Nie ma się czego bać...

14 lutego 2025

13 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Wieczór wplótł się w jej myśli jak miękki, jedwabny szept. W półmroku hotelowego pokoju, gdzie światło lampy odbijało się ciepło od ścian, Helena czuła się, jakby stała na skraju czegoś nowego – przestrzeni, której dotąd się bała, a jednocześnie pragnęła.

Lena siedziała na łóżku, patrząc na nią z cierpliwym uśmiechem. Miała na sobie jedwabny szlafrok, rozchylony lekko na ramionach, ukazując złotą skórę, delikatnie opalizującą w blasku lampy. Jej włosy, ciemne jak noc, spływały kaskadą na plecy. Helena czuła jej ciepło, choć wciąż dzieliła ich przestrzeń.

– Myślisz o tym, że się boisz? – zapytała Lena, nie spuszczając z niej wzroku.

Helena westchnęła cicho, bawiąc się krawędzią swojej koszuli nocnej.

– Nie wiem, czy bardziej się boję, czy bardziej tego chcę – przyznała w końcu.

Lena podniosła się z łóżka i podeszła do niej powoli, jakby nie chciała jej spłoszyć. Kiedy stanęła tuż przy niej, Helena poczuła delikatny zapach wanilii i bursztynu, otulający ją jak miękka chmura.

– Nie musisz nic robić, jeśli nie jesteś gotowa – powiedziała Lena i lekko dotknęła jej dłoni. Ich palce splotły się instynktownie. – Ale jesteś tutaj, a to znaczy, że coś w tobie woła do mnie.

Helena uniosła wzrok, pozwalając sobie zagubić się w głębi czekoladowych oczu Leny. Nie odpowiedziała słowami – odpowiedziała gestem, powoli przesuwając dłonią po nagim ramieniu kobiety, badając fakturę skóry, ciepło, miękkość, drżenie, które nie było tylko jej. Lena uśmiechnęła się lekko i zbliżyła usta do jej policzka, muskając go najpierw oddechem, potem wargami. Dotyk był niemal eteryczny, a jednak Helena poczuła go całą sobą. Zamknęła oczy, pozwalając, by każda kolejna sekunda rozkwitała w niej jak pąk róży pod dotykiem słońca.

– Czujesz to? – wyszeptała Lena przy jej uchu.

Helena skinęła głową, nieufna wobec własnego głosu. Czuła wszystko. Czuła, jak pulsuje w niej coś nowego, coś, co jeszcze nigdy wcześniej nie miało miejsca. Lena wsunęła dłoń na jej talię, przyciągając ją bliżej. Teraz dzieliły je już tylko warstwy delikatnego materiału. Ich ciała niemal się stykały i ta odległość – milimetrowa, subtelna – była jednocześnie torturą i obietnicą.

– Chcę cię poczuć – wyszeptała Helena, odchylając głowę, by ich wargi mogły się spotkać.

Lena nie spieszyła się. Jej pocałunek był ciepły i powolny, jakby każda chwila miała smakować intensywniej niż poprzednia. Wsunęła dłonie pod koszulę Heleny, muskając skórę na jej plecach, wywołując dreszcze, które wędrowały od karku aż do koniuszków palców u stóp.

Helena pozwoliła się prowadzić. Pozwoliła, by Lena uwolniła ją z materiału, by każda część jej ciała została odkryta pod miękkim światłem lampy. Czuła, jak spojrzenie drugiej kobiety pieści ją niczym czułe dłonie, jak jej usta badają każdy fragment jej ciała, odkrywając go z czułością i zachwytem.

Nie było w tym pośpiechu, nie było niepewności. Była tylko Lena – ciepła, doświadczona, cierpliwa. Każdy ruch, każdy szept, każdy ślad ust na skórze Heleny był jak obietnica, jak pieśń śpiewana tylko dla niej.

Lena sięgnęła do szuflady nocnej szafki, wyciągając małe, gładkie urządzenie, którego subtelne drżenie rozbrzmiało w ciszy pokoju. Spojrzała na Helenę pytająco, czekając na jej przyzwolenie. Odpowiedzią było ciche „tak” i drżenie ciała, gdy Lena przyłożyła chłodną powierzchnię do jej skóry.

