Obiecana
25 sierpnia 2015
12 min
Każdy z nas ma w sobie po części resztki dawnych wspomnień, zakurzonych pocałunków, nieprzespanych nocy i tony myśli o tej jednej osobie. W jak każdym przypadku wszystko co cudowne kiedyś musi się skończyć by nastało w miarę dobre i stabilne szczęście "niepełne" w porównaniu z innymi. A jeżeli wybrać by czas tej przemiany dzieje się ona zazwyczaj po ciężkim upadku związanym z uczuciem, za które człowiek jest w stanie zabić.
Moja historia nie będzie różniła się zbytnio od tych z filmów. Poza szczegółem, który zmieni wasz pogląd na relacje dwojga ludzi. Czasami to co najlepsze doceniamy po stracie. Chyba, że to los wybiera za nas?
***
- Mamo! - wrzasnęłam na cały głos. Podejrzewałam, że nadal zajmuję się telefonowaniem do całej społeczności cukierników w tym mieście.
Szybki bieg po schodach nie skończyłby się dobrze, gdybym w porę nie zahamowała przy ostatnim stopniu. Ilona popatrzyła na moje wygibasy z przerażeniem, a potem wróciła do rozmowy. Posługując się migami kazałam jej rozłączyć połączenie. Momentalnie skończyła i popatrzyła wrogo.
- Kochanie, czy ty wiesz, że do ślubu zostało tylko siedemnaście dni? - wzruszyłam ramionami. - Zachowujecie się z Igorem jak dzieci. Za moment zaczyna się wasze wspólne życie.
Zawsze lubiła sobie poględzić, ale od momentu ustalenia daty ślubu nie mówiła o niczym innym niż o przymiarkach, sali balowej oraz wnukach. Widziała w tym wszystkim siebie, ale z drugiej strony chyba takie są teściowe? Zawsze stawiają dobro rodziny na pierwszym miejscu. Mówiąc o rodzinie mam na myśli je w samym centrum tego wątku.
Kiedy usłyszałam trzask drzwi zrozumiałam, że mój przyszły mąż raczył wrócić z delegacji. Stęskniona przechyliłam się za futrynę drzwi od salonu i uśmiechnęłam od ucha do ucha. Gdy tylko mnie zobaczył podbiegł, a następnie podniósł na swych cudownych ramionach, w których kryłam żale i smutki dni powszednich. Trzy lata to dużo jak dla mnie, dużo poświęcenia i uwagi dla jednego człowieka. Nie starając się kłamać sobie wbrew wiedziałam, że darzę go czymś więcej niż przyzwyczajeniem i drobnym zauroczeniem. Ucieszona przyjazdem złożyłam na dużych męskich ustach gorący całus. Nie powstrzymał nas nawet wzrok Ilony, która pewnie najchętniej wydrapałaby mi oczy. Wierzyła w czystość i poszanowanie tradycji przed ślubem. Igo zrozumiał, że matka nie jest zadowolona z obrotu spraw i po kilku sekundach puścił mnie lekko odsuwając na bok.
- Cześć kochanie. - uniosłam brew i założyłam ręce na piersi.
- Cześć. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Potem podszedł do "mamusi" i mocno ją przytulił. - Co na obiad?
- Schabowy synku, twój ulubiony. - pogładziła go po policzku i zgrabnie odebrała z ramion kurtkę, której nawet nie zdążył się pozbyć na wieszak.
- Cudownie. - pocałował ją w czoło i usiadł do stołu. Prychnęłam tylko delikatnie. Nienawidziłam takich zagrywek.
Kiedy dowiedziałam się, że mój cudowny narzeczony jest mamin synkiem? W momencie przeprowadzki tutaj. Wszystkie awantury, które wywoływałam o zdrady, spóźnianie się na randki czy brak nocowania u mnie w mieszkanku koło centrum Wrocławia były spowodowane ku mojemu zdziwieniu nie przez inną kobietę, nie dosłownie, nie na boku... chodziło bowiem o jego matkę! Plułam w brodę kiedy dotarło do mnie jak głupio musiały wyglądać wszystkie podchody związane z złapaniu go na gorącym uczynku czy szpiegowanie komórki, tej służbowej jak i tej prywatnej.
Jednak co mogłam zrobić jako podejrzliwa kobieta? Byłam zakompleksioną studentką prawa na drugim roku. Kochałam faceta, dla którego najlepszym filmem na wieczór jest bajka Disneya, a jedzeniem obiad u własnej matki.
Poza jego dziwactwami był świetnym kochankiem, troskliwym przyjacielem i mężczyzną, którego kochałam... w jednym. Dlatego zostałam i gdy Ilona podsyłała nam jakieś regułki dotyczące świętości sakramentu w kontekście seksu oczywiście po prostu śmiałam się wewnątrz jak głupia. Teść zmarł kilka lat w tył więc nie miałam okazji go poznać. Igor natomiast często o nim wspominał. Podobieństw mieli wiele, ale żartował, że on w przeciwieństwie do niego nie da sobie wejść matce na głowę. Miałam nadzieję, że dotrzyma słowa.
