Niemoralna propozycja (II)
23 lutego 2021
Niemoralna propozycja
14 min
- To pończochy.
Czuję jakiś rodzaj podniecenia, zdradzając mu swój sekret skrywany pod spódnicą.
Pończochy! Teraz już wiesz, że będziesz miał łatwy dostęp... wystarczy, że zadrzesz mi kieckę - myślę w duchu.
Znów dźwięk smsa. Błyskawicznie odpowiada.
- Dziękuję Pani! To fantastyczna wiadomość! Ubóstwiam kobietki w pończoszkach! Czy może Pani teraz wyjść do łazienki i zrobić zdjęcie, tak, bym widział Pani nóżki w tych nylonkach?
- Nie! - wpisuję w wiadomości. Jednak nie mam odwagi mu jej wysłać.
Kurcze... przecież prawdopodobnie za kilka godzin on mnie... Zrobi ze mną, co zechce... Zatem takie żądanie, choć właściwie to niby prośba, stanowi najniewinniejszą broń z jego rozpustnego arsenału.
Przepraszam uczniów i wychodzę. Serce bije mi jak oszalałe, gdy zmierzam do toalety. Zamykam główne drzwi. Towarzyszy mi dziwne uczucie, gdy podciągam spódnicę.
Pstryk.
Na ekranie rysuje się scenka iście erotyczna - ponętnie zadarta kiecka odsłania długie nogi w szpilkach i pończochach. Wysokie obcasy powodują, że nogi zdają się jeszcze dłuższe. Na udach wyraźnie rysują się koronki nylonów, oddzielające je od jaśniejszego obszaru ciała.
Ty stary pryku! - myślę sobie, patrząc w telefon - teraz dopiero nabierzesz na mnie chrapki... Nie ma szans, żebyś mi przepuścił... Nie ma.
Tym razem dłużej czekałam na sms-a.
- Paniusiu! Nawet nie wiesz, jak wielką radość mi sprawiłaś! Doskonałe, rozkoszne ujęcie! Nie muszę chyba mówić, co się dzieje w moich spodniach. Ależ nabrałem na Ciebie ochoty...
Ale w takim razie poproszę jeszcze jedno zdjęcie, Pani. Twej słodkiej brzoskwinki.
A to cham! - zagrzmiałam na niego w myślach.
Taka propozycja wydała mi się totalnym naruszeniem mojej intymności. Planowałam mu odpisać bardzo dosadnie.
Jednak po chwili oswajałam się już z jego poleceniem. Oburzające żądanie upokarzało mnie, lecz z dziwnego powodu nabierałam chęci na jego spełnienie. Wręcz dużej chęci.
Głos wewnętrzny polemizował ze mną samą:
- Za kilka godzin będziesz musiała nie tylko pokazać to, co masz między nogami! Ale pozwolić, by właśnie tam poużywał sobie, jak tylko żywnie zapragnie!
Przegrywam dyskusję sama z sobą.
- Racja... zaniebawem będę należała do niego ja... i moja piczka... Zdjęcie? Czym przy tym jest zdjęcie?
Znów idę do toalety na przerwie. Drżącą ręką wkładam telefon pod spódnicę. Wcześniej zsuwam koronkowe majtki. Tylko trochę rozchylam nogi.
Pstryk.
Patrzę w ekranik.
Boże! Nigdy wcześniej nie widziałam się z takiej perspektywy! Nie spodziewałam się, że zdjęcie mojej waginy będzie aż tak wyraźne... Dłonie drżą mibardziej niż liście osiki, kiedy posyłam fotkę Surowemu.
Tuż na początku kolejnej lekcji przyszedł sms zwrotny.
- Wyśmienita! Przeurocza i smakowita brzoskwinka! Pomyśleć, że już na mnie czeka, już sposobi, żeby się ze mną zaznajomić!
Już teraz droczy się ze mną... - pomyślałam - dobrze, że nie ma kolejnych poleceń...
Dokładnie w tym momencie przychodzi kolejny sms. Podskoczyłam.
Co jeszcze mi napisał?
- Bardzo podoba mi się ten wąski paseczek nad nią. Uwielbiam takie! No i co za oprawa - te koronkowe majtusie zsunięte na bok - mistrzostwo świata.
A czy może mi Pani wyznać, czy ta jamka jest ciasna?
A to gagatek! Pastwi się nade mną. Chce, żebym sama zdradzała mu intymne sekrety.
Aż sapię ze złości. Uczniowie wpatrują się we mnie zaciekawieni.
Jak dobrze, że nie widzą treści smsów!
