Para z pociągu, czyli trzy odcienie bliskości
20 lipca 2024
17 min
Spotkałem ich w kolejowym przedziale; siedzieli naprzeciwko mnie. Byli młodzi, bardzo młodzi, trudno mi powiedzieć dokładnie, ile mieli lat, ale ona dopiero stawała się kobietą, a on również wyglądał bardziej na chłopaka, niż na mężczyznę. Czy byli parą? Nie mam stuprocentowej pewności, wiem tylko, że łączył ich cienki kabelek od słuchawek, przez które słuchali czegoś z jednej komórki. Nie było natomiast między nimi żadnych czułych gestów, ich ciała prawie się nie stykały, tylko czasami, może przez przypadek, on musnął jej rękę, a ona jego kolano. Coś musiało ich jednak z pewnością łączyć (oprócz białego kabelka), bo dziewczyna ciągle spoglądała na chłopaka z wielkim zaufaniem w swoich dużych, brązowych oczach, a z jego twarzy nie znikał ani na chwilę wyraz szczęścia.
Dzień był upalny, więc ona podróżowała w krótkiej brązowej sukience na ramiączkach, wiązanej na biuście i zebranej w talii. Choć wszyscy pasażerowie w przedziale mogli podziwiać jej zgrabne, gładkie nogi w sznurkowych sandałach, odsłonięte niemal do połowy, absolutnie nie nazwałbym jej stroju wyzywającym. Długie włosy barwy orzechowomiodowej spięła jedynie w cienki warkoczyk z grzywki, reszta opadała jej swobodnie na plecy. Nosiła też subtelną biżuterię: malutkie czerwone klipsy w uszach, rubinowe serduszko na złotym łańcuszku na szyi i bransoletki z czerwonych koralików na lewym nadgarstku i prawej kostce. On, średniego wzrostu szatyn o delikatnych rysach twarzy, miał na sobie jeansowe krótkie spodnie, błękitną luźną koszulę z krótkim rękawem i sportowe sandały.
Słońce wisiało już dość nisko nad widnokręgiem i mimo przybrudzonej szyby w przedziale mocno raziło w oczy, więc spod półprzymkniętych powiek obserwowałem parę współpasażerów, starając się odgadnąć, dokąd i w jakim celu jadą. Uśmiechali się do siebie co jakiś czas w bardzo szczególny, niemal niezauważalny sposób, samymi tylko oczami. Nie odezwali się do siebie ani razu, chociaż czułem, że rozumieją się bez słów. To zdecydowanie nie była typowa zakochana para, chwilami nawet odnosiłem wrażenie, że wolą zachować w tajemnicy to, co ich łączy. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że z utęsknieniem czekają na coś bardzo ważnego, co miało wydarzyć się, zanim jeszcze ten dzień dobiegnie końca.
Szutrowa droga skręcała na północ zaraz za ostatnimi zabudowaniami miasteczka i znikała w labiryncie sosen, gdzieniegdzie urozmaiconym białymi plamkami brzóz.
– Mogłam jednak wybrać wygodniejsze buty – westchnęła Laura.
Jej sandały na cienkiej podeszwie eksponowały pięknie opalone stopy; niewątpliwie właśnie to było jej celem, gdy rankiem szykowała się do wyjazdu, bo w tym dniu chciała wypaść atrakcyjnie w oczach Artura. Spodziewała się, że długo wyczekiwany wspólny weekend może jeszcze bardziej zbliżyć ich do siebie. Zapomniała jednak zupełnie o tym, że chłopak przed wyjazdem wspominał coś o czekającej ich kilkukilometrowej wędrówce.
– Nie martw się, już nie jest bardzo daleko.
