Morderca z Przedmieścia (II)
11 grudnia 2012
26 min
Miłego Czytania :)
Usiadłam przy ohydnym biurku, pijąc równie ohydną kawę z automatu. Rano tak długo brałam kąpiel, że nie zdążyłam zjeść śniadania. Właściwie większość kąpieli zajęło zaspokojenie potrzeb ciała, ale to mało ważny szczegół.
Komórka zadzwoniła.
- Halo.
- Już mam wyniki sekcji – usłyszałam głos Konstantyna.
- Ok. Dzięki, zaraz przyjdziemy.
Mateusz właśnie odwieszał skórzaną kurtkę na wieszak. Miał podkrążone oczy. Wyraźnie było widać, że przeżył ciężką noc.
- Idziemy - rozkazałam.
- Co? – zapytał nieprzytomnie.
- Koni skończył sekcje.
***
- Uduszony został cienką żyłką wędkarską. Co ciekawe, gdy napastnik go dusił, denat nie bronił się – powiedział Koni. – Żadnych śladów walki. Brak naskórka pod paznokciami, nie ma siniaków.
- Dlaczego się nie bronił? – zapytałam zniecierpliwiona.
- Bo najzwyczajniej w świecie nie mógł. Był nieprzytomny. – Koni wziął do ręki wydruk i podał go Mateuszowi. – Zanim został uduszony, dostał mocno w łeb. Stracił przytomność.
W głowie zaczął mi się układać obraz.
- Denat odbył stosunek seksualny tuż przed śmiercią, prawda? – zapytałam, nie odrywając wzroku od ran na nadgarstkach.
- Skąd wiesz? – Konstantyn otworzył szeroko oczy.
- Wiem też, że nie ma śladów biologicznych partnerki, właściwie nie ma żadnego śladu. Tak, jakby kochanek był duchem – wygłosiłam swój monolog, patrząc Koniemu w oczy.
- Boże! – Złożył ręce jak do pacierza. – Jasnowidz!
- Nie. Intelektualista – powiedziałam, uśmiechając się słodziutko. – Takie same rany miał Krystian Paździerzak. Ten ostatnio zamordowany.
Mateusz podrapał się po głowie.
- Jednego nie wiesz. – Konstantyn miał satysfakcje w oczach.
- Nie wiem?
- Mianowicie, denat miał to w ustach. – Podszedł do białego biurka i wziął z niego dwie szklane, prostokątne płytki. Między nimi rozłożona była mała, zakrwawiona karteczka. Obejrzałam papier dokładnie. Był to kawałek kartki wyrwany z zeszytu w kratkę.
- Nasz przestępca zapewne nie jest człowiekiem biednym – powiedziałam.
- Czemu tak uważasz? – Mateusz spojrzał na karteczkę. – Niczego szczególnego nie widzę.
- Bo źle patrzysz. Tu się liczą szczegóły. Kartka jest gruba, pióro nie przebija przez nie – powiedziałam odwracając płytkę. Palcem przejechałam po całej długości karteczki. Odwróciłam ją powrotem i przyjrzałam się pisaninie. – Spójrz na litery. Równiutkie i nierozmazane, choć denat miał to w ustach. Na pewno zabójca użył markowego pióra i atramentu.
- Dobra jesteś! – Koni pokiwał głową z uznaniem.
- Dzięki. – Poczułam jak na policzki wstępuje rumieniec. – Za to nie wiem, co oznaczają te słowa. "Miłość jest przereklamowana. Dobrze wygląda tylko w książkach."Pojęcia nie mam, o co chodzi.
- Ale chwila, skoro zabójca Krystiana siedzi w pudle, to... kto zabił tego gościa? – zapytał Mateusz palcem wskazując na zwłoki.
- Mam tezę, że zapuszkowaliśmy złego kolesia.
***
Siedziałam w biurze szefa obmyślając plan działania. Muszę przedstawić swoje argumenty, w jak najbardziej racjonalny sposób. Wiem, że będzie ciężko, zdaję sobie sprawę z tego, że Krzykowski nie będzie chciał mnie słuchać. No kurde, cykam się!
- Słucham panno Rachwał – powiedział szef, wchodząc do biura.
- Pani Rachwał – poprawiłam go machinalnie.
- Nie ważne! Co PANIĄ do mnie sprowadza?
- Zamknięta sprawa, która nie powinna być zamknięta – zaczęłam. – Ostatnio doszło do zabójstwa. Ofiara nie został jeszcze zidentyfikowana. W każdym razie, obrażenia miała identyczne jak Krystian Paździerzak. Śmiem sądzić, że to dzieło tego samego człowieka.
- O ile dobrze jestem poinformowany, zabójca Paździerzaka ma niedługo rozprawę.
- Twierdzimy, że on jest niewinny – ciągnęłam.
- Czyj to pomysł? – zapytał, wyciągając z szuflady biurka papierosa.
- Mój...
- Tak też myślałem. Sam nie wiem, dlaczego kobiety pracują w policji. – Obrócił się do mnie tyłem. Ogarnęła mnie nieodparta ochota, by pokazać mu środkowy palec. – Moim skromnym zdaniem kobiety powinny sprzątać i gotować, a nie wymierzać sprawiedliwość.
- Ale...
- Proszę mi nie sprzedawać tanich bajeczek. Niech pani zajmie się nową sprawą.
