Pamiętnik imprezowiczki (I). Początek
27 sierpnia 2013
10 min
Każdy miał kiedyś szesnaście lat. No i każdy popełniał błędy. Jedni popełniali większe inni mniejsze. Ja byłam mistrzem w popełnianiu błędów i pakowaniu się w kłopoty. Alkohol, narkotyki, fajki, seks bez zobowiązań. Z biegiem lat coraz bardziej się tego wstydzę. Wtedy myślałam, że to fajne. W szkole grzeczna dziewczynka, po dwudziestej królowa parkietu. Bezsilność rodziców mnie bawiła. Do pewnego czasu.
Kiedy ojciec uznał, że szlabany nie pomogą (i tak wymykałam się kiedy chciałam) zmienił swoje postępowanie. Kary cielesne. A ja idiotka na przekór rodzicom nadal brnęłam w ciemną przyszłość. Robiłam to, co chciałam. Mało tego. Robiłam to czego nie chciałam, byleby zagrać staruszkom na nerwach.
Byłam głupia, tak strasznie głupia. Ale w tym całym gównie zdarzyło się parę dobrych rzeczy, które odmieniły moje życie. Moja historia... tak dziwna i pokręcona. Czasem sama nie mogę uwierzyć w to wszystko.
***
Dym, zapach potu. Okrzyki bawiących się imprezowiczów. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i słodki, mdlący aromat maryśki. Ciemnowłosy chłopak robił nam przejście w tłumie wrzeszczących i tańczących uczestników imprezy. Trzymał mnie za rękę i ciągnął za sobą.
Choć byłam po kilku drinkach kontaktowałam nie najgorzej. Wiedziałam gdzie prowadzi mnie koleś przede mną. Mo może jestem blondynką, ale nie idiotką.
Wbrew pozorom nie jest łatwo przedrzeć się przez tłum narąbanych nastolatków. Co chwilę czułam nachalne dłonie zaciskające się na pośladkach. Może gdybym miała nieco więcej siły i ochoty zareagowałabym, ale... nie chciało mi się. Tym bardziej, że lubiłam jak chłopaki zwracali na mnie uwagę. Ba, lubiłam jak mnie pożądają. Babska próżność.
Wspięliśmy się po schodach. Ciemny korytarz, masa dymu i rozochocone gówniarze. Pary całujące się po kontach. Faceci wkładający łapy w majtki ledwo kontaktujących, upitych dziewczyn. Uśmiechnęłam się do blondyna, który stał oparty o dębowe drzwi. Starszy. Takich lubię. Dwudniowy zarost, błękitne oczy. Szeroki w ramionach. Czarna koszulka opinała się na umięśnionym ciele. Ciacho, ale ja teraz nie miałam czasu. Przede mną szedł równie przystojny gość, a co więcej organizator biby.
Kluczem otworzył drzwi na końcu korytarza. Wślizgnęliśmy się do środka. Duża sypialnia, łóżko zasłane czerwoną narzutą. Ciemne zasłony, dębowe meble. Chce mnie stuknąć w sypialni rodziców? Mało oryginalny, ale trudno.
Pchnął mnie na łóżko. Miękki materac i pachnąca pościel. Tylko tutaj nie dusił mnie mdlący zapach majki. Chłopak pozbył się koszulki. Nie był zbytnio umięśniony, ale wyglądał dobrze. Położył się na mnie. Dłońmi gładziłam napięty kark Arka. Chyba Arka. On zaś namiętnie lizał i całował moją szyję. Wplotłam mu rękę we włosy. Nachalna ręka od razu znalazła się pod obcisłą koszulką. Usta kochanka znalazły się tuż przy moich. Nie pozwoliłam by jego język wtargnął między moje wargi.
- Gumka
- Ej, mała... - Ręką ścisnął moją pierś. Poczułam, jak pierzchną mi usta.
- Gumka... - sapnęła czując, jak miętosi moją pierś przez cienki materiał stanika.
- Prezerwatywa psuje doznania – mruknął.
- Nie, zapomnij – warknęłam spychając go z siebie.