Towarzysz chwycił ją za rękę mocno, ale czule, pierwszy raz od początku dnia. Choć byli w sobie od dłuższego czasu zakochani, dziewczyna wciąż unikała kontaktu fizycznego, już raz się bowiem mocno sparzyła. Nie wchodząc w szczegóły, pierwszy facet nie potraktował jej zbyt miło, a o pewnej nocy, spędzonej z nim sam na sam, wolałaby na zawsze zapomnieć. Wiązała pewne nadzieje z tym, że Artur kiedyś całkiem wyprze z pamięci tamtego drania; sprawi, iż traumatyczne wspomnienia zostaną zastąpione znacznie milszymi doświadczeniami intymnymi. W ostatnim czasie taka ewentualność przychodziła jej do głowy coraz częściej, choć nie czuła się jeszcze w pełni gotowa.
„Pytanie, czy kiedykolwiek będę?” – pomyślała i głęboko westchnęła, co nie uszło uwadze jej kompana.
– O czym tak rozmyślisz, najdroższa?
Laura nie umiała kłamać. Szczerość była cechą, za którą jedni ją bardzo cenili, a inni wręcz nie znosili. Oczywiście Artur należał do tych pierwszych.
– O tobie – szepnęła, leciutko rumieniąc się na policzkach.
– To chyba muszą być miłe myśli. – Chłopak odwrócił w jej stronę głowę, nie zwalniając kroku. – Zdradzisz mi je?
– No nie wiem… To znaczy owszem, myśli są miłe. Nawet bardzo miłe – przyznała, wciąż lekko zawstydzona. – Ale nie wiem, czy chciałabyś tego słuchać.
– Oczywiście, że chcę! – Szatyn zatrzymał się na środku drogi, chwycił dziewczynę za obie ręce i popatrzył jej głęboko w oczy. – Myślałem, że już nigdy nie obdarzysz nikogo zaufaniem. Skoro jednak jest na to szansa, chcę wiedzieć wszystko, co może mi pomóc pokonać twoje obawy.
Nie odpowiedziała od razu. Ruszyli dalej wstęgą drogi, zapuszczając się coraz głębiej w las, aż szczekanie psów i zgiełk miasteczka zostały daleko za nimi i zastąpił je wieczorny świergot ptaków.
– Dobra, Artur. Ufam ci, więc chyba mogę powiedzieć o tym, co mi przyszło ostatnio do głowy. – Laura jako pierwsza przerwała ciszę. – Znasz mnie, jestem niepoprawną romantyczką. Kiedy zabujałam się w Krzyśku, byłam głupią młodą siksą. Po nocach wyobrażałam sobie różne romantyczne sytuacje, w których moglibyśmy się znaleźć. Jak doskonale wiesz, on miał gdzieś to, czego potrzebuję.
– Ja nie mam gdzieś! – Artur zacisnął mocniej palce na jej dłoni. Za każdym razem, gdy poruszali ten temat, stawał się nerwowy.
– Wiem i pewnie dlatego te marzenia ostatnio powracają. To głupie, ale może gdybym zrealizowała z tobą chociaż część z nich, wymazałabym tamą traumę?
– Żadne twoje marzenie nie jest dla mnie głupie! – zaprotestował.
Z oddali dobiegło ich nawoływanie czapli, zdradzając, że leśna gęstwina kryje zapewne jeziorko lub bagno. Zatrzymali się na chwilę i słuchali w milczeniu, zarówno krzyku ptaków, jak i własnych myśli.
– Opowiedz – poprosił cicho chłopak, gdy ruszyli dalej.
– Będziesz się śmiał… Faceci najczęściej zupełnie nie czują romantyzmu.
– Nie będę – zaprotestował. – To stereotyp. Poza tym chcę wiedzieć, co tak naprawdę masz na myśli. Gdyby ten idiota choć w części wysłuchał twoich pragnień, być może tak by się to nie skończyło. Ja jestem dużo mądrzejszy.
Laura westchnęła znowu, uznając, że skoro powiedziała już A, musi powiedzieć też B.