Tym niegrzecznym akcentem zakończyłam spotkanie z szefem. Wyszłam z jego gabinetu wściekła, jak osa. Czułam się upokorzona. Ten tłuścioch nie liczy się z dobrem ogółu. Chce jak najszybciej zakończyć sprawę i dostać za nią wynagrodzenie. Nie obchodzi go, że niewinny człowiek zgnije w pudle.
Szybkim krokiem szłam przez korytarz. Weszłam do pokoju. Przy sąsiednim biurku siedział Mateusz.
- Jak poszło?
- Jak jasny chuj! – warknęłam. – Nawet nie raczył mnie posłuchać. – W przypływie złości strąciłam ze swojego biurka dwie książki.
- Nie przejmuj się! On tak zawsze. Nie widzi niczego, poza czubkiem swojego nosa.
Włączyłam służbowy komputer i zaczęłam grzebać po Internecie. Z czasem znudziło mi się to, wstałam i bez słowa skierowałam się do laboratorium.
***
Stałam nad stolikiem, trzymając w ręku probówkę. Badania włosa nic nam nie dały. Wiemy tyle, że to włos kobiecy. Właścicielki nie ma w bazie danych. Wzięłam się za sprawdzanie ubrania denata. Dokładnie oglądałam każdy milimetr materiału. Na kurtce była tylko krew denata. Rozbryzg kropli pasował do metalowej rurki. Krople na plecach były podłużne i lekko zaokrąglone u góry. Na mankiecie znalazłam włos. Zwierzęcy. Włożyłam go do woreczka i odstawiłam do małego pudełka. Westchnęłam głośno. Schowałam ręce do kieszeni białego fartucha. Strasznie bolał mnie kark. Jak wrócę do domu, poproszę Paulinę o porządny masaż.
Wróciłam do badania. Wywróciłam kurtkę na lewą stronę. Dokładnie obejrzałam podszewkę. Moją uwagę przyciągnęła metka. Niby takie nic, a jednak takie coś! Włączyłam lampę na ultra fiolet. Ubrałam pomarańczowe okulary i zaczęłam dokładnie oglądać metkę. Na niebieskim materiale, różową muliną wyszyte były dwa słowa : "Mój kociak". Jest! Na zszyciu zauważyłam małą plamkę krwi. "Krawcowa" była najwyraźniej nieuważna. Zostawiła po sobie ślad zawierający DNA.
Sfotografowałam starannie metkę. Pęsetą i malutkimi nożyczkami zaczęłam odpruwać kawałeczek materiału od kurtki. Szło mi to powoli, ale musiałam być dokładna. Nie chciałam zniszczyć, żadnego śladu. Pęsetą przełożyłam odpruty kawałek na plastikową, przeźroczystą podkładkę. Przyłożyłam lupę i obejrzałam dokładnie całą powierzchnię. Poza malutką, zaschniętą plamką krwi nie było niczego, co wyglądałoby na dowód w sprawie.
Odcięłam malutki kawałeczek zakrwawionego materiału. Wrzuciłam skrawek do probówki i wlałam odczynnik wpłynie. Zamknęłam wieczko. Wstrząsnęłam porządnie i wsadziłam do maszyny. Ona wykonywała całą analityczną robotę za mnie. Stanęłam przed ekranem monitora i cierpliwie czekałam, aż skończy swoja pracę.
Na ekranie wyświetliły się wyniki testu. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Ty jeszcze tutaj? – Mateusz stał za moimi plecami. Dopiero teraz poczułam jego gorący oddech na karku. Przestraszona obróciłam się gwałtownie, tracąc równowagę. Mateusz złapał mnie w talii i podtrzymał. – Ostrożnie! Jak ty się zabijesz, to kto poprowadzi dalej śledztwo?
- Myślę, że Krzykowskiemu byłoby to na rękę – burknęłam ponuro. Delikatnie wyślizgnęłam się z uścisku Mateusza. – Patrz, co znalazłam. Krew na metce od kurtki.
Pokazałam mu skrawek materiału.
- Zaraz, ofiara jest mężczyzną. Ta metka mogłaby być od żony, dziewczyny, albo... - popatrzył na mnie niepewnie – kochanki. Tyle, że krew należy do mężczyzny.
- No właśnie – powiedziałam uśmiechając się. – Myślę, że nasz denat mógł żyć w związku homoseksualnym. Tego wykluczyć nie możemy.
- Jednym kawałeczkiem materiału tego nie udowodnisz – powiedział.
- Nie, ale to już coś. Trzeba mieć jakiś punkt zaczepienia.
Pomacałam się po karku.
- Boli? – zapytał
- Cholernie.
Mateusz stanął za moimi plecami. Dłonie położył mi na ramionach. Delikatnie zaczął je masować. Przesuwał dłonie coraz bliżej mojej szyi. Delikatny dotyk jego gorącej skóry był przyjemny i kojący. Poczułam jak ból i stres odpływają w nieznane.
- Idź do domu – powiedział po chwili ciszy. – Nie zapominaj o swojej córce. Na pewno siedzi w domu i czeka na ciebie.
Spojrzałam na zegarek. 16:45.
- Jeszcze wcześnie!
- Napracowałaś się dzisiaj, możesz więc wyjść troszkę wcześniej.
