Pianista
3 grudnia 2015
36 min
Jeśli ktoś jest zainteresowany samą akcją, proszę wyszukać fragment "Chcę dla pana coś zagrać...", skąd już niedaleko do sceny.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Na sam koniec dodam, że dedykuję to opowiadanie użytkowniczce Xenka, która pomogła mi się w swoisty sposób zmotywować do napisania.
– To już kolejny nauczyciel, którego musieliśmy odesłać... Chyba trzeci z kolei – wyszeptała do męża poirytowana, starsza kobieta.
– Jakbym nie zauważył – odpowiedział zmęczonym tonem posiwiały mężczyzna. – Powinienem z nią porozmawiać?
– Najlepiej pogróź jej pasem – skwitowała kobieta, wychodząc z kuchni. Mąż nie zdążył jej odpowiedzieć, więc zastygł z głupią miną i uchylonymi ustami, gotowymi do wypuszczenia uwagi o tym, że nie powinno się bić dzieci, tym bardziej, że ich córka była zdecydowanie na to za duża. Nic dziwnego, że żona posyłała go do rozmowy z córką, bo jemu łatwiej było do niej dotrzeć. Matka najchętniej by jej groziła i krzyczała na nią, co dałoby odwrotny skutek. Mężczyzna westchnął cicho i poszedł do pokoju swojej nastoletniej pierworodnej, która od dłuższego czasu była bardzo kapryśna. Zapukał do jej drzwi, ale odpowiedziała mu kompletna cisza. Odczekał kilka sekund i zapukał jeszcze raz, głośniej. Nadal nie dostał odpowiedzi.
– Kornelio – niezbyt głośno zawołał mężczyzna i zagryzł wargi w napięciu. – Nelciu?
– Zostaw mnie w spokoju! – odpowiedziała dziewczyna wściekłym tonem. – Nie mam ochoty teraz rozmawiać.
Ojciec był ugodowy, ale jednak były chwilę, kiedy musiał być stanowczy.
– Opłacisz leczenie pana Alojza ze swojego kieszonkowego – powiedział mężczyzna twardym tonem. Drzwi od pokoju córki otworzyły się tak gwałtownie, że jakby stał zaledwie kilka centymetrów bliżej, z pewnością dostałby nimi w twarz.
– Nie masz prawa... – wysyczała dziewczyna, a jej jasnoniebieskie oczy ciskały błyskawice.
– Owszem, mam. Jak na swój wiek zachowałaś się wyjątkowo nieodpowiedzialnie. I tak zabranie ci kieszonkowego to wyjątkowo łagodna kara, bo przez ciebie pan Alojzy ma pogruchotane palce. Powinnaś jeszcze dostać szlaban, a my powinniśmy przestać opłacać ci lekcje gry na pianinie. Co cię napadło, żeby walić klapą po rękach nauczyciela!? – na początku głos ojca był spokojny, ale pod koniec przerodził się niemal w krzyk. Wciąż nie mógł uwierzyć w zachowanie swojej córki. Bunt buntem, ale żeby tak się zachowywać wobec korepetytora?
– Tato, nie, tatusiu, proszę! – zaczęła jęczeć dziewczyna, gdy usłyszała groźbę o przestaniu opłacania lekcji. Kochała grać na pianinie, chociaż robiła to stosunkowo od niedawna, bo jej nauka zaczęła się zaledwie dwa lata temu, po tym, jak przez trzy lata męczyła rodziców, żeby kupili jej ten drogi i zajmujący masę miejsca instrument. Kornelii zrobiło się głupio, gdy sobie uświadomiła, że rzeczywiście zachowała się jak dziecko. – Ja przepraszam... Ten facet mnie irytował. On ma gorszy słuch ode mnie! Mówi, że źle gram, gdy ja słyszę, że gram dobrze. Proszę, tato, nie odbieraj mi lekcji...
– Jutro pojedziemy do pana Alojza i jego przeprosisz, a nie mnie. A tymczasem zastanów się nad swoim zachowaniem – powiedział mężczyzna, odrobinę się uspokajając. Zauważył, że córkę męczy poczucie winy, dlatego trochę spuścił z tonu, ale nadal swoją postawą wykazywał niezadowolenie z zachowania córki. Zamknął drzwi i poszedł do salonu, żeby wziąć fajkę i wyjść na taras. Żona by go chyba zabiła, jakby próbował palić w mieszkaniu...
Kornelia zupełnie nie wiedziała, co począć. Emocje w niej buzowały, wściekłość, strach, wstyd. Myśl o tym, że mogliby przestać opłacać jej lekcje pianina była paraliżująca. Nie było niczego, co dawało jej większe ukojenie, niż gra. Wiedziała, że jest do tego stworzona, ale miała świadomość, że musi szlifować swój talent. I chociaż nie będzie drugim Chopinem, to i tak właśnie to chce robić. Rodzice, zabierając jej lekcje, zabraliby jej przyszłość. Nie mogła na to pozwolić... Obiecała sobie, że następnego nauczyciela przyjmie takiego, jakim jest i będzie próbowała z nim rozmawiać. Dla pianina wszystko...
Minęło kilka dni, nastała sobota, dzień relaksu. Kornelia leżała na łóżku i czytała książkę w przerwie od ćwiczeń na pianinie. Mimo to wciąż tęsknie spoglądała na instrument, bo już chciała kolejnych lekcji, następnych ćwiczeń, kolejnych utworów do nauczenia się. Miała nadzieję, że wkrótce będzie mogła nauczyć się komponować. A nuż jej nowy nauczyciel będzie lepszy, niż poprzedni? I nie będzie starym prykiem, który niby niechcący łapie za kolano? Dziewczyna pomyślała o tym, że to dziwne, że jako prawie siedemnastolatka jeszcze nigdy nie miała chłopaka. W czasie, gdy wszystkie koleżanki z klasy biegały za płcią przeciwną, ona myślała o tym, żeby pieszczotliwie gładzić klawisze i wyciskać na nich tęskne melodie. Cóż mogła poradzić na to, że niekoniecznie podobali jej się pryszczaci, pyskaci chłopcy, wszyscy z takimi samymi fryzurami, w obwisłych koszulkach i ciasnych rurkach? Aż otrząsnęła się na myśl o tych chłopakach. W ogóle jej nie imponowali, bo przez całe życie była otoczona eleganckimi mężczyznami i taki sobie wyrobiła typ. A szukanie siedemnastolatka w garniturze mijało się z celem... Żeby taki jeszcze się nią zainteresował. To już w ogóle niemożliwe! Kornelia chwyciła kosmyk swoich długich, falowanych włosów i przyjrzała się im. Boże, jaki nudny kolor... Taki zwyczajny, brązowy, niczym się nie wyróżniający. A rodzice nie dali ich zafarbować. Dziewczyna pomyślała, że cała jest przeciętna. Niezbyt wysoka, niezbyt szczupła, ale jeszcze nie gruba, niezbyt ładna. Jedyne, co ją wyróżniało, to oczy. Zupełnie, jak zamrożony ocean. Ludzie czasem bali się patrzeć w jej oczy, bo były zbyt jasne, zbyt chłodne... A gdy była zdenerwowana, jej tęczówki zdawały się iskrzyć.
– Kornelio! – dziewczyna usłyszała wołanie matki z salonu. – Chodź się przywitać z nauczycielem!