– Dobrze… – zaczęła, przymknąwszy oczy i dając się prowadzić silną ręką przyjaciela, gdyż droga nie należała do najrówniejszych. – Romantyczny nastrój to znacznie więcej, niż ci się wydaje. Gdybyś kiedykolwiek zechciał mnie w taki nastrój wprowadzić, pamiętaj, że przede wszystkim muszę być wypoczęta i zrelaksowana, bo głupi ból pleców czy głowy może wiele popsuć. Moja wymarzona randka nie może też zacząć się zbyt późno, bo wiesz, że wieczorem robię się szybko śpiąca.
Artur popatrzył na zegarek. Choć w letni dzień było jeszcze całkiem jasno, dochodziła już prawie dziewiąta.
– Najchętniej rozpoczęłabym od kolacji w jakiejś fajnej knajpce. Lubię gotować, ale świadomość niepomytych naczyń i zostawionego bałaganu w kuchni mogłaby mieć na mnie zły wpływ. Potem chętnie wzięłabym kąpiel. Z tobą.
Teraz on zaczerwienił się lekko, wyobrażając sobie tę scenę. Laura opisywała dalej:
– Oczywiście wanna musiałaby być duża, jak na filmach. Niekoniecznie w kształcie serca, to już przesada! Ale nie miałabym nic przeciwko lampce szampana.
Twarz chłopaka, jeszcze niedawno roześmiana i radosna, stawała się coraz poważniejsza.
– A co po kąpieli? – zapytał.
– Zawinięci w białe, miękkie szlafroki przechodzimy do sypialni z wielkim łóżkiem – ciągnęła opowieść z zaangażowaniem. – Fajnie byłoby, aby z okien był piękny widok, na przykład na morze albo góry. W pokoju musi być bardzo dużo kwiatów, wiesz, jak je uwielbiam! Do tego świece…
Laura dała się ponieść swoim marzeniom i z wielkimi szczegółami nakreśliła wizję, jakiej nie powstydziłby się scenarzysta najbardziej romantycznych produkcji hollywoodzkich. A Artur? Cóż, słuchał tylko w milczeniu i z każdą chwilą markotniał. Zanim pokonali ostatni zakręt, przeklinał w myślach moment, w którym ułożył sobie cały misterny plan na najbliższe trzy dni. Plan ten właśnie legł w gruzach.
W ostatnich promieniach dziennego światła mocno już zmęczona długą podróżą i pieszą wędrówką para stanęła przed malutką, skromną chatką położoną ma zupełnym odludziu.
– To tutaj spędzimy weekend? – Dziewczyna popatrzyła szeroko otwartymi oczami na chłopaka, który wyciągał klucze z kieszeni jeansowych spodni.
– Tak – odpowiedział, odwracając wzrok. – Znalazłem to miejsce w Internecie następnego dnia po naszej rocznicy. Pamiętasz, co wtedy mi powiedziałaś?
Nie musiała odpowiadać. Oboje doskonale pamiętali. „Zabierz mnie kiedyś gdzieś daleko na kraniec świata, gdzie będziemy liczyli się tylko my, i nic więcej. A wtedy być może pokonam strach.”
Laura weszła do skromnej, ale schludnej sypialni, zsunęła z obolałych nóg sandały, rzuciła się na łóżko i wtuliła zapłakaną twarz w poduszkę.
Drzwi skrzypnęły, łóżko się lekko ugięło, a męskie dłonie zaczęły czule gładzić jej miodowe włosy.
– Nie ma widoku na morze. Nie znajdziesz tu wielkiej wanny, łóżka z baldachimem, nie uzbierałem nawet kwiatów. Ale jestem ja. Gotowy pokazać ci, jak bardzo cię kocham i pragnę. Czy to ci wystarczy?
Laura podniosła głowę, spojrzała błyszczącymi brązowymi oczami na Artura i szepnęła cicho:
– W zupełności…
– Sądzisz, że ten facet, który siedział z nami w przedziale, pomyślał, że jesteśmy kochankami? – zapytała Sara szeptem, bo w tramwaju było dość tłoczno.
– No coś ty! – zaprotestował Arek. – Przecież zachowywaliśmy się bardzo grzecznie!