***
Zajechałam na podjazd. Wyłączyłam silnik i rozejrzałam się dookoła. Zdziwiło mnie, że Belf siedzi samotnie na podwórku. Jednak największym zaskoczeniembył fioletowo czarny BMX oparty o ścianę domu. W pokoju Pauliny paliło się światło. Fioletowe zasłonki zasunięto.
- Zostań Belf.
Po cichutku weszłam do domu, nie zapalając światła. Z piętra do moich uszu dochodził wesoły śmiech Pauliny. Zdjęłam buty i w samych skarpetkach przebiegłam przez korytarz.
- I kto jest górą?! – Usłyszałam krzyk. Rozpoznałam głos Szymona. To cwaniara! Sprowadza sobie chłopaka do domu, jak mnie nie ma.
- Ej! Bez takich! – zaśmiała się Paula.
Na palcach weszłam po schodach. Drzwi do pokoju mojej córki były otwarte. Ostrożnie zajrzałam do środka. Na dywanie leżała Paulina, a na jej brzuchu siedział Szymon. Prawą nogę włożył między uda dziewczyny. Dłońmi przytrzymywał ręce, by nie mogła założyć mu dźwigni. Chłopak pochylał się nad Pauliną tak nisko, że ustami muskał je policzek. Musiałam przyznać, że razem wyglądają słodko.
- Dobra złaź! – zaśmiała się Paulina.
- Nie! Mi jest bardzo wygodnie. – Poruszył prawą nogę tak, że Paulina zaśmiała się jeszcze głośniej i zacisnęła uda na jego łydce. Cwana bestia!
- Mama może za chwilę wrócić! – Paulina próbowała się podnieść, ale bezskutecznie.
- Czy my robimy coś złego? – zapytał. Znowu poruszył nogą, a Paulina zwijała się jak w ukropie.
- Przestań mi tak robić! – wrzasnęła.
- Jak? Tak?! – jeszcze raz poruszył nogą.
- Szymek! Przestań! – Wyrwał się z jego uścisku. Próbowała wstać, ale chłopak na to nie pozwolił. Szybko zakrył jej usta swoimi. Paulina przestała się wyrywać i zarzuciła mu ręce na szyję. Dłoń Szymona wsunęła się pod czarną koszulkę mojej córki. Jako dobra matka powinnam im przeszkodzić, wyrzucić Szymka z próg i poszczuć go Belfem, ale nie mogłam. To dzięki niemu Paulinka tak dobrze się trzymała. Gdyby nie on, nie miałaby z kim porozmawiać, zwierzyć się.
Po cichu wycofałam się. Ruszyłam korytarzem do swojej sypialni. Zdjęłam z siebie ubranie i położyłam się do łóżka.
***
- Mamo? – Otworzyłam oczy. Na łóżku siedziała Paulina ze spuszczoną głową. Miała zasmuconą minę. – Gniewasz się?
- Za co? – spytałam zaspanym głosem.
- Za to, co robiłam z Szymonem. Wiem, że wyglądało to dziwnie, ale do niczego nie doszło – zapewniła prędko.
- Szymon jest przy tobie, gdy mnie nie ma. Powinnam mu dziękować na kolanach. – Uśmiechnęłam się. Przytuliłam mocno swoją córkę i zaczęłam ubierać się do pracy.
Paulina wyszła już do szkoły. Zeszłam powolutku po schodach i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam oglądać jej zawartość. Nic nie przykuło mojej uwagi. Zatrzasnęłam drzwiczki. Z szafki nad zlewem wyjęłam pudełko płatków. Nasypałam sobie pełną miseczkę i zalałam mlekiem. Usiadłam do stołu. Od czasu, gdy Arek mnie zostawił,nienawidziłam jadać przy kuchennym blacie. Każdy posiłek przywoływał bolesne wspomnienia. Jadłam tak szybko, że o mało się nie udławiłam.
Punkt godzina 8: 00 wymaszerowałam z domu. Dzisiaj ubrałam na siebie zwykłe dżinsy. Różowy sweterek przylegał do ciała. Ciepło czerwcowego słoneczka powodowało, że nie chciało mi się iść do roboty. Koturny w moich butach stukały cichutko o chodnik przed domem.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam.
***
Przeszukiwałam bazę danych w poszukiwaniu delikwenta, który zostawił mam swoją krew na metce. Przy okazji przeglądałam maila, gdy nagle na ekranie wyskoczył komunikat. Komputer odnalazł osobę, której DNA pokrywa się z próbką. Wyłączyłam przeglądarkę i wybałuszyłam oczy. Na ekranie wyskoczyło imię i nazwisko, ale jakie imię i nazwisko! Krystian Paździerzak!
Wydrukowałam analizę próbki.
- Znalazłem włos na spodniach denata. – Do pokoju wszedł Mateusz. – Włos psa, pitbull teriera.
- Ja mam coś lepszego. – Wręczyłam mu wydruk. Oglądał go dokładnie. Z każdą chwilą jego twarz wykrzywiała się coraz bardziej. Doczytał do końca i zaczął czytać od początku, jakby nie wierząc w wynik testu.
- Osz ty w mordę! – powiedział. – Czyli zabójstwa są ze sobą połączone. Tylko... po co Krystian przymocował ten kawałek materiału do kurtki naszej ofiary?
- Mnie się pytasz? – zapytałam, unosząc bezradnie ręce. – Ja myślałam, że doczepiła ją kochanka denata. Najwyraźniej się pomyliłam.
