Po śnie
31 lipca 2014
23 min
Kochane kobietki dedykuje te opowiadanie głównie Wam :) pisząc je zrozumiałam, że chyba mam bardziej romantyczną duszę, dlatego moje teksty nie są pojedynczymi opowiadaniami tylko historiami o miłości, które nie podobają się wszystkim. Jednak te kilka "dziesiątek" jest jak wiatr w moje skrzydła i motywuje mnie do dalszego pisania.
Te, które czekają na następne opowiadanie o poruczniku muszą się uzbroić w cierpliwość, bardzo za to przepraszam, ale niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć :)
Liczę na to, że znajdzie się choć jedna kobieta, której spodoba się to opowiadanie i będzie takim kąskiem przed porucznikiem.
Na pewno są tu jakieś błędy i dziwne składnie, ale już taka jestem i nie wiem czy kiedykolwiek dorównam wielkim autorom tego portalu :) (zero sarkazmu panowie tylko szczera prawda).
Serdecznie pozdrawiam i życzę miłej lektury, Wasza KALIOPE.
Na wstępie dodam, że jestem geodetką. Mam już własne uprawnienia i jakiś czas temu założyłam firmę geodezyjną. Dzięki dużym znajomościom w przemyśle spadochronowym podpisałam kontrakt na sporą inwestycję wojskową w Niemczech. Wraz z moją przyjaciółką a jednocześnie wspólniczką wyjechałyśmy na kilka miesięcy do Vogelweh w zachodnich Niemczech. I tutaj zaczyna się nasza przygoda...
Z racji tego, że mamy duże powodzenie u płci przeciwnej, co czasem bywa bardzo niebezpieczne, wspólnie ukończyłyśmy kilka kursów samoobrony i czynnie trenujemy tajski boks. Dzięki odpowiedniemu ruchowi i naszej profesji stale jesteśmy w dobrej formie. Przekłada się to na skuteczną obronę przeciw nachalnym adoratorom. Jednak zwykłemu „karkowi” z klubu daleko do prawdziwego żołnierza z krwi i kości i to nie tylko sprawa wyglądu, ale także zachowania i charakteru. Proszę mi wierzyć na słowo.
„Za mundurem panny sznurem” wiecznie powtarzał mi stary pułkownik z sąsiedztwa i miało to swoje przełożenie w rzeczywistości. Nikt nie pociągał mnie tak bardzo jak przystojny, surowy brunet w wojskowym mundurze z ciemnym i poważnym wzrokiem. Mniam! Jednak do tej pory spotykałam takich tylko w filmach. Tym razem byłam jednak bliżej, o wiele bliżej i mogłam spróbować jak smakuje dobry seks z atletycznym przystojniakiem w moro.
Już po pierwszych dniach w bazie zwróciłyśmy na siebie uwagę. Mężczyźni wodzili za
nami oczami i pogwizdywali na nasz widok. Spodziewałyśmy się jednak przystojniaków, od których będziemy omdlewać czy trząść się jak osiki... jednak nie zawsze dostaje się tego, czego się pragnie. Nie twierdzę, że nie było wyjątków, jednak oni byli całkowicie skoncentrowani na swojej misji. Po tygodniu odpuściłyśmy sobie jakiekolwiek poszukiwania i po wstępnych badaniach zaczęłyśmy pracę. To była trudna budowa i trudny teren. Podmokły i bardzo nieprzystępny las. Praca w takich warunkach sprawia wiele trudności. Nie ma odpowiedniej widoczności, należy wykonywać wiele prac pośrednich, aby zdjąć powierzchnie terenu etc. Często padało a raczej lało jak z cebra, jednak geodeta ma terminy, z których musi się wywiązywać. Nierzadko wracałyśmy do swoich łóżek, zmoknięte, zmarznięte i zmęczone. Myśli o jakichkolwiek romansach rozpłynęły się prędzej niż zapach tanich perfum z bazaru.
Kiedy ja już sobie totalnie odpuściłam, Natalia znalazła odpowiedniego kompana do flirtu. Z dnia na dzień przeradzało się to w coraz bardziej zażyłą więź. Na ile sobie pozwalali o tym mówić nie będziemy, niech to pozostanie ich sekretem. Kiedy oni balowali w klubach ja siedziałam na jednej z werand bloku mieszkalnego i spoglądałam w niebo. Tak, tak trudno o większą marzycielkę niż ja. W tedy baza niemal zupełnie się wyludniała a młodzi adepci sztuki wojennej wylatywali niczym ptaki do pobliskich miast i bawili się do późnej nocy.
