Nóż w piersi
7 sierpnia 2023
15 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Komisarz Danilewski nie musiał wyważać drzwi domu, w którym wydarzyła się tragedia. Trzej policjanci, którzy dotarli tu na pierwsze wezwanie zaniepokojonych sąsiadów, zdążyli już zniszczyć antywłamaniowy zamek i czekali na swojego przełożonego w środku. Jako że mimo niskiej rangi aspirowali do miana prawdziwych profesjonalistów, starali się nie pokazywać po sobie, że to, co zobaczyli, w jakikolwiek sposób ich poruszyło. Danilewskiemu, który był czujnym obserwatorem, udało się jednak dostrzec w ich oczach, że daleko im do stoickiego spokoju. To, dlaczego wydawali się zszokowani, stało się jasne, kiedy komisarz stanął w progu salonu i zobaczył leżące na podłodze ciało ofiary.
Była to krągła kobieta między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia. W odróżnieniu od większości denatów, których zgon zastaje w niedbałym stanie, z rozczochranymi włosami i w niewyprasowanej koszuli, ofiara była wyszykowana tak, jakby dobrze zdawała sobie sprawę, co ją czeka, i świadomie wyszła śmierci na spotkanie w nienagannej stylizacji. Za życia musiała być elegantką. Na twarzy, która nie zdążyła jeszcze całkiem zblednąć, miała mocny makijaż, a jej długie włosy o ciemnoczerwonawym odcieniu pokręcone były w drobne loki. Na stopach miała czarne szpilki, a jej obfite ciało było obleczone w lekką fioletową sukienkę z głębokim dekoltem. Tak głębokim, że całkowicie odsłaniał miejsce, w którym doszło do zadania śmiertelnego ciosu.
W lewą, wyłuskaną na zewnątrz pierś kobiety wbity był nóż. Policjanci go nie wyjmowali, niczego nie ruszali – chcieli, żeby scena tragedii pozostała niezmieniona przed przybyciem komisarza. Z głębokiej rany, która rozcięła brodawkę sutka na pół, sączyły się resztki niezakrzepniętej krwi. Większa część gęstego płynu zdążyła już zastygnąć na ubraniu ofiary i na dębowych panelach, którymi była wyłożona podłoga. Obraz, który malował się na posadzce salonu, był jednocześnie przerażający i ekscytujący w swojej dosadności. Wyglądało to tak, jakby w ramach złowieszczego żartu natury pierś kobiety wycisnęła z siebie śmiertelną krew zamiast życiodajnego mleka.
Wokół Danilewskiego, który kucnął przy ofierze, by uważnie przyjrzeć się wszystkim szczegółom, zgromadzili się niżsi rangą policjanci. Komisarz, czując ich obecność, przerwał ciężkie milczenie, mówiąc to, o czym wszyscy zdążyli już pomyśleć:
– Oczywiście w takiej sytuacji najbardziej prawdopodobną hipotezą jest samobójstwo. Nie wykluczałbym jednak całkowicie również innej opcji. Być może doszło do morderstwa, które zostało upozorowane na samobójstwo dla zmylenia tropu. Żeby przekonać się, jaka jest prawda, musimy poznać szerszy kontekst tego zdarzenia. Przesłuchaliście już sąsiadów?
– Większość przesłuchaliśmy – odpowiedział jeden z policjantów. – Z tego, co się dowiedzieliśmy, przed zdarzeniem w domu ofiary odbywały się awantury, które było słychać na całej ulicy. Kobieta…
– Jak się nazywa? Ile ma lat?
– Celina Dąbrowska, lat czterdzieści sześć.
Komisarz przytaknął.
– Ma dwie córki. To właśnie w gronie Dąbrowskiej, jej córek i ich mężów odbywały się awantury.
– Wiadomo, czego dotyczyły?
Policjanci popatrzyli po sobie.
– Generalnie z zeznań sąsiadów wynika, że Dąbrowska miała romans z którymś z zięciów. Nie mamy jednak zgodności co do tego, z którym. Jedni mówią, że z jednym, inni że z drugim. A jeszcze inni, że z obydwoma.
– Czyli jasności brak – skwitował Danilewski.
