Ilustracja: Ron Lach

Porwanie Mośki

2 lutego 2025

12 min

Zainspirowane gifem - efekt postanowienia noworocznego na rok 2025. ;)

Zabrali mnie tak nagle, jakby to była scena wyjęta z taniego filmu akcji. Czarna torba nasunięta na głowę, szorstkie dłonie ciągnące mnie w stronę ciemnej furgonetki. W powietrzu unosił się duszący zapach benzyny i — nie da się ukryć — strachu. Ten ostatni, paradoksalnie, ulotnił się zaskakująco szybko. Może to adrenalina, a może fakt, że gdy tylko wciągnęli mnie do jakiegoś ponurego, piwnicznego pomieszczenia, które w gruncie rzeczy okazało się całkiem przytulne, i zdjęli mi z głowy ów upokarzający kaptur, moim oczom ukazali się… no cóż, trudno ich nazwać potworami.

Dwóch mężczyzn, obaj ubrani w dresy. Jeden z nich miał podejrzanie bujną czuprynę, ledwie ukrytą pod bejsbolówką, drugi zaś posturą przypominał niedźwiedzia, a jego wąsy wyglądały, jakby żywcem wyjęto je z reklamy staromodnego salonu fryzjerskiego. Nie krzyczeli, nie grozili, wręcz trudno im było przypisać choćby cień niegrzeczności. Ten z czupryną nawet przeprosił za torbę na głowie, tłumacząc się „procedurami” i prosząc o zrozumienie. Misiowaty natomiast zaoferował mi herbatę.

— Mocną, bo pewnie stres podziałał na młodą damę — rzekł z troską w głosie.

I tak się zaczęło.

Okazało się, że Kazik i Marek, bo tak się przedstawili, byli porywaczami—amatorami. Przynajmniej takie wrażenie odnosiłam, obserwując ich nieporadne ruchy i nerwowe popijanie herbaty. List z żądaniem okupu, sporządzony na komputerze i wydrukowany czcionką Comic Sans, wyglądał raczej na nieudany żart niż realne zagrożenie. Wniosek: reakcja tatusia, bogatego biznesmena o sercu z kamienia, mogła być dwojaka — śmiech lub telefon na policję. Z pewnością jednak nie panika i pośpieszne pakowanie walizki banknotów.

Zamiast przywiązać mnie do krzesła, pozwolili mi rozsiąść się na starej, ale zaskakująco wygodnej kanapie. Włączyli telewizor, przepraszając za „starą plazmę”, bo “pech chciał”, że nowa akurat się zepsuła. Kazik zapytał, czy nie skusiłabym się na coś do jedzenia. Marek przyniósł talerz pierogów leniwych, oznajmiając, że „domowe, babcia ugotowała, a ona robi najlepsze”. Czułam się bardziej jak nieproszony gość na rodzinnej uroczystości niż zakładniczka.

Pierwszy dzień minął zadziwiająco szybko. Oglądaliśmy razem głupkowate komedie romantyczne, Kazik i Marek rechotali głośno w najmniej spodziewanych momentach, zarażając mnie swoim śmiechem, choć początkowo starałam się zachować powagę. Graliśmy w Monopol, gdzie Marek oszukiwał bez cienia zażenowania, a Kazik, z miną stratega, inwestował w hotele na najdroższych polach. Wieczorem, gdy zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać, zaproponowali mi pokój gościnny. Okazał się nim niewielki, ale schludny pokoik z łóżkiem polowym, lampką nocną i stosem starych magazynów motoryzacyjnych. Dostałam nawet piżamę — flanelową, jak się okazało, po babci Marka, ale na szczęście świeżo wypraną.

Kolejne dni upływały w podobnej atmosferze. Rano śniadanie — obowiązkowo jajecznica, „bo to klasyka”, potem gry planszowe, filmy, rozmowy o niczym i o wszystkim. Kazik okazał się pasjonatem lokalnej historii, potrafił godzinami opowiadać o zapomnianych legendach i dawnych bohaterach. Marek z kolei był zapalonym fanem motoryzacji i posiadał encyklopedyczną wiedzę o każdym modelu samochodu wyprodukowanym w czasach PRL—u. Ja, początkowo nieufna i zamknięta w sobie, powoli zaczęłam się otwierać. Może to syndrom sztokholmski, a może zwyczajnie… polubiłam tych dwóch niezdarnych porywaczy.