– Ciekawe jaki paszczur będzie tym razem... – mruknęła do siebie dziewczyna, przerzuciła włosy przez ramię i rzuciła ostatnie, kontrolne spojrzenie w lustro. Co to za różnica, jak wygląda... Poszła do pomieszczenia, gdzie byli jej rodzice i jakiś mężczyzna.
– Oto pan Aleksander, od dzisiaj będzie cię uczył gry na pianinie – kobieta przedstawiła mężczyznę pąsowiejąc. Ojciec widząc to, zrobił nieco niezadowoloną minę. – Panie Aleksandrze, oto nasza córka, Kornelia.
– Miło mi cię poznać – powiedział Aleksander, wyciągając dłoń do dziewczyny. Ona uścisnęła ją, zdecydowanie, niemal po męsku, chcąc pokazać, że mimo dosyć drobnej postury nie jest delikatną dziewczynką. Kornelia jeszcze nie wiedziała, co myśleć o swoim nowym nauczycielu. Przyjrzała mu się badawczo, od jasnych, nudno uczesanych włosów, przez owalne okulary bez oprawek, elegancką, błękitną koszulę, materiałowe ciemne spodnie, aż po... fioletowe skarpetki. Dziewczyna siłą powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem.
– Aleksander niedawno zaczął pisać doktorat związany z grą na fortepianie, zdobył tytuł magistra na akademii muzycznej... I zgodził się uczyć cię grać – powiedziała matka Kornelii, ostatnie zdanie akcentując nutą niedowierzania.
– Owszem – potwierdził krótko mężczyzna, uśmiechając się bardzo delikatnie. Bardziej było widać ten uśmiech w oczach, niż na ustach. Wyjątkowo seksownych ustach... Kornelia zmarszczyła brwi na swoje myśli i odchrząknęła.
– Moglibyśmy już zacząć? – zapytała dziewczyna, spoglądając na Aleksandra. On odpowiedział jej spojrzeniem i skinął głową. Kornelia nie mogła się nadziwić, że ktoś może stać aż tak prosto, być tak... Nawet nie wiedziała, jakim słowem mogłaby go określić. Był nieco chłodny, zdecydowanie tajemniczy, a jednocześnie pociągający. Powoli zaczynała doceniać jego urodę, całkiem łagodną, ale jednocześnie męską. Było to dosyć dziwne połączenie, biorąc pod uwagę niezbyt grube brwi i pełne usta w naturalnym, różowym kolorze, duże oczy z długimi rzęsami, a przy tym zdecydowanie zarysowane kości policzkowe i żuchwa ocieniona jednodniowym zarostem. To jeśli chodzi o twarz, bo ciało miał zupełnie męskie, z szerokimi ramionami, wąskimi biodrami... Kornelia przyglądała się mężczyźnie dłużej, niż powinna.
– A nie chce pan najpierw herbaty? – matka dziewczyny próbowała zatrzymać mężczyznę jak najdłużej w salonie. Widać matce też wydawał się bardzo pociągający. Aleksander spojrzał na gospodynię i uśmiechnął się lekko.
– Najpierw obowiązki, potem przyjemności, ale dziękuję, później bardzo chętnie – powiedział i spojrzał na swoją uczennicę. – Prowadź.
Kornelia skinęła głową i poszła do swojego pokoju, gdzie stało pianino. Wprowadziła mężczyznę do środka, ciesząc się, że rano matka zmusiła ją do sprzątania... Gdyby nauczyciel okazał się starym gburem nawet nie przejęłaby się bałaganem, ale przed przystojnym, całkiem młodym Aleksandrem byłoby jej wstyd. Dziewczyna skorzystała z okazji i gdy nauczyciel przyglądał się instrumentowi, ona znów przyglądała się jemu. O czym to wcześniej myślała? Aha, o eleganckich mężczyznach. Aleksander był doskonałym przykładem tej elegancji, którą tak bardzo uwielbiała. No, może z wyjątkiem skarpetek...
– Jest nastrojone? – zapytał mężczyzna, spoglądając w oczy Kornelii. Dziewczyna speszyła się nieco, bo jeszcze nigdy nikt spoza rodziny nie patrzył w jej oczy tak długo. Zwykle, to rozmówca pierwszy spuszczał wzrok, nie ona.
– Niech pan sam sprawdzi – powiedziała dziewczyna, próbując dodać sobie pewności siebie.
– Nie jestem „panem” – Aleksander uśmiechnął się kącikiem ust i otworzył klapę, która jeszcze niedawno przytrzasnęła palce poprzedniemu nauczycielowi. Kornelia skrzywiła się lekko na to wspomnienie, ale szybko o nim zapomniała, gdy mężczyzna usiadł na ławeczce i zagrał nieznaną jej, nieskomplikowaną, ale skoczną melodię, do której wykorzystał większość klawiszy. Nauczyciel z aprobatą pokiwał głową. – Pokaż mi co umiesz.
Kornelia nie mogła się nadziwić, że mężczyzna w ogóle nie próbował się dowiedzieć niczego o niej. Zwykle nauczyciele zaczynali od wypytania jej o różne pierdoły, a dopiero po tym zasiadali do nauki, która i tak szła, jak krew z nosa. Nieco krzywdził ją brak zainteresowania ze strony Aleksandra, ale imponowało jej rzeczowe podejście do sprawy. Dziewczyna zasiadła na ławeczce i przez krótką chwilę poruszała palcami, dla rozgrzania się. Zagrała z pamięci fragment utworu „Le Onde”, skomponowanego przez jej ulubionego artystę, Ludovico Einaudiego, włoskiego pianistę. Pomyliła ledwie kilka nut, ale mimo to skrzywiła się boleśnie, nienawidziła się mylić. Odjęła dłonie od pianina i spojrzała na Aleksandra, próbując wyczytać z jego twarzy, co myśli o jej umiejętnościach.
– Einaudi, z albumu Islands? Nie mogę sobie przypomnieć nazwy utworu...
– „Le Onde” – powiedziała Kornelia z uśmiechem. Nauczyciel pokiwał głową, ale nadal nie dało się po nim poznać, co myśli o tym, jak zagrała. Dziewczyna nie wytrzymała. – Jak mi poszło?
– Pomyliłaś się kilka razy, ale widać po tobie, że grasz z pasją, chociaż jeszcze trochę za sztywno trzymasz dłonie – powiedział i usiadł tuż obok niej, na co ona lekko się zarumieniła. – Ułóż je, jakbyś miała coś zagrać.
Dziewczyna przełknęła ślinę i zawiesiła dłonie nad klawiaturą. Aleksander przyjrzał się jej nadgarstkom, po czym lekko jeden z nich ujął sprawdzając mięśnie i pokręcił lekko głową. Kornelia nie mogła się skupić, bo ciągle wpatrywała się w profil mężczyzny. Jej nauczyciel miał prosty, może odrobinę zadarty nos, łagodny podbródek... Był przystojny. Ale najbardziej zachwycające były jego oczy... Duże, jasnozielone, z odrobiną żółtego. Gdy się im przyglądała, skierowały się na nią, a brwi podniosły się pytająco.
– Nie słuchasz mnie – powiedział Aleksander z naganą, a dziewczynę aż zapiekły policzki. – Pytałem, czy po ćwiczeniach bolą cię ręce.
– Tak, czasami... – bąknęła z zawstydzeniem, odwracając wzrok. Teraz rozumiała, dlaczego matka była tak zaaferowana. Mężczyzna miał w sobie coś takiego, że czuło się wobec niego szacunek, a ta chłodna bariera, która oddzielała relacje związane z pracą z relacjami prywatnymi aż prosiła o to, żeby w nią drapać i zrobić w niej dziurę.