Wracam do pytania Antoniego i tym razem czuję, że odpowiedź sprawi mi przyjemność.
A niech wie! Niech wie, że trafi mu się wąska cipa!
Odpisuję:
- Ciasna.
Nie muszę czekać długo na odpowiedź.
- Doskonała! Marzenie!
Zastanawiam się, jakie teraz perwersyjne żądanie otrzymam?
Może - udowodnienie tej ciasności... - włożenie dwu paluszków i zrobienie wtedy zdjęcia...
Aż ciarki przechodzą mnie na samą myśl, że wykonuję taką fotkę w kiblu...
A może jego rozpustna natura podpowie mu jeszcze bardziej perwersyjne rozwiązanie...? Co może rozkazać?
Na przykład, może zechcieć, żebym zrobiła sobie palcówkę... Symulowała ruchy frykcyjne??? I do tego - nakręciła dfilmik! Boże! Nie... Wyobrażam sobie, że nagrywam wówczas w toalecie również dźwięk - jak jęczę...
Teraz dopiero przeszły mnie dreszcze! Fantazja podpowiada mi, że podczas kręcenia tej "produkcji" z kabiny obok - ktoś mnie podsłuchuje!
Na szczęście już żadego sms-a nie dostaję. Poza tym, w którym polecił mi czekać na przystanku autobusowym przy ryneczku i w którym pisze, jak bardzo nie może się doczekać... / Nie oszczędzając mi pikantnych słów:
- Proszę przygotować swoją słodką, wypielęgnowaną i ciaśniutką myszkę na istną katorżniczą przeprawę...
No i znów przebiegają mnie ciarki pod wpływem tych słów. Przymykam oczy i wyobrażam sobie tę scenę, w której tak hucznie dostaję do wiwatu... /
Do końca lekcji nie myślę już o niczym innym, jedynie o tym, że czeka mnie "ostre rżnięcie". Ale, czy rzeczywiście on będzie ostry? Podobno krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Poza tym, przecież on ma już swoje lata. Może nie sprawdzi się jako mężczyzna? Może nie "stanie" na wysokości zadania?
Zstanawiam się też, jak się w ostatnich godzinach przygotować psychicznie do tego, żeby pójść do łóżka z zupełnie obcym mężczyzną. No właśnie? Czy być neutralną? Czy po prostu rozłożyć przed nim nogi i pozwolić mu, żeby się na mnie wyżywał, żeby się we mnie zaspokoił? Nie wyrażając żadnych uczuć, leżeć pod nim?
Czy też wprost przeciwnie? Być pod nim głośną? Wzdychać i jęczeć, nawet udawać jak bardzo przeżywam to, że on mnie bzyka?
Wiadomo, że on wolałby to drugie, najchętniej pewnie połączone z moimi okrzykami zachwytu, typu: - Panie Antoni, ależ pan mnie ostro pieprzy!
Niedoczekanie! Nie dam mu tej satysfakcji...
Nieustannie zerkam na zegarek w telefonie. Ostatnia lekcja pędzi jak szalona, niby dopiero się zaczęła, a już jest po połowie! Wciąż te same myśli kołaczą się w mojej głowie. Gdzie będę musiała mu się oddać? A może wywiezie mnie do lasu? I zaciągnie gdzieś w krzaki, jak tirówkę? Wyobrażam sobie, jak najpierw przed nim kucam, a potem, jak jedną ręką oparta o drzewo, drugą podciągam spódnicę wypinając się przed mym "amantem". Czy może wcale nie będzie dżentelmenem, ale okaże się brutalnym? Takim, co to lubi porwać na dziewczynie ubranie? A może nawet przylać w tyłek?, Czy może być wulgarny? Jakimi epitetami mógłby obdarzyć mnie taki zboczuch? Suka? Dziwka? A może nawet - kurwa? Jak ja wtedy powinnam reagować?
No i wreszcie - czy wystarczy mu, że raz mnie wyobraca? Czy będzie mnie trzymał na przykład całą noc i kilka razy będę musiała znosić jego umizgi i dawać mu tyłka?
A jaki okaże się podczas zbliżenia? Czy będzie wchodził we mnie delikatnie? Czy wprost przeciwnie - wbije się bezpardonowo, drapieżnie... Na ile ostro mnie zerżnie?
Na koniec lekcji czekam jak na ścięcie. Ten dzwonek zadzwonił za szybko! Wychodząc ze szkoły, nie zauważam ani uczniów, którzy mówią mi: "do widzenia", ani kolegi - matematyka. Marek komentuje to: "głowa w chmurach - chyba jesteś zakochana!"