- Zalewasz – zaśmiał się – Nie bądź znowu taka zasadnicza.
- Ty na pewno nic nie zalejesz - Wstałam z łóżka. Nie miałam ochoty wdawać się w bezsensowne rozmowy. A organizator imprezy nie wyglądał na inteligenta. – Nie mam zamiaru chodzić z brzuchem. Machnął ręką i rozłożył się na łóżku. Tępy gnojek.
***
Szłam powoli. Obcasy stukały cicho. Im bliżej domu byłam, tym większe miałam wątpliwości. Czy opłaca mi się tam wracać? Wiem co będzie. Ja wejdę do domu. Na spotkanie wyjdzie mi tatuś. Zacznie wrzeszczeć, że gówniara jestem i co ja sobie wyobrażam. I z kuchni wyleci mama. Zacznie beczeć, bo nie tego się po swojej córce spodziewała. No bo w końcu jestem jej skarbem, jej... eee... nie pamiętam co ona tam jeszcze gadała.
Czasem zazdrościłam kumpelom wyluzowanych starych. Fajnie jest wrócić po imprezie do domu i nie słuchać kazania dłuższego niż na mszy niedzielnej! To moja sprawa co robię, a nie ich! Mam szesnaście lat! Jestem prawie dorosła i umiem podejmować decyzje. Jeśli popełnię błąd, to ja będę cierpieć! Ja! Nie oni!
***
Noc była chłodna. Krótka spódniczka, krwistoczerwona koszulka odsłaniająca pępek... Kiepski strój na ponad sześciokilometrowy spacer. I do tego te pieprzone szpilki. Długie nogi są seksi, ale czy to „bycie seksi” musi być tak ciężkie? Stopy mnie bolały!
Uliczne latarnie rzucały nikłe, żółtawe światło. Objęłam się ramionami. Mała, skórzana torebeczka obijała mi się o biodro.
Większość domostw zanurzona była w mroku, tylko z niektórych budynków wydobywało się blade światło. Wiatr poruszał liśćmi w koronach drzew rosnących przy drodze. Upiorna sceneria. Przywykłam.
Obcas wpadł mi w dziurę w chodniku. Jęknęłam z bólu, gdy kostka wykręciła się. Wściekła zdjęłam czarne szpilki. Pod nosem wymieniałam znane mi przekleństwa. Wzięłam buty do ręki i poczłapałam dalej. Wolałam już śmigać na boso po zimnym chodniku, niż wykręcać sobie kostki w tych przeklętych butach!
Usłyszałam szum silnika za plecami. Obróciłam się i oślepił mnie blask reflektorów. Zmrużyłam oczy. Czarne BMW zatrzymało się z piskiem opon. Z wnętrza auta dochodziło dudnienie muzyki. Westchnęłam znużona. Szyba od strony pasażera powoli się opuściła.
- Hej mała! – Uśmiechnięty, napalony gówniarz z dżojntem w ręce. Lepiej już trafić nie mogłam! – Podwieźć cię może?
- Nie, dzięki. Sama dojdę
- A może pomóc ci „dojść”? – Zaśmiał się. Do nozdrzy doszedł mi duszący, nieprzyjemny zapach
- Palant
Poczłapałam boso przed siebie.
- Niech da sobie spokój, niech da sobie spokój! - powtarzałam pod nosem. Niestety nie dał. Czarna BM-ka jechała tuż obok mnie, a trzej chłopacy siedzący w środku głośno komentowali mój strój, fryzuję, sylwetkę. Kurde! Nawet granatowy lakier do paznokci został poddany ocenie. Uznali, że lepiej wyglądałby czerwony!
- Słuchaj gnoju! – No nerwy mi puściły. Podeszłam do otwartego okna. Nachyliłam się i spojrzałam chłopakowi w oczy – To, że zabraliście staremu samochód, nie czyni was fajnymi! I nie imponuje mi twoja bezczelna i chamska postawa... !