Pamiętam ten dzień jak dzisiaj, gdy podczas jednej niedzieli przechadzałam się po pobliskich polach. Podziwiałam wspaniały zachód słońca. Było dość ciepło, choć wiał mocny wiatr. Szłam nie śpiesząc się, gdy w oddali dostrzegłam czyjąś sylwetkę. Był to mężczyzna, wysoki i szeroki w barach. Nie byle kto. Zdecydowanym krokiem szedł naprzeciw mnie. Zerwał się silniejszy wiatr a ja zadrżałam od zimna. Puls mi przyśpieszył, bo nie wiedziałam, kim jest, ani co tutaj robi. Rozejrzałam się dookoła, jednak nawet gdybym krzyczała pewnie nikt by mnie nie usłyszał. Z przejęcia zrobiłam krok w tył a później następny i następny. Gdy mężczyzna był kilkadziesiąt metrów przede mną, odwróciłam się prędko i pognałam ile sił w nogach. Pościg trwał zaledwie kilkanaście sekund, ale dla mnie była to wieczność. Krzyczał coś do mnie jednak nie potrafiłam skupić na tym uwagi. Koncentrowałam się na ucieczce a jego bieg i te silne tupanie o ziemię, tuż za mną, mroziły mi krew w żyłach. W końcu poczułam jego silne palce zaciskające się na moim ramieniu. Szarpnęłam się chcąc się wyswobodzić, jednak złapał mnie drugą ręką i zatrzymał. Obróciłam się i spotkałam spojrzenie tak zimne i nie przychylne, że mało nie upadłam z wrażenia. Otwierałam to zamykałam usta a on z zagryzionymi zębami dosłownie miażdżył mnie swoim wzrokiem.
- K... kim pan jest? – Wyjąkałam prawie bezgłośnie.
- Pytanie, czemu zachowuje się pani tak głupio? – Warknął. – Jestem kapitanem. Nazywam się Fields...
- Kirk Fields? – Wybałuszyłam oczy i nagle poczułam się bezpiecznie. Jednak nie był to żaden zabójca ani szpieg.
Matko, co ja sobie myślałam. Niby jak ktoś taki mógłby dostać się do tak pilnie strzeżonej bazy wojskowej. Nawet my miałyśmy małe problemy przy wjeździe na ten teren. Pamiętam, że to właśnie niejaki Kirk Fields nas przytrzymywał i kazał bardzo dokładnie przeszukać bagaże. W całej bazie huczało od plotek na temat jego surowości i bezwzględności. Diabeł był tu lepiej postrzegany niż ten cały Kirk. Wiele mówiło się o jego spojrzeniu, które zatrzymuje niejeden puls a ja stałam z nim oko w oko. Nagle uczucie ulgi ponownie zastąpił strach. Może coś źle zrobiłam.
- Widzę, że już mnie pani zna, Weroniko. – Moje imię w jego ustach, brzmiało jak obelga. Aż się skrzywiłam. Czułam się jak dziecko przyłapane na kradzieży.
- Czy zrobiłam coś nie tak? – zapytałam śmielej. Nie mogłam dać mu satysfakcji i dowodu jak bardzo mnie przeraża.
- Nie. Ale nie lubię, jeśli ktoś pomimo mojego wołania, ucieka jak tchórz. – Zadrwił i bezwzględnie popchnął mnie, jednocześnie wypuszczając z brutalnego uścisku.
Jednak bardziej ugodziły mnie jego słowa niż czyny. Za kogo się on uważa? Tego było jednak za dużo. Nie jestem jednym z żołnierzy i niech tego nie zapomina.
- Nic dziwnego, że przed panem uciekałam, kapitanie. Wygląda pan okropnie. Po za tym, co pana skłoniło, aby w takich okolicznościach mnie poznawać? – Zarzuciłam mu bezczelnie. – Miał pan na to czas, od kiedy przyjechałam. Teraz mam wolne i nie życzę sobie, aby mnie w tak okrutny sposób nachodzono. A to, że jest pan kapitanem nie daje panu prawo do kontrolowania mnie czy szpiegowania. Jestem geodetą a nie wojskowym.
Zobaczyłam niedowierzanie i zdumienie w jego oczach a po chwili wściekłość. Jego przystojna twarz poczerwieniała a oczy ciskały pioruny. Zdałam sobie sprawę, że wystawiłam go na za duży szok. Przełknęłam ślinę i z niepewną już miną patrzyłam na niego spode łba. Moja odwaga, gdzieś się ulotniła jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Nie jestem modelem, a pani jest ostatnią osobą, której zdanie mnie obchodzi. – Wysyczał. - Nie jest pani na wakacjach. Dobrze pani powiedziała, że nie jest wojskowym a tylko taki może poruszać się po całym terenie koszar. – Wskazał ręką pola. - Pani to nie dotyczy jednak, jeśli się pani nie podoba to droga wolna. – Warknął z niechęcią patrząc na moją sylwetkę. Poczułam się jak intruz, ktoś zupełnie niechciany. – Nie przyszedłem tutaj kogokolwiek poznawać, tylko przyprowadzić panią do porządku.
