Personifikacja

4 czerwca 2021

34 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Zbyt często pornograficzna. Nierzadko surrealistyczna. Jak to we śnie. Opowieść o młodym człowieku, który walczy o odzyskanie czystego spojrzenia na kobietę. Za wszelką cenę chce zobaczyć w niej drugą osobę, nie tylko przedmiot. Będzie musiał zmierzyć się z najczarniejszą częścią swojej duszy. Przekona się, że nie tylko nie jest diabłem, ale też ma szansę stać się człowiekiem.

To był zimny maj. Temperatura nocą spadała do bardzo niskich temperatur, ale nie zamykałem okna z powodu silnej alergii na roztocza. Długo zajmowało mi rozgrzanie zmarzniętych stóp, a krótkie spodenki, których nie chciało mi się zmienić na dłuższe, wcale nie pomagały. Długo wierciłem się, aby przykryć swoją kołdrą wszystkie odsłonięte części mojego ciała. W końcu udało mi się dojść do konsensusu i znaleźć w miarę wygodną pozycję, w której moje nogi były szczelnie przysłonięte. Otwarte okno gwarantowało mi hałas przejeżdżających co kilka minut samochodów, ale doświadczenie pokazywało mi, że gdy tylko odprężę się i zasnę wystarczająco szybko po rumorze jadącego zbyt szybko tira, to następnemu nie uda się już mnie obudzić. Dzień przeżyłem w spokoju, a większość czynności, które podczas niego wykonałem, nie było wystarczająco niechlubnych ani nieprzyjemnych, bym miał je roztrząsać w przedsennych myślach. Moja świadomość powoli odchodziła coraz dalej, a ostatnim moim wspomnieniem stało się krótkie spostrzeżenie, że mój żołądek, który zwykle wierci mnie nocą, przypominając, że znów zmarnowałem dzień, wtedy czuł się wystarczająco usatysfakcjonowany.

***

Cisza i światło. Mój sen rozpoczynał się łagodnie, tak jak źródło wypływające z górskich skał łagodnie inauguruje swój bieg. Na początku nie byłem w stanie rozpoznać żadnych konturów tego fantazyjnego świata, ale z minuty na minutę mój umysł coraz bardziej przyzwyczajał się do wszechobecnego blasku. Poznawałem to po tym, że wyraźniej widziałem sylwetkę osoby, która początkowo znajdowała się jakby na horyzoncie, ale z pewnością stała zaledwie kilka kilkanaście kroków ode mnie. Czułem się, jakbym patrzył przez lornetkę przy złych ustawieniach i dopiero po chwili rozpoczął kręcenie pokrętłem odpowiadającym za ostrość. W ten sposób bezkształtna masa cały czas zwiększając swoją objętość, stała się najpierw osobą, później mężczyzną, a następnie starcem. Przestraszyłem się. Równie dobrze mógł to być sen o mojej śmierci. Kilka razy mi się śniła, a co gorsze, wydarzenie to miało miejsce w podobnej do obecnej scenerii. Sumienie okazywało już gotowość do rzucenia się na mnie i rozszarpania mnie na malutkie strzępy. Boże, ten starzec to święty Piotr — ta diabelska myśl jak błyskawica przeszyła moją głowę. Była jak wredny kozioł, który mąci barankowi jego wodę dla czystej przyjemności. Wiedziałem, że nie mam nic do powiedzenia. Nie mam władzy nad swoim snem. Muszę czekać. Starzec zbliżył się już tymczasem na odległość jednego kroku. Zobaczyłem go teraz w całej krasie. Na sobie miał czerwone odzienie, ni to szatę, ni to pled — z racji swojej grubości. Okrywało całe jego ciało, nawet nogi, wyłączając twarz. Patrzył na mnie wzrokiem, który wydawał się nawet nie smutny, raczej umęczony. A może i smutny? — pomyślałem. Niemniej, sprawiał wrażenie, że jest on mi mimo wszystko życzliwy, choć jego zamiary co do mojej osoby pozostawały na razie w tajemnicy. Cztery wyraźne bruzdy na jego czole, zaniedbana, długo nieprzycinana broda, sterczące aż za uszy niepoukładane włosy — mężczyzna przypominał bardziej starganego trudami podróżnika niż świętego. Pod jego krzaczastymi brwiami mieściły się przenikliwe, niebieskie oczy, którymi wpatrywał się we mnie badawczo. Oględziny mojej osoby chyba go nie zadowoliły, bo zmarszczył twarz nieciekawym grymasem i westchnął, cicho, ale za to przeciągle. Stał tak przede mną przez chwilę, nie zważając na moje rosnące zniecierpliwienie, stworzone z mieszaniny strachu i ciekawości. Wtem podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć. Serce zaczęło unosić mi się coraz wyżej, z klatki piersiowej do krtani, mimo sztucznie utrzymywanej kamiennej twarzy. Ręka starca poszybowała jednak nie w moim kierunku, ale w stronę jego pleców, na których miał przyczepiony cienkim sznurkiem jakiś przedmiot. Począł go odplątywać jedną ręką, próbując wygiąć się w taki sposób, aby ułatwić sobie pracę. Szarpał się ze sznurkiem tak długo, że aż chciałem zaproponować mu pomoc, ale zanim wykonałem jakikolwiek ruch, z wyrazem ulgi chwycił do ręki sporych rozmiarów klucz. Zerwany sznurek spadł bezszelestnie. Nie powiedziałbym, że na ziemię, bo rzeczywistość stanowiła jedynie biała, chmurzasta powłoka i my. Kolejny raz zadrżałem, bo jak już zaznaczałem, w ten sposób wyobrażałem sobie właśnie niebo. To spostrzeżenie ugięło mi nogi. Ten człowiek z kluczem — to św. Piotr, a ja właśnie umarłem!

— Dwa klucze.

Zamurowało mnie. Odezwał się. Mężczyzna najwyraźniej nie poprzestał na wpatrywaniu się we mnie. Nie podobało mi się to. Mogłem wprawdzie spróbować wykonać paniczne ruchy i krzyczeć w przestrzeń, aby zmusić się do obudzenia, ale bałem się, że ta zagrywka mi się nie uda i się skompromituję.

— Nie jestem świętym Piotrem, on miałby w rękach dwa klucze. Ja mam jeden.

Znów przemówił. A ja nie umarłem. Co ja więc tutaj robię i kim jest ten czytający w mych myślach typ?

— Za chwilę się dowiesz, co tu robisz, Denisie.

Nie przypadła mi do gustu i ta odpowiedź. Mój lęk przerodził się teraz w podenerwowanie. Ten stary mnie zna, wie, kim jestem, wie, co myślę. Myślałem sobie, co może z tego wynikać i co mnie czeka. Dziwnym jednak trafem z sekundy na sekundę coraz mniej się tym przejmowałem. Zdałem sobie sprawę, że tylko on może wprowadzić trochę narracji do mojej sennej wizji.

— Na twych plecach umieszczę ten oto klucz — kontynuował. Ja zaś uświadomiłem sobie, że nie mogę się ruszyć ani na krok. Nie mogłem nawet podnieść głowy, aby spojrzeć mężczyźnie w oczy. Widziałem tylko białą przestrzeń. Czułem też na swych plecach dotyk, słyszałem przesuwany w palcach sznurek, kątem oka dostrzegałem w końcu i starca, sprawnie zawiązującego na mnie samym trzymany przez niego klucz. Miałem ochotę dowiedzieć się, do czego ów klucz ma mi posłużyć.

— Ten klucz to tylko symbol. Już go na sobie nie masz, zniknął. Powiedzmy, że wchłonął się w twoje ciało. Natomiast władza, którą on symbolizuje, jest realna. Została ci udzielona. Od teraz masz kontrolę nad swoim snem. Możesz go do woli kształtować, tak, jak zechcesz. Masz na to siedem godzin i trzydzieści trzy minuty. Możesz być spokojny, nie obudzisz się wcześniej.

— Czy naprawdę mogę wykreować wszystko, co chcę, dosłownie wszystko?

Starzec nie odpowiedział. Po prostu już go nie było.

