Ilustracja: Cottonbro

Pod kamieniem (2024)

24 października 2024

15 min

Z góry przepraszam (skreślam te słowa na Łysej Górze, zbierając materiały do nowych opowiadań na Światowym Zlocie Czarownic), że nie wszystkich pokątnych użytkowników obsmarowałem w tym opowiadaniu, ale wszystkich nie dało rady. I powiedzmy sobie szczerze: nie wszyscy na to zasłużyli. Jeszcze.

Jest to uwspółcześniona wersja tekstu z 2016 roku.

Opowiadanie to zadedykowałbym braciom Marx, gdyby żyli. Chociaż gdyby żyli, to bym się nie odważył – autor.

 

Wczoraj to dziś, tylko że wczoraj.

 


 

Miejsce akcji:

Mała miejscowość Zarośnięte Doły. Kompleks konferencyjno-rekreacyjny Krajowej Unii Polskich Adwokatów, w skrócie… hm… Nieważne. Wynajęty tymczasowo na sympozjum Powszechnej Krajowej Wspólnoty Narratorów, w skrócie… hm… Mniejsza z tym. Restauracja „Papuga i przyjaciele”. Pora obiadowa.

 

Dzięki uprzejmości jednego z kelnerów mogę przedstawić zapis podsłuchu rozmowy pewnych dwóch narratorów, nazwijmy ich N1 i N2, gdyż z pewnością pragną zachować anonimowość. Rozmowa ta zapewne rzuci więcej światła na ten chyba nawet niezauważany zawód i pozwoli odkryć niektóre mroczne tajemnice literatury pięknej, która jak się zaraz okaże, wcale aż taka piękna nie jest.

 


 

W tle nagrania słychać skoczną melodię graną przez miejscowy zespół taneczno-wokalny „Fajf oklok”. Wokalista śpiewa:

 

U la, la, u la, la

Przeleciałem bo-cia-na…

 

KELNER: Dzień dobry. Co panowie zamawiają?

N1: Tak… dwa razy kacza zupa, dla mnie antrykot z wołowiny galicyjskiej, dla kolegi comber z sarny [kilka niezrozumiałych słów] i butelkę Porto Vintage rocznik 1863.

N2: I cygara kubańskie proszę.

N1: A na deser kawaii kiwi.

N2: A co to jest?

N1: Słodkie kiwi, taka nowość na rynku. Na mnie działa jak zastrzyk dopaminy.

N2: To może i ja się skuszę.

 

Kilka minut później.

 

N1: Jutro zamówię stek Ribeye z Wagyu. Drogi, ale może warto.

N2: Hm. Nie zaszkodzi spróbować.

N1: I pomyśleć, że nasza praca jest tak ważna i ciężka, a jak niedoceniana.

N2: Fakt. Bez nas nie byłoby filmów, opowiadań, w ogóle literatury!

N1: Tak, a ci autorzy uważają się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości… Właśnie, narratorowałem jakiś czas temu opowiadanie niejakiego Indragora. Tępy grafoman, powiem ci tylko. Po co on pisze te gnioty?

N2: Dzięki temu mamy pracę, he, he.

N1: Fakt, he, he. Chociaż nawet mój siedmioletni chłopak pisze lepsze opowiadania.

N2: Może synek zostanie autorem albo pójdzie w ślady tatusia, he, he.

N1: Kto wie, kto wie. Tylko myślałem, że nikt inny większych gniotów od tego Indragora nie pisze, ale się pomyliłem.

N2: Zawsze trafi się większa ryba…

N1: Ostatnio zająłem się takim opowiadaniem „Dziewczyna z linii prądu”. Jacyś naładowani żołnierze wpadają do irackiej wioski składającej się z jednego domu.

N2: Jednego?!

N1: Nie pytaj mnie, tylko autora. Tylko jakoś dziwne mają procedury, bardziej, jak najemnicy, ale też dziwnie. Proponowałem, aby nazwać ich najemnikami albo żołdakami. A skąd! Autor uparł się, że mają być żołnierze. Trudno, autor nasz pan. I ten żołnierz wpada z oddziałem do tej wioski, wybija w pień całą rodzinę, łącznie z nieletnimi. Ocalała tylko taka małolata. I w tym czasie, kiedy on wybija jej rodzinę, ta małolata, zdążyła się umyć, ogolić cipę i spakowana czekała na gwałt.

