże, że to nienaturalne, zareagowała.
- Będzie miło, zobaczysz - uspokajała przejętą kochankę uśmiechnięta Patrycja, wpatrzona w bezkształtne linie przyciągającego ją sromu. - Śliczną ją masz - pochwaliła małe i sprężyste wargi sromowe, które teraz od naciągnięcia skóry wzgórka łonowego, przybrały obraz dwóch równoległych linii.
- Nie! - zabrzmiała jeszcze bardziej stanowczo, ale uświadomiła sobie, że to może całkowicie zniechęcić partnerkę, a tego teraz nie chciała. - Tylko palcami... jak coś - zgodziła się zawstydzona blondynka. Na takie ustępstwo z wpajaną jej latami przyzwoitością była w stanie pójść.
- OK.
Patrycja wspięła się ustami tą samą drogą, którą zeszła na dół, po chwili całowała smakujące winem usta przyjaciółki, która, o dziwo, chętnie odwzajemniała tę pieszczotę, głodna nowego smaku, który pozostał w ustach po incydencie między udami. Ich języki poczynały sobie teraz bardzo śmiało, tańczyły, pojedynkowały się. Dłoń Pati wciąż delikatnie okrężnymi ruchami masowała szczyt muszelki Kasi, by po chwili przesuwać palce wzdłuż rynienek sromu, by zatrzymywać się na łechtaczce i drażnić się z nią, dociskając ją, by po chwili delikatnie i precyzyjnie muskać opuszkiem.
Kaśka była rozpalona jak piec hutniczy, dyszała i mruczała co raz głośniej. Teraz już świat dla niej nie istniał. Istniały tylko zmysły, które przeniosły ją do krainy rozkoszy, w której od lat nie była, w której nie była nigdy. Stała się obojętna na otoczenie, nie była sobą, pragnęła tylko systematycznego dotyku cudownych palców Patrycji, na wrażliwej i mokrej jak zalana syropem brzoskwinia cipce.
Kasia widziała, jak drzwi jej sypialni się otwierają i do wnętrza, już nie wchodził, a wkraczał Albert - dumnie i pewnie, z cwaniackim wyrazem twarzy. Musiał się już im przyglądać jakiś czas, bo był nagi, a kutas sterczał mu w pełnej erekcji, wciąż go masował dłonią. Nie wyglądał na zaskoczonego, zszokowanego tym, co robiła jego żona, zdawał się być zachwycony, oczarowany i taki... spokojny, opanowany. Ale dla skrajnie podnieconej i pijanej Kasi, obcy facet w jej sypialni był teraz jakby tłem, czymś-kimś niewartym uwagi i, o dziwo, akceptowalnym. Widziała, że zmierzał w jej kierunku, wyczuwała w powietrzu jego intencje, ale nie mogła, nie chciała reagować. Znowu zdawało jej się, że to musi być sen, bo prawdziwe życie na pewno tak nie wygląda. Nawet czuła jak materac się pod nią odkształca, kiedy kładł się obok niej, a właściwie za nią. Lizała się z żoną Alberta, która spoglądała na męża jakby ze zrozumieniem i aprobatą, ale też zaintrygowana tym, co się wydarzy.
Patrycja chłonęła każdy szczegół tego co się działo za plecami towarzyszki. Właśnie oddała do dyspozycji Kasi swoja szyję i duże cycki, w których usta przyjaciółki buszowały jak nieokiełznany źrebak. Właśnie ssała sutek i bawiła się nim językiem. Kobieta patrzyła, jak Albert spokojnie przysuwa biodra do tyłeczka blondynki, jak patrzy na zgrabną dupcię i już wpycha pod dzielący kształtne pośladki przedziałek wielką nabrzmiałą pytę, którą nawilżył śliną. Pchnął i z łatwością wszedł w rozgrzaną pochwę, co potwierdził głuchy jęk zlewający się w jedno z westchnięciem Kasi, która teraz mocniej przygryzła brodawkę partnerki i otworzyła oczy. Kiedy poczuła wypełniający ją obiekt, jakby się przebudziła z letargu.
- Nie! Nie chcę tak. Nie zgadzam się - spojrzała płonącym żądzą wzrokiem na Patrycję, a po chwili z obawą na Alberta. - Wyjdź, nie wchodź tam już... - oznajmiła.
