Opiekun (IV)
25 kwietnia 2016
Opiekun
23 min
A jeszcze taka ciekawostka: cała ta część pisana była przy piosence Arctic Monkeys "I wanna be yours".
Może przypadnie Wam do gustu ;)
Pierwsze przebłyski słońca nieśmiało wychylały się zza horyzontu i odbijały od tafli jeziora. Ptaki dawały poranny koncert, a gdzieś w oddali dzięcioł wystukiwał rytm. Poza odgłosami przyrody panowała niczym niezmącona cisza. Było tak błogo i spokojnie, że słyszałam w głowie własne myśli, a szczerze mówiąc to niektórych nie chciałam słyszeć. A jednak to te, których nie chciałam w swojej głowie, grały pierwsze skrzypce, nie chciały odejść. Gryzłam się z nimi od rozmowy z Weroniką, a wczoraj przy śniadaniu przybrały na sile, gdy dotarł do mnie rzeczywisty sens jej sens i uświadomiłam sobie coś czego nie chciałam do siebie dopuścić. Będąc z Zosią zmieniłam swój pogląd na świat i na stosunki damsko-męskie. Mając siedemnaście lat byłam pewna, że żaden facet nie rzuci mnie już na kolana, nie będę czerpać z przyjemności z bycia z mężczyzną, a jednak dotarło do mnie, że nie, bo zawsze możemy się zmienić i zapragniemy czegoś innego, nowego. Uświadomimy sobie, że to co było do teraz to nie to. Taką metamorfozę przeszłam przez te parę dni tutaj, nieświadomie zakochałam się w Tomku. Dlaczego nieświadomie? Dlatego, że nigdy nie zaznałam uczucia do chłopaka, takiego prawdziwego. Moja pierwsza prawdziwa miłość to była Zosia, dziewczyna, a nie chłopak. Nie wiedziałam, czy czuje się to samo, czy to są zupełnie inne odczucia. Wczoraj siedząc prawie cały dzień sama w domu uświadomiłam sobie wiele rzeczy, kolejna z nich to czy w ogóle mamy z Tomkiem szanse. Niby miałam zapewnienie Weroniki, że on naprawdę coś do mnie czuł, ale czy nie było to czyste pożądanie z nutką zauroczenia i to wszystko runie jak domek z kart zaraz po moim wyjeździe? Na dodatek nie mogłam wiedzieć, czy nie robi tego pod presją swoich dziadków aby ich „uszczęśliwić”. Jednak z drugiej strony nie potrafiłam sobie wyobrazić Tomka aby miał być z kimś kogo nie kocha. Dawno nie miałam tyle dylematów i jeszcze jedno wiedziałam: miałam zdolność do ładowania się w tarapaty i komplikowania sobie życia. Mimo, że wiedziałam to już od dawna to tym razem przeszłam samą siebie i aż sobie pogratulowałam, uśmiechając się pod nosem.
- Chcesz się przeziębić, ty rany ptaszku? – wzdrygnęłam się, gdy okrywając mnie kocem dotknął nagich ramion.
- Skąd u ciebie taka troska? – kątem oka dostrzegłam jak usiadł obok z butelką w ręce.
- Potrafię zaskoczyć, co?
Nic nie odpowiedziałam tylko nadal wpatrywałam się w jezioro. On też nie kwapił się do jakiejkolwiek rozmowy. Nawet tak było lepiej, zdecydowanie lepiej, bo nasze rozmowy przeważnie kończyły się kłótnią.
- Ładna jesteś.
Się nacieszyłam spokojem.
- Co tak z dupy z tym wyjechałeś?
- Ciekawe jakby to było gdybyś była moją dziewczyną... - miał jakoś dziwnie rozmarzoną minę.
- Człowieku nie strasz!
Na moje słowa zaśmiał się cicho i dokończył piwo.
- Tak swoją drogą to piwo o piątej nad ranem?
- Mam wakacje, wszystko mi wolno – odstawił pustą butelkę i rozciągnął się na tarasie.
- Dobre wytłumaczenie. A jakoś wcześniej nie miałam okazji zapytać cię o akcję z soboty z rana, na to masz jakieś wytłumaczenie?
- Już mówiłem – odpowiedział spokojnie.
- Kiedy?
- Przed chwilą, dwa słowa, jedenaście liter.
- A to! Że niby ładna jestem?
- Nie niby, tylko na pewno. Taka drobna poprawka.