Otworzyłam folder z aktami sprawy Paździerzaka. Z szuflady wyjęłam zdjęcia. "A miałam je dzisiaj wyrzucić". Westchnęłam w myślach. Jeszcze raz przyjrzałam się im dokładnie. Szukałam podobieństw. Poza ułożeniem ciała i raną na głowie, nic się nie zgadzało. Miejsce, czas. Wiedzieliśmy, że obie ofiary zostały zabite w całkiem innych miejscach. Instynkt podpowiadał mi, że było to jedno i to samo miejsce. Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Koniego.
- Halo. – Gruby męski głos rozbrzmiał w słuchawce.
- Cześć! Wybacz, że przeszkadzam, ale mam pytanie. Bo wiesz, mam przypuszczenie, że nasza ofiara była homoseksualistą – powiedziałam nieco skrępowana. – Czy mógłbyś sprawdzić...
- Rozumiem. Nie ma sprawy.
- Dzięki Koni. – Zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni dżinsów.
Mateusz usiadł do biurka i w ciszy przeglądał dokumenty. Ja w tym czasie myślałam o zabójstwie. Jeśli denat sypiał z Krystianem Paździerzakiem, to mógł być motyw. Tylko dla kogo? Zazdrosny kochanek, a może żona?! Tak, żona mogłaby to zrobić. Dowiedziała się, że jej mąż jest gejem i wściekła się. Przyczaiła, który to drań bzyka jej męża. Boże, ale dziwnie to brzmi! Żonka w przypływie wściekłości ukatrupiła męża. Tyle, że... nadal nie jest wyjaśniony fakt, z kim zamordowany uprawiał seks tuż przed śmiercią. Co, żona poprosiła go o ostatnie zbliżenie?! Bezsensowne!
Pomyślałam o tym, co Paulina robi w tej chwili. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że pewnie w tym momencie tarza się z Belfem po podłodze, jak to mają w zwyczaju. To była dla nich najwspanialsza pod słońcem zabawa. Ten psior pewnie obślinia cały dywan. I pomyśleć, że zapłaciłam za niego krocie. No, ale rasowy, to rasowy.
- Rasowy! – powiedziałam do siebie.
- Co tam burczysz? – zainteresował się Mateusz.
- Wiesz, że mam pitbulla w domu? – zapytałam.
- Nie, ale co to ma wspólnego z naszą sprawą?
- Belfa kupiłam z hodowli. Wybuliłam za niego kupę kasy – zaczęłam. – Jak już wybrałam szczeniaka, musiałam podać swoje dane osobowe. Imię, nazwisko, numer telefonu. Twierdzą, że pitbulle to niebezpieczne psy i trzeba wiedzieć komu się je sprzedaje. Nasz denat miał takiego psa. Sądzę, że musiał podać hodowcy swoje dane.
- Chyba, że przygarnął psa na lewo – burknął Mateusz.
- Warto spróbować.
- Dobra. – Wstał i zdjął kurtkę z wieszaka. – Jedziemy.
***
Czarne BMW Mateusza mknęło główną ulicą. Jechaliśmy w ciszy. Rozmowa się nie kleiła. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty gadać. Choć z Mateuszem mogłam porozmawiać szczerze, bez obawy, że komuś wypapla. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem.
- Może nie powinienem o to pytać, ale... wszystko w porządku u ciebie w domu? – zapytał.
- No wiesz, bywało lepiej. – Zrobiło mi się głupio. Właściwie obcy facet pyta o moje prywatne sprawy.
- Pytam, bo twój mąż...
- Były mąż – przerwałam mu.
- Tak, właśnie, twój były mąż zaczepił mnie.
- O Boże! – jęknęłam – Nie żartuj!
- Nie żartuję. Powiedział mi, że mam się trzymać z daleka od jego żony. – Mojej uwadze nie umknął fakt, że kąciki jego ust uniosły się w chytrym uśmieszku. – Odpowiedziałem mu, że nawet gdybym chciał, to nie spojrzałabyś na mnie jak na faceta do wzięcia.
Chciałam się zapytać: "A chciałbyś?", ale powstrzymałam się. Nie wiedziałabym co odrzec, gdyby powiedział "tak".
Za miastem skręciliśmy w dziurawą drogę. Nie ma to jak Polska! Mateusz spojrzał ma mnie i uśmiechnął się. Zmarszczyłam brwi. O co mu chodziło? Obejrzałam dokładnie swoje ubranie, czy nie jestem gdzieś brudna. Nie wyczaiłam plamy na spodniach, ani tłustych śladów na bluzce. Za to zauważyłam coś innego. Pod luźnym sweterkiem delikatnie podskakiwały moje piersi.
- I z czego się śmiejesz ?– zapytałam czerwieniejąc na twarzy.
- Przecież wiesz z czego – zaśmiał się
- Bardzo śmieszne. – Szturchnęłam go łokciem.
- Chyba polubię polskie drogi.
Przeżyłam półtorej godziny ciężkiej jazdy. Gdy wysiadłam z samochodu poczułam ulgę, aż westchnęłam. Mateusz wyprostował się i przeciągnął.
- Obrażam się! – powiedziałam głośno.