- Dlaczego? Pozwól mu. Będzie cudownie. Zobaczysz - stanęła w obronie męża, uspokajając ją głosem doświadczonej mentorki.
- Nie. Proszę. Nie chcę tak... - spojrzała na przyjaciółkę Kasia, jakby emanując bezsilnością, a tym samym prosząc o pomoc w pozbyciu się intruza, jakby wiedziała, że sama nic nie wskóra.
Jedno skinienie głowy i cichy komunikat do męża - "Wyjdź proszę", wystarczyło, by panie zostały same.
Wyszedł pokornie.
Nie minęło pięć minut, a delikatna blondyneczka wyła w nałożoną na twarz poduszkę, jak syrena strażacka. Miała gdzieś, że głowa Patrycji już od kilku minut znajduje się między udami (już dawno Kasia przestała zgrywać przyzwoitą), a po cipce śmigają wszędobylski język i gorące usta. Od pewnej chwili czuła też w sobie dwa palce, na które sama nakierowywała się tak, by czuć największą rozkosz. Te pieszczoty - droczenie się z łechtaczką, rytmiczna penetracja palcami, które w środku się rozszerzały i wracały ocierając się o ścianki pochwy, zasysanie sromu i wypuszczanie go z impetem, kiedy głodne usta żuły go przez chwilę, wszystko to, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła, zmieniły ją w zbliżającą się do eksplozji bombę. Jej układ nerwowy już nie radził sobie z napływem bodźców, więc przekierowywał je bezpośrednio do mięśni, a te nieskoordynowanymi ruchami, drganiami nóg i bioder, zamieniały się w dzikie spazmy.
Kaśka była w niebie. Zdawało jej się, że leżała na miękkim obłoczku, nogi miała jak z waty, a wdychane powietrze smakowało dziwną pyszną energią. Takie miała wrażenie, kiedy po przeżytym orgazmie, wciąż czuła na muszelce delikatne i czułe niczym dotknięcie skrzydeł motyla pieszczoty językiem, czasem delikatny pocałunek.
- Nie. Chyba nie jestem... na to gotowa - spojrzała przepraszająco Kasia, kiedy ręka Patrycji chwyciła jej dłoń i położyła na swoim łonie. Katarzyna gładziła srom, ale bez emocji i obojętnie, bardzo źle się z tym czuła.
- Chociaż spróbuj. To fajne. Przekonaj się - zachęcała spokojnym głosem.
- Przepraszam. Nie dam rady - spojrzała prosto w oczy przyjaciółki i powoli zabrała rękę.
- Nie przejmuj się tym - puściła oczko i pocałowała partnerkę w policzek, jakby nie chcąc jej teraz zawstydzać bardziej czułymi gestami. - No to idę zająć się mężem - zaśmiała się, jakby odmowa była jej obojętna, a powrót do łóżka męża miał być czekającym ją obowiązkiem.
Patrycja wstała i nie zbierając z podłogi zrzuconych wcześniej ubrań, krocząc niezwykle erotycznymi ruchami jak modelka na wybiegu, naga opuściła pokój.
Po minucie względnej ciszy, zza ściany zaczęły dobiegać do uszu Kasi, rytmiczne dźwięki charakterystycznie skrzypiącej ramy łóżka, a po chwili cała kakofonia erotycznych pomruków, jęków i westchnięć.
Zdawało jej się, że żyje w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Pół godziny zbierała się w sobie, by rano wyjść z pokoju i dołączyć do harmideru w części dziennej apartamentu.
Albert tłumaczył coś zasłuchanym dziewczynkom, Patrycja dopowiadała coś, wesoło się śmiejąc i prawie krzycząc z kuchni. Pachniało kawą, pokrojonymi świeżymi owocami, a przez otwarte drzwi tarasu wpadało gorąca bryza. Wszystko było takie... zwyczajne, a przecież po takiej nocy, według niej, nie miało prawa takie być. Szykowała się na paraliżującą konsternację, palące wstydem wypieki na twarzach, skrajne zakłopotanie.
- Cześć śpiochu! - przywitała się Patrycja. - Kawa? - zaproponowała.
- T...ak, poproszę - odpowiedziała zbita z tropu pogodnym głosem koleżanki.
