Nowe życie (I)
18 lipca 2015
Nowe życie
30 min
"Żyję" było pierwszym słowem, jakie przyszło mi do głowy. Dopiero po chwili dotarły do mnie różne odgłosy. Usłyszałam pikanie jakiejś maszyny, kilka głosów, ktoś mnie głaskał po policzku. Chciałam spojrzeć... Nie mogłam. Nie mogłam otworzyć oczu. W ogóle chciałam się ruszyć - nic z tego. Mogłam tylko leżeć, słuchać i czuć. Czyjś dotyk na moim policzku działał na mnie kojąco.
- Ona ma tylko 50% szans... - mówiła jakaś kobieta.
- Cóż, tym razem również się nie udało. - Obcy męski głos. Co się nie udało?
Nastąpiło jakieś poruszenie, ktoś wszedł do pomieszczenia. A raczej wbiegł i w tym samym momencie przestałam być głaskana.
- Wynoś się od niej. - Usłyszałam inny męski głos, oddech lekko przyspieszony. Ktoś wszedł, miał taki znany mi głos. Nic z tego nie rozumiałam. Gdzie ja w ogóle jestem?! Co się ze mną dzieje?
Po tym zasnęłam. Kiedy ponownie odzyskałam świadomość, myślałam bardziej logicznie. Dotarło do mnie, że jestem w szpitalu, podłączona do nieustannie pikającego urządzenia... I że jestem w śpiączce. Na samą myśl o tym, coś ścisnęło mnie w gardle, pod powieki napłynęło więcej łez. Czułam, jak jedna z nich spłynęła z kącika oka gdzieś do włosów. Ktoś chwycił mnie chudą dłonią za rękę.
- Wiedziałam, że żyjesz... Ty się łatwo nie poddasz... - Nie miałam zielonego pojęcia, skąd znam ten głos. Wiedziałam, że była to kobieta z lekko męskim zarysem tonacji głosowej i na pewno nie była to moja matka. Na tym się kończyła moja wiedza. Otarła mi łzę i to była ostatnia czynność przed moim ponownym... Odpływem.
Można zmęczyć się myśleniem?
Ponownie się obudziłam... Na podłodze obok łóżka. Czyjeś ręce mnie chwytały i podnosiły, rozpoznałam kilka głosów. Położono mnie z powrotem na łóżko, wtedy otworzyłam oczy. Wszyscy, czyli dwie pielęgniarki, lekarz, jakiś facet i chuda kobieta o czarnych włosach patrzyli na mnie, byli wyraźnie zaskoczeni.
- Hej... - powiedziałam zachrypniętym głosem. Facet nie lekarz usiadł na brzegu łóżka i przytulił mnie delikatnie jak na jego posturę.
- Kochanie... - szepnął. Chuda kobieta o androgynicznym typie urody od razu przykuła moją uwagę, jednak po chwili wyszła.
Okazało się, że byłam w śpiączce 6 tygodni, a na podłodze znalazłam się, bo rzucałam się po całym łóżku, miałam jakiś atak i spadłam. Nic nie pamiętałam, nikogo nie rozpoznawałam, ale mówili, że spadłam ze schodów na korytarzu w bloku w którym mieszkam. Mężczyzna, który mnie przytulił okazał się moim mężem. Pół godziny później przyszła kobieta, która powiedziała, że jest moją matką. W jej oczach widziałam miłość i troskę. Pytając męża o tajemniczą czarnowłosą kobietę odparł, bym nie zwracała na nią uwagi, że to wariatka, jednak ja w to nie wierzyłam. Jedyne, czemu ufałam, to kobieta koło 50-tki jako moja matka. No i ta czarnowłosa dziewczyna... W głębi ducha miałam nadzieję, że przyjdzie jeszcze do mnie. Nie wierzyłam Robertowi -jak się później okazało, był moim mężem - że tamta dziewczyna to wariatka. Bałam się zasnąć w nocy, jednak zmęczenie było silniejsze ode mnie.
Obudził mnie cichy szelest. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tę dziewczynę, kładła na mojej szafce jakieś drobne zakupy. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niepewnie.
- Cześć... - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Witaj. Jak się czujesz?
- Bywało gorzej...
- Kupiłam ci kilka owoców i sok. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Dziękuję, i nie szkodzi, wyspałam się za wszystkie czasy. - Widząc, że kieruje się w stronę wyjścia, zawołałam: - Zaczekaj. Proszę, nie odchodź.
Wróciła do mnie z lekkim uśmiechem. Przesunęłam się trochę na bok, usiadła przy mnie na łóżku.
- Mogę zostać, jeśli chcesz.
- Zostań i... - Zacięłam się. Nie wiedziałam, co chciałam jeszcze powiedzieć. - I opowiedz mi coś o sobie.
Westchnęła cicho, zamyśliła się, po chwili zaczęła.
- Byłyśmy... Przyjaciółkami.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Więc dlaczego Robert jej nienawidził? I mówił, że to wariatka? Spojrzałam jej w oczy, miały piękny zielony odcień. Patrzyłam przez chwilę tak, po czym odwróciłam wzrok czując, jak płoną mi policzki. Rumienię się? - Nic nie pamiętasz, prawda?
- Nie... Wybacz.
- Ale to nie twoja wina, miałaś wypadek. Choć ja mam inną teorię.
- Tak? Jaką?
- Pogadamy o tym, jak wyjdziesz. Obiecuję.
- Jak masz na imię?
- Kate. Nie jestem z Polski.
- Jak się poznałyśmy?
- Jesteśmy sąsiadkami.
- Masz chłopaka?
- Nie, ale moje serce jest zajęte.
- Nie umówisz się z nim?
- On... jest zajęty.
- Zaszło coś między wami?
- Tak, raz.
- Dobrze chociaż całuje?
- Tak.
- Przepraszam za te pytania...