N2: Na gwałt, w sensie, że ktoś ją uratuje, zanim ten żoł…

N1: A skąd! Dosłownie na gwałt. Chociaż według autora założyła koszulkę brudną i potarganą.

N2: Może nie zdążyła uprać. He, he.

N1: Na pewno, he, he. Ten żołnierz walczy ze sobą, aby pokonać chuć, mężnie stawia opór, ale gdy spojrzał w jej duże napuchłe od płaczu zielone oczy, to pękł.

N2: Jak to zielone? Skoro były napuchłe, to powinny być czerwone.

N1: No, powinny, ale pytaj autora. I ten żołnierz pęka i ją gwałci. Dziewczynka tryska nie tylko łzami, ale też strumieniem krwi z rozerwanej błony dziewiczej.

N2: I co, przeżyła?

N1: Według autora tak. I jeszcze było słychać odgłosy szczęścia.

N2: Nie wierzę… I nie porzygałeś się, pisząc narrację?

N1: Prawie, ale jak mówiłem: nasza praca nie jest łatwa.

N2: Zawsze myślałem, że opowiadanie pisze się głową, a nie dupą.

N1: Żeby tylko dupą. Niektórzy piszą, a nawet komentują cha. Wiesz, co mam na myśli?

N2: A co?

N1: No wiesz. Była u mnie taka autorka, Łobuzka, pełna pozytywnej energii, nie jak tamten żołdak. Przyniosła komentarz do mojej narracji. Takie trzy grube segregatory…

N2: To musiała być gruba powieść, skoro miała tyle uwag. Albo byłeś nawalony.

N1: A gdzie tam! Chude opowiadanie. Tylko jak ona się rozpisze w uwagach, to końca nie widać. No i widzisz, rozmawiamy sobie merytorycznie z Łobuzką o jej uwagach, gdy niespodziewanie wpada pewien autor… Zaraz, jak się nazywał? Sen… sen… No popatrz, wyleciało mi z głowy. I ten gość, jak zwyczajny cham zaczął się do mnie wydzierać, bo nie spodobała mu się jakaś opinia. Wydzierał się od chujów, aż na ulicy było go słychać! I w pewnym momencie przysłuchujące się temu dziewczę, niespodziewanie, nie wiedzieć czemu, zalało się łzami, po czym wybiegło, zatrzaskując za sobą drzwi.

N2: I co zrobiłeś?

N1: Ochrona musiała gościa pod ręce wyprowadzić. A jak się stawiał! Jak zadzierał nosa! W gabinecie mam od sufitu aż po drzwi rysę, tak nosa zadzierał! Szkoda tylko dziewczęcia, bo już się nie pojawiło.

N2: Pech. À propos snu, coś mi się skojarzyło. Wiesz, że „sensei” to taki japoński przedrostek stosowany podczas zwracania się do artystów, pisarzy, narratorów oraz do ludzi, którzy osiągnęli pewien poziom mistrzostwa w swojej dziedzinie?

N1: No właśnie, no właśnie, chociaż w przypadku tego pana sen-coś-tam to raczej tylko sen o potędze.

N2: A administrator twojego budynku nie miał pretensji o tę awanturę?

N1: A gdzie tam! Miał to w dupie. Chociaż na co dzień dba o budynek, nie powiem. Może był wtedy chory? To było w marcu.

N2: To zdrówko! Ale zobacz, na drugim biegunie są wrażliwcy. Taki o dziwnym nazwisku: Niepewnawyobraźnia. Przyznał mi się, że kilka nocy nie przespał z żalu, jak niechcący przekręciłem jego nazwisko.

N1: Ech, skoro niepewna i w dodatku wyobraźnia, to nie ma się co dziwić. Taka królewna, która nie mogła spać.

N2: Też prawda, he, he, he. Albo jak ta dziewczyna w czerwonym kapturku. Chociaż nie… Ona to mogła spać, oj, jak mogła!

