Polowanie
17 lutego 2023
16 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Księżyc oświetlał drogę. Zegar koło prędkościomierza wskazywał północ, kiedy zjechała na leśny parking. Jego samochód już tam był. Zaparkowała obok i wysiadła.
– Halo? – rzuciła w ciemność, ale nic nie mąciło leśnej ciszy. Gorące, letnie powietrze pachniało żywicą.
W torebce zadźwięczał telefon. To wiadomość od niego. „Zamknij swój samochód i otwórz bagażnik mojego”. Nacisnęła przycisk na pilocie, jej auto pisnęło i zamrugało światłami. Otworzyła bagażnik – był pusty. Kolejna wiadomość: „Rozbierz się, zostaw tylko buty. Włóż ubranie i torebkę do bagażnika”. Zrobiła, co jej kazał. Bluzka, spodnie, stanik, majtki… Czy skarpetki mogła zostawić? Wiadomość mówiła, że tylko buty, ale… Zaryzykowała i została w butach i skarpetkach. Serce zaczęło bić jej mocniej.
***
Widział ją między drzewami. Rozbierała się w całkowicie zwyczajny, pozbawiony erotyzmu sposób, ale czuł narastające podniecenie. Zsunęła jeansy z szerokich bioder; podobało mu się, że ma kilka kilogramów za dużo. Uwolnione ze stanika piersi zafalowały, kiedy wrzucała rzeczy do auta. Żałował, że z tej odległości nie czuje jej perfum.
Polowanie właśnie się rozpoczyna.
***
Przypomniała sobie, jak się rano umawiali. „Urządzimy nocne polowanie. Ty będziesz zwierzyną, a twoja cipka – trofeum”. Czuła podekscytowanie. „Spotkamy się w lesie, będziesz uciekać jak spłoszona łania. Nocne powietrze będzie niosło twój zapach”.
Telefon w jej ręce znowu zapiszczał „Spójrz w lewo. Jeśli widzisz światło, włóż telefon do bagażnika i zamknij go”. Tak, światło było tam, przebijało słabo między drzewami. Wrzuciła telefon i zamknęła pokrywę. Samochód pisnął i usłyszała dźwięk ryglującego się zamka. W odruchu strachu szarpnęła za klamkę, ale samochód był zamknięty.
Naprawdę została zwierzyną. Rozejrzała się, ale nigdzie go nie zobaczyła. Podniecało ją, że stoi gdzieś w ciemności i obserwują ją, nagą i zdaną całkowicie na niego. Ruszyła powoli w stronę światełka, macając drogę stopami, żeby nie potknąć się w ciemności.
Światełkiem okazała się niewielka latarka, zwisająca na sznurku zawieszonym na gałęzi. Obok niej do drzewa przyczepiona była niewielka kartka.
„Masz pięć minut forów. Po tym czasie zaczniemy cię gonić”.
MY?! Poczuła, że serce spływa jej do pięt. Jak to „zaczniemy”? Myślała, że będą tylko we dwoje! Rozejrzała się nerwowo, ale otaczała ją ciemność. Przebiegła w myślach ich poranną rozmowę i zdała sobie sprawę, że nigdy nie powiedział, że będą tylko we dwoje.
***
Strach. Jeszcze nie prawdziwy, na jej twarzy dostrzegł na razie niepokój, kiedy zorientowała się, że będzie inaczej, niż sobie wyobrażała. Spłoszyła się, rzucała zaniepokojone spojrzenia w ciemność. Uwielbiał to. Strach dodaje wszystkiemu pikanterii, emocje są zwielokrotnione, intensywne. Lecz jeszcze za wcześnie, jeszcze zacznie się naprawdę bać.
***
Czytała dalej. „Pierwszy, który cię złapie, zostaje samcem alfa. Będzie mógł zrobić z tobą, co tylko zechce. Pozostali będą musieli czekać, aż się nasyci i będą mogli skorzystać z ciebie tylko tak, jak alfa im pozwoli. Za trzy godziny zacznie robić się jasno. Jeśli nikt cię nie złapie do tego czasu, wygrałaś. Otworzę samochód i będziesz mogła zabrać swoje rzeczy”.
