Noc zimowa (I)
14 sierpnia 2012
10 min
Był to jeszcze listopad, ale zima w tym roku zdecydowała się przyjść wcześnie – i trzeba przyznać, że nie żałowała impetu. W ciągu kilku dni szary, jesienny krajobraz pokrył się bielą, a chodniki i boczne drogi zamieniły się w niebezpieczne pułapki dla nieostrożnych przechodniów i równie nieostrożnych kierowców.
Agnieszka wiedziała, że to niezbyt rozsądne wracać samotnie o tej porze, ale szkoda jej było pieniędzy na taksówki, a pracę kończyła dość późno. Tak więc maszerowała dziarsko wyludnionym chodnikiem w stronę domu, pocieszając się myślą o chlupoczącej w jej plecaku butelce wina. Zamierzała ją wysączyć przed komputerem – zastanawiała się jaki film wybierze, aby dotrzymał jej towarzystwa. W domu nikt na nią nie czekał, a ta świadomość była dla niej wciąż jeszcze nowa i niezbyt miła.
Po rozstaniu ze swoim narzeczonym została jej gorycz, i dziś właśnie zamierzała ją spłukać swoim ulubionym białym chardonnay.
Usłyszała z tyłu jadący samochód – po chwili minął ją rozklekotany Garbus. Agnieszka zawsze miała słabość do tych autek – nie podobał jej się nowy beetle, ale stary, klekoczący garbus zdecydowanie miał w sobie urok.
Na jej oczach to "urocze" autko wpadło w poślizg i wpakowało się prościutko w imponującą zaspę oddzielającą chodnik po drugiej stronie drogi od ulicy. Ponieważ samochód nie jechał szybko, raczej oczywiste było, że kierowcy nic się nie stało – po chwili wygrzebał się ze środka, i obszedł auto, oceniając sytuację.
Agnieszka, nie zwalniając ani nie przyśpieszając kroku podeszła do niego.
- Hej, może potrzebujesz pomocy w wypchnięciu tego cudaka? - zapytała na swój zwykły, nieco zbyt bezpośredni sposób.
Kierowca zmierzył ją wzrokiem.
- Chyba żartujesz! - powiedział. - Co może mi pomóc taka mała mucha?
Agnieszka wiedziała, że ze swoimi zaledwie 160 centymetrami wzrostu nie wygląda szczególnie imponująco, ale też Garbus to nie jakieś super wielkie auto.
- Skoro wolisz się męczyć sam, nie ma sprawy – odpowiedziała pogodnie. Odeszła dwa kroki, po czym zatrzymała się, obserwując dalszy rozwój wydarzeń.
- Nie wolę, ale mieszkam niedaleko – odpowiedział równie pogodnie. - Do rana nic mu nie będzie, a jutro przyjdę z kumplem, i we dwóch wytoczymy go bez problemu.
Wzruszyła ramionami.
- Jak sobie chcesz.
Ale dalej stała w miejscu.
Kierowca roześmiał się.
- Skoro nie potrzebuje twojej pomocy, to możemy już zostawić tą kupę złomu. Też mieszkasz w okolicy?
Machnęła ręką w stronę niedalekich bloków.
- Tu niedaleko.
- No popatrz, jesteśmy niemal sąsiadami, a ja cie nie znam – powiedział. - Tak przy okazji, Paweł jestem.
- Agnieszka – odpowiedziała, przyglądając mu się.
Był wysokim i chyba szczupłym chłopcem, na ile mogła go ocenić w zimowej kurtce. Zastanawiała się, ile też może mieć lat. Spod zimowej wełnianej czapki wystawały długie falujące włosy.
- Skoro już wielkodusznie odrzuciłem twoją ofertę pomocy, to może byśmy tak ruszyli w stronę domu - zagaił. - Niezbyt tu ciepło.
- W sumie masz rację - roześmiała się.
Ślizgając się po nieodśnieżonym chodniku ruszyli w stronę świateł pobliskich domów.
