Pisałem już kiedyś o tym... (I)
23 czerwca 2012
Pisałem już kiedyś o tym
5 min
Pisałem już kiedyś o tym, ale dawny tekst wzięli diabli i muszę zaczynać wszystko od początku...
Nie pamiętam dokładnie kto z nas zaczął rozmowę, to było dość dawno, trzy dekady temu. Byliśmy kilka lat po ślubie, seks jeszcze wtedy dużo dla nas znaczył, choć nie byliśmy zbyt piękni i nie mieliśmy walorów par, które pokazywane są w filmach lub na zdjęciach.
Słów parę o zdjęciach. Sami wywoływaliśmy filmy, robiliśmy odbitki, co w czasach gdy fotografia cyfrowa nikomu się nie śniła, dawało wielkie pole do popisu. Robiłem "tych" fotek mnóstwo, najlepsze trafiały do albumu (gdzie są do dnia dzisiejszego), negatywy do "archiwum" (gdzie również czekają na "lepsze czasy". Większość fotek powstawała oczywiście w domu, kilka dużych sesji zrobiliśmy w lesie, kilka kolejnych – ukradkiem w miejscach publicznych. Aby mieć trochę fotek kolorowych zrobiłem kilka "rozbieranek" na slajdach, zaryzykowaliśmy też kilka rozebranych zdjęć na negatywie, który później oddawałem do wywołania i zrobienia odbitek w Warszawie, gdzie dość często bywałem na delegacji. Pewnego razu Luba pokazała, za moją zgodą rozebrane fotki koledze ze studiów, później kumplowi, który zajmował się zawodowo fotografią. Od tego się zaczęło!
Myślę, że owe pokazywanie fotek obcym facetom było pierwszym krokiem do tego, co wydarzyło się później. Wtedy gdy pojawił się On...
Był on dla nas kumplem, dalszym znajomym z okolicy. Miał dość tępawą żonę, niezbyt atrakcyjną, do tego cholernie konserwatywną i mało tolerancyjną. Przy okazji remontu mieszkania, które wynajmowaliśmy, w którym nam pomagał, trochę się wypiło alkoholu i trochę pogadało na różne tematy. Jak człowiek ma tych lat dwadzieścia parę, to wiadomo, że jednym z "dyżurnych" tematów będzie seks. Wypity alkohol, Luba paradująca w rozpiętej do pępka flanelowej koszuli, która była jej jedynym ubraniem, podczas schylania i usadzania się na fotelu, odsłaniająca "to i owo" – wszystko to miało wpływ na późniejsze wydarzenia.
Luba rozmawiała sporo z Nim również wtedy gdy byłem w pracy. Sporo się od niego dowiedziała o jego żonie, która nawet do łóżka szła z nim ubrana, rozbierając się tylko przy zgaszonym świetle i kochając się z nim "po bożemu". Gdy Luba nieopatrznie (?) pokazała mu swoje rozebrane fotki, facet po prostu zwariował! Zapragnął wtedy namalować ją nago (całkiem nieźle malował). Widać było też w nim zazdrość o to, że ja mogę oglądać swoją żonę nago, a on nie.
Prawdopodobnie wtedy podjęliśmy rozmowę o możliwości spróbowania seksu z innym partnerem. Myślałem o tym już od pewnego czasu, Luba myślała też o tym, do czego się przyznała, dlatego dogadaliśmy się bez problemu w tej sprawie. Umowa była prosta: każde z nas ma prawo do spróbowania seksu z innym partnerem (partnerką), bez potrzeby informowania o tym fakcie drugiej strony i proszenia jej o doraźną zgodę. Liczba partnerów nie została określona, zależała od sytuacji. Nie musieliśmy się też sobie opowiadać się ze swojego "skoku w bok". Dopiero gdy druga strona o to zapytała, należało dokładnie opowiedzieć co i jak, do tego – jeżeli zaistniała taka możliwość, popozować nago kochankowi (kochance) i spróbować zrobić sobie nagie fotki razem
z nim (lub razem z nią), a także swojemu nowemu partnerowi (partnerce). Do tego, na żądanie drugiej strony, każde z nas miało natychmiast przerwać kontakty (oczywiście seksualne!) ze swoim "dodatkowym" partnerem (partnerką). Liczyliśmy się bowiem
z tym, że możemy nie wytrzymać psychicznie tej nowej sytuacji, w której się znajdziemy.