Zrobiło mi się zupełnie głupio jednak trochę racji miałam.
- Nikt mi o tym nie powiedział a pana napaść...
- Jaka napaść? Proszę mi wierzyć, mam lepsze rzeczy do roboty niż pilnowanie głupiutkich dzierlatek, myślących o niebieskich migdałach. Nie pomogą pani nawet te śliczne oczęta. – Znów zadrwił ze mnie. Po tych obelgach poczerwieniałam.
- To proszę iść do swoich pilnych spraw. Głupiutkie dzierlatki zrozumiały przekaz.
- Mam nadzieję, jednak będę miał cię na oku – odpowiedział złowieszczo.
Odwróciłam się i najprędzej jak potrafiłam wróciłam do pokoju. Po przekroczeniu progu rzuciłam się na łóżko i gorzko zapłakałam. Co za sukinsyn, jak on tak mógł. Całe życie ciężko pracowałam i pracuję, dbając o najmniejsze szczegóły a ten niby macho tak bezczelnie to wszystko skreślił. Serce mi się krajało od tego głupiego określenia, jakim mnie nazwał. Nie ważne czy miał racje czy nie, ale nie musiał być taki okrutny. Plotki były tym razem prawdziwe a ja nie zamierzałam więcej wchodzić mu w paradę. Nagle cała ta przygoda z wojskiem przestała mnie bawić. Pracowałam jak wół a do tego po pracy byłam traktowana jak bez-mózg. By tego było mało, moje bezmyślne serce przyśpieszało na każdą uwagę o Kirku Fieldsie.
Od tamtej pory każdego dnia wyczuwałam za plecami jego gardzący wzrok. Tak jak mówi tak i robił. Obserwował mnie i przytłaczał. Kiedy tylko pojawiał się na horyzoncie, ręce odmawiały mi posłuszeństwa a instrument się rozpoziomowywał. Raz zaskoczył mnie stając tuż za mną i pesząc na tyle, że wszystkie kartki wyleciały mi z rąk. Nie muszę dodawać, że z niechęcią i pogardą podał mi część z nich.
- W dzisiejszych czasach, wojsko oszczędza nawet na geodetach – powiedział i odszedł, pozostawiając mnie wściekłą niczym osa. Matko jak bardzo go nienawidziłam. Ten mężczyzna doprowadzał mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Jestem jedną z najlepszych geodetów w kraju!
W końcu coraz rzadziej go widywałam, aż w końcu gdzieś znikł. Byłam tak pochłonięta pracą, że nie zauważałam już swoich stałych adoratorów. Pewnego poniedziałku do bazy przyjechali nowi sierżanci. Byli młodzi i niespokojni duchem. Jednak różnili się od „starych” i już nieco zaprzyjaźnionych z nami wojskowych. Byli napastliwi. Natalia nie miała z nimi problemów, bo była pod opieką Svena, mnie jednak los oszczędził obrońcy.
Stałam właśnie przy stoliku ze szkicami, gdy kilka młokosów podeszło do mnie i mnie okrążyło.
- Jest pani Weroniką, prawda? – zapytał jeden z nich.
Nie zawracając sobie głowy rozmową z nimi, szybko przytaknęłam. Miałam pewną niezgodność szkiców ze zdjęciami terenu i nie mogłam pozwolić, aby ktoś mi przeszkadzał.
- Mówi się, że ma pani u Fieldsa na pieńku. – Zaśmiał się, a ja od razu stałam się bardziej czujna, choć nadal spoglądałam na zdjęcia. – Tak się składa, że też go nie lubimy, prawda chłopaki? – Po chwili usłyszałam głośny śmiech reszty kompanów i ich głośne przytakiwania.
- Proszę mi uwierzyć, ale mało mnie obchodzą relacje panów z kapitanem. – Odparłam na chwilę odwracając wzrok na tego, co mówił. – Pracuję.
- Może moglibyśmy pomóc? – Wścibski blondyn sięgnął po jeden ze szkiców. – Chciałbym się dowiedzieć, co to za szkice?
- Proszę się lepiej dowiedzieć, że czy nie powinien być pan gdzie indziej. – Odparłam z fałszywym uśmiechem.