Idąc rozmawiali, o tym jak to się stało, że nigdy wcześniej się nie poznali mieszkając tak blisko siebie. Dowiedziała się, że Paweł jest od niej sześć lat młodszy – właśnie zdał maturę i jest na pierwszym roku pedagogiki społecznej. Zdziwiła się kolejny raz – ona również studiowała pedagogikę, tylko wybrała inna specjalność. Jednak wydało się jej zabawne, że nigdy wcześniej nie spotkali się ani na osiedlu, ani na uczelni.
Tak rozmawiając doszli do bloku, w którym mieszkała Agnieszka.
Zastanawiała się czy poprosi ją o numer telefonu albo adres mailowy. Postanowiła, że jeśli tego nie zrobi, ona sama weźmie od niego numer – w końcu był całkiem ładnym i miłym chłopcem, i co z tego, że młodszym od niej. Dobrze jej się z nim rozmawiało.
Jednak poprosił – i o numer i o maila, skrupulatnie zapisując oba w telefonie.
Pożegnali się zdawkowym "do zobaczenia" - i już.
Agnieszka wdrapała się po schodach na trzecie piętro i weszła do pustego mieszkania.
Po rozstaniu z narzeczonym została jej pusta podłoga w sypialni – to on zabrał kanapę, którą kupili mu rodzice. Agnieszka przez kilka ostatnich miesięcy skupiła się na studiach i na pracy, nie zawracała sobie głowy urządzaniem opustoszałego mieszkania. Spała na dmuchanym materacu, a jednak dzisiaj poczuła, że ma tego dość.
- Kupię sobie łóżko! - powiedziała głośno, zdejmując buty. To śmieszne żeby tyle czasu spać na materacu.
Odwiesiła kurtkę na wieszak przy drzwiach i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Z bladej trójkątnej twarzy okolonej krótkimi, niesfornymi rudymi lokami, spoglądały jasnobrązowe oczy, niemal złociste.
Jak w transie zaczęła zdejmować kolejne warstwy ubrania, aż w końcu stała przed lustrem naga. Przypatrywała się swoim niewielkim, ale przyjemnie zaokrąglonym piersiom, przesunęła po nich dłońmi, lekko muskając sutki, i niżej po żebrach i brzuchu, aż do gładko wydepilowanego łona. Przyjrzała się chwilę swojemu odbiciu w lustrze.
- Kupię sobie łóżko - powtórzyła.
Następnego dnia tak właśnie zrobiła, jak to ona – nagle i bez dłuższych rozważań. Udało jej się nawet zorganizować transport na ten sam dzień, i koło szóstej wieczorem ze śrubokrętem w ręku przyglądała się zawartości pudła przywiezionego z IKEI. O ścianę sypialni stał oparty wybrany przez nią materac.
Nie, tak się nie da – pomyślała. Z drewnianego stojaka wzięła butelkę wina – tym razem czerwonego. Otworzyła ją i odstawiła, aby wino "pooddychało". Nalała sobie szklankę soku pomidorowego, i zasiadła przed komputerem, zamierzając poszukać dodatkowych instrukcji.
Wtedy jej komórka zasygnalizowała nową wiadomość.
"Hej, co porabiasz?" Nadawca – Paweł.
Uśmiechnęła się, wpisując odpowiedź.
"Zastanawiam się jak złożyć jeden mebel"
Wysłała.
Zaraz przyszła odpowiedź."Jaki mebel?"
"Duży i ciężki. Dzisiaj kupiłam" – odpisała.
"Pomóc ci?"
Zastanowiła się chwilę. W sumie, pomyślała, czemu nie. Zobaczymy co z tego wyniknie.
"Pomóc. Dzięki :)" - napisała.
I czekała.
Niecałe dziesięć minut później rozległ się dzwonek do drzwi.
Paweł nie tracił czasu – jak tylko zdjął buty i kurtkę rozejrzał się po mieszkaniu, w poszukiwaniu owego mebla do złożenia.
- To gdzie masz ten duży mebel? - zapytał.
Zaprowadziła go do mniejszego pokoju, pełniącego funkcję sypialni.