Wzruszyłam tylko ramionami i zsunęłam z siebie koc, zaczynało się robić ciepło. Kolejny piękny, upalny dzień. Emma uważała, że słońce szkodzi mi na mózg i potem mi odwala, lecz ja tego nie zauważyłam. Lubiłam słoneczko i lubiłam się po prostu smażyć.
- Nad czym tak rozmyślasz?
- Nad rzekomym, szkodliwym działaniem słońca na mój mózg.
Carlos podniósł się do pozycji brzuszkowej i spojrzał spode łba.
- Tak samo jak alkohol, czy może gorzej?
Wiedziałam co miał na myśli, zagryzłam tylko wargi i zapatrzyłam się w deski na tarasie. Na wspomnienie mojej głupoty skręcał mi się żołądek, ale podobno człowiek uczy się na błędach, więc w duchu liczyłam, że na przyszłość nie zrobię z siebie takiej kretynki. W końcu musiałam jakoś mu się odgryźć, dlatego podniosłam głowę i odwróciłam się za siebie.
- Powiedziałam rzekomym, więc nie jest udowodnione, że szkodzi. A alkohol szkodzi każdemu, bez wyjątku tylko z różnym skutkiem – znacząco na niego spojrzałam.
Chyba domyślił się o co chodzi, bo parsknął śmiechem i odpowiedział:
- Każdemu może się zdarzyć...
- No właśnie, każdemu może się zdarzyć, dlatego wymaż z pamięci obraz mnie, leżącej nieprzytomnej po kąpieli w płynie twojej byłej.
- Nie.
- Co nie? – odwróciłam się gwałtownie na tyłku.
- Nie.
Idiota – podsumowałam w myślach i zaczesałam włosy do tyłu. Odezwały się skutki wczesnej pobudki, dlatego nie miałam zbytniej ochoty na przekomarzanie się z nim. W końcu i tak nic bym nie wskórała. Nie odpowiadałam przecież za jego myśli. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było już po piątej, a mi coraz bardziej chciało się spać. Zwlokłam się z tarasu i przechodząc przez Carlosa poczłapałam do domu.
- Idziesz już? – usłyszałam jeszcze za sobą.
- Jak widać, muszę odespać piękny wschód słońca...
Stresowałam się przed pierwszym spotkaniem z dziadkami Tomka. Niby to nic takiego, ale po rewelacjach od Weroniki nadal byłam przepełniona wątpliwościami, całą masą wątpliwości. Bałam się jakby Tomek miał ogłosić nasze zaręczyny, a tak naprawdę to jeszcze nie wiedziałam czy nie łączył nas tylko seks i przejściowy romans. Piękne określenie, nie ma co. Takie filmowe. Usiadłam po turecku na łóżku i wgniotłam głową pościel. Zadręczałam się tym jakbym na poważnie za chwilę miała stanąć na ślubnym kobiercu. Podniosłam głowę i napotkałam zdziwiony wzrok Tomka. Chwilę później roześmiał się i podszedł ku mnie. Przygarnął do siebie i złożył delikatny pocałunek, a potem ujął brodę w palce i nakazał spojrzeć w górę.
- Co taka nieobecna jesteś? Stało się coś?
Lubiłam ton jego głosu, był taki ciepły i łagodny.
- Co? Nie, nic – skłamałam, bo nie chciałam zadręczać go swoimi skrupułami.
- Na pewno?
- Słowo harcerza – przysięgłam przyjmując harcerską postawę.
Oparł się o zagłówek łóżka i pociągnął mnie za sobą. Wtuliłam się w jego muskularne ciało. Poczułam bijące od niego ciepło i stwierdziłam, że nie ma nic lepszego na świecie, nie licząc porannej kawy.
- Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął mi do ucha i mocniej przytulił.
Zadarłam głowę do góry i wzrokiem poprosiłam aby nie trzymał mnie w niepewności. Uśmiechnął się chytrus jeden i udawał, że myśli.
- Powiedz mi jak bardzo chcesz się dowiedzieć.
Był okropny, naprawdę okropny. Uklękłam przed nim, a dłonie oparłam na jego udach. Wciągnął powietrze, ale nie poruszył się. Przygryzłam wargę i nachyliłam się ku niemu.
- Bardzo.
- No proszę, podjęłaś próby zmuszenia mnie jednym słowem, ale nie ma tak łatwo.
- Nie?
- Nie.