***

Pojawiła się na hotelowym łóżku. Nie wiem, czy przyszła do tego hotelu ubrana. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem nawet rzuconych w kąt koronkowych majtek. Siedziała i patrzyła się na mnie. Zupełnie naga. Udało się jej jednak usiąść w takiej pozycji, że zakrywała swoje części intymne rękoma i nogami. Prawą ręką opierała swoją głowę, lewą ręką trzymała za przegub prawą, obie zaś opierały się o podkurczoną pod brodę nogę. Wszystko to stanowiło zasłonę dla jej piersi. Ta sama noga we współpracy z podwiniętą pod pośladki drugą nogą zasłaniała jej pochwę. Całość dopełniały spuszczone nisko włosy, które nie pozwalały mi ujrzeć nawet pępka. Mimo tego nieznajoma robiła na mnie piorunujące wrażenie. Lekki makijaż tylko podkreślał jej kobiecą naturalność. Błękitne oczy spod gładkich rzęs patrzyły się na mnie łagodnie, czekająco. Zgrabny, idealnie kształtny nosek z dwiema doskonale wyprofilowanymi dziureczkami, aż prosił się o adorowanie. Usta, lekko otwarte, odsłaniające dwa bielutkie ząbki, wydawały się stworzone do całowania. Paznokcie, nie szponiaste, średniej wielkości, ale ostre, podkreślały jej potencjał drapieżnika. Smukłe włosy trudno było opisać, ale wiedziałem, że swą miękkością i łagodnością mogły stanowić dla mnie substytut hotelowej pościeli. Jedynie jej stopy psuły boską figurę. Trzy wystające żyłki i pięć widocznych dla mnie zbyt kanciastych palców kontrastowały z całą resztą. Już chciałem odrzucić tę nieperfekcyjną niedoróbkę mojej wyobraźni, ale ostatecznie postanowiłem dać jej szansę. Podszedłem do niej i przekornie pocałowałem jej koślawe paluszki u stóp i idąc wyżej, poobdarzałem muśnięciami mych ust całą stopę, aż do kostki. Podniosłem głowę. Kobieta nie drgnęła. Była jak woskowa figura, choć z pewnością żywa — słyszałem jej powolny oddech. Zaciekawiony tym faktem okrążyłem ją i pocałowałem kilka razy jej gładki jak skorupka od jajka odsłonięty fragment pośladków, zaintrygowany, że nie robi to na dziewczynie żadnego wrażenia. Postanowiłem rozebrać spodnie i poocierać swojego penisa o jej ciało. Ot tak, żeby zrobić coś podniecającego. Zdjąłem spodnie z moim jeszcze nie nabrzmiałym penisem, który w zetknięciu z jej jedwabistymi nogami wyprostował się całkowicie. Powiększyłem go, ale nieznacznie, chcąc zachować naturalność. Smagałem ją swoim prąciem, niczym malarz, tworząc swoim płynem preejakulacyjnym impresjonistyczne plamy. Na dziewczynie nie robiło to żadnego wrażenia. Trwała nieporuszona, zastygła w pięknym akcie. Postanowiłem to zmienić.

— Jak masz na imię? — zapytałem.

— A jak chcesz, żebym miała na imię?

— Julia.

— Jestem Julia.

Rozebrałem bluzę, którą miałem na sobie, zrobiło mi się gorąco. Rozpoczynała się przygoda, która zgodnie z obietnicą starca, miała trwać jeszcze siedem godzin i piętnaście minut. Założyłem spodnie, z trudem mieszcząc tam swojego penisa. Chciałem, żeby ona mi je zdjęła. Gdy pojawiło się w mojej głowie to życzenie, Julia poruszyła się. Rozprostowała swoją nogę, a jej prawa ręka powędrowała w kierunku mojego rozporka. Tym sposobem ujrzałem jej śliczne piersi w całej okazałości. Były średniego rozmiaru, choć i tak wyróżniały się one na tle jej szczupłego ciała. Nie były okrągłe jak piłki, niełatwo mi jest opisać ich kształt jednym słowem. Lewa pierś była nieznacznie większa od swojej sąsiadki. Gdyby podniosła ręce i rozciągnęła się, jej biust nabrałby kształt półkuli, jednak obecna postać różniła się od jakiejkolwiek znanej mi formy. Kilka centymetrów poniżej jej dokładnie ogolonej pachy rozpoczynało się stopniowe wzniesienie, które w pewnym momencie zmieniło się w dość pokaźne wybrzuszenie, przypominające balonik napełniony wodą. Porównanie to jest dobre, uwzględnia nawet foremną sutkową brodawkę wyglądającą jak wentyl. Piersi znajdowały się na tej samej wysokości, ale — pewnie z powodu ich rozmiaru — odchylały się na zewnątrz, co sprawiało, że w połączeniu z mostkiem tworzyły malutki trójkącik. Stałem przed łóżkiem, na którym kucała Julia. Kiedy przysunęła się do moich spodni, widziałem jedynie jej falujące nieznacznie cycuszki. Pochwa była zasłonięta przez pościel i opadające na jej krocze włosy. Powoli rozpięła mi zamek, pomagając sobie drugą ręką. Mój penis był tak nabrzmiały, że prawie wyskakiwał mi z bokserek. Musiała bardzo je naciągnąć, bałem się, że wysmykną się jej z rąk i uderzą jak sprężyna w moje prącie. Udało się jej jednak mnie nie skrzywdzić. Bokserki zatrzymały mi się na jądrach, Julia jeszcze raz je chwyciła i zsunęła w dół, na wysokość kolan. Od razu otworzyła usta i gwałtownie wsunęła sobie do nich mój gorący członek. Podniosła oczy do góry, patrząc na moją reakcję. Zadowolona, przycisnęła język i usta mocniej, i powoli jeździła nimi w górę i w dół. Następnie powoli wyciągnęła penisa ze swojej buzi, śliniąc się specjalnie, aby nawilżyć główkę. Część została w okolicy jej warg, zmieszana z preejakulatem. Oblizała tę mieszankę lubieżnie i dziko, niczym kot, po czym zajęła się przesuwaniem koniuszka języka po moim żołędziu. Jestem częściowo obrzezany, dlatego jest on od razu widoczny bez konieczności zsuwania napletka. Dlatego postanowiłem, aby pojawił się u mnie na krótki moment brakujący fragment napletka, po to, abym mógł zobaczyć, jak Julia ściąga go powoli i filuternie, oblizując odsłonięty żołądź. Wiedziałem, że za malutki moment dojdę, a że nie mogłem się zdecydować, w jaki sposób zakończyć, postanowiłem dojść dwa razy. Za pierwszym razem wystrzeliłem Julii spermą prostu w usta. Płynu było wystarczająco dużo, aby nadmiar wypływał z jej kącików, ale nie aż tyle, by zaistniało ryzyko zakrztuszenia. Uśmiechnęła się rozkosznie i głośno przełknęła nasienie, wylizując dokładnie całego mojego penisa, od trzon aż po cewkę, aby nie uronić ani kropli. Następnie powróciłem do momentu, w którym właśnie dochodziłem, aby alternatywnie zakończyć sposób mojego wytrysku. Chwilę poruszałem prąciem w ustach Julii, chcąc zwiększyć doznanie, a potem wyjąłem go z jej buzi, chwyciłem do ręki i odpowiednio stymulując, zrosiłem obficie jej twarz. Sperma zalała ją tak mocno, że musiała aż zamknąć oczy. Płyn szybko sączył się w dół, spływając do rowka pomiędzy piersiami. Julia chwilę po wytrysku chwyciła moje przyrodzenie i gwałtownie je masowała. Mój okres refrakcji nigdy nie trwał tak krótko. Po trzydziestu sekundach masażu byłem już w pełnym wzwodzie. Chwyciła w garść penisa i trzymając go kurczowo, zaczęła kierować się w stronę hotelowej łazienki. Prowadziła mnie jak psa na smyczy, z tym, że w tym przypadku smyczą był mój czerwony z podniecenia płciowy narząd. Obróciła się tak, że widziałem jedynie jej smukłe pośladki. Julia otworzyła kabinę i weszła tam ze mną, cały czas trzymając mnie za penisa. Ściągnąłem z siebie wszystko, co miałem na sobie, jak najszybciej mogłem, tak mocno byłem rozpalony. Napięcie w kroczu było już bardzo duże i miałem świadomość, że już długo nie wytrzymam. Wiedziała to i Julia. Ukucnęła szybko, tak, że nie byłem w stanie nawet zorientować się, czy jej pochwa jest ogolona, czy też nie. Zaczęła mnie onanizować. Zrobiła to tak szybko, że zanim się spostrzegłem, już tryskałem nasieniem po całym prysznicu. Orgazm był tak silny, że aż zachwiałem się na nogach, opierając o nią swoje ciało. Zaśmiała się cicho, patrząc na mnie łobuzerskim wzrokiem. Wyjęła, nie wiem nawet skąd, płyn do kąpieli i zaczęła go wcierać obficie w swoje ciało. Po kilku chwilach była już całkiem namydlona. Cały czas stała do mnie tyłem. Ona bawi się ze mną — pomyślałem — celowo zasłaniając swoją muszelkę. Tym bardziej muszę ją zobaczyć — postanowiłem. Tymczasem Julia wzięła już do ręki słuchawkę i włączyła wodę. Zapiszczała cichutko, gdy pierwsze, nienagrzane jeszcze strugi wody oblały jej stopy.

— Czy masz jakąś gąbkę — zapytałem?

