Późna świadomość
11 lipca 2012
6 min
Elektroniczna muzyka dudni, bardziej czuję jej basowe wibracje niż słyszę dźwięki. Przenika ciało równie skutecznie jak wypite porcje rozbełtanego wodą reddsa, jak błyskające światła przenikające umysł, pozwalające tylko na poddanie się rytuałowi oczyszczenia przez dominację rytmu. Nic nie mówię, siedzę na stopniu zrelaksowany, towarzystwo kręci się w pobliżu i czasem coś do mnie krzyczy przegrywając z wibracjami basów. Czuję spokój. Ona jest wysoka, miękko rozparta między stołkiem, a wysokim blatem baru. Ma szerokie biodra, wąską talię upiętą w taniej czarnej krótkiej sukience, którą usilnie młodzieżowy krój, podkreślający drobne niedoskonałości figury, wyklucza z grona małych czarnych; ładną twarz z niezrozumiałym, silnym zaburzeniem na pozór doskonałych proporcji, nadającym jej lekko kurewskiego wyrazu, lub też dzięki prostym włosom - wrażenia pewności siebie i siły charakteru. Od piętnastu minut muskam wzrokiem jej nieco przesadnie umięśnione nagie uda, gapię się na tyle bezczelnie, by mogła zauważyć znacznie mojego wzroku i na tyle taktownie, by nie okazać wyjątkowości pożądania, które we mnie narasta, świadomości tego, że wiem, że już nie poluję, już od kilku minut jest moja. Udawaną obojętnością, krótkimi spojrzeniami pełnymi radości i przyzwolenia odwzajemnia to co już wiem, równie taktownie jak ja, nie dając pewności, że to nie przypadek, że być może jednak ten kontakt jest moją iluzją. Zbyt wyrafinowana, zbyt trudna do zrozumienia dla statystycznego klienta tego klubu, darzona podchmielonymi spojrzeniami, pełnymi zainteresowania i podziwu podszytego strachem, od dłuższego czasu porzucona przez męskie towarzystwo, jest moim łatwym łupem.
Bez cienia emocji na twarzy obserwuję jak nagle wstaje i znika w kłębach mgły parkietu. Adrenalina, niepewność, może już wychodzi do domu? Zrywam się, gwałtownie, zatrzymuję przy barze, gdzie stygnie jeszcze stołek ogrzany jej tyłkiem. Wpatruję się w błyskający światłami zamglony mrok parkietu. Jest, tańczy sama w głębi sali, twarzą do mnie. Gdy bezceremonialnie zbliżam się do niej, prawie nieruchomy pośród podrygującego tłumu, nie widzę jej oczu w tym ekscytującym momencie niepewności. Dopiero stając z nią twarzą w twarz, dostrzegam wpatrzone w siebie błyszczące oczy, bez cienia wcześniejszej pruderii, twardo stawiające warunek: "nie okaż się teraz kretynem".
- Chodź ze mną – przepełnia mnie spokój, kiedy to mówię, chłonąc jej wzrok i wiedząc, że nic nie słyszy. Chwyta moją nisko wyciągniętą w mroku dłoń i bez cienia sprzeciwu, blisko przy moim ramieniu pozwala zaprowadzić się do miejsca, gdzie wypełnione gośćmi wytłumione akustycznie loże dają możliwość swobodnej rozmowy. Jeszcze przez krótką chwilę patrzymy na siebie, gdy cieniem rzuca się na mnie zwątpienie: oto ja dowiem się teraz, że mam do czynienia z kretynką.
Zatrzymujemy się.
- Kim jesteś? – wykrzykuje, a ciekawość i niedowierzanie malują się na jej twarzy, gdy energicznie muska dłonią mój policzek, by odwrócić mi głowę i móc z bliska spojrzeć mi w oczy, przysuwając pełną euforii, uważną twarz na odległość kilku centymetrów.
- Nie wiem jeszcze, ale mam wrażenie, że też to czujesz – odpowiadam czule wpatrując się w jej oczy i przytrzymując ją w talii. Materiał jest szorstki, nieprzyjemny w dotyku.
- Mam na imię Zosia, czuję – odpowiada aksamitnym i niskim jak na kobietę głosem, na moment lekko cofając dłoń, jakby jej nagłe skrócenie dystansu było nie na miejscu. Feromony jej oddechu gwałcą moje receptory falami adrenaliny, gdy w naturalnym, swobodnym odruchu miękkimi i wilgotnymi ustami delikatnie całuje moje, drżącą ręką nadal przytrzymując moją szczękę. Przymyka oczy, przywiera delikatnie całym ciałem, na tyle delikatnie by móc udawać, że mój twardy wzwód może być tylko sprzączką paska, znowu wpatruje się we mnie radosnym wzrokiem "i co teraz?". Odwzajemniam pocałunek, starannie unikając napastliwości.