Zamiast wstać, komisarz ciągle pochylał się nad ciałem ofiary. Z perwersyjną fascynacją wpatrywał się w krew wyciekłą z przekłutej nożem piersi. Policjantom, którzy obserwowali go kątem oka, wydawało się, że jego dłonie drgają tak, jakby chciał sięgnąć w kierunku śmiertelnej rany, zamoczyć palec w krwi i spróbować, czy jest gorzka, kwaśna, słona, czy słodka. Być może to właśnie w jej smaku kryło się rozwiązanie zagadki śmierci Dąbrowskiej.
W końcu jednak Danilewski otrząsnął się z transu, wstał, otrzepał ciemnoszary garnitur tak, jakby chciał przywrócić się do porządku, i wrócił do sedna sprawy.
– Mówiliście, że przesłuchaliście większość sąsiadów – nawiązał do zeznań policjantów. – Kto został?
– Został tak naprawdę najważniejszy. Ten, który mieszka zaraz obok.
Słysząc to, komisarz Danilewski od razu skierował swój wzrok w stronę ściany, która dzieliła dwa ściśle przylegające do siebie budynki. Dąbrowska mieszkała w piętrowym domu w bliźniaczej zabudowie, który dzieliła z jak dotąd nieobecnym, niezidentyfikowanym i nieprzesłuchanym lokatorem. Komisarz podszedł do ściany i zastukał w nią zaciśniętą dłonią tak, jakby wypróbowywał jej wytrzymałość. Następnie kiwnął głową w stronę policjantów.
– Przejdźcie na drugą stronę – polecił im. – Jeżeli sąsiada nadal nie będzie, albo nie będzie chciał otworzyć drzwi, zniszczcie zamek tak, jak zrobiliście to tutaj. Wpisze się w koszty operacyjne. Jak już się tam znajdziecie, dajcie znać. Po prostu zapukajcie albo coś głośno powiedzcie. Chcę zobaczyć, ile dźwięku przepuszczają te ściany.
– Tak jest – odpowiedzieli policjanci, po czym zniknęli za drzwiami wejściowymi.
Teraz Danilewski miał szansę na to, żeby w całkowitym skupieniu i całkowitej ciszy, niezmąconej przez czyjąkolwiek obecność, rozejrzeć się po salonie Dąbrowskiej. Nie musiał długo szukać, żeby znaleźć szczegół, który wydał mu się interesujący. Był to zestaw oprawionych zdjęć stojących na jednej z szafek. Choć ich ułożenie komuś innemu niż Danilewski mogłoby się wydać zupełnie przypadkowe, komisarzowi dało wiele do myślenia.
Cały zestaw tworzyło łącznie pięć identycznych w swoim zamyśle zdjęć. Na każdym z nich Celina była sportretowana z jednym ze swoich członków rodziny – z dwiema kobietami między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia, z małą dziewczynką, która najprawdopodobniej była wnuczką Dąbrowskiej, oraz z dwoma przystojnymi brunetami, najpewniej partnerami córek.
Charakterystyczne było to, że na pierwszym planie ustawione były zdjęcia z mężczyznami, na których Celina wydawała się znacznie bardziej rozpromieniona. Fotografie z córkami i wnuczką były natomiast ustawione za nimi i przedstawiały Dąbrowską, w której uśmiechu było zdecydowanie więcej konwenansu niż szczerości. Kiedy Danilewski przyjrzał się zdjęciom bliżej, dostrzegł także, że dystans fizyczny dzielący Celinę od zięciów był znacznie mniejszy niż ten między denatką a córkami czy wnuczką. Inspekcję tych nader interesujących szczegółów przerwał jednak huk, który rozległ się zza ściany rozdzielającej bliźniaki.
A więc jego podwładni musieli jednak zniszczyć kolejny zamek. Choć Danilewski dobrze zdawał sobie sprawę, że komenda na pewno nie będzie zadowolona z takiego rozwoju wypadków, wiedział też, że tak jak zwykle będzie w stanie usprawiedliwić ten krok. Wystarczy, że rozwiąże zagadkę śmierci Dąbrowskiej.