— Mam twoje dłonie — odpowiedziała niewinnie, jakby to była oczywista odpowiedź. Nie musiała dwa razy powtarzać. Najpierw ścisnąłem od tyłu jej piersi, ugniatając je w rękach, z wyczuciem, acz mocno. Zebrałem z jej ciała pianę, nałożyłem sobie na ręce i wmasowywałem ją w jej krągłe bułeczki. Robiłem to zamaszyście, przyciskając swoje ciało do jej pośladków. Mogłem to czynić bez problemów, ponieważ mój penis jeszcze się nie obudził po ostatnim szczytowaniu. Masowałem jej biust tak długo, aż z ust Julii wydobyło się ciche westchnienie. Wyczułem, że jej brodawki stają się twarde i że jest jej przyjemnie. Kiedy zasmakowałem już w dotykaniu jej piersi, schyliłem się lekko, pomijając celowo cały obszar pleców i wysunąłem rękę w kierunku jej krocza. Przemknęło mi przez myśl, że skoro tak skutecznie zasłania przed moim wzrokiem swoją pochwę, to niech przynajmniej spenetruje ją moja dłoń. Łapczywie włożyłem dwa palce w środek jej dziurki. Jęknęła, a jej ciało przeszył dreszcz. Bynajmniej nieprzyjemny. Nie byłem w stanie wepchnąć palców dalej, z racji tego, że stałem za jej plecami i musiałem wyginać rękę. Buszowałem zachłannie po jej skarbie, gładząc jej łechtaczkę i wargi sromowe. Jej cipka przypominała przekrojoną na pół brzoskwinię, z której nieśmiało, prawie nieznacznie wysuwały się wargi sromowe. Ciało nasuwało mi sporo owocowych skojarzeń. Jej piersi niczym grejpfrut, pośladki jak kokosy i brzoskwiniowa wagina jak wisienka na torcie. Jedna połówka tej brzoskwini odrobinę wystawała ponad drugą. Ku mojej uciesze poza malutkim zarostem na wzgórku łonowym, nie wyczułem żadnych włosów. Za pomocą dostępnych pod ręką olejków i szamponów pielęgnowałem każdy fragment ciała Julii, zatrzymując się przede wszystkim na pochwie. Unikałem tylko zmoczenia włosów, nie chciałem niszczyć jej pięknej fryzury. Gdy wypieściłem ją wszędzie, gdzie tylko mogłem, oznajmiłem jej, że musi mnie teraz zapoznać ze swoją przyjaciółką. Spojrzała ponętnie w dół, i cały czas będąc obrócona, pośliniła swoje trzy palce i wsadziła sobie do pochwy. Po chwili wyjęła je i włożyła mi do buzi. Oblizałem, na co Julia zareagowała słodkim uśmiechem. Następnie przysunęła swoje krocze do moich genitaliów i zaczęła mnie namiętnie całować. Przylgnęła do mnie mocno, byliśmy złączeni jakby w jedno ciało. Nagle zrobiło się trochę duszno, bo kabina była mała, a gorąca woda leciała już przez dłuższy czas. W dodatku podniecenie i język Julii w moich ustach zwiększały znacząco temperaturę mego ciała, a mój oddech stawał się płytszy. Mimo braku miejsca udało mi się chwycić Julię i wynieść ją mokrą do sypialni. Woda ściekała po podłodze, ale wiedziałem, że w tak ciepły dzień wszystko za chwilę wyschnie. Położyłem ją nagą na łóżku i wyjąłem z szuflady komody gruby sznur. Nie miał mi on służyć do jakiś brutalnych zabaw, nie chciałem aby Julia czuła przeze mnie jakikolwiek ból. Postanowiłem ją po prostu skrępować, aby nacieszyć się faktem, że mam nad nią pełną kontrolę. Wyglądała tak, jakby na to czekała. Rozłożyła się na plecach, odsłaniając w końcu swoją przepyszną cipkę, Rozchyliłem jej nogi i ręce, tak, że jej ciało ułożyło się w literę „X”. Przywiązałem ją delikatnie do tralek przy łóżku, po to, aby zakres jej ruchu był mocno ograniczony. Leżała teraz przede mną, naga, bezbronna, całkowicie odsłonięta. Spojrzałem na jej pochwę. Przez moje pieszczoty i podniecenie była mocno czerwona, szczególnie po lewej i po prawej stronie. Wyglądała trochę jak małża, a jej perłę stanowiła mała dziurka.

— Bądź spokojny, kotku, ona rozszerzy się gdy włożysz do niej swojego ptaszka.

Czyta w moich myślach — pomyślałem. — Wyczuła moje obawy. Jej pochwa w porównaniu do mojego powiększonego penisa wydawała mi się bowiem naprawdę drobna. Poszmerałem ją po małej, przyciętej kępce włosów łonowych i przysunąłem głowę do jej waginy. Zacząłem skubać finezyjnie swoimi wargami jej wargi sromowe, a koniuszkiem języka oblizywałem jej łechtaczkę. Smak waginy był przedni. Stanowił maślane połączenie cytryny i ananasa. Nie zamierzałem jednak doprowadzać Julii do orgazmu, nie miałem ochoty patrzeć, jak wije się z rozkoszy — to był w końcu mój sen, nie jej. Zapragnąłem zrobić coś ekscentrycznego, korzystając z tego, że moja seksowna partnerka nie ma nic do powiedzenia. Poszedłem do kuchni i w koszyku na owoce znalazłem zafoliowanego ogórka. Ściągnąłem folię, wziąłem obieraczkę i starłem z niego skórkę, bardzo dokładnie, starając się nie doprowadzić do tego, by zrobiły się w nim jakieś bruzdy czy wypustki. Gdy skończyłem, wróciłem do leżącej Julii, która choć nie mogła widzieć, co robię, oddychała szybko, ciesząc się na czekające ją doświadczenie, reagując niczym pies na właściciela. Spojrzałem na jej pochwę. Była mokra, ale nie był to stan, który chciałbym widzieć. Podsunąłem jej ogórka pod usta. Zaczęła go pieścić tak, jakby był to mój penis. Następnie wyjąłem go z jej ust. Musiałem mocno ciągnąć, ponieważ bardzo się do niego przyssała. Ogórek był już lekko pośliniony, teraz mogłem włożyć go do jej pochwy. Oczywiście nie całego, nie chciałem mojej pięknisi rozerwać. Ogórka zanurzyłem właściwie tylko do przedsionka, okręciłem go kilka razy wokół własnej osi, zbierając główką warzywa wszystkie soki z jej pochwy. Julia cicho westchnęła. Jeszcze chwilę penetrowałem ją ogórkiem, by potem wyjąć go i skosztować. Smak zaiste ciekawy. Nie poprzestałem wszakże tylko na tym. Podreptałem radośnie do kuchni i wyjąłem lody i bitą śmietanę. Zanim jednak zrobiłem jakikolwiek z nich użytek, podstawiłem pod łóżko krzesło, rozwiązałem Julii nogi i poprosiłem, aby doprowadziła mnie nimi do orgazmu. Zdecydowałem się na to, ponieważ mój członek stał już od dłuższego czasu, a fakt, że chodziłem z nim po domu tak wyprostowanym, bardzo mnie podniecał. Julia całkiem dobrze sobie radziła, jednak jej pieszczoty w miarę zbliżającego się orgazmu wydawały mi się zbyt wolne. Chwyciłem więc jej stopy, włożyłem swojego penisa pomiędzy nie, wykorzystując je do masturbacji. Wytrysk oblał jej nogi i uda, ale nie był już tak mocny, jak pierwszy. Wziąłem papierowy ręcznik, starłem z niej spermę, a potem mokrą ściereczką ściągnąłem to, co zdążyło już zaschnąć. Znów ją spętałem, a następnie otworzyłem pudełko lodów. Wbiłem w nie łyżeczkę, następnie położyłem je na szafce nocnej obok łóżka. Spojrzałem na piersi Julii. Ależ ty jesteś śliczna, sunio — pomyślałem. Przez jakiś czas namiętnie je całowałem. Następnie — mocno już rozochocony — zacząłem nakładać na jej piersi lody. Julia syknęła. Lody były zimne. Nie spodobało mi się to, postanowiłem sprawić, żeby były już lekko roztopione. I tak się stało. I bez tego lody szybko by się rozpuściły, bo jej ciało było bardzo nagrzane. Całość obficie polałem bitą śmietaną w spreju, nie zważając, że większość spływa do rowka, albo nawet niżej, schodząc przez brzuch do okolic krocza. Zadowolony z efektu przystąpiłem do konsumpcji. Zlizywałem Julię, czasem tak zapamiętując się w miętoleniu piersi i ssaniu jej sutków, że zaniedbywałem swój deser. Po pewnym czasie zorientowałem się, że może on być naturalnym lubrykantem. Moje przyrodzenie zareagowało na to spostrzeżenie entuzjastycznie, powiększając swoją długość. Włożyłem swojego penisa pomiędzy piersi. Tak jak zaznaczałem, były lekko od siebie odchylone, dlatego Julia musiała je ściskać, aby ich penetracja była intensywniejsza w doznania. Do tego celu musiałem odwiązać jej ręce. Nie zauważyłem na nich śladów przetarcia skóry, to znaczy, że był to wystarczająco delikatny splot. Ucieszyło mnie to. Wpatrywałem się w jej śliczną buźkę, aby jeszcze bardziej się podniecić, bo po tylu orgazmach kolejny wydawał się mocno oddalony w czasie. Robiłem wszystko, co mogłem, ale wytrysk nie nadchodził. Trochę mnie to zawstydziło, ale na szczęście mój obiekt pożądania chyba nie był tym faktem zażenowany. Ja zaś już trochę zdenerwowany wyczuwałem, że moje prącie staje się coraz mniej twarde. Nieusatysfakcjonowany wstałem z łóżka, odwiązałem nogi Julii i zażądałem, aby zmyła z siebie resztki jedzenia i zatańczyła przede mną. Kiedy usłyszałem odgłos puszczanej wody, położyłem się na plecach na łóżku, ze sterczącym członkiem. Po krótkim momencie Julia stanęła owinięta w ręcznik przed łóżkiem. Jednak w reakcji na moje spojrzenie odrzuciła go szybko za siebie i rozpoczęła tańczyć. Jej szczupłe ciało, a zwłaszcza płaski brzuszek nadawał się do tego idealnie. Jej ręce falowały, tors wyginał się we wszystkie strony, a wypinane co rusz w moją stronę pośladki aż prosiły się o łagodnego klapsa. Julia starała się jak mogła, patrząc lubieżnie z niemą satysfakcją na mojego nabrzmiałego członka. Gdy zarzucała włosy i unosiła w tanecznym rozkroku nogi, moje ciało całe drżało. Szybko wstałem i przerwałem jej erotyczne wygibasy. Rozpalony niemal rzuciłem ją na łóżko. Nie miałem już ochoty na seks, nazwałbym to raczej dziką chęcią na ostre rżnięcie. Z prędkością błyskawicy mój penis znalazł się w jej pochwie. Posuwałem ją najszybciej, jak tylko mogłem, a zaskoczona Julia starała mi to ułatwić poruszając odpowiednio biodrami. Przyjemność była coraz większa, ale do szczytu jeszcze trochę brakowało. Wyjąłem członka i zacząłem się onanizować. Gdy się zmęczyłem, do ręki chwyciła go Julia, starając się ze wszystkich sił doprowadzić mnie do rozkoszy. Po niespełna minucie wstała jednak i gdzieś pobiegła. Zaskoczony obróciłem się i wodziłem za nią wzrokiem. Otworzyła szafę i wyjęła z niej kosmetyczkę. Przesunęła energicznie zamek i zaczęła grzebać w środku. Wyjęła z niej jakiś olejek, otworzyła i nałożyła sobie na dłoń. Następnie wcierała go obficie w odbyt. Uśmiechnęła się do mnie szelmowsko i podreptała jak balerina z powrotem na materac, wypinając nawilżoną pupę w moją stronę. Urzekła mnie ta jej inicjatywa. Nie chciałem lizać odbytu, był bowiem pełen lubrykantu, włożyłem więc do niego dwa palce, chcąc go rozluźnić. Julia natomiast masowała sobie jedną ręką piersi, drugą stymulując łechtaczkę, ja natomiast rozpychałem się w jej dziurce coraz głębiej. Podejrzewałem, że pierwszy kontakt odbytu z penisem może być bolesny, a widząc, że już ma zaczerwienienia, widoczne mimo olejku, świadczące o podrażnieniu, postanowiłem wrócić swoje przyrodzenie do standardowych rozmiarów. Gdy to zrobiłem, wcale nie przestało być napięte jak łuk. Julia poruszała dupcią, próbując natrafić na mojego członka. Nie musiałem nawet go wkładać, sama się na niego nabiła, żądna pieszczot. Poruszałem członkiem w jej odbycie, coraz szybciej i szybciej. Jej piersi falowały jak szalone, piszczała na cały pokój, wykrzykując moje imię. Kiedy wyczułem wreszcie ciepło pulsującej spermy, jęknąłem z rozkoszy i opadłem ze zmęczenia na pościel. Julia zachowała więcej sił. Przysunęła się do mojego opadłego członka i wylizała z niego resztki płynu, masując mnie przy okazji po jądrach. Prącie nie zamierzało jednak stanąć. Musiałem odpocząć. Poczułem się dziwnie. Zaprowadziłem Julię do kuchni, zamówiłem w recepcji posiłek i posadziłem ją nagą na krześle, kładąc na nim poduszkę, ponieważ było w całości metalowe. Sam ubrałem się, oczekując jedzenia i podziwiając ciało Julii. Po skończonym posiłku położyłem się na łóżku, dając wykazać się jej kreatywności. Spojrzałem na zegar. Mój sen miał jeszcze trochę potrwać.