Przeniosłam wzrok z jego twarzy na rozporek i położyłam tam dłonie. Uśmiechając się przewrotnie i zagryzając wargi najpierw odpięłam guzik. Podniosłam wzrok i patrząc prosto w jego oczy zaczęłam rozpinać rozporek. Czułam jak się spiął, oddech mu przyśpieszył. Mi ręce drżały, gdy odsuwałam gumkę bokserek i wyjmowałam jego penisa. Ścisnęłam mocniej u nasady i przejechałam dłonią w górę. Wciągnął powietrze i odchylił głowę do tyłu. Powtórzyłam ten sam ruch tym razem w odwrotną stronę i dołączyłam do tego język. Gardłowy jęk rozkoszy wydobył się z niego, gdy wzięłam go całego do ust i językiem otoczyłam główkę penisa. Włosy nieudolnie splótł na czubku głowy i nadał rytm. Miałam go w garści, był mój i zdany tylko na mnie. Boskie uczucie. Gdy już prawie czułam jak ma wystrzelić, przyśpieszyłam i wzmocniłam ruchy, drzwi z impetem się otworzyły i stanął w nich Carlos. Ja stoczyłam się z łóżka i uderzyłam plecami o stolik, a Tomek próbował ukryć swoją męskość.
- Tu się puka, debilu!
- Nie wiedziałem co wy tu robicie! Przyjechali już. Chodźcie – i drzwi znowu się zamknęły.
Ja z Tomkiem spojrzeliśmy po sobie i ryknęliśmy śmiechem. Podniosłam się z podłogi i doprowadziłam do stanu używalności, Tomek dopiął spodnie i czekał przy drzwiach.
- A co z tą niespodzianką? – uważałam, że postarałam się na tyle aby mógł mi już powiedzieć.
- Już nieważne...
- Czemu? – naburmuszyłam się.
- Bo jak oni przyjechali to już nie wypali.
- Ale nawet nie powiesz mi o co chodzi? – zrobiłam słodką minę.
- Nie, kotku.
- No dobrze – zgodziłam się i zeszliśmy na dół, ale od środka zżerała mnie piekielna ciekawość.
Przywitałam się z panem Adamem i panią Basią. Z ostatnich spotkań nie bardzo ich pamiętałam, więc miałam możliwość odświeżyć sobie pamięć. Chwilę podyskutowaliśmy na tarasie, było miło i przyjemnie. Tylko zauważyłam, że Tomek dziwnie zestresowany i spięty siedział obok mnie. Chciałam się o niego oprzeć, ale w tamtym momencie zadzwonił jego telefon. Od razu go odebrał i poszedł do środka. Dość długo go nie było, bo ja już zdążyłam dopić sok, pan Adam pojechał do biura, a pani Basia poszła do sąsiadki. Zostałam sama na tarasie, a Tomka jak nie było, tak nie było. Dopiero po jakiś 40 minutach wrócił i powiedział, że musi skoczyć coś załatwić. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo nie musiałam wiedzieć co robił i gdzie się wybierał. Po prostu poszłam do siebie aby zacząć przygotowywać się na imprezę.
Trafiliśmy do jednego z najmodniejszych klubów w Poznaniu. Zaprowadzono nas na tył sali, gdzie nie było tak bardzo głośno. Tomek kulturalnie przedstawił mnie całemu towarzystwu, jednak moją uwagę przyciągnęła piękna blondynka, która już od wejścia bacznie mi się przyglądała i najczulej przywitała się z Tomkiem. Wtedy zagryzłam wargę i postarałam się aby uśmiech nie zszedł z mojej twarzy. Na moje nieszczęście nie było Weroniki i za bardzo nie miałam z kim gadać na początku, ale potem (po paru drinkach) atmosfera zdecydowanie się rozluźniła. Lecz nadal spokoju nie dawała mi ta dziewczyna, obserwowała mnie jak łowca swoją zwierzynę. Jakby miała w oczach skaner albo rejestrowała każdy mój ruch i zaliczała, czy się jej podoba, czy też nie. Chociaż wnioskując z jej miny chyba nic się jej we mnie nie podobało. Gdy ja poszłam zatańczyć, ona została. Tańczyłam z Tomkiem pozwalając sobie na coraz pewniejsze i bardziej intymne ruchy. On sam nie pozostawał tylko bierny, całował mnie, dotykał, coraz bardziej zagłębiał się w taniec, w samych nas. Gdzieś w połowie między snem, a jawą zostałam odbita przez organizatora imprezy, a Tomek w tym czasie