Oaza
13 maja 2013
10 min
Mam ponad 20 lat, całe życie przed sobą i tylko jeden cel. Przeżyć. Czy to normalne? Czy człowiek w najpiękniejszym okresie swojego życia myśli tylko o tym jak dotrwać do końca? Nigdy nie byłem lubiany, nigdy nie słyszałem od dziewczyny czułych słów. Dlaczego? Nie wiem. Wydaje mi się, że nie odpycham ich od siebie wyglądem, ale raczej charakterem. Jestem dość ponurym człowiekiem. Ciągle użalam się nad sobą, ciągle myślę o tym, co było złe, nigdy nie zastanawiam się nad tym co było dla mnie dobre. Najtrudniejsze dla mnie jest to, że nikt nie chce mnie wysłuchać. Wystarczyłby mi jeden przyjaciel, któremu będę mógł powiedzieć co mnie gryzie, nic więcej. Gdybym miał kogoś takiego czułbym się spokojniejszy, może nawet szczęśliwy.
Maszerowałem ulicami swojego miasta, z gitarą na plecach i w swoich dobrych, starych bojowych spodniach. Stawiam światu opór, idę mu na przeciw. Wędrując swoją dzielnicą zauważyłem dziewczynę, która siedziała na ziemi i cicho łkała. Podejść do niej czy udawać, że nic nie widzę? Eh... Cholerna empatia. Idę.
- Przepraszam, czy coś się stało? - Podniosła głowę, wzrok miała dziki, makijaż rozmazany, a włosy potargane, ale była bardzo piękna. Zauroczyłem się jej słodkością.
- Odejdź. - Wypowiedziała to obdarowując mnie najmocniejszym jadem, jaki udało jej się z siebie wykrzesać, poczułem się spoliczkowany.
- Może mogę ci jakoś pomóc? - zaryzykowałem. Najwyżej wyciągnie nóż i będzie po mnie, dam sobie radę z tak kruchą istotą, jaką jest kobieta.
- Chcesz mi pomóc? Więc najzwyczajniej zejdź mi z oczu, tak będzie lepiej dla Ciebie i dla mnie.
- Nie odejdę. Musisz powiedzieć co cię gryzie, będzie ci lepiej. - Chyba zauważyłem błysk w jej oku, może przez chwile mi zaufała?
- Nie znam Cię, a ludzie są źli. - Nagle przypomniało mi się to, co od zawsze powtarza mi matka.
- Żeby dobro mogło istnieć, musi również istnieć zło. Zło jest pojęciem względnym. W każdej wiosce trafi się Gargamel, ale to chyba nie znaczy, że wszyscy są źli, prawda? Jakie jest prawdopodobieństwo, że cię wykorzystam?
- No cóż... Statystycznie? Ogromne. - No tak. Ma racje.
- Posłuchaj... ee... jak ci tam...
- Eliza. Jestem Eliza. - No cóż. Przyznaję, że imię ma nietypowe
- Tak, Eliza, posłuchaj. Gdybym chciał zrobić ci krzywdę już dawno bym to zrobił, a tymczasem grzecznie z tobą rozmawiam, w ciemnej uliczce, ciemnym wieczorem, gdy nikogo wokół nie ma. Jak myślisz? Jestem szkodliwy? - Zawahała się. Trzymała mnie w chwili niepewności.
- Masz rację, ale proszę, nie pytaj co się stało. Nie chcę o tym rozmawiać. Chodź, przejdziemy się. - Przez chwilę pomyślałem, że się przesłyszałem. Czy ona usiłuje nawiązać ze mną kontakt? Jak może mi ufać!? A co jeżeli kłamałem, jeżeli czekam na chwilę jej nieuwagi by ją skrzywdzić? Chyba czegoś tu nie rozumiem...
- Dobrze, więc chodź. - Pomogłem jej wstać i światło padło na jej zapłakaną twarz. Miała długie, blond włosy o ciemnym odcieniu, a w nich wplątane liście i inne odpady nieznanego mi pochodzenia, nie była szczupła, ale ciało miała przyjemne dla oka. Zaczęła doprowadzać się do porządku, a ja delikatnie poprawiłem jej włosy. Nagle poczułem, że obudziło się we mnie nowe, nieznane mi dotąd uczucie. Martwiłem się o nią. W kilka minut stała mi się bardzo bliska. Zapragnąłem by mnie nigdy nie opuszczała.
- Jesteś pełnoletnia? - nie mogłem przecież o to nie spytać.
- Tak. - A więc albo zabłądziła, albo ktoś ją napadł.
- Więc co robisz na środku Poznania o tak późnej porze?
- Wiem jak trafić do domu, jestem już duża. - Obdarzyła mnie anielskim uśmiechem. Takim, jakiego się nie spodziewałem, z dzikiej twarzy czystego diabła zmieniła się w przeuroczą dziewczynę.
- Nie śmiem sugerować, że jest inaczej. Zastanawiałam się tylko, czy...
- Czy nie jestem dziwką zarabiającą na ucieczkę z kraju, która została zgwałcona?