Pewnego znużonego wieczoru, graliśmy w karty przy prowizorycznym stole z desek i cegieł. Panowała cisza, przerywana jedynie stukotem kart i cichym szuraniem. Nagle Kazik, siedzący naprzeciwko, ciężko westchnął, przerywając monotonię.

— No dobra, Mośka… — zaczął niepewnie, drapiąc się po brodzie. — Bo tak na ciebie mówimy, wiesz, Mośka… tak między sobą. No bo… no jakby… porwana jesteś… ale tak po swojemu… no wiesz… — Plątał się w słowach, jakby nagle postawiono go przed komisją egzaminacyjną z retoryki, a on zapomniał całej przygotowanej mowy. Jego zakłopotanie było niemal namacalne.

Marek, siedzący obok Kazika, jakby wyczuwając jego trudność, pospieszył z pomocą.

— Chodzi o ten okup — wyjaśnił, spoglądając na mnie z lekkim skrzywieniem. — No bo… list wysłaliśmy… tatuś twój pewnie już go ma… ale… no… wiesz… tak sobie myślimy… — Urwał, szukając w spojrzeniu Kazika potwierdzenia, wsparcia w tej niezręcznej konwersacji.

Kazik odchrząknął, kręcąc nerwowo w palcach talię kart.

— No tak myślimy… że w sumie… fajnie nam z tobą. No nie powiemy, że nie. Polubiliśmy cię. I… kurczę, szkoda by było cię oddawać. Te pieniądze… no dobra, spoko kasa, ale… bez ciebie tu będzie jakoś… pusto. — W jego głosie pobrzmiewała szczerość, zaskakująco szczera, biorąc pod uwagę okoliczności.

Spojrzałam na nich zaskoczona, niedowierzając uszom.

— Chcecie powiedzieć, że nie chcecie okupu? — zapytałam, unosząc brwi. Ich niepewność i dziwne wyznanie kompletnie mnie zbiły z tropu.

— No właśnie tak. Nie chcemy okupu. Chcemy… ciebie. — Marek potaknął z ulgą, jakby zrzucił z siebie ciężar, że wreszcie ktoś, w tym wypadku on sam, wypowiedział to na głos.

— No właśnie tak! — Kazik klepnął Marka po plecach, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy. — Lepiej bym tego nie ujął! Chcemy, żebyś z nami została! Możemy razem filmy oglądać, w karty grać, Marek cię nauczy o samochodach! — W jego oczach błysnęła dziecinna radość, zupełnie niepasująca do roli porywacza.

— Chcecie mnie zatrzymać? Na stałe? Jako… zakładnika—przyjaciela? — Zaczęłam się śmiać, a śmiech ten niósł w sobie nutę histerii. To było tak absurdalne, tak nieprawdopodobne, że w żaden sposób nie potrafiłam się powstrzymać. Łzy napłynęły mi do oczu, mieszając się z niedowierzaniem i rozbawieniem.

— No coś w tym stylu! — Kazik, uradowany, że zrozumiałam absurd ich propozycji, zaczął gorliwie kiwać głową.

— Tylko… no musimy jakoś tatusiowi dać znać, nie? Że rezygnujemy z okupu… ale… że ty… no wiesz… zostajesz z nami… dobrowolnie? — Słowo “dobrowolnie” wybrzmiało w piwnicy niczym echo ironii.

Zamyśliłam się, wpatrując w brudną podłogę. To było szaleństwo. Czyste, nieokiełznane szaleństwo. Ale… w sumie… perspektywa powrotu do domu, do tego sterylnego, zimnego, korporacyjnego świata mojego ojca, nagle, paradoksalnie, straciła całą swoją rzekomą atrakcyjność. W niemal wiejskiej chacie w otoczeniu Kazika i Marka, było… jakoś tak przytulnie. Było… zaskakująco zabawnie, pomimo okoliczności. Było… dziwnie, niepokojąco normalnie.

— Mam pomysł — powiedziałam w końcu, przerywając ciszę, która zdążyła się zagęścić niczym piwniczny kurz. — Wyślemy drugi list. Do taty.

Kazik i Marek spojrzeli na mnie z niepokojem, jakby obawiali się kolejnego ciosu, nowej fali szaleństwa. Marek wyglądał wręcz, jakby lada moment miał paść ofiarą kolejnej dawki czcionki Comic Sans.