– Hej! – krzyknęła w ciemność. Odruchowo zasłoniła piersi rękami, rozejrzała się trwożnie dookoła, ale otaczał ją ciemny las. Nagle usłyszała za sobą jakiś trzask. Zerwała z gałęzi latarkę i skierowała w tamtą stronę. Krzyknęła i skoczyła do tyłu, kiedy jej oczom ukazał się wilczy pysk. Potknęła się i przewróciła na tyłek. Drżącą ręką jeszcze raz poświeciła w tamtą stronę. Częściowo zasłonięty drzewem stał mężczyzna w masce wilka. Patrzał na nią bez ruchu, po czym podniósł powoli rękę i postukał palcem w zegarek.
***
Poczuł zalewającą go falę gorąca. Przestraszona zwierzyna i cichy drapieżnik. Leżała przed nim naga, w drżącym świetle latarki jej pełne piersi mignęły jedynie na moment. To nawet lepiej. Im mniej widać, tym bardziej pracuje wyobraźnia. „Uciekaj, sarenko, uciekaj” pomyślał, dając jej znak, że czas już płynie.
***
Zerwała się na nogi i pobiegła w stronę samochodu. Szarpała się chwilę z klamką bagażnika, ale bez efektu.
– Otwieraj! – krzyknęła – Wiem, że tu jesteś!.
Od strony lasu dobiegło ją stukanie. Poświeciła w stronę dźwięku. Na linii drzew stał mężczyzna w masce byka i stukał kijem o pień. Wykonał biodrami wulgarny gest; usłyszała stłumiony maską śmiech.
Zdała sobie sprawę, że nie ma wyjścia, że musi grać według ich reguł. Pobiegła w przeciwną stronę. Nie znała dobrze tej części lasu, ale mglisto pamiętała, że z parkingu w prawo idzie się w kierunku niewielkiej kotlinki i skał. Może tam będzie łatwiej się ukryć. Biegła powoli świecąc pod nogi, by się nie potknąć. Starała zorientować się w okolicy. Nagle usłyszała hałas za sobą. Ktoś biegł przez las w ciężkich buciorach. Obejrzała się, ale nikogo nie zobaczyła.
„Już minęło pięć minut?” pomyślała spanikowana. Odruchowo przyspieszyła. „Gdzie ta kotlinka, to powinno być gdzieś tu!”.
***
Włączył noktowizor. Mięśnie pośladków pracujące równo w czasie biegu – co za wspaniały widok. Podziwiał przez chwilę, po czym uśmiechnął się zadowolony. Pobiegła dokładnie tam, gdzie chciał. W końcu to tam po raz pierwszy kazał jej publicznie wziąć w usta. Krygowała się, obawiała – znowu ekscytujący lęk – że ktoś ich zobaczy. „Nie bój się, między skałami nikt nas nie znajdzie”.
Ruszył truchtem. Chciał wyprzedzić ją lasem, żeby obserwować jej reakcję na to, co dla niej przygotował.
***
Nagle ją olśniło. Latarka! Przecież kiedy świeci, widać ją z daleka. Nacisnęła przełącznik i otoczył ją mrok. „Sprytnie to sobie wymyślili”. Przeszła parę kroków, ale musiała się zatrzymać i zaczekać, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Kroki goniącego ją człowieka ucichły. „Tak!” Poczuła satysfakcję. „Myślą, że jestem głupia. Niedoczekanie!”
Uśmiechnęła się. Poczuła, że może ich pokonać w ich własnej grze, jeśli będzie myśleć. Nie jest bezmyślną łanią. Jeśli oni – on – zmieniał reguły gry, to ona też zagra inaczej.
„Myśl, myśl” ponagliła siebie. Kotlinka cały czas wydawała się dobrym miejscem, ale bez latarki nie będzie tak łatwo ją znaleźć. Mogła dalej iść ścieżką, ale oni będą się tego spodziewać. Z drugiej strony, obawiała się, że jak pójdzie lasem, zgubi się, albo, co gorsza, nadzieje okiem na gałąź.
„Komar!”; odruchowo zabiła go uderzeniem. Plaśnięcie dłoni o udo w nocnym lesie zabrzmiało jak wystrzał. „Cholera!” pomyślała zła na siebie i ruszyła ścieżką. Nie ma co tak stać, trzeba być ciągle w ruchu i to nie tylko ze względu na komary.
Po chwili teren zaczął się obniżać. Wiedziała, że jest już blisko. Światło księżyca wystarczało, żeby powoli iść ścieżką, ale zaraz będzie musiała z niej zejść, żeby się schować. Krótkimi błyśnięciami latarki szukała drogi. „Są skałki!” zaśmiała się w duchu. „Teraz tylko się nie zdradzić hałasem albo światłem”. Delikatnie stawiała kroki, wodząc przed sobą rękami, aż dotknęła dłońmi zimnego wapienia. „Dobrze, obejdę skałę, trzymając się jej lewą ręką, za nią będę już osłonięta, przynajmniej od ścieżki”.
