Plan B (II)
8 czerwca 2018
Plan B
11 min
Siedział na jednym z barowych krzeseł, które kilka tygodni temu pomogłam mu wybrać. Jak zawsze popijał czarną bez cukru oraz przeglądał najnowsze wiadomości na swojej wypasionej komórce. Gdyby oddzielić od niego ten garnitur oraz krawat, oraz dodać szczyptę człowieczeństwa, mogłabym wybaczyć. Mogłabym, ale wcale nie zamierzałam.
Feralna noc nie skończyła się, tak jakby zapewne tego chciał, ale w pewnym stopniu jego ciekawość została zaspokojona. Numer telefonu, który Bartek wręczył mu na moją prośbę, skwierczał od momentu wyjścia z klubu. Na szczęście wyciszyłam go, a na okres dnia wsadzałam do szafki w moim pokoju, a następnie zwyczajnie w świecie zapominałam, że istnieje. Jak długo chciałam go męczyć? Cóż, gdyby był inteligentny, zapewne sprawdziłby zasięg GPS, ale i to mogłam obejść. Poprosiłam Bartka, aby wypożyczył mi jakiegoś zastępczego grata, którego zawlokłam do jego przyjaciela zajmującego się fałszowaniem kodów IP.
Pomyśleć, że tyle zachodu wobec nieznaczącego nic dla mnie człowieka? Byłam bardzo naiwna to prawda. Mimo wszystko jednak myślałam, że Leon posiada serce i sumienie. Opieka jego dziadkiem, sytuacja związana z wyciągnięciem do mnie ręki, to wszystko stanowiło grunt pod jego kłamstwa i wieczorne ucieczki do wymyślonej postaci. Skąd miałam pewność? Połączyłam fakty.
Każdy wyjazd na delegacje kończył w połowie i jak gdyby nigdy nic powracał do domu. Ileż to ostatnich godzin spędziłam na pytaniach do samej siebie, jakim cudem mogłam tego nie zauważyć. Jak to się mówi, kłamstwa mają maleńkie nóżki i często przewracają się do stóp prawdy, która pierze je na kwaśne jabłko. Tak, otóż to. Perfidny kłamca.
Inna kobieta na mym miejscu od razu rzuciłaby mu się w ramiona, ujawniając każdy szczegół lub odwrotnie, zabiłaby go, zakopała zwłoki i uciekła za granicę. W żadnym z tych przypadków nie widziałam wystarczającej rekompensaty. Ja chciałam jedynie nauczki. Kary dla wilka w skórze owcy, który mamił mnie swymi dobrymi intencjami i owijał wokół palca.
- Pojedziesz jutro ze mną do lekarza? - wychylił nosa zza ekranu i głośno odetchnął, odstawiając komórkę na blat.
- Nie mam czasu. - nie zwracałam na niego uwagi. - Poza tym jesteś dorosły. - gromki śmiech, który wywołałam, był niczym rzucenie we mnie przekleństwem. Wyprowadzanie z równowagi stało się jego rozrywką. Ja natomiast dojrzałam w uprzejmości, którą okazywał, drugie dno. Dno. Właśnie.
- Chodzi o dziadka, Pola. - pokręcił głową, a potem wstał i podszedł do mnie z pustym kubkiem. Szorowanie jednego talerza było błahą sprawą, ale przez wzgląd na irytacje jego obecnością, pucowałam go dobre dziesięć minut. Kiedy nachylił się nade mną, a zrobił to zapewne specjalnie, włożył puste naczynie do zapienionego zlewu. Tuż obok moich odzianych w gumę dłoni. Męska twarz niebezpiecznie zbliżyła się przy tym do mojej, a po chwili koncentracji na mych ustach, wykrzywiła się w grymasie zakłopotania. Niczym nastolatek oblizał wargi, a potem odszedł dwa kroki do tyłu i znów zaczął mi się przyglądać.
Przebrzydły bufon obrał strategię, którą wykorzystywał najczęściej. Zauroczyć, a potem dostać wszystko na tacy. Czy plan działania był efektywny? Gdy poczułam zapach perfum, a przez ciało przebiegł dreszcz, wiedziałam, że tak. Dobry był cwaniaczek. Niestety znałam jego drugą stronę, o czym nie miał bladego pojęcia.
- Mam ważne sprawy. - tu już nie chodziło o Pana Antoniego. Lekarza załatwiłam z samego rana, ale jego wnuk był tak zaabsorbowany marzeniami na temat kokietki estradowej, że niczego poza tym nie zauważał.
