Piorun sycylijski. Prolog
29 września 2017
16 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
1.
Od kilku dni ciągle o nim myślała. Martwiła ją cisza, brak wiadomości, telefonów. Zupełnie nic. Była połowa września i powinien już wrócić do kraju. Odczuwała wewnętrzny niepokój, że jednak coś zatrzyma go daleko za Oceanem i z trudami uczelnianego życia będzie musiała radzić sobie sama. Jeszcze bardziej przerażała ją myśl, że więcej nie zobaczy jego zadziornego uśmiechu, nie usłyszy ciętego dowcipu, nie przegada dupereli codzienności. Siedziała przed telewizorem zatopiona w kolejnej już tego dnia myśli o nim, kiedy zadzwonił telefon a na wyświetlaczu pojawił się znajomy numer.
- Co tam chłopaku? Chyba nie zamierzasz zostawić mnie z całym tym bajzlem i zwleczesz w końcu swoje leniwe dupsko do kraju przed rozpoczęciem semestru?
- Hej Mała, ja właśnie w tej sprawie. Jesteście w domu? Chciałbym wam podrzucić małe suweniry z wietrznego miasta
- Wróciłeś? Czemu nic o tym nie wiem?
- Właśnie ci mówię, wiec może odpowiesz na moje pytanie? Mogę do was wpaść?
- Wiesz, że nie musisz pytać.
- Będę za jakąś godzinkę- zakończył rozmowę.
Tak bardzo tęskniła za tym głupkiem. Kochała go jak brata i powtarzała mu to przy każdej okazji. Teraz wrócił. Po 3-miesiącach wreszcie znów pogadają. W końcu opowie mu jak to jest być żoną, radzić sobie z tymi wszystkimi dodatkowymi obowiązkami jakie na nią ostatni spadły. Kiedy po godzinie zadzwonił dzwonek z uśmiechem otworzyła drzwi i...
- Co się stało chłopaku, co oni ci tam zrobili???- Tylko tyle zdołała z siebie wydusić bo tak zniszczonego i zranionego jeszcze go nie widziała.
- Nic się nie stało Maleńka, ale czy mogłabyś jakoś normalnie się ze mną przywitać, zanim wypomnisz mi, że wyglądam jak gówno?
- Jasne, idiotka ze mnie- wyciągnęła ramiona przytulając go do siebie.
- Milo znów cię widzieć braciszku- powiedziała... W odpowiedzi usłyszała tylko jak zaciąga się zapachem jej włosów. Dziwny dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Dobrze znów być w domu...- wyszeptał jej do ucha.
- Mamusia pewnie zachwycona, że ma synusia z powrotem- wysiliła się na słaby żart
- Jadę do was prosto z lotniska, mamusia nic jeszcze nie wie- odpowiedział całkiem poważnie. Zresztą ciężko było o dziś zmusić do konstruktywnej, pełnej ciętych ripost konwersacji. Czuła, że mówiąc o domu nie miał na myśli kraju, czy nawet domu rodzinnego, który był dla Niego tak ważny. Podświadomie wiedziała o co mu chodziło. Chociaż kamień spadł jej z serca, bo był, bo wrócił - właśnie poczuła jak miażdży jej stopę.
I
W samolocie zajął miejsce przy oknie. Przed nim osiemnastogodzinna podróż do domu. Osiemnaście godzin uwięzionym w maszynie lecącej na dużej wysokości to mnóstwo czasu na przemyślenia. Miał nad czym się zastanawiać. Myśli uderzały o powierzchnię jego półkul mózgowych z prędkością wprawiającą je w rezonans i przy okazji przyprawiającą o mdłości. Nie bał się latać więc cały ten towarzyszący mu stres był z pewnością związany z nią. Martwiło go to jak teraz będzie musiał żyć. Kiedy trzy miesiące wcześniej wylatywał do USA uciekał. Musiał ukryć się przed swoimi pragnieniami. Uciec przed egzystencją obok niej. Lot zaplanował na dzień po ich ślubie. Musiał być przy niej w tej ważnej chwili, obiecał. Nie zniósłby jednak ani sekundy dłużej niż to konieczne. Czuł, że jeśli nie ucieknie udusi się. Zniszczy go jego własne sumienie, które ciągle wypominało mu, że nie walczył, że nie zabrał jej od niego kiedy jeszcze był na to czas. Potrzebował czasu by nabrać dystansu, by nauczyć się udawać przyjaciela ich obojga. Przez chwilę rozważał pozostanie za Oceanem na stałe. Myślał nawet nad zalegalizowaniem długoletniego związku z Oli. A potem dostał mail z jednym słowem "TĘSKNIĘ" i wszystkie plany wzięły w łeb. Kupił bilet na samolot do Polski, spalił jedyną znaną mu drogę ucieczki, kończąc i tak bezsensowny układ na odległość, spakował swoje rzeczy i wracał.