— Napiszemy, że… że nie chcecie okupu. Że stwierdziliście, że jestem zbyt fajna, żeby mnie oddać. — Zrobiłam dramatyczną pauzę, przeciągając wzrok po ich twarzach, igrając z ich niepewnością. Zabujałam biodrami, miękcząc ich zaskoczenie swoją udawaną niewinnością, zanim wypaliłam z uśmiechem: — I… dodamy coś jeszcze.

— Co? — spytał Kazik, a w jego głosie słychać było ciekawość, pomieszaną z lekką obawą.

Nachyliłam się do nich, mrużąc oczy konspiracyjnie, niczym wytrawny spiskowiec knujący intrygę.

— Do koperty wrzucimy… sekstaśmę.

W piwnicy zapadła cisza gęstsza niż zazwyczaj. Kazik zamrugał zdezorientowany, Marek otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. W końcu Kazik, powoli, z niedowierzaniem malującym się na twarzy, zapytał, a jego głos drżał lekko, zdradzając przerażenie.

— Sekstaśmę? Ale jaką sekstaśmę? Z… nami?

— Tak, z wami i mną! — Odpowiedziałam z uśmiechem, a w moich oczach błysnęły iskierki psotnego zadowolenia. Gra dopiero się zaczynała.

— Sekstaśmę? — Kazik zdawał się nie dowierzać własnym uszom. W jego oczach tańczył cień niedowierzania i niepokoju. Marek, początkowo równie osłupiały, powoli zaczął się uśmiechać. Pomysł kiełkował w jego wyobraźni z wolna, niczym pąk wiosną.

— No taką! A jaką inną? Przecież o to chodzi, żeby tatusiowi kopara opadła aż do samej ziemi! Żeby zobaczył, jaką mam świetną ekipę i jak doskonale bawię się bez jego pieniędzy i kontroli — mówiłam z gestykulacją, unosząc ręce w entuzjazmie. — Wyobraźcie sobie tylko — list z żądaniem okupu, a w środku… my! W pełnej krasie!

Marek cicho zachichotał.

— Wiesz co, to jest… genialne! Absolutnie szalone, ale genialne! — jego entuzjazm stawał się zaraźliwy. Kazik wciąż wydawał się niepewny, lecz nerwowy uśmiech zaczynał wkradać się na jego twarz.

— No dobrze, dobrze — przyznał w końcu, drapiąc się po głowie. — Ale… jak to technicznie miałoby wyglądać? Nie mamy żadnej kamery, nic…

— Och, Kazik, Kazik — westchnęłam teatralnie. — W XXI wieku żyjemy! Każdy ma kamerę w telefonie! Marek, masz jakiś porządny smartfon, prawda?

Marek z widoczną dumą wyciągnął telefon.

— Jasne, najnowszy model. Kamera jest świetna.

— Doskonale! To jeden problem z głowy. Teraz tylko… musimy to zaplanować — zaczęłam spacerować po pokoju, gestykulując energicznie. — Potrzebujemy… scenariusza! No, może nie dosłownie scenariusza, ale… musimy wiedzieć, co chcemy pokazać. Ma być pasja, ma być radość, ma być ogień!

Kazik i Marek spoglądali na mnie z mieszaniną ciekawości i podniecenia. Marek zapytał:

— Dobrze, ale… ty… ty się na to zgadzasz? Wiesz… naga i te sprawy?

Roześmiałam się.

— Oczywiście, że się zgadzam! Przecież to sedno sprawy! Chcę, żeby tata zobaczył, jak jestem wolna, szczęśliwa i robię, co chcę! A co może go bardziej zszokować, niż widok własnej córeczki… w takim wcieleniu? — Uśmiechnęłam się złośliwie. — Poza tym… chyba się mnie nie brzydzicie?

Marek od razu zaprzeczył z oburzeniem.

— Co ty mówisz! Jesteś… jesteś super! — Kazik energicznie potwierdził skinieniem głowy.

— W takim razie… do dzieła! — Zatarłam ręce z ekscytacji. — Najpierw musimy znaleźć jakieś odpowiednie miejsce. Ten salon jest trochę… zbyt zwyczajny. Potrzebujemy czegoś… bardziej nastrojowego. Może sypialnia?

Ruszyliśmy do sypialni. Było to niewielkie, lecz przytulne pomieszczenie. Stało w niej duże, wygodne łóżko, a z okna rozciągał się widok na ogród.