N1: A popatrz, taki MrHyde. Czytasz jedno, drugie, trzecie opowiadanie, aż natrafiasz na takie, że zastanawiasz się: on to napisał, czy nie on? Bo jakieś inne. Przecinki nie te, dialogi nie te, opisy nie te… Nie przymierzając, jakby pod autobus wpadł.

N2: Może wtedy był doktorem Jekyllem, he, he.

N1: A wiesz, całkiem możliwe. Na niektórych autorów trzeba uważać. Nigdy nie wiadomo, kim naprawdę są. Był u mnie taki jeden. Niby autor, ale też redaktor i korektor. Takie trzy w jednym.

N2: I nie wiadomo, która postać aktualnie dominuje.

N1: O to, to! Trzeba uważać. Jak walnął mi na biurko grubą teczkę poprawek do mojej narracji, to aż jakby coś tąpnęło!

N2: Może to był Tomp?

N1: Ciii. Może. A co, u ciebie też był?

N2: A żebyś wiedział. I wyobraź sobie, że przyczepił się, że krzywo przecinek mu w narracji postawiłem! Kątomierzem mi sprawdzał!

N1: I co?

N2: No co, miał rację. Musiałem poprawić.

N1: Ja tam jeden przecinek bym olał.

N2: Niby tak, można było, ale wiesz, na wszelki wypadek… Tacy bywają ustosunkowani…

N1: Ustosunkowani he, he.

N2: No tak. Garniturek, obiady u prezydenta, elegancko, miła atmosfera, muzyczka, dudy grają…

N1: A na takich to i babki lecą.

N2: Rzeczywiście! Taki ordynat Michorowski, też tytuł, wygląd, maniery, ustosunkowany, kasa, to nic dziwnego, że nawet trędowata babka na niego poleciała.

N1: Ale on wolał wydupczyć swoją kuzynkę, zboczeniec, jak jej tam…

N2: Lucia. Dziwisz się? Kto by chciał zadawać się z trędowatą.

N1: Fakt, ale z kuzynką?

N2: A co, kuzynki mają w poprzek?

N1: No nie…

N2: He, he, dobrze, że nikt nie słyszy, o czym rozmawiamy. Byłaby afera, he, he.

N1: No fakt, he, he.

N2: Tym autorom to już poprzewracało się w głowie. Wydaje im się, że wiedzą więcej od narratora.

N1: Jasne, ale tak z innej beczki. Narratorowałem kiedyś opowiadanie niejakiej Paty_128. Wiesz, jak się napaliłem? Myślałem, że te 128 to obwód… No, wiesz, klata… A to się okazało, że te 128 to wiek!

N2: Zalewasz!

N1: Polewam, he, he, zdrówko!

N2: To zdrówko!

N1: Zresztą i tak jeszcze nieźle, bo taka Krystyna…

N2: Krystyna? Co z nią? Nie kojarzę… Zaraz, zaraz, coś jakbym widział we mgle…

N1: Pewnie goryle, he, he.

N2: No nie, aż tyle nie wypiłem, żeby widzieć goryle we mgle, he, he, ale czy ta Krystyna to przypadkiem nie jest córką Lavransa?

N1: Nie wiem, nie spotkałem jej, ale chyba nie. Ta pisze po polsku, a tamta jest norwe… Jak się mówi: Norweszką czy Norwerzką?

N2: Norweżką.

N1: O właśnie. Krystyna to ta, co lubi ślady bosych stóp. No wiesz, romantyczka, delikatne uczucia, silne pragnienia, odurzające emocje i takie tam dyrdymały. Taka ludzka autorka.

N2: A czekaj, czekaj, coś mi się przypomina. Tyle już człowiek w życiu się na narratorował. Ta Krystyna napisała opowiadanie „Człowiek”?

N1: Ta sama…

N2: O! Super, to mój ulubiony kawałek!

 

W tym momencie Narrator 2 poderwał się i dziarsko ruszył w tany, porywając po drodze jakąś miejscową dziołchę. Kolejna skoczna piosnka dudniła po sali, a wokalista śpiewał:

 

Wypiłem se setkę

I jebłem na kozetkę

Z tą Baśką co od rana

Nie daje bez siana…

 

Trzy i pół minuty później.