Komisarz przysunął się do ściany i nadstawił ucha. Nie chciał czekać, aż policjanci się do niego odezwą. Zamierzał sam zbadać, czy będzie słyszał ich rozmowy. Jeśli tak się zdarzy, będzie to znaczyło, że sąsiad Dąbrowskiej ma zadatki na świadka niemal doskonałego. Takiego, który może nie wszystko widzi, ale za to wszystko słyszy i może dzięki temu zdać dokładny raport z tego, co przez ostatni czas wydarzyło się u jego sąsiadki.
– Ja pierdolę, ale z tego Danilewskiego jest chuj. – Komisarz usłyszał nagle pomruk jednego z funkcjonariuszy. – Zamiast czekać normalnie na świadka, on już teraz chce, żebyśmy niszczyli zamek, bo nie może się doczekać, aż potwierdzi czy obali jakąś swoją teoryjkę.
– I tym sposobem komenda znowu wymiga się, żeby wypłacić nam premie. Powie, że koszty operacji były zbyt wysokie i trzeba postawić na oszczędności… Masz świętą rację. Danilewski to chuj jakich mało.
Choć komisarz bynajmniej nie był zadowolony z tego, o czym rozmawiają policjanci, niewątpliwie usatysfakcjonowało go to, że zza ściany jest w stanie usłyszeć nie tylko ustalony sygnał, lecz także wymianę zdań, która miała być poufna. Znakomicie. Teraz nawet jak sąsiad nie będzie zbyt rozmowny, Danilewski będzie mógł go przyprzeć i opowiedzieć o teściku, jaki przeprowadził.
– Halo! – zawołali w końcu policjanci z drugiej części bliźniaka. – Słychać nas?
Na potwierdzenie Danilewski zastukał trzy razy w ścianę.
– Słychać was bardzo dobrze! – odkrzyknął. – Teraz zostaje nam tylko czekać na sąsiada.
*
Wbrew obawom stróże prawa wcale nie musieli długo czekać na to, aż pod dom w bliźniaczej zabudowie podjedzie samochód, który będzie prowadził sąsiad Dąbrowskiej. Danilewski wraz z funkcjonariuszami nie czekali na niego w środku, tylko na zewnątrz, żeby nieszczęśnik nie dowiedział się o zmasakrowaniu antywłamaniowego zamka przed tym, jak zacznie składać zeznania. Mogłoby to niekorzystnie wpłynąć na jego ewentualną chęć rozmowy z policją.
Kiedy około sześćdziesięcioletni, siwy mężczyzna z wąsem dostrzegł funkcjonariuszy zza przedniej szyby samochodu, od razu instynktownie zwolnił. Przez chwilę wydawało się nawet, jakby chciał zawrócić, ale i tak było to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę, że zarówno prawy, jak i lewy chodnik wąskiej uliczki był szczelnie zastawiony zaparkowanymi samochodami. Mężczyzna musiał więc dojechać do końca, zatrzymać auto przed bramą wjazdową, którą blokowali policjanci, wysiąść i zorientować się, o co chodzi.
Najwyższy stopniem funkcjonariusz jako pierwszy podszedł do sześćdziesięciolatka z wyciągniętą ręką.
– Komisarz Danilewski – przedstawił się.
– Maurycy Wysocki – odparł zdezorientowany mężczyzna, niechętnie ściskając rękę funkcjonariusza. – O co chodzi? Ktoś kogoś zabił?
Ma chłop intuicję, pomyślał komisarz.
– Zgadza się. To, kto zginął, już wiemy. Nie żyje pana sąsiadka, Celina Dąbrowska. Nie wiemy natomiast, kto wbił nóż w jej serce, bo właśnie tak przyszło jej zakończyć życie.
– A więc tak… – Wysocki chwycił się za klatkę piersiową, która najpewniej go zakłuła, przysiadł na masce samochodu i wyciągnął z kieszeni marynarki chusteczkę, żeby otrzeć czoło, które oblał zimny pot. Mężczyzna nie wydawał się jednak zszokowany. Wyglądał raczej tak, jakby dowiedział się o czymś, co nieuchronnie zdawało się zbliżać, jakby wypełniło się fatum, które już od dłuższego czasu wisiało nad bliźniakiem z cienkimi ścianami.