– Musisz się rozluźnić, trzymaj nadgarstki najluźniej, jak się da – polecił spokojnie i spojrzał na dziewczynę, lekko marszcząc brwi. – Kornelio, czy ty się mnie boisz?
Uczennica spojrzała na mężczyznę, który lekko skrzywił głowę w pytającym geście. Nie wiedziała czemu, ale gdy usłyszała swoje imię w jego ustach poczuła, że robi jej się gorąco. Zupełnie nie wiedziała co się z nią dzieje. Czy to był strach? Czy może coś zupełnie innego...? Kornelia energicznie pokręciła głową, ale nauczyciel nadal patrzył na nią, oczekując dokładniejszej odpowiedzi.
– Nie... – szepnęła i zagryzła wargę. – Ja przepraszam na chwilę.
Wstała i chciała iść do łazienki, ale zachwiała się, przez co Aleksander skoczył do niej i ją przytrzymał, patrząc na nią z niepokojem. Ona miała wrażenie, że jego dłonie parzą ją przez ubranie, więc niezbyt delikatnie wyrwała się z ramion mężczyzny i szybkim krokiem, na tyle na ile to było możliwe na nogach z waty, poszła do łazienki. Stanęła nad umywalką, trzymając się mocno i zaczęła na siebie patrzeć z niepokojem. Była cała czerwona na twarzy, było jej gorąco, a łaskotanie w żołądku pojawiało się z każdą myślą o oczekującym na nią nauczycielu. Przemyła sobie twarz zimną wodą i wytarła się ręcznikiem. Przez krótką chwilę jeszcze stała w łazience i oddychała powoli, próbując się uspokoić. Musiała się przełamać i wrócić na korepetycje... Otworzyła drzwi i poszła do swojego pokoju, gdzie zauważyła mężczyznę, który stał na środku pomieszczenia, z założonymi rękami.
– Wszystko w porządku? – zapytał z niepokojem Aleksander, mimo wszystko nie ruszając się z miejsca. Poczekał aż dziewczyna skinie głową i odetchnął. – Możemy wracać do lekcji?
– Tak. Przepraszam jeszcze raz – powiedziała Kornelia i zasiadła znowu do pianina. Gdy nauczyciel nie siedział obok niej, czuła się odrobinę swobodniej, nawet jeśli czuła jego spojrzenie z tyłu swojej głowy.
– Nie szkodzi. Umiesz grać z nut? – zapytał, sięgając do teczki, z której wyciągnął mały zeszyt. Spojrzał na uczennicę, która pokiwała głową niepewnie. Otworzył zeszyt na jednym z łatwiejszych utworów i postawił go na podpórce instrumentu. Kornelia nieufnie popatrzyła na zeszyt. Miała problemy z czytaniem nut, wiedziała, jak jej pójdzie. – Spróbuj to zagrać, proszę.
Kornelia zaczęła grać, myląc się przy tym niemiłosiernie. Krzywiła się, ale z wytrwałością zagrała utwór do końca. Aleksandrowi nie spodobało się to, więc poprosił ją, żeby zagrała jeszcze raz i jeszcze raz, dopóki utwór nie zaczął przypominać chociaż odrobinę tego, co kompozytor miał na myśli. Dziewczyna uspokoiła się, bo nie czuła obezwładniającej bliskości nauczyciela, który już zupełnie przeszedł na oficjalny, nieco zbyt sztywny na jej gust, ton. Gdy lekcja miała się kończyć, Aleksander przysiadł obok uczennicy i uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
– A teraz, dla złagodzenia, ja ci coś zagram, hm? – zaproponował, spoglądając na dziewczynę. Ona skinęła głową, więc zaczął grać poruszającą melodię „Comptine d'un autre ete”, z filmu Amelia. Kornelia uśmiechnęła się i przymknęła oczy, wsłuchując się w bezbłędną interpretację mężczyzny. Gdy doszedł do szybszego momentu, na skórze dziewczyny aż pojawiły się ciarki, a płuca same zapragnęły zaczerpnąć głębszy oddech. Aleksander grał, zerkając kątem oka na uczennicę, po której policzku spłynęła samotna łza wzruszenia. To upewniło go, że Kornelia kocha muzykę i był niemal pewien, że jeśli nie zaniedba nauki, będzie mogła dużo osiągnąć w tej dziedzinie. Przez to, jak zareagowała, spojrzał na nią nieco inaczej. Nie jak na uczennicę, a jak na młodą kobietę, piękną i pociągającą kobietę. Gdyby nie była tak młoda, tak niewinna, starłby z jej policzka tę łzę i ucałował jej drżące z wrażenia usta. Ostatnią nutę przeciągnął, jakby chciał, żeby melodia w ogóle się nie skończyła, ale musiał zabrać ręce od instrumentu. Teraz to on oczekiwał opinii.
– To było... – westchnęła dziewczyna i starła łzę, którą pokazała z uśmiechem nauczycielowi. – Chyba to wystarczy za słowa, których i tak nie mogę odnaleźć.
Aleksander uśmiechnął się zgodnie, ale nie zdążył zareagować, gdy uczennica szybko przysunęła się do niego i krótko pocałowała go w usta. Po jej minie dało się zauważyć, że była równie zdziwiona swoją reakcją, co mężczyzna. Przez krótką chwilę patrzyli na siebie głupio, zastanawiając się, co począć dalej. Odskoczyć od siebie? Kontynuować? Stwierdzić, że to był błąd i zapomnieć o tym na zawsze? Aleksander wpatrywał się w dziewczynę, na której policzkach wymalowane były rumieńce zawstydzenia, a słodkie usta były rozchylone i lekko wilgotne, po tym, jak je oblizała i lekko przygryzła.
Przepadł...
Chwycił w dłonie jej twarz i przycisnął wargi do jej ust, z których w ostatniej chwili wydobyło się westchnienie. Zacisnął powieki i przekręcił głowę, wsuwając język do dziewczęcych, jeszcze drobnych ust. Dotknął jej języka i polizał go zaczepnie, czując, jak dziewczyna nieświadomie przylega do niego, odpowiadając na pieszczoty. Ona całowała nieco niezgrabnie, ale słodko, nieśmiało, jednocześnie namiętnie. Jej ciche westchnienia strasznie podniecały Aleksandra, który zupełnie poddał się chwili, nie myśląc o konsekwencjach, nie myśląc o ich różnicy wieku. Kornelia wtuliła się w mężczyznę, upajając się pierwszym w życiu pocałunkiem. Nie sądziła, że będzie to uczucie tak... Przejmujące, tak odbierające rozum. Nieświadomie zaczęła przesuwać rękę i trafiła nią gdzieś na biodro nauczyciela, gdzie poczuła coś gorącego, twardego... Aż przypomniała sobie lekcję biologii i odsunęła rękę, jak oparzona, uderzając nią w instrument, na którego klawisze opadła klapa, wyciskając z pianina żałosny jęk. Dziewczyna wystraszyła się i odsunęła, patrząc na zarumienionego nauczyciela. Mężczyzna przez dłuższą chwilę patrzył na Kornelię, gdy powracała do niego świadomość. Cóż za niesubordynacja! Jak on mógł! Całować tak młodą dziewczynę... Przecież gdyby jej rodzice weszli do pokoju mogliby nawet nasłać na niego policję! Aleksander myślał gorączkowo, odsuwając się od dziewczyny i zbierając swoje rzeczy. Co on sobie myślał...