 

N2: Ale się zziajałem, muszę trochę odsapnąć. Zdrówko!

N1: Zdrówko! Niezłe te kruche ciasteczka, które tu serwują gratis. Ciekawe, kto je produkuje?

N2: Jakaś firma „Vee”. O, te się nazywają „Origami”, a te „Debiut”, i „Klaps”, i „Amant”, i „Potężne artefakty”, i…

N1: No, „Potężne artefakty” są rzeczywiście spore. Robią wrażenie. Ładnie opakowane te ciasteczka, pełna kulturka. Aż chce się schrupać.

N2: Trzeba przyznać, że mają tu niezłe zaopatrzenie.

N1: Rozmawiałem z szefem restauracji. Mają stałego i pewnego dostawcę; jak powiedział: „Benek zawsze dowozi”.

 

Tymczasem miejscowy zespół taneczno-wokalny nie przestawał zadziwiać klientów restauracji kolejną skoczną nutką:

 

Muszę przez całą dobę

Pilnować mojej Kasieńki

Bo Krzychu wciąż się dobiera

Do jej pasiastej sukienki.

Czemuż to robisz, och czemu?

Nie nękaj Krzychu mojej wybranki

Masz przecież żonę i dwie kochanki…

 

N2: Ta… A powiedz mi, co jest najgorszego w naszym zawodzie?

N1: Cenzura.

N2: Zgadzam się. Człowiek jako narrator wie, co się naprawdę dzieje, ale nie może o tym powiedzieć i w świat idzie fałszywa informacja. A ludzie powinni znać prawdę. Weźmy taką Śpiącą Królewnę…

N1: Ty ją narratorowałeś???

N2: A jak! Tylko pewnie nie wiesz, dlaczego była taka śpiąca.

N1: No nie.

N2: A widzisz! Wyobraź sobie, że ona całymi nocami balowała. Co tam się wyrabiało na tych imprezach! Nawet służki nie mogły czuć się bezpiecznie, no, chyba że jakaś raszpla. Królewna łapała dildo i kazała służce usiąść na stole z szeroko rozchylonymi nogami albo oprzeć się rękami i wypiąć tyłek, po czym zadzierała takiej fartuszek i rżnęła, aż furczało. Ku radosze gawiedzi. A ilu ją tam posuwało we wszystkie otwory… Messalina to przy niej niewinna harcereczka. A rano kac, wykończona, to nic dziwnego, że spała przez cały dzień.

N1: No, ale książę jasnolicy obudził ją pocałunkiem.

N2: Oj, młody, jurny, ogromne posiadłości i bogactwo, to czemu miałaby się nie obudzić?

N1: Fakt. Podobno wtedy też obudzili się jej rodzice, bo również wcześniej spali.

N2: Wcześniej nie wiedzieli, co ich córeczka wyprawia po nocach, a jak w końcu się dowiedzieli, to dopiero się obudzili…

N1: Pięknie, pięknie.

N2: Właściwie jak się zastanowię, to też nie wiem, co moje córki po nocach robią na tych imprezach.

N1: To ja ci też coś opowiem. Narratorowałem Pana Tadeusza Mickiewicza.

N2: To pan Tadeusz miał na nazwisko Mickiewicz?

N1: Nieee… chyba nie. W urzędzie jak był rejestrowany po urodzeniu, wpisano „ojciec nieznany” i „matka nieznana”.

N2: No popatrz, co na tym świecie się porobiło. Nie do wiary, aby nawet matka nie wiedziała, że ma dziecko. Co za czasy nastały!

N1: Jak na okrągło pijani, chlali Soplicę, to co się dziwisz? To jeszcze nic, ale ta Zosia… W poemacie zrobiono z niej drugą dziewicę orleańską, a prawda wyglądała ciut inaczej.

N2: No co ty? Dawaj!

N1: Pamiętasz, jak Tadeusz wrócił do domu?

N2: Jasne.