Jasne, kuźwa - myślę w duchu i zaraz sobie sama dodaję - zakochana... a czy nie idę właśnie się kochać?
Gdy stoję na tym cholernym przystanku, minuty dłużą się, odnoszę wrażenie, że wszyscy dokoła patrzą na mnie i doskonale domyślają się, po co tu czekam. Wydaje mi się, że czytam w ich myślach. Czy ten mężczyzna po pięćdziesiątce, w skórzanym kapeluszu, nie dedukuje: - "Ta damulka, ani chybi czeka na jakiegoś absztyfikanta, żeby mu dać dupy! No bo po co tak się ubrała?! Szeroka spódnica... pewnie da się wyryćkać gdzieś na tylnim siedzeniu!"
Natomiast ten szczyl, typowy nerd, w okularach wielkich jak latarnie, ani chybi, sprośnie fantazjuje: - "Zaraz będzie klęczała, z żylastym fiutem w tych ładniutkich, dużych ustach pomalowanych czerwoną szminką... Trzymana pewnie mocno za te jej śliczne włosy!"
Płonę ze wstydu.
Wreszcie podjeżdża duży, wysłużony czarny opel. Kierowca zaprasza mnie do środka. Kulturalnie się wita, nawet całuje w rękę! Może wydaje mu się, że im bardziej jestem damą, tym większa chwała dla tego kto ją posiędzie...
Mimo kulturalnych manier, w jego wzroku wyczuwam coś niepokojącego, jakby drapieżnego. Jakby w duchu mówił sam do siebie - "Upalę ja sobie tę sikorkę! Pociupciam sobie! I to porządnie!"
- Dokąd jedziemy? - pytam, próbując ukryć drżenie głosu.
- Trochę za miastem jest przytulny motelik. Za bardzo znają panią w tym miasteczku, a mnie też w pewnych kręgach...
Siedzę jak na szpilkach, mimo, że zagaja coś o pogodzie.
- Przepraszam za moje sms-y, chyba nadto obcesowe... ale pani daruje, nie mogłem się powstrzymać. - Uśmiechając się, kładzie dłoń na moim kolanie i je delikatnie ściska.
W normalnej sytuacji natychmiast odepchnęłabym taką rękę...
Ale to przecież nie jest normalna sytuacja, więc oczywiście dozwalam na to by sobie trzymał moje kolano.
- Pani zdjęcia na prawdę mnie rozpaliły... - szepcze, jednocześnie masując moje kolano.
Zupełnie nie mam pomysłu, co na to odpowiedzieć, więc milczę, obserwując, jak jego dłoń przesuwa się teraz na drugie kolano, wykorzystując fakt, że mam złączone nogi.
- Nawet nie wie pani, jak się cieszę, że się pani zgodziła... Jest pani najatrakcyjniejszą kobietą w tym naszym miasteczku... i najelegantszą cizią... - komplementuje mnie z lubością, gładząc teraz drugie kolano.
Zastanawiam się, co odpowiedzieć, wypada przecież podziękować za komplement, choć słowo "cizia" - wydaje mi się jakieś dwuznaczne. Jednak wyduszam z siebie, bardzo cicho:
- Dziękuję...
Spuszczając wzrok obserwuję, jak jego ręka masuje teraz oba moje kolana jednocześnie.
- Pani Marto, przepraszam, że znowu pytam obcesowo, ale czy ma pani narzeczonego? - W tym samym czasie jego dłoń ścisnęła moje kolano znacznie mocniej.
Ciekawe, dlaczego chce to wiedzieć? Czy po prostu interesuje go, czy z kimś regularnie sypiam? A może chce mieć uciechę z przyprawienia komuś rogów?
- Nie... nie mam żadnego narzeczonego... Dlaczego pan pyta?
Odnoszę wrażenie, że ta odpowiedź cieszy go. Uśmiecha się od ucha do ucha, a jego ręka przesuwa się z kolana nieco wyżej, wsuwając palce pod brzeg mojej spódnicy.
Czuję się, jakby kolejna granica mojej intymności została przekroczona.
- A nie... nic, nic... Tak pytam. Gadają, że pani wybredna i żadnemu mężczyźnie nie pozwala zapukać do swojego serduszka...
"Zapukać" - myślę w duchu - ech... zgrabnie ujęte, chyba domyślam się jaki rodzaj "pukania" masz zboczuszku na myśli.
- Ach... - mówię - a czego to ludzie nie gadają... zwłaszcza o samotnej kobiecie.
Ręka kierownika wsunęła się wyżej pod moją spódnicę. Trochę pożałowałam ostatniego zdania, bo mogło zabrzmieć wieloznacznie.
