Nobody Cares
31 lipca 2020
16 min
Auto zatrzymało się tuż przed nią. Jak większość pojazdów w tym mieście było nijakie, brzydkie i poobijane. Ot, środek komunikacji szarego człowieka, któremu wystarcza sił zaledwie na utrzymywanie się na powierzchni bajora zwanego życiem. Bogaci mknęli ulicami we własnych samochodach prowadzonych przez szoferów, a zupełnie biedni jeździli wyłącznie komunikacją publiczną. Taksówki stanowiły rozwiązanie dla tych, których nie stać na własne auto, ale nie chcieli stykać się z tłumem życiowych przegrywów. Albo dla takich jak ona - zbyt młodych na prawo jazdy.
Natasza cieszyła się, że nie musiała długo czekać – wiosenny wiatr wciskał się wszędzie chłodnymi podmuchami, a jej kusa spódniczka nie osłaniała ciała przed zimnem. Sytuacji bynajmniej nie polepszał fakt, że nie miała na sobie bielizny.
Otworzyła drzwi auta i wrzuciła tornister na tylne siedzenie, po czym zajęła swoje miejsce. Kierowca - starszy facet, z wydatnym brzuchem i sumiastym wąsem wyglądał na rozżalonego, że nie zechciała usiąść obok niego. Widziała dobrze, jakim spojrzeniem ją obrzucił. Wzruszyła ramionami. Nie dla psa kiełbasa…
Rozsiadła się wygodnie i wyciągnęła z kieszeni iPhona. Szybko wystukała numer i wysłała krótkiego SMSa: „Jadę”.
Ruszyli. Wiedziała, że pozostało jej jeszcze trochę czasu, więc sięgnęła po przybory do makijażu i starannie poprawiła zarys ust, lekko podkreślając ich wilgotną wypukłość. Zerknęła w lusterko kierowcy i napotkała wpatrzone oczy. Gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, spłoszony taksówkarz odwrócił wzrok.
– Co, nie podoba ci się nastoletnia uczennica bez majtek? – pomyślała złośliwie. – A może właśnie przypomniała ci się własna żona i jest ci głupio, że stanął ci na widok młodej siksy? Co, dziadku, podniecają cię związane w warkoczyki włosy i opadające podkolanówki?
Wzruszyła ramionami i wcisnęła do uszu niewielkie słuchawki. Znany, ochrypły głos ulubionego wokalisty i ponury dźwięk gitar otuliły ją opiekuńczym całunem i odcięły od zewnętrznego świata.
The world is cruel as usual
Apathy is what you always get
You can scream, you can cry
But nobody cares… nobody cares…
Lubiła tę piosenkę, pełną frustracji, wypaloną i zimną jak ona. Smętne, gorzkie słowa splatające się z bluesowymi tonami rozumiała doskonale. Bo Natasza nie czuła żadnych emocji. Uodporniła się na nie już jako dziecko.
Obojętnie patrzyła na mijane domy, przesuwające się przed oczami. Miałkość, beznadzieja i poczucie tego, że w tym mieście nic nie zmienia się na lepsze. Ludzie wiedli tu ponurą egzystencję, przesypującą się pomiędzy powtarzalnymi, nudnymi dniami jak ziarnka piasku w klepsydrze. Ot, niezmienne i nieuchronne przeznaczenie tej smętnej dzielnicy, szarej jak popiół i beznadziejnej jak codzienność. Dzielnicy, w której ból życia zagłusza się tanią wódką i marnej jakości telewizją. Patrzyła w twarze mijanych przechodniów, zmęczone i nijakie, i przez głowę przemknęła jej myśl, czy taka wegetacja w ogóle jest godna nazwania życiem. Westchnęła i przymknęła oczy.
Przeszłość napłynęła szarą chmurą wspomnień i twarzy wyłaniających się z mgły.