***

Julia robiła wszystko, aby mnie zadowolić. Ja byłem w zupełnym bezruchu, patrząc z lekkim znudzeniem, jak próbuje bezskutecznie sprowokować mnie do wydania z siebie chociaż cichego rozkosznego westchnienia.

— Spójrz, kotku, jak nadziewam się na twojego wielkiego drągala, jak bardzo rozpycha on mi pochwę, popatrz na moje cycuszki, na moje rozchylone nogi. Dobrze ci, skarbie?

Nie odpowiedziałem. Przyjemność była całkiem umiarkowana. Chyba nie byłem już w stanie wykrzesać z siebie nic więcej. Dopadała mnie coraz większa apatia. Próbowałem się z niej otrząsnąć, powtarzając sobie, że czas mija, a z nim najpiękniejszy sen mojego życia. Nie przerywałem więc bezskutecznych pomysłów Julii. Położyła mi swoje krocze na twarzy, abym mógł je wylizać, sama zabierając się za mojego członka. Mój język jednak jakby zdrętwiał, przestałem mieć chęć na pieszczenie nim jej dziurki, poprzestałem na smakowaniu jej zapachu. Julia tymczasem wstała i w tej samej kosmetyczce, z której wyciągnęła lubrykant do jej odbytu, znalazła męski masturbator. Składał się on z gumowej, wyprofilowanej rurki, którą można było tak dopasować, aby ciasno przylegała do penisa. Nałożyła mi go tak, że otaczał mi całego członka, aż do żołędzia, który pieściła już samodzielnie. Włączyła urządzenie. Wibracje były silne i nierównomierne. Fajne. Był to ostatni już mój orgazm. Zaledwie parę kropelek spermy. Zlizała, ale już przestało mnie to podniecać.

***

Od tego momentu zdałem sobie sprawę, że wykorzystałem już ciało Julii na wszystkie sposoby. Nie potrafiła już znaleźć żadnej pozycji, żadnego seksualnego gadżetu, który mógłby mnie podniecić. Wyjmowała z szafy coraz to nowsze stroje, policjantki, pielęgniarki, superbohaterki… Na próżno. Znałem każdy milimetr jej ciała, nie potrafiła mnie już niczym zaskoczyć, choćby ściągała z siebie ubrania wolniej i lubieżniej niż najbardziej doświadczone gwiazdy porno. Gdy masowała mojego sflaczałego członka za pomocą swoich piersi, próbując w ten sposób przynajmniej odrobinę mnie podniecić, zdarzyło jej się spojrzeć na mnie z małym wyrzutem, jakby chciała poskarżyć się, że na nią nie reaguję. Zabolało mnie to. Nie wiem dlaczego, ale coś we mnie wybuchło. Odebrałem to jako swego rodzaju dyshonor, tak jakby mówiła mi, że jestem beznadziejny w łóżku. Podniosłem się i ją spoliczkowałem. Sypialnia wypełniła się plaskiem, ohydnym dźwiękiem skóry uderzanej o skórę. Julia zdrętwiała. Wyglądała jak zranione zwierzę. Odruchowo zasłoniła swoje piersi i przykryła swoją waginę pościelą. Prawie tak, jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Nie zważałem na to. Wstałem, ubrałem się, włożyłem buty i wyszedłem z hotelowego pokoju, zostawiając w nim znieważoną Julię. Będzie mi się dziwka skarżyła — pomyślałem. Powędrowałem w stronę parku. Przeszedłem przez most i usiadłem na jednej z ławek. Obróciłem się dookoła, patrząc, czy nikt mnie nie widzi. Czułem się tak, jakbym za chwilę miał zrobić coś zakazanego. Ptaki lecące mi nad głową zdawały się szpiegami donoszącymi o moich rzekomych zbrodniach. Nudziłem się, postanowiłem więc resztę mojego sennego czasu przeznaczyć na jakieś czynności, które pomogłyby mi oderwać się od hotelowych wspomnień. Zacząłem układać domek z patyków, które odpadły z drzewa, niestety, wiatr niczym morska fala przewrócił mi go, zanim jeszcze nakryłem go dachem i wzmocniłem fundamenty. Wstałem więc i idąc dalej, natrafiłem na panią sprzedającą truskawki. Kupiłem koszyk za pieniądze, które znalazłem w kieszeni spodni. Wróciłem na ławkę w parku, przepełniony wizją słodkich owoców w moich ustach. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy wszystkie owoce, poza jedną malutką truskaweczką, okazały się kwaśne? Miałem ochotę wrócić do sprzedawczyni i powiedzieć jej, co myślę o jej straganie. Gniew szarpał mną na wszystkie strony, rosnąc z każdą chwilą. Ławka zaczęła mnie pić w plecy, a zaschnięte od spermy niezmienione bokserki drażniły mnie obrazami ostatnich kilku godzin. Szczególnie irytował mnie fakt, że z chwilą, gdy gniewałem się coraz bardziej na sprzedawczynię, coraz wyraźniej powracało do mnie wspomnienie spoliczkowanej Julii. Spojrzałem na zegarek. Trzy godziny i jedenaście minut. Myślałem sobie, że nie wytrzymam. Że muszę obudzić się z tego koszmaru.

***

Wrzeszczałem. Krzyczałem. Wydawałem z siebie ochrypłe dźwięki. Ruszałem rękami, podskakiwałem, kręciłem jak szalony głową. Nadal spałem. Nie poddawałem się tak długo, dopóki nie doznałem gwałtownego bólu w plecach. Miałem wrażenie, jakby rósł mi ogromny garb. Nie, to nie garb. Jakiś przedmiot wbijał mi się w plecy, wyczuwałem jego ostrą, długą końcówkę. Osunąłem się na kolana. Przedmiot stawał się coraz cięższy. Poczułem jego fragment na szyi, zimny, metalowy, niczym broń przystawiona do skroni. Przewróciłem się już całkowicie, nie mogąc ustać na nogach. Nie miałem nawet możliwości obrócenia głowy, bo przedmiot urósł do takich rozmiarów, że przygniatał mnie do ziemi. Wzrok miałem skierowany na parkową alejkę, po której szła matka, z podniesioną w nienaturalnej dumie głową, z chłopczykiem w wózku i jego starszą córką, drepcącą niezdarnie obok. Na mój widok zatrzymała się, wskazała na mnie palcem i zawołała:

— Mamo, ten pan ma na plecach wielki klucz!

— Tak, Haniu, to prawda. Trzeba mu pomóc.