W uniesioną głową ruszyłam w stronę budynku. Mateusz chichocząc sunął za mną. Weszłam przez oszklone drzwi do dużego budynku. Na ścianach holu wisiały fotografie psów. Jedna fotografia mnie urzekła. Przedstawiała Paulinę trzymająca na rękach malutkiego Belfa. Szczeniak lizał ją z lubością po nosie. Mateusz podszedł do recepcjonistki. Wymienili kilka zdań. Mój partner podał jej fotografię denata. Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie. Pokiwała przytakująco głową. Znowu nastąpiła krótka wymiana zdań. Recepcjonista wydrukowała coś z komputera. Kartkę podała Mateuszowi. Pożegnał się z nią i podał jej wizytówkę.
- No i miałaś racje – westchnął – Był tu taki gość i kupił dorosłego psa. Recepcjonistka zapamiętała go, bo ludzie rzadko kupują dorosłe osobniki.
Podał mi kartkę z wydrukiem. Z niego wynikało, że denat nazywał się Grzegorz Grycz.
- Mamy adres! – powiedziałam uradowana. – Jedziemy!
***
Stanęliśmy przed drzwiami małego domku jednorodzinnego. Na podjeździe leżały zabawki. Czerwony samochodzik był mocno poobgryzany. To raczej nie była sprawka małego dziecka. W kojcu, w końcu podwórka siedział pies. Siedział? Nie, raczej biegał po nim niczym wściekły. Warczał i szczekał. Belf nigdy się tak nie zachowywał. I Bogu dzięki!
- Teraz twoja kolej, żeby przekazywać złe nowiny – powiedziałam do Mateusza.
- No dobra, ale wiesz, że kiepsko mi to wychodzi. – Uśmiechnął się chytrze.
- No dobra, wezmę to na siebie. Za to ty zajmiesz się przesłuchaniem.
Wzruszył ramionami. Zapukałam do drzwi. Odpowiedział mi pisk dziecka.
- Papcio! – usłyszałam zza zamkniętych drzwi. Poczułam jak rośnie mi gula w gardle. Kolana stały się miękkie. Takie małe dziecko będzie musiało wychowywać się bez ojca. To przykre i smutne. Drzwi otworzyły się szeroko. Stanęła w nich młoda kobieta. Krótko ścięte włosy, nienaganny makijaż. Prawdziwa kobieta z klasą. Gdy zobaczyła mnie i Mateusza przed drzwiami uśmiechnęła się grzecznie. Na rękach trzymała małego chłopczyka. Śliczne dziecko z zadartym noskiem i piwnymi oczkami. Chyba chciałabym mieć drugie dziecko.
- W czym mogę pomóc? – zapytała. Biedna nawet nie pomyślała o tym, kim jesteśmy i co mamy jej do przekazania.
- Daria Rachwał – przedstawiłam się. – Mateusz McMillan. Jesteśmy funkcjonariuszami z Wydziału Zabójstw. Czy mogłaby pani z nami porozmawiać?
Kobieta zmarszczyła brwi. Obcięła mnie i mojego partnera niepewnym spojrzeniem. Mateusz wyciągnął odznakę i pokazał ją kobiecie.
- Proszę, niech Państwo wejdą. – Odsunęła się na bok i gestem zaprosiła do środka.
Przeszliśmy przez mały zatłoczony korytarz. Wolnym krokiem weszliśmy do salonu. Na komodzie pod oknem stały kolorowe zdjęcia. Przedstawiały naszego denata. Uśmiechnięty, żywy facet z małą dziewczynką na rękach. Czułam jakby zimne palce zaciskające się na sercu.
- Dominika! – zawołała wdowa – Weź, proszę, Pawełka.
Do pokoju weszła dziewczynka. Miała najwyżej siedem lat. Dwa rude warkocze przewieszone miała przez ramiona. Pucołowatą buzię zdobiły liczne piegi. Zielone oczy pozbawione były dziecięcego blasku. Mała wzięła chłopczyka za rączkę i wyprowadziła go z pokoju.
- Słucham państwa – powiedziała poważnie kobieta.
- Mamy dla pani bardzo przykrą wiadomość – zaczęłam – Pani mąż nie żyje. Został zamordowany.
Kobieta spojrzała na Mateusza, potem na mnie. W kącikach oczu zaczęły zbierać się jej łzy. Chciałam powiedzieć, jak bardzo mi przykro. Że zrobię wszystko by przymknąć tego zboczeńca. Ale nie mogłam tego zrobić. To taka niepisana zasada. Nie wolno nam emocjonalnie podchodzić do spraw.
- To jakiś chory żart? – zapytała, a łza spłynęła jej po policzku – Przecież mój mąż wyjechał na parę dni w sprawach służbowych.
- Jesteśmy pewni, że znaleźliśmy ciało pani męża. – powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam. Bałam się, że głos mi się załamie. Nienawidziłam być posłańcem tragicznych wieści, a to niestety częsta rola w mojej pracy.
- TO ABSURDALNE! – krzyknęła tak głośno, że poczułam drżenie podłogi – To niemożliwe!
Zapłakała. Do jej umysłu dotarła już wiadomość o stracie partnera. Było mi żal kobiety. Nie chciałam by Mateusz w brutalny(jak dla mnie) sposób przeprowadził przesłuchanie. On już nawet chciał zadać pierwsze pytanie, ale dostał sójkę w bok i zamiast słów wydał z siebie zduszone "Ałaa".