- Buntowniczka! Lubię takie. – Wykrzyknął z zachwytem ten, co mówił najwięcej, a po chwili uderzył mnie w pośladek.
Muszę dodać, że bardzo nie lubię takiego zachowania. Szkice i zdjęcia w jednym momencie przestały mnie interesować. Szybko zareagowałam, gdyż nie lubię trzymać ludzi w niepewności, a tym już w tej chwili musiałam pokazać, co myślę o takim zachowaniu. Odwróciłam się i wyprowadziłam piękny cios prosto w klatkę piersiową młodzieńca. Efekt? Lot trzy metry dalej i potężny ból w żebrach. Po cichu miałam nadzieję, że nic mu nie złamałam. Chichoty ucichły a wszyscy zebrani z niedowierzaniem wpatrywali się jak młodzieniec się unosi i na chwiejnych nogach startuje do ataku.
- Chłopcze odpuść sobie. – Ostrzegłam, bo wiedziałam, że może się to dla niego skończyć bardzo źle.
- Ty suko, zapłacisz mi za to! – Wysyczał i rzucił się na mnie.
Po szybkich kalkulacjach stwierdziłam, że subtelny kopniak w te same, na jego nieszczęście, miejsce powinno nie tylko odepchnąć lecącą masę, ale i ponownie powalić na ziemię.
- Cóż kolego, nie zostawiasz mi wyboru. – Odsunęłam się i z półobrotu wyprowadziłam następny cios. Wszyscy usłyszeliśmy trzask łamanych żeber a już po chwili głośny krzyk chłopaka. Podeszłam do niego z wycelowanym palcem.
- Mówiłam ci, ale się nie posłuchałeś. Lepiej dla ciebie, jeśli nie będę mieć z tego powodu kłopotów. – Odwróciłam się do reszty grupy. – Mam nadzieję, że przeszła wam chęć na flirt ze mną. Jestem tutaj pracownikiem i nie lubię jak ktoś narusza moją przestrzeń prywatną. Rozumiemy się?
Zobaczyłam jak wszyscy, niczym jeden brat kiwnęli głowami i nadal z otwartymi ustami wpatrywali się to na mnie to na chłopaka poniżej.
- Wyglądacie jak ryby. – Spojrzałam na moją ofiarę. – Zabierzcie go stąd. – Wykonałam dziwny ruch ręką i powróciłam do swojego poprzedniego zadania.
Tego dnia nikt się do mnie nie zbliżał, a ja czułam dziką satysfakcję. Jednak w końcu stało się dziwnie cicho... za cicho. Kiedy Natalia szybko zniknęła to zrozumiałam, że jednak będę mieć kłopoty. I to nie małych rozmiarów. Gdy weszłam na główny plac, nikogo nie było oprócz kilku wartowników. Nie uszło mojej uwadze jak wymienili się uśmieszkami.
- Cześć Hopkins – zawołałam do jednego z nich.
Szybko kiwnął mi głową i odpowiedział. – No, no. Ależ się dzisiaj pani załatwiła. Kapitan jeszcze nigdy nie był równie wściekły, co dziś. – O chłopie. – Niech się pani jak najszybciej gdzieś zaszyje.
- Rozkaz – odpowiedziałam poważnie i czym prędzej pobiegłam do stołówki.
Miałam zamiar złapać jedną z gotowych porcji i uciec do siebie. Przestraszyłam się nienażarty. Wiedziałam, że Hopkins nigdy nie przesadza w słowach, i nie wątpiłam w słuszność tej informacji. Wbiegłam niczym szpieg, do ogromnej Sali. Większość oczu zwróciła się do mnie a wszelkie rozmowy ucichły. Był tu i bezczelnie mnie obserwował.
Cóż, trzeba było grać twardzielkę. Przecież nie skoczyłam do tego chłoptasia by go specjalnie pobić. Działałam w samoobronie i najlepiej by było, aby Kirk dowiedział się o tym jak najszybciej. Jednak nie miałam zamiaru pierwsza do niego podchodzić. Fałszywa świnia z niego była, a właściwie z Kirka i tego młodzieńca. Kto by pomyślał, że w wojsku będę czuć się, aż tak źle. Z dumnie uniesioną głową podeszłam do baru i nabrałam sobie trochę sałatki, choć miałam ochotę zwymiotować. Z opowiadań starego pułkownika wynikało, że wojsko to miejsce porządnych facetów... a jednak. Cała dygotałam i bałam się, że zauważy to kapitan. Kiedy taca zaczęła się lekko chybiać, musiałam złapać ją druga ręką. Z godnością odeszłam i już miałam wychodzić jak w całej sali rozbrzmiał potężny głos.