- A pytaj o co chcesz. Mam nadzieję, że twój wypadek nie zniszczy naszej przyjaźni. Jesteś ciekawa świata, to normalne. - Uśmiechnęła się. Zapadła cisza, choć nawet ona była ciekawa. Moje myśli szalały rozpędzone w głowie, czułam jakiś skurcz w brzuchu. Nie, to mrowienie... Takie miłe. To normalne? Czy powinnam powiedzieć o tym?
- Naprawdę nic nie pamiętasz? Naszych przygód? - Szepnęła. Ja niestety miałam pustkę w głowie. To znaczy, wiedziałam, że między nami dużo się wydarzyło, ale nie potrafiłam dotrzeć do tych wspomnień.
- Nie...
Nawet nie zauważyłam, kiedy się tak przybliżyła. Była niebezpiecznie blisko, nasze twarze dzieliło mniej niż 20 centymetrów. Oddychałyśmy własnym oddechem, sytuacja zrobiła się... Intymna? Dotknęła mojego policzka i złączyła nasze usta w delikatnym pocałunku. W mojej głowie zaświeciła się lampka ostrzegawcza, zapewne tak się nie całują przyjaciółki.
Chwilo, trwaj...
Położyłam dłoń na jej ramieniu i odwzajemniłam jej pocałunek. Wczuwając się coraz bardziej w taniec języków, zapomniałam gdzie jestem, kim jestem i co robię. Liczyła się Kate. Jej delikatne, niespieszne pocałunki burzyły mi dotychczas ułożony porządek w głowie. Przejechałam palcami po jej karku i żuchwie, wiedziałam, że to lubi. Zawstydzona własnymi myślami przerwałam ten pocałunek.
- Przepraszam... Nie powinnam. - Powiedziała i usiadła, przetarła twarz rękami.
- Nic się nie stało...
- Stało się. Masz męża, jesteśmy dziewczynami. Zapomnij o tym pocałunku. To nie miało prawa się wydarzyć.
- Jak chcesz... Ale mi się podobało. - Jednak w głębi duszy wiedziałam, że ma rację. Miałam męża. A ona była tylko przyjaciółką.
- Zniknę z twojego życia... Może to i dobrze, że nic nie pamiętasz.
- Kate...
- Nic nie mów. Od czego zaczynamy? Od jabłka? - Sięgnęła do reklamówki na szafce.
- Chętnie.
Co jakiś czas w mojej głowie pojawiały się wspomnienia, najczęściej z dzieciństwa. Chwilowe, jak pokaz slajdów z jednym zdjęciem. W pewnym momencie do sali wszedł Robert. Kate rzuciła tylko krótkie 'cześć' do mnie i opuściła salę, jakby zlękniona.
Robert, ubrany w obcisły szary t-shirt i narzuconą na szerokie ramiona czarną skórę, wydawał się potężny i groźny. Podszedł do mnie i pochylił się, zamknęłam mocno oczy, jak bym oczekiwała na jakiś cios. On jednak pocałował mnie w czoło.
- Witaj najdroższa. Jak się czujesz? Coś ci się przypomniało? - Usiadł na miejscu Kate. Kate...
Jego niebieskie oczy zaczęły obserwować mnie uważnie w poszukiwaniu najdrobniejszych oznak jakiegokolwiek kłamstwa. To nie ja tak reagowałam, to reagowało moje ciało. Był atrakcyjnym mężczyzną, brązowa czupryna z zarostem sprawiały, że wyglądał jak jakiś aktor lub model po przeróbkach w photoshopie.
- Niewiele, drobne wspomnienia z dzieciństwa. - Nie ulegało wątpliwości, że po prostu się go bałam. Cóż, muszę się 'przyzwyczaić' do jego towarzystwa.
- Istnieje możliwość, że za kilka dni będę mógł cię zabrać do domu. Rozmawiałem z twoim lekarzem. Dokładnie w środę. Dziś jest niedziela. Cieszysz się? - Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów.
- Tak... - Powiedziałam cicho.
Więzienie.
To słowo wlazło mi do głowy. Jeśli zabierze mnie do domu, zamknie mnie w klatce. W pudle. W piwnicy. Pod deskami. I nikt mnie nigdy nie znajdzie.
Wzięłam głęboki oddech, tłumaczyłam sobie, że to mężczyzna i miłość mojego życia, że to z nim będę mieć gromadkę dzieci, ciepły dom. Tak, to piękna myśl. Ale czegoś mi brakowało, jakiś puzzel od układanki się zagubił. Jakbym o czymś zapomniała.
- Wszystko w porządku? - zapytał, a jego niski głos w mojej głowie rósł i rósł, aż się przerodził w ryk. Złapałam się za głowę, skuliłam, zamknęłam oczy by odciąć się od tego świata. Od Roberta. Czułam, jak łzy mi płyną po policzkach. Walczyłam sama z sobą, były we mnie dwie różne osoby. Jedna cieszyła się z życia, z męża, z rodziny, a druga przeżywała koszmar.
Słyszałam jego oddalony głos wzywający pielęgniarkę. Odpychałam od siebie jego ręce, skulona na boku wierzgałam nogami. Nawiedzały mnie setki wspomnień, w tym z Kate, i choć były niewyraźne, czułam, że były przyjemne.
Nie wiem co się działo wokół mnie, ale po chwili poczułam niesamowite ukojenie, mój oddech się uspokoił, serce i myśli zwolniły. Otworzyłam oczy, pielęgniarka przyciskała mi do wewnętrznej strony ręki biały gazik, druga mnie trzymała, Robert stał i patrzył.
- Kate... - powiedziałam tylko i odpłynęłam w błogi sen.
Obudziłam się, gdy za oknem było ciemno. Noc. Stęskniona za widokiem gwiazd chciałam wstać. Dopiero po chwili ktoś mnie chwycił za rękę.
- Odpoczywaj. - Kate. Długo się tak bardzo z czegoś nie cieszyłam. - Potrzebujesz czegoś?
- Nie, chciałam tylko popatrzeć na gwiazdy.
- Obiecuję, że jak tylko twój stan się poprawi, wezmę cię na długi spacer w nocy.