N1: A Zosia też wróciła parę dni wcześniej z uniwerku. Sam wiesz, jak to jest na studiach. Z dala od rodziny, akademik… Wiadomo, w akademiku każda potraja przerób. A tu ci przyjeżdża pan Tadeusz, młody chłopak wyposzczony po długiej podróży, wiesz, był we Francyi…

N2: Podobno przyjechał z Wilna…

N1: To wersja oficjalna. A Paryż wiadomo, to miasto miłości. Zosia nie w ciemię bita, od razu się połapała. Okazji takiej przegapić nie śmiała. O świcie koszulkę prześwitującą włożyła i hyc, pod drzwi pokoju Tadeusza skoczyła. A że nic pod nią nie miała, wzrok młodzieńca szybko przyłapała…

N2: Co ty tak rymujesz?

N1: A cholera, nie wiem. Chodzi o to, że pod tą prześwitującą koszulką od razu było widać, że dziewczę dorodne. Pan Tadeusz, jako że porywczy był, zoczywszy Zosię, złapał ją i na łoże swe zaraz rzucił, rękę pod koszulkę wsunąwszy, łono dziewczęcia namacał, aż Zosia, zachichotawszy beztrosko, z dziewczęcą niewinnością w oczach, migiem koszulkę zrzuciła, wołając: »Gorąco tu, mój Tadeuszu!«. O kurczę, ale pojechałem. Chyba trochę za dużo tego wina. Tak czy siak, wkrótce „w domu było słychać tylko odgłosy jej szczęścia”, żeby zacytować klasyka.

N2: E, to nic nowego, wszyscy o tym wiedzą.

N1: Nie wszyscy jednak wiedzą, że Zosia robiła to ze wszystkimi na zamku… i nie tylko na zamku. Wystarczyło, że zobaczyła kutasa Klucznika Gerwazego i już, po chłopie. Dosłownie ze wszystkimi… Możesz mi wierzyć. Wiem coś o tym.

N2: Nie bujaj, ty też Zosię…

N1: Uhm.

N2: Ja pierdzielę!

N1: Tylko ksiądz nie mógł. No wiesz, ksiądz. Za to z tej rozpaczy, że nie może, zalewał robaka.

N2: Co innego taki narrator, ten to może, he, he, he.

N1: Nawet napisałem piękny fragment, ale oczywiście cenzura go wycięła, że niby dzieci mogą czytać. Jaki tam dzieciak chciałby czytać te głupoty. I niestety. Nikt nie zna mojego wpisu.

N2: No fakt, to dawaj go, bo ja też nie znam.

N1: O widzisz! To słuchaj:

 

Dlatego Telimena była taka wściekła.

Wszyscy rżnęli Zosię, a jej nikt nie chciał.

 

N2: No piękny kawałek, faktycznie nie wiadomo, dlaczego go wycięli.

N1: A popatrz. Taka Grażyna. Co ona wyprawiała z Konradem Wallenrodem! Nic dziwnego, że na koniec chłop się zabił.

N2: Ale przecież on miał żonę, Aldonę.

N1: No miał. I jak wyszło, że na boku od lat kombinuje z Grażyną, to przyszli po niego rycerze, oskarżając o zdradę i kazali mu przygotować się na własną śmierć. To co miał chłop robić? Wypił truciznę.

N2: Taaak, przykre… To tak samo, jak z lasem.

N1: Z lasem?

N2: Z daleka pięknie, zielono, wiatr szumi, ptaszki śpiewają, a jak zajrzysz pod kamień…

N1: No, rozumiem. To zdrówko.

N2: Zdrówko.

N1: A taka Nasza Szkapa. Wszyscy ją kochali, zwłaszcza chłopcy. Jak myślisz dlaczego?

N2: Kochali, he, he. Rozumiem… aż zdechła…

N1: No zdechnąć nie zdechła, ale całe życie miała pod górkę, he, he.

N2: A jak było z Czerwonym Kapturkiem? Do spółki z wilkiem zaciukała babcię, aby w jej domku otworzyć burdel. Nie powiesz mi jednak, że dziewczynka z zapałkami też… przecież przymierała głodem.

N1: Żarliwa przedstawicielka przemysłu zapałczanego. Akurat! Raczej zapalona miłośniczka knotów. W tamtych czasach prostytucja była zakazana. Zapałki, to tylko dla picu, aby zmylić władzę. A że była brzydka jak noc, to miała mało klientów, więc nic dziwnego, że przymierała.