Fala ciepła eksplodowała w Helenie, rozszerzając się spiralnie od jej wnętrza na całą przestrzeń ciała. Każdy dotyk, każde muśnięcie języka, subtelne naciski falujące w rytm przyspieszonego oddechu, wprowadzały ją w świat, o którym nigdy wcześniej nie śniła.

Ich ciała splotły się w pełnej harmonii, wzajemne eksploracje przypominały taniec, w którym jedno drżenie prowadziło do kolejnego, gdzie każdy szept był śladem zachwytu, a każda chwila zdawała się trwać wieczność.

Gdy wreszcie przyszło ukojenie, gdy Helena poczuła, jak napięcie osiąga zenit i rozlewa się w niej falą błogości, otworzyła oczy, odnajdując spojrzenie Leny – ciepłe, nasycone spełnieniem, lustrujące ją z czułą intensywnością. Ich oddechy splotły się w jeden rytm, a ciała, drżące jeszcze chwilę temu, osiadły w spokojnej symfonii dotyku.

Kiedy potem leżały obok siebie, otulone miękkim półmrokiem i własnym oddechem, Helena uśmiechnęła się lekko, przysuwając się bliżej.

– Już się nie boję – powiedziała cicho.

Lena wsunęła palce w jej włosy i pocałowała ją w czoło.

– Bo nigdy nie było się czego bać – odparła szeptem.

Helena obudziła się powoli, jakby jej ciało wciąż drżało od doznań minionej nocy. Blask porannego słońca prześlizgiwał się po ścianach hotelowego pokoju, malując na nich ciepłe, złote refleksy. W powietrzu unosił się zapach Leny – wanilia i bursztyn, zapach, który teraz kojarzył się z czymś nowym, z wolnością, z oddaniem.

Lena spała obok niej, oddychając równomiernie. Jej włosy rozsypały się na poduszce, a na jej twarzy malował się spokój. Helena przez chwilę tylko patrzyła, ucząc się jej konturów, zapamiętując to, jak światło tańczyło na jej skórze.

W końcu podniosła się z łóżka i otuliła ciało lekkim szlafrokiem, czując na sobie dotyk wspomnień, które jeszcze nie zdążyły zblednąć. Przeszła do łazienki, przemyła twarz chłodną wodą i spojrzała w lustro. W jej oczach nie było już tego samego cienia wahania, co wcześniej. Coś się zmieniło.

Usłyszała za sobą ruch, a potem ciepłe dłonie Leny oplotły jej talię.

– Wstałaś tak wcześnie. – Jej głos był jeszcze zaspany, cichy, ale czuły.

Helena uśmiechnęła się lekko i oparła plecy o jej ciało.

– Chciałam pomyśleć. – Lena pocałowała ją w ramię, muskając skórę ciepłem swoich ust.

– I do czego doszłaś? – zapytała.

Helena obróciła się powoli, kładąc dłonie na jej biodrach.

– Do tego, że chcę więcej.

Lena zaśmiała się cicho i pochyliła się, by dotknąć jej warg. Tym razem pocałunek był inny – mniej ostrożny, bardziej pewny. Jakby obie wiedziały już, że nie ma odwrotu.

Dzień zaczął się od czułości. Czas płynął inaczej, wolniej. Po śniadaniu wyszły na spacer, ich dłonie spotykały się od czasu do czasu, palce splatały się na moment, by zaraz się rozłączyć. Było w tym coś elektryzującego – ta delikatność, ten brak pośpiechu.

Helena czuła się jak ktoś, kto nagle ujrzał świat w nowych barwach. Każdy detal wydawał się bardziej wyrazisty – szum ulicy, śmiech ludzi przy kawiarnianych stolikach, ciepło promieni słonecznych na skórze.

Kiedy wróciły do hotelu, Helena usiadła na parapecie, patrząc na miasto. Lena podeszła do niej i oparła się o ścianę, przyglądając jej się uważnie.

– Nadal się nie boisz? – zapytała, a w jej głosie brzmiała nuta czegoś, co mogło być troską albo wyzwaniem.