- Mamy parę pytań. – Podeszłam bliżej do nieszczęsnej żony i usiadłam w wiklinowym fotelu, zasłanym miękkim kocem z pluszu. Otulił mnie słodki zapach płynu do płukania i kobiecych perfum. – Czy pani mąż często wyjeżdżał?
- Ale w jakim sensie? – zapytała zdezorientowana.
- Chodzi nam o wyjazdy służbowe, szkolenia. – Założyłam nogę na nogę.
- Tak. Mój mąż pracuje w dużej firmie. Często wyjeżdża do klientów, na obowiązkowe szkolenia – powiedziała ścierając słoną łzę z policzka. – Często dzwonił. Zawsze wiedziałam, gdzie jedzie. Przywoził dzieciom prezenty.
- Czy podejrzewa pani, że mąż mógł mieć romans? – zapytałam.
- Nie, nie on. Zawsze był dla mnie czuły i kochający. Bardzo dobrze mam się układało również w życiu intymnym. Rozumie pani? – powiedziała cicho.
- Rozumiem. Czy zna pani Krystiana Paździerzaka? – W zamyśleniu szczypałam dolną wargę.
- Tak, oczywiście. To najlepszy przyjaciel mojego męża. Chyba go państwo nie podejrzewają? – Popatrzyła na Mateusza i od razu wbiła spojrzenie w moje buty.
- Krystian Paździerzak również został zamordowany. Podejrzewamy, że morderstwa dokonała jedna i ta sama osoba. – Mateusz mówił płynnie. Zimny ton wyniósł z akademii wojskowej, w której uczono, jak skutecznie maskować swoje uczucia. Przyznam, był w tym doskonały.
- Jak to? Ale dlaczego? – Załamana kobieta złapała się za głowę. Błękitne oczy utraciły swój kolor. Teraz wyglądały bardziej jak popiół z kominka.
- Sądzimy, że pani mąż był z nim w intymnych stosunkach.
- Czy pani sugeruje, że mój mąż był gejem? – Spiorunowała mnie wściekłym spojrzeniem.
- Mamy na to niezbite dowody. – Mateusz podszedł do półki z fotografiami i zaczął dokładnie je przeglądać.
- Przecież my mamy dzieci! Po co by się ze mną żenił? – Schowała twarz w dłoniach i zapłakała.
- Czasem homoseksualizm ujawnia się w późniejszym wieku. Nie jest powiedziane, że homoseksualistą trzeba się urodzić. Może to być cecha nabyta. – powiedziałam łagodnie, starając się nie urazić załamanej kobiety.
- Nic o tym nie wiedziałam. – Uniosła głowę. Wokół oczu miała czarne plamy. Rozmowa potrwała jeszcze kilka niezbędnych minut, ale nie chciałam jej przeciągać. Trzeba było kończyć i dać się kobiecie wypłakać w samotności.
- Jakby pani coś sobie istotnego przypomniała, albo zauważyła coś niepokojącego, proszę dzwonić. – Podałam jej swoją wizytówkę. – Bardzo nam przykro z powodu śmierci pani męża. Zrobimy wszystko, by przymknąć gnoja.
***
Na liczniku 120km/h
- Zwolnij! – powiedziałam stanowczo. Brak reakcji. – Mateuszu, zwolnij! – Popatrzył na mnie, jak na wariatkę i zdjął nogę z gazu.
- Boisz się? – zapytał z uśmiechem.
- Niee! Po prostu niepewnie się czuję.
- Aaa ! – Wcisnął pedał gazu w podłogę czarnego BMW. Samochód raptownie przyśpieszył do 130km/h.
- MATEUSZ! – wrzasnęłam. – Zwolnij do jasnej cholery!
Zaśmiał się głośno i zwolnił.
- To była kara za to, że byłaś miękka w rozmowie z żoną denata. – Momentalnie spoważniał.
- Jestem człowiekiem i w moim sercu gości współczucie. Nie moja wina, że ty tego nie odczuwasz. – Wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Też mam uczucia – prawie krzyknął – Ale nie wolno nam tego robić. To niepisana zasada, której łamanie jest niebezpieczne. Zapamiętaj to!
Długi czas jechaliśmy w ciszy.
- Odwieź mnie prosto pod dom. – powiedziałam, patrząc w pustkę drogi przed sobą
- A samochód?
- Przejdę się rano. Dobrze mi to zrobi.
- Jak chcesz – zaśmiał się.
***
Czarne BMW wjechało na podjazd. Dom uśpiony w ciszy wskazywał na to, że Pauliny nie ma. Wysiadłam z samochodu.
- Wejdziesz na chwilę? Napijemy się kawy i porozmawiamy na temat inny niż trupy i broń. Co ty na to? – zapytałam.
- Kawa brzmi kusząco. – Zaśmiał się i wyłączył silnik. – A znajdzie się może coś do jedzenia? Żołądek przykleił mi się do kręgosłupa.
- Myślę, że coś się znajdzie.
Wysiadł z samochodu. Zaczęłam grzebać w czeluściach torebki szukając kluczy. Wyklinałam pod nosem, z wściekłością wywracając całą zawartość. O mało nie krzyknęłam z radości, gdy poczułam zimny spłaszczony kształt. Włożyłam klucz to zamka i przekręciłam go. Buty rzuciłam niedbale do szafki. Modliłam się w duchu, żeby Paulina nie zostawiła po sobie bałaganu. Słyszałam jak Mateusz cicho zamyka drzwi frontowe. Weszłam do kuchni. Na stole leżała karteczka.