Kiedy przeszedł przez wszystkie formalności związane z odprawą pasażerów, wyjął z kieszeni telefon i wybrał jedyny numer, który znał na pamięć. Rodzice, bracia, sen tak potrzebny aby odchorować zmianę czasu - to wszystko będzie musiało zaczekać. Wrócił dla niej i to z nią chciał się spotkać najpierw. Musiał zobaczyć czy jest szczęśliwa, czy wszystko u niej w porządku. W słuchawce usłyszał głos, którego unikał od trzech miesięcy. Kurwa jak on za nim tęsknił.
- Co tam chłopaku? Chyba nie zostawisz mnie samej z całym tym bajzlem i zwleczesz swoje leniwe dupsko do kraju przed rozpoczęciem semestru?
- Ja właśnie w tej sprawie. Jesteście w domu? Mogę być u was za jakąś godzinkę?"
Denerwował się jak przed operacją na otwartym sercu. Nie wierzył, że uda mu się ukryć emocje, nie przed nią. Zawsze czytała z niego jak z otwartej książki. Trudno zastanowi się nad tym później, teraz trzeba załatwić transport. Znów chwycił za telefon.
- Młody mam biznes. Musisz mnie odebrać z lotniska i gdzieś podrzucić. O nic nie pytaj i nie mów nikomu ze już wróciłem.
Godzinę później stał pod drzwiami ich małżeńskiego mieszkania. Bał się zapukać. Nie myślał trzeźwo. Może to nie był najlepszy pomysł. Takie spotkanie z rzeczywistością dość mocno kopnie go w dupę. Zadzwonił, że będzie więc jest stanowczo za późno na odwrót. W końcu zmusił się do dotknięcia dzwonka. Otworzyła z uśmiechem na ustach. Uśmiechem, który tak bardzo... kochał??? Czuł jej radość z powodu tego, że go widzi. Nagle w jej oczach pojawiło się przerażenie. Wciągnęła go do domu, zaczęła dotykać jego ramion i twarzy, z troską zapytała:
- Co się stało? Co oni ci tam zrobili?.
Nie mógł powiedzieć jej, że to ona jest przyczyną, że to myśl o tym, że już nigdy nie będzie mogła być jego doprowadza go do rozpaczy, którą ciężko ukryć. Odetchnął. Stał przez chwile w bez ruchu i po prostu na nią patrzył. Wyglądała piękniej niż w jego wspomnieniach. Myślał tylko o tym, jak bardzo chce ją przytulić, poczuć jej miękkie ciało w swoich ramionach. W końcu otrząsnął się i powiedział
- Mogłabyś jakoś normalnie się ze mną przywitać, zanim wypomnisz mi ze wyglądam jak gówno?
- Przepraszam, idiotka ze mnie- przyciągnęła go do siebie tuląc w uścisku.
- Dobrze znów cię widzieć braciszku- usłyszał i zabolało tak, że musiał zagryźć policzek żeby nie jęknąć. Jej słodki zapach uderzył go w nozdrza. Zaciągnął się nim i wyszeptał
- Dobrze znów być w domu.
Nie myślał o kraju, rodzinnym domu i obiadkach kochanej mamusi. Myślał o niej, to jej ramiona były jego domem. Poczuł jak zadrżała. Może wszystkiego się domyśliła. Miał to w dupie. Wiedział, że zrobi wszystko, będzie kłamał, udawał najlepszego przyjaciela, pozwoli się jej kastrować tym słodko pierdzącym badziewiem o przyjaźni, którym raczyła go co dzień. Byle tylko móc oddychać tym samym powietrzem co ona.