Dziewczyna zachichotała.
– To fakt, cały dzień zachowujemy się grzecznie, tak jak się umówiliśmy. Na razie nam nieźle wychodzi.
– Dziś wieczorem też będziemy grzeczni? – zapytał chłopak, spoglądając jej głęboko w oczy. Nikt z podróżnych nie zauważył zapewne, jak jego ręka delikatnie musnęła biodro brunetki.
– Oczywiście, jak zawsze! – zapewniła. Błysk w oku zdawał się temu jednak zaprzeczać.
Tramwaj lekko przyhamował, a młody mężczyzna szarmancko przytrzymał swoją towarzyszkę. Dystans, który do tej pory utrzymywali między sobą, zniknął bezpowrotnie.
W miarę oddalania się wagonu od centrum kolejni pasażerowie wysiadali, po chwili w wagonie pozostali niemal sami i mogli rozmawiać swobodniej.
– Cóż więc będziemy dziś wieczorem grzecznie robić, kolego? – zapytała Sara prowokacyjnie a jej ręka spoczęła jakby od niechcenia na jego kolanie. – Jakież to atrakcje dla mnie przygotowałeś?
Mrugnęła okiem porozumiewawczo.
– No nie wiem… – Arek zamyślił się, ale minę miał niezbyt poważną. – Jesteśmy teraz ludźmi kulturalnymi, prawda? I nie myślimy tylko o jednym, jak dawniej! Muzyki słuchaliśmy całą drogę, chyba mi wystarczy na dziś. Może bym coś… oglądnął?
– Wiedziałam! Już w pociągu zauważyłam, że coś bardzo chętnie byś oglądnął! – Sara położyła duży nacisk na słowo „coś” i dumnie wypięła pierś. – Dobrze, że założyłam dziś sukienkę, a nie bluzkę z dekoltem.
– No tak, to nie ułatwiłoby mi faktycznie dotrzymania obietnicy w sprawie grzeczności – zaśmiał się znowu szatyn. – A co do oglądania, to przedyskutujmy może repertuar. Na żaden dramat zdecydowanie nie mam dziś ochoty, co powiesz więc na romans?
– Akcja! Zdecydowanie akcja, i to szybka!
Popatrzył na nią z udawanym zdziwieniem.
– No, tego to się po tobie nie spodziewałem! Ale mam jeszcze lepszy pomysł: musical. Pamiętasz ten ostatni kawałek, który słuchaliśmy w pociągu? Wyobraziłem sobie jak….
Nie dokończył, bo dziewczyna gwałtownie położyła palec na jego ustach.
– Cicho! Bo za chwilę złamiesz obietnicę!
Tramwaj zatrzymał się na ostatnim przystanku. Do mieszkania pozostało im jeszcze kilka minut spaceru, więc mieli czas, aby kontynuować omawianie planów.
– Niech będzie ten musical. A co potem? – zapytała.
– Hmmm… Przez te ostatnie miesiące spędzone w ośrodku nie miałem za bardzo jak ćwiczyć, a do tego dziś moje mięśnie kompletnie zesztywniały po tylu godzinach siedzenia w wagonie. Przydałby mi się porządny wycisk.
– Nieeeeee! – Dziewczyna przystanęła na chodniku. – Nie puszczę cię dzisiaj na żadną siłownię! Choćbyś mnie błagał na klęczkach.
– To błaganie na klęczkach to mi się nawet całkiem podoba – zaśmiał się, po czym wyjaśnił: – Owszem, myślałem o ćwiczeniach, ale takich, które wykonuje się razem.
– No nie wiem – prychnęła. – Grzeczne dziewczynki nie ćwiczą na WF-ie razem z chłopakami.
Udając obrażoną, ruszyła dalej w stronę domu.
Kilka minut później, gdy tylko winda w bloku ruszyła w górę, mężczyzna uchwycił dziewczynę mocno w ramiona. Właśnie dobierał się do jej ust, gdy odepchnęła go dość gwałtownie.