Wyjęła z wózka chłopczyka, a ten, raczkując, zbliżył się do mnie i pogłaskał mnie po twarzy. Zasmucił się, widząc grymas bólu na mojej twarzy, ale nie zważając na to, schylił się i pocałował mnie w czoło. Następnie roześmiał się figlarnie, jakby uczynił coś zabawnego i usiadł obok mnie. Nie rozumiałem jego gestu, ale w momencie, gdy dał mi całusa, przedmiot, który — jak się okazało — miał być kluczem — powrócił do swoich naturalnych rozmiarów. Domyśliłem się, że był to ten sam tajemniczy klucz, który otrzymałem od starca. Zaskoczony patrzyłem, jak chłopiec wyciągnął w stronę moich pleców swoje pulchne dłonie i z nienaturalną siłą zerwał z nich sznurek, za pomocą którego starzec zamocował ów przedmiot. Wziął klucz do ręki i spoważniał, a następnie wrócił do swojej mamy. Podał jej klucz, na co ta zganiła go:

— Aleksy, nie możesz zabierać ludziom ich kluczy. To oduczy ich odpowiedzialności.

Dziecko wybąknęło w odpowiedzi przeprosiny i schowało swoją twarz w matczynej bluzce. Jego siostra zabrała mu z ręki klucz i przyczepiła mi z powrotem do pleców. Następnie prychnęła mi w twarz i naburmuszona odeszła do mamy.

— Haniu, to było niepotrzebne. — powiedziała z wyrzutem.

— Temu panu źle z oczu patrzy — broniła się.

Ja zaś osłupiały leżałem na trawie i wodziłem wzrokiem za odchodzącą rodzinką. Pomacałem się po plecach. Nic tam nie było.

***

Za oknem padał deszcz. Grecka restauracja, w której dziwnym trafem byłem tylko ja, wydawała się w kontekście tego pejzażu bardzo przytulnym miejscem. Zamówiłem musakę i owocową herbatę, próbując zniwelować nimi choć trochę wszechogarniający mnie smutek i złość na samego siebie. Gryzący mnie nastrój przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Ich każdorazowe otwarcie poruszało przyczepionymi do nich dzwonkami, które obijając się o siebie wydawały głośny, dość przyjemny dźwięk. Obróciłem się. Do restauracji weszła dziewczyna. Pozdrowiła stojącą za barem kelnerkę, tak, jakby dobrze ją znała i skierowała się w moim kierunku. Stanęła przy moim stoliku, spojrzała na mnie wyzywająco, gniewnie, a następnie mocno odsunęła krzesło, które stało naprzeciwko mnie. Usiadła na nim nonszalancko, cały czas wpatrując się we mnie wnikliwie, mocno krytycznie.

— Cześć — odezwała się mechanicznie, jakby chcąc spełnić jedynie formalne podstawy wymogów kultury osobistej.

— Dzień dobry — odpowiedziałem, z lekką ironią, postanawiając być choć trochę bardziej grzeczny.

— Nie zamówisz mi nic?

— A może najpierw się przedstawisz?

— Jestem Sonia. Ty zaś nadałeś mi imię Julia.

Zakrztusiłem się.

***

— A więc jesteś tą samą osobą, którą… — tu zająknąłem się, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Pomogę ci — odpowiedziała — którą zgwałciłeś, wykorzystałeś, potraktowałeś jak zwierzę, gorzej — jak przedmiot.

— To nie była prawdziwa osoba.

— Oczywiście, że nie. Przecież mówiłam, że zrobiłeś z niej erotyczną zabawkę.

— Nie o to mi chodzi. Julia była tylko obiektem mojej wyobraźni.

— W takich snach zasady są inne. W wykreowaną przez ciebie postać zawsze wciela się prawdziwa osoba. Możesz ją kształtować, jak chcesz, zmienić jej wygląd, głos, odebrać wolną wolę, zmusić do robienia wszystkiego, co chcesz. Ale osoba, która została wykorzystana do spełnienia twojej fantazji, jest prawdziwa. Nie możesz sobie stworzyć osoby z niczego, możesz co najwyżej przerobić inną osobę, zmieniając w niej cokolwiek zapragniesz, oprócz świadomości. Miałam to nieszczęście, że to ja wcieliłam się w Julię. W związku z tym zadam ci jedno, bardzo nurtujące mnie pytanie. Dlaczego, do cholery, potraktowałeś mnie jak dziwkę?!

— Poczekaj, poczekaj. Zacznijmy od tego, że ci nie wierzę. To, co opowiadasz, jest niemożliwe.

— Gdy zacząłeś obsypywać pocałunkami moje stopy, myślałem, że będzie romantycznie, nie przewidziałam, że będziesz jadł ogórka zanurzonego w mojej pochwie i zlizywał lody z moich piersi…

— Przestań! Wystarczy. Zniknij, przepadnij!

— Myślisz, że to sen, w którym jesteś Bogiem? Możesz wiele, ale nie wszystko. Zwłaszcza że część twojej osoby, głęboko zanurzona w podświadomości, wcale nie chce, żebym odchodziła. Porozmawiamy jak człowiek z człowiekiem? Wprawdzie anihilacja mojej osoby jest niemożliwa, ale możesz ograniczyć moją wolną wolę, abym mówiła, co chcesz i robiła, co chcesz. Jeśli zapragniesz, zanurkuję pod stolik, rozepnę ci rozporek i zaspokoję cię ustami niczym aktorka porno. I będę wyglądała na zadowoloną.

— O, proszę…

— Spodnie ci się już wybrzuszają. To co, zaczynać?

Toczyłem wewnętrzną walkę. Ciało podjęło już decyzję. Ja jeszcze nie. Postanowiłem zaufać intuicji.

— Nie.

— Co „nie”?

— Bądź wolnym człowiekiem. Jak w realu.

— Świetnie, opowiem więc, jak twoje seksualne fantazje wyglądały z mojej perspektywy.

Zaczerwieniłem się. Podejrzewałem, że podczas słuchania tej historii będę wyglądał jak jeden, wielki burak. Mimo tego nie miałem chęci, a może i odwagi, aby zabronić jej mówić. Gdzieś w głębi duszy wyczułem, że ta opowieść może być w jakimś sensie wyzwalająca, choć nie wiedziałem, od czego ma mnie wyzwolić. Sonia pociągnęła ze szklanki łyk wody, a ja postanowiłem wykorzystać ten czas, żeby bliżej jej się przyjrzeć. Dotychczas, w wyniku sporego zamieszania w moim umyśle nie miałem czasu, by to uczynić. Nie była ładna — to pierwsze moje spostrzeżenie — ale nie była też specjalnie brzydka. Miała ładne, zadbane, proste czarne włosy, całkiem zgrabny nos. Oczy były piwne, ale lekko wyblakłe, choć energia, a może po prostu charakter, jaki z nich przezierał, był fascynujący. Usta lekko spierzchnięte, małe, ciało szczupłe, ale nieproporcjonalne. Ubrana w czarny sweter pod samą szyję, a na dół bałem się patrzeć. Miała w sobie coś nieokreślonego, tajemniczego, skrytego. Była zupełną antytezą rozebranej, płytkiej Julii.

— I co, nie jestem tak piękna, jak ona, prawda?

— Nie — znów spiekłem raka — a mimo to jesteś od niej znacznie piękniejsza.

— Mówisz z sensem — rozpromieniła się. Zwróciłem uwagę na jej uśmiech. Nie był ładny, a z drugiej jeden z najładniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Sprawiała wrażenie zarozumiałej, przekornej, takiej… indywidualnej. Była po prostu dziwna.

— Od razu zorientowałam się, że będzie to sen typowo erotyczny — kontynuowała — ale w najczarniejszych snach nie przewidywałam takiego obrotu sprawy. To, że pokazałam ci się naga, jakoś przeboleję, nie tylko dlatego, że nie było to moje ciało. To było, cóż, nawet nastrojowe. Wyglądałam bowiem jak modelka pozująca do aktu, nie zaś jak prostytutka. Skąd miałam wiedzieć, że ta pozorna pruderyjność to tylko pretekst do tego, by mnie całkowicie odsłonić i obnażyć.

— To nie do końca tak…

— Nie przerywaj. Tak więc szybko okazałeś się nie pieszczotliwy i ckliwy, a po prostu wygłodniały przyjemności. Naprędce zdałam sobie sprawę, że będę tylko przedmiotem służącym do spełniania twoich fantazji, w zasadzie żywą lalką. Czułam się okropnie, gdy smarowałeś swoim wilgotnym penisem po moim ciele, a zwłaszcza, jak zobaczyłam, że masz przez to erekcję. Najbardziej dehumanizujący moment to było jednak nadanie mi imienia. Wiesz, że w starożytności zmienienie komuś imienia oznaczało przejęcie nad nim władzy? To był gest upokarzający. Ty tymczasem…

— Przecież zapytałem cię o imię.

— Denis, nie rozumiesz, że ja odpowiadałam tak, jak mi zagrałeś?!

— Nie stworzyłem twojego imienia. To była twoja propozycja.

— Świadomie nie. Ale sny to głównie nieświadomość. Ja to odczytałam. Bo musiałam odczytać. Dla mnie twój podświadomy głos niczym nie różnił się od twojego obecnego, kiedy z takim oburzeniem protestujesz.

— To znaczy, że wszystkie twoje, hmm…

— Inicjatywy?

— Tak, inicjatywy.

— Były twoje.

— Yhm…

— Byłam więc tą twoją seksowną laleczką Julią, która nie miała nic do powiedzenia, a mogła tylko spełniać twoje pornograficzne chcice.

— Nie chodziło tylko o seks, wiesz, stosunek płciowy to też miłość…

— Miłość, powiadasz? A więc naciągnięcie swych gaci na członka w pełnym wzwodzie tylko po to, abyś mógł patrzeć, jak ci je zdejmuję, było — jak mówisz — piękną formą okazania mi miłości? Wybornie. Miałam ochotę naciągnąć je do granic możliwości i puścić. Może wtedy przeszłyby ci ochoty na te twoje nieludzkie igraszki.