N2: No popatrz, jak ten świat się zmienił. Kiedyś taka przymierała głodem, a spryciary opływały we wszelkie luksusy. A teraz taka może zostać nawet prezydentem jakiegoś mocarstwa nuklearnego… Chociaż nie. Spryciary zawsze miały lepiej.

N1: Fakt, weźmy na przykład takie kochanki Kennedy’ego.

N2: Może lepiej nie…

N1: A czemu? Choć prawda, później były tylko kłopoty. Ileż ten Kennedy miał kochanek! Do dziś historycy nie policzyli wszystkich. Przez tą jego chuć o mało co nie doszło do wojny jądrowej.

N2: Jak to?

N1: A tak to. Przecież kryzys kubański to był de facto kryzys jądrowy. Władze Kuby odkryły, że Kennedy ma chętkę uwieść wszystkie kobiety na wyspie i wykorzystać. Oczywiste było, że przeciwko tej władzy. A bez kobiet system polityczny z takim mozołem budowany na Kubie runąłby w ciągu dwudziestu czterech godzin. I ostatni gasi światło.

N2: To prawda. I nie tylko na Kubie system by runął. Swoją drogą, świnia z tego Kennedy’ego. Taki sprośny plan wymyślić.

N1: Nawet doszło do inwazji w Zatoce Świń, ale bez należytego przygotowania. Urażone tak prostacką próbą podboju Kubanki skopały tym casanowom tyłki i podbój się nie udał. Nawet kasa nie pomogła… Tak, tak, masz rację, rzeczywiście tak samo, jak pod kamieniem. A weźmy takiego Kaja i Gerdę. Niby rodzeństwo…

N2: O nie, nie. Kaj i Gerda nie byli rodzeństwem. Kiedyś przy piwie rozmawiałem o tym z autorem. Początkowo chciał, aby było to rodzeństwo, ale odwiodłem go od tego pomysłu.

N1: A to w porządku, tylko myślałem…

N2: Czekaj, czekaj. To będzie piękna ballada, posłuchajmy.

 

Miejscowy zespół taneczno-wokalny „Fajf oklok” zwolnił tempo, przechodząc do ballady. Smutne nuty piosenki przerwała tym razem wokalistka o pięknym głosie, może tylko odrobinę ochrypłym, zapewne od nadużywania alkoholu:

 

O kurka, kurka

Co teraz se wsadzę

Jak zjadłam ogórka.

 

Rzewne brzmienie instrumentów rozległo się ponownie. Tym razem przerwał je wokalista:

 

Ojejku, jejku

Co teraz będzie

Złapałem indyczkę

I wsadziłem jej w piczkę.

 

Dźwięki ballady mile przez pewien czas wypełniające uszy, przerwała ponownie wokalistka:

 

Mój brachu, bez strachu

Moja piczka to nie indyczka

Przyjdź dzisiaj na żura

A wieczorem zakisim ogóra.

 

I znowu rozległo się rzewne łkanie instrumentów, po którym oboje zaśpiewali w duecie:

 

O matko, matko

Co teraz się stanie

Gdy dziecię na świat postanie.

 

N2: Piękna ballada. To kwintesencja mądrości ludowej.

N1: Stary, może już więcej nie pij. Zresztą i tak będziemy musieli zaraz iść. Niedługo prelekcja, nie wypada na niej nie być.

N2: A kto będzie prelegentem?

N1: A taki jeden starszy narrator wszechwiedzący.

N2: Uuu, tacy to potrafią truć. Wydaje im się, że naprawdę wszystko wiedzą.

N1: Kelner! Rachunek!

KELNER: Pan płaci za obiad dwa tysiące czterysta osiemnaście złotych, a pan dwa tysiące dwieście sześćdziesiąt trzy.

N1: Rachunek proszę przesłać na adres Ministerstwa Kultury i Dziewictwa Narodowego. Oni płacą za wszystko.

 

Na tym urywa się zapis z podsłuchu.