- Za godzinkę wybieramy się na plażę - oznajmiła Pati, spojrzała na męża i dziewczynki. - Idziesz, czy... - nie dokończyła, by przyjaciółka sama to zrobiła.
- Nie wiem - podrapała się po potylicy, ukrywając ogromne zakłopotanie. Poprawiła zburzone włosy.
- Jak chcesz, odpocznij trochę. Weźmiemy dziewczynki ze sobą - oznajmiła Patrycja, a sympatyczny uśmiech utwierdzał Kasię, że przyjaciółka nie ma o nic pretensji, niczego nie oczekuje, nie ocenia jaj.
- Pewnie, że tak - potwierdził Albert. - Takie dwie małe damy, chętnie połknie mały płetwal błękitny - postraszył Miśkę i Karolcię udawanym głosem. Zażartował, na co dziewczynki zareagowały śmiechem i razem stwierdziły, że to nie prawda, bo wieloryby w tym morzu nie mieszkają.
- Może tak będzie najlepiej - zgodziła się Kaśka, po czym sięgnęła po aromatyczną kawę. Po chwili czuła jak ciepły płyn rozchodzi się po języku i spływa przełykiem, pozostawiając w ustach cudowny smak mocno palonych ziaren.
Jak mogłam do tego dopuścić? Jak Pati mogła mi to robić? Dobrze, że odmówiłam... Ostatni raz piję więcej niż trzy kieliszki wina... Myśli miała tysiąc na minutę. Poza zrozumiałymi wyrzutami sumienia, wstydem i złością na swoją słabość, przebijała się jedna niechciana, burząca spokój myśl - ten orgazm był cudowny, najcudowniejszy, jaki miałam w życiu. Miała kaca moralnego, którego nie mogła się pozbyć. Nawet jak zapomniała na chwilę o nocnych zdarzeniach, wyrzuty wracały niczym bumerang. Znowu tłumaczyła sobie, że to był incydent, tylko jednorazowe urlopowe szaleństwo.
- Wychodzimy zaraz... - poinformowała Patrycja, kiedy odstrojona w seksowną zwiewną sukienkę, podkreślającą jej zgrabną sylwetkę, weszła do pokoju Kaśki. Dziś pachniała słodką pomarańczą, co lokatorka wyczuła zaraz po wejściu gościa.
- OK. Udanej zabawy - pożyczyła małżeństwu Kaśka.
Takiej jak wczoraj? - miała spytać żartując przyjaciółka, ale ugryzła się w język. W takim psychicznym stanie koleżanki, ironia mogła być nie na miejscu. Ujęła to inaczej.
- Źle ci z tym? - Postawiła na otwartość. Powaga na jej twarzy jasno określiła temat rozmowy. Obie wiedziały, o co chodziło.
- Trochę - spojrzała niepewnie i szybko uciekła wzrokiem.
- Niepotrzebnie. Mi... się podobało - próbowała spojrzeć wprost w oczy zawstydzonej Kasi, której oczy wciąż błądziły po podłodze. - Niczego od ciebie nie oczekuję. Dla mnie to była super zabawa. Tylko tyle. Też tak to potraktuj - poradziła.
- Przemyślę to.
- Zrób to zanim... zgorzkniejesz do końca, a poczucie winy doprowadzi cię do depresji. Masz jedno życie, które warto przeżyć i... poznać niektóre jego sekrety. To nie było złe.
- Zabrzmiało to ciężko. Nie wiem, czy to udźwignę - ironizowała Katarzyna, nie miała ochoty na taką poważną rozmowę. - Jedno pytanie - rzuciła po chwili ciszy, a Pati skinęła głową, dając znać, że czeka na ciąg dalszy. - Ten cały wyjazd... Ukartowałaś to. To... po to był..?
- Nie. Nie planowałam tego. Może czasem pomyślałam o tobie... odważniej, ale... nie, nie po to był ten wyjazd. Nie przypuszczałam, że... Sama wiesz.
- Nie... powinnyśmy tak... - próbowała sformułować myśl.