W jej pamięci zapisało się ich wielu… Bardzo wielu. Pierwszy… ten pierwszy, który powinien być wyjątkowy… Pieprzony kierownik placówki, czyli bidula. Przyszedł do niej już pierwszej nocy, gdy jeszcze nie znała nikogo, więc nie miała się komu wyżalić i wypłakać. Choć w sumie nie był taki najgorszy. Przynajmniej zachowywał jakieś pozory. Mówił, że zaopiekuje się nią; że nie pozwoli jej skrzywdzić. Że będzie jego Gwiazdeczką. Że od czasu do czasu da na porządny ciuch i lepsze żarcie. Wsunął jej w dłonie szklankę wypełnioną słodkim winem, a potem zaczął ją gładzić po włosach… Pamiętała do dziś, jak jego ręce nieubłaganie zsuwały się coraz niżej; jak dotknął jej szyi. Tak dziwnie pieszczotliwie. I delikatnie. Nie znała jeszcze takiego dotyku. Czułego i męskiego. A potem sięgnął pod jej zniszczony i podarty podkoszulek. Jego ręce okazały się ciepłe i przyjazne. Wypielęgnowane. Tak, pamiętała to doskonale - gładką skórę, starannie przycięte paznokcie i to, że ładnie pachniał jakimś kremem. I wiedział doskonale, co robić - jakby robił to już dziesiątki razy. Nie spieszył się. Przesuwał się po jej ciele umiejętnie, cierpliwie, trącając struny, które rezonowały w Nataszy dziwnymi uczuciami. Zmęczenie, strach, rozpaczliwie poczucie samotności i wyjąca potrzeba, żeby być dla kogoś ważną…, a zapewne także wypite wino i nowe doznania sprawiały, że wirowało jej w głowie.
Z tego dnia zapamiętała każdą sekundę, każde dotknięcie i każdy dźwięk. Wciąż w uszach brzmiały jego słowa, gdy łagodnie mówił, że jest taka piękna... I że on się nią zaopiekuje. Żeby już się nie bała. Że wszystko będzie dobrze. Rozpuściła się w jego słowach, w jego ustach, które szybko znalazły drogę do jej własnych. A potem, pod wpływem tego słodkiego wina i poczucia bezpieczeństwa, pojawiło się to dziwne, nieznane uczucie w jej wnętrzu. Rosło i nabrzmiewało, a ona nie potrafiła się przed nim bronić ani go zrozumieć.
Wykorzystał to, rozdmuchał, jak pierwszą iskrę nieśmiało błyskającą na wysuszonym mchu. Wiedział, jak to zrobić. Pewnie znał wiele takich przypadków. Zaniedbanych, zalęknionych dziewczynek, które z koszmaru ulicznego życia trafiły pod opiekę państwa. Pod jego opiekę. Wszystkie byłe słabe, bardzo zalęknione i bardzo nieletnie. Niektóre nie chodziły jeszcze do szkoły. A on widział ich tak wiele, że znał najskrytsze ich myśli.
Mężczyzna, nie przestając całować, szeptał do ucha Nataszy wspaniałe bajki. A potem rozpiął spodnie i wślizgnął się do jej łóżka. Bała się tego, ale też czuła się doceniona i wyróżniona. Pierwszy raz w życiu. Ciepło i bliskość jego ciała zdziwiły ją. Wtedy dotknął ją tym wielkim czymś, co poczuła na swojej nodze. W ciągu następnych kilkunastu minut zrobił z nią to, czego pragnął. Po wszystkim leżała obok, oszołomiona i obolała. Biało-czerwone krople, powoli wyciekały z niej i brudziły szarą pościel.
Już pierwszego dnia uczynił z niej – z dziecka – kobietę. Swoją kobietę. Trzy razy. Nikogo to nie obchodziło.
No matter what you do
No matter what happens to you
Be quiet, be silent, because
Nobody cares, nobody cares…
Najpierw odwiedzał ją często. Pokazywał, jak robić mu dobrze, i robił dobrze jej samej.
Dbał o nią. Pozwalał przychodzić do siebie i spać w swoim łóżku. Łóżku kierownika. Wtedy po raz pierwszy zasypiała przytulona – do kogoś. Do mężczyzny. Jej mężczyzny. Czuła się jak księżniczka. Wyróżniona. Kochana. A potem wszystko się skończyło, jakby nożem uciął.
W bidulu pojawiła się Tatiana. Całe trzy lata młodsza od niej. I Andriej po prostu ją, Nataszę, sprzedał. Jak przedmiot. Jak rzecz. W dokumentach ośrodka pewnie znalazła się informacja, że uciekła i rozpłynęła się w szarej beznadziei postradzieckiego miasta. Nikt się tym nie przejął, to była codzienność. Takich jak Natasza przez domy dziecka przewijały się dziesiątki. A Andriej miał nową Gwiazdeczkę w swojej kolekcji. Niewinną, naiwną, taką którą mógł nauczyć fachu i jeszcze na tym zarobić.