— To też nie jest miłe, co mówisz. Hipokrytka z ciebie.

— Przepraszam. Wybacz. Jestem przez ciebie lekko roztrzęsiona.

— Yhm…

— Poczekaj. Muszę się napić wody i trochę ochłonąć.

— Ok, zróbmy sobie chwilę przerwy. Pójdę do toalety.

— Niech będzie. A, i wiesz co? Przebierz swoje bokserki… Zapach zaschniętej spermy nie pomaga mi mówić. A chyba nie myślisz, że ci je…

— Że mi je…

— Idź już.

— Że mi je wyliżesz?

Chlust. Sonia wylała na mnie resztkę wody ze szklanki. Widząc jej płaczliwy gniew i drżącą rękę, pożałowałem swojej bezczelności.

— Denis, chcesz, bym pomyślała, że jesteś diabłem wcielonym? — wybąknęła cicho, patrząc na mnie bolesnymi oczyma. Nie odpowiedziałem. Załatwiłem, co miałem w łazience, stworzyłem sobie nową parę bokserek i wróciłem do stolika. Nie czułem się dumny z siebie. Więcej, miałem wrażenie, że faktycznie coraz bardziej przypominam diabła. A przecież nie marzyło mi się nim zostać.

— Ja naprawdę chcę dla ciebie dobrze — ciągnęła dalej — ja wiem, że w prawdziwym życiu nie odezwałbyś się do mnie nigdy w ten sposób. Niestety, we śnie znacznie łatwiej przychodzi nam czynić rzeczy, które na co dzień są w nas hamowane.

— To znaczy, że nie jestem naprawdę taki perwersyjny?

— Nie. Jednak skądś te fantazje, których nie chcesz tak naprawdę spełnić, się pojawiły. Każda rzecz ma swoje źródło.

— Z filmów pornograficznych. I z opowiadań erotycznych. Dziesiątki jak nie setki.

— Ten sen wyglądał jak złączenie wszystkich twoich fantazji w jedno. Kiedy je zrealizowałeś, pojawiła się u ciebie apatia i znudzenie.

— Nie wiem, czy było to wszystkie fantazje. Czasem mi się wydaje, że może ich znacznie więcej, prawie nieskończoność.

— Ale wszystkie i tak zakończą się tym samym niespełnieniem, co?

— Cóż…

— A nie?

— Kiedy się masturbowałem, myślałem, że mogę to robić przez cały dzień. Jednak chwilę po wytrysku przechodziła mi ochota na wszystko, co ma związek z seksem.

— Ale popęd i tak zawsze wracał, prawda?

— Zawsze. Z czasem coraz szybciej.

Zastanowiłem się chwilę. Wydawało mi się, jakby Sonia mówiła w moim imieniu to, co przeczuwałem już od dawna.

— A co ty czułaś, kiedy ja… to robiłem?

— A o które wydarzenie ci konkretnie chodzi? O te, w których trzymałam ci penisa w ustach, liżąc go tak, że o mało się nie rozpuścił? A może jak dawałam ci spijać soki z mojej pochwy? A może jak trzymałam w rękach twojego penisa albo prowadziłam cię za niego pod prysznic? Chyba że masz na myśli to, jak zrobiłeś sobie z mojego ciała talerz, albo obmacywałeś mnie na wszelkie możliwe sposoby, ściskałeś mi piersi, wkładałeś palce do pochwy i do odbytu, albo jak rżnąłeś mnie jak szmatę, że aż dech mi stawał, a łóżko sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz pęknąć! Nie trafiłam? A więc z pewnością masz na myśli to, gdy musiałam połykać twoją spermę lub zmywać jej ze swojej Bogu ducha winnej twarzy!

— Sonia!

— Nie zgadłam? Może dlatego, że wybór jest tak obfity. Została jeszcze masturbacja stopami, erotyczny taniec, kolacja na golasa i sprzęty z seks shopu!

Nie wytrzymałem. Rozpłakałem się. Płaczliwe konwulsje wstrząsały mną gwałtownie, a talerze po niedojedzonym obiedzie podskakiwały w rytm moich szlochów. Jej też puściły emocje. Po policzkach popłynęły pierwsze łzy. Przysiadła się do mnie bliżej, objęła mnie, pochlipując.

— Denis, ty zboczeńcu — wyrzekła z trudem — ja się czułam tak brudna, tak, beznadziejna, mimo swej piekielnej piękności tak brzydka, jak stara ścierka. Kiedy poszłam pod prysznic zlizywać resztki tych pieprzonych lodów, chciałam — choć nie mogłam — zdrapać z siebie skórę aż do krwi, aby nie pozostało na nim nic twojego.

— Ja nie chcę taki być Soniu. Nikogo nie chcę skrzywdzić.

Nie słuchała. Wybiegła do łazienki. Nie śmiałem jej w tym przeszkodzić. Jednak gdy nie wychodziła z niej przed dłuższy czas, postanowiłem po nią pójść. Wyobrażałem sobie, jak siedzi w kuckach, przyciskając głowę do kolan, próbując zapomnieć, że istnieje. Nie przewidziałem, że zastanę ją w kałuży krwi. Zaciemniło mi się, że w głowie. Wiedziałem, że nie odżałuję już tej sytuacji. Miałem pełną świadomość, że jeśli nie cofnę czasu, nic już w tym śnie nie zdziałam.

***

— To też nie jest miłe, co mówisz. Hipokrytka z ciebie.

— Przepraszam. Wybacz. Jestem przez ciebie lekko roztrzęsiona.

— Yhm…

— Poczekaj. Muszę się napić wody i trochę ochłonąć.

— Ok, zróbmy sobie chwilę przerwy. Pójdę do toalety.

— Niech będzie. A, i wiesz co? Przebierz swoje bokserki… Zapach zaschniętej spermy nie pomaga mi mówić. A chyba nie myślisz, że ci je…

— Że mi je…

— Idź już.

— W porządku.

Miałem nadzieję, że nie usłyszała, jak zadrżał mi głos. Zamiast do toalety udałem się do kelnerki, tej samej, z którą Sonia przywitała się przy wejściu. Powiedziałem jej, jakim to ja jestem bestialskim gwałcicielem i że moja ofiara za chwilę zrobi sobie przeze mnie krzywdę w łazience.

— Dobrze, proszę pana — odpowiedziała spokojnie. — Proszę — mówiąc to, wyjęła z zza lady bawiącego się chłopca. — To jest Aleksy. On pomoże Sonii przetrwać najtrudniejsze momenty. Aleksy — zwróciła się do chłopca — obserwuj tę panią i wejdź za nią do łazienki. Pocałuj ją w czoło, zanim wyjmie żyletkę, dobrze?

— Dobrze, mamo — odpowiedział rezolutnie — byłoby mi smutno, gdyby umarła.

— Mnie też. Pójdź już, co? Sonia właśnie wstaje. A pana — tu zwróciła się do mnie — zapraszam do gabinetu.

***

Miękki głos, sympatyczne, choć przenikliwe świdrujące spojrzenie. Oczy niebieskie. Lekko kręcone włosy, lokówką wprawdzie, i farbowane, ni to czerwony, ni rudy. Ładna sukienka, pastelowy róż. W uszach długie kolczyki, w formie cienkich rurek. Nogi idealnie gładkie, ręce delikatne, jak u pianistki.

— Czy mogę zaczynać się rozbierać? — przerywa moją obserwację.

— Słucham?

— Nie marzy pan o tym? To przecież pana sen. Ściągnę sukienkę jednym ruchem i bierzemy się do dzieła. Co najpierw?

Nie odpowiadam. Zamurowało mnie.

— Nie marzy pan o tym? Nie chce pan? Przecież cały pan drży. Widać w panu silne napięcie seksualne. Nie chce pan go rozładować? Wiem, jak to robić, pisałam doktorat z Freuda.

— Chcę, ale nie chcę.

— Rozumiem. W takim razie wyjmę notatnik (nie będzie panu przeszkadzało, że będę pisać?), a potem porozmawiamy. Nie musi pan nic opowiadać, wszystko wiem. Przyznam, że decyzja, żeby potraktować mnie jak kobietę, była bardzo szlachetna, powoli przestaje pan być zwykłym zwierzęciem. Popęd to nie pan, proszę pamiętać. Nie wszystko, co się panu pojawia w głowie, jest faktycznie od pana.

— Czy jestem diabłem?

— Nie, skąd. Diabeł nie ma ludzkich odruchów. Może poluzowanie więzów Julii, zmniejszenie temperatury lodów, ogórek niewłożony do końca, dbałość o jej podrażniony odbyt i poduszka na metalowych krześle, a także strach przed tym, żeby nie krztusiła się pana ejakulatem, były trochę instynktowne, ale przynajmniej pokazują, że Julia nie została przez pana całkowicie zdehumanizowana. Jeśli pan będzie chciał i spojrzy na nią jak na człowieka, zdziwi się, jaka jest piękna.

— Już to zrobiłem.

— I co? Sonia jest piękniejsza niż Julia?

— Zdecydowanie. I jest kobietą.

— Świetnie, prawda?

— Jak najbardziej — uśmiechnąłem się.

— W porządku. Teraz wstanę i pokłonię się panu.

— Dlaczego? Nie rozumiem…

— Jest pan święty. A ja jestem katoliczką i kłaniam się z szacunkiem przed tym, co święte.

Nie rozumiałem tego, co się dzieje. Kobieta wstała i pokłoniła się mi się trzy razy do samej ziemi.