- Panno Downley... - zatrzymałam się w pół kroku. - ... Musimy porozmawiać.
Szybko przełknęłam ślinę. Odwróciłam się i spojrzałam na jego wysoką postać. Uśmiechnęłam się blado i zawróciłam.
- Ależ proszę bardzo, panie kapitanie – wykrzyknęłam za bardzo entuzjastycznie.
Oczy wszystkich skupione były na mnie, a ja z każdym krokiem czułam się coraz okropniej. Szkoda, że Natalia musiała pojechać do miasta po nowe baterie. W międzyczasie odmówiłam pacierz i w końcu stanęłam przed ludojadem, Kirkiem Fieldsem.
- Zapraszam do gabinetu. – Przepuścił mnie i podążył za mną.
Na szczęście miałam na sobie odpowiedni mundur, choć nie ukrywał on walorów mojej sylwetki. Wiedziałam, że to nie działa korzystnie na moją ocenę. Pewnie zarzuci mi, że sama sprowokowałam te dzieciaki. Co za szowinistyczny skurczybyk! Co mnie skłoniło, aby rzucić się w tego typu tarapaty? Ba! Co mnie skłoniło, aby zostawić wszystko i wyjechać na cztery miesiące do bazy wojskowej. Jednak wiedziałam, że nigdy w życiu nie postąpię równie bezmyślnie. Tu nie chodzi o wojsko, tu chodzi o moje nastawienie. Mam silny charakter i ta tendencja do pyskowania. Zawsze wpędzało mnie to w kłopoty. No cóż, ale nie mogę zarzucić sobie, że jestem marionetką w rękach kogoś innego. O nie!
- Non stop sprawia pani problemy. – Chłodnym głosem przerwał moje rozmyślania. Postanowiłam nie odzywać się, bo wiedziałam, że i bez moich docinków jest nieźle wkurzony. – Jak nie romantyczne spacery, brak subordynacji w pracy, wieczne rozkojarzenie to jeszcze jest pani agresywna! – Mówił coraz głośniej. – Wydaje się pani, że to jest przedszkole?
Nic nie odpowiedziałam, choć miałam na końcu języka świetną odpowiedź. Spokojnie, Wer. Weź parę głębokich oddechów przeponą i słuchaj dalej. Może mu w końcu się znudzi i puści cię wolno.
- No, co... nagle straciła pani język? – odrzekł cicho. – Milczenie w niczym nie pomoże. Ostrzegam panią jeszcze raz, jeśli znów spróbuje pani złamać choć jeden przepis, albo znów kogoś pobić to nie ręczę za siebie. Rozumiemy się? – Wrzasnął, aż podskoczyłam. – Nie słyszę odpowiedzi.
- Niech się pan wypcha. – No i tyle by było z mojej powściągliwości. Brawo! Chyba tama mu puściła, zawyrokowałam widząc wielką pulsującą żyłę na skroni. -... To znaczy wytrze. Właśnie, wytrze! – Zmieszał się. – Powiedziałam, aby się pan wytarł. Ma pan sos na brodzie. – To była prawda, trochę się ubrudził.
- Niech pani nie odwraca kota ogonem. Wiem, co słyszałem.
- A co pan takiego słyszał? – Zapytałam z udawanym zainteresowaniem. Matko, aby mnie tutaj nie zabił.
- Ty...
- Suko? To chciał pan powiedzieć? To byłby dziś drugi taki komplement. – Zamrugałam szybko, bo odwaga gdzieś zniknęła a pojawiła się gorycz.
- Ależ nie. Oczywiście, że nie. Nigdy nie nazwałem tak kobiety, za kogo mnie pani uważa, Weroniko? – Zapytał groźnie.
- Za mojego wroga. Pańskim zadaniem od samego początku była ochrona mnie i mojej wspólniczki. Zawiódł pan na całej linii. Nie mam panu nic więcej do powiedzenia.
- O czym pani do diabła mówi? Pobiła pani dziś niewinnego chłopaka...
- Niewinnego, tak? Wie pan, co?... Niech faktycznie się pan wypcha.
- Weroniko! – krzyknął ponownie.
- Proszę się zająć niewinnym chłoptasiem, który bezczelnie klepie kobiety po tyłku i nazywa je sukami. – Zatrzymałam się by nabrać powietrza. – I nie, nie prowokowałam nikogo moim zachowaniem, ani wyglądem. – Odpowiedziałam mu i wybiegłam z gabinetu. Nie miałam ochoty widzieć w jego oczach pogardy.
Wołał mnie, ale nie chciałam słuchać tego, co miał mi do powiedzenia. Pewnie znowu by mnie czymś obarczył. To była głównie jego wina i tyle. Miałam rację, jego zadaniem było pilnowanie mnie a nie ciągłe rozkazy; i nakazy; i zakazy. Parszywy drań!