– Arek, obiecałeś być grzeczny aż do końca podróży!
– To windę zaliczasz jeszcze do podróży?
– Oczywiście! – Odepchnęła jego ręce, które znowu próbowały ją objąć. – Przecież wciąż jedziemy. A potem musimy jeszcze dojść do drzwi. Jak nie będziesz się grzecznie zachowywać, to możemy mieć z tym pewne kłopoty.
W tym momencie kabina się zatrzymała.
– Madame, Pani pozwoli…
Arek podał Sarze szarmancko dłoń, ale gdy ją ujęła, wykorzystał sytuację, szybko pochwycił ją wpół i mimo protestów na rękach zaniósł aż do progu mieszkania.
– Zapraszam na moje skromne salony!
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, brunetka nagle spoważniała.
– Arek, wygrałeś zakład! Nie sądziłem, że wytrzymasz tak długo, nie próbując się do mnie dobrać. Ta terapia naprawdę cię zmieniła.
Tym razem nie odepchnęła go, gdy zaczął całować jej czoło i ramiona. Nawet wtedy, gdy poczuła twardość, ukrytą w jeansowych spodniach.
– Powiem ci, że bałam się strasznie, idąc do kliniki po ciebie – ciągnęła, delektując się równocześnie pieszczotami. – Myślałam, że wraz z twoim seksualnym nałogiem usuną tam z ciebie całą radość, pewność siebie i poczucie humoru.
– No i co? Udało im się to? – zapytał, odrywając na chwilę od niej usta.
– Absolutnie nie! – Dziewczyna odsunęła się krok do tyłu i dokładnie zlustrowała chłopaka. – A w dodatku przez te trzy miesiące stałeś się jeszcze przystojniejszy!
Widział, że to nie był tylko pusty komplement. Brązowy materiał sukienki był teraz mocniej napięty na piersiach, jej cera zaróżowiła się, a źrenice brązowych oczy stały się jeszcze większe, niż zwykle.
Bez dalszej zwłoki przystąpili więc do realizacji wynegocjowanych planów. Musical nie był długi, ale zanim główni aktorzy zakończyli swój taniec, na podłodze w salonie już walały się rozrzucone w nieładzie sandały, brązowa sukienka i niebieska koszula. Na ćwiczenia przeszli do sypialni, gubiąc po drodze resztki garderoby, a że gimnastyka okazała się niezwykle intensywna, pot szybko zrosił ich młode ciała, z tak wielkim trudem utrzymywane przez wiele godzin w bezpiecznym dystansie.
Ale teraz nie musieli się już hamować. Sara i Arek wciąż pamiętali niegrzeczne słowa i niegrzeczne zabawy, tym razem jednak nie pozwolili na to, aby wymknęły się im spod kontroli.
– Mamo, tato, już jesteśmy!
Młoda para z impetem wtargnęła na ganek niewielkiego domu na przedmieściach.
Czterdziestoletnia, zadbana kobieta uściskała serdecznie córkę, a potem zwróciła się do młodego szatyna:
– Nareszcie, Adam! Ale zmężniałeś przez te pół roku! Będziesz świetnie prezentował się w garniturze.
– No właśnie, musimy jak najszybciej ustalić szczegóły ślubu! – szczebiotała podekscytowana Klara, nie czekając nawet, aż wejdą do środka.
– Powoli, córeczko! To może poczekać do jutra – odpowiedział barczysty mężczyzna, który pojawił się właśnie w drzwiach. – Za chwilkę musimy z mamą wyjeżdżać.
Klara i Adam popatrzyli pytająco na siebie, a potem na rodziców dziewczyny.
– Zapomniałam im powiedzieć! – Starsza z kobiet chwyciła się za głowę. – Kochani, Karol i Ania zaprosili nas dziś na koncert w Filharmonii. A potem do siebie na działkę. Wrócimy jutro w południe i wtedy pogadamy o przygotowaniach do ślubu.