skorzystał z możliwości uzupełnienia płynów. Usiadł tak, że miałam idealny widok na niego. Lecz, gdy wykonałam obrót sceneria się zmieniła i zauważyłam, że laska - snajper przysiadła się do Tomka, a prawdę mówiąc leżała na nim. Wkurzyło mnie to, ale postanowiłam poczekać na rozwój wypadków. Odtańczyłam ze Sławkiem jeszcze jedną piosenkę i poczułam silne parcie na pęcherz. Nie chciałam zbytnio iść aby nie zostawiać Tomka samego, ale nie było wyboru. Albo czym prędzej zapierdzielałam siku, albo miałam oko na Tomka i kałużę pod sobą. Wybrałam pierwszą opcję, bo dość już sobie siary narobiłam podczas tego pobytu i czym prędzej udałam się na stronę. Jakież było moje szczęście, gdy właśnie z kabiny wyszła jakaś dziewczyna i zostałam sama. Klubowa toaleta – a w niej pustki. Normalnie jak nie z tego świata. Załatwiłam swoją potrzebę i wyszłam z kabiny. Już nie byłam sama, przy umywalkach stała naburmuszona blondynka (przynajmniej miałam pewność, że nie dobierała się w tamtym momencie do Tomka) i patrzyła na mnie jakby teraz naprawdę chciała abym padła trupem. Nie odezwałam się ani słowem tylko umyłam ręce, poprawiłam włosy i już chciałam wyjść, gdy nagle poczułam jak złapała mnie za rękę i przygniotła do ściany.
- Możesz się z nim pieprzyć, odwalać tańce, pić, spać, ale to wszystko zniknie. Pęknie jak bańka mydlana – strzeliła mi palcami przed nosem.
- A ty nie możesz nic, bo jakoś nie widziałam aby był specjalnie tobą zainteresowany – odpyskowałam.
- Ty szmato, nawet nie wiesz jak bardzo jest mną zainteresowany. Gdy tylko pozbędzie się takiej zabaweczki jak ty od razu będzie mój.
- Ja przynajmniej jestem wartościową zabaweczką, bo po tobie tej wartości zbytnio nie widać!
Laska poczerwieniała i już miała podnieść na mnie rękę, gdy złapałam ją w nadgarstku i z całej siły popchnęłam do tyłu. Momentalnie puściła uścisk i krzyknęła coś niecenzurowanego, a ja korzystając z okazji wyszłam z łazienki i jak najszybciej chciałam się znaleźć wśród tłumu. Jednak tamta była szybsza, dogoniła mnie i rzuciła się na mnie od tyłu, przewalając na parkiet. Całe rozbawione towarzystwo skupiło uwagę na nas. Dziewczyna krzyczała, że Tomek jest jej, ja tylko próbowałam krzyczeć, bo będąc przyciśniętą do podłogi trudno jest cokolwiek zrobić. Dopiero, gdy ktoś zdjął tą wariatkę ze mnie to zdołałam się podnieść. Zauważyłam, że Tomek dopiero przed chwilą raczył wyjść zza stolika i podejść do mnie. Przytulił mnie i posadził obok siebie, tamtą laskę wyprosili z klubu. Tomek jeszcze dopytywał czy coś mi nie jest, bo zdałam mu całą relację, ale potem już zbyłam go i porwałam na parkiet. Zapomniawszy o całym zajściu świetnie się bawiłam, tylko Tomek znowu jakiś dziwnie spięty się wydał. Lecz byłam tak rozbawiona, że nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. W końcu impreza dobiegła końca, zebraliśmy się wszyscy, niektórzy o własnych siłach, niektórzy z lekką pomocą. Zamówiliśmy z Tomkiem taksówkę. W drodze do domu Tomek zaczął się do mnie dobierać, całował i próbował włożyć ręce pod sukienkę, jednak spotykając się co rusz ze wzrokiem taksówkarza w lusterku hamowałam jego zapędy. Wtedy też pierwszy raz powiedział, że mnie kocha. To było cudowne uczucie, które rozlało się po całym moim wnętrzu. Lecz ulokowało się gdzieś w dole brzucha i serduszku. I wtedy dojechaliśmy pod dom, Tomek zapłacił i wtoczyliśmy się do korytarza. Jednak byliśmy tak padnięci, że seks wypadł nam totalnie z głowy, gdy tylko zobaczyliśmy łóżko. Wczołgaliśmy się zdejmując po drodze ciuchy i już po chwili zasnęliśmy, lecz na sam koniec przeturlałam się na Tomka i zasnęłam na nim.