2.
- Co z tobą jest nie tak? Stało się coś w tym Twoim USA? Odkąd wróciłeś nie można się z tobą dogadać.- zapytała w trakcie zajęć.
- A może stało się coś zanim poleciałem do USA? Nie pomyślałaś o tym?
- Widziałam cię dzień przed odlotem i wszystko było OK. Teraz jesteś jakiś dziwny.
- Bo jestem jak Młody Werter, cierpię z miłości.
- To sobie idź ulżyj do łazienki – wypaliła - i przestań się ze sobą cackać. Związek na odległość, jeszcze taką i tak był slaby. Nie masz czego żałować. Zaraz znajdziemy ci jakąś fajną dupcie i od razu poprawimy humor.
- Ty mi ją znajdziesz?
- Myślę, że sam doskonale sobie z tym poradzisz.
- A wiesz co to sarkazm Mała?
- Też cię kocham chłopaku- powiedziała to, co mówiła zwykle żeby go udobruchać.
- Nawet nie wiesz po jak kruchym stąpasz lodzie- rzucił ze złością. Chyba jednak zdawała sobie z tego sprawę. Całe to dziwne zachowanie, uśmiech, który od dawna nie sięgał oczu, smutne spojrzenia. Wszystko to od jakiegoś czasu nie dawało jej spokoju. Wrócił dwa tygodnie temu. Od tego dnia kontaktowali się codziennie. Rozmawiali o wszystkim. O rzeczach ważnych jak to, że zakończył swój długoletni związek i to, że czasem trudno być żoną człowieka, którego charakter jest wprost proporcjonalny do znacznego wzrostu i o rzeczach zupełnie błahych jak ulubiony kolor czy smak lizaka. On oglądał jej ulubione seriale, ona zmusiła się do przeczytania "Ojca Chrzestnego" żeby lepiej zrozumieć jego pokręcony sposób bycia. Czuła, że ma przyjaciela o jakim zawsze marzyła, przyjaciela przed którym w końcu nie musi nikogo udawać.
II
"Co z Tobą jest nie tak...? "Resztę wypowiedzi olał. Wpatrywał się w jej kształtne usta obejmujące długopis. Złapał się na tym, że wyobraża sobie, że to jego kutasa obejmuje wargami. Potrząsnął głową, odgonił pierdylionową tego rodzaju myśl i starał się dać jakaś logiczna odpowiedz na pytanie, które mu postawiła.
- Jestem jak Młody Werter cierpię z miłości.
- To idź sobie ulżyj do łazienki.
Gdyby wiedziała, że musiałby to robić za każdym razem kiedy niechcący się o niego otrze, kiedy się uśmiechnie, kiedy siadając obok dotknie dłonią jego uda, kiedy nieświadomie przygryzie dolną wargę. Mógłby tak wymieniać do usranej śmierci. Musi przestać o tym myśleć, bo nie uśmiecha mu się wychodzić z sali z namiotem w spodniach.
- Znajdziemy ci jakąś fajną dupcię i od razu poczujesz się lepiej.
Zacisnął dłonie w pięści. Że co kurwa??? Minęły dopiero dwa tygodnie od powrotu do Polski a całe to udawanie przyjaciela już mocno dawało mu się we znaki. Najchętniej wcisnął by jej język w usta i sprawił by wreszcie przestała opowiadać głupoty. Jedyna dupcia o jakiej myślał należała do niej i nic nie zapowiada by coś się zmieniło. Zdobył się na jakiś złośliwy, bezsensowny sarkazm.
- Też cię kocham- powiedziała. Zawsze to mówiła, kiedy wściekał się za bardzo a ona chciała go udobruchać
- Nawet nie wiesz po jak cienkim stąpasz lodzie. Ile by dał by to, co powiedziała znaczyło dla niej to samo co dla niego.
3.
Tego dnia na uczelnie przyjechała wkurwiona jak nigdy. Dość szybko okazało się, że docieranie się dwojga ludzi nie należy do sielanki. Znów zlał to, że całe popołudnie po przyjściu z pracy sprzątała mieszkanie i gotowała obiad. Jakby to, że stara się stworzyć mu ciepły dom po prostu dostał w pakiecie, który się należał. Bez wdzięczności i doceniania.