- Dziękuję. Tak w ogóle to co tu robisz?
- Robert mnie poprosił, bym przyjechała. Nie martw się, śpi pod ścianą na krześle. - Do moich uszu dopiero teraz dotarło ciche chrapanie. Oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, rozejrzałam się. Na krześle przy stoliku majaczył duży cień. To musiał być Robert. Kate siedziała na krześle przy moim łóżku i w dalszym ciągu trzymała mnie za rękę.
- Kate...?
- No tak, zapomniałam, przepraszam. - Puściła mnie.
- Nie o to mi chodziło. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz... - Zapadła chwila ciszy, ciche chrapanie męża ustało.
- Nie ma sprawy. W końcu jesteśmy przyjaciółkami. Śpij już, rano mi opowiesz o tym ataku. - Poczułam, jak głaszcze mnie po policzku. - Tak bardzo ci współczuję...
Rano obudził mnie ruch na sali, gdy weszła pielęgniarka i rozmawiała z Robertem, Kate milczała. Po chwili pielęgniarka podeszła do mnie, podwinęła mi rękaw i zmierzyła ciśnienie.
- Sto dziesięć na siedemdziesiąt sześć. Jest dobrze. - I wyszła.
Przywitałam się z mężem i poprawiłam poduszkę siadając i opierając się o nią. Spojrzałam na zegarek, kilka minut po 7.
- Jak się czujesz? - zapytali jednocześnie, uśmiechnęłam się.
- Jest dobrze. Dziękuję, że jesteście.
- Opowiedz mi, co się wczoraj stało. - Powiedziała Kate. Spojrzałam na męża, szczęki miał zaciśnięte.
- Eee... Więc... No, coś się stało. Czułam się, jak by mózg miał mi wybuchnąć od przypływu wspomnień...
- Co widziałaś? - Przerwał mi. Nie mogłam odpowiedzieć, że w większości były związane z Kate.
- Ciebie... - powiedziałam, uśmiechnął się lekko. W głębi ducha modliłam się, by nie pytał o szczegóły. - Były też wspomnienia z dzieciństwa.
- To miłe. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz.
- Proszę tylko, byś częściej się uśmiechał. - Gdy to powiedziałam, jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. - Dziękuję.
- Skoro już jest z tobą w porządku, ja będę uciekać. - Oznajmiła Kate.
Chciałam, by została, ale nie chciałam żeby Robert coś podejrzewał. Był fajnym facetem. Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Starałam się o niej myśleć jak o przyjaciółce. Zapewne tak się zachowywałam, bo doznałam wielu wrażeń naraz. A bynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Robert przesiadł się z krzesła na brzeg mojego łóżka i pogłaskał mnie czule po głowie.
- Już niedługo stąd wyjdziesz... - Szepnął. - Tak długo na to czekałem.
- Poznam świat na nowo. Naprawdę niewiele pamiętam. Wiesz, takie naprawdę oczywiste fakty, które zna cztero-pięciolatek.
- Wiem kochanie, wiem. Zaopiekuję się tobą.
- Opowiedz mi, gdzie się poznaliśmy? Jaki był nasz związek, małżeństwo? - Nastała chwila ciszy, widziałam na jego twarzy nieobecność, pewnie zamyślił się. Po chwili zaczął:
- W dniu, gdy cię poznałem, pracowałem jako taksówkarz. Była jesień, ale ty byłaś ubrana w sukienkę a dzień był chłodny. Wsiadłaś, zaoferowałem ci moją kurtkę byś się ogrzała w trakcie podróży, nie działało mi wtedy ogrzewanie. Zawiozłem cię pod blok, w którym mieszkała twoja matka, zapłaciłaś nie chcąc reszty, wysiadłaś i tyle bym cię widział, gdyby nie to, że chwilę później zorientowałem się, że poszłaś w mojej kurtce. Powiedziałaś, że oddasz mi ją dopiero na randce.
- Oddałam?
- Ściągnąłem ją z ciebie...
- Gdzie teraz pracujesz?
- W warsztacie samochodowym. Byłaś dobrą dziewczyną, później żoną.
- Zdradziłam cię lub ty mnie? - Zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Ty mnie. Wybaczyłem, ale nie zapomniałem.
- Co to był za facet? Jakiś twój kumpel?
Kolejna długa chwila ciszy.
- Nasz wspólny znajomy. Proszę, zmieńmy temat.
- Dobrze, przepraszam. Powiedz mi jeszcze, dlaczego uważasz, że Kate to wariatka? Powiedziałeś tak.
- Wiem. Nie uważam, że jest wariatką, bo jest wariatką.
- Nie powiedziałeś, że była moją przyjaciółką.
- Jest zboczona. I okazyjnie ćpa. Chcę cię uchronić od takiego towarzystwa.
- Nic takiego nie zauważyłam.
- To margines społeczny, rozumiesz?! - Krzyknął. - Takich ludzi powinno stawiać się pod ścianą i rozstrzelać!
Do sali zajrzała pielęgniarka.
- Wszystko w porządku? - Zapytała.
- Tak. - Odpowiedział wzburzony Robert.
- Tak. – Odpowiedziałam i westchnęłam, odeszła.
- Przepraszam... - Odparł po chwili, pocierając twarz dłońmi. - Ale jak tylko pomyślę o tej...
- Spokojnie.
To wszystko było takie dziwne.
Koło 8.30 ponownie przyszła pielęgniarka ze śniadaniem dla mnie i powiedziała, że dziś będę próbować chodzić. Po jej wyjściu Robert podwinął kołdrę i dotknął mojej kostki.
- Co ty robisz?
- Sprawdzam, czy masz czucie w nogach - odpowiedział z uśmiechem. - Czujesz coś?
- Tak... - Przesunął palce na mój piszczel, później na łydkę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A tutaj?
- Też... - Przesunął wyżej, na kolano, jego dotyk niezbyt sprawiał mi przyjemność, choć wiem, że powinien. - Tu też, zostaw mnie. Resztę zbadasz innym razem...