***
Poprzez noktowizor widział, jak się zbliża. Miał czas się przygotować. Założył cienkie, lateksowe rękawiczki, wciągnął gumowce, otworzył pojemnik ze świńską krwią, odłożył maskę i wyciągnął ze skrytki inną. Zbliżała już się do skał. Zdjął noktowizor, teraz nie mógł ryzykować oślepienia światłem latarki. Zanurzył w pojemniku obie ręce, odrobinę ochlapał maskę, założył ją i jeszcze raz pomazał rękawiczki krwią. Był gotowy.
***
Posuwała się do przodu małymi krokami. Biała skała była lekko widoczna w świetle księżyca, ale reszta lasu pozostawała ciemna. Nic nie słyszała, to dobry znak. Jeszcze jeden krok… I kolejny…
Usłyszała mokre plaśnięcie, kiedy jej stopa trafiła na coś miękkiego. „Błoto? Przecież od dawna nie padało. To dziwne”. Iść dalej na ślepo, czy zaryzykować włączenie latarki? Postanowiła przyświecić sobie szybkim błyskiem. Pstryknęła wyłącznikiem. Zaraz, czy… W ciemności próbowała zorientować się, co właściwie zobaczyła. Czy jej białe sportowe buty były zabarwione na czerwono? Nigdy nie widziała błota w takim kolorze.
Nie spodziewała się tego. Straciła pewność siebie. Może ukrycie się między skałami nie było wcale takim dobrym pomysłem? Próbowała przebić wzrokiem ciemność, ale światło księżyca nie docierało między skały. „Nie wiem, co tam jest, nie chcę się wpakować w to na ślepo”. Zapaliła latarkę i zobaczyła, że stoi na skraju czerwonej kałuży. Poświeciła dalej; promień latarki padł na leżący na ziemi… świński łeb z wyciągniętym na bok jęzorem, otoczony wypalonymi ogarkami czarnych świec.
Wrzasnęła, jej krzyk poniósł się po lesie. Odwróciła się i tuż za sobą zobaczyła człowieka o łbie świni. Był tuż za nią, wyciągał w jej stronę zakrwawione ręce. Zamarła, a on podszedł i złapał ją za cycki. To ją otrzeźwiło. Krzyknęła jeszcze raz, pchnęła napastnika i rzuciła się biegiem w las. Biegła nie oglądając się, byle dalej od tego horroru; w migającym świetle latarki starała się wypatrywać przeszkody.
***
Doskonale. Wszystko udało się tak, jak sobie zaplanował. Czas przejść do finału polowania. Śledząc wzrokiem światło jej latarki, szybko zdjął rękawiczki, buty, koszulę, spodnie, pod którymi miał wygodne szorty. Został boso, zmienił maskę. Wziął do ręki ostatnią przygotowaną zabawkę. Teraz już samo polowanie. Ona przeciwko niemu. Cicho ruszył przez las.
***
Wznoszący się teren zmusił ją do zatrzymania się. Oparła się plecami o drzewo i zgasiła latarkę. Nie wiedziała już, gdzie jest. Oddychała ciężko, a serce dudniło jak oszalałe. Miała wrażenie, że słychać ją aż na parkingu. Musi się uspokoić…
Poczuła parcie na pęcherz. „To ze strachu, głupia, to ze strachu”, próbowała sobie wmówić, ale to nie pomagało, musiała się wysikać. Odeszła dwa kroki i kucnęła. Miała wrażenie, że szmer strugi padającej na ściółkę niesie się daleko między drzewami.
Niemal skończyła, kiedy niedaleko usłyszała klaśnięcie. Zamarła, powstrzymując sikanie. „Dają sobie jakieś sygnały? O co chodzi?” Wstała powoli i, najciszej jak potrafiła, zrobiła kilka kroków w przeciwną stronę.
***
To było niemal za łatwe. Szybko ją znalazł, była wciąż tam, gdzie ostatnio widział światło jej latarki. Jej jasna skóra wyraźnie odcinała się na tle ciemnego lasu. Nie chciał jeszcze kończyć, jeszcze mało mu było polowania, za mało gonitwy. Przycupnięty za drzewem zastanawiał się chwilę, jak ją poderwać do biegu. Wreszcie klasnął głośno, a potem wyciągnął zawleczkę z granatu hukowego, jego ostatniej niespodzianki, i rzucił go tak, by przeleciał nad jej głową.