Helena spojrzała na nią z uśmiechem.

– Już nie.

Lena podeszła bliżej i delikatnie przejechała palcami po jej policzku.

– W takim razie… co teraz?

Helena złapała jej dłoń i splątała ich palce.

– Teraz… uczę się żyć.

Lena uśmiechnęła się i przysiadła obok. Przez chwilę siedziały w ciszy, wsłuchując się w puls miasta, w bicie własnych serc, w obietnice, które kryły się w każdym spojrzeniu. Helena wiedziała jedno – ten dzień był tylko początkiem.

 

Helena wróciła do pokoju, gdzie Lena właśnie kładła się na łóżku. Światło lampy rysowało na jej ciele miękkie kontury. Helena stanęła w progu i przez moment tylko patrzyła, podziwiając krzywiznę jej bioder, delikatność obojczyków, sposób, w jaki czekoladowe oczy śledziły jej ruchy.

– Twoja kolej – powiedziała cicho, zamykając za sobą drzwi.

Lena uniosła brew, uśmiechając się z zaciekawieniem.

– Ach tak? – Helena podeszła do niej powoli, wspięła się na łóżko i nachyliła nad jej ciałem. Musnęła wargami skórę na szyi, zostawiając ciepłe ślady oddechu. Jej dłonie badały każdy centymetr ciała Leny, kreśląc niewidzialne wzory, zapamiętując drżenia, które budziła.

– Chcę, żebyś poczuła to, co ja czułam wczoraj – wyszeptała przy jej uchu, muskając płatek językiem.

Lena zamknęła oczy, poddając się pieszczotom. Helena była precyzyjna, pewna siebie. Jej pocałunki wędrowały w dół, pozostawiając ślad czułości i pożądania. Gdy jej dłonie zaczęły pieścić ciało Leny, jej oddech stał się głębszy, urywany.

Nie było w tym pośpiechu, tylko świadome, intensywne zbliżenie. Helena obserwowała każdy ruch, każdy wyraz twarzy, jak artystka, która pragnie stworzyć najdoskonalsze dzieło.

Kiedy Lena w końcu szepnęła jej imię w drżącym uniesieniu, Helena uśmiechnęła się triumfalnie. Położyła się obok, przyciągając ją do siebie, a ich oddechy stopniowo zwolniły, stapiając się w jeden rytm.

– A teraz? – zapytała Helena, muskając ustami jej czoło.

Lena spojrzała na nią z uśmiechem.

– Teraz… już na pewno się nie boisz.

 

Rankiem Helena poczuła delikatne muśnięcie ust na swoim ramieniu. Otworzyła oczy i zobaczyła Lenę, która spoglądała na nią z uśmiechem.

– Czas na śniadanie – powiedziała Lena, muskając jej skórę opuszkami palców.

Helena przeciągnęła się leniwie, czując ciepło ich ciał pod wspólnym kocem.

– A może najpierw… kawa w łóżku? – zapytała z figlarnym uśmiechem.

Lena zaśmiała się i wstała, przeciągając się w porannym świetle.

– W porządku, ale potem mamy plan – powiedziała tajemniczo.

Helena spojrzała na nią pytająco, ale Lena tylko puściła jej oko i zniknęła w łazience. Coś w powietrzu zapowiadało kolejny dzień pełen niespodzianek.

Helena szła korytarzem hotelowym, zerkając na telefon. Lena zostawiła jej krótką wiadomość: “Spotkajmy się na dole. Mam dla ciebie niespodziankę.” Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale czuła przyjemne podniecenie.

Gdy dotarła do lobby, Lena stała już przy drzwiach, ubrana w lekką sukienkę w kolorze bursztynu. Jej oczy błyszczały figlarnie.

– Gotowa na przygodę? – zapytała, wyciągając do niej rękę.

Helena ujęła jej dłoń i razem wyszły na zewnątrz. Miasto było skąpane w porannym słońcu, a ulice pulsowały życiem. Lena prowadziła ją wąskimi uliczkami, aż dotarły do niepozornego budynku z ciężkimi, drewnianymi drzwiami.

– Co to za miejsce? – zapytała Helena, unosząc brew.