"Jestem u Majki. Zostanę na noc. Nie martw się o mnie. W piekarniku jest zapiekanka od Szymona mamy. Będzie smaczniejsza, jeśli podgrzejesz ją w piekarniku
Smacznego
Paula :-*"
Czyli będzie coś do zjedzenia.
Mateusz wszedł do kuchni i rozsiadł się na narożniku obitym fioletową narzutą. Włączyłam piekarnik.
- To ty masz czas na gotowanie? – zapytał Mateusza zaglądając do piekarnika przez oszklone drzwiczki.
- Nie. To jest dzieło chłopaka mojej córki, a właściwie jego matki. Bardzo miła kobieta.
- Ile lat ma twoja córka? – zapytał zdziwiony.
- Szesnaście, a co? – Wyjęłam z szafki dwa kubki. Nasypałam do nich kawy. Mam ekspres, ale to moja córka z niego korzysta, ja nie umiem. Wiem, wstyd się przyznać.
- Naprawdę?! Ja myślałem, że masz góra dwadzieścia sześć lat.
- Nie podlizuj się. – Wyłączyłam piekarnik i wyciągnęłam z jego wnętrza smacznie pachnącą ziemniaczaną zapiekankę. Z szafeczki nad zlewem wyjęłam dwa duże talerze. Nałożyłam sobie tylko troszkę parującej wyśmienitości na talerz, resztę nałożyłam wygłodniałemu Mateuszowi. Postawiłam przed nim talerz – Smacznego.
- ŁAŁ! Wygląda pysznie. Twoje córka ma gust, co do chłopaków. – Powiedział z uznaniem.
- Tak, ma.
W milczeniu pochłanialiśmy obiadokolacje. Co chwilę zerkałam na Mateusza. Pochylony nad talerzem wyglądał uroczo. Uśmiechnęłam się.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał z pełnymi ustami.
- Z pełną gębą się nie gada! – pouczyłam go.
- Aj tam, aj tam. – Machnął widelcem. – Twoja córka też jest taka zasadnicza?
- Ona? – zaśmiałam się – Paulina wdała się bardziej w ojca. Jest tak samo jak on beztroska. I za to właśnie ją kocham.
Zebrałam puste talerze. Kawa już prawie wypita. Porozmawialiśmy trochę o muzyce, trochę o sporcie. W dziedzinie sportów walki mój kolega świetnie dogadałby się z Pauliną. Oboje lubią bijatykę. Wszystko fajne, byleby się lała krew. Chciałam zabrać pusty kubek, ale poślizgnęłam się i upadłam wprost na Mateusza. Złapał mnie mocno w tali i przyciągnął bliżej siebie.
- Piłaś coś? – zażartował, patrząc mi w oczy.
- Nie przypominam sobie – burknęłam. Chciałam się wywinąć z jego silnego uścisku, ale nie udało się. Czułam jak gorący rumieniec wstępuje na rozgrzane od wysiłku policzki. Mateusz śmiał się tylko i wzmacniał uścisk. "Dobra! Niech ci będzie!" pomyślałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Kolano wcisnęłam między mój brzuch, a jego. Rękami przyciągnęłam go bliżej siebie , a kolanem odpychałam. Jęknął z bólu.
Nagle poczułam jak jego palce wsuwają się pod koszulkę i muskają delikatnie skórę. Zaśmiałam się głośno i puściłam go.
- Nie ma łaskotania! – zachichotałam.
- Tego wcześniej nie ustalaliśmy.
Zsunęłam się na podłogę, śmiejąc się, jakbym właśnie ćpała. Mateusz ześlizgnął się za mną i przygwoździł mnie do zimnych kafelków. Usiłowałam go kopnąć, ale był zbyt dobry w sztuce grapplingu. Usiadł mi na brzuchu. Ramiona miałam wzdłuż ciała. Przygniótł je kolanami tak, że ręce miał wolne na wypadek, gdybym miała siłę się jeszcze bronić. Ale ja już siły nie miałam.
- Masz dość? – zapytał niewinnie.
- Niech ci będzie, że mam! – niechętnie przyznałam– Już mnie wypuść.
- Co będzie, mości pani, jeśli odmówię?
- Kopnę cię w krocze! – zagroziłam.
- Daria, nie rozśmieszaj mnie! Czym chcesz mnie kopnąć? – zapytał kpiąco – Czołem? No chyba, że masz trzecią nogę, w co bardzo wątpię.
- Kiedyś będziesz musiał mnie puścić.
- Kto tak powiedział? – Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby.
- Ała! – wrzasnęłam – Skurcz!
Uwolnił mnie jak oparzony. Taki właśnie miałam zamiar. Złapałam go za nadgarstki i z całej siły pchnęłam na zimną podłogę. Uderzył plecami o kremowe płytki. Przytrzymałam mu ręce nad głową. Nogami oplotłam jego nogi. Parsknął tylko śmiechem.
- I co teraz? – zapytałam dumna z siebie.
- A to...
Przeturlał się i znowu znalazłam się pod nim. Tym razem moje ręce przytrzymał nad głową. Wierzgałam ile sił, ale na niewiele się to zdało. Po raz drugi udowodnił, że jest silniejszy i sprytniejszy.