- Powoli! – przerwał mi. Kierowca BMW śmiał się, a pasażer zaniemówił. Był chyba tak najebany, że potrzebna mu była chwila, by zrozumieć o czym mówię. – Chwila, coś takiego mówi mi laska w mini?
- Laska w mini, nie znaczy prostytutka! – warknęłam.
- Dobra, zjeżdżamy! Koleżanka woli podtatusiałych gnomów, z kupą kasy! – Szyba uniosła się. Nie miałam ochoty na dalsze gadanie. Byłam zmęczona.
Opony zapiszczały. Auto odjechało, a ja zostałam sama i absolutnie mi to nie przeszkadzało. Do domu miałam jeszcze niecały kilometr i brak chęci by tam wracać.
***
Stałam przed drzwiami. Z torebki wyjęłam klucz. Zrobiłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam powietrze. W salonie wciąż paliło się światło. Rodzice nie spali. Otworzyłam drzwi. Weszłam do czystego holu. Szpilki rzuciłam do garderoby, płosząc przy tym łaciatego kota mamy. Ledwie wyszłam z małego pomieszczenia, a przede mną stanął ojciec. Z miną wściekłego pit bulla. Ręce skrzyżował na wysokości piersi. Oparłam się o framugę drzwi. Rzuciłam mu znudzone spojrzenie, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej.
- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! – ryknął.
- Nie krzycz – odparłam z iście stoickim spokojem – Głowa mnie boli.
- Głowa cię boli?! – Podszedł do mnie i szarpnął nie za włosy – Jak chlejesz tanie wino i jarasz trawkę z kolegami, to się nie dziw, że cię głowa boli!
Zacznie się wykład, albo zaraz dostanę w twarz. Oklepany scenariusz, zawsze taki sam. Z salonu wyszła zapłakana mama. Pod oczami miała czarne ślady od makijażu, zaczerwienione spojówki i zaschnięte ślady łez świadczyły o tym, że dopiero przed chwilą się uspokoiła.
- Dziecko, ja cię nie poznaję – załkała. Złożyła ręce, jak do pacierza. Wyglądała komicznie. Czarna spódnica do kolan. Biała koszula, szara marynareczka... byłą taka inna. Inna niż ja.
- Ludzie się zmieniają – prychnęłam. No i rozbeczała się na dobre! Ryczała tak strasznie, że przez myśl mi przeszło, że udławi się własnymi łzami. Jestem tak wyrodną córką... i o dziwo mi to nie przeszkadza.
- Masz szesnaście lat! Nie wypada...
- Jak nie teraz, to kiedy?! – przerwałam ojcu – Kiedy według was jest czas, żeby zacząć żyć?
- Zacząć żyć?! Dziewczyno, nie wierzę, że moja córka wygląda, jak dziwka!
- Wdałam się w matkę! – wrzasnęłam mu prosto w twarz.
Ułamek sekundy. Chwila moment i poczułam pieczenie na policzku. Jakby ktoś przyłożył palącą się zapałkę do skóry. Krzyknęłam z bólu padając na kolana. Nie mogłam powstrzymać łez. Zacisnęłam zęby i za wszelką cenę nie chciałam pokazać, jak bardzo jestem wściekła i upokorzona. Kolana bolały, na pewno będą siniaki. Przyłożyłam dłoń do gorącego i opuchniętego policzka. Powoli podniosłam się z kafelek. Grzywka opadła mi na oczy. Łzy kapały na podłogę. Stanęłam na drżących nogach i z wrogością spojrzałam ojcu w oczy. Matka stała zszokowana i ani myślała, żeby zareagować.
- No dawaj – warknęłam – Dalej! Uderz jeszcze raz! Tylko tym razem w drugi, żeby było po równo!
- Nie prowokuj mnie gówniarzu!
- No! Nie krępuj się! Im więcej będzie śladów, tym lepiej dla mnie – zaśmiałam się – W MOPSie prędzej uwierzą!
Widziałam, jak napinają się jego mięśnie. Matka oczywiście ryczała, czyli jak zawsze, a ja wymieniałam złowrogie spojrzenia z drugim rodzicem. Czasem spojrzenie wyraża więcej niż tysiąc słów.