– Aleks... – szepnęła uczennica, obracając się za nim na ławeczce, gdy on szybkim krokiem zmierzał do drzwi.
– Przepraszam... Do widzenia – powiedział krótko i wyszedł z pokoju, chwytając ostatnie, zbolałe spojrzenie uczennicy. Raczej więcej tu nie przyjdzie... Poszedł do pokoju, gdzie zostawił swój jesienny płaszcz i zaczął się ubierać, próbując zasłonić erekcję, która nie chciała zejść. Matka Kornelii podeszła do niego, zaczynając ćwierkać coś o tym, że miał zostać na herbatę. On w odpowiedzi tylko uśmiechnął się niemrawo do kobiety. – Przepraszam, spieszę się, wypadło mi coś ważnego.
– Och, niechże pan poczeka, muszę jeszcze zapłacić! – powiedziała kobieta i zaczęła gorączkowo rozglądać się za portfelem. Aleksander tylko pokręcił głową.
– Pierwsza lekcja była darmowa. Naprawdę się spieszę, proszę mi wybaczyć. Do widzenia – powiedział i wyszedł, pozwalając, żeby chłodny wiatr uderzył go w twarz. Gdy szedł do swojego samochodu zauważył jeszcze w oknie zbolałą twarz dziewczyny, która miała minę, jakby złamał jej serce wychodząc w takim momencie. Była za młoda... Popełnił duży błąd poddając się uczuciom. Pieprzona natura artysty...
Dziewczyna nie rozumiała zachowania swojego nauczyciela. Dlaczego uciekł? Przecież nie zrobili nic złego, tylko się pocałowali. Co prawda poczuła jego... Poczuła, że mu się to podoba, ale chyba nie zrobiłby jej nic przeciwko jej woli? Nie... Był zbyt szlachetny, zbyt elegancki, zbyt... Cudowny... Po kilku dniach zrozumiała, że zakochała się w swoim nauczycielu. A fakt, że się całowali był dla niej dowodem, że on przynajmniej czuje do niej pociąg. Kornelia zasypiała i budziła ze wspomnieniem ciepłych ust Aleksandra na swoich, a im dłużej o tym marzyła, tym dalej posuwali się w jej fantazjach. Kochała go i wiedziała, że to jemu chce się oddać. Co z tego, że on był od niej o prawie dziesięć lat starszy? Miłości nie obchodzi wiek...
Przez cały tydzień Kornelia wracała po lekcjach do domu i cały czas próbowała grać jeden utwór, zbyt szybki na jej umiejętności, ale ćwiczyła go wytrwale, chcąc zaprezentować nauczycielowi. Był to utwór mocno związany z jej uczuciami, dlatego grała go raz za razem, z pasją, udoskonalając swoją interpretację, starając się trzymać nadgarstki, jak najluźniej. Chciała, żeby Aleksander ją docenił, żeby następnym razem, jak przyjdzie pokiwał głową z uznaniem, uśmiechnął się delikatnie i tajemniczo, jak to miał w zwyczaju... Tylko tego pragnęła, jego aprobaty. Nauczyciel stał się jej inspiracją, jej muzą.
Ojciec przyszłej pianistki westchnął cicho, gdy po raz chyba setny usłyszał ten sam utwór. Zrobiło mu się słabo, gdy przypomniał sobie, że żona prosiła go, żeby zaprosił Aleksandra na drugą lekcję. Czym prędzej wykręcił numer do studenta, zerkając na godzinę. Żona miała wrócić z pracy dopiero za godzinę, więc jak zapyta, czy umówił lekcje, będzie mógł powiedzieć, że dotrzymał słowa.
– Słucham? – głos chłopaka w słuchawce był nieco zaniepokojony, co ojcu Kornelii wydało się nieco dziwne.
– Halo? Tak, z tej strony ojciec Kornelii z korepetycji z ubiegłej soboty.
– Tak? – Aleksander wydał się jeszcze bardziej zestresowany. – O co chodzi?
– Chciałem umówić córkę na następną lekcję. Czy może przyjść pan w sobotę o szesnastej? – zapytał z nadzieją. Przez dłuższą chwilę oczekiwał na odpowiedź, ale jej nie uzyskał. Mężczyzna zmarszczył lekko brwi. – Halo?
– Yyy... Tak, jestem. Proszę pana, nie jestem pewien, czy będę mógł... – zaczął nieco niepewnie chłopak, wyraźnie próbując się wykręcić.
– Ja pana błagam... Moja córka od tygodnia męczy ten sam utwór, jak przychodzi ze szkoły to gra, zanim wyjdzie do szkoły to gra. W domu jest cicho tylko, gdy ona śpi. Przy jedzeniu mówi, że musi ćwiczyć, żeby pana nie zawieść. Niech pan przyjdzie chociaż po to, żeby jej wytłumaczyć, że przerwa od czasu do czasu jej nie zaszkodzi – ojciec Kornelii próbował się złapać ostatniej deski ratunku, czyli wzbudzenia litości. Wręcz czuł wahanie się Aleksandra, ale wreszcie usłyszał westchnięcie, które znaczyło poddanie się.
– W porządku... Więc o szesnastej?
– Tak... Bardzo panu dziękuję. Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Nadeszła sobota. Tego dnia Kornelia w ogóle nie grała, co było ogromną ulgą dla jej rodziców, chociaż odrobinę się martwili, bo była bardzo cicho. Zbyt cicho.. Z samego rana ubrała się nadzwyczaj ładnie, w białą, zwiewną sukienkę, na którą narzuciła ciemny sweterek. Długie włosy zostawiła rozpuszczone, ale zadbała o nie, bo lśniły bardziej, niż zazwyczaj, były też mniej poplątane. Rodzice byli rozczuleni tym, że dziewczyna tak bardzo się zmieniła, jeśli chodzi o stosunek do nauczyciela gry na pianinie. O godzinie piętnastej do matki Kornelii zadzwoniła jej matka z jakąś pilną prośbą, więc kobieta poprosiła męża, żeby ją do niej zawiózł. Wynikła z tego drobna sprzeczka, ale mimo wszystko ojciec poddał się i pojechał razem z żoną do teściowej. Kornelia odebrała to jako znak... Bardzo dobry znak.
Dzwonek do drzwi sprawił, że serce dziewczyny podskoczyło. Zerknęła na zegarek, była idealnie szesnasta. Tak długo na to czekała... Tak długo czekała na niego. Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi nauczycielowi, który odpowiedział jej niepewnym grymasem, który miał udawać uśmiech.
– Witaj, Kornelio. Gdzie twoi rodzice? – zapytał, rozpinając płaszcz.
– Musieli pilnie pojechać do mojej babci – odpowiedziała, czując lekkie uczucie zawodu na aż zbyt oficjalny ton nauczyciela. Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie, zatrzymując się z na wpół rozpiętym płaszczem.
– W takim razie chyba nie powinienem tu zostawać – Aleksander był tak zimny... Tak bardzo opierał się uczuciom, dlatego Kornelia po prostu złapała go za rękaw, patrząc mu w oczy. Musi go zatrzymać...
– Proszę, niech pan zostanie... Aleks, proszę, zostań. Pozwól sobie chociaż zagrać, nawet jeśli nie chcesz mnie dalej uczyć – powiedziała dziewczyna błagalnym tonem. Mężczyzna długo patrzył jej w oczy, wahając się. Bał się, że znów da się porwać namiętności i zrobi coś, czego sobie nie wybaczy. Czuł, że tak może się stać, bo wiedział, że rodzi się w nim uczucie, które nie powinno mieć miejsca. Ale z drugiej strony, natura artysty, zmysł do poszukiwania talentu kazał mu zostać, bo wiedział, że Kornelia to nieoszlifowany diament. W ostateczności zaufał sobie i położył dłoń na ręce dziewczyny. Błagał siebie w myślach, żeby chociaż dzisiaj zachował profesjonalizm.