Powoli wracała mi jasność umysłu. Jak przez mgłę pamiętałam wydarzenia z wczorajszej nocy, ale jedno nadal tkwiło w mojej pamięci. Rozmowa w klubowej toalecie z byłą Tomka. Nie należała ona do najprzyjemniejszych, ale widocznie tym razem alkohol obudził we mnie nieodkryte do tej pory pokłady pewności siebie i nie dałam się jej. Nie mogłam powiedzieć, że nie byłam z siebie dumna.
Przewróciłam się na plecy i spojrzałam na wiszący nad komodą zegar. Wskazywał 12:30. Cholera, za niecałe trzy godziny mieli przyjechać moi rodzice, a ja w negliżu i na potwornym kacu. Musiałam się w końcu zwlec z tego łóżka. Zrobiłam to najpowolniej jak się dało, bo przy każdym ruchu miałam wrażenie, jakby mój mózg obijał się o ścianki głowy jak piłeczka do tenisa. Poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Orzeźwił mnie trochę, ale i tak potrzebowałam jeszcze silnych tabletek. Ubrałam się luźno i zeszłam na śniadanie. W kuchni znalazłam Tomka i panią Basię. Tomek wyglądał nieco lepiej niż ja, ale jak do nowo narodzonych też zaliczyć go nie było można. Jednak przed panią Basią było mi wstyd, że musiała oglądać mnie w takim stanie.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam, ale ta uprzejmość spowodowała nasilenie się bólu.
- Dzień dobry, z tego co widzę to impreza się udała – cmoknęła i dolała sobie kawy.
- No tak – zawahałam się na chwilę, ale dotyk Tomka dodał mi rezonu. – Było bardzo fajnie, poznałam znajomych Tomka, mili ludzie.
- Na pierwszy rzut oka są mili...
- Babciu przestań już, nie każdy jest idealny jak wy.
- Ale czy ja mówię, że jestem idealna? – oburzyła się na wnuka i zabierając gazetę oraz kubek wyszła z kuchni. – Idę na ogród – dobiegł nas jeszcze jej głos z korytarza.
- A idź... - Tomek machnął na nią ręką.
Spojrzałam na niego, jego wyraz twarzy się zmienił na bardziej zacięty. Zapatrzył się na coś za oknem i oparł o blat. Ja w tym czasie dokończyłam robienie kawy i podałam mu kubek. Aromat rozniósł się po całej kuchni, od razu rozbudziłam się do końca.
- Świetnie poradziłaś sobie z Eweliną – odwrócił się ku mnie i uśmiechnął.
- Pamiętasz jak ci to opowiadałam?
- Ychy... - mruknął.
Coraz częściej łapałam się na tym, że podobają mi się w nim takie drobiazgi, jak uśmiech, sposób w jaki na mnie patrzy, czy dotyka mojej dłoni, albo właśnie to w jaki sposób mi odpowiada.
- Nie wiem skąd wzięłam tą pewność siebie...
Podszedł ku mnie i posadziwszy na blacie stanął pomiędzy moimi nogami.
- Może stąd... – wskazał palcem na moje serce, a potem zjechał niżej i przez delikatne materiały bluzki i stanika ścisnął mój sutek.
Dla bezpieczeństwa odstawiłam kawę i zaparłam się rękami o krawędź blatu. Poczułam ciepło w dole brzucha i narastające z każdą sekundą pragnienie aby znalazł się we mnie. Aby mnie wypełnił i zabrał wszystko co chciał. To było cudowne uczucie jakiego jeszcze nie zaznałam w swoim życiu. A teraz naprawdę było mi dobrze, kiedy objął mnie w talii i całował w szyję. Pilnowałam się aby nie zacząć krzyczeć, ale z moich ust i tak wydobywały się pojedyncze jęki, które tłumiłam tuląc się do Tomka.
- Tomek...
- Hmm? – nie przerwał pieszczot i kciukiem zjechał w okolice mojej łechtaczki i delikatnie potarł ją przez majteczki.
- Proszę, zaraz ktoś tu wejdzie... np. twój dziadek.
- Nie ma go w domu – wydusił między pocałunkami.
- Carlos?
- Jestem już tu od paru chwil – usłyszeliśmy zza siebie i jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie, a ja o mało nie spadłam z hukiem na podłogę. Brakowało mi jeszcze abym się potłukła do reszty, bo plecy po wczorajszym upadku trochę bolały.