Bawią mnie te wydumane, rzekomo prawdziwe, historie "kontrolowanej zdrady" opisywane na portalach. Nie mają one nic wspólnego z prawdą, są jedynie "pobożnymi życzeniami" autorów. Życie jest ciekawe i nie do końca przewidywalne, ale nie aż tak "zakręcone" i bardzo "filmowe". To tylko "bajki dla grzecznych dzieci"!
Samo życie napisało nam dodatkowe elementy scenariusza, o których nie mieliśmy wówczas pojęcia. Przypominam – to nie były jeszcze czasy internetu, cyfrowej fotografii, mnogości forów internetowych, na których można poruszyć praktycznie każdy temat... Wtedy nie mówiło się o swingersach, a tylko o "zespole prowokowanej zdrady", trzeba było mocno uważać na otoczenie (mieszkaliśmy w stosunkowo małym mieście), zabezpieczyć się przed niepożądaną ciążą (o nie było takie proste). Szkoda tylko, że nie udało się nam (głównie mojej Lubej) dotrzymać do końca naszej umowy...
Mając moje "błogosławieństwo" moja Luba, nie tracąc zbyt wiele czasu, poszła z Nim do łóżka. Wykorzystała na to mój pobyt w pracy, sama była na urlopie. On już od dłuższego czasu myślał o tym i proponował nieśmiało jej wspólny seks, ale sytuacja go chyba zaskoczyła. Podczas tego pierwszego razu nie spisał się zbytnio, następny raz (dwa dni później) też był podobno do niczego. Przy tym ich pierwszym razie pojawiłem się stosunkowo szybko w domu, dlatego kochaliśmy się praktycznie godzinę po nim (ja nic o tym nie wiedziałem, że był ktoś przede mną). Nie pamiętam już czy moja Luba zdążyła wziąć prysznic, czy też był to "raz po razie", bez dłuższej przerwy.
Zapomniałem powiedzieć. Ustaliliśmy wraz z Lubą, że po każdym zbliżeniu z innym facetem postara się również tego samego dnia, lub najszybciej jak można, pójść ze mną do łóżka. Powiedziałem bowiem, że jeżeli zajdzie w ciążę (była co prawda zabezpieczona, ale jak wiadomo środki "anty" bywają zawodne), to nie mam zamiaru kombinować kto jest ojcem dziecka – jest ono moje (nasze) i już!
Dopiero przy trzecim ich spotkaniu, kilka dni później, gdy byłem na całodniowej delegacji, On po raz pierwszy doprowadził moją Lubą do orgazmu i sam też miał swoje "pięć minut". Spędzili w łóżku kilka godzin, kochali się kilka razy, zrobił jej fajnego "francuzika", a moja Luba zrobiła mu "jeźdźca", na co nigdy jego żona się nie zdobyła. Pogadali sobie też sporo leżąc w łóżku (co praktycznie nie istniało w jego pożyciu z żoną), mocno się wypieścili, moja Luba obejrzała sobie dokładnie jego fiutka (był po operacji stulejki). On zaś namiętnie obrabiał jej cipkę. Okazało się, że cipka dla Niego to najważniejsza część kobiecego ciała (ja tam preferuję cycuszki), którą jakby mógł, to "by wywinął ją na zewnątrz" (opinia mojej Lubej). Do tego, bardzo szybko regenerował się seksualnie. Kilkanaście minut po wytrysku mógł się kochać po raz kolejny i mieć kolejny wytrysk. Miał też dość dużego fiutka (większego niż mój – niestety!) i bardziej twardego, dlatego też moja Luba sporo skorzystała na tym związku, mając przez pewien czas seksu ponad miarę.
Po trzecim ich spotkaniu, zupełnie przypadkowo, dowiedziałem się, że moja Luba ma kochanka. Podejrzewałem ją o coś po pierwszym ich razie (jak się kochaliśmy była dziwnie szybko rozgrzana i mokra), ale ostatecznie uznałem, że coś mi się przewidziało. Drugiego i trzeciego ich kochania się nie zauważyłem, ale wtedy moja Luba już zdążyła się wykąpać po stosunku i mieć czas "dojść do siebie".
Jak Ci się podobało?