— W takim razie — odpowiedziałem — ja też muszę oddać pani cześć, bo i pani jest święta.

— Dlaczego, nie. Dobry pomysł — stwierdziła.

— Też mam się pokłonić?

— Nie musi pan. Jung twierdził, że osoby dojrzałe, które przezwyciężyły swoją neurotyczność, same tworzą sobie religijne symbole.

— W takim razie pocałuję panią w czoło.

— Namiętnie?

— Nie. Tak jak ojciec całuje swoje dziecko na dobranoc.

— Albo jak Aleksy pocałował pana?

— Albo jak Aleksy.

Cmoknąłem jej czoło, zahaczając kącikiem warg o zwisający kącik włosów. Starałem zrobić się to delikatnie, ale i czule.

— Gratuluję. To był naprawdę pocałunek pełen dobroci i miłości. Poczułam się przez pana zaakceptowana, doceniona i uszanowana. Dziękuję.

— Yyy — zająknąłem się — a ja dziękuję za… pokłon?

Uśmiechnęła się. Następnie spojrzała na mnie uważnie, ostrożnie, jakby z zawahaniem. Czułem się, jakby mierzyła moje siły. Po krótkiej chwili odezwała się.

— Sądzę, że to najwyższy czas, żeby wezwać Marka.

***

Otworzył nieśmiało drzwi gabinetu. Wychylił lekko głowę, spojrzał na kobietę. Ta kiwnęła mu delikatnie, acz znacząco. Po chwili pojawił się w całej okazałości. Był mężczyzną w średnim wieku.

— Denis, oto Marek, mój mąż. Marek, oto Denis, mój pacjent.

— Aha, to ten, który traktuje przedmiotowo kobiety i chce się z tego wyleczyć? — zapytał bezceremonialnie. Spuściłem głowę.

— Tak, skarbie, to ten. — ostatnie słowo wypowiedziała z większym naciskiem, patrząc na małżonka z zabawnym, lekko ironicznym wyrzutem. — Ale jest już na dobrej drodze ku wyzdrowieniu. A teraz kontynuujmy naszą sesję. Jesteśmy z Markiem małżeństwem już dziesięć lat. Wzięliśmy ślub w kościele pod wezwaniem Wiadomym w Miejscu Określonym. Przyrzekliśmy przed Bogiem, że będziemy ze sobą na dobre i na złe i razem będziemy iść na drodze ku ostatecznej doskonałości. Idzie nam bardzo różnie, bo mamy różne charaktery (Marku, nie patrz się tak na mnie), ale po każdym konflikcie przytulamy się do siebie. Pomagamy też innym małżeństwom w kryzysie, a ja w dodatku jestem psychoanalityczką. Pomyślałam, że może życie w związku jest ci obce, ale z pewnością znasz mnóstwo filmów pornograficznych, co zresztą pokazałeś na Julii. Osobie, która nigdy na coś podobnego nie patrzyła, nie przyjdą do głowy… — kaszlnęła z lekkim zakłopotaniem — takie pomysły.

— Co jak co, Denis, ale w życiu bym nie pomyślał, że można wkładać kobietom ogórki do…

— Marek… Nie moralizuj, proszę.

— Przepraszam.

Westchnąłem głęboko. Czy tu wszyscy wszystko o mnie wiedzą?

— Tak więc — mówiła dalej — opowiemy ci trochę, jak wygląda nasze życie w małżeństwie według etyki chrześcijańskiej. Czy wierzysz w Boga?

— Czy to ma znaczenie? — zapytałem.

— Te etyczne zasady można stosować, abstrahując od jakiejkolwiek religii, bo moralność jest obiektywna. Nie musisz być więc katolikiem, aby żyć po katolicku.

— Ciekawe. Czy katolicka etyka nauczy mnie kochać kobiety?

— Pomoże.

— No dobrze, ale w jaki sposób?

— Damy ci możliwość porównania życia na sposób pornograficzny z życiem na sposób ludzki — odpowiedział Marek — To może zacznę od tego, że my z Nadią jesteśmy…

— Wiesz co, skarbie? Myślę, że to Denis powinien zacząć.

— Denis? Ale on…

— Daj mu dojść do głosu.

— Przepraszam, ale co ja mam mówić? — zapytałem skonfundowany.

— Masz pytać Denisie, masz pytać — odpowiedziała Nadia.

— O co?

— O nasze życie małżeńskie. Zwłaszcza seksualne.

— Mam się pytać, jak się kochacie?

— Pytaj — uśmiechnęła się wesoło.

Lekko osłupiałem. Odchyliłem się odruchowo na kanapie, którą zajmowałem i spojrzałem na tę wyjątkową parę. Nie wyglądali, jakby stroili sobie ze mnie żarty. Postanowiłem zaryzykować.

— No więc, jak się kochacie?

— Mocno — odpowiedział Marek i wybuchnął rubasznym śmiechem. Spojrzałem na Nadię, ale ta nie sprawiała wrażenia, jakby chciała zbesztać męża. Wyglądała na rozbawioną, tak samo, jak on.

— Mocno? — zapytałem — to znaczy lubicie ostry seks, tak?

— Ostry? — Marek chyba w ogóle mnie nie rozumiał — Kochanie, o co mu chodzi?

— Denis, dlaczego utożsamiasz miłość z seksem? — zapytała tym razem Nadia.

— No bo seks to miłość. Czyż nie tak? Nie uprawiacie seksu?

— Zdarzyło nam się, raz czy dwa — wtrącił przekąsem Marek — Mamy w końcu trójkę dzieci.

— Uprawiamy — odpowiedziała mi Nadia — ale seks nie jest miłością samą w sobie. Stosunek seksualny czysto biologicznie to czynność, za pomocą której zaspokajamy nasz popęd seksualny. Z ewolucyjnego punktu widzenia służy to prokreacji i dalszemu rozwojowi gatunku. Gdyby seks był równoznaczny z miłością, to Sonia powinna być bardzo zadowolona, że ma takiego romantycznego kochasia. Tymczasem…

— Rozumiem. Aż za dobrze rozumiem. To w jaki sposób uprawiacie seks, skoro już jesteście tacy precyzyjni? Jak wygląda wasza gra wstępna, jakie są wasze ulubione pozycje seksualne, jaką miłość lubicie najbardziej? Hiszpańską, grecką, francuską? Seks analny, czy oralny? Pieszczoty czy hardcore? Zabawki erotyczne? Stroje? Jakieś szalone fantazje? Każdy je ma. Może kajdanki, co?

Przerwałem wyliczankę, bo zobaczyłem, że Marek, patrząc cały czas na mnie z coraz większym zdziwieniem, szepcze coś do żony. Ta odpowiada mu pokrótce, uspokajając go łagodnie.

— Zaczyna się zwykle tak — Nadia podjęła decyzję, że to ona odpowie na te pytania. Zwykle jemy razem, rozmawiamy, a potem…

— O czym rozmawiacie? Wymieniacie się jakimiś pikantnymi obietnicami co do seksu? A może robicie sobie jakiś seksowny teatrzyk?

— Nie, Denisie. Zwykle rozmawiamy o tym, jak się czujemy, czy jesteśmy szczęśliwi, a jeśli nie, to opowiadamy dlaczego. Mówimy o naszych sukcesach i niepowodzeniach w pracy, planach na przyszłość. Dużo rozmawiamy też o dzieciach, zwłaszcza o Emilce. Stoi teraz przed wyborem szkoły.

— Tak po prostu, zwyczajna rozmowa?

— Ale jakże owocna.

— To musi być ciekawe. Też bym chciał tak kiedyś z kimś porozmawiać.

— Następnie — kontynuuje — wymieniamy się całusami, rozbieramy, patrzymy sobie w oczy i — co ważne — za każdym razem mówimy sobie, że się nigdy nie opuścimy.

— Orgazm nie jest tu wcale czymś najważniejszym — wtrąca Marek — zwłaszcza mój.

— Zwłaszcza twój? Nie rozumiem? Przecież o to w seksie chodzi…

— Słuchaj, jakby tu chodziło tylko o przyjemność, to przed każdym stosunkiem łykałbym sobie ecstasy. Nie potrzebowałbym nawet kobiety. Wiem, co mówię, jestem chemikiem.

— To po co uprawiasz seks?

— Żeby okazać miłość Nadii.

— Żeby okazać miłość Markowi — dopowiada Nadia.

— Zupełnie nie interesuje cię, w jaki sposób, hmm… okazujecie sobie miłość? W jakiej pozycji i tym podobne?

— Pozycja nie gra roli. W naszym przypadku jest, jakbyś to określił, zupełnie standardowa — dobitnie podkreśliła Nadia. — Wystarczy mi, że jest Marek i mogę mu powiedzieć, że go kocham i że będę z nim do końca świata. I że mogę to usłyszeć od niego. Niczego więcej mi nie trzeba.

— Nie muszę miętolić obsesyjnie jej piersi, wkładać jej wszystko, co tylko się da w każdą jej dziurkę, nie wyłączając nosa, a przede wszystkim nie muszę…

— Marek, trochę przeholowujesz. To dla niego za dużo. Zobacz, łzy już mu napływają do oczu.

Coś we mnie pękło. Poczułem się tak beznadziejnie pusty. Ich seks w porównaniu z moim perwersyjnym dewiacyjnym teatrzykiem wydawał się tak piękny, pełen uczucia.

— Ja nigdy nie będę mógł tak podchodzić do kobiety — wydukałem, wydmuchując co trzecie słowo nos. — Dziękuję za chusteczkę — uśmiechnąłem się.

— A ja jestem pewna, że ty już potrafisz.