***
Nagle przed nią coś ogłuszająco huknęło. Krzyknęła i rzuciła się biegiem w inną stronę. Usłyszała za sobą kroki. Teraz już nie było sensu się kryć, włączyła latarkę i przyspieszyła. Przemknęło jej przez myśl, że nie powinna biegać bez sportowego stanika; kołyszące się i podskakujące piersi przeszkadzały jej biec.
Obejrzała się. Był bliżej, niż myślała! Kilkanaście kroków za nią biegł „wilk”. Potknęła się i niemal upadła. Jak to możliwe, że on biegnie tak cicho? Jej kroki niosły się po lesie, a jego prawie nie było słychać. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo podniecą ją ta sytuacja. Naga w lesie ucieka po ciemku przed „wilkiem”, ale przecież nie ma szans. Nie z jej marną kondycją, nie z majtającymi się na wszystkie strony cyckami. To tylko kwestia czasu, kiedy ją dopadnie. A wtedy…
Nagle poczuła dłoń na ramieniu, a druga złapała ją za włosy. Znowu się potknęła, kiedy szarpnięciem chciał zmusić ją do zatrzymania, i byłaby upadła, gdyby nie jego silne ręce. Czy to on, czy któryś z jego kolegów? Próbowała się wyrwać, ale objął ją mocno w talii, a drugą ręką chwycił za szyję. Przyciskał ją mocno do siebie, siłowali się przez chwilę, mocno dysząc.
– Ćśś, już dobrze, ćśś, to ja… – usłyszała przytłumiony maską głos, Jego głos. Spłynęła na nią ulga. Nie wyrucha jej jaki obcy typ. Wykorzystał jej rozluźnienie i wykręcił jej ręce za plecy. Mocno złapał oba nadgarstki jedną ręką i zmusił do głębokiego pochylenia. Wolną ręką oswobodził swojego członka. Czuła, że jest twardy, kiedy ocierał się o wypięte pośladki.
– Jeszcze nie jestem alfą. Mój chuj musi być w tobie, żeby się liczyło – wyjaśnił nie wiadomo po co. Wykręcając ręce, zmusił ją do uklęknięcia, po czym puścił nadgarstki, stanął przed nią i złapał za włosy.
– Otwórz usta – rozkazał, a kiedy to zrobiła, bez ostrzeżenia wcisnął jej całego członka, mocno przytrzymując ją za włosy. Nie spodziewała się tego, zadławiła i szarpnęła w tył. Puścił ją, a ona przewróciła się na plecy, kaszląc.
Zdjął spodenki, kiedy dochodziła do siebie, i sięgnął po latarkę, którą wypuściła, kiedy się siłowali. Pochłaniał wzrokiem jej nagie ciało leżące przed nim. Widziała, jaki jest napalony, rozłożyła nogi, pokazując mu wszystko. Delikatnie masował swojego członka i czuła, jak z każdą chwilą jej także robi się coraz bardziej gorąco.
***
Leżała przed nim, bezbronna, zdobyta. Wciąż jeszcze ciężko oddychała. Podziwiał w milczeniu jej ciało, stróżkę potu płynącą między krągłymi piersiami, duże sutki, szerokie biodra, bujny trójkącik włosów… Niżej była gładko wydepilowana, tak jak lubił. Była już wilgotna, jej cipka błyszczała lekko w świetle latarki. Chciał ją wziąć, ale przeciągał tę chwilę.
– Jesteś moja – wychrypiał.
***
– Jestem cała twoja – potwierdziła. – Upolowałeś mnie.
Sięgnął do maski, ale powstrzymała go.
– Zostaw. Chcę, żeby wziął mnie drapieżnik. Żeby mnie rżnął – poprawiła się.
– Chodź tutaj.
Podpełzła na kolanach i uklęknęła przed nim. Cały czas masował się sam, czuła zapach jego fiuta, widziała, jaki jest mokry. Chciała już wziąć go w usta, ale czekała na jego sygnał.
– Między cycki – rzucił, a ona posłusznie otuliła go piersiami, delikatnie masowała, poruszając całym ciałem. Chciała popatrzeć mu w oczy, ale widziała jedynie wyszczerzony wilczy pysk. Po chwili położył jej ręce na głowie i pchnął lekko w dół tak, że chuj niemal sam wskoczył jej w usta. Mruknięcie rozkoszy przeszło w szorstką komendę.