Wchodząc na górę do naszej sypialni, a raczej mojej z powodów wcześniej ustalonych czyt. cudowna teściowa, podeszłam pod komodę i ubrałam pierścionek zaręczynowy. Wgapiałam się w bursztynowe oczko jeszcze kilka sekund zanim zalała mnie fala wspomnień. Zagryzłam dolną wargę by się nie rozpłakać. Pokręciłam głową i postawiłam spokój do pionu.
Wtedy poczułam męskie dłonie obejmujące mnie od tyłu w pasie. Igor delikatnie pocałował mnie w szyje i również spojrzał na moją dłoń. Delikatnie uniosłam ją do góry i odwzajemniłam całus, który wylądował na jego policzku.
Był zadbanym facetem i wcale nie zdziwiłabym się gdyby jakaś panna z firmy jego ojca miała na niego ochotę. Szatyn o zielonym spojrzeniu oraz śnieżnobiałym uśmiechu patrzył na mnie kilka chwil, a mnie miękły nogi. Nienawidził zarostu, choć wiele razy mówiłam jak seksownie w nim wygląda. Dokładnie taki sam stosunek miał do wszystkiego. Jego brwi idealnie wykonturowane dodawały uroku jak tym wszystkim modelom z okładek najlepszych magazynów. Pachniał jak owoce cytrusowe i takim dla mnie był. Kwaśno słodkim miąższem na dołujące dni.
- Twoja mama przeżywa nasz ślub jakby sama była panną młodą - szepnęłam wtulając głowę w jego klatkę piersiową. Przytuliłam się najmocniej jak mogłam.
- Ada. - obrócił mnie tak by popatrzeć w oczy nie wypuszczając przy tym z swoich ramion. - Musisz zrozumieć, że to dla niej trudne. Jestem jedynym synem. W końcu przyzwyczai się do tej myśli.
- Do tego, że też masz życie? - popatrzyłam spode łba.
- Do świadomości, że jest kobieta, dla której jestem w stanie wiele poświęcić. Wiele więcej niż dla niej. - usta złączyły się w jedność. Jego język cudownie wplatał się w moje podniebienie i ogłuszał nawałnicę myśli.
Oderwaliśmy się na moment ciężko dysząc.
- Najchętniej... - zachrypniętym głosem szepnął mi do ucha.
- Ja też. - dłonią pogładziłam jego podbródek. - Ja też.
Kiedy ciszę przerwał krzyk Ilony odsunęliśmy się od siebie jak obcy ludzie i zeszliśmy na dół.
- Adriano dzwonił twój ojciec. - Ilona podała mi kartkę z numerem komórkowym. - Kazał przekazać, żebyś pilnie się z nim skontaktowałam.
- Dobrze. - widziałam tę pogardę w wzroku matki Igora i jego samego. Nienawidzili mojej rodziny, od której z resztą się odcięłam. Igor bardzo pomógł wypłynąć mi na powierzchnie po tragedii, która nas dotknęła.
W podzięce poprosił mnie abym nigdy więcej nie kontaktowała się z ludźmi, którzy skrzywdzili moje serce i życie. Obiecałam, że nigdy więcej się z nimi nie zobaczę więc rozumiałam dlaczego nie był zadowolony z faktu, że stare czasy dobijają się do naszych drzwi.
Zwinnie ulotniłam się na taras i wykręciłam podany na kartce numer. Wahając się kilkanaście razy toczyłam walkę z przeszłością. Co mogło być tak pilne by wejść z buciorami w moje nowe życie?
- Tato? - usłyszałam ciężki oddech w słuchawce. - Jesteś tam?
- Jestem, jestem. - wiedziałam, że było to dla niego trudne. - Córciu, wszystko w porządku?
- Tak. - zacisnęłam zgryz by się nie rozpłakać. Pomimo wszystko tak mocno za nimi tęskniłam. Skuliłam wzrok i kucnęłam jedną dłonią łapiąc się za barierkę. - Słyszałam, że miałeś do mnie sprawę?
- Musisz przyjechać do nas. Nie chcemy ingerować w twoje życie, ale jest jedna sprawa, która nie daje mi i mamie spokoju. Musisz... słyszysz?
- Nie możemy załatwić tego na telefon? - zapytałam oschle.
- Jeżeli choć trochę szanowałaś i kochałaś Daniela to przyjedziesz. Jeśli nie dla nas to dla niego. - Ojciec grał ostateczną kartą więc wiedziałam, że to naprawdę ważne.