- Jest coś ważniejszego od zdrowia dziadka? - cios poniżej pasa. Gdy już miałam wybuchnąć, przypomniałam sobie o jego wiadomościach, łaknących odpowiedzi Negri. Zaśmiałam się pod nosem, a potem opłukałam talerz oraz kubek. Szybko pozbyłam się z dłoni rękawic, a sekundę później odwiązałam fartuch i wsadziłam go do szuflady.
- Mój grafik. - otworzyłam jedną z szafek, w której wnętrzu sporządziłam podział obowiązków opartych na mych godzinach pracy. - Pozwól, że wyjaśnię. - szok widniejący na jego twarzy, mogłabym uwiecznić na fotografii, aby tylko móc poprawiać sobie nią humor. - Wszelkie zajęcia takie, jak spacery, obiad, sprzątanie powierzchni, słuchanie muzyki, kąpiel, kolacja i wiele innych są dopisane do konkretnych jednostek czasu. Doskonale wiem ile czasu, poświęcam na każdą pojedynczą czynność. Z tego też powodu wszelkie zajęcia skrupulatnie wpasowują się w dziesięć godzin pracy, za które mi Pan płaci. Przerwy oraz czas, w którym nie podejmuję żadnych działań, jest mym czasem wolnym. Pan Antoni nie zostanie zaniedbany w żadnym aspekcie, dlatego z góry mogę zapewnić, że obawy o jego śmierć przez me niedopatrzenie... są niedorzeczne.
- Od kiedy znów jesteśmy na stopie oficjalnej? - egoizmu z człowieka nie da się wypruć. - I dlaczego nauczyłaś się na pamięć jakiegoś bezsensownego monologu? Jeśli chcesz dzień wolny to śmiało. Nie musisz zachowywać się... - był tak odrealniony od wszystkich złych rzeczy, jakie teraz myślała ma głowa na jego temat. Zawadiacki uśmiech i luz, którym mnie ujął, nadal w nim tkwił. Jak mógł być bestią i aniołem w jednym? Czy to było w ogóle możliwe?
- Profesjonalnie? - dodałam, a miły wyraz twarzy zniknął niczym dobre wrażenie o nim. - Słuchaj Leon. - wyprostowałam się i spojrzałam w piękne niebieskie oczy, w których gnieździł się niepokój.
- To ty posłuchaj, Pola. - znów stanął naprzeciw i to tak blisko, że czułam jego oddech na mym policzku. - Nie jestem ślepy. Wiem, że od początku byłaś mną zafascynowana... - gdy chciałam przerwać, zmarszczył brwi i pogroził palcem, abym zamilkła i pozwoliła mu dokończyć. - Prawda jest taka, że jestem facetem z problemami i dużym bagażem doświadczeń. Mimo tego nigdy w życiu nie skrzywdziłbym bliskich mi osób, a musisz wiedzieć, że jesteś jedną z nich.
Ciało krzyczało z bólu, a głowa dostała migreny. W myślach waliłam nią w mur, błagając o ratunek przed całkowitym zapadnięciem się pod ziemię.
- Wiele zrobiłaś dla mojego dziadka, jak i dla mnie. Musisz jednak wiedzieć, że dobre serce, które w tobie szanuję to wszystko, co mogę dać. - czy on właśnie dawał mi kosza?
- Ty myślisz, że ja... - gdy zaczęłam się śmiać, poczułam na sobie oburzony wzrok. - To znaczy, ty myślisz, że ja się odsuwam, bo chcę być z tobą, ale nie mogę więc... to słodkie. - Negri znów powróciła na pierwszy plan. Dłonie zacisnęłam w pięści, a potem cisnęłam przez zęby. - Ja nie zakochuje się w tchórzach. Możesz być spokojny. - poklepałam męskie ramię i odsunęłam się na bezpieczną odległość.
Po tych słowach opuściłam kuchnie oraz zszargane męskie ego. Zakochana? Owszem. W zemście i tylko w niej.
***
Atmosfera w domu przybrała wagę tak ciężkiej, że nawet Pan Antoni zaczął coś zauważać.
- Coś się stało, dziecino? - wgapiałam się w jeden punkt od dobrych kilku minut. Siedzieliśmy na werandzie tuż obok stawiku po drugiej stronie podwórka. Z dala od nerwów. Z dala od obowiązków. Z dala od Leona.
- Wierzy Pan, że człowiek może się zmienić? - nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy, ale to w końcu jego wnuk był nawiązaniem do tematu odkupienia win.
- Wierzę, że nie każdy zasługuje na drugą szansę. Czasami dwie nie wystarczają. - pogładził palcem obrączkę i delikatnie uniósł kąciki ust. Dziś był w lepszym stanie. Lęk i stadium, w którym nie pamiętał jej śmierci, wpadały w odwiedzinach coraz częściej, ale przy niektórych z nich nie dostawał paranoi. Jakby mózg mówił mu, że dziś się z tym pogodzi.