– Obciągaj!
Był wilgotny i słodko-słony. Zacisnęła wargi i zaczęła mocno ssać i delikatnie ruszać głową. Słyszała w jego ciężkim oddechu, że bardzo mu się to podoba. Wyciągnęła i czubkiem języka pieściła główkę, a potem, patrząc prosto w wilczą maskę, wzięła go całego. Teraz kiedy to ona miała kontrolę, mogła wziąć go naprawdę głęboko. Głośno wypuścił powietrze z jękiem przechodzącym w warczenie i złapał ją za włosy; wiedziała, że trafiła w sedno, że właśnie tego teraz chciał. Wysunęła go lekko i zaczęła bardzo szybko ruszać głową.
„Gdzie są pozostali?” pomyślała. Czy patrzyli na nich z ciemności? Chciała, żeby patrzyli, żeby widzieli, jak posłusznie obsługuje zwycięzcę, jak spełnia jego zachcianki. Czuła dumę, że potrafi sprawić mu tyle przyjemności. Chciała, żeby poczuli to, co ona, że on wygrał, jest alfą, że jest najlepszy.
Gwałtownie odskoczył, wyrywając członka z jej ust. Nie chciał jeszcze kończyć. Chwycił ją za ramię i podniósł do stania. Chciała go pocałować, ale ta maska… Zamiast tego zaczęła całować jego szyję, barki, klatkę. On jedną ręką mocno złapał ją za pośladek, drugą odszukał łechtaczkę i zaczął intensywnie pieścić. Zaczęła pojękiwać, najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż jej głos przeszedł w pisk.
Obrócił ją gwałtownie i pchnął, żeby się pochyliła i oparła dłońmi o pień drzewa. Wbił się w nią jednym płynnym ruchem, gotowa, mokra cipka przyjęła go całego. Posuwał ją mocnymi, gwałtownymi ruchami, przewróciłaby się, gdyby nie trzymał jej za biodra. Z każdym jego pchnięciem wyrywał jej się jęk rozkoszy, a on warczał i ryczał jak zwierzę. Była już blisko, fale gorąca rozchodziły się z jej krocza. Sięgnęła dłonią do łechtaczki, żeby przyspieszyć orgazm i po chwili w lesie rozległ się jej krzyk.
Zwolnił tempo, pozwalając jej złapać oddech. Chwiała się, jej nogi dygotały, była bardzo mokra, ale on chyba jeszcze nie skończył. Poruszał się spokojnymi, powolnymi ruchami i delikatnie pieścił dłońmi pośladki i plecy. Klepnął ją lekko.
– Mocniej – westchnęła. Odgłos klapsa odbił się echem w lesie. – Jeszcze mocniej! – Plask!
– Jeszcze! – już się nie hamował, uderzył ją mocno raz, drugi, trzeci, ból zmieszał się z rozkoszą, tworząc wybuchową mieszankę. Ponownie poczuła rosnącą falę podniecenia, zaczęła ruszać biodrami, przyciskać pośladki do jego ciała.
Szarpnął ją boleśnie za włosy, podrywając głowę do góry i wyszedł z niej.
– Coś ci się pomyliło! – w jego głosie usłyszała władczość, która tak ją podniecała – Jesteś moją zdobyczą, to ty jesteś dla mnie, a nie odwrotnie. Twoja cipa ma dawać przyjemność mnie.
– Włóż, proszę, jeszcze… – mamrotała nieskładnie. – Przepraszam, włóż go, błagam… Aaach – krzyknęła, kiedy wszedł w nią gwałtownie. Pieprzył ją teraz ostrymi, gwałtownymi, ale rzadkimi ruchami; oddychała szybko w oczekiwaniu na każde pchnięcie.
– Napluj! – podsunął jej dłoń przed twarz, a ona spełniła jego rozkaz, nie zastanawiając się, czemu jej to każe robić. – Jeszcze!
Wilgotną dłonią zaczął masować jej odbyt. Zaskoczył ją pierwszy dotyk, ale poddała się przyjemności. Wsunął mokry palec i pieścił ją delikatnie.