Dodałam, by nic nie podejrzewał. Na szczęście cofnął rękę i zostawił mnie w spokoju, przykrywając nogi kołdrą.
- Mógłbym cię chociaż pocałować? - Co?! Nie!!! Jezu, jestem w końcu jego żoną.
- Tak, pewnie.
Przysunął się i wsunął mi palce we włosy. Na chwilę spojrzał mi w oczy, po czym złączył nasze usta. Całował mnie, a ja odwzajemniałam, bo musiałam. Wcale nie miałam na to ochoty. Nawet mógłby sobie pójść. Jego pocałunki nie równały się z pocałunkami Kate. Po chwili przerwał.
- Jesteś jakaś nieobecna. - Kurwa mać.
- Wybacz, ale jestem po śpiączce. - Miałam nadzieję, że to wystarczająco silny argument.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Potrzebujesz czasu, a ja zachowuję się jak głupi nastolatek. - Najwyraźniej nie dorosłeś, pomyślałam. - Zjedz te śniadanie.
Jedząc, uświadomiłam sobie, że dzień ledwo się zaczął, a ja już miałam dosyć. Towarzystwo Roberta... Było męczące. Może dlatego, że był facetem i mnie nie rozumiał. Nie wiedział, przez co przechodziłam. Koło 10 przyszły dwie pielęgniarki. Jedna z jakąś teczką i długopisem zasiadła na krześle pod ścianą obok stolika. Druga zaczęła mi wydawać rozkazy.
- Usiądź na brzegu spuszczając nogi. - Chciała, więc tak uczyniłam. Czułam jakieś mrowienie na lewej nodze. - Załóż nogę na nogę.
Również to uczyniłam. Wyciągnęła z kieszeni fartucha młoteczek lekarski i podwinęła mi koszulę na udo. Uderzyła lekko pod kolanem, noga mi sama podskoczyła. Następnie kazała mi założyć drugą nogę. Spojrzałam na tamtą siedzącą na krześle, pisała coś, co chwilę na nas zerkała. Później pierwszy raz od hm... Sześciu tygodni stanęłam na nogach. Początkowo pomagała mi pielęgniarka, ale po kilku minutach już stałam o własnych siłach. Kazała mi chodzić na palcach, na piętach, chodzić z zamkniętymi oczami, dotykać palcem swojego nosa i takie tam. Na koniec powiedziałam, że czuję lekkie mrowienie, co również zostało odnotowane. Robert był wyraźnie zadowolony.
- Na którą masz do pracy? - Zapytałam, by się jakoś go pozbyć. Potrzebowałam zostać sama, ułożyć sobie wszystko w głowie. A jego ciągłe wpatrywanie się we mnie było naprawdę męczące. Jakie to słowo?
Osaczona.
Kontrolowana.
Za dwa dni miałam wrócić do domu. Jak ja wytrzymam z nim tyle godzin? Martwiło mnie, że nie wyczuwam żadnej więzi, żadnego uczucia, jakie żywi żona do męża. Próbowałam zmusić się do zakochania się w nim. Usiłowałam się nim zachwycać, komplementować go ale, do cholery, nic to nie dawało. Może to za wcześnie? Miłość potrzebuje czasu by dostatecznie się rozwinąć. Tak mówił... Kto tak mówił? Piękne słowa, ale autora nie pamiętam. Wkurzała mnie moja niewiedza, czułam się jak małe dziecko.
- Za godzinę muszę być w warsztacie. Choć i tak już teraz muszę cię opuścić, chciałbym porozmawiać z twoją lekarką. Może pozwolą mi cię zabrać wcześniej... - Co?! Nie!!
- Nie trzeba, jak będzie dobrze, to same o to poproszą.
Klatka.
Stalowe pionowe pręty układające się w sześcian, zawieszony na łańcuchu.
- Kochanie? Wszystko OK? Coś sobie przypomniałaś? - Zapytał z niepokojem, ale ja go nie słyszałam. Czułam, jak zapadam się w siebie... Ponownie.
Usłyszałam jego delikatny głos, cichy, jak śpiew aniołów. Stopniowo nasilał się, rósł, wzmagał, przybliżał się, aż przerodził się w ryk, który niszczył mnie psychicznie. To tak, jak utwór, który zaczyna Mozart, a kończy jakiś black metalowy zespół. Czułam, jak pękam, jak zbiera się we mnie płacz. I ponownie nawiedziły mnie wspomnienia, tym razem bardzo bolesne - kłótnie rodziców, pierwszy chłopak, który mnie wykorzystał, śmierć ojca... Zaraz, śmierć ojca?! ... Zawsze sama i smutna w dzieciństwie, mój rozjechany pies, mój chory ze starości kot. Na końcu był Robert. Wielki, patrzący na mnie bezlitosnym wzrokiem z góry, z zaciśniętymi pięściami.
Tym razem również poczułam napływ spokoju, ukojenia. Wszystko stało się spokojniejsze. Czułam, że mogłabym na nowo pokochać Roberta, gdyby nie... Gdyby nie...
Coś mi przeszkadzało, blokowało możliwość rozwinięcia więzi między nami. Jakiś intruz, jak kamyk w bucie. Coś mnie przed nim blokowało. Znałam odpowiedź, ale nie potrafiłam do niej dotrzeć. Czułam jak się uspokajam, aż chyba zasnęłam.
Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Potrzebowałam chwilę, by dojść do siebie.
- Nie ma mowy, nie wpuszczę cię. - Prawie byłam pewna, że to głos mojej matki.
- Proszę, tylko na nią spojrzę. Pani nie wie, jak bardzo to jest dla mnie ważne. - Głos Kate. Jest tutaj.
- Tak, tak. Dla zboczeńców nie ma tu wstępu. Robert mi wszystko powiedział i zabronił mi cię wpuszczać.
- Pani córka jest naprawę ważną osobą w moim życiu. Nie jestem żadnym zboczeńcem.
- I tak cię nie wpuszczę, więc odejdź.