– Rozumiemy, że to dla pana na pewno cios – odezwał się Danilewski po chwili milczenia. – Chcielibyśmy jednak jak najszybciej uzyskać od pana zeznania w związku ze sprawą. Nie ukrywamy, że dużo sobie po panu obiecujemy. Jako bezpośredni sąsiad Dąbrowskiej miał pan szansę usłyszeć najwięcej z tego, co się u niej działo. Wiemy już, że ściany w państwa bliźniaku nie są zbyt dźwiękoszczelne.
– Nie są, to prawda – przytaknął Wysocki po tym, jak przełknął dużą porcję śliny, która zebrała się w jego gardle. – Słyszałem praktycznie wszystko, co się u niej działo wieczorami.
– Bardzo chcielibyśmy o tym usłyszeć.
– Dobrze, ale najpierw dajcie mi coś do picia.
Danilewski kiwnął na funkcjonariuszy, którzy od razu zniknęli we wnętrzu bliźniaka, żeby przynieść sąsiadowi denatki szklankę wody. Wysocki rozluźnił krawat, żeby zaczerpnąć oddechu, a Danilewski już zacierał ręce na myśl o historii, którą przyjdzie mu usłyszeć.
Jak zginęła Celina Dąbrowska? Kto wbił nóż w jej pierś? Zrobiła to jedna z jej córek w ramach odwetu za romans z zięciem, czy może to mężczyźni, rozdarci między partnerkami a uwodzącą ich teściową, wzięli sprawy w swoje ręce. A może to sama Celina, nie mogąc znieść swoich destrukcyjnych skłonności, postanowiła z sobą skończyć?
*
To, ile mogę opowiedzieć o sprawie Celiny Dąbrowskiej, wynika nie tylko z tego, że ściany naszego bliźniaka są wyjątkowo cienkie. Ma to swoje źródło również w tym, że w miarę, jak u mojej sąsiadki zagęszczała się atmosfera, rozwinąłem w sobie pewne zboczenie. Mógłbym je przyrównać do wojeryzmu, jednak nie był to tak naprawdę wojeryzm, bo oparty był nie na podglądaniu, a na podsłuchiwaniu, ciągłym podsłuchiwaniu tego, co działo się u Celiny.
Tak, słyszałem wszystko nie tylko mimowolnie, lecz także z własnej woli. Po tym, jak pierwszy, drugi, trzeci raz z jej sypialni dobiegły mnie odgłosy zakazanych namiętności, przysysanie ucha do ściany dzielącej nasze bliźniaki stało się moją ulubioną rozrywką, której poświęcałem niemal każdą minutę swojego wolnego czasu.
Od razu, kiedy przychodziłem z pracy, otwierałem barek, zabierałem z niego napoczętą zeszłego wieczoru butelkę, przysuwałem fotel do ściany i zaczynałem wsłuchiwać się w dźwięki rozkoszy. Były one dla mnie o tyle zastanawiające i intrygujące, że Dąbrowska przecież przez wiele lat była samotna, praktycznie odkąd się tu wprowadziła z dwiema małymi jeszcze córkami. Ponieważ ich ojciec nigdy się tu nie pojawiał, podejrzewałem, że narodziny zarówno jednej, jak i drugiej były owocem nie do końca przemyślanych przygód z czasów młodości, a Celina, aby utrzymać swoje dzieci i zapewnić im należny byt, już dawno wyrzekła się seksualnych ekscesów i całkowicie poświęciła się pracy. To, że nie jest całkowicie pozbawiona cielesnych pragnień, uderzyło mnie jednak z całą mocą wtedy, gdy Anna, starsza córka Celiny przyprowadziła do domu swojego narzeczonego.
Kiedy pod naszym bliźniakiem pierwszy raz pojawił się jego srebrny mercedes, nie podejrzewałem jeszcze, że wydarzenie to zapoczątkuje lawinę tragicznych wypadków. Już pierwszej doby, którą Oskar – bo tak nazywał się narzeczony Anny – spędził u Dąbrowskich, stałem się świadkiem pewnego niecodziennego dialogu. Odbywając poranną toaletę, usłyszałem, jak otwierają się drzwi do łazienki Celiny, która sąsiaduje zaraz z moją.