Wspólnymi siłami całkiem sprawnie i szybko udało im się złożyć łóżko – było dokładnie takie jak Agnieszka chciała. Duże, z metalową fantazyjną ramą. Dokupiła również moskitierę, i Paweł korzystając ze znalezionej w schowku wiertarki wywiercił w suficie dziurę, a następnie zamocował hak, na którym powiesili zwiewną muślinową zasłonę. Agnieszka, chcąc jak najszybciej zobaczyć efekt końcowy pośpiesznie rozłożyła pościel – z masą poduszek, tak jak lubiła – i pikowaną fioletową narzutę.
Stanęli obok siebie w drzwiach sypialni, podziwiając wspólne dzieło.
- No i to jest to! - powiedziała Agnieszka. - Wygląda jak z bajki o śpiącej królewnie, tak jak chciałam.
- Nie jesteś za duża na bajki i księżniczki? - zapytał Paweł z rozbawieniem.
- Ani trochę! - odpowiedziała ze śmiechem. - Jako dziewczynka nie miałam łóżeczka z baldachimem, chociaż nudziłam i marudziłam o takie, to teraz nadrabiam!
- Ty dalej wyglądasz jak dziewczynka – powiedział, popatrując na nią z góry. Podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć.
Było coś takiego w jej spojrzeniu, w jej oczach, w uśmiechu, że zdecydował się zaryzykować.
Stała tak blisko, pochylił głowę i dotknął wargami jej warg.
Wspięła się na palce, wplatając palce w jego włosy i odpowiadając na pocałunek. Rozchyliła wargi i przyjęła pieszczotę jego języka.
Westchnęła cicho. Potrzebowała tego, potrzebowała pieszczot, pożądania. Dużych męskich rąk na swoim ciele. Zastanawiała się, co będzie dalej. Nigdy nie była w takiej sytuacji, zawsze spotykała się z mężczyznami starszymi od siebie lub w swoim wieku, zastanawiała się co on zrobi. Czy posunie się dalej, czy też odsunie się od niej. Wyczuwała w nim sporą dozę niepwności i nieśmiałości, i uznała że to urocze.
Podniósł głowę, patrząc na nią. Uśmiechnęła się zmysłowo.
- Napijemy się wina? - zapytała. - Mam otwarte.
Wpatrywał się w jej usta, jakby rozważając jej słowa.
- Może później – odpowiedział, i znów ją pocałował.
Wspinając się na palce, odpowiadając na każdy ruch jego warg i języka przesunęła dłońmi po jego plecach. Wsunęła je pod sweter i podkoszulek, rozkoszując się dotykiem nagiej skóry pod palcami. W odpowiedzi przycisnął ją mocniej do siebie.
Niech on teraz nic nie mówi - myślała. - Jeśli teraz powie coś trywialnego o łóżku, to cały nastrój szlag trafi, niech nic nie mówi, niech tylko nie przestaje...
Całowali się, jakby mieli na to całą wieczność, jakby poza ich splatającymi się językami nic nie miało znaczenia, tylko pożądanie, rosnące z każdą chwilą, z każdym dotknięciem jej dłoni na jego plecach, z każdym zetknięciem się ich języków, z każdym ruchem warg.
W końcu oderwał się od niej, oparł czołem o jej czoło.
- Powinienem chyba już iść – powiedział.
To akurat nie bardzo jej odpowiadało.
Wzruszyła ramionami.
- Jeśli tego naprawdę chcesz, to nie trzymam na siłę - odpowiedziała, siląc się na spokój, niemal obojętność.
- Nie chcę, ale powinienem – odsunął się od niej o krok. - To nie w moim stylu.
Chciała coś powiedzieć, cokolwiek, żeby go zatrzymać, przekonać. Pragnęła go w tej chwili, i nie miała ochoty przerywać.
Ale nie powiedziała nic, tylko odsunęła się jeszcze o krok.
W milczeniu patrzyła, jak ubiera buty, zimową kurtkę i czapkę.
- To... dobranoc - powiedział, trochę nieśmiało.
Nic nie odpowiedziała tylko otwarła przed nim drzwi.
Wyszedł.
Tak po prostu wyszedł!
Agnieszka gotowała się ze złości.
Poszła do kuchni, nalała sobie kieliszek wina i wypiła duszkiem.
Nalała następny, i spokojnie ruszyła do sypialni, z zamiarem wysączenia go przed komputerem.
Jej wzrok padł na leżący koło komputera telefon.