– Zobaczysz – odparła Lena tajemniczo i popchnęła drzwi.

W środku panował półmrok. Czuć było zapach starego papieru i kadzideł. Po ścianach biegły rzędy wysokich regałów wypełnionych książkami, a na środku pomieszczenia stał masywny dębowy stół, na którym leżały stare, pożółkłe kartki. Za stołem siedział starszy mężczyzna w okularach, który uniósł wzrok na widok gości.

– Ah, więc to ona – powiedział, spoglądając na Helenę. – Nareszcie.

Serce Heleny zabiło szybciej.

– Kim pan jest? – zapytała ostrożnie.

Lena ścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się uspokajająco.

– Spokojnie – szepnęła. – Chciałam cię tutaj zaprowadzić, bo wiem, że szukasz odpowiedzi. Ten człowiek może ci pomóc.

Mężczyzna wstał i podszedł do nich wolnym krokiem.

– Masz wiele pytań, prawda? – powiedział, patrząc Helenie prosto w oczy. – Pytania o siebie, o to, skąd się wzięły twoje obawy, skąd ten niepokój, który towarzyszył ci przez lata.

Helena przełknęła ślinę. Coś w jego głosie sprawiło, że poczuła dreszcz na plecach. Lena nadal trzymała jej dłoń, ale teraz jej uchwyt był nieco silniejszy, jakby chciała ją powstrzymać przed ucieczką.

Mężczyzna odwrócił się i sięgnął po jedną z książek na regale. Otworzył ją na zniszczonej stronie i wskazał fragment tekstu zapisany drobnymi literami.

 

– To historia twojej rodziny, Heleno – powiedział cicho. – Historia, którą powinnaś poznać.

Helena poczuła, jak wszystko wokół niej zaczyna wirować. Nie spodziewała się, że ten dzień przyniesie nie tylko namiętność, ale i tajemnicę, której istnienia nigdy nawet nie podejrzewała.

Gdy wróciły do hotelowego pokoju, Helena była zamyślona. Słowa mężczyzny wciąż odbijały się echem w jej głowie. Lena zamknęła drzwi i podeszła do niej, obejmując ją od tyłu.

– Nie musisz o tym myśleć teraz – wyszeptała, składając pocałunek na jej karku. – Możesz skupić się na czymś innym.

Helena odwróciła się w jej ramionach, spojrzała jej w oczy i przycisnęła do ściany. Tym razem to ona prowadziła. Jej usta były żądne, ręce pewne siebie. Lena westchnęła, gdy Helena wsunęła dłoń pod jej sukienkę, sunąc opuszkami palców po ciepłej skórze.

– Teraz ja mam kontrolę – wyszeptała Helena, muskając jej wargi.

Lena zamrugała, uśmiechając się z rozbawieniem, ale nie protestowała, gdy Helena przycisnęła jej nadgarstki do ściany i powoli, metodycznie, zaczęła badać jej ciało. Każdy dotyk, każdy pocałunek był świadomy, celowy. Helena chciała sprawić, by Lena zapomniała o wszystkim – o tajemnicach, o pytaniach, o świecie za drzwiami hotelowego pokoju.

Ich ciała splotły się w pełnej harmonii, gorączkowej, a zarazem powolnej, zmysłowej grze, w której Helena nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do tego, kto teraz przewodził. Gdy Lena w końcu szepnęła jej imię w drżącym uniesieniu, Helena uśmiechnęła się triumfalnie.

Leżały później splecione w siebie, oddychając jednym rytmem. Lena spojrzała na nią z rozleniwionym uśmiechem.

– Wiesz, że nie pozwolę ci tego zapomnieć? – powiedziała cicho.

Helena uśmiechnęła się, muskając jej skórę.

– I o to właśnie chodzi.

Helena stała przed lustrem, trzymając w dłoniach starą księgę, którą podarował jej tajemniczy mężczyzna w bibliotece. Każde zdanie, które przeczytała, budziło w niej dziwne uczucie – jakby odkrywała kawałki układanki, które przez lata pozostawały ukryte.

– I co? – Lena stanęła za nią, obejmując ją w talii.