- Nie... - Powiedziałam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam i ponowiłam próbę. - Mamo, zostaw Kate. Ona mnie wspiera.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na nie, Kate stała w drzwiach, mama zagradzała jej drogę. Gdy to usłyszała, ustąpiła i pozwoliła jej wejść. W pokoju było jasno, słońce jeszcze nie zaszło. Na zegarku było 15 minut po 17.
- Witaj, biedaku... - Szepnęła, siadając na brzegu łóżka. Mama usiadła na krześle.
- Dlaczego wszyscy uważają cię za zboczeńca? Za kogoś złego?
- To trudne pytanie i trudna na nie odpowiedź. Pogadamy o tym jak wyjdziesz.
- Robi się ciekawa lista. Pamiętaj, że masz mi jeszcze przedstawić swoją teorię. - Była zaskoczona, uśmiechnęła się po chwili.
- Zapamiętałaś... - Kiwnęłam głową. - Przyszłam tu pożegnać się z tobą, wyjeżdżam na tydzień do pracy.
- Co robisz?
- Jestem DJ-em. Dostałam ofertę od klubu, który codziennie przez tydzień będzie organizować imprezy, a mi by się nie opłacało jechać tam, później na noc wracać do domu. Klub jest w innym mieście, ale oferta jest fantastyczna. Rozumiesz?
- Tak. No cóż, szkoda. W środę wychodzę. Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro. - Chwyciła mnie za rękę. - Powiedz mi, co widziałaś tym razem?
- Roberta i dużo bólu w moim życiu.
- Czasem umysł płata nam figle, pamiętaj.
Zachciałam ją pocałować. Wstydziłam się tego, ale chciałam. Znów poczuć jej miękkie usta na moich, delikatny i niespieszny język przy moim, które zgrają się w szalonym tańcu języków... Chciałam czuć jej usta wszędzie.
- Córeczko? - Zapytała niepewnie mama.
Otrząsnęłam się z tych myśli, które na mojej twarzy wywołały uśmiech. Czułam, jak policzki mi płoną.
- Nic mi nie jest. Miałam... Przyjemne wspomnienie. - Uśmiechnęły się, mama kontynuowała.
- Robert?
- Co? Nie!
- Uznałam, że rumieniec na twojej twarzy był wynikiem wspomnień z nim..
- Aha... Tak, to było wspomnienie z nim.
To niemożliwe, że takie reakcje u mnie wywołuje moja przyjaciółka! Wrócę do domu, będę kontynuować życie u boku męża, wszystko się ułoży. Zapomnę o tym, co zdarzyło się w szpitalu między mną, a Kate. Zapomnę.
- Dziewczyny, ja uciekam na kilka minut, muszę zapalić. - Powiedziała mama i wstała.
- Mhm, dobrze. - Powiedziałam, uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
Kate zaczęła mówić szybko i cicho:
- Słuchaj, twój mąż nie jest taki wspaniały. Przed wypadkiem katował cię, znęcał się nad tobą fizycznie i psychicznie, rozumiesz? Udaje świętego, bo nic nie pamiętasz. Na pewno będzie się starał poprawić i być idealnym, ale ja mu nie wierzę. - Sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła klucz. - To jest klucz do mojego mieszkania. Gdyby było źle przez ten tydzień, idź do mojego mieszkania i zamknij się.
W tym momencie naprawdę można było ją uznać za wariatkę. Ale... Cholera, wierzyłam jej. Dziękowałam Bogu, że mam przy sobie kogoś takiego, jak Kate.
- Twoja matka o niczym nie wie, Robert idealnie gra przed nią hetero sielankę. - Ujęła moją twarz dłońmi i spojrzała mi głęboko w oczy. - To brzmi absurdalnie, ale tak jest.
- Nie wiem co powiedzieć... - Nastała chwila ciszy.
- Nie mów innym, że ci powiedziałam i że masz klucz. Kocham cię, rozumiesz? Tak szalenie cię kocham... - To mnie wprawiło w osłupienie.
Chciałam dojść do głosu, ale uciszyła mnie pocałunkiem. Długim, namiętnym pocałunkiem. Porządek w głowie został ponownie zburzony. Położyłam dłoń na jej policzku i odwzajemniałam jej tym samym, co ona dawała mi. Zatracone w chwili uniesienia odskoczyłyśmy od siebie dopiero, gdy kroki mamy stały się niebezpiecznie głośne. Spojrzała na mnie i przejechała palcem po moich ustach, które tak bardzo chciały więcej. Nie, to ja chciałam więcej.
Usiadła wyprostowana jak by nigdy nic, i w tym momencie weszła moja mama.
- Jestem już, dziewczynki... Córeczko, tak przy okazji to mam coś dla ciebie. - Usiadła na krześle i zaczęła grzebać w torebce. Wyciągnęła kopertę, która sprawiała wrażenie, jak by miała pęknąć. Wyciągnęła z niej zdjęcia. - Mam nadzieję, że chociaż trochę sobie coś przypomnisz.
Więc zaczęła mi pokazywać zdjęcia i opowiadać, dlaczego zostały zrobione. Jedno, bo pierwszy raz jechałam sama na rowerze, drugie na urodzinach, inne z rodziną, jeszcze inne z mojego ślubu. Wyszliśmy ładnie na zdjęciach. On w garniturze, ja w sukni ślubnej. To zdjęcie było takie... hmm... typowe. Niczym specjalnym się nie wyróżniało od innych ślubnych zdjęć innych par, których pełno w Internecie, na reklamach. Taka rutyna.
Matka pokazywała inne zdjęcia, zapytałam jej ile lat jesteśmy po ślubie, odpowiedziała, że niecały rok. I kontynuowała pokaz, ja z Kate obok słuchałyśmy.