– O przepraszam – odezwał się męski głos, zapewne należący do Oskara.
– No coś ty – odpowiedział mu żywy, podekscytowany głos Celiny.
Wywnioskowałem z tego, że narzeczony Anny najprawdopodobniej myślał, że wchodzi do niezajętej łazienki, podczas gdy zastał tam Celinę w trakcie jakiejś intymnej czynności.
Co mogła wtedy robić? Żeby uplastycznić ten moment, lubię sobie wyobrażać, że moja sąsiadka masowała akurat przed lustrem swoje masywne, krągłe piersi z dużymi aureolami i grubymi, sterczącymi sutkami. Co prawda nigdy nie widziałem ich nago, jednak wiele razy obserwowałem, jak z trudem mieszczą się w bluzkach i sukienkach Celiny, i wiele razy słyszałem, jak klaszczą o jej ciało, kiedy przysuwałem ucho do ściany w trakcie jej gorących nocy. Potrafię więc zgadnąć, jakie wrażenie musiały wywrzeć na Oskarze, kiedy ten wszedł do łazienki i zobaczył, jak jego przyszła teściowa wciera w nie gęsty, tłusty krem, jeszcze bardziej je ujędrniając i nabłyszczając.
Oskar chciał już wyjść, jednak Celina odwiodła go od tego zamiaru.
– Nie bądź taki wstydliwy – powiedziała, a po chwili dodała – jeśli moja córcia nie zdążyła się tobą zająć, to ja chętnie to zrobię.
Te słowa, które mnie zszokowały, były zapewne wynikiem tego, że Celina dostrzegła w bokserkach lub na ręczniku Oskara pęczniejące wybrzuszenie. Chłopak nic nie odpowiedział, ale też się nie wycofał. Następnie usłyszałem, jak nie może powstrzymać się przed tym, żeby zacząć dyszeć, co niewątpliwie świadczyło o tym, że Celina zdążyła się nim zaopiekować. Najpierw musiała czule otoczyć Oskara swoimi dłońmi, a następnie zapewne zaczęła sprawiać mu rozkosz ustami.
W końcu chłopak cicho jęknął i, jak lubię to sobie wyobrażać, trysnął prosto na świeżo nasmarowane kremem, masywne piersi czterdziestoletniej Celiny. Kiedy wmasowywała w nie wyciśnięte przez siebie nasienie, pewnie jeszcze dyszała, a z jej wywieszonego, łapczywego języka skapywały resztki spermy.
Zaraz potem wstała, podeszła do lustra, żeby się ogarnąć i dyskretnie dała znak Oskarowi, by wyszedł i usiadł do śniadania – tak, żeby Anna niczego się nie domyśliła. Chwilę potem cała trójka jadła już posiłek tak, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło, i pewnie tylko kiedy Anna nie patrzyła, Celina dyskretnie mrugała okiem w stronę Oskara lub trącała go pod stołem świeżo wypielęgnowaną stopą.
Dlaczego to zrobiła, zapytacie? Cóż, według mnie, jeśli kobieta przez tyle lat żyje sama, jej energia musi w końcu kiedyś eksplodować. A może swoją rolę odegrał w tym fakt, że Celina urodziła swoje córki w młodym wieku, po tym, jak kochała się najprawdopodobniej ze swoim rówieśnikiem, i dlatego kiedy w jej zasięgu ponownie pojawił się dwudziestoparolatek, stare emocje odżyły i sprowadziły ją na niemoralną ścieżkę. Nie wiem, trudno mi oceniać.
Podczas pierwszego pobytu Oskara u Dąbrowskich nic więcej się nie wydarzyło, jednak kiedy dwa miesiące później chłopak ponownie przyjechał odwiedzić matkę swojej narzeczonej, miał miejsce kolejny incydent.