Trafiła na ulicę. Była cennym i dobrym towarem. Młodziutka, ale już nauczona, jak sprawiać przyjemność mężczyznom. Jak odgadywać ich mroczne pragnienia, ich tajemne, grzeszne marzenia. Jak odgadywać ich fetysze i jak na nich grać.
Była inteligentna, więc szybko zrozumiała, że może osiągnąć dużo – jeśli tylko zaakceptuje reguły. I że ma na to mało czasu. Dopóki będzie niegrzeczną dziewczynką, ubraną w białą koszulkę i kraciastą spódniczkę, dopóki na nogach będą opadające podkolanówki, a w zielonych oczach figlarny błysk, dopóty znajdą się ci, co gotowi są płacić ciężkie pieniądze – za zakazany towar. Potem stanie się co najwyżej zwykłą, młodocianą kurewką. Potem doświadczoną dziwką. A jeszcze potem? Nie myślała o tym.
Więc trzeba korzystać. Szybko znalazła wspólny język ze swoim alfonsem. OK, będzie pracować ponad siły – ale on zapewni jej pewną swobodę. I ma ją traktować jak człowieka. Jak partnera – nie jak jedną z wielu swoich głupich nastolatek. Bo ona, Natasza, potrafi się odwdzięczyć. Jest lepsza niż wszystkie jego podopieczne razem wzięte. I potrafi pracować bez wytchnienia.
Wszedł w to. Równy gość. W sumie nawet uważała go za przyjaciela – do pewnego stopnia. Nie bił jej. Pozwalał mieć swoje pieniądze. I zgwałcił tylko raz, na początku. Żeby wiedziała co i jak. Prawo pierwszej nocy. Część systemu. Integralna zasada tej pracy.
It’s only business, my love
What did you think?
There’s no free ride and still
Nobody cares, nobody cares…
Taksówka zatrzymała się przed niewielkim, dyskretnym motelem. Natasza zostawiła kierowcy banknot o wysokim nominale i chwyciwszy tornister, wysiadła, nie czekając na resztę. Samochód odjechał szybko, jakby kierowca bał się, że ktoś go zapyta, dlaczego nie czuł oporu przed przywiezieniem w takie miejsce małej dziewczynki. Pewnie za chwilę siądzie w domu przed telewizorem i spłucze wódką wyrzuty sumienia. A może włoży sobie łapę w spodnie i zwali konia, marząc, że kiedyś będzie go stać na taką uczennicę jak Natasza. I że będzie miał odwagę skorzystać. Zresztą: who cares?
Weszła do środka. Niewiele starsza od niej recepcjonistka uniosła wzrok znad książki, obrzucając obojętnym spojrzeniem. Młodziutka dziewczynka, w białej koszuli i krótkiej spódniczce. Wysokie, czerwone szpilki. Niedbale przewieszony przez ramię tornister. I zmysłowy makijaż. Niby niewinny, ale prowokujący. Obie wiedziały, po co tu jest.
– Pokój 23 – rzuciła Natasza, nie siląc się nawet na przywitanie.
– Już jest – usłyszała. Nikt nie pytał: kto. Nikt nie pytał: po co. Wystarczyło przekazać, że już na nią czeka.
Zapukała. Drzwi otworzyły się i zobaczyła wysokiego, sympatycznego mężczyznę. Chyba właśnie wziął prysznic, bo miał na sobie tylko szlafrok. Czysty, biały i puszysty. Na pewno prywatny – nie hotelowy. Elegancka, wypielęgnowana twarz i staranna fryzura zdradzały dobrze zarabiającego biznesmena. Uśmiechnął się do niej szeroko.
– Witaj, kochanie - zamruczał przyjemnym, niskim głosem.