— Tutaj będzie idealnie — stwierdziłam. — Możemy ustawić telefon na statywie albo czymś… a może Marek będzie kamerował, a Kazik… no, Kazik będzie mi pomagał w akcji — puściłam do nich oczko.

Zaczęliśmy przygotowania. Ustaliliśmy, że Marek stanie za kamerą, by uchwycić najlepsze kadry. Kazik… Kazik miał być moim aktorem. I moim partnerem. Na samą tę myśl zrobiło mi się gorąco.

— Dobra, to… jak zaczynamy? — rzucił Marek, unosząc telefon, gotowy do nagrywania.

Spojrzałam na nich obu, uśmiechając się szeroko.

— Zaczynamy od ściągania ubrań!

Powoli, z uśmiechem igrającym na ustach, rozpięłam guziki koszuli. Marek włączył nagrywanie, a Kazik wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Koszula zsunęła się na podłogę, odsłaniając koronkowy stanik. Potem, równie powoli, zdjęłam spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Czułam na sobie ich spojrzenia, pełne pożądania i ciekawości. Ta świadomość dodawała mi pewności siebie.

— No dobra, chłopaki, teraz wasza kolej — powiedziałam, zerkając na nich prowokacyjnie.

Marek i Kazik, początkowo nieco nieśmiało, lecz z narastającym entuzjazmem, zaczęli się rozbierać. Marek pozbył się koszulki, odsłaniając umięśniony tors. Kazik, choć nieco bardziej korpulentny, wciąż emanował pewnym magnetyzmem. W końcu staliśmy we troje nadzy w sypialni, z obiektywem telefonu skierowanym w naszą stronę.

— No to… zaczynamy zabawę! — rzuciłam z uśmiechem.

Uniosłam ręce i zaczęłam tańczyć, kołysząc biodrami i piersiami w pulsie wyobrażonej muzyki. Kazik i Marek patrzyli na mnie  zahipnotyzowani. Podeszłam do Kazika, owinęłam ramiona wokół jego szyi i złączyłam nasze usta w pocałunku. Jego wargi były miękkie i gorące. Pocałunek pogłębiał się, stawał się coraz bardziej namiętny.

Marek kamerował nas z boku, przemieszczając się delikatnie, by uchwycić najlepsze ujęcia. Odrywając się od Kazika, podeszłam do Marka, chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam do siebie. Teraz to jego usta smakowałam, czując, jak jego ręce błądzą po moim ciele.

Po chwili wróciliśmy na łóżko. Zaczęliśmy się pieścić, dotykać, całować. Dłonie Kazika oraz Marka sunęły po moich piersiach, brzuchu, udach. Ja odwzajemniałam pieszczoty, dotykając ich ciał, czując, jak ich pożądanie narasta z każdą chwilą.

Gdy Marek pieścił moje udo, spojrzałam prosto w obiektyw kamery:

— Tatusiu — wyszeptałam z uśmiechem — mam nadzieję, że oglądasz! Chciałam ci tylko powiedzieć, że twoja córeczka ma się świetnie. Radzi sobie doskonale bez twoich pieniędzy i twojej kontroli. Jestem wolna i szczęśliwa. I wiesz co? I żyje pełnią życia, w przeciwieństwie do ciebie!

Potem odwróciłam się z powrotem do Marka i Kazika. Oddaliśmy się miłosnej grze. Było namiętnie, intensywnie, pełne żaru i dzikiej przyjemności. Kazik pierwszy we mnie wniknął. Jego ruchy były mocne i zdecydowane. Z gardła wyrwał mi się jęk rozkoszy, gdy poczułam, jak moje ciało zalewa fala gorąca.

W tej samej chwili poczułam, jak Marek przysuwa się bliżej, a jego usta odnajdują moją szyję. Ciepło jego dłoni rozlewa się po moich plecach, muskając skórę. Kazik, w uniesieniu chwili, wyszeptał mi do ucha słowa, które z początku wydały się niedorzeczne w tym kontekście — Wiesz… wiesz co? Ja… ja ciebie wolę. Bardziej niż pieniądze. Serio.

Jego zapewnienie, wyrwane z głębi namiętności, zabrzmiało z zaskakującą szczerością. Na moich ustach rozkwita uśmiech.

— Wiem — szepczę, oddychając płytko — Ja ciebie… i Marka… też wolę bardziej niż pieniądze.