- Cześć piękna, jak ci minął tydzień?Ucieszyła się, że jest, ale tylko odburknęła coś w odpowiedzi i przechodząc obok szturchnęła go w ramie.
- Hej co jest? Weź wyłącz czajnik, bo aż ci para uszami idzie.
- Wal się!- odpowiedziała
- Mała wyluzuj, złość piękności szkodzi a ty nie masz czym szastać.
- Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te swoje głupie docinki? Tylko wciśnij głęboko, najlepiej tak żeby wyszło gardłem.
Nie mogła powstrzymać łez.
- Hej Maleńka przepraszam. Myślałem, że jak powiem coś głupiego to mi przypierdolisz jak zwykle, spuścisz trochę pary i ci przejdzie. Nie chciałem cię zranić, wybacz. Co znów kłopoty w raju?- Objął ją pozwalając się uspokoić...
- Chodź, stawiam dużą latte, opowiesz mi co wykombinował szanowny małżonek. Chciałbym przynajmniej wiedzieć za co mi się obrywa.
Po kilku łykach słodkiej kawy uspokoiła się na tyle, żeby złapać dziesięć płytkich oddechów i znów się do niego uśmiechnąć.
- No, tak już lepiej. A teraz mów co ci leży na wątrobie... bo to, że leży to widać nawet bez prześwietlenia.
- Nic nowego Mati, czuję się jak nic nie warta kura domowa. Przynieś, wynieś, pozamiataj i nawet to nigdy nie spełnia wymogów. Choćbym nie wiem jak się starała nie jestem dość dobra, piękna i mądra, rozumiesz? No i w końcu wyrzuciła z siebie wszystko co gnębiło ją od rana.
- Słuchaj,może za późno na takie stwierdzenia z mojej strony, ale jestem twoim przyjacielem, nie jego i wkurwia mnie jak stara się wbić Cię w role szarej myszki. Nie jesteś nią do cholery, zapamiętaj to sobie a jeśli pamięć już szwankuje staruszko to postaram się żebyś to sobie wbiła do tej swojej ślicznej główki"- wycedził niemal na jednym wdechu.
- Dzięki- tylko tyle zdołała powiedzieć.
- Ok. Skoro rozwiązaliśmy już twój problem to teraz zajmiemy się moim. Poszukamy mi jakiejś jak to określiłaś "fajnej dupci". Idę na łowy i przy okazji zamówię nam coś do jedzenia.
Siedziała przy stoliku myśląc o wszystkim co powiedział i nie mogła przestać się uśmiechać. Nagle telefon oznajmił nadejście wiadomości : "Zwlecz ten swój zajebisty tyłeczek z krzesła i chodź zobacz czy taka może być. Stoi w kolejce przede mną". Wyjrzała zza ściany w stronę kolejki do kasy i zobaczyła wyszczerzoną w uśmiechu twarz swojego przyjaciela, który posyłał sugestywne spojrzenia na stojącą przed Nim atrakcyjną brunetkę. Uniosła w górę kciuk i bezgłośnie wyszeptała "działaj". Następnie przewróciła oczami i pomaszerowała do stolika. Niby wszystko było ok. Sama namawiała Go by się otrząsnął i ruszył z miejsca. Skąd w takim razie wziął się ten potworny zielonooki grubasek przygniatający teraz jej klatkę piersiową i czemu tak perfidnie śmieje się jej w twarz? Chwilę później on też wrócił do stolika
- I co Romeo? Udało się?- zapytała bezskutecznie próbując ukryć irytację.
- Nie próbowałem, nie warto i tak nic by z tego nie wyszło.
- Czemu? Przecież wiesz, że jak się postarasz to żadna Ci się nie oprze.
- No nie do końca. Ty przecież stwierdziłaś, że nie chciałabyś być z kimś takim jak ja.
- Wciąż to pamiętasz? - zdziwiła się
- Nigdy ci tego nie zapomnę.