– Pomyśleliśmy, że po tak długiej rozłące na pewno będziecie chcieli pobyć trochę ze sobą. – Mężczyzna mrugnął porozumiewawczo do córki, a ta skarciła go wzrokiem.
Trzy godziny później Klara i Adam kończyli wspólnie przygotowaną kolację. Jedli niespiesznie, opowiadając sobie o wydarzeniach ostatnich miesięcy, które ona spędziła na studiach w rodzinnym mieście, a on na stypendium w USA. Śmiali się i żartowali, a chłopak czuł się w tym miejscu i przy tej dziewczynie jak w bajce. Znali się od piaskownicy, kochali od liceum, a wkrótce, po ślubie, mieli zamieszkać razem w apartamencie na poddaszu, którego remont właśnie dobiegał końca. Adam co chwilę spoglądał na narzeczoną, która rozpromieniona wyglądała cudownie, dostrzegł też, że przez te pół roku nabrała kobiecych kształtów. Także ona zerkała ukradkiem na jego dłuższy zarost i szersze ramiona. Po wielomiesięcznej rozłące byli spragnieni siebie, ale w trakcie setek godzin internetowych czatów i w dziesiątkach wymienionych maili utwierdzili się przecież w swoich wyborach: najpierw ślub, a dopiero potem oddadzą sobie do końca swoje ciała. Do tej upragnionej chwili pozostały jeszcze dokładnie trzydzieści dwa dni.
Beztroski wieczór przerwał nagły incydent. Adam, który wzbogacał swoją opowieść o zwyczajach amerykańskich studentów bogatą gestykulacją, nie zauważył butelki czerwonego wina, a ta, przewrócona, chlusnęła rubinowym płynem na brązową sukienkę i błękitną koszulę.
– No cóż, i tak już późno i chciałam się przebrać w coś luźniejszego. – Klara wydawała się nie być specjalnie zmartwiona sytuacją. – Idę do łazienki, przy okazji wezmę prysznic.
– Dobrze – odparł chłopak spod stołu, gdzie właśnie wycierał resztki rozlanego burgunda. – Posprzątam i poczekam na ciebie w salonie.
– Ale przecież ty też jesteś mokry. W łazience jest dość miejsca dla dwóch osób.
Kiedy kilka minut później mężczyzna przekroczył jej próg, od razu usłyszał szum wody lejącej się z prysznica. Ubrania Klary leżały na samym wierzchu kosza na brudy.
– Zrzucaj ciuchy i chodź tu do mnie! – Damski głos z zaparowanej kabiny starał się pokonać plusk kropel.
– Ale… – zaczął chłopak niepewnie. – Wiesz, nie wiem jak ja…
– Nie gadaj, tylko pospiesz się! – odkrzyknęła dziewczyna. – Widziałeś już przed wyjazdem moje ciało, chyba nadal ci się podobam?
Oczywiście, że mu się podobała! To była przecież jego wielka miłość, najpiękniejsza kobieta na świecie. Zrozumiał to ostatecznie za Oceanem, tęskniąc za nią straszliwie, mimo że amerykańskie studentki nie raz próbowały zawrócić mu w głowie. Wszedł więc do kabiny, nie zważając już na to, że Klara zobaczy oznaki jego pożądania.
Gdy jednak poczuł jej mokry biust przyciśnięty do swoich pleców i zgrabne palce delikatnie gładzące jego męskość, nie wytrzymał i wyskoczył spod prysznica, chwycił ręcznik i skrył się w jej pokoju. Wskoczył do łóżka, szczelnie nakrywając się kołdrą.
Po chwili rozgrzane wodą wilgotne kobiece ciało wślizgnęło się obok niego.
– O co chodzi, kochanie? – aksamitny głos dziewczyny był jeszcze łagodniejszy, niż zwykle. – Tyle na ciebie czekałam, a ty teraz boisz się bliskości?
– To nie tak… – Chłopak z trudem dobierał słowa. – Tam, w Chicago, nie raz marzyłem o takich chwilach i odliczałem dni i godziny do tego, kiedy będę blisko ciebie.