Wieczorem, gdy było już ciemno a matka wyszła kilka godzin wcześniej, Kate pożegnała się ze mną, ale nie pocałowała. Cóż, byłyśmy tylko przyjaciółkami. Bardzo bliskimi. Ale te jej słowa o Robercie... Po części się zgadzały z moimi wspomnieniami i uzasadniały strach przed nim. Na pewno w ciągu tygodnia nieobecności Kate, wszystko sobie ułożę i będę żyć z Robertem długo i szczęśliwie, jak na wzorowe małżeństwo przystało. Będziemy mieć gromadkę dzieci a wieczorami będziemy siedzieć przy kominku, on ubrany w sweter, ja wtulona w jego ramię. Sielanka.
Następny dzień rozpoczął się od obudzenia mnie o 7 i podaniu mi tabletek, które jak twierdziła pielęgniarka, mają wspomagać pracę mojego mózgu. Dopiero po chwili zauważyłam śpiącego męża na krześle przy stoliku, głowę miał opartą o ścianę. On nie czuwał nade mną.
On mnie pilnował.
Tak, teraz to zrozumiałam, on przez cały czas mnie pilnował. Stwarzał pozory szczęśliwego małżeństwa, ukrywając przede mną dramatyczną prawdę. Postanowiłam go sprawdzić. Usiadłam i postawiłam stopy na podłodze. Zrobiłam niepewnie jeden krok, po nim drugi. I...
- Gdzie idziesz?
To uczucie, że miałam rację... bezcenne. Warował jak pies. Mówił, że Kate to wariatka po to, żebym nie poznała prawdy. Zapewne słyszała wiele zza ściany, skoro była moją sąsiadką. OK, dam mu trochę satysfakcji udając naiwną owieczkę.
- Do łazienki...
- Pomogę ci.
- W czym? Sama sobie poradzę. Ale dziękuję, że tak się o mnie troszczysz.
- Jak by co, to wołaj.
I poszłam. W sumie i tak miałam potrzebę.
Gdy pielęgniarka przyniosła śniadanie, oznajmiła, że jeszcze dziś mogę wyjść. Było kilka warunków, które tyczyły się Roberta. Między innymi musiał mi podawać lekarstwa rano i po południu, chodzić ze mną na spacery, spędzać ze mną dużo czasu bo potrzebuję bliskości i najważniejsze – musiał być cierpliwy. Obiecał, że będzie się starał być czuły i troskliwy i takie tam. Po 14 poszłam odebrać wypis.
- Witaj w domu... - Powiedział Robert, gdy przekroczyłam próg mieszkania. Było nawet duże, z 6 piętra widok był naprawdę piękny. Luksusowa kuchnia, przestrzenny salon z dużym płaskim telewizorem i przytulna sypialnia dawały poczucie dostatku. Na szafce stało parę naszych zdjęć, kilka innych przedstawiało jakiegoś psa. Pamiętałam jak przez mgłę, że to był jego pies.
Moment, pamiętałam. Pamiętałam...
- Zjesz coś? Jakąś kanapkę?
- Tak, poproszę.
- Czuj się jak u siebie, to w końcu twoje mieszkanie... nasze mieszkanie.
Więc usiadłam na kanapie, Robert z kuchni powiadomił mnie, że nie spodziewał się mnie dzisiaj w domu i zaprosił paru kumpli. Powiedziałam, że chętnie ich poznam. I poznam tego, z którym zdradziłam Roberta. Może jednak Kate myliła się co do niego, może się zmienił... Naprawdę mnie bił? Był takim sympatycznym człowiekiem, choć trochę się go bałam. I wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, co dla mnie szykował.
Po chwili przyniósł mi talerz kanapek i usiadł koło mnie. Wzięłam jedną, ugryzłam kawałek.
- Tak się cieszę, że już jesteś tutaj ze mną... te 6 tygodni bez ciebie było koszmarem.
- Aż tak tęskniłeś?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo...
Jako jego żona zmusiłam się, by pocałować go w policzek. Czas przyzwyczaić się do życia z Robertem.
- Zanim przyjdą twoi koledzy, udzielisz mi lekcji jak wygląda żona idealna? Jaka mam być? -Przecież nic nie pamiętałam... Skąd mogłabym wiedzieć, jak się zachowywać?
- No pewnie. Hmm... Prawdziwa żona zajmuje się domem, kiedy mężczyzna pracuje. Gotuje, robi pranie, zakupy, dba o czystość w domu, prasuje, zajmuje się dziećmi... Ogólnie to jest posłuszna mężowi. Czyli jeśli powiem, że masz mi podać obiad, to masz to zrobić. - Jako że nic nie pamiętałam, taka odpowiedź nie wzbudziła we mnie żadnych podejrzeń, nie wydała mi się dziwna. Przecież jako mój mąż chyba chciał dla mnie jak najlepiej... - W małżeństwie najważniejsze jest bezwarunkowe posłuszeństwo mężowi. A teraz idź i zrób pranie. Jest w koszu w łazience. Ciemne z ciemnym, jasne z jasnym.
Nie czekając na specjalne zaproszenie, wstałam i poszłam. Oddzieliłam pranie i nastawiłam je. Gdy wracałam do Roberta, on właśnie poszedł otworzyć drzwi swoim kolegom, powiedział mi tylko, żebym ubrała się w jakąś sukienkę.
Poszłam do sypialni, otworzyłam szafę i szukałam jakiejś ładnej, w której byłoby mi wygodnie. Sięgnęłam po jedną i ubrałam się w nią. Wchodząc do salonu, zauważyłam jego trzech kolegów, tak samo zbudowanych jak Robert. Zagwizdali na mój widok, czułam się trochę zażenowana.
- Kochanie, podaj moim kolegom piwo.