Reszta tygodnia minęła mi bez żadnych kłopotów. Fields znikł i od pory naszej tysięcznej już kłótni nie widziałam go. Ten czas pozwolił mi dojść do siebie i z zimną głową spojrzeć na moje i jego zachowanie. Doszłam do wniosku, że nie chodziło wcale o te wszystkie „naruszenia”, my po prostu chcieliśmy się kłócić. W jego obecności nachodziła mnie ochota na mord i nie miało to nic wspólnego z jakimś konkretnym wydarzeniem. Ciągle próbował mnie naprawiać, albo zmieniać a ja z moim nieustępliwym charakterem mu się przeciwstawiłam. W wojsku zapewne nauczył się, że każdy go słucha. W pewnym momencie stało mi się go nawet żal. Czasem w dzień potrafiłam zapomnieć o nim i o jego oczach, ale we śnie... W nocy śniły mi się bardzo grzeszne scenariusze.
Ja, Natalia i Sven postanowiliśmy pójść do jednego z klubów. Chyba była sobota wieczorem. Szybko się umyłam, przebrałam i lekko umalowałam. Tego wieczoru było bardzo ciepło, więc narzuciłam króciutką, bawełnianą sukienkę na ramiączkach. Z rozpuszczonymi włosami wyszłam z pokoju i od razu spotkałam się z zachwyconym spojrzeniem kilku panów. Przywitałam się z nimi i poszłam na poszukiwania Natalii. W końcu ją dojrzałam w towarzystwie kilku sierżantów. Czym prędzej zapakowaliśmy się do auta i w niemal szóstkę wyruszyliśmy do pobliskiego miasteczka.
Od początku dorwaliśmy się do baru i z zachwytem wypiliśmy po jednym martini. Sven złapał Natalię i zabrał w tango a reszta chłopców od razu wypatrzyła sobie kogoś z sali. Muszę wspomnieć, że od momentu pobicia żaden z wojskowych nie podchodził zbyt blisko. No cóż w tym momencie trochę tego żałowałam, ale po paru drinkach sama weszłam na parkiet. Już od jakiegoś czasu spoglądał na mnie ciekawy przystojniak i postanowiłam zagadać. Tańczył średnio, ale nadrabiał uśmiechem i żartem. Tak o to tańczyliśmy a ja z zamkniętymi oczami wyobrażałam, że miejsce niejakiego Nathana, bo tak właśnie miał na imię mój towarzysz, zajmuje Kirk. Procenty z alkoholu uderzyły mi do głowy i zaczęłam tańczyć bardziej zmysłowo, dotykać swojej szyi i ramion. Muskałam się po brzuchu i udach. Czułam jak mój kolega przybliżył się jeszcze bardziej a w głowie nadal widniał mi obraz Kirka. Silne ramię zaciskało się na mojej talii, gdy po chwili nagle coś nami szarpnęło. Ledwo utrzymałam się na nogach i szybko odwróciłam, aby sprawdzić, co się dzieje.
To był szok! Spojrzałam w ciemne niczym węgiel oczy i myślałam, że zemdleje. Nagle pociemniało mi w oczach, ale szybko je przetarłam i jeszcze raz spojrzałam na Kirka.
- Co pan tu robi? – Wyjąkałam.
- Odsuń się od niej, palancie. – Wykrzyknął i popchnął Nathana.
Kiedy mój nowy a raczej były znajomy sobie poszedł, Kirk złapał mnie za łokieć i niemal siłą wyciągnął z klubu. Kiedy chciałam coś powiedzieć, wpił się w moje usta i zaczął mocno całować. Poczułam jego język na swoim. Myśli mi gdzieś uleciały, a ja nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Byłam pijana i taka szczęśliwa. Moje marzenie się spełnia. Poczułam jakby mi ktoś przypiął skrzydła. Objęłam go ciasno ramionami i oddałam pocałunek. To było niesamowite przeżycie. Czułam jak jego silne ramiona obejmują mnie ciasno, jak rękami obejmuje moje pośladki. Ścisnął je i poderwał mnie do góry. Natychmiast oplotłam go udami i mocniej objęłam za szyję.
Przeszliśmy kawałek i po chwili poczułam brzeg jakiegoś stolika. Położył mnie na nim i opadł na moje ciało.
- Przepraszam cię za wszystko, ale tak bardzo cię pragnę...