– Więc bądź… – szepnęła
– Nie rozumiesz! – Odsunął się od niej tyle, na ile pozwoliła kołdra. – Nie możesz w ten sposób rozpalać mnie do czerwoności, a potem oczekiwać, że zachowam ustalone zasady. Szanuję cię ponad wszystko i nie chcę ich złamać. Boję się, że stracę nad sobą kontrolę.
Nie powiedział jednak wszystkiego. Głęboko w duszy zachował lęk, typowy dla niedoświadczonego chłopaka, który nie miał jeszcze okazji sprawdzić swojej męskości. Nie chciał wyjawić narzeczonej, że boi się nocy poślubnej, która zbliżała się wielkimi krokami.
Klara domyśliła się jednak, że coś jeszcze ukrywa. Objęła go i przez dłuższą chwilę milczała, szukając odpowiednich słów. A potem podniosła się na łokciach i głęboko spojrzała mu w oczy.
– Adam, oboje wierzymy, że ślub to coś więcej, niż tylko uroczystość dla rodziny i przyjaciół.
– To prawda – potwierdził – Sakrament. Rozmawialiśmy o tym wiele razy.
– A pamiętasz z tej konferencji, której słuchaliśmy razem w pociągu, kto go udziela?
– Oczywiście. Narzeczeni sobie nawzajem, a ksiądz jest jedynie świadkiem.
– Posłuchaj, zostały trzydzieści dwa dni. A nie, już trzydzieści jeden – poprawiła się, patrząc na wskazówki naściennego zegara, pokazujący kilka minut po północy. – W szafie czeka biała suknia. Na górze kończy się remont naszego przyszłego mieszkania.
– Tak – przyznał, ale wciąż bez pewności w głosie. – Ale to nie zmienia faktu, że seks jest zarezerwowany dla małżeństw. Ludzi, którzy uroczyście, wobec Boga, ślubowali sobie, że nie porzucą się aż do śmierci.
– No właśnie!
Klara pocałowała Adama czule w usta. Przysunęła się do niego pod kołdrą tak blisko, że poczuł, jej jak twarde sutki drażnią delikatnie jego tors. Ich ciał nie dzieliło już nic, poza rubinowym serduszkiem wciąż zdobiącym jej dekolt.
Gdy spostrzegł wisiorek, przypomniał sobie, jak prawie trzy lata wcześniej zawieszał go na szyi Klary, zapewniając, że ma wobec niej bardzo poważne zamiary. Potem były dziesiątki rozmów o wspólnym życiu, rodzinie, dzieciach; ba, przed wyjazdem za Ocean nie raz wspólnie modlili się o to, aby dobry Bóg pozwolił im być zawsze razem. Pamiętał też, jakie przyrzeczenie złożył rok temu, zanim rozebrał ukochaną po raz pierwszy. Znał na pamięć każde zdanie, które napisała mu kilka miesięcy temu w pewnym krótkim, ale uroczystym mailu, a także swoją jasną i zwięzłą odpowiedź. I wtedy zrozumiał, że już nie ma odwrotu. „Będą oboje jednym ciałem”.
Obudziłem się w pustym przedziale, gdy ostatnie promienie słońca właśnie gasły na horyzoncie. Doskonale pamiętałem młodych towarzyszy podróży, choć nie wiem nawet, na której stacji wysiedli i w którą stronę dalej podążyli. Ich subtelna bliskość utkwiła mi w pamięci na długo, choć nawet nie zdążyłem poznać ich prawdziwych imion.
Czy w sennych marzeniach domyśliłem się, czego tak naprawdę wyczekiwali z utęsknieniem, siedząc naprzeciwko mnie w przedziale? Czy zbliżyłem się do źródła ich radości, ale i dystansu? A może ty, drogi czytelniku, masz lepszy pomysł?
Mam nadzieję, że ich wieczór zakończył się tak szczęśliwie, jak sobie to wyśniłem.
Jak Ci się podobało?