– Moja rodzina… – Helena wzięła głęboki oddech. – Mój ród od pokoleń przechowywał tajemnicę. I wygląda na to, że to ja miałam ją odkryć.

Lena pocałowała ją lekko w szyję.

– Więc już wiesz? – Helena obróciła się do niej, patrząc jej w oczy. – Nie do końca. Ale wiem jedno: to, co tu znalazłam, zmieniło mnie. I ciebie też.

Lena uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach czaiła się jakaś nuta smutku.

– Helena… – zaczęła, ale urwała.

Helena zmarszczyła brwi.

– Co się dzieje?

Lena odwróciła wzrok.

– Muszę ci coś powiedzieć. Prawda jest taka, że… nie jestem tym, za kogo mnie uważasz.

Serce Heleny przyspieszyło.

– Co masz na myśli?

Lena sięgnęła do torebki i wyjęła małą, srebrną fiolkę. – Wiem, że czujesz, że nasza więź jest wyjątkowa. Ale ja nie mogłam pozwolić, byś odkryła tę księgę wcześniej. Musiałam cię do tego przygotować.

Helena poczuła zimny dreszcz.

– Przygotować do czego?

Lena spojrzała na nią poważnie.

– Do podjęcia decyzji. W tej fiolce jest substancja, która… sprawi, że zobaczysz prawdę. Ale prawda nie zawsze jest tym, czego pragniemy.

Helena wzięła fiolkę do ręki, ważąc ją w dłoniach. Serce waliło jej w piersi.

– Więc powinnam ją wypić? – wyszeptała.

Lena skinęła głową.

– Ale musisz wiedzieć, że jeśli to zrobisz, wszystko się zmieni.

Helena spojrzała na nią, na jej pełne niepewności spojrzenie, i nagle wszystko stało się jasne. Odstawiła fiolkę na stolik.

– Nie muszę jej pić – powiedziała stanowczo. – Już znam prawdę. I wiem, czego chcę.

Lena patrzyła na nią przez długą chwilę, a potem nagle przyciągnęła ją do siebie. Ich pocałunek był gorączkowy, desperacki, jakby miały tylko ten jeden moment.

Helena popchnęła ją lekko na łóżko, a Lena poddała się jej dotykowi. Tym razem to Helena przewodziła, sprawiając, że Lena drżała pod jej dłońmi. Ich ciała splatały się, skóra na skórze, oddechy urywane i przyspieszone. Każdy pocałunek, każdy dotyk miał w sobie coś ostatecznego – jakby to była kulminacja wszystkiego, co razem przeżyły.

Helena sunęła ustami po jej ciele, wywołując westchnienia, które odbijały się echem w ciszy pokoju. W końcu Lena zadrżała, przyciskając dłonie do jej pleców, wymawiając jej imię w cichym błaganiu.

Kiedy wszystko ucichło, gdy ich oddechy się wyrównały, Lena spojrzała na nią z czymś, co wyglądało jak smutek.

– Co się dzieje? – zapytała Helena, muskając jej policzek.

Lena uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach błyszczała łza.

– Nic… tylko chciałabym, żeby to mogło trwać wiecznie.

Helena poczuła, jak serce ściska jej się w piersi.

– Co masz na myśli?

Lena wzięła głęboki oddech.

– Nie mogę tu zostać.

Helena usiadła, czując, jak jej ciało nagle staje się ciężkie.

– Ale dlaczego? Myślałam, że...

Lena sięgnęła po fiolkę, wpatrując się w nią przez chwilę, po czym wstała i podała ją Helenie.

– Bo ja już ją wypiłam. I wiem, co mnie czeka.

Helena zamarła. Lena pochyliła się i pocałowała ją ostatni raz – czuły, pełen żaru pocałunek, który mówił więcej niż słowa. A potem odwróciła się i wyszła z pokoju.

Helena siedziała w ciszy, wpatrując się w fiolkę, którą trzymała w dłoni. W końcu, po długiej chwili, odkręciła wieczko.

Zimna ciecz spłynęła jej po gardle. A potem… wszystko zniknęło.

1,137
5.6/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 5.6/10 (3 głosy oddane)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.