Chwilę później dołącza do nas Marek. Znajdujemy się w miłosnym uścisku, spleceni w jedno ciałami, oddechami, jękami. To czysta, dzika, niepohamowana eksplozja namiętności. W tym szaleństwie zapominam o tacie, o liście, o całym świecie. Liczy się tylko ta chwila, ten pulsujący rytm ciał, to dzikie, wyzwalające uniesienie.

Gdy uniesienie chwilą opadło, leżymy na łóżku, zroszeni potem, wyczerpani, ale przepełnieni dziwnym, niespokojnym szczęściem. Marek sięga i wyłącza nagrywanie. Cisza, gęsta i lepka, wypełnia pokój, przerywana jedynie naszymi ciężkimi oddechami.

— Udało się — wyszeptuję niemal bezgłośnie, posyłając im uśmiech pełen satysfakcji — Nasz list… z dodatkiem specjalnym… gotowy.

Kazik obejmuje mnie ramieniem, jego głos drży od śmiechu.

— Myślisz, że tata to w ogóle wytrzyma?

— Mam szczerą nadzieję, że nie — odpowiadam z satysfakcją, czując, jak kąciki ust unoszą się w złośliwym uśmiechu — Chcę, żeby dostał zawału… no, może bez przesady z tym zawałem, ale żeby się porządnie wściekł – to na pewno.

Marek podnosi się z łóżka, zbierając porozrzucane ubrania.

— Dobra, to co teraz? Wysyłamy to dzisiaj?

— Tak, im szybciej, tym lepiej — przytakuję, zsuwając się z łóżka — Trzeba tylko przegrać film na pendrive’a i spakować wszystko do koperty. A potem… wysłać to prosto do piekła.

Działamy szybko i sprawnie, jakbyśmy trenowali to od lat. Nagranie ląduje na pendrivie, ten w kopercie, razem z napisanym wcześniej listem. Marek wychodzi, wracając po chwili z potwierdzeniem nadania przesyłki priorytetowej.

Wracamy do domu, a w powietrzu wisi dziwne napięcie — poczucie spełnienia miesza się z niepokojem. Zrobiliśmy coś szalonego, coś, co miało wstrząsnąć moim ojcem do samego rdzenia. Nie wiemy, jak zareaguje, ale jedno jest pewne — nasze życie właśnie wkroczyło na nowe, nieznane tory.

Wieczorem zamawiamy pizzę i włączamy komedię romantyczną, próbując odgonić ciężar wiszący w powietrzu. Wtuleni w siebie na kanapie, śmiejemy się i żartujemy, a atmosfera staje się lżejsza, beztroska. Na chwilę zapominamy o liście, o tacie, o całym tym szaleństwie. Jesteśmy tu tylko my troje, w naszym małym, chwilowym wszechświecie radości i bliskości. I w tym momencie, niespodziewanie, dociera do mnie, z całą mocą, poczucie prawdziwego szczęścia. Nawet bez pieniędzy tatusia. A może właśnie dlatego.

Szczęście trwa, aż po adresie nadawcy nas znajdują.

1,548
7.74/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.74/10 (11 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Screwed · 30 stycznia 2025

0
0
Pomysł na 10 gwiazdek, naprawdę. Przewrotny i absurdalny.

Samo opowiadanie zostawiło lekki niedosyt, gdzieś jakby małej iskierki zabrakło, albo to ja jej nie znalazłem .

Stylistycznie doskonałe, czytało się z ogromną przyjemnością. Perełka w zalewie tutejszego spermografomaństwa.

Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 31 stycznia 2025

+2
0
Bardzo interesujący tekst i to nie tylko jak na debiut* Ewidentnie przerysowana stylistyka, drwiąca sobie otwarcie ze scenariuszy rodem z pomarańczowego jutuba, w których nawet najbardziej nieerotyczna sytuacja staje się pretekstem do "ściągaj spodnie, będziemy się całować". Do tego naprawdę solidny warsztat. Bez dalszych komentarzy daję głos za wyjściem z poczekalni i czekam na więcej! 🙂

*debiut na Pokątnych, bo że jest to pierwszy tekst autora, absolutnie nie wierzę.

Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?

darjim · 14 godziny temu ·

0
0
Chylę czoła przed pomysłem na opowiadanie. Świetne. Bardzo mi się podobało..
Mam zastrzeżenie tylko do jednego słowa: kamerować.
Udane wyjście z poczekalni, życzę sukcesu.

Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.