- Będę jutro około czternastej - powiedziałam i kiedy chciałam zakończyć rozmowę wtrącił.
- Mama się ucieszy. Zrobimy Ci naleśniki z dżemem. Ostatnio maliny rosną jak na drożdżach.
- Dziękuję. - szybko rozłączyłam się i spojrzałam za siebie. Igor stał jak wryty i kręcił głową.
- Ty naprawdę zamierzasz tam jechać? Po tym wszystkim? - był zdenerwowany.
- To mój ojciec. Pomimo wszystko. - powiedziałam poważnie.
- Szkoda, że nim nie był jeśli chodziło o pogrzeb Daniela. - oblizał usta i pohamował emocję. - Nie pamiętasz jak zabronili Ci przyjść na pogrzeb, jak zostawili samą na odwyku?
- Doskonale to rozumiem, ale właśnie dla niego tam jadę. Podobno to sprawa związana z nim.
- Naprawę dałaś się nabrać? - obrócił się, a ja złapałam go za rękę tak by mógł na mnie spojrzeć.
- Obiecuję, że jeśli to będzie ich zwykła zagrywka to przyjadę z powrotem bez wahania. - Spojrzał mi w oczy. - Zawsze dotrzymuję słowa. Pamiętasz?
Bałam się, że odwoła ślub. Zastanawiał się dobre dziesięć minut zanim znów wyszedł na taras i wrócił do mnie z ciepłym kubkiem herbaty.
- Obiecujesz? - musiał mieć pewność.
- Znasz mnie najlepiej. - objął mnie ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Patrzyliśmy na cudowny wiosenny ogród Ilony, który lał się do naszych stóp. Nie dosłownie, ale tuż pod taras. Róże, tulipany, krzaki owocowe. Wszystko otoczone wysokimi brzozami. Niedaleki las nie odbiegał więc od krajobrazu tego miejsca. Czuć było zapach sosen unoszący się w powietrzu. A zachodzące słońce, które chowało swoje kontury za ostrymi kształtami masy drzew dopełniało całości.
***
Podróż do małego miasteczka nie była jedną z tych przyjemniejszych. Wiedziałam, że wchodzenie do tej samej rzeki drugi raz będzie błędem. Musiałam jednak wiedzieć o co chodzi mojemu ojcu i co wspólnego z tym wyjazdem na Daniel? Co stało się nagle tak ważne, że chcą się ze mną zobaczyć? W końcu rany się zagoiły. Blizny pozostaną na zawsze.
Wjechałam na podwórko i wszystko wróciło. Stara brama w kolorze zieleni oraz biały drewniany domek. Pamiętałam doskonale jak wyglądał. Niebieskie okiennice, szare parapety i ulubione bzy mamy ustawione na stoliku znajdującym się na werandzie. Ojciec nadal nie naprawił jednego ze schodków wychodzących na wprost drzwi. Czwarty stopień zawsze był powodem wszelkich złamań i skręceń nóg moich i Daniela. Ale tata mawiał "w domu może stać się wszystko, ale to zawsze pozostaję wspomnieniem". Miał odrobinę racji. Obok domku po prawej stronie połączona stała szopa z garażem. Polonez ojca był w krytycznym stanie. Jednak pewnie wolałby zginąć niżeli oddać swoje cudowne czerwone "cacko". Pieszczotliwie nazywana Pola była ulubionym miejscem przesiadywania mojego brata oraz mnie gdy urywaliśmy się z lekcji. Dziwne, że rodzice nigdy nie zorientowali się iż ich dzieci siedzą w blaszaku obok domu zamiast w szkole. Pomimo całego bólu odetchnęłam z ulgą, bo mogłam choć na chwilę wrócić do tamtych czasów. Rozumiałam, że przestój miejsca był również pod wpływem tego jak wszyscy poradziliśmy sobie z śmiercią Daniela. Ja zaczęłam żyć, a oni utkwili w miejscu.
Gdy podjechałam od razu usłyszałam szczekanie Bigli. Stara psina nadal chroniła domu. Mieszaniec o szarych oczach był sobowtórem brata w zwierzęcym wcieleniu. Oddany, przyjazny i odważny. Ojciec wyszedł na dwór zaraz po nim. Machnął ręką gdzie mogę zaparkować i uśmiechnął się.
Bigla usiadła obok niego i patrzyła teraz spokojnie w moją stronę.
- Cześć, tato. - podeszłam i przytuliłam się delikatnie. Odwzajemnił uścisk, ale mocniej. Rozumiałam, że było mu ciężko po tym wszystkim.
- Córcia. - zmierzył mnie od dołu do góry. - Wyrosłaś, wypiękniałaś. Wyglądasz jak mama za młodu. Oczywiście niczego jej nie ubyło.