– Cześć, tatusiu – uśmiechnęła się radośnie i rzuciła się mu na szyję. Pocałowała go w policzek. Jedna z pierwszych lekcji w tym fachu: “Zaczynaj delikatnie – to należy do gry”. Jesteś aktorką, a on kupił sobie spektakl. Więc bądź profesjonalna w tym, co robisz. W ruchach. W słowach. W gestach. To należy do zasad. Podobnie jak rekwizyty. Tornister. I podkolanówki, z których jedna koniecznie powinna być trochę opuszczona.
Zamknął drzwi i wziął od niej tornister, przy okazji dyskretnie wsuwając do niego kopertę. Natasza udała, że tego nie widzi. Dobrze, że on też wie, jak ma się zachować. Siadła na biurku i beztrosko kołysała nogami. Mężczyzna podszedł do niej i stanął tuż obok. Owionął ją miły zapach. Zagraniczna, ekskluzywna woda kolońska. Przygotował się dla niej. Doceniła to. Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się promiennie, właśnie tak jak powinna zrobić to córka wracająca do taty po szkole.
Niemal namacalnie czuła, że gdzieś w jego środku kłębi się pragnienie, żeby już jej dotknąć. Że walczy, żeby tego nie okazać, ale że z każdą sekundą przegrywa tę walkę. Że ona – jego mała Natasza – podnieca go. Bardzo. Z pewnym zawstydzeniem przyznawała przed sobą, że w sumie nawet jej to trochę pochlebiało.
– Kochanie... córeczko… – w zduszonym głosie znać było rosnące napięcie. – Jak było dziś w szkole?
– Oj, jak zwykle – potrząsnęła głową, aż zatrzęsły się krótkie warkoczyki. – Dużo nauki i w ogóle… Pani od matematyki mnie pochwaliła! Ale z biologii mogę mieć kłopoty. Nie uważałam na lekcji. Nie mogłam się skupić.
– Czemu nie mogłaś? Tęskniłaś do tatusia…? – spytał, przełykając ślinę.
Spuściła oczy. Grzeczna córeczka, która bardzo się wstydzi.
– Tak… – powiedziała cicho. – Wiesz, na lekcji myślałam tylko o tobie. O tym, co robimy… Wiesz, tatusiu, to mi się bardzo podoba… I jak tylko o tym myślę, od razu robię się taka mokra…
Dotyk jego rąk na jej udach. Jego dłonie, delikatnie sunące w górę, podwijające szkolną sukienkę. Wyczuł, że nie ma na sobie majtek. Jego palce dzieliło tylko kilka centymetrów od jej bezwłosej szparki.
– Mów dalej, kochanie – poprosił.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do jego ucha. Palce przesunęły się i zetknęły z nabrzmiałymi wargami.
– Wiesz, jak myślałam o tym, co mi będziesz robił, to sięgałam pod ławkę i się… dotykałam… Wyobrażam sobie, jak całujesz mnie tam, na dole, jak wpychasz się we mnie… – szepnęła cicho, jakby wyznając słodką tajemnicę. Poczuła, jak palce mężczyzny zaciskają się na jej nogach. Prawie syknęła z bólu. Ale się napalił!
– I pomyślałam wtedy, że zrobię sobie dobrze… - kontynuowała urywanym głosem, pozostawiając między zdaniami lubieżną ciszę, którą mogła wypełnić jego gorączkowo pracująca wyobraźnia. - Na dużej przerwie, u nas w toalecie. Poszłam tam… Nawet zdjęłam majteczki… Zaczęłam się bawić… ale zabrzmiał dzwonek… Nie doszłam… Chciałabym to zrobić z tobą. Chciałabym, żebyś był we mnie, jak będzie mi tak dobrze… jak będą motylki…
– Wiem, córeczko – jęknął gardłowo, nie panując nad sobą. – Tatuś też o tym marzy. Chcesz zobaczyć, jak bardzo się stęskniłem?
Zachichotała jak głupiutka, rozbawiona, mała dziewczynka. Taka, która wie, że nie powinna czegoś robić, ale sama świadomość łamania zakazów jest dla niej fascynująca. Kiedy się śmiała, dwa urocze dołeczki pokazały się na jej policzkach. Sięgnęła ręką pomiędzy poły jego szlafroka.
– Ojej, jaki on duży! Jaki twardy! Jaki gorący! Czy on się zmieści we mnie!? – zmarszczyła zabawnie nosek. Mężczyzna rozciągnął usta w lubieżnym uśmiechu.