- Tak. Gdzieś w głębi przemknęła mi taka opcja. - Zaśmiałem się najszczerszym śmiechem, takim, którego dawno od siebie nie słyszałem.
- Noc jeszcze młoda, zaszalejemy?
- O nie, młoda damo, nie zabiorę cię na żadną imprezę.
- Ohh. Nie miałam na myśli alkoholu - uśmiechnęła się niegrzecznie, przyznam, że miałem w głowie brzydkie myśli. - O TYM też nie myślałam! - I wybuchnęła długim, zabawnym śmiechem.
- A więc co chcesz robić?
- Najpierw zdradź mi jak masz na imię.
- Ee... Jerry. Jestem Jerry.
- A więc opowiedz mi o sobie, Jerry.
Opowiadałem jej o swoich problemach, o tym, że miałem ciężką przeszłość. O mojej matce, której z całego serca nienawidziłem. O wszystkim co mnie gryzie, wszelkich problemach, tych w domu, tych w szkole. Mówiłem, co mi ślina na język przyniosła. Mówiłem wszystko na co tylko miałem ochotę, a ona mnie słuchała! Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Pierwszy raz ktoś był zainteresowany tym, co mówię. Przegadaliśmy całą noc, usiedliśmy na cytadeli, oglądaliśmy gwiazdy, grałem na gitarze i śmialiśmy się oboje z głupich historii jakie przeżyliśmy. Było tak pięknie. Nie chciałem żeby ta noc kiedykolwiek się skończyła. Wymieniliśmy się numerami telefonów i nad ranem powiedziała, że musi wracać. Przytuliłem ją czule na pożegnanie i pozwoliłem odejść, mówiąc, że ma we mnie przyjaciela i może liczyć na moją pomoc w każdej sytuacji, wystarczy zadzwonić. Wróciłem do domu, matki nie było, zostawiła liścik, że jedzie do lekarza na jakieś badania, ok. Mam dom dla siebie. W takim razie idę spać.
Mijały kolejne dni. Moja Eliza nie odzywała się do mnie, traciłem zmysły, dzwoniłem, ale nie odbierała. Co się działo? Powoli znów gubiłem wiarę w siebie i w to, że może być kiedykolwiek dobrze. Po kilku tygodniach nie doskwierał mi aż tak ogromny ból, gdy o niej myślałem. W jedną z tych nudnych sobót, gdy wszyscy w moim wieku bawią się na imprezach, a ja zostaję w domu, usiadłem przed telewizorem i włączyłem jakiś film przyrodniczy. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Eliza. Moje serce zamarło. Czy to możliwe?
- Tak, słucham? - Oczywiście udawałem, że nie przejąłem się jej telefonem.
- Hej, Jerry. Nie przeszkadzam?
- Nie, nie robię nic ciekawego.
- Uff, to dobrze. Przejdziemy się?
- Oczywiście, gdzie jesteś?
- No cóż... Na cytadeli!
- Ok, za 10 min będę. - Wbiegłem do swojego pokoju, w rekordowym czasie przebrałem się i poprawiłem włosy. Już za chwilę ją zobaczę. Czekałem na to z niecierpliwością.
Mieszkam blisko cytadeli, więc spacerem dotarłem tam w kilka minut. Przez chwilę jej wypatrywałem, ale po kilku sekundach zauważyłem. Oświetlała ją lampa, a na twarz padały jej włosy. Była uśmiechnięta, cóż, nie ukrywam, że ja też nie mogłem powstrzymać radości. Głęboki oddech. Przecież nie mogę pozwolić jej czekać. Ja też chcę już być blisko. Gdy byłem już w odległości kilku centymetrów, przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
- Hej, Jerry? Zaszalejemy?
- Pewnie, że tak. Na co masz ochotę? - Powiedz, że na mnie... Powiedz, że na mnie...
- Na ciebie! - Zesztywniałem. Poważnie? I nagle wszystkie moje myśli zostały zbite jej głośnym śmiechem. Nie. Oczywiście, że nie poważnie. O czym ja myślę!?
- Idziemy się przejść. - Jak w wojsku!
- Czy to był rozkaz?
- Tak. W lewo zwrot! Na przód marsz! Musisz być grzeczny! - Jak piesek wykonałem jej polecenie. Jednak cały czas myślałem o tym, dlaczego odezwała się po ponad miesiącu?
- Eliza?
- Tak?
- Co się z tobą działo? Martwiłem się o ciebie, chciałem dzwonić po szpitalach! Nie odbierałaś, nie odzywałaś się...
- Mam dużo obowiązków na głowie, chciałam zadzwonić, ale miałam pełne ręce pracy, nauki i obowiązków, a w nocy, gdy już odnajdywałam chwilę, nie chciałam cię budzić. - Ona myślała, że byłbym zły gdyby zadzwoniła? Nie opuszczałem telefonu ani na chwilę. Gdyby tylko wiedziała...
- Mogłaś wysłać wiadomość, cokolwiek.
- Wybacz mi, skarbie.
- Wybaczam, ma petit. - Uśmiechnęła się niegrzecznie, wzięła mnie za rękę i szła przed siebie - Dokąd idziemy? - Byłem ciekawy co dziś wymyśliła.