Wróciła wspomnieniem do dnia kiedy zabrał ją w przerwie między zajęciami na obiad. Siedzieli razem przy stoliku a on na jej oczach uskuteczniał flirt z kelnerką. Przyglądanie się Matiemu w akcji było nawet zabawne, dopóki owa kelnerka nie popatrzyła na nią ze współczuciem i czymś w rodzaju... satysfakcji??? Nie wytrzymała, pomyślała, że pokaże gówniarzowi i nie wiele myśląc wypaliła:
- Przysięgam, że nie chciałabym żeby mój facet był taki jak ty. Chuj mnie obchodzi kogo ruchasz bądź zamierzasz ruchać, ale siedzisz przy stoliku ze mną - kobietą, nie jakąś gówniarą. Dociera do ciebie, że laska od której przed chwila wyciągnąłeś numer telefonu nie miała pojęcia, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie? To się kurwa zachowuj bo okazałeś mi totalny brak szacunku.
I to by było na tyle z miłego posiłku. Pierwszy raz widziała, że zabrakło mu słów. Obiad skończyli milcząc. W sumie odebrało jej apetyt, więc zostawiła prawie nienaruszony talerz. Kiedy wychodzili z knajpy złapał ją za ramię
- Mała przepraszam,nie wiem jak mam to wytłumaczyć.
- Niczego nie musisz tłumaczyć. To w końcu nie mój problem, nigdy nim nie będzie. Niech się martwi twoja laska.
- Myślisz, że aż tak ze mną źle? - zapytał
- Chłopaku powiedziałam już, że to nie moja sprawa. Twój kutas i tylko i wyłącznie od ciebie zależy w co go pchasz. Reakcja była przesadzona więc zapomnij.
Jak widać nie zapomniał, ona zresztą też nie.
- Grosik za twoje myśli. Najwyraźniej odpłynęłaś gdzieś daleko.
- W sumie całkiem blisko, tylko czasoprzestrzeń trochę inna. Wiesz chłopaku co do tego co wtedy powiedziałam - chciałam żebyś wiedział, że mam cię za całkiem miłego gościa.
- To znaczy, że nie jest ze mną tak źle?
- Jest, wierz mi, ale zyskujesz przy bliższym poznaniu.
- Dzięki, to miłe.
- Jeśli chodzi o miłe rzeczy to jesteśmy kwita, ale już nie licz na więcej. Przynajmniej nie dziś. Mogłoby Ci się poprzewracać w dupie od tych uprzejmości.
Oboje parsknęli śmiechem i dokończyli naleśniki, które przyniesiono im w międzyczasie.
III
Od tygodnia się nie widzieli. Czekał na jej uśmiech jak na zbawienie i oto jest. Przeszła przez drzwi budynku z szybkością jakiej nie powstydziłyby się wojskowe myśliwce.
- Cześć piękna, jak ci minął tydzień?
Odburknęła coś tylko i przechodząc obok pociągnęła go z bara. Już dawno nie oglądał jej tak wkurwionej. W sumie nigdy tak się nie zachowywała.
- Hej Mała wyłącz czajnik bo, aż ci para uszami idzie.
- Wal się !
O kurwa jest grubo, pomyślał. Może delikatna prowokacja i uda mu się rozładować napięcie.
- Weź wyluzuj, złość piękności szkodzi. Ty nie masz czym szastać- wypalił niewiele myśląc.
Powiedziała tylko coś o wsadzeniu sobie takich mądrości w dupę i popatrzyła na niego tymi swoimi wielkimi zranionymi oczami. O nie, o nie, o kurwa nie! Tylko mi tu nie płacz Skarbie.
- Maleńka przepraszam, myślałem, że jak powiem coś głupiego to przypierdolisz mi jak zwykle, spuścisz trochę pary i zrobi ci się lepiej. Nie chciałem cię zranić. Co znów kłopoty w raju?
Objął ją najdelikatniej jak potrafił, choć najchętniej wytrząsnąłby jej tego gościa z głowy. Pozwolił trochę odetchnąć a potem zabrał na kawę. Najpierw dowie się co nawywijał szanowny małżonek a potem, jak na prawdziwego przyjaciela przystało, załagodzi sytuację. Po kilku łykach słodkiej latte w końcu uśmiechnęła się i zaczęła przypominać jego Puchatka.
-Nic się takiego nie stało, nic nowego - zaczęła mówić - po prostu czuję się jak kura domowa. Wynieś, przynieś, pozamiataj a nawet to nie spełnia standardów jakości, rozumiesz? Nie ważne co będę robić i tak nie jestem dość dobra, piękna i mądra.