Oskar długo siedział w salonie i czytał książkę. Annie, która była już zmęczona, powiedział, aby położyła się bez niego. Wciągnął się w fabułę i musi dojść do końca. Anna, niechętnie bo niechętnie, ale przystała na to i wdrapała się na górę, żeby tam legnąć kamiennym snem. Tymczasem Oskar rzeczywiście miał zamiar dokończyć, jednak nie wciągającą powieść, tylko to, co zaczął z przyszłą teściową dwa miesiące wcześniej.
Wkrótce Celina wyszła ze swojej sypialni do salonu. Lubię sobie wyobrażać, że jej obfite biodra i łydki opinały wtedy szalenie seksowne pończochy, a na górze miała jakiś wymyślny biustonosz z otworami na sutki – pomyślany specjalnie tak, aby Oskar mógł bez przeszkód całować jej piersi, gdy ona będzie go ujeżdżała. I właśnie tak się w końcu stało.
Masywne uda Celiny zaczęły obijać się o umięśnione nogi Oskara. Starali się nie jęczeć, żeby nie zbudzić Anny, głównie dyszeli, ale robili to tak namiętnie, że słysząc ich odgłosy przez ścianę, mogłem poczuć niemal wszystko – jak ich ciała ociekają gorącym potem, jak wgłębiają się w tapicerkę kanapy, jak obłapiają się wzajemnie swoim żarem i śliskością – jej czterdziestoletnie, dojrzałe ciało nienasyconej kobiety, i jego dwudziestoletnie, umięśnione ciało jurnego chłopaka.
Ich namiętność okazała się jednak nie tylko ich rozkoszą, lecz także ich przekleństwem. Anna co prawda nie przyłapała ich podczas drugiej wizyty Oskara u jej matki, jednak po pięciu latach wizyt partnera w końcu odkryła, co się święci. Oskar był już wtedy nie narzeczonym, a mężem Anny, para miała w dodatku małą córeczkę.
Odbyła się wielka awantura, którą słyszała cała ulica, a Oskar z Anną nigdy więcej nie pojawili się u Celiny. Czy Anna wybaczyła Oskarowi i udało im się ułożyć życie na nowo, ale już bez drapieżnej matki? Tego nie jestem w stanie stwierdzić. Wiem tylko, że jeszcze długo po tej awanturze Celina spędzała całe noce, naprzemiennie łkając i sama zaspokajając swoje nienasycone ciało, które odkąd raz posmakowało partnera córki, nie mogło się już opierać nagłym przypływom żądz.
Dlatego kiedy jej druga, młodsza córka, Emilia, wróciła na wakacje ze studiów na drugim końcu Polski, i przywiozła ze sobą chłopaka, wszystko odżyło i wydarzyło się na nowo. Proces przebiegał niemal identycznie. Niezamknięcie drzwi w łazience, zwabienie niewinnego jeszcze chłopaka, utrata niewinności, wymówki przy okazji kolejnych wizyt i wypróbowywanie kolejnych, najwymyślniejszych pozycji. I przed ślubem, i po ślubie Emilii z jej partnerem.
Awantura, która zakończyła tę historię, wydarzyła się ledwie wczoraj, a dzisiaj, jak się dowiaduję, Celina została znaleziona z nożem w piersi. Pytacie mnie, kto to zrobił? Czy była to zemsta? Może i tak. Może i była to zemsta Celiny na sobie samej. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się jednak, że był to akt rozpaczy. Dąbrowska zdała sobie sprawę, że to już definitywny koniec. Opuściła ją jej ostatnia córka i nie będzie mieć więcej okazji, żeby uwodzić swoich przyszłych zięciów.
Czemu jestem pewien, że ona sama sobie to zrobiła? Kiedy usłyszałem w jej mieszkaniu rozdzierający krzyk, nie był on poprzedzony żadną szarpaniną czy kłótnią. Nikt zaraz potem nie wybiegł też z jej domu. Czemu nie poszedłem jej na pomoc? Wolałem nie myśleć o tym, co mogło się tam wydarzyć. Wolałem choć na chwilę oderwać myśli od tej sprawy i pójść jak co dzień do pracy, w której wszystko jest logiczne i ułożone, i w których nie ma miejsca na wybuchy destrukcyjnych namiętności.
Jak Ci się podobało?