– Zostanę. I będę cię dalej uczyć – powiedział z trudem, zabierając dłoń z ręki dziewczyny. Ona uśmiechnęła się z wdzięcznością tak wielką, jakby podarował jej gwiazdkę z nieba. Rozczuliło go to, ale tylko uśmiechnął się i ściągnął płaszcz. Tym razem miał na sobie pełny garnitur, razem z kamizelką, żeby podkreślić, że jest w domu Kornelii w sprawach oficjalnych, związanych z pracą. Nie zdołał jednak nie zauważyć, że dziewczyna bezgłośnie westchnęła na widok jego grafitowego garnituru, co z całej siły spróbował zignorować.
– Chcę dla pana coś zagrać... – przypomniała dziewczyna, idąc w kierunku swojego pokoju. Mężczyzna ściągnął buty i poszedł za Kornelią, po czym stanął półtorej metra od pianina, wkładając dłonie do kieszeni. Uczennica spojrzała niepewnie na Aleksandra i usiadła na ławeczce, przygryzając wargi. Wzniosła dłonie nad klawisze, pamiętając o luźnych nadgarstkach i zaczęła grać. Pierwsze nuty zagrała mocno, zdecydowanie, dopiero później jej ruchy stały się bardziej płynne, chociaż melodia była szybka i wymagająca, a przede wszystkim piękna... Kornelia włożyła w ten utwór całe swoje uczucia, wszystkie emocje i nieme wyznanie dla nauczyciela. Jej ciało poruszało się w takt muzyki, gdy z jej serca, na palce przelewała się muzyka, uzewnętrzniająca się przez pianino. Dziewczyna nieświadomie zagryzała wargi, próbując jednocześnie poddać się utworowi, jak i nie stracić skupienia, żeby się nie pomylić. Odrobinę rozluźniła się przy wolniejszym momencie, grając go swobodniej, niż na początku. Szło jej dobrze, nie myliła się, może dlatego, że grała dla swojego ukochanego? Ostatnie nuty wycisnęła z wdzięcznością dla swoich palców, że jej nie zawiodły i uśmiechnęła się, czując, że jej dolna warga pulsuje po wypuszczeniu spomiędzy zębów. Odsunęła dłonie od klawiszy, czując, że zaczynają drżeć, z emocji, z wrażenia, z dumy.
– „The Heart Ask Pleasure First”... – westchnął Aleksander urzeczony. Trudno mu było uwierzyć, że uczennica zdołała nauczyć się tak trudnego, szybkiego i poruszającego utworu. A grała go z taką pasją... Mężczyzna poczuł, że na jego policzku osiadła łza, więc starł ją z uśmiechem i odetchnął wzruszony. – Kornelio... Zagrałaś to bezbłędnie.
Dziewczyna zamrugała kilka razy. Bezbłędnie? Nie na tym jej zależało. Miała ochotę wstać i uderzyć nauczyciela za to, jaki był bezduszny. Uczyła się tego utworu, żeby przekazać mu swoje uczucia, a nie po to, żeby zaimponować mu talentem. Pokręciła z niedowierzaniem głową, przez pierwsze kilka chwil nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Chciało jej się płakać...
– Niczego nie rozumiesz, prawda...? – powiedziała cicho, czując, że do oczu napływają jej łzy. Wstała i podeszła do mężczyzny, który siłą powstrzymał się, żeby się od niej nie odsunąć. – Nie rozumiesz, co chcę ci przekazać?
– Kornelio... – westchnął z żalem, wpatrując się w oczy dziewczyny, te niesamowite oczy o barwie lodu, który teraz zdawał się topnieć. Nie wiedział, w jakie słowa uformować to, co czuje. Zrozumiał o co jej chodziło, ale nie chciał tego do siebie dopuszczać. Co powinien jej powiedzieć? Że jest dla niej za stary? – Kornelio... Ja...
– Kocham cię – wypaliła dziewczyna, chwytając mężczyznę za ramiona. Niech się dzieje co chce... Dowiedział się.
– Och... – westchnął tylko Aleksander, bo jej słowa odebrały mu głos. Co teraz?
– Błagam cię, tylko nie mów mi, że jestem dla ciebie za młoda... Czy, że to nie wyjdzie. Wiem, po prostu wiem, że ty też to czujesz. Albo, że zaczynasz to czuć... Aleks, proszę – powiedziała dziewczyna, przytulając się po prostu do nauczyciela. Objęła go mocno w pasie, bo nie mogła sięgnąć do jego szyi, była jeszcze na to za niska. – Proszę, pocałuj mnie...
– Nie powinienem... – wyszeptał, spoglądając w dziewczęcą, drobną twarz. Ale jej oczy tak bardzo błagały, usta drżały leciutko, a jej miękkie, delikatne policzki były pięknie zaróżowione z zawstydzenia. Podziwiał ją za odwagę, której on nie umiał w sobie znaleźć. Młoda, urzekająca urodą dziewczyna prosiła go o pocałunek, o popełnienie drugi raz tego samego błędu co poprzednio. Nie potrafił jej odmówić. – Niech mnie piekło pochłonie...
Mówiąc te słowa ujął dłonią tył głowy Kornelii, żeby ją przytrzymać i przysunął się do niej, wolno wpijając się w jej usta. Gdy znów poczuł tę słodycz dokładniej zrozumiał sens utworu, który grała dziewczyna. Serce pierwsze prosi o przyjemność... Przechylił głowę i rozchylił swoimi ustami wargi dziewczyny, jednocześnie wsuwając między nie język. Wiedział, że był zgubiony i nie mógł już nic na to poradzić. Łagodnie przełożył ręce dziewczyny na swoją szyję, nachylając się do niej. Całował ją spokojnie, ale głęboko, pieszcząc jej mały, słodki język. Czuł, że myła zęby tuż przed jego przyjściem... Bardzo go to rozczuliło. A jeszcze bardziej to, że dziewczyna zaczęła nieśmiało przeczesywać jego włosy palcami, delikatnie gładzić opuszkami palców jego kark. Nie mógł się powstrzymać przed błogim westchnięciem, który zakrawał o jęk. Odrobinę przyspieszył pocałunek, mocniej penetrując językiem miękkie i ciepłe wnętrze ust. Objął dziewczynę ramionami w pasie, przyciskając ją mocniej do siebie, nie mogąc się nadziwić, że jest taka drobna, niemal wiotka. Taka cudowna... Chciał posunąć się dalej, ale nie mógł sobie na to pozwolić, więc odsunął twarz, nadal trzymając dziewczę w ramionach. Podszedł do ławeczki od pianina i usiadł na nim, sadzając sobie dziewczynę na kolanach okrakiem. Wpatrzył się w oczy Kornelii i odgarnął jej niesforny kosmyk za ucho czułym gestem.
– Kocham cię... – powtórzyła nieco pewniej dziewczyna, dotykając dłońmi gorącej szyi mężczyzny. Pogładziła jego żuchwę i bardzo ostrożnie ściągnęła mu okulary, które złożyła i odłożyła na klapę pianina. Patrzyła na niego z taką miłością, z jaką nikt nigdy na niego nie patrzył.