- Niezły pomysł z tym skurczem. – Jego twarz znajdowała się tak blisko, że nagle poczułam chęć na namiętny pocałunek. Jednak coś hamowało moje pragnienia. Nadal byłam mężatką. Czułam się, jakbym za chwilę miała zdradzić męża, taki właściwie głupi dyskomfort. Przecież to on mnie zdradził pierwszy i teraz już właściwie małżeństwem jesteśmy tylko na papierze . To coś mnie trzyma i nie chce puścić. Ja już Arka nie kocham. Jestem tego pewna.
W końcu moje żądze wzięły górę nad umysłem. Zbliżyłam usta do jego warg. Były tak... przyjemnie gorące i... wilgotne. To on pierwszy połączył nasze usta. Najpierw delikatnie całował moje wargi, a po chwili nasze języki zwarły się w miłosnych zapasach. Całował doskonale. Usta miał zwinne, a język figlarny. Łaskotał mnie nim w podniebienie. Uwolnił moje ręce, a ja zarzuciłam mu je na szyje. Gładziłam delikatnie kark kochanka mruczącego z zadowolenie. Jego szorstkie dłonie wsunęły się pod koszulkę gładząc delikatną i wrażliwą skórę na brzuchu. Przymknęłam oczy, delektując się subtelnymi pieszczotami, jakimi mnie obdarowywał.
- Tyle na to czekałem – szepnął mi do ucha. Nie miałam siły odpowiedzieć.
Całował namiętnie szyje, ramiona, podbródek. Westchnęłam cicho. Odepchnęłam go lekko od siebie i ściągnęłam z niego czarną koszulę. On w tym czasie rozpinał moją - błękitną. I w tym momencie zapaliła się czerwona lampeczka. "Jesteśmy przyjaciółmi, nie chcę tego zepsuć!" pomyślałam.
Błękit koszulki wylądował na narożniku. Całował mój obojczyk, językiem rysując rozmaite wzory na rozgrzanej skórze. Czułam, jak wzbiera w nim podniecenie. Ja też byłam podekscytowana. Czułam się, jakbym właśnie miała przeżyć swój pierwszy raz. Tysiące motylków latało w środku, łaskocząc i rozgrzewając brzuch..
Złapał mnie za pośladki i uniósł ponad posadzkę. Bezceremonialnie posadził na blacie stołu, na którym jadałam śniadania. "Chyba polubię ten mebel" pomyślałam. Gorące dłonie masowały delikatnie moje plecy. Odchyliłam głowę do tyłu. Mateusz w ułamek sekundy rozpiął mój stanik. Ustami drażnił sutek. Przygryzał go, ssał i lizał namiętnie. Jęczałam, jak opętana. Dotyk jego wilgotnych warg nie równał się z dotykiem ust Arka. Mateusz był o niebo i piekło lepszy. Taki delikatny, a zarazem... męski.
Dłońmi zjechał na moje uda. Gładził je przez cienki materiał rajtuzów. Podwijał coraz wyżej czarną spódnicę. Dziwnie się czułam, siedząc przed nim z rozwartymi nogami i gołymi cyckami. Ten wstyd potęgował przyjemność. Ściągnął swoje spodnie pozostając tylko w bokserkach. Z niedowierzaniem patrzyłam, jak duże przyrodzenie wyraźnie rysuje się pod bielizną. Wielki był mój nowy kochanek. Tego się nie spodziewałam. Obydwiema rękami powoli zaczęłam zdejmować z niego obcisłe gatki. Szło mi bardzo opornie. W tym czasie on uporał się ze spódnicą i rajtuzami. Siedziałam przed nim goła i wesoła. Jak jakaś wariatka, która dzień wcześniej uciekła z psychiatryka, a godzinę temu naćpała się tanim gównem.
Po wielu próbach udało mi się wyswobodzić go z resztek ubrania. Pchnął mnie na stół. Dłonie położył mi na piersiach i docisnął do zimnego, drewnianego blatu. Oddech mi przyśpieszył. Czułam jak w podbrzuszu pali się przyjemny ogień, który obejmuje trzewia. Chciałam go poczuć. Pragnęłam tego każdą komórką swojego ciała.
Zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć, wystarczyło mi, że po prostu czuję. Ocierał się główką penisa o moją szparkę. Już miałam błagać go, żeby wszedł w mnie, ale nie zdążyłam. Jednym pchnięciem znalazł się głęboko we mnie. Krzyknęłam z bólu. Z każdym pchnięciem ból malał, a jego miejsce zajmowała rozkosz. Piszczałam z rozkoszy. Mateusz całował namiętnie moje ucho. Nogi zarzuciłam na jego biodra. Przyśpieszał coraz bardziej wywołując u mnie dreszcze. Zaczynałam dochodzić. Wygięłam się w łuk przeżywając orgazm, jakiego dawno, może nigdy nie doznałam. To było cudowne poczuć ciepło spermy rozchodzące się we wnętrzu mojego ciała. Mateusz zastygł w bezruchu z błogim wyrazem na twarzy. Czułam dumę. Sprawiłam mu tyle przyjemności, co on mnie. Czyli podołałam niespodziewanemu wyzwaniu. Pocałowałam go namiętnie.
- Chodź spać – zamruczałam – Dziś nie chce zasypiać sama.
Jak Ci się podobało?