– Jeśli go ładnie pocałujesz i naślinisz, to się jakoś zmieści, kochanie. – Krokiem w tył odsunął się od biurka.
– Dobrze, tatusiu. Wezmę go do buzi. Wiem, jak to lubisz – powiedziała i wyuczonym ruchem osunęła się na kolana.
– Tak, kochanie – zamruczał, gdy zajęła się nim z wytrenowaną wprawą i łapczywością. – Właśnie tak…
Nie trwało długo, zanim był gotów. Wielki, nabrzmiały członek prężył się w jej ustach i pod pieszczotą dłoni. Pulsował pożądaniem. Mroczną żądzą posiadania. Wyczuła odpowiedni moment i przerwała pieszczotę, nie pozwalając mu zalać ust.
– Ale on piękny! – powiedziała patrząc na sterczący męski narząd. – Taki duży. I pomyśleć, że ja się stąd wzięłam… że kiedyś byłam tu w środku, jako malutki plemniczek! Mamusia wiedziała, co dobre, gdy rozkładała przed tobą nogi. Albo gdy brała do buzi. Ciekawe, która z nas lepiej ci robiła, tatusiu? Może ją spytamy?
– Mama by była bardzo zła, gdyby wiedziała, jak się razem bawimy… - Mężczyzna jęknął gardłowo.
– Więc nie powiemy jej nic. Absolutnie nic. To jest nasza tajemnica, tatusiu! A teraz włóż mi go, bo ja już się zupełnie nie mogę doczekać!
Natasza szybko wstała i obróciła się w stronę biurka. Uniosła spódniczkę wypinając zgrabne pośladki. Delikatna, dziewczęca szparka ukazała swój powabny wdzięk. Mężczyzna natychmiast przywarł do ciała dziewczynki, przyciskając ją do blatu. Drapieżnym ruchem wepchnął się pod koszulę, szukając drobnych, małych piersi. Poczuła, jak gwałtownymi, niezdarnymi ruchami próbuje trafić do jej dziurki. Sięgnęła do tyłu dłonią i pomogła znaleźć drogę.
– Tatusiu, zrób to proszę – szeptała rozgorączkowanym głosem, który go tak podniecał. – Wsadź mi go i zrób to! Spuść się w swoją Nataszę, tam gdzie lubisz to robić… Zrób to we mnie… jak robiłeś to mamusi…
Wystarczyło kilka ruchów i poczuła, że mężczyzna zbliża się do orgazmu. Zacisnęła uda i pozwoliła, aby głęboki okrzyk wyrwał się z jej ust. Niech myśli, że ona także przeżyła rozkosz. Będzie zadowolony.
Stęknął i wypełnił ją swoim nasieniem. Chwilę trwał, zawieszony w przedłużającej się chwili ekstazy, a potem wycofał się z niej powoli i, ciężko dysząc, poklepał ją po pośladku. Rzuciła okiem na zegarek. To nie był koniec, raczej szybki numerek na początek.
– Kocham cię, córeczko – zamruczał.
– Ja też cię kocham, tatusiu – uśmiechnęła się słodko i sięgając między nogi. – Ojej, ale tego dużo było! Jestem cała w twojej śmietance!
Spotkanie trwało trzy godziny, z małymi przerwami. Na koniec po prostu położyli się obok siebie na wielkim hotelowym łóżku, odpoczywając w półdrzemce. Czuła się dobrze.
Był miły, sprawny i nie wymagał żadnych udziwnień – zdarzali się jej dużo gorsi klienci. Odpychająca brzydota niektórych przypominała aktorów z reklamy ostrzegającej młode dziewczynki przed zagrożeniami okrutnego świata. Brzuchaci, chamscy, przepoceni. Prostacy. Zdarzali się także inni – zawstydzeni i zakompleksieni. Delikatni, jakby przerażeni własną śmiałością. Ot, urzędnicy wydający pieniądze ciężko zarobione na państwowej posadzie, aby poznać smak zakazanego owocu. Trafiali się początkujący mafiosi. Krzykliwi, wulgarni, obwieszeni złotem i rozsiewający wokół siebie zapach zagranicznej wódki. I biznesmeni – tacy jak ten ostatni. Pełen przekrój społeczeństwa. Pełen przekrój wymagań. Chcieli, żeby nazywać ich tatusiami, bić skórzanym pejczem, przebierać się w dziwaczne stroje, sikać na nich. Spełniała posłusznie wszystkie ich zachcianki. Nasz klient – nasz pan.