Spojrzeli na niego jak by nie zrozumieli, co powiedział, a ja poszłam do kuchni i chwyciłam zgrzewkę piwa z lodówki. I tak, nieświadoma moich praw i wartości, zostałam służącą Roberta. Niespecjalnie mi się podobała ta sytuacja, ale wolałam nic nie mówić. Usiadłam obok męża na kanapie i przyjrzałam się jego kolegom. Jeden łysy, przed 50-tką, ubrany w czarny t-shirt z jakimś niemieckim napisem, drugi miał niebieskie oczy, gęste rzęsy i czarne włosy postawione na jeża i bliznę na policzku. Trzeci był najchudszy z nich wszystkich, ale i tak miał duże mięśnie, szeroką szczękę, dołek w brodzie i niebieskie oczy o surowym, bezlitosnym wzroku. Sprawiał wrażenie, że nienawidzi całego świata. Siedziałam tak i się zastanawiałam, z którym mogłam zdradzić Roberta, ale wszyscy byli tak samo odpychający. Z żadnym. Mówił, że ze wspólnym znajomym... Cóż, może nie należał do tej paczki. Ponure typy spod ciemnej gwiazdy. Wyglądali, jakby dopiero co wyszli z kryminału. Gadali o wszystkim, śmiali się głośno, przeklinali, palili papierosy, upijali się coraz bardziej przynoszonymi przeze mnie piwami a później butelkami wódki. Nie mogłam się doczekać, aż sobie pójdą. Sama chciałam odejść, ale Robert mi powiedział, żebym mu towarzyszyła. W końcu pożegnali się słowami „widzimy się w czwartek”. Niesamowite, jak cisza, która teraz nastała, była kojąca.
- Posprzątaj tu - powiedział i poszedł do sypialni. Przez otwarte drzwi widziałam, jak położył się w ubraniach.
Nie spodobało mi towarzystwo jego kumpli a tym bardziej sprzątanie po nich. Zmęczona położyłam się spać dopiero po północy obok śpiącego w ubraniach i pijanego Roberta. Długo nie mogłam zasnąć, rozmyślałam o tym wszystkim, czego dziś się dowiedziałam.
Nad ranem obudziło mnie szarpanie.
- Wstawaj zrobić mi śniadanie. Chcę jajecznicę. – Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się dzieje.
- Daj mi chwilę.
- Natychmiast. – Spierdalaj na drzewo, pomyślałam. Nie wiedziałam, dlaczego tak nim gardzę.
Więc wstałam, Robert ubierał się a ja powędrowałam zaspana do kuchni.
- Z trzech jajek, średnio płynne. Nie dodawaj przypraw. Nigdzie nie wyjdziesz, zamknę cię od zewnątrz. Zrozumiałaś?
- Tak...
Zrobiłam to, o co mnie prosił. Prosił? Rozkazywał raczej. Spodziewałam się innego życia z Robertem. Wykonywałam jego rozkazy a on tylko się uśmiechał. Najgorsze było to, że jak gotowałam, zaczął się do mnie dobierać. Mówiłam, żeby poczekał, że dla mnie za wcześnie. Po długiej chwili przestał mnie obmacywać. Byłam szczęśliwa, gdy poszedł do pracy. Natłok pracy, jaki spadł na mnie, był ponad moje siły. A samo mieszkanie... było tą klatką, więzieniem. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, więc zaczęłam szukać mojego telefonu. Znalazłam, ale okazało się, że nie mam nic na koncie. Tak bardzo chciałam zobaczyć się z Kate... Nie ma co ukrywać, tęskniłam za moją przyjaciółką. Ona dodawała mi otuchy, siły do życia.
Sądząc, że wszystko zrobiłam (posprzątałam, zrobiłam obiad, którego później trochę zjadłam gdy przyszedł na to czas), usiadłam i po dłuższej chwili włączyłam TV. Bałam się powrotu Roberta. Tak, bałam się. Jednak wtedy nadal sądziłam, że tak MUSI być. Później zasnęłam na kanapie.
Obudziłam się, gdy usłyszałam odgłos przekręcanego klucza w zamku. Spojrzałam na zegarek, 22.17. Poszłam go przywitać, uśmiechnął się na mój widok.
- Już daję ci obiad.
- Grzeczna żona.
- Jak w pracy? – zapytałam idąc do kuchni.
- Jakiś zasrany pedał nie potrafił zmienić koła w samochodzie. – Zaśmiał się.
- Pedał?
- Facet, który woli facetów. Kiedy te homo pojeby nauczą się, że w Polsce nie ma dla nich miejsca?! – nic z tego nie rozumiałam.
- A co ty masz do pedałów? – zapytałam, westchnął.
- Zakaz pedałowania.
W dalszym ciągu nie rozumiałam, kim są te „homo” i „pedały” oraz co Robert do nich ma, dlaczego tak ich nienawidzi. Postanowiłam zmienić temat.
- Chciałabym jutro wyjść. – Powiedziałam po chwili, podając mu talerz zupy.
- Po co? Źle ci?
- Czuję się ograniczona.
- Że jaka?!
- Tępy jesteś czy jaki?
Wstał i uderzył mnie w twarz. Poczułam, jak zbiera mi się na płacz. W jego oczach nie było litości, miały zimny odcień.
On mnie uderzył... Z czym jeszcze Kate miała rację?
- Teraz masz powód, by nie wychodzić. – usiadł i zaczął jeść. - A co do pedałów i wszelkiego homoseksualizmu, to ci ludzie są zboczeni. Masz się do nich nie zbliżać. Masz ich gnębić i nienawidzić.
- Tak jak ty Kate? - Wyrwało mi się. Nadal trzymałam się za policzek, w który oberwałam.
- Tak. Tak trzeba. Prawdziwą rodzinę stworzą dziewczyna i chłopak. Chłopak dziewczyna normalna rodzina, zapamiętaj te słowa.
Po tym odeszłam do sypialni zszokowana i zmęczona. Mam nienawidzić Kate? Co ona mi zrobiła, że muszę jej nienawidzić? Gdy Robert położył się, zasnął prawie natychmiast. Uff, nie obmacywał mnie.
Ten poranek był straszny. Obudził mnie dotyk Roberta w okolicach brzucha. Leżąc na plecach dałam mu duże pole manewru. Żeby jakoś uniknąć wszelkich stosunków erotycznych, obróciłam się na bok, plecami do niego.
- Oj kochanie... Pamiętasz, co ci mówiłem? Żona ma być posłuszna mężowi. - Jednak ja nie zamierzałam mu się poddać. - Tak musi być.