- Pani Urszula dużo ich wykorzystała? - przysłoniłam oczy, aby ustrzec się przed promieniami słońca, które wychyliły się znad chmur.
- Małżeństwo to nielimitowane szanse. Pytaniem jest to, czy ktoś posiada dobre serce, że chce się nimi dzielić. - uśmiechnął się i zamknął oczy.
- To będzie zależało od was, czy wykorzystacie daną wam szansę. A trudno jest przegrywać. - powiedziałam do samej siebie, a gdy nastała cisza, dosłyszałam lekkie pochrapywanie ze strony leżaka obok mnie. Pan Antoni oddalił się w popołudniową drzemkę, która zazwyczaj zdarzała się na powietrzu. Uwielbiał przyrodę. W końcu tak poznał Urszulę. Na szkółce harcerskiej, która później okazała się cennym doświadczeniem. Partyzantka rządziła się swoimi prawami, a gdyby nie takie przejścia, pewnie nie mogłabym za wiele o niej powiedzieć.
Rozmyślając nad opowieściami Pana Antoniego, usłyszałam dźwięk wibracji, odbijający się od powierzchni drewnianego stolika. Leon. Nie dawał za wygraną. Nawet jeśli porzucił naszą przyjaźń, nadal próbował zyskać Negri.
To ostatnia wiadomość. Jeśli naprawdę chciałaś mnie wykiwać… to Ci się udało. Nadawca? Podpisano — Pan Bufon.
Palce same powędrowały w stronę klawiatury.
Czego Pan chce? Musiałam wiedzieć.
Miłe zaskoczenie. Długo każesz na siebie czekać. Palce zgniatały guziki.
Ponawiam pytanie. Nerwy w mym ciele szalały, jakbym właśnie nakryła go na zdradzie. Poniekąd trafiłam w sedno.
Chciałem zaprosić Cię na kolację. Wybuch? Miałam ochotę wrzucić komórkę do wody, ale przedtem ją roztrzaskać.
Nie zna mnie Pan. Wyczekiwanie na odpowiedź wydłużyło się o kilkanaście sekund.
Mylisz się. Eksplozja.
Wyłączając komórkę, prawie się rozpłakałam. Dlaczego przeżywałam tę sytuację? Bałam się, że miał rację. Bałam się, że zakochałam się w kimś, kto nigdy nie był prawdziwy. Tak, jak Negri.
***
Dzwonek do drzwi wybudził myśli z lektury. Jak długo trwała wojna milczenia? Dwa tygodnie. Leon wyjechał na delegację, a ja zajęłam się nadrabianiem materiału na studia. Dlaczego? Obiecałam sobie odejść. Odejść od czegoś, co mogłoby mnie zniszczyć. Pragnęłam zacząć od początku, ale i do tego potrzeba było ciężkiej pracy oraz zaangażowania. Nie chciałam odcinać się tępym nożem. Pożegnanie z Antonim i wszelkimi doświadczeniami musiało przejść płynnie i bezboleśnie, choć wiedziałam, że to akurat było niemożliwe. Musiałam jednak walczyć i zapomnieć. O Negri, Leonie, a nawet całym durnym zauroczeniu.
- Pan Michalczyk? - widząc młodego adwokata, rozpromieniłam się. Był bardzo dobrym człowiekiem, który kilka lat do tyłu uratował moją matkę od długów, które w spadku chciała podarować jej matka. Nie sądziłam, że i Leon korzysta z jego usług. Z drugiej strony minęło sporo czasu, odkąd się ostatni raz widzieliśmy. Jego kariera musiała nabrać tempa. W przeciwnym razie brunet nawet, by się nim nie zainteresował.
- Pola? Jezu, Pani Pola? Jak… - zastopowałam go i zaprosiłam gestem ręki do środka.
- To trochę zajmie. Zapraszam. - obeszliśmy trzy korytarze prowadzące do salonu, w którym finalnie go ugościłam. - Kawę, herbatę?
- Przyszedłem do Pana Leona. Mam go reprezentować w sprawie... za długi język. - brązowe oczy wlepiały się w szklaną ściankę, która wychodziła na taras, gdzie spał Pan Antoni. Kolejna popołudniowa drzemka była formalnością. Krótko obstrzyżone blond włosy pozostawiał w lekkim nieładzie. Broda oraz brwi delikatnie ciemniejsze od ich barwy, komponowały się z wizerunkiem przypominającym Miłosza, mojego przyjaciela. Ciemny garnitur w ciemnozieloną kratę przypominał wzór z spódnic Szkotów, ale wcale nie umniejszało to jego elegancji. Był bardziej masywny od Leona, najprawdopodobniej ze względu na różnice wzrostu. Leon bowiem należał do najwyższej ligi. Oczywiście jedynie, jeśli chodziło o wzrost. Charakter miał paskudny. O tym zdążyłam się bardzo dobrze przekonać.