– Mądre to, czy głupie, ale ja ciebie też... – odpowiedział i krótko ucałował jej usta. Chyba nigdy nie widział tak wielkiego szczęścia w czyichś oczach. Na pewno nie za swoją sprawą. Dziewczyna nachyliła się do jego ucha i szepnęła:
– Kochaj się ze mną...
– Kornelio... Jesteś taka młoda... – zaczął niezgrabnie, czując, że przez jego ciało przebiega dreszcz podniecenia. Tak bardzo chciał to zrobić, ale wiedział, że ją skrzywdzi. Nie musiał nawet rozważać „za” i „przeciw”, miał przeczucie, że dziewczyna sama nie wie, czego pragnie. Wolał się jednak upewnić, ale nie wiedział, jak sformułować pytanie.– Pewnie... Ty jeszcze nie...
– Nie. Aleks, chcę to zrobić z tobą, jestem tego pewna – powiedziała zdecydowanym tonem, mimo zawstydzenia. Chciała tego tak bardzo... Wiedziała, że nie wynika to z czystej żądzy, czy ciekawości. Po prostu pragnęła mieć Aleksandra w całości, a także, żeby on w całości miał ją. Odpięła guziki marynarki mężczyzny i rozchyliła jej poły, chcąc ją zsunąć.
– Nie mogę, kochanie... Jeszcze jest za wcześnie, możesz tego żałować – Aleksander przywołał do siebie cały rozsądek, jaki w sobie miał, ale i tak uległ na tyle, żeby zacząć obsypywać szyję dziewczyny drobnymi, delikatnymi pocałunkami. Chciał jej sprawić przyjemność, dać chociaż namiastkę tego, czego potrzebowała.
– Proszę... – szepnęła, odchylając głowę, jednocześnie przytrzymując łagodnie kark mężczyzny, który całował ją tak, że zaczęła wzdychać. Czuła rosnące podniecenie, które rosło z każdym pocałunkiem, z każdym uszczypnięciem ustami, liźnięciem gorącego języka. Nie do końca rozumiała to, czym jest podniecenie, ale było to uczucie tak upajające, że poddawała się mu ufnie, pozwalając, żeby jej biodra same, w naturalnym instynkcie zaczęły się poruszać. Czuła między nogami przez spodnie twardego penisa, ale zamiast się przestraszyć, poczuła potrzebę, żeby zbliżyć się do niego najbardziej, jak tylko się dało. Ocierała się o niego, wzdychając bezgłośnie i zaciskając palce na włosach mężczyzny.
– Kornelio, nie rób tak... Błagam, nie rób tak, bo zrobimy coś nieodpowiedzialnego – wyszeptał Aleksander, przeklinając swoją słabą wolę. Mimo tego, co powiedział, zszedł pocałunkami do obojczyka dziewczyny, a potem jeszcze nieco niżej do rozwijających się piersi, które zachęcająco wystawały z dekoltu sukienki. Ustami zagarniał jak największą powierzchnię skóry liżąc ją, lekko ssąc, masując wargami. A dziewczyna nie przestawała się o niego ocierać... Cudem powstrzymywał się przed rozebraniem jej i położeniem gdziekolwiek, żeby kochać się z nią do upadłego.
– Kochaj się ze mną... – powtórzyła uparcie dziewczyna, zsuwając mu wreszcie marynarkę z ramion. Natychmiast zabrała się za rozpinanie kamizelki, a następnie za luzowanie krawata. Działała tak bardzo instynktownie, wyginając jeszcze plecy, żeby jak najmocniej wyprężyć pierś do pieszczot. Pragnienie ją męczyło, czuła nieznane jej dotąd uczucie ścisku w dole podbrzusza, zwłaszcza, gdy mocniej wyczuwała kształt erekcji. Miała dziwne przeczucie, że jeśli się połączą, supeł się rozwiąże, co da jej ukojenie.
– Tak bardzo bym chciał – szepnął mężczyzna i wsunął język w zagłębienie między niedużymi piersiami, zlizując stamtąd słony pot z nutą gorzkawych perfum. Była to kombinacja na tyle podniecająca, że aż jęknął, nieznacznie ściskając dłońmi piersi. Przesunął językiem pod cienkim materiałem bluzeczki i stanika, próbując koniuszkiem sięgnąć do sutka. Wiedział, że dziewczyna jeszcze nie rozumie tego uczucia, ale i tak garnie się do pieszczot, nadstawiając się i wyginając.
– Więc zrób to... Czuję, że chcesz... – powiedziała, napierając kroczem na twardą erekcję mężczyzny. On westchnął, czując, że powstrzymuje się już ledwie ochłapami rozsądku. Tak bardzo jej pragnął... Wiedział, że ona pragnie jego. Gruba szyba, która była zaporą między namiętnością, a odpowiedzialnością pokrywała się coraz to gęściejszymi pęknięciami i już mało brakowało, żeby rozpadła się na drobny mak. – Proszę...
– Po stokroć się przeklinam... – szepnął, porywając dziewczynę i przenosząc ją na łóżko. Klęknął na łóżku obok niej i poluzował krawat, który ściągnął, a następnie w pośpiechu zrzucił z siebie kamizelkę. Odpinając koszulę wpatrywał się, jak Kornelia ściągała z siebie sweterek i sukienkę, zostając tylko w białej, niewinnej bieliźnie. Aż jęknął, gdy zauważył, że na jej białych majteczkach jest ciemniejsza plama wilgoci...
Dziewczyna sięgnęła do rozpiętej koszuli nauczyciela i przyciągnęła go do siebie za jej pomocą. Tym razem wpiła się w jego usta zdecydowanie, mocno, od razu całując głęboko. Tego potrzebowała, o tym marzyła niemal bez przerwy. Jej serce prosiło o przyjemność, jako pierwsze. Ściągnęła koszulę z mężczyzny i zaczęła gładzić jego klatkę piersiową, na której czuła drobne, delikatne włoski. Błądziła dłońmi po jego brzuchu, po ramionach, nie mogąc się nadziwić różnic między jej ciałem, a jego ciałem. Budziło to w niej głęboko ukryte, naturalne instynkty, potrzebę rozmnażania się, potrzebę bliskości z drugim człowiekiem. Całowała z pasją, z rozrywającą tęsknotą do tego, czego jeszcze nie rozumiała. Każdy dotyk sprawiał, że drżała, nawet ten najdrobniejszy, jak muśnięcie dłonią przy poprawianiu się. Tak bardzo pragnęła Aleksandra.
Mężczyzna czuł, że z podniecenia kręci mu się w głowie. Wiedział, że już nie zdoła się powstrzymać. Oderwał się od ust dziewczyny i przyjrzał jej się, szukając choć odrobiny niepewności w jej delikatnej twarzy. Złudna była jego nadzieja... Duże, jasnobłękitne oczy błyszczały, krągłe, nieco zbyt pyzate policzki były różowe, a drobne usta uchylone, proszące o kolejne pocałunki. Jednak on chciał je złożyć gdzieś indziej. Wsunął dłoń pod plecy dziewczyny, które natychmiast się wygięły i jednym, sprawnym ruchem rozpiął stanik. Chciał zobaczyć jej piersi, które mogły jeszcze urosnąć, choć już teraz były w rozkosznym rozmiarze. Ujął jedną z nich, czując we wnętrzu dłoni mały, twardy sutek, który zaczął masować. Czasem łagodnie ściskał pierś, słysząc, że dziewczyna w tym momencie wzdycha. Nachylił się i ujął drugi sutek w usta, na co Kornelia jęknęła głośniej i chwyciła go za głowę. Och, moja słodka... Moja niewinna...