- Donikąd.
- Nie można iść donikąd.
- Jak to nie można? Przecież właśnie tam idziemy. - Mówiła to z tak wielkim zaangażowaniem, że przez chwilę na prawdę chciałem iść donikąd.
- Ok, prowadź więc donikąd. - I tak właśnie zrobiła, szliśmy przed siebie, od czasu do czasu skręcając, nie myśląc o tym gdzie trafimy. - Wiesz gdzie jesteśmy?
- Nie.
- Aha. Jak więc wrócimy?
- A dokąd chcesz wracać? Do matki, która nie potrafi odejść od alkoholu, do ludzi, którzy głośno nazywają cię idiotą czy może do świata, w którym dzieci rodzą dzieci, analfabeci rządzą krajem, samobójstwo jest codziennością, a kibole manifestują, bo chcą stadiony, podczas gdy wielu żyje w ubóstwie nie mając za co żyć. Tam chcesz wracać? - Miała rację, przecież ja nie chce wracać. Chcę iść donikąd. Z nią.
- A wyobrażasz sobie zostawić wszystko? Jestem przywiązany do tego, co się tutaj dzieje. Możemy wszystko zmienić. Wystarczy chcieć.
- Chęci to nie wszystko, Jerry. W XXI w. nie mając władzy, pieniędzy i gdy nie potrafisz kłamać i gdy nie dajesz łapówek, jesteś nikim i masz gówno do gadania, choćbyś pragnął i chciał, nie zrobisz nic. Taka jest prawda, przykro mi.
- Jest już późno. Odstawię cię do domu. - Tak na prawdę tego nie chciałem, ale wolałem, żeby wróciła dopóki nie wybiła jeszcze północ.
- Chcę zostać, nie chcę wracać do domu. Przyjechałam tu, żeby odpocząć, by z tobą znów porozmawiać.
- A więc rozmawiajmy. - Było tak wiele rzeczy, o które chciałem ją spytać, ale postanowiłem oddać jej głos.
- Masz jakieś hobby? Coś co kochasz ponad wszystko i coś czemu możesz się oddać?
- Mam, tańczę, chociaż niestety ostatnio bardzo zaniedbałem treningi. Problemy zaprzątały mi głowę,
- To bardzo źle. Powinieneś się temu oddać, tak, jak ja oddałam się pisaniu. Taniec musi być ucieczką od problemów. Tak będzie Ci lepiej, uwierz. - Wierzyłem, bo miała rację, jak zawsze zresztą. Może właśnie za to, że miała odpowiedź na wszystko, tak bardzo ważna dla mnie była? Spojrzała na mnie, wpatrywała się w moje oczy, miałem ochotę nigdy nie wracać. W myślach widziałem jej piękne, nagie ciało. Widziałem, jak w całości mi się oddaje, pragnąłem tego. W spodniach zaczynałem odczuwać ucisk, ale starałem się tego nie pokazywać, a ona nadal patrzyła mi w oczy, jak gdyby właśnie przytulała moją duszę. Byłem od niej o wiele wyższy, więc nachyliłem się, chwyciłem jej delikatną twarz i stanowczo do siebie przysunąłem. Poczułem jej ciepłe usta, chciałem coraz więcej. Łapczywie napawałem się każdą sekundą tej chwili, ale ona odsunęła się ode mnie i poszła przed siebie. Robiłem się niecierpliwy. Była taka tajemnicza, nie wiedziałem o niej niemalże nic. Wędrowała dumnie przede mną, jej długie włosy falowały dotykając pupy, to był piękny widok.
- Chodź! - Jej krzyk wyrwał mnie z zamyślenia
- Nie wiem czy to dobry pomysł, zapuszczać się tak daleko, tu jest niebezpiecznie.
- Czy ty nigdy nie robisz nic spontanicznie? Nie bądź nudny! - Zbulwersowałem się. Nudny? Ja nie byłem nudny? Cóż za nieokrzesana, mała... Piękna istota. Pokażę jej czym jest spontaniczność. Szybkim krokiem dogoniłem ją, chwyciłem za rękę, przyciągnąłem do siebie i spojrzałem w oczy. Widziałem strach i podniecenie. Mocnym, zdecydowanym ruchem chwyciłem ją za brodę, całowałem ją nie mogąc się opanować, przejechałem językiem po jej kuszącej szyi.
- Dziś jesteś tylko moja. - Jej reakcja była nieco inna niż się spodziewałem. Popatrzyła na mnie, a z jej oczy zniknęły te urocze iskierki. Zaczęła się śmiać. Spojrzała na mnie diabelskim wzrokiem, wplotła swoje dłonie w moje włosy, jedną z nich zaczęła rysować po moim karku, co niesamowicie na mnie podziałało.
- Nie komplikuj tego, co między nami jest, Jerry. - Delikatnie pocałowała mnie w usta i usiłowała delikatnie wysunąć się z mojego objęcia i gdyby nie krople deszczu spłynęły na moją rękę, nie pozwoliłbym jej odejść. Nagle rozpadało się mocniej i pobiegliśmy uchronić się przed deszczem, ale to nie był koniec.
Jak Ci się podobało?