Po chwili wyjął z niej członka i zaczął ocierać się nim o drugą dziurkę. Dłońmi rozsunął pośladki na boki. Bała się, że wejdzie w nią ostro i gwałtownie, jak wcześniej w usta i cipkę, ale nie, wsunął się powoli i ostrożnie. Ból zmieszał się z przyjemnością, kiedy fiut wchodził coraz głębiej. Znowu sięgnęła do krocza, zaczęła się masować, a on posuwał ją, pomrukując gardłowo z każdym popchnięciem.
Tyłek rozluźniał się coraz bardziej, aż wreszcie mógł wejść w nią do końca. Jęczała, coraz szybciej pracując dłonią, a jego pomrukiwanie przeszło w gardłowy skowyt, który wyrywał mu się z gardła przy każdym pchnięciu. Wtem silny klaps wyzwolił kolejny orgazm, zalała ją fala przyjemności. Nogi odmówiły posłuszeństwa, zsunęła się z chuja i upadła na ziemię. Ciałem wstrząsały dreszcze rozkoszy, a nogi dygotały.
***
Stał nad nią i masturbował się powoli. Utrzymywał się na granicy wytrysku, czekając, aż dojdzie do siebie. Kiedy jej oddech zaczął się wyrównywać, rzucił:
– Uklęknij.
Z trudem podniosła się do pionu i przyjęła pozycję, którą tak lubił. Nogi złączone, dłonie na kolanach, patrzała prosto na niego, oddychała przez lekko otwarte usta. Jej uległość spowodowała, że nie był już w stanie dłużej się powstrzymywać. Poczuł nadchodzący szczyt, przyspieszył ruch ręki i strzelił.
***
Wciąż jeszcze czuła rozkoszne pulsowanie całego ciała, kiedy jęknął przeciągle, a gorąca sperma trafiła na jej piersi, dekolt, brzuch. Czekała cierpliwie, aż skończy, chłonąc ten widok. Wreszcie opuścił rękę. Z członka zwisała nitka spermy, podniosła się lekko na kolanach i zlizała ją. Nasienie na jej piersiach mieszało się z krwawymi śladami dłoni. W pierwszym odruchu chciała unieść piersi i je zlizać, ale powstrzymał ją.
– Zostaw – powiedział. – W ten sposób jesteś naznaczona, jako moja.
Ściągnął maskę. Pot spływał mu po twarzy, musiało mu być w niej bardzo gorąco. Widziała w jego oczach satysfakcję.
– Grzeczna dziewczynka – pochwalił ją i podał jej rękę. Wstała, zachwiała się, nogi wciąż miała miękkie. Przytrzymał ją, objął ramieniem w talii. Rozejrzała się.
– A inni?
– Nie ma żadnych innych.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Przecież widziałam…
– Widziałaś mężczyznę w masce, nic więcej. Chciałem, żebyś myślała, że jest nas kilku. Strachu nie da się udawać, strach musi być prawdziwy, żeby działał.
Chciała być na niego zła, ale nie miała siły. Zdała sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczona. Było późno, a jej wieczór był pełen silnych emocji. Przytulała się do niego, kiedy szli przez las. Obejmował ją jedną ręką, w drugiej niósł swoje spodenki, maskę i latarkę.
– Zupełnie nie wiem, gdzie jestem – powiedziała cicho.
– Ja wiem. Parking jest w tamtą stronę.
– Jesteś boso? Biegłeś tak przez las? Nie bolało cię?
– Bolało. Od małego chodzę boso po lesie, ale tak, bolało. To był dobry ból, dodawał agresji.
Po chwili wyłonili się spomiędzy drzew. Ze skrytki w korzeniach jednego z drzew wyciągnął kluczyki do samochodu, otworzył go. Ona sięgnęła po swoje rzeczy, zaczęła się powoli ubierać.
Kiedy skończyła, stanęła przed nim, wciąż nagim. Pocałowali się.
– Dziękuję. To była niezapomniana noc.
– Byłaś świetną zwierzyną – skomplementował ją.
– Mój ty drapieżniku…
– Dasz radę jechać? Może chcesz się zdrzemnąć? Ja muszę jeszcze wrócić do lasu, pozbierać swoje zabawki.
– Tak, jestem zmęczona, ale to tylko piętnaście minut. Nic mi nie będzie. No i marzę o prysznicu.
Pocałował ją i objął.
– Dobranoc.
– Dobranoc.
Wsiadła do samochodu i powoli wyjechała z parkingu. W lusterku wstecznym widziała, że znów założył maskę i stojąc nago na środku parkingu, odprowadzał ją wzrokiem. Niebo na wschodzie zaczynało blednąć.
Jak Ci się podobało?