- Ja też dla niego pracuję. Opiekuje się Panem Antonim. - obydwoje spojrzeliśmy na staruszka wylegującego się na powietrzu. - Sprzątam, gotuję i w sumie...
- Co u mamy? - nie miał pojęcia.
- Mama zmarła dwa lata temu. Rak trzustki. - obydwoje posmutnieliśmy.
- Była niesamowita. Córki udały jej się w stu procentach. - mimo, iż pocieszenie nie przyniosło rezultatu, byłam za nie wdzięczna.
- Pewnie kazałaby mi się zwolnić. - jedna z łez wymsknęła się na policzek. Szybko jednak wytarłam ją i zmieniłam temat. - Hania wyszła za mąż. - siostra była pewna swego szczęścia, więc nie było na co czekać. Mama była na jej ślubie, a to stanowiło główny powód przyśpieszonego procesu zawarcia tak ważnego sakramentu. Czuła, że tak powinna, a mężczyzna, którego wybrała, jest idealny na całą wieczność. Takie miałyśmy życie. Pełne kontrastów, ale przez to też pełne przygód.
- Przekaż jej moje gratulacje. - w odpowiedzi kiwnęłam głową i na jeden moment nastała cisza.
- Co u Ciebie? - przeskoczyliśmy sprawę z Panem i Panią.
- Stagnacja. Praca i mnóstwo obowiązków. - wzruszył ramionami i odłożył biurową teczkę na stolik.
- Pracoholicy to ciężki typ człowieka. Wiem, coś o tym. - podniosłam do góry jedną dłoń, a po chwili na twarz wrócił uśmiech.
- Pan Leon miał być o dwunastej. - spojrzał na złotego Rolexa, który zapewne kosztował moje dwie pensje.
- Jest w delegacji. - zaskoczyłam samą siebie jedynie na moment. No tak. Delegacje. Ciekawe, jak tam mój telefon się miał.
- Wspominał, że wróci wcześniej. - gdy ze śmiechu ukryłam twarz w dłoniach, zdziwił się. - Powiedziałem coś...
- Nie. Po prostu... miło zobaczyć przyjazną twarz w pobliżu. - nagle zorientowałam się, że nie ugościłam go, jak powinnam. - Herbata?
- Kawa. Jutro. Na mieście. Co ty na to? - wybił mnie z tropu.
Gdy chciałam odpowiedzieć i w miarę szybko odmówić, usłyszeliśmy kroki dochodzące z korytarza. Leon wtoczył się do salonu niczym czołg pancerny, chcący zestrzelić wszystko, co stało na jego drodze.
- Witam. - blondyn podał dłoń i przywitał się z tykającą bombą testosteronu. Delegacja się nie udała. Coś podobnego.
- Witam Panie Michale. - gdy szarooki przeskoczył na mnie, poczułam przypływ złości.
- Przyniosę kawę do biura. - chciałam uciąć nieprzyjemną konwersację, powodującą duszność. Tę, która przybywała za każdym razem, gdy miałam ochotę go udusić gołymi rękoma.
- Nie trzeba Polu. - blondyn zatrzymał mnie w połowie drogi. - Nie mam dziś zbyt dużo czasu. - odpowiedział tym samym Leonowi. - Nadrobimy to jeszcze. - zauważyłam aluzję.
- Polu? Państwo się znają? - nie wyczułam nutki zazdrości, ale coś na wzór zaskoczenia. W końcu Michał był rangą wyżej tak jak on. Skąd niby mogłam znać takich ludzi, prawda?
- Miałem tę krótką przyjemność. To, co jutro? - wzrok bruneta spodobał mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych. Był skołowany, zaskoczony oraz odsunięty na bok. Totalne combo w postaci zniewagi majestatu. Michał nie musiał być mu posłuszny, więc stracił władzę. Ot, co cała tajemnica.
- Jasne. Masz telefon? - gdy wstukałam dziewięć cyfr, wyczułam dynamiczne bicie swego serca. Oddając komórkę, nawet na niego nie spojrzałam. - Do jutra. - uśmiechnęłam się, a potem zniknęłam w odmętach kuchni. Miałam nadzieję, że opadło mu wszystko, a nie tylko szczęka. Dosłownie wszystko.
Jak Ci się podobało?