Po ciele uczennicy raz za razem przebiegały dreszcze, które wymuszały na jej ciele odruchy wiercenia się, okazywania w ten sposób aprobaty do przyjemności. Chciałaby być dotykana gdzie indziej... Zachęcająco unosiła biodra, próbując zwrócić uwagę mężczyzny. Jej dłonie samoistnie zaciskały się na jego włosach w czasie, gdy szybciej ruszał językiem po jej sutku. Ale jednak nie tego potrzebowała. Znów poruszyła miednicą i jęknęła prosząco, zaciskając powieki. Nie umiała się zmusić do ich otwarcia... A może nie miała odwagi, żeby to zrobić? Mimo pragnienia czuła lekki strach. Miała świadomość tego, że może ją zaboleć, ale wierzyła, że ukochany zrobi wszystko, żeby było dobrze. Jednak nawet to nie likwidowało lekkiego stresu, który mieszał się z podnieceniem i bezgraniczną miłością. Mimo wszystko ufała mu...
Aleksander przeciągał jak najdłużej mógł moment, żeby sięgnąć między nogi dziewczyny. Jednocześnie, żeby się upewnić, jak i przedłużyć słodką udrękę i zwiększyć pragnienie. O ile dało się jeszcze je zwiększyć, bo czuł, że powietrze w pokoju jest gęste od ich pożądania. Ich oddechy były szybkie i urywane, pościel pod nimi szeleściła, ale poza tym nie dało się usłyszeć nic. Byli tylko oni i ich potrzeba. Mężczyzna przesunął dłonią po brzuchu, czując, jak tańczą jego mięśnie i przykrył całą dłonią krocze dziewczyny. Była taka drobna... Zaczął ją pocierać przez majteczki, już przez nie czując gorącą wilgoć. Przy pierwszym dotyku Kornelia zakwiliła cicho, od razu się wyprężając. Bujała biodrami zgodnie z jego ruchami, próbując wzmocnić nacisk, wzmocnić swoje odczucia. Ale poczuła, że nauczyciel się odsuwa. Otworzyła z przerażeniem oczy.
– Co ty...? – zaczęła, ale gdy mężczyzna przyklęknął na podłodze i przyciągnął ją do siebie za biodra, zamilkła. Pozwoliła zdjąć z siebie majteczki, czując to dziwne, ludzkie zawstydzenie. Chciała się zakryć, czuła się dziwnie, gdy wiedziała, że się w nią wpatruje. Jęknęła głośno, zdumiona, gdy poczuła język mężczyzny między nogami. – N-nie rób tak...
– Zaufaj mi... – szepnął Aleksander, znów przesuwając językiem wzdłuż warg dziewczyny. Ujął ją pod kolana i rozchylił szeroko jej nogi, żeby ułatwić sobie do niej dostęp. Wiedział, że taka pozycja ją zawstydza, ale wierzył, że gdy poczuje przyjemność zapomni o niej. Polizał ją jeszcze raz, od spodu, zatrzymując się pod łechtaczką, którą zaczął darzyć szybkimi liźnięciami. Zerknął twarz dziewczyny, na której ustach zamarł krzyk szoku, może rozkoszy. Ujął w usta jej clitoris i zaczął delikatnie ją ssać, jednocześnie poruszając twarzą na boki, żeby zwiększyć przyjemność. Co chwila ją puszczał, żeby ją polizać, raz wzdłuż, raz dookoła. Była tak słodka... W przenośni, bo jej smak był mocno kwaskowaty. Ale był to najcudowniejszy smak, jaki miał na języku i chciał go poczuć więcej. Dłońmi przestawił nogi dziewczyny tak, żeby były bliżej piersi i zaczął językiem krążyć dookoła jej wejścia, między mniejszymi wargami. Wreszcie wsunął w nią język, przyciskając całą twarz do drobnego krocza. Nie sięgnął zbyt głęboko, ale sam fakt, że był w niej, był przejmujący. Poruszył kilka razy językiem, słysząc, że dziewczyna niemal piszczy z wrażenia, co zadziałało na niego, jak ostroga. Wyjął język i zanurzył go jeszcze raz, i jeszcze raz, spijając jej śluz. On sam też potrzebował przyjemności, choć samo to, że mógł pieścić było zadowalające. Jednak odpiął pasek i rozpiął spodnie, które natychmiast zsunął z siebie, razem z bielizną. Dziewczyna musiała wyczuć, co się dzieje, dlatego odsunęła się lekko i sięgnęła do swojej etażerki. Wyjęła z niej kondom i nie patrząc Aleksandrowi w oczy podała mu go.
– Och... – mężczyzna chciał to skomentować, ale nie wiedział jak dobrać słowa. Zamiast tego uśmiechnął się i wziął go od niej, przytrzymując jej dłoń i całując wierzch. Kornelia uśmiechnęła się chyba najpiękniej na świecie... Ale nie chciał jeszcze przechodzić do rzeczy. Wiedział, że musi ją mocniej rozpalić w środku, odrobinę rozciągnąć. Poczuł ciarki, gdy uświadomił sobie, że pierwszy stosunek będzie ją bolał. To wywołało u niego nową falę niepewności. – Jesteś pewna...?
– Tak... Proszę, zróbmy to – powiedziała, ale on i tak odłożył kondom. I zrobił coś, czego się nie spodziewała, zaczął bardzo dokładnie oblizywać swoje palce. Naślinił je tak obficie, że gdy wyjął je z ust, łączyła je z nimi nitka wilgoci. I znów jej tam dotknął... Pogładził jej łechtaczkę, a potem wolnym ruchem wsunął w nią palec. Kornelia poczuła, że to jest właśnie to, czego potrzebowała, więc drgnęła na to niezwykłe uczucie wypełnienia. Gdy mężczyzna wprowadzał w nią drugi palec, poczuła lekkie ukłucie bólu, ale nie okazała tego, wręcz przeciwnie, wypchnęła biodra w kierunku mężczyzny. To było to... Dokładnie to. Jęknęła przeciągle, gdy palce w niej zaczęły się poruszać, lekko zginając, drażniąc jedną ze ścian. Czuła się tak, jakby ktoś raził ją prądem, za każdym razem, gdy opuszki palców przesuwały się po ścianie jej pochwy. Zacisnęła oczy, poddając się rytmowi pieszczot, w zgodzie z którym bujała biodrami, nabijając się na palce. Miała wrażenie, że coś rośnie w jej podbrzuszu, jakby wielka, ciężka bańka, która ciągnęła ją w dół. Ruchy dłoni mężczyzny stały się silniejsze, gdy zauważył, co się dzieje. Kornelia złapała się mocno pościeli i zacisnęła na niej dłonie w momencie, gdy bańka pękała, uwalniając zgromadzoną wewnątrz moc. Fala rozkoszy przeszyła ją na wskroś, pulsując i drżąc. Nie wiedziała co się dzieje, nie wiedziała dlaczego straciła kontrolę, dlaczego czuła się jak żarówka, którą ktoś co chwilę zapala i gasi. Fale przyjemności odchodziły i przychodziły uderzając w jej ciało, nie chcąc osłabnąć. Dopiero po dłuższej chwili Aleksander złagodził ruchy dłoni i wreszcie wyciągnął palce z dziewczyny. Teraz wiedział, że będzie gotowa... Był z siebie cholernie dumny, że doprowadził ją do orgazmu. A jak pięknie go przeżywała... Cała się wierciła, nie hamowała się i krzyczała, oznajmiając pustym ścianom, jak bardzo jej dobrze.