Zaśmiałam się delikatnie i włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza. Pogoda była wyjątkowo szarawa. Zbieg okoliczności?
- Wejdźmy. Na pewno Ci zimno. Akurat pędziłem kompot. Grzaniec dobrze Ci zrobi. - pogładził moje ramie i zaprowadził do środka.
Mama jak zawsze stała w kuchni przy zlewie. Tak ją zapamiętałam,nawet w ten feralny wieczór. Czarny warkocz spleciony do tyłu i niebieska podomka pasująca do białego swetra, który dostała od ojca na dziesiątą rocznicę ślubu pięknie podkreślały jej niebieskie oczy.
A ja w tej rodzinie cudowny błękitny wzrok zawdzięczałam jej. Tata oczy miał szare, ale dusze kolorową. Tak jak Daniel.
- Patrz. Przyjechała, mówiłem! - mama pewnie straciła nadzieje. Szybko obróciła się i wytarła ręce o spodnie. Jej oczy nie były już tak pełne blasku jak wcześniej. Miliony wypłakanych łez zrobiły swoje.
Podbiegła do mnie i wzięła w ramiona. Zakłopotana sama w pierwszym momencie nie wiedziałam jak się zachować. Nadal w uszach dudnił ten strach, a serce podchodziło do gardła. Odwzajemniłam jednak przywitanie i odsunęłam się.
- Przyjechałam tylko na kilka godzin. - wyrwałam od razu.
- Ale... - kiedy ojciec chciał coś powiedzieć, mama weszła mu w paradę.
- Rozumiemy. - kiwnęła do niego głową. Widziałam jak posmutniał i odwrócił wzrok. - Zaraz dam Ci naleśniki i kompot.
Usiadłam przy stolę i rozebrałam z płaszczu. Czekając w ciszy na jakiś odzew poczułam się niezręcznie. Mama szybko podała mi jedzenie, a potem nalała do kubka trochę owocowego wywaru. Potem usiadła obok ojca i zaczęła bawić się paznokciami u dłoni.
- Jedz dziecko. - ojciec uśmiechnął się. - Na dzisiejszą rozmowę potrzebujemy dużo siły.
- A jaki będzie jej temat? - zapytałam między gryzami naleśnika.
- Daniela. - sztućce opadły na talerz.
- Nie wiem czy chcę do tego wracać - powiedziałam poważnie i lekko się zakrztusiłam.
- Niestety nie powraca on z naszej winy, ale po prostu trzeba to zamknąć raz na zawsze. - wtrąciła mama.
- Kiedyś nie byliście... - pokręciłam głową. - Dobra, możecie powiedzieć?
Mama wstała i podała z nad lodówki kopertę.
- Kiedy Daniel jeszcze żył dał nam to. Na twoje osiemnaste urodziny. Miałaś dostać wtedy, ale... dobrze wiesz jak to się potoczyło. Otworzyłam kopertę. Czytając od brzegu do brzegu nie mogłam pojąć co właśnie się dzieje.
- Co to jest? - zapytałam unosząc papierek w ich stronę.
- Przepis działki, raczej przerzucenie własności na innego właściciela.
- Co to ma wspól... - nie dokończyłam.
- Działka, na której stoi garaż jest twoja. Daniel miał dostać samochód i garaż, ale... wiesz, że sam zbierał na warsztat. Dlatego teren wraz z garażem i częściowo wyremontowanym warsztatem jest twoja.
- Słucham? - zamurowało mnie.
- Daniel oddał Ci działkę bo obiecałaś, że wybudujesz się obok niego. Tego domu,w którym jesteśmy.
Wstałam i zaczęłam krążyć z miejsca na miejsce. Wbity wzrok rodziców nie pomagał.
- Ale ja teraz... za kilkanaście dni zmierzam zmienić swoje życie. Nie chcę... - próbowałam walczyć ze samą sobą.
- Cóż. To jego wola. - powiedziała mama i wstała. - Jeżeli tego nie chcesz to sprzedaj. Znajdź tutaj w okolicy kogoś, chociaż obcy nie będzie się nam pałętał. - wyszła z kuchni i poszła do siebie.
Ojciec wstał i popatrzył na mnie.
- Ada. Ja wiem, że to trudna sprawa, ale znajdź kupca i będzie spokój. Oszczędźmy sobie przykrości, mamie przede wszystkim. - kiedy miał wyjść dodał. - Odwiedź brata, może... on Ci pomoże w decyzji. Dawno nie rozmawialiście.
Nie wiedziałam co stanie się dalej. Musiałam wykonać ruch, który potrwa o wiele dłużej. Igor nie będzie zachwycony. A ja? Kogo znajdę w parę dni? Zostanie było jedynym wyjściem by odciąć się od tej farsy. Przed tym jednak musiałam odwiedzić Daniela.
Jak Ci się podobało?