? ? ?

Podziękowałem i wyszedłem z gabinetu. Restauracja nadal była pusta. Wszedłem przez uchylone drzwi do damskiej łazienki. Na podłodze siedziała Sonia, całkiem zadowolona, wpatrzona z zaciekawieniem w Aleksego. Jak te dzieci szybko dorastają — pomyślałem, patrząc na nastoletniego już chłopaka. Stał na małym taboreciku, w ręku trzymał kartkę papieru, z której coś odczytywał. Następnie zwinął ją w rulon i przemawiał z zapałem do Sonii, która słuchała go z namaszczeniem. Na odgłos moich kroków obróciła się i zawołała do mnie:

— Denis! Dobrze, że jesteś.

— Też się cieszę, że cię widzę, Soniu.

— Musisz wiedzieć, że Aleksy jest niesamowity. Mogę powiedzieć, że uratował mi życie, którego o mało mnie nie pozbawiłeś. Nie mogę się nadziwić bystrością jego słów, a jego mądre odpowiedzi bardzo mi pomagają. Przekonał mnie, że nie jesteś diabłem, a w dodatku, że masz zadatki na stanie się człowiekiem.

— Och, to cudownie. Nie potrafię wyrazić swojej radości. Naprawdę.

— No nie? Ach, to teraz nie mam już żadnych obaw. Mogę się z tobą zaprzyjaźnić!

— Ze mną? Soniu, to świetnie, jeszcze nie miałem nigdy żadnej przyjaciółki.

— Najwyższy czas, aby ktoś się tobą zaopiekował — odpowiedziała przekornie.

— Oj tak. — odpowiedziałem poważnie, marszcząc brwi.

Posmutnieliśmy. Aleksy postanowił przerwać ten pogarszający się nastrój.

— Ja muszę już iść tam, gdzie powinienem. Cieszę się, że będziecie małżeństwem.

— Małżeństwem? Nic mi o tym nie wiadomo. — powiedziałem. Spojrzałem na Sonię. Ta z wyrazem zakłopotania spojrzała, czy nie uciekły jej sznurówki. Kiedy nie odpuszczałem, wybąkała:

— Aleksy powiedział też, że będziesz dobrym mężem. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś.

— A co ze mną? — wykrzyknąłem. — Przecież ja też muszę się zgodzić!

— Czekam więc. — odpowiedziała mi moja przyszła żona. Minę miała udawanie naburmuszoną. Postanowiłem odpowiedzieć jej jakoś romantycznie. Pomyślałem, że skromny pocałunek w usta będzie wystarczająco subtelny i liryczny. Nachyliłem się ku niej, sądząc, że zorientowawszy się, co zamierzam, trochę się do mnie przysunie. Sonia jednak nie zamierzała mi w niczym pomóc.

— Jeszcze nie teraz głupku — powiedziała zagniewana, uderzając mnie lekko w policzek. — Na razie dopiero rozpoczęliśmy przyjaźń. Jeszcze ci nie ufam nawet tak, bym pozwoliła ci pocałować mnie w policzek. Pocałuj mnie w nos, Denis.

Zbliżyłem się do niej, tym razem już mniej śmiało. Powoli wyparowywała ze mnie wszelka poetyczność. Postanowiłem się nie zrażać.

— Denis?

— Tak?

— Ty chyba nie zamierasz cmoknąć mi nosa, co?

— Oj. Wybacz, to pewnie przez zmęczenie i rozkojarzenie. Po prostu…

— Facet, nie tłumacz mi się tu. Wychodzisz za mnie czy nie?

— Paradoksalność tej sytuacji nie sprzyja w szyb…

— Słuchaj, to jest bardzo ważny moment w moim i twoim życiu. Później sobie pofilozofujesz.

— Tak.

— Powiedziałeś to tak, jakbyś wybierał warzywa w sklepie.

— Taaak.

Roześmiała się.

— Ja też taaak.

— Super, to w takim razie…

— Może teraz ja powiem, co? Widzę to tak. Jako przyjaciele będziemy spotykać się około trzech razy w tygodniu i rozmawiać o poezji, filmach, i sztuce. Lubisz poezję?

— Tak, nawet piszę, ale…

— Nie wyobrażam sobie, żebyś nie lubił. Po sympatycznym okresie przyjaźni, w którym będziemy poznawać się coraz lepiej, przejdziemy do okresu narzeczeństwa. Coś wymyślisz, żeby rozpocząć ten okres z klasą. Pierścionek to za mało. Albo nie, lepiej ja wymyślę. W okresie narzeczeństwa będę cię sprawdzała na tysiąc i jeden sposobów, aż upewnię się, że nauczyłeś się kochać i jesteś wystarczająco odpowiedzialny. Kupimy sobie dom, będziemy mieć co najmniej trójkę dzieci. Jeśli nie będzie nas stać, na tym poprzestaniemy. Nie bój nic — ty seksualna (jeszcze) bestio, nie wykluczam seksu i bez celów prokreacyjnych. Będę stosować antykoncepcję. Pod warunkiem, że będę czuła, że uprawiasz seks tylko dla mnie. A ja to wyczuję, nie miej złudzeń. Żeby nie było, ja także będę uprawiać seks tylko dla ciebie. Kocham cię, ty głupku. Pigułki „dzień po” i inne świństwa odpadają, nie będę mordowała moich dzieci, nawet mi nie próbuj nic z tych rzeczy sugerować. Poza tym…

— Sonia, ja sądzę, że…

— Że co?

— Że musimy postawić na spontaniczność. Nie musimy tak szybko wszystkiego planować. Idźmy małymi krokami. Powiedz mi najpierw, gdzie cię znajdę, jak już się obudzę.

— Nie wiem, gdzie mieszkam. Nie mogę ci powiedzieć.

— A jak chociaż wyglądasz?

— Nie wiem nic. Przykro mi, nie pomogę ci. Musisz mnie poszukać. Gdzieś na pewno będę. W wielu miejscach na świecie.

***

Zostało mi niewiele czasu. Wracałem od Sonii, myśląc, że zanim się obudzę, udam się jeszcze do hotelu, tam, gdzie się wszystko zaczęło. Po drodze napotkałem pewnego zacnego starszego mężczyznę. Był ubrany jak angielski dżentelmen. Przedstawił się jako Gilbert.

— Pamiętaj, chłopcze — powiedział — warto żyć dla Sprawy. Bądź mężczyzną i pamiętaj, że etos rycerski nigdy nie umrze. Zakładaj zbroję i ruszaj.

Trudno mi się szło dalej, ponieważ szpara w hełmie była bardzo wąska. Nie wspomnę już o ciasnych nagolennikach, które znacząco utrudniały poruszanie się. Byłem też nieustannie popychany przez ludzi, głównie przez młode kobiety.

— Szowinista, faszystowska świnia! — krzyczały na mnie — Same się obronimy, same urodzimy dzieci i je wychowamy! Nie potrzebne nam jest twoje archaiczne oręże. Do muzeum!

Obrywało mi się czasem i od mężczyzn. Patrzyli na mnie krytycznie i próbowali zdjąć ze mnie pancerz i ubrać mnie w jakieś modne ubrania. Na szczęście pomógł mi Aleksy. W ręku trzymał wiązkę sznurków i odpędzał nimi moich przeciwników. Próbowałem mu dopomóc, ale nie miałem siły wyjąć miecza z pochwy. Aleksy poprowadził mnie do samego hotelu. Dopiero przy wchodzeniu do niego zorientowałem się, że jest starszy. Wyglądał, jakby miał ze trzydzieści lat. Ubrany był w garnitur. Po wejściu do swojego pokoju zobaczyłem stojącą Julię. Nie była już naga. Miała na sobie białą szatę, a na głowie welon tego samego koloru. We włosy upięte kwiaty. Aleksy podszedł do niej i włożył jej na palec pierścionek. Pocałowali się.

— Julio, jesteś moja — rzekł.

— Aleksy, jesteś mój.

Patrzyłem na nich przez jakiś czas. Dopiero po pewnym czasie wzajemnych komplementów przypomnieli sobie, że stoję obok nich. Aleksy chwycił Julię mocno za rękę. Wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć. Z okolic jej krocza zaczęła wydobywać się gęsta czerwona ciecz. Następnie popłynęła z kącików jej ust, a potem i z rąk. Okolice piersi były już całkiem krwawe, a jej pantofle chlupotały przy najmniejszym ruchu. I Aleksy miał rany. Krew sączyła się z jego rąk, a jego brązowe ozdobne buty już prawie całkiem zmieniły kolor, zamoczone w szkarłacie. Podobnie dół koszuli. Patrzyłem z przerażeniem, czując się winny każdej kropli ich krwi. Spojrzeli na mnie z wyrzutem. Aleksy odbezpieczył pistolet i podał Julii. Ta, z wyraźnym bólem, uniosła go na wysokość mojej głowy i przyłożyła palec do spustu. Patrzyliśmy sobie w oczy. Ręka Julii bardzo drżała. Zacisnęła zęby i wypuściła broń. Zerwała ze swojej głowy swój welon i podeszła do mnie. Owinęła mi go wokoło głowy i przytuliła. Odurzył mnie metaliczno-rdzawy zapach krwi. Tuliła mnie bardzo mocno, z trudem oddychałem. Kilka kroków dalej stał Aleksy, uśmiechając się.

— Też bym tak zrobił, Julio.

***

Obudziłem się. A powietrze tak czyste i chłodne, pełne sensu wszystkiego.

5,725
5.5/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 5.5/10 (10 głosy oddane)

Komentarze (0)

brak komentarzy

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.