- Wiesz? - Patrycja obróciła się w stronę drzwi, by już wyjść, ale zatrzymała krok, by dokończyć. Mówiła jakby do nikogo, ale zarazem słowa kierowała wprost do przyjaciółki. Taki głośny monolog. - Zamierzam iść za chwilę na imprezę, upić się i szaleć. A po niej, albo jeszcze w trakcie, dam się zerżnąć Albertowi tak, jak tylko tego zapragnie on, lub ja. Nikt poza mną nie będzie ustalał, co mogę, a czego nie, co mi wypada, a co nie przystoi. Żadne pieprzone oczekiwania innych, sztuczne normy, nie zmienią mnie w ślepo w nie wierzącą dziewczynkę. Kobietą jestem. Wyzwoloną. A... ty się dołuj tym, co zaszło i żałuj, że... było ci dobrze, jak nigdy. Tylko po co to? Co ci to da?
Nie powiedziała nic więcej. Wyszła, zostawiając przyjaciółkę z tymi słowami.
EPILOG
Środa wieczorem. Katarzyna porządkowała kuchnię po kolacji i czekała na wyjście córki z łazienki. Była z niej dumna, że wszelkie zabiegi higieniczne Dominika potrafi przeprowadzić zupełnie sama, nawet umyć i wysuszyć włosy.
Dźwięk dzwoniącego telefonu oderwał gospodynię od domowych zajęć.
- Cześć Kasia - rozbrzmiało w głośniku telefonu.
- Cześć, co tam?
Zaczęła się krótka wymiana zdań.
- Tak naprawdę... dzwonię z... propozycją - uśmiechnęła się, robiąc wprowadzenie do delikatnego tematu. - Spotkamy się w weekend? - rzuciła prosto z mostu Pati.
- Ale... jak? Kto..?
- Ja, ty - odczekała chwile - i... Albert - powiedziała trochę zmieszana, co zdradzało też cel spotkania.
Cisza.
- Co, chcecie przypomnieć sobie Turcję? - upewniała się, że dobrze rozumie zaproszenie. Lekko się uśmiechnęła na wspomnienie ostatnich dni wczasów.
- Karolina będzie od piątku u babci. Jak chcesz, Miśka może... - próbowała przekonywać Patrycja.
- Chcę - weszła jej w słowo, bo dobrze zrozumiała i tę propozycję.
Znów nastała cisza.
- OK. Załatwione. Pojadą razem. Babcia się ucieszy, bo dziewczynki się same sobą zajmą - uśmiechnęła się, jej głos brzmiał teraz radośnie. - Pa. Cieszę się, że... - dopowiedziała, ale zrobiła pauzę i zdawało się, że nie powie reszty.
- Że... - powtórzyła Kaśka, by przyjaciółka ruszyła dalej z wypowiedzią.
- Że się zmieniłaś - roześmiała się.
- Pa.
Katarzyna zrezygnowała z dalszego porządkowania blatów w kuchni. Kiedy powiedziała córce, że spędzi weekend ze swoją "bff" u jej babci, Dominika zdawała się być najszczęśliwszym brzdącem pod słońcem.
A dobra mama usiadła na krześle i nie wiedział, czy się śmiać, cieszyć, czy żałować. Wspomnienia z Turcji wciąż zajmowały sporą część jej myśli. Zdarzenie z Patrycją, to po wypiciu sporej ilości wina, było tylko jakby małym incydentem, który, w porównaniu z ostatnimi dniami pobytu w Turcji, był tylko jakby niewinną igraszką grzecznych nastolatek. Nie poznawała tamtej siebie.
Daj spokój! Dorosła jesteś! Nie będziesz taka jak kiedyś - ponura, przezroczysta, nijaka - wyzbyła się wdzierających się do głowy ciężkich refleksji.
Była środa, późny wieczór, a ona zamiast, jak miała w zwyczaju, sprzątać, prasować, a na koniec dnia siedzieć przed telewizorem, stała w sypialni i już zastanawiała się nad wyborem bielizny, która w weekend spodoba się gospodarzom. Układała też przed lustrem fryzury, nie wiedziała, na którą się w piątek zdecyduje. Cebula, kok, może koński ogon, czy lepiej naturalnie rozpuszczone?
Kładąc się do łóżka, nie miała prawie żadnych oporów, by najpierw objąć udami kołdrę i ocierać się o nią pragnącą dotyku cipką, a później w najlepsze pieścić się palcami. Żałowała, że poznała takie życie tak późno.
Jak Ci się podobało?