Znów zaczął całować moje usta, a ja byłam wniebowzięta. Oderwał się, po czym pocałował mnie za uchem a później zjeżdżał coraz niżej. W pewnej chwili objął moje piersi a ja wygięłam się by dotknął mnie mocniej. Zaśmiał się cicho i zsunął jedno z ramiączek a później drugie i odsłonił moje piersi. Popatrzył na nie z zachwytem i pocałował mnie pomiędzy nimi. Wtopił swoją twarz w moje jędrne krągłości. Poczułam jak pocałunkami wytycza szlak ku jednemu z sutków. Oddychałam patrząc w ciemne niebo i maksymalnie skupiając uwagę na jego ustach. Z niecierpliwością wyczekiwałam, aż obejmie nabrzmiałą pierś. W końcu nakrył sutek swoimi ciepłymi ustami i zaczął powolny ruch językiem. Podgryzał go a ja stękałam z rozkoszy. Drugą pierś ściskał i masował. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Jego ręka powędrowała za moje wygięte plecy i zaczęła powolną wędrówkę w dół. Zmieniając sutek, poderwał moje biodra i silnie złapał za pośladek. Jęknęłam, bo jego palce znalazły się tak blisko mojej kobiecości...
- Wspaniale reagujesz, kotku. – Usłyszałam i uśmiechnęłam się obejmując jego głowę rękami.
Jego palce zsunęły się głębiej i dotknął mojego mokrego wejścia. Mruknęłam coś, lecz nie zdążyłam dokończyć, bo nakrył moje usta swoimi, by po chwili zagłębić się palcami w moją kobiecość. Mogłam tylko zawyć z zachwytu. Jego palce pomimo brutalnego wtargnięcia były niezwykle delikatne. W końcu cofnął ręce i spojrzał na mnie. Słyszałam jak odpina pasek... słyszałam dźwięk zameczka a po chwili poczułam jego twardą męskość u progu mojego skarbu. Całe moje ciało się napięło a ja zamarłam w wyczekiwaniu...
- Pani Weroniko... - Usłyszałam gdzieś w oddali, znajomy głos, ale nie potrafiłam oderwać wzroku od Kirka i jego oczu. – Pani Weroniko, proszę się obudzić. – Ktoś mną potrząsnął i nagle wszystko prysło a ja zerwałam się w pościeli.
- Co się stało?! – wykrzyknęłam zdyszana.
- Przepraszam... - Te słowa ugodziły mnie i odbiły się w moim wnętrzu, bo brzmiały jak we śnie. Dygotałam niezaspokojona a moje ciało było całkiem rozbudzone. Miałam ochotę wrzeszczeć i przeklinać. To był wspaniały sen, miało być tak pięknie. Spojrzałam jednak w te czarne oczy i zatonęłam. Był tak blisko a jednocześnie tak daleko! To było frustrujące nie móc dokończyć snu.
- Czego pan chce? - warknęłam niemiło do Kirka.
- Ja bardzo panią przepraszam, ale muszę panią przeprosić za to wszystko, co w ostatnim czasie się wydarzyło – powiedział przejęty.
Jęknęłam. Podobnie zaczęło się we śnie tylko, że teraz z pewnością inaczej się zakończy.
- Co to za pora? Na mózg panu padło?... Dobra, mniejsza z tym. Niech pan zapomni. Mój gniew jest jak słomiany ogień. Szybko wybucha i pali jak piekło, ale równie szybko gaśnie. – Musiałam odetchnąć głębiej. – Proszę mnie zostawić w spokoju.
- Ale... - Dotknął mojego ramienia tymi swoimi długimi i mocnymi palcami. Przymknęłam oczy, aby nie rzucić się na niego. Poczułam suchość w gardle i szybko przełknęłam ślinę. – Co się pani przed chwilą śniło? – zapytał znienacka.
- Słucham? – Zszokowało mnie to pytanie. Mój puls przyśpieszył. Gdybym mu powiedziała, to od razu wiedziałby o co chodzi i jaką mam na niego ochotę. – Czemu pan pyta?
- Bo wołała mnie pani. – No i masz! Padłam na plecy i zakryłam się ramionami. – Weroniko, pani skóra parzy. – Odpowiedział i dotknął mojej szyi. Szybko mu się wyrwałam i spojrzałam gniewnie w oczy.
- To był koszmar. Jeden z największych koszmarów w moim życiu i nadal trwa. Niech mnie pan zostawi w spokoju – odpowiedziałam podniesionym głosem.
Jednak zamiast się odsunąć, przybliżył się jeszcze bliżej. Jego twarz znajdowała się tak blisko. – Niech mi pani go opowie to przestanie być taki straszny. – Chciałbyś! Za żadne skarby.