Telefon Pawła.
Znów rozległ się dzwonek do drzwi. To na pewno on – pomyślała. - Wrócił po swój telefon.
Z telefonem w ręku podeszła żeby je otworzyć.
Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, nie zdążyła nawet wyciągnąć do niego ręki z telefonem, kiedy już trzymał ją w ramionach i mocno przyciskając do siebie całował, jakby to miał być ostatni pocałunek w jego życiu. Telefon wypadł jej z ręki, zdjęła mu czapkę, i zaczęła mocować się z jego kurtką, on już wsuwał ręce pod jej sweter. Jęknęła głośno, gdy zimnymi palcami dotknął jej piersi, i zaczął je rytmicznie ugniatać. Przerwał pocałunek, po to żeby ściągnąć jej sweter przez głowę, i posłuszny jej dłoniom pozwolił jej na ściągnięcie swojego swetra.
- Mówiłeś, że to nie w twoim stylu – powiedziała Agnieszka pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem.
- Może czas żebym zmienił styl – odpowiedział, zdejmując z niej obcisłą, schowaną wcześniej pod swetrem bluzeczkę. Stanika nie nosiła.
Uniósł ją, a ona niemal automatycznie oplotła nogami jego biodra, przez swoje i jego dżinsy wyczuwając jego erekcję. Podniecał ją dotyk jego skóry na piersiach, podniecał ją dotyk jego języka w ustach, zapach jego włosów, przyśpieszony oddech, lekkość z jaką ją uniósł... Podniecała ją jego siła, której trudno było się domyślić w szczupłym ciele, a jednak z jaką łatwością ją trzymał, jakby w ogóle nie zauważał jej ciężaru...
Ściskając mocno jej pośladki, nie przestając jej całować przeszedł przez sypialnię, aż nadal spleceni opadli na łóżko.
Agnieszka była tak podniecona, tak oszołomiona swoim podnieceniem, że ledwie zauważała otoczenie. Zarejestrowała na marginesie zmianę pozycji i jęknęła z rozczarowaniem, gdy jego usta oderwały się od jej ust. Zaraz jęknęła ponownie – gdy poczuła dotyk jego warg i zębów na szyi. Jego ręce szarpały zamek jej dżinsów, więc uniosła biodra pomagając mu się rozebrać – pośpiesznie, spodnie, majtki, skarpetki, byle jak najszybciej osiągnąć nagość, byle już móc oddać się jego rękom, ustom, jego dotykowi i pieszczotom bez żadnych przeszkód w postaci zbędnego ubrania... Chciała sięgnąć do jego paska, rozebrać i jego, ale dotyk jego warg na piersi ją sparaliżował, tak samo łapczywie jak ją dotykał, teraz ssał jej piersi, na przemian jedną i drugą, a ona wiła się i jęczała, przyciskając się do niego, półprzytomna z podniecenia. Dotknął jej łona bez najmniejszego wahania, zresztą była tak podniecona, że jej szparka spływała wilgocią, krzyknęła gdy jego place się zagłębiły w gorącej i mokrej szczelince. To nie była pieszczota, to było rżnięcie, pieprzenie, ostre, gwałtowne, niemal bezwzględne, pieprzył ją dwoma palcami zmuszając do coraz szybszego oddechu, doprowadzając ją do szczytu, aż wygięła się w łuk krzycząc z rozkoszy.
Tak gwałtownego orgazmu nie miała od dawna, może nigdy? Drżała na całym ciele, a on nie zamierzał dać jej wytchnienia, dalej posuwał palcami jej cipkę, przyglądając się jej twarzy, jej piersiom, sutkom twardym jak małe kamyczki, rumieńcowi, który ogarnął jej twarz, szyję i piersi.
- Chcę żebyś zrobiła to jeszcze raz - powiedział, dodając trzeci palec, a ona znów zadrżała, czując jak jej ciało posłusznie odpowiada na jego żądanie.
Ten orgazm był równie gwałtowny, może jeszcze intensywniejszy, przetoczył się przez jej cało jak burza, pozostawiając zaspokojoną, roztrzęsioną, niemal całkiem bez energii.
Jak Ci się podobało?