1,030
6.17/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6.17/10 (6 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (11)

Vee · 9 godziny temu

+1
0
Drogą wyjątku nie wystawiam stopnia, bo trudno mi oceniać ten tekst w przyjętych przeze mnie kategoriach. Melduję przeczytanie i sporymi fragmentami spodobanie, choć ta jedynka, która obecnie wisi, wydaje mi się dziwnie symboliczna, sympatyczna wręcz 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

unstableimagination · 8 godziny temu

+1
0
O patrzcie! Wystąpiłem w opowiadaniu! Te koty to mają dobry wywiad. Nawet poza-portalowa wiedza się tu wkradła 🙂
Uśmiałem się 🙂
Choć nie z fragmentu o Łobuzce 🙁
A właściwie to ona nie zalała się łzami, a krwią. A raczej ją zalała krew. I jak trzasnęła drzwiami, to z framugami wypadły. W sąsiednich domach też.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 8 godziny temu ·

+1
-5
Indragorze... Oceny to ja Ci chwilowo nie dam, bo po pierwsze nie widzę przelewu na moje konto na Kajmanach, zaś po drugie - widoczna jedynka (na tę chwilę, bo może TenAdministratorBudynkuDoKtóregoMaszŻalZaManieWDupieNawiedzonychSygnalistów, tę jedynkę wyśle śladem statku kosmicznego Ras call girl w kosmos), świadczy dobitnie (ta jedynka), o tym, że ja może wbrew pozorom - czasem mam rację... Bo doceniam to i owo, a wkurwiam się na sranie na wycieraczki pod osłoną anonimowości. I bronię każdego. Ciebie też. Amen.

I teraz mam mieszane uczucia. Bo właśnie tym razem na Twoją wycieraczkę ktoś zdefekował ową jedynką, która w slangu powinna być "dwójką", a ja, jeśli anonimowego defekanta nazwę chujem, to co będzie?

Nawiasem - fajne opowiadanie, aczkolwiek popadasz w manierę tabloidowo-dziennikarską - przeinaczasz fakty pod kątem i pod płaszczykiem. Pokątnym i satyrycznym. W Twoim wypadku - photoshopujesz fakty.

I niech trąba Twojego słonia nigdy nie trafi w kaktusy (cytat z Barei).
I nigdy, przenigdy Ci nie powiem, że jesteś członkiem. Lub synonimem. Czegokolwiek 😉

Teraz, per analogiam, czekam na klona call girl na raz, który dał tę jedynkę i się obrazi na świat, na mnie, na Vee, na Historyczkę i na pana Zenka z parkingu.
Bawmy się. I like it.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

historyczka · 6 godziny temu

0
0
Ode mnie dziesiątka.
Nie przypominam sobie, żebym się tak uśmiała przy innym opowiadaniu na tym portalu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 6 godziny temu

0
0
Rzeczywiście trudno to skomentować. Zapewne dlatego komentarze nie dotyczą tekstu, a... innych rzeczy.
Mnie przeszkadzało, że nie wiedziałem, co za funkcję/zawód autor określił słowem "narrator". Tak do połowy, bo potem się do tego przyzwyczaiłem.
BTW Ostatnio dochodzi do tego, że jak w internecie widzę "na prawdę", to sprawdzam w słowniku ortograficznym. Mało – raz sam tak napisałem! Też tak macie?
Oto siła narracji. To jest, chciałem napisać, mediów. 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 6 godziny temu

0
-4
@Tomp, jesteś wizjonerem. Żywię nadzieję, że jednocześnie czcicielem Bogini Logiki 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 6 godziny temu

0
-4
Tomp rzekł:
"Rzeczywiście trudno to skomentować. Zapewne dlatego komentarze nie dotyczą tekstu, a... innych rzeczy".