Nauczyciel wstał z kolan, patrząc na dziewczynę, która uspokajała się po przeżytej rozkoszy. Uśmiechnął się do niej z rozczuleniem, gdy na niego spojrzała oczami, które zasnuła mgiełka. Och, wyglądała tak pięknie... Poprawił ją tak, żeby leżała normalnie wzdłuż łóżka i ucałował krótko, chociaż czule w usta. Rozprostował się i otworzył paczuszkę z prezerwatywą, kątem oka obserwując jak dziewczyna z nieodgadnioną miną przygląda się jego penisowi. Gdy pochwyciła jego spojrzenie zarumieniła się mocno, ale mimo to uśmiechnęła się słodko. Była tak bardzo pewna... Taka odważna. Aleksander nałożył prezerwatywę i przyklęknął między nogami dziewczyny, wpatrując się w nią pytająco, jakby chciał ostatniego upewnienia. A ona po prostu się uśmiechała... Przysunął się jak najbliżej niej i uniósł jej nogi, rozkładając je szeroko.
Serce dziewczyny biło bardzo szybko, jej strach walczył o pierwsze miejsce z potrzebą i podnieceniem. Gdy poczuła pierwsze dotknięcie gorącej męskości na sobie drgnęła lekko, ale spróbowała się skupić na ukochanym. Patrzyła mu w oczy, gdy on przesuwał spodem penisa wzdłuż jej dolnych warg. Z każdym jego ruchem upewniała się, że chce go rzeczywiście poczuć w sobie, całego, głęboko. Szepnęła jego imię i poczuła, że główka penisa rozchyla ją, zagłębiając się, wywołując przy tym tępy ból, dający poczucie rozrywania. Chwyciła dłońmi ramiona mężczyzny i zacisnęła na nich palce, próbując odsunąć od siebie ból. Pozwoliła, by dalej wchodził, mimo tego, że jej ciało niekoniecznie chciało go wpuścić do środka. Ale jego spojrzenie... Patrzył na nią tak uważnie, badawczo, prawie tak, jak za pierwszym razem, gdy intuicyjnie próbował wyczuć, czy zdoła zrobić z niej mistrzynię pianina. To spojrzenie było o tyle inne, że zawarta w nim była miłość i troska, aby nie sprawić zbyt wiele bólu. I wreszcie wsunął się w nią cały, aż po samo dno, czując, jak jej mięśnie mocno trzymają penisa w uścisku. Jednak nie poruszył się, tylko patrzył na swoje ukochane, już nie niewinne dziewczę.
– Kocham cię... – szepnął do niej i pochylił się, żeby ją pocałować. Ona odwzajemniła pocałunek, czując, że powolutku zaczyna się rozluźniać, a pulsujący ból łagodnieje. Była tak szczelnie wypełniona, tak dokładnie rozwarta. Ale chciała poczuć więcej, była naturalnie zachłanna. Oderwała się od jego ust i chciała coś powiedzieć, ale nie umiała wydobyć z siebie słowa. Po prostu zamknęła oczy, mając nadzieję, że ją zrozumie. I zrozumiał, wolno wysuwając się z niej i wchodząc na nowo. Ból znów zapulsował, ale jakby słabszy, ustępujący rosnącej przyjemności. Aleksander jęknął, poruszając się miarowo, powoli, mimo że chciał się rozpędzić i osiągnąć spełnienie. Podniecało go wszystko... Zapach potu dziewczyny, ciche, mokre odgłosy z połączenia ich ciał, dźwięk jej oddechu, który załamywał się w westchnięcia. Czuł jej ciepło pod sobą, jej cudowne, miękkie ciało, jeszcze tak młode, tak delikatne. Wpatrywał się w jej twarz, na której malowała się przyjemność zmieszana z bólem. Wiedział, że ją to boli, ale nie mógł nic na to poradzić, czego żałował.
– Szybciej... – westchnęła dziewczyna, niecierpliwie poruszając biodrami. To zaskoczyło nauczyciela, jednak mimo to przystosował się do jej prośby. Jego biodra bujały się szybciej, a on sam wchodził w nią głębiej. Musiał zagryźć wargi, żeby nie rozpędzić się całkowicie, nie zacząć penetrować jej gwałtownie, bezlitośnie. Jednak jej jęki, coraz głośniejsze, błagalne bardzo do tego zachęcały... Poddał się przyjemności, zacisnął oczy i przyspieszył jeszcze bardziej. Łóżko pod nimi zaczęło skrzypieć, ale nie obchodził się tym, był zbyt skupiony na odczuciach, które jak burza szalały w jego ciele.
Kornelia poddawała się rozkoszy, która znów zaczynała się w niej rodzić. Nie wierzyła, że uda jej się przeżyć kolejny wstrząs, który zapewne był orgazmem. Podniosła nogi wyżej i zaplotła je na plecach mężczyzny, przyciągając go bliżej siebie. Chciała czuć jeszcze mocniej.. Czuła, jak wilgotne od potu ramiona mężczyzny drżą z wysiłku, co chciała mu wynagrodzić pomocą. Zaczęła poruszać się pod nim, wychodząc mu biodrami naprzeciw, na tyle, na ile było to możliwe. To wzmocniło ból, ale nie przejmowała się nim, chciała, by ukochany przeżył to samo, co ona. Teraz pragnęła tego bardziej, niż swojej przyjemności. Biodra Aleksandra nabrały bardzo szybkiego tempa, a on sam zaczął oddychać jeszcze ciężej, aż wreszcie jego urywane jęki przerodziły się w krzyk, gdy zastygł w bezruchu. Wbił się w dziewczynę najgłębiej, jak mógł, czując, że orgazm wysysa z niego wszystkie siły, dając w zamian błogie uczucie spełnienia i przyjemności. Po jego ciele przebiegł ostatni dreszcz i mężczyzna położył się na dziewczynie, starając się jej nie zgnieść. Oddychał szybko, czując, że jego ciało wręcz paruje z wysiłku, a jego mięśnie drżą. Powoli wysunął się z dziewczyny i położył się obok niej, na tyle, na ile było to możliwe na wąskim łóżku. Zrobili to... Nie mógł w to uwierzyć... Gasnąca przyjemność ustępowała miejsca rosnącej panice. Aleksander spojrzał na twarz uczennicy, która wyrażała bezgraniczną miłość i błogość. To go nieco uspokoiło, więc ucałował ją w mokre, słone czoło. Zerknął na swoją męskość i zamarł, gdy zauważył, że prezerwatywa jest pokryta białym śluzem zmieszanym z krwią. Dużą ilością krwi. Zdjął gumkę i zapakował ją do saszetki, którą odłożył na etażerkę i przytulił dziewczynę do siebie.
– To było cudowne... – wyszeptała, poruszając nogami. Bolało, ale nie obchodziło jej to. Była zbyt szczęśliwa, żeby się przejmować.
– Tak, było... – odpowiedział Aleksander, znów całując uczennicę w czoło. Złamał swoją najważniejszą zasadę, żeby rozdzielać pracę i prywatność, ale nie żałował tego. Spojrzał w lodowe oczy i uśmiechnął się czule. Może gdy Kornelia stanie się sławną pianistką, ktoś napisze historię o ich pięknej miłości?
Jak Ci się podobało?