Tomek stał tyłem do mnie z rękami na głowie, a Carlos durnowato się uśmiechał. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i zabrałam część kanapek z talerza oraz kawę i poszłam do swojego pokoju. Słyszałam jeszcze jak Tomek śmiał się z Carlosa i jego fenomenalnego wyczucia czasu.
Gdy dotarłam już na górę w zastraszająco szybkim tempie pochłonęłam śniadanie i zaczęłam powoli się pakować. Składając ciuchy kolejny raz zaczęłam rozmyślać na tym, czy mnie kocha, czy mnie naprawdę pragnie, czy to tylko przelotny romans. Jeszcze doszło do tego jego dziwne zachowanie względem mnie. Lecz tego nie chciałam już roztrząsać, bo byłoby za wiele. Zaczęło mnie to wszystko powoli męczyć. Na dnie walizki znalazłam słuchawki i w końcu słysząc ulubioną muzykę pozbyłam się dręczących myśli. Z pakowaniem uporałam się dość szybko, a na zewnątrz zrobiło się szaro i zaczęło dość mocno wiać. Pomyślałam, że nici z pójścia do jeziora i wrzuciłam strój kąpielowy do walizki. Do przyjazdu rodziców zostało mi nieco ponad godzinę, dlatego wyszłam z pokoju z zamiarem udania się do pani Basi, aby podziękować za gościnę. Przechodząc obok gabinetu usłyszałam podniesione głosy. Ciekawość wzięła górę, przystanęłam przy ścianie i zaczęłam nasłuchiwać. Po głosach rozpoznałam Pana Adama i Tomka, a ton wskazywał na kłótnię. Coraz bardziej zaintrygowana wsłuchałam się w treść rozmowy:
- Nie mogę jej do niczego zmusić, jest jeszcze młoda! – domyśliłam się, że Tomek mówi o mnie.
- Ale powinieneś już mieć żonę, przejąć rodzinny interes i nie krzycz tak na mnie – tym razem pan Adam podniósł głos.
- Jarek i Carlos są starsi ode mnie, a jakoś nie zmuszasz żadnego z nich do ślubu?
- Carlos sobie nigdy życia nie ułoży, a poza tym on nie ma pojęcia o prowadzeniu firmy. Natomiast Jarek to totalny kretyn, bawidamek i bęcwał. Tylko ty nam zostajesz.
Zaskoczyły mnie epitety na Jarka, ale nadal natężałam słuchu, aby jak najwięcej usłyszeć i jednocześnie obserwowałam, czy ktoś nie nadchodzi.
- Tak! Ja – takie koło ratunkowe na wszystko.
- Przestań, po prostu najbardziej ci ufamy i to wszystko.
- Ale dlaczego tak bardzo nalegacie na ten cholerny ślub?
- Bo nie przepiszemy na ciebie firmy jeśli będziesz kawalerem, a co jak nie będziesz miał potomstwa?
- Przecież Jarek ma córkę, jest zapewniona ciągłość?
- Ale to jest dziewczynka, nie będzie ciągłości nazwiska. A na pewno odziedziczyła geny po ojcu.
- Jesteś niemożliwy!
Usłyszałam jakiś trzask i serce mocniej mi zabiło, już chciałam się ewakuować, gdy ponownie usłyszałam głos Tomka.
- Ale czemu akurat Zosia?
Znowu serce miało wyskoczyć mi z piersi, oddychałam głęboko, cała się spociłam.
- Bo pochodzi z dobrej rodziny, nosi znaczące nazwisko, jest zamożna. Pomyśl o konsekwencjach czysto materialnych takiego ślubu – usłyszałam kroki i cofnęłam się trochę nadal cała się trzęsąc i czekając z niecierpliwością na reakcję Tomka.
- Ale kto, do jasnej cholery, naopowiadał ci bzdur, że ja ją kocham, że chcę z nią być?