@Tomp, a czego się spodziewałeś po opowiadaniu? Jak nie innych rzeczy 😉
Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. I ci, którzy potrafią ubrać stress w słowa, jak Indragor, czynią wszystko, aby ten stress odreagować. To normalne, zdrowe jest 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 5 godziny temu ·

0
-6
Korzystając z okazji, że na chujach posągów parkowych jesienne liście się przyklejają, dopowiem merytorycznie, chronologicznie i w ogóle. Na wypadek, gdyby za dwieście lat jakiś archeopsychiatra badał sprawę.
Otóż - Historyczka dostała dwie karne/hejterskie oceny jedynkowe.
No to, pamiętając wcześniejsze akcje wobec większości CLA, a wyrażające się w wysypie "jedynek" - nazwałem rzecz po inieniu.
Jedynym imieniem JEGO (poza 666) był "chuj".
I się rozpętało piekło... Ze wszystkich pojebanych stron, obrońców "konstytucji antychujowych" i innych popierdoleńców, członków klanów personalnych... poszłooo hasło do ataku 😉
Obserwuję te wykwity, choć dość rzadko. I japa mi się uśmiecha...
Bo tak jak zapowiedziałem - co zechcę, to napiszę. Bom szczery, a nie hipokryta i nie poddany deszczowi, który gramatyczne padał, jednocześnie krytykując nieco sprawniejszych od siebie. Mamy XXI wiek. A Freud wiecznie żywy, pomimo że zmarł w 1939 roku...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 5 godziny temu

0
-2
@Tomp rzekł:
"Mnie przeszkadzało, że nie wiedziałem, co za funkcję/zawód autor określił słowem "narrator"".

Jeśli sobie przetransformujesz funkcję, jakże czesto w mediach używaną, ino że nazywaną "ekspert opiniotwórczy"- to masz odpowiedź.
Prywatnie doradzam Indragarowi, aby nie szedł drogą tabloidów. Lecz, jak zwykle, to jest wyłącznie moja opinia, i nikogo nie namawiam do niczego 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

unstableimagination · 4 godziny temu

+2
0
@SENSEIH Wydaje mi się że co innego rzucać 'chujem' w trolli/haterów, a co innego 'popierdoleńcami' hurtowo w co najmniej czterech innych autorów. Mnie osobiście takie słownictwo nie przeszkadza, ale przeszkadza mi jeśli znikają stąd wartościowe osoby. Przyznam, że polubiłem to miejsce.
Wiem, że napiszesz co zechcesz. Ze swojej strony mogę tylko prosić, byś ograniczał takie sformułowania.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Kawaii Kiwi · 3 godziny temu ·

0
0
Nie sposób rozpocząć tego komentarza inaczej niż od pomysłu, który moim zdaniem jest fantastyczny. Wydaje mi się, że dwoje narratorów, którzy grają w tekście pierwsze skrzypce to twórcza siła stojąca za autorami, gdy stukają w klawiatury, z czego często bardzo często powstają teksty, jakich napisania sami autorzy by się po sobie nie spodziewali. Mnie kojarzy się to co nieco z Hemingwayem, który powiedział kiedyś, że czuje, że to nie on pisze swoje powieści, ale to one piszą jego. Często, gdy stykam się z podobnie metaforycznymi tekstami, zastanawiam się, czy wszystkie klocki alegorii znajdują się w miejscu, gdzie być powinny. Tutaj nie pasuje mi to, że to narratorzy piszą i odpowiadają komentarze, bo to powinno pozostać moim zdaniem jednak w gestii autorów, których to, skądinąd, narratorzy w tekście niemiłosiernie wyśmiewają. 🙂

Pierwsza połowa to w dużej mierze uroczy żart z dziesiątek autorów, którzy na przestrzeni lat przewinęli się przez portal. Ponieważ Indragor, jak właśnie sprawdziłem, pisze tutaj od prawie dziesięciu lat, ciężko o lepszą osobę, która miałaby większe kompetencje do napisania podobnego żartu od niego. Siłą rzeczy nie wszystko zrozumiałem, ale znakomitą większość tak, i sprawiło to zresztą, że uśmiechałem się na wyjątkowo nudnych ćwiczeniach. Może poza jednym, który zresztą został już wyżej wymieniony; przy nim stałem się żywym memem „I came here to lough not to fell”.

Dalsza część to już naśmiewanie się z konkretnej twórczości literackiej i ta część zaskoczyła już nieco mniej, bo baśnie i Pan Tadeusz zostały już wyśmiane na tysiąc różnych sposobów. Wyjątkiem jest Kennedy i Zatoka Świń, bo tej w życiu bym się w podobnym tekście nie spodziewał. 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.