You can't make it better
Or fix this fucking world
So don’t cry, baby, because
Nobody cares, nobody cares …
Dzwonek komórki zadźwięczał cicho. Westchnęła i powróciła do rzeczywistości. Wstała, ubrała się szybko i sprawnie. Robiła to nie pierwszy i nie ostatni raz. Spojrzała na leżącego w zmiętej pościeli mężczyznę. Może inna dziewczyna na jej miejscu poczułaby mdłości. Nienawidziłaby jego – i siebie – za to, co razem zrobili. Jej, Nataszy, było już wszystko jedno. Podeszła do niego i nachyliła się, ponownie przywołując na twarz wystudiowany, wyuczony uśmiech. Wiedziała, co powinna powiedzieć.
– Tatusiu, dziękuję… byłeś cudowny. Uwielbiam to z tobą robić.
Otworzył oczy i zobaczyła w nich ten sam – jak zawsze – błysk perwersyjnego zadowolenia.
– Kocham cię, córeczko. Jesteś sto razy lepsza niż mama.
– Och, naprawdę? Tatusiu, kocham cię! Zawsze będę twoja. A kiedy będę starsza, zrobisz mi takiego ślicznego dzidziusia, dobrze? Będę miała większe cycuszki! Dla niego i dla ciebie.
Szybko chwyciła małą poduszkę i jednym ruchem wcisnęła ją sobie pod koszulkę, pokazując mu ciążowy brzuszek.
– Chciałbyś tak? Chciałbyś mi zrobić brzuszek? I robić dobrze swojej ciążowej córeczce?
Wiedziała, że to mu się spodoba. Nie zawiodła się. Z błyszczącymi oczami wyciągnął rękę w kierunku spodni i z lubieżnym uśmiechem wyciągnął kilka banknotów. Były tam niebieskawe hrywny, kolorowe euro i zielone dolary. Razem tworzyły jeden, zmięty, komercyjny kłąb. Wyszperał dwudziestodolarówkę i wcisnął ją w jej dłoń.
– Byłaś dobrą córeczką. Masz tu ekstra na lody od tatusia, skarbie – jego usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu. – Do zobaczenia. Zadzwonię w piątek. Żona jedzie do przyjaciółki, więc możemy pojechać na cały weekend gdzieś za miasto.
Dygnęła grzecznie. Wystarczy wiedzieć, co powiedzieć w odpowiedniej chwili, a zawsze uda się coś wychapać. To takie proste. A w dwa wolne dni zarobi kupę kasy i jeszcze spędzi czas w jakimś dobrym pensjonacie. Pomachała ręką na pożegnanie i wyszła, zabierając po drodze swoje rzeczy. Pod domem czekał już pewnie jej opiekun. Nie powie mu o ekstra premii. Nie musi, takie uzgodnili zasady.
Chuchnęła na banknot i włożyła go do „prywatnego” portfela. Wsunął się pomiędzy kartę do bankomatu i mały, złożony na czworo arkusz papieru. Dokument, który dostała prawie pół roku temu. Oficjalne zawiadomienie z Odesskiego Instytutu Medycznego o wynikach powtórnego badania krwi Nataszy Żarskiej, które potwierdziły, że jest nosicielką wirusa HIV. Tekst zawierał wzmiankę, że laboratorium prosi o pilny kontakt w celu podjęcia leczenia. Oferowano jej pełną pomoc psychologiczną.
Miała to gdzieś. Co mógł wiedzieć jakiś magisterek od leczenia duszy o jej świecie? O tym, że nigdy nikogo nie obchodził jej los? Ale ten dokument był jedyną rzeczą, o której starała się myśleć, idąc do łóżka kolejnego Tatusia.
Whatever I do, wherever I am,
Whoever I love and hate today
Nobody cares, nobody cares…
So I don’t fucking care, as well.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Opowiadanie premierowo ukazało się premierowo w serwisie NajlepszaErotyka.com.pl
Kontakt do autora:.
i.ravenheart@gmail.com
fb.com/raven.heart.5667
Jak Ci się podobało?