Miał zamiar wszystko zbagatelizować. Zaserwować wykład na temat tego, że faceci to fiuty, że mówią jedno a myślą zupełnie inaczej. Przysięga, że taki właśnie miał zamiar, ale nie tym kurwa razem. Rozpierdala go myśl, że gość ma wszystko czego on od bardzo dawna pragnie i w ogóle tego nie docenia.
- Słuchaj Mała może za późno na takie stwierdzenia z mojej strony, ale jestem twoim przyjacielem, nie jego i wkurwia mnie, że próbuje cię wbić w rolę szarej myszki. Nie jesteś nią do cholery i zapamiętaj to sobie. Jeśli pamięć już szwankuje, to postaram się wbić ci to do tej ślicznej główki.
Chyba trochę go poniosło, ale nie dał rady, nie tym razem, nie gdy płakała. Teraz będzie musiał odwrócić uwagę od tego co powiedział. Być może zbyt wiele zdradził.
-Ok. Skoro rozwiązaliśmy już twój problem to teraz zajmijmy się moim i poszukajmy jak to określiłaś jakiejś "fajnej dupci". Idę na łowy i przy okazji zamówię nam coś do jedzenia.
Musiał wstać od stolika. Roznosiła go wściekłość na niego, że ją rani, na nią, że mu na to pozwala i na samego siebie, że cieszy się z jej kłopotów. Powinien być przyjacielem, tylko przyjacielem a najchętniej zabrałby ją daleko od tego wszystkiego. Pokazałby jak może wyglądać raj, którego byłaby Królową. Teraz jednak musi zadbać o to by się nie zorientowała, żeby nie myślała zbyt dużo o tym co powiedział. Z kolejki do barku napisał SMSa :
"Zwlecz ze stołka ten Twój zajebisty tyłeczek i zobacz czy ta może być. Brunetka przede mną."
Chwilę później zobaczył jak wychyla się zza ściany, unosi kciuk w górę i bezgłośnie wypowiada słowo "działaj". Potem przewróciła oczami i wróciła do stolika. Cel został osiągnięty. Uwaga odwrócona, tylko czemu wydaje mu się ze znowu jest smutna. Tym razem przez niego. Do stolika wracał pełen obaw w jakim nastroju ją zastanie.
- I co Romeo, udało się?
- Nawet nie próbowałem, nie było sensu.
- Jak to nie było sensu? Przecież wiesz, że wystarczy się postarać i żadna Ci się nie oprze.
- No nie do końca. Ty stwierdziłaś, że nie chciałabyś być z kimś takim jak ja.
- Wciąż to pamiętasz?
Pamiętał bardzo dokładnie, każde wypowiedziane przez nią słowo naznaczyło jego pamięć jak tatuaż. Powtarzał to sobie zawsze kiedy pragnął posunąć się o krok dalej, zawsze kiedy chciał o nią zawalczyć. To był pierwszy raz kiedy wykastrowała go mentalnie. W tym co powiedziała nie było miejsca na żarty, czy słowne przepychanki. Chciał sprawdzić czy będzie zazdrosna i przesadził. Spierdolił wszystko jedną, niepotrzebną grą. Potem już nie umiał tego naprawić. Pierwszy raz zabrakło mu słów, żeby jakoś wybrnąć z sytuacji. Bo co niby miał powiedzieć? Chciałem zobaczyć czy zależy ci na mnie na tyle by okazać zazdrość? Zamiast tego wkurwił ją tak bardzo, że spuściła mu słowny wpierdol. Należało mu się. Zachował się jak gówniarz, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Skreśliła go z listy swoich potencjalnych zainteresowań, na której być może nigdy nawet nie był i przeniosła na zaszczytne pierwsze miejsce na liście ciotowatych przyjaciół. Jak miał próbować skoro ciągle myślała, że jest właśnie taki, że rzuca się na wszystko z otworem do penetracji? Potem było już za późno.
- Powiedzmy, że bardzo zyskujesz przy bliższym poznaniu.
- Dzięki. - mruknął. Teraz to już nie ma najmniejszego znaczenia i choć to kurewsko boli "kobieta zajęta jest święta". Zawsze się tego trzymał.
Jak Ci się podobało?