- Co się z tobą stało? – warknął.
- Dorosłam tatusiu – Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Burknął coś pod nosem. Nie wiem co i szczerze mówiąc nie bardzo mnie to obchodzi. Podniosłam torebeczkę z podłogi. Tańcząc ruszyłam w stronę schodów. Odgarnęłam niesforną grzywkę z czoła. Trzeba przyciąć kłaki. Nie ma co... za długie już są.
Wbiegłam po schodach na piętro. Bose stopy dudniły o panele. Panował mrok. Nic nie widziałam, słyszałam odgłosy kłótni. Mama wrzeszczy na ojca, ojciec na nią... Czyli jak zwykle. Zmierzałam wprost do swojego pokoju. Biodrem zahaczyłam o dębowy stoliczek. Już nieraz mówiłam rodzicom, że ten cholerny mebel przeszkadza. Nie tylko mi. Babcia w zeszłym roku połamała sobie palec u nogi, przez tą kupę lśniących desek. Haftowana serwetka zsunęła się z gładkiego blatu, ciągnąc za sobą ceramiczną figurkę psa. Ciemny kształt upadł na podłogę robiąc kupę hałasu. Głosy na dole ucichły. Zrobiło się śmiesznie spokojnie.
- Ups! – krzyknęłam na tyle głośno, żeby rodzice na dole usłyszeli.
Byłam strasznie zmęczona. Oczy same mi się zamykały. Weszłam do pokoju i zdjęłam czerwoną bluzeczkę i kusą spódniczkę. Obie części garderoby wylądowały na krześle obrotowym. Czarno-czerwona pościel w kwiecisty wzór wyglądała tak kusząco. Jedyne czego chciałam to wleźć pod kołdrę i usnąć.
Złapałam za zapięcie stanika. Odpięłam haftki i zsunęłam ramiączka z ramion. Rzuciłam „cyckonosz” na podłogę. Po chwili dołączyły do niego również majtki. Nie ma nic przyjemniejszego, niż spanie nago. Delikatna pościel ocierająca się o te najwrażliwsze miejsca, żadnych zbędnych szmat krępujących ruchu... to lubię.
Na krótki moment skierowałam się do łazienki. Wymacałam na ścianie włącznik. Musiałam przymrużyć oczy, gdy rozbłysło jasne światło. Z senną miną stanęłam przed lustrem. Przejrzałam się w nim. Na policzku miałam czerwony ślad. Był gorący. Dotknęłam go delikatnie i syknęłam z bólu. No pięknie! I będzie siniak!
Zaczęłam powoli zmywać makijaż. W brew pozorom, nie było go wcale aż tak dużo. Nie należałam do tych dziewczyn, które chodziły z ostrym makijażem. Nie miałam talentu w tych sprawach, więc po co brać się za coś, czego się nie umie?
Zużyte waciki wyrzuciłam do kosza stojącego pod umywalką. Przyjrzałam się swojej twarzy jeszcze raz. Tym razem nie była podrasowana pudrem, kredką, ani innym badziewiem.
Blada cera. Delikatne piegi na nosie i policzkach. Pełne usta, które na moje oko mogłyby mieć bledszy kolor. Są zbyt czerwone. Dziwnie to wygląda w połączeniu z jasną karnacją. Oczy... zielono-niebiesko-nijakie.
Bardzo lubiłam swoje jasne włosy. Długie do pasa, kręciły się delikatnie. Od zawsze nosiłam grzywkę. Często zwracano mi uwagę, żebym zabrała kudły z oczu, bo oślepnę... a w dupie to mam.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę zasłanego łóżka. Rano będzie wyglądać, jakby przeszedł przez nie tajfun.
Wskoczyłam na miękki materac i okryłam się szczelnie kołdrą. Głowa zapadła się w pachnącej malinami poduszce. Westchnęłam czując, jak wszystkie mięśnie się rozluźniają. Było późno, byłam zmęczona. Sen przyszedł szybko, niósł ukojenie i spokój.
Jak Ci się podobało?