- A to ma pani rację. Jedni ludzie gadają o pani tak, a inni inaczej...
Zadrżałam. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, dłoń Antoniego zacisnęła się na moim udzie. Po drugie, zaintrygowało mnie, cóz to za opinie, w dodatku rozbieżne, o mnie chodzą. Czyżby ktoś podważał moją reputację i rozsiewał jakieś plotki?
- A słyszałem, że pono nawet dyrektor liceum odgrażał się, że panią zaliczy... A zaliczył... czarną polewkę.
O matko! - myślę w duchu - to i takie rzeczy ludzie wiedzą?! Czyli ten dupek przechwalał się, że mnie "zaliczy"? Jak dobrze, że się przeliczył! A przecież tak niewiele wtedy brakowało żebym się z nim przespała...
- Przepraszam, ale zadam kolejne obcesowe pytanie... pewnie potraktuje je pani jako nietaktowne... ale... w tej sytuacji jest zasadne... Rozumiem, że nie jest pani dziewicą?
Co za bencwał! Jak można zadawać takie pytania! Aż przeszły mnie ciarki. Z drugiej strony, czuję dziwny rodzaj ekscytacji. A więc interesuje go to, czy zostałam rozcnotliwiona... może nawet podnieca? Ciekawe co bardziej by go jarało? Czy to, gdybym miała jeszcze "cnotkę"? A on mógłby mnie jej pozbawić? A może to okazjaby się z nim pobawić w kotka i myszkę.
- Zadaje pan krępujące pytania... - udaję bardziej skonsternowaną, niż jestem.
Moje zawstydzenie najwyraźniej go podnieca.
- Wiem, że zadaję intymne pytanie... ale, przecież już niedługo znajdziemy się właśnie w intymnej sytuacji...
Na jego twarzy gości nieukrywany, nieprzyzwoity, wręcz sprośny wyraz twarzy.
- No tak... ma pan rację, do tego ma pan mnie w garści... - dodaję zbolałym tonem - a co, gdybym była dziewicą?
Wpatruję się w jego twarz, która nabiera teraz dziwnego wyrazu, jakby chciał mi obwieścić: "Maleńka, z dziką rozkoszą zerwę ci gwinta!"
Zaś mówi: - Paniusiu... byłbym najszczęśliwszym z ludzi...
Palce jego dłonni, niczym szpony, zacisnęły się na moim udzie.
Błysk w jego oku wydaje mi się szczególnie niepokojący... Żeby ostudzić jego zapały, dementuję:
- Muszę pana rozczarować... nie jestem dziewicą... Niestety nie zafunduję panu przyjemności pozbawienia mnie cnoty...
Nie da się opisać zawodu, jaki maluje się na jego twarzy.
- Tak myślałem, a jednak wielka szkoda, że nie dane mi będzie... jak mówi młodzież... "zdjąć simloka"... Zdeflorować taką damulkę... ależ to byłoby marzenie!
W tym momencie, jakby, żeby zrekompensować swój żal, pakuje dłoń jeszcze wyżej pod moją spódnicę i dosięga koronki manszet.
- Uwielbiam damule, które noszą pończochy...
Krępuje mnie to buszowanie jego łapy pod moją kiecką. Zastanawiam się, jak reagować. Głupia jestem. Przecież nie pozostaje mi nic innego niż pozwalać się obmacywać...
Ściska moje udo i wpycha rękę coraz głębiej pod spódnicę. Mam wrażenie, że kierowcy jadący z naprzeciwka, doskonale to widzą. Choć przecież nie było to możliwe.
Jednak i tak peszę się i czerwię.
A on, jakby czytał w moich myślach.
- Wie pani co? Jak patrzę na mijających nas tirowców, zdaje mi się, że muszą mi cholernie zazdrościć takiej dżagi...
Patrzę na Antoniego, rzeczywiście rozpiera go duma.
- I wie pani co? Oni chyba widzą, że prowadzę auto jedną reką.
Uśmiechał się podstępnie, masując jednocześnie moje udo - wsuwa się już poza koronkę pończochy i maca nagie ciało...
Oczywiście nie odpowiadam na to prowokacyjne pytanie. Co zresztą miałabym rzec? - "Tak, oni domyślają się, że trzymasz łapę pod moją kiecką?!"
Surowy zdaje sobie sprawę, jak bardzo czuję się upokorzona, bo klepie mnie po udzie, jakby "zaklepując" swoją własność. Tym silniej odczuwam relacę podporządkowania temu mężczyźnie.