– Och, jak ty na mnie działasz – szepcze. Jest wiotka, ale nie koścista, raczej miękka i bardziej pulchna w dotyku niż można by to ocenić wzrokiem. Patrzymy sobie przez chwilę w oczy ciesząc się z narosłego podniecenia.
- Pomyślałem, że chciałbym być z tobą szczery.
- To znaczy? – pyta zaskoczona.
- Doskonale się czuję w twoim towarzystwie, chociaż rozmawiamy dopiero kilka minut.
- Ja świetnie się bawię już od pół godziny – odpowiada z uśmiechem, cały czas intensywnie wpatrując się w moje oczy – inaczej byłbyś tanim podrywaczem z takim tekstem – śmieje się.
- Podoba mi się twoja bezpośredniość, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że w tej sytuacji powinniśmy traktować się całkiem poważnie – odpowiadam zabawnie lecz bez cienia ironii i dostrzegam jak dobrze czyta moje intencje.
- Tak, jestem na to gotowa – podobny ton żartu mogącego okazać się istotnym elementem rzeczywistości – to jak masz na imię? – przedstawiam się i czuję, że wbrew panującej między nami atmosferze pożądania, muskając się delikatnie ciałami, zagłębiamy się w lekką lecz porywającą rozmowę o coraz to istotniejszych sprawach. Po jakimś czasie jej oczy, blisko moich, stają się pełną niuansów głębią jej duszy. Gdy zapytana oświadcza, że jest tancerką w pobliskim klubie, żartuje z mojego źle skrywanego zakłopotania, po czym wyjaśnia, że tak naprawdę studiuje tutaj farmację, a zarabia trochę asystując twarzą na targach.
Dopiero zmiana nastroju i oświetlenia klubu przywraca nam świadomość otoczenia, gdy rozbrzmiewają popowe dźwięki. Mówię, że nie lubię tego, wychodzimy.
- Gdzie pójdziemy? - pyta zalotnym głosem, gdy jesteśmy na zewnątrz, pytanie "po co" jest zbędne.
- Znajdziemy coś – stwierdzam stanowczo, prowadząc ją w kierunku parku. Idziemy wdychając rześkie po upalnym dniu powietrze, jedna z alejek prowadzi w mrok, latarnie nie świecą, gdy mija olśnienie, w mroku majaczy samotna ławka, niewidoczna z żadnej strony. Rozbieram ją w milczeniu, bez ceregieli rozpinam sukienkę. Przymykając oczy mięknie i pręży się na zmianę, cała drży z podniecenia. Stoi w końcu przede mną prawie naga, podniecona i bezbronna. Jej nagie stopy oswobodzone z sandałów pośród pocałunków dotykają przyjemnie rozgrzanego betonu chodnika, kiedy całując nabrzmiałe sutki i napiętą skórę brzucha zsuwam z niej majtki, odsłaniając wydatny wzgórek łonowy. Wtulam usta w cipkę, pieszcząc delikatnie uda wilgotne od ściekającego, pachnącego śluzu. Świadomość tej powodzi sprawia, że kutas rozsadza mi spodnie, ona pomaga mi się z nich uwolnić, czule pieści go u nasady, gdy niknie w jej gardle. Chwilę później jej łechtaczka sterczy zachęcająco pomiędzy moim językiem a zębami, usta oplatają jej wilgotne płatki, rozsmarowuję śluz na jej pośladkach, muskam jej brązową dziurkę. Jej przeciągły jęk jest niski i gardłowy jak na kobietę. Drażnię delikatną, coraz mniej ściśniętą dziurkę - Ja dojdę, chcę ciebie w sobie! – jęczy mi do ucha pomiędzy głębokimi oddechami. Biorę ją oddaną na ławce, głęboko, całym sobą i czuję jak wtula się we mnie w tym ruchu, cała naprężona. Szepcze, że nie mogę tam skończyć. Korzystając z ilości jej śluzu rozsmarowuję go, jęczy gdy wypróbowuję palcem, po czym biorę ją delikatnie w tyłek. Uważnie, bardzo powoli wsuwam, tak aby mogła się rozluźnić, patrzy na mnie niepewnie, gdy wolno wypełniam jej głębię. Zaczynamy powoli się posuwać, w końcu trafiam w to rozkoszne miejsce.
- Uch... nie wiedziałam, że... to... może... być... tak... podniecające... - szepcze między oddechami. Kończymy pośród jej gardłowych jęków i opadamy wtuleni w siebie na ławkę, dysząc. - Nie wychodź... - w końcu jednak delikatnie wysuwam się z niej.
Spacerujemy po parku aż zaczyna świtać. Rozmawiamy, szczerze, nie czując potrzeby udawania przed sobą czegokolwiek. Odprowadzam ją do taksówki, czuły pocałunek, telefon zapisany na bilecie.
Przez następne lata marzę o niej w chwilach słabości, zastanawiam się co by było gdybym jednak zadzwonił, by poznać się zwyczajnie, w dzień, na trzeźwo. Gdybym zostawił jej swój numer.
Jak Ci się podobało?