- Nie dotykaj mnie.
- Bo co, zabronisz? Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem.
Siłą obrócił mnie z powrotem na plecy i klęknął, rozchylając mi nogi. Za nic w świecie nie chciałam TEGO robić. Ale Robert powiedział, że to moje przeznaczenie. Dotknął mnie tam.
- Co ty taka sucha, nie podobam ci się?
- Zostaw mnie.
- Tak musi być.
Najwyraźniej spodobały mu się te słowa. Zwilżył mnie swoją śliną i po chwili już był we mnie. Każdy jego ruch sprawiał mi ból, miałam łzy w oczach, nie mogłam się doczekać, aż skończy. I skończył, we mnie. Po wszystkim powiedział, żebym poszła się umyć.
Wzięłam prysznic, lecz nawet po długiej kąpieli czułam się brudna. Bolało mnie wszystko, twarz już nieznacznie. Po tym zrobiłam mu śniadanie, na które chciał kanapki z serem. Oznajmił, że dziś również przychodzą jego koledzy. Przynajmniej Robert się upije i będzie spokój. Tak bardzo się myliłam.
Miał dziś wolne, siedział ze mną prawie cały dzień, musiał tylko wyjść po wódkę do sklepu. Kupił 3 butelki. Przygotowałam jedzenie dla jego kolegów i obiad dla nas, atmosfera była sztywna. Po tym siedzieliśmy i oglądaliśmy telewizję - moje jedyne źródło informacji, Robert nie miał żadnych książek. Tym razem również kazał mi się ubrać w sukienkę, ale to on mi jedną wybrał. Była wyzywająca, nawet przy Robercie czułam się speszona. Ani razu się nie uśmiechnął, był zupełnie innym człowiekiem niż tym w szpitalu.
Koło 16 rozległo się pukanie do drzwi, Robert z uśmiechem poszedł otworzyć. Przyprowadził tych samych gości, co ostatnio. Rozsiedli się wygodnie wlepiając we mnie wzrok.
- Plan jest taki - zaczął Robert. - Dziś wszyscy, dwa dni ty, dwa ty i dwa ty. 30 tysięcy z góry.
Jeden z nich, ten z blizną wyciągnął coś z kieszeni i podał Robertowi plik banknotów. Nie rozumiałam, za co mu płacą oraz co oznaczały słowa męża, ale bałam się jak nigdy. Klucz do mieszkania Kate był w sypialni w spodniach...
- Na początek się napijemy. - Dodał po chwili, przyniosłam im wódkę i kieliszki. Jeden z nich, ten łysy, chwycił mnie w pasie i usadził na swoich kolanach.
- Puść mnie! - Krzyknęłam, a on się zaśmiał. Kiedy Robert powtórzył moje słowa, puścił mnie. Wstałam i poszłam do sypialni. Przez zamknięte drzwi słyszałam jak mówi 'wytrzymaj'. Położyłam się i nie mogłam się uspokoić.
Z płytkiego, niespokojnego snu wyrwał mnie głos Roberta. Po głosie poznałam, że był już wstawiony.
- Kochanie...
- Czego chcesz?
- Czas się zabawić...
Usiadłam, ale on podszedł do mnie i chwycił za nadgarstki. Po chwili pojawili się jego kumple w podobnym stanie.
- Błagam, nie...
Wiedziałam, że nie mam szans.
Zostałam wielokrotnie zgwałcona, płacz i krzyk nie pomógł. Czułam rozrywający ból przy każdym ruchu we mnie. Nie chciałam żyć. Nie wiem jak długo to trwało, ale była 2 w nocy, gdy zasnęłam przywiązana do wezgłowia łóżka.
Kiedy się obudziłam, obok mnie spał ten łysy facet. Próbowałam się jakoś uwolnić, ale tylko go zbudziłam. Uśmiechnął się na mój widok i ponownie mnie zgwałcił. Po tym uwolnił mnie z więzów.
- Nie uciekniesz, jesteśmy zamknięci od zewnątrz.
- Dlaczego to robisz?
- A dlaczego nie?
Gwałcił mnie, kiedy chciał. Zrozumiałam, że słowa Roberta z wczoraj oznaczały, że spędzi ze mną dwa dni.
I tak też było. Po dwóch dniach drzwi się otworzyły, wszedł Robert z tym najchudszym facetem na inspekcję. Mąż odszedł, zostawiając mnie sam na sam z drugim gwałcicielem. Miałam dosyć, chciałam sobie podciąć żyły. Tak też bym zrobiła, gdyby gwałciciel nie wyrwał mi noża w ostatniej chwili. Po tym już mnie nie tknął.
Kiedy dwa dni później byłam ofiarą tego trzeciego, z blizną, spróbowałam uciec. Spotkanie z nim było najgorsze. Bił mnie i głodził, śmiejąc mi się w twarz, wyrzucił całe jedzenie z lodówki zapewne po to, bym osłabiona nie stawiała mu oporu
Gdy któryś raz z kolei mnie zgwałcił, wysunęłam z szafki przy łóżku szufladę i zdzieliłam go w łeb. Narzuciłam na siebie bluzę Roberta i jakieś spodnie dresowe, chwyciłam klucz i nie mając sił chodzić, doczołgałam się do drzwi. O dziwo, były zamknięte tylko na jeden zamek - i dodatkowo otworzyłam go od wewnątrz Najwyraźniej ten pierwszy kłamał. Przeczołgałam się przez cały korytarz, do drzwi mieszkania Kate. Otworzyłam je ledwo i dostałam się do jej mieszkania. W półmroku widziałam, że było równie luksusowe, jak moje. Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki, i płacząc, ległam na kanapie. Tak też zasnęłam.
Obudził mnie trzask zamka, jednak nie miałam na nic sił. Widziałam zamazaną zbliżającą się chudą sylwetkę. Wiedziałam, że jestem już bezpieczna.
~Koniec części pierwszej.
Jak Ci się podobało?