Poczułam ból, przeszywający ból, który topił wszystkie moje nadzieje. Stopił również to co wczoraj zdołało się ulokować, gdy powiedział mi, że mnie kocha. Czym prędzej zbiegłam po schodach nie zważając już na to, czy ktoś mnie usłyszy i dowie się, że podsłuchiwałam. Wypadłam na dwór w momencie, gdy usłyszałam pierwszy grzmot. Puściłam się biegiem przed siebie, nie wiedziałam gdzie iść, ale instynktownie podbiegłam w lewo. Liczyłam, że znajdę się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Biegłam ile sił w nogach, serce biło mi jak oszalałe, żołądek chciał się przekręcić. Czułam podchodzącą do gardła żółć. Dopiero teraz przystanęłam i pochyliłam się. Mdłości powoli ustępowały, a ja znalazłam się na jakieś nieutwardzonej drodze, która prowadziła w głąb lasu. Już spokojniej poszłam w tamtym kierunku. Włożyłam ręce do kieszeni spodenek i zorientowałam się, że jestem boso. Nie przejęłam się zbytnio tym faktem, całe wieki ludzie chodzili na bosaka i jakoś żyli. Szłam dzielnie przez las, nie zawróciłam nawet, gdy usłyszałam coraz głośniejsze odgłosy nadchodzącej burzy i pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Rozpuściłam włosy i rzuciłam gumkę gdzieś w bok w gęstą trawę. Potem spojrzałam na czarną bransoletkę, którą dostałam od Ewy, odwiązałam ją i również rzuciłam głęboko w las. Widziałam jak zawiesiła się na gałązce, a potem mocny podmuch wiatru zwiał ją i zniknęła gdzieś w gąszczu. Nie chciałam mieć żadnych wspomnień, w tamtym momencie wszystko było mi jedno. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, przypomniałam sobie wszystko co zaszło między mną a Tomkiem. Dał mi powody abym mogła sądzić, że rzeczywiście coś do mnie czuje, że mnie kocha. W końcu wypowiedział te dwa cholerne słowa. Nasz pierwszy raz, oddałam mu swoje pieprzone dziewictwo, to jak na mnie patrzył, słowa Weroniki, która znała go od dziecka, docinki ze strony Jarka. Ale teraz to nie miało już znaczenia, żadnego. Najwidoczniej potraktował mnie jak przelotną okazję do zamoczenia. Znudził się i zostawił, mogłam przypuszczać, że tak się to skończy. Jego ostatnie zachowanie wskazywało, że było coś nie tak. Do tego wszystkiego dochodziła wczorajsza sytuacja w klubie... nie chciałam tego więcej wspominać. Zdradzieckie łzy pociekły po policzkach, otarłam je i zagłębiałam się dalej w las. Straciłam poczucie czasu. Szłam dalej, całkiem sama.
Przestraszyłam się dopiero, gdy usłyszałam ogłuszający grzmot tuż nade mną, a z nieba puściła się ulewa. Zaklęłam i rozejrzałam się wokół. Zrobiło się ciemno, drzewa chyliły się w każdą możliwą stronę, a deszcz walił z takim impetem jakby chciał zalać całą ziemię. Usiadłam na kamieniu i zaczęłam płakać z totalnej bezradności. Zgubiłam się w tym lesie przez własną głupotę. A to zresztą żadna nowość, bo od czasu, gdy tu przyjechałam moim życiem kierowała głównie głupota, zero zdrowego rozsądku. Teraz już na serio przegięłam, w dodatku pomyślałam sobie jaki wstyd będzie przed dziadkami, rodzicami, Carlosem. Właśnie wtedy odechciało mi się powrotu, chciałam aby mnie coś porwało, zjadło na deser, albo przystawkę i ślad o mnie zaginąłby. Tak – to byłoby wręcz perfekcyjne wyjście z tej patowej sytuacji, ale jak na złość nie było niczego co zadowoliłoby się mną. Niestety. Niedźwiedzie to nie te rejony, wilki pewnie skryły się gdzieś, o ile w ogóle tam były. Musiałam znaleźć inne rozwiązanie - odwróciłam się i z impetem wpadłam wprost w szerokie ramiona Tomka, objął mnie mocno, a ja po chwilowej uciesze, że jestem bezpieczna zaczęłam się mu wyrywać. Szarpałam się jak głupia i chyba nawet udawało mi się przekrzyczeć tę nawałnicę. Jednak nie miałam z Tomkiem nawet najmniejszych szans. Podniósł mnie i mocno przycisnął ku sobie, chwilę potem wsadził do auta i z całej siły zatrzasnął drzwi. Cała drżałam, ale próbowałam to przed nim ukryć, gdy wsiadł do auta i odwrócił się do mnie.
- Co ty wyprawiasz? – jego głos świadczył o tym jak bardzo był wściekły.
- A co cię to obchodzi? Prosił cię ktoś o ratunek? – za to mój głos opływał jadem.
Nie umknęło mojej uwadze jak odsunął się ode mnie. W jego oczach zauważyłam przerażenie mieszające się z wściekłością. Nozdrza mu drgały.