Patrzyłam w te jego oczy i nie potrafiłam oderwać wzroku. Musiałam dziwnie wyglądać, jakbym zobaczyła jakąś zjawę. Jednak i on był jak w transie. Atmosfera stała się bardzo gęsta. Nawet gdyby ktoś strzelił pomiędzy nami to zapewne nie słyszelibyśmy tego. I stała się magia. Fields pochylił się, dzielił nas jakiś cal, nie więcej. Zatrzymał się jakby oczekując mojej reakcji, zgody. Nie mogłam stracić takiej okazji. Natychmiast przywarłam do niego ustami. Mój sen był czymś wyblakłym w porównaniu z tym, co czułam teraz. Mój świat się zatrząsnął w podwalach. Całe ciało zadrżało w odpowiedzi, a paznokcie wbiłam w jego ramiona.
Ten pocałunek był niezwykle namiętny. Delikatnie przygryzał moje spragnione wargi, jego język penetrował moje usta a ręce pieściły kark. Jedną z nich wsunął we włosy i mocniej przycisnął mnie do siebie. Złapałam go za materiał koszuli i z całej siły wciągnęłam na siebie. Był dość ciężki, ale był to najsłodszy ciężar na ziemi. Objęłam go udami i wiłam się cała. Moje ciało tańczyło w niebiańskim rytmie rozkoszy.
Czułam jego nabrzmiałą męskość na swoim podbrzuszu. To dodatkowo spotęgowało moją rządzę. Oderwał się na chwilę i oprał swoje czoło o moje.
- Weroniko, to szaleństwo. Jeśli tego nie chcesz... jedno słowo. – Zdusiłam dalsze wywody i ponownie przyciągnęłam go do siebie. Nie trzeba było niczego więcej. W ciągu następnych kilkunastu sekund pozbawił mnie mojej koszuli nocnej i bielizny. Jego wzrok wyrażał pożądanie i zachwyt, a ja czułam się jak bogini. Zaczął mnie pieścić i nie potrafiłam zdusić parę stęknięć.
W końcu po długiej chwili poznawania swoich ciał poczułam jego członek u moich wrót i było prawie jak we śnie tylko, że lepiej. Miałam pewność, że teraz na pewno zakończy się to dzikim seksem. Gdy wtargnął nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości. Był wielki, ale pasował idealnie. To były wspaniałe mocne i precyzyjne pchnięcia. Uwielbiam to i dawało mi to największą rozkosz. Jęczałam i wiłam się. Wychodziłam mu naprzeciw, aby poczuć go głębiej. Zamieniliśmy się miejscami i teraz to on był pode mną. Dosiadłam go a on oparł się o poduszki. Poczułam jak dotyka mojego punktu G. Od tej chwili było mi tak dobrze, że pomimo moich otwartych oczu nie potrafiłam niczego dojrzeć. Rozkosz zaciemniła mnie a ja już nie potrafiłam jęczeć. Wyłam i piszczałam, pilnując się, aby nikogo nie obudzić. To było jak tortura. Wbijałam paznokcie w jego umięśnioną klatę i czułam jak mocniej zaciska palce na mojej talii. Och, jakie to było wspaniałe. W końcu przyśpieszyliśmy tak, że nie byłam wstanie wydobyć dźwięku i po chwili moje wnętrze wybuchło spazmami i zostało zalane gęstymi sokami Kirka.
- Och Kirk. – Wysapałam niezdolna do czegokolwiek. Czułam jak po plecach ścieka mi pot. Zanurzyłam palce w wilgotnych włosach i poczułam jak Kirk czule całuje mnie w szyję.
- To był najlepszy seks w moim życiu – odpowiedział ze śmiechem. – Kto by pomyślał, że przyjście do ciebie jest takie ekscytujące. – Ponownie wessał mój sutek i z mlaskiem go puścił. Znów objął moje pośladki i spojrzał mi w oczy. – Pora wyjść, kochanie.
Poczułam jak wyślizguje się ze mnie. Opadłam na niego a on przykrył nas kołdrą. Rano obudziłam się sama w ciepłej pościeli. Było mi błogo, a gdy się poruszyłam poczułam jak wszystkie mięśnie mnie bolą. Na dodatek cała się lepiłam. Wiedziałam jednak, że muszę wstać. Po raz ostatni wtuliłam twarz w poduszkę przesiąkniętą męskim zapachem i wyskoczyłam z łóżka. Całkiem naga przebiegłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic.
Tego dnia Kirk kilkakrotnie łapał mnie i całował oraz zastrzegł, że od dziś jestem tylko jego. Był to pierwszy i nieostatni z najszczęśliwszych dni od wielu, wielu tygodni...
Jak Ci się podobało?