- Wie pani co? Na swój sposób podnieciła mnie pani wyznaniem o stracie cnoty... Jakoś strasznie mnie intryguje, któż dostąpił tego niewątpliwego honoru?
Nie pozostawia mi wątpliwości, że to go intryguje - napastliwa ręka, harcująca pod moją spódnicą, już niemal ociera się o majtki.
Krępuje mnie to pytanie, krępuje jak cholera, ale też cholernie podnieca... Onieśmielam się, a z drugiej strony chcę, pragnę prowokować go moimi wyznaniami.
- No wie pan... tak intymne pytania... Jak można pytać kobietę o takie sekrety... Chyba chce mnie pan zawstydzić...
Czuję, że chcę, aby mnie naciskał, żeby demonstrował mi swoją władzę nade mną.
- Wie pani, że... mogę!
Jego dloń była już blisko mego łona.
- No... tak... zdaję sobie sprawę, że jestem w pańskiej władzy...
Takiej odpowiedzi oczekiwał. Dociskał mnie stanowczo.
- Zatem?
Chwilę milczę. Jakbym zbierała odwagę.
- Cóż... zatem niech będzie... - Rumienię się, a on trze dłonią oba moje uda. - Wianka pozbawił mnie... taki chłopak... Tomasz... jak niewierny Tomasz.., w akademiku... Okazało się... taki swego rodzaju kolekcjoner cnót studentek...
- Jak ja mu zazdroszczę! Ech! Miał farta zafajdaniec!
Łapa Antoniego już dotyka materiału moich majtek.
- Gdzie to się stało? W jakim to miejscu była przebijana tak przecudna błonka?!
Co za słowa! - myślę sobie - ależ delektuje się tym stary urzędas!
Przymykam powieki, przed oczami staje mi tamta scena. Tylnie siedzenie starego żęcha, poplamiona i wytarta tapicerka, w samochodzie śmierdziało olejem silnikowym, choć nieskutecznie tłumi to zapach zielonego jabłuszka. Leżałam na plecach, a ta kreatura na mnie. Zadarł mi spódnicę (doskonale pamietam tę chabrową kieckę w której chodziłam na wykłady). Mówiłam, że jeszcze nie czas... że musi jeszcze poczekać... Ale nie czekał. Sięgnął do moich majtek. A ja, krępująca się jak diabli, obiecywałam mu, że będzie mnie miał, ale jeszcze nie teraz. Silnym szapnięciem ściągnął koronkowe stringi. Wszedł we mnie i poczułam ból. Pamiętam jak dziś głośną pracę wysłużonych resorów. A Tomasz poruszał się we mnie tak mocno, dziko, jakby chciał mnie rozwiercać...
- Ejże! Paniusiu, coś się tak zamyśliła? - Ignacy przywraca mnie do rzeczywistości.
Wyznaję mu zawstydzona, w jakże prozaicznym miejscu straciłam cnotę. I natychmiast uświadamiam sobie, że przecież teraz też jesteśmy w aucie.
Urzędnik rozochoca się moim wyznaniem, już po jego twarzy widać, jaki jest napalony. Jeszcze wyraźniejszy wyraz daje temu przez koronkę majtek moje łono.
- Ach... - wzdycham. I próbuję odepchnąć jego rękę.
Tymczasem on, sapiąc, cedzi:
- Pani Marto! Nie chcę czekać do tego cholernego motelu! Chcę cię mieć, jak tamten pieprzony gnojek, na tylnim siedzeniu!
W sukurs przychodzi mu ukształtowanie terenu. Właśnie mijamy wzgórki porośniete lasem, dość gęstym, liściastym. Jak na złość trafia się też leśny parking, na który urzędnik skręca bez chwili zastanowienia.
Roztrzęsiony otwiera mi drzwi i wysadza z samochodu.
Tłumaczę mu, że to dla mnie duże zaskoczenie, że nie jestem przygotowana... nastawiona psychicznie, że to ma się odbyć teraz...
Ale on nie słucha.
- Bardzo pana proszę... Poczekajmy do tego motelu... Ja... jestem nieprzygotowana... Słowa dotrzymam... pójdę z panem do łóżka... ale potrzebuję się nastawić... no i tu takie warunki...
Nie przekonałam go jednak.
- A tamtemu chłoptasiowi, to co? Dałaś bez szemrania! Może nawet na masce cię ładował?!
- Nie... nie... proszę...
- Studentka z cnotką popuściła szpary w samochodzie, a doświadczona kobita boi się rozłożyć nóg!
Czuję, że za bardzo jest rozogniony, a ja za słaba by go powstrzymać. Popychana ląduję na tylniej kanapie na plecach.
Jak Ci się podobało?