- No co? Zabrakło cię... - zaczęłam się nerwowo śmiać.
- Słyszałaś wszystko? – zapytał już spokojniej, a jego oczy zrobiły się podejrzanie czerwone.
Ale nie było mi go żal. Przynajmniej nie chciało.
- To nie tak miało zabrzmieć... to w ogóle nie tak... - oparł głowę o kierownicę.
Mimo szalejącej na zewnątrz wichury w aucie zrobiło się nagle spokojnie. Ta cisza zaczęła się robić ociężała i przytłaczająca, dlatego czym prędzej ją przerwałam.
- A jak?
Nic nie odpowiedział.
- Do cholery jak? No powiedz mi jak? – z całej siły zaczęłam uderzać o deskę rozdzielczą.
Wtem on unieruchomił mi ręce i ponownie spojrzał głęboko w oczy, ale nie odezwał się, ten fiut nadal się nie odezwał.
- Okej, rozumiem... nie chcesz to nie zmuszam. Odwieź mnie z powrotem, chcę do domu, do siebie, do mojego łóżka. Chcę zasnąć i obudzić się bez tych wszystkich wspomnień, które we mnie zbudowałeś.
- To była pomyłka... nie tego chciałem...
Tego już nie wytrzymałam, z całej siły strzeliłam mu z liścia. Puścił mnie i oparł się o zagłówek. Ja oparłam się o zimną szybę, nie byłam w stanie na niego patrzeć... a jeszcze rano tak czule mnie całował...
- Ale czego do cholery nie chciałeś? – nie mogłam tak po prostu odpuścić.
- Tego co się wydarzyło...
Odebrałam to jednoznacznie. Nie chciał tego co było między nami. Ale czy w ogóle coś było... Nawet nie próbował wyjaśniać, po prostu milczał. Zawiodłam się. Byłam totalną kretynką licząc, że będzie tak jak w tych wszystkich filmach, w których na koniec jedna ze stron sobie uświadamia, że to kocha tą ją/jego i chcę być z nią/nim już na zawsze. Matko! To nie ten film. To był jakiś dramat, w dodatku kręcony przez słabego reżysera. Tomek ruszył i już po około 3 minutach byliśmy przed domem. Wypadłam z auta i zobaczyłam na podjeździe samochód rodziców. Ucieszyłam się niezmiernie, weszłam do holu i ujrzałam moją mamę oraz zatroskanych dziadków, a właściwie to tylko babcię, bo dziadek stał z ponurą miną w kącie. Za mną wszedł Tomek, tak samo mokry jak ja i z czerwonym śladem na lewym policzku po uderzeniu. Ja ledwo nad sobą panowałam aby się nie rozpłakać. Zdołałam jeszcze wydusić przeprosiny za moje zachowanie i podziękować za ugoszczenie. Rodzice jeszcze chwilę rozmawiali z nimi, ale ja już tego nie rejestrowałam. Byłam potwornie zmęczona. Jak wychodziłam minęłam się z Tomkiem, który otworzył mi drzwi. Spojrzałam na niego twardo i podreptałam do auta. Wsunęłam się na tylną kanapę i przymknęłam na moment oczy opierając głowę o szybę. Gdy je otworzyłam zobaczyłam jak Tomek stoi przed drzwiami, wyglądał na totalnie zmarnowanego. Nawet przez moment zrobiło mi się go żal, ale gdyby zależało mu na mnie to podszedłby do mnie i wyjaśnił to wszystko, pocałował, przytulił jak jeszcze niedawno. Poczułam jak auto rusza, nawet nie wiedziałam kiedy wsiedli. Tak bardzo zapatrzyłam się na niego. Tata powoli wyjechał z podwórka i gdy Tomek zniknął mi z oczu rozpłakałam się i zaczęłam za nim cholernie tęsknić. Brakowało mi już jego ramion, jego zapachu, uśmiechu, głosu – nawet gdy usłyszałam takie słowa, jak usłyszałam i pokazał to co pokazał. Brakowało mi go całego. Ale nie, nie wybiegłam z auta i nie zaczęłam do niego biec. To też nie ten film. Po prostu zamknęłam oczy i wtulając się w swoją ulubioną poduszkę, z którą zawsze podróżowałam zasnęłam z myślą, że jedyne co po nim zostało to sukienka, buty i bielizna i masa wspomnień, które będę musiała z siebie wygonić.
Jak Ci się podobało?