Morderca z Przedmieścia

5 listopada 2012

22 min

Taki przerywnik między "Kronikami Wampirów". Nie wiem czy się wam spodoba, ale warto zaryzykować. Seksu wiele nie ma. Jak na razie jest mnóstwo niejasności.

Miłego czytania!

Kolejna kropla uderzyła w brudną szybę. W budynku panowała względna cisza. Siedziałam pochylona nad fotografiami z miejsca zbrodni. Na całe szczęście całą sprawę miałam już za sobą, mogłam zapomnieć o całym tym bajzlu. Chociaż nie, nie mogłam o niej zapomnieć. Ostatni raz spojrzałam na raport. Coś mi się nie zgadzało. Zaczęłam czytać go dokładnie.

"Ofiara miała otarcia na nadgarstkach". Wzięłam do ręki zdjęcie. To się zgadzało. Na nadgarstkach denata widniały purpurowe pręgi. Techniczni dowiedli, że otarcia pochodziły od grubej liny. Określili nawet jej producenta. "Denat odbył stosunek seksualny, tuż przed śmiercią. Partnerka – nieznana". Tego techniczni nie dali radę ustalić. Sama badałam próbki. Nie znalazłam DNA kobiety. Sprawdzałam miliony razy. Rozumiem, że mogli użyć prezerwatywy, ale żeby nie zostawić żadnych śladów?! Niewiarygodne. "Cios tępym narzędziem w potylicę. Rana nie była przyczyną śmierci." Wzięłam do ręki zdjęcie przedstawiające ofiarę, leżącą na brzuchu, z twarzą skierowaną do ziemi. We włosach miał zaschniętą krew. Wyglądało to okropnie. Brunatne kołtuny, wyglądające jak nigdy nie prany dywan. Po czterech latach pracy, nie zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Obejrzałam fotografie dokładnie. Nie zauważyłam niczego szczególnego. Zagłębiłam się w dalszą lekturę raportu. "Przyczyna śmierci – uduszenie". Najczęstszy sposób uśmiercania. Tak mężowie zabijają swoje niewierne żony, tak żony mordują kochanki swoich mężów. Czy to nie ironia?

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 20:30. Włączyłam lampkę, stojącą na drewnianym, poobdzieranym biurku. Wróciłam do studiowania tekstu. Analizowałam w myślach każde słowo, każdy, nawet najmniejszy szczegół. "Podejrzany nie przyznaje się do winy". Fajnie, w takim razie ciężko będzie wygrać tą cholerną sprawę. Zero odcisków palców, brak śladów genetycznych. Tylko małe niezgody między ofiarą, a podejrzanym i lina pochodziła z domu podejrzanego. Dochodzą do tego świadkowie, którzy widzieli ich razem. Jeśli będziemy mieli przychylną ławę przysięgłych i miłego sędziego, to może się nie skompromitujemy.

- Ej, lala! Ty jeszcze tu? – Robert stanął koło mojego biurka i zaczął przyglądać się zdjęciom. – Daj już temu spokój. Sprawa zamknięta. Gość siedzi w pierdlu i długo z niego nie wyjdzie.

- Mi coś nie pasuje. – Powiedziałam biorąc do ręki następne zdjęcie. Robert stanął z mi plecami i pochylił się, niby przypadkiem muskając moje ucho ustami. – Dystans! – Odsunął się posłusznie. Robert wiedział, że cenie swoją osobistą przestrzeń, której żaden facet - dla własnego bezpieczeństwa – nie powinien mi zabierać. – Czemu facet nie przyznaje się do winy, skoro mamy na niego dowody. Słabe, bo słabe, ale jakieś są. Gdyby się przyznał, dostał by niższy wyrok. Każdy dobry adwokat, by mu to poradził.

- Może ma nadzieję, że go w sądzie uniewinnią – burknął niezadowolony.

- Może. – Zaczęłam szczypać zębami dolną wargę. To zawsze pomagało mi się skupić. Robert przyglądał mi się bacznie. – Odmaszerować żołnierzu! – Wskazałam mu palcem drzwi. Westchnął głośno i szurając nogami, powlókł się do wyjścia.

Wyjęłam telefon z torebki. Dziewięć nieodebranych połączeń od mojej córki. Boże! Miałam ją odebrać z treningu! Zgarnęłam zdjęcia do szuflady, uważając by się nie pogięły. Raport rzuciłam niedbale na biurko Mateusza. Jego kolej na oddanie go szefowi.

Wyszłam szybkim krokiem z budynku, grzebiąc po torebce w poszukiwaniu kluczyków do samochodu. Weszłam, właściwie wbiegłam na parking.

- Są! – odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam drzwi do Chevroleta Aveo, którym zwykłam podróżować. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam do domu.

***

Jechałam pół godziny myśląc, co powiedzieć córce. Paulina mnie udusi. Znowu ją olałam! Czuję się z tym podle.

Ona zawsze mi wybaczała. Tyle razy ją zawiodłam, a ona za każdym razem mi wybacza. Pamiętam, jak raz zapomniałam o jej urodzinach. Przypomniało mi się tydzień(!) później! Prowadziłam wtedy sprawę bezgłowej kobiety. Paulina wiedziała ile mam roboty, po prostu nie chciała mi zaszkodzić. Wtedy zrozumiałam jaką mam wspaniałą córkę. W szkole dostaje same najlepsze oceny.

- Przynajmniej o to nie musisz się martwić. – mówiła mi.

Wjechałam na podjazd. Mieszkałam w dużym domu z wielkim ogrodem. Z moją pensją mogłyśmy sobie na to pozwolić. Kupiłam go, jak jeszcze byłam z Arkiem. Dawno i nieprawda. Wysiadłam z samochodu. W pokoju mojej córki paliło się pomarańczowe światło. Otworzyłam drzwi do domu. Gdy tylko przekroczyłam jego próg, ogarnął mnie błogi spokój. W dal odpłynął idiotyczny raport.

Zdjęłam z nóg buty na obcasie i rzuciłam je niedbale w kąt. Na boso przeszłam przez szeroki korytarz. Miękki dywan przynosił ulgę obolałym stopą.

Odstawiłam torebkę na komodę. Z piętra dochodziło dudnienie muzyki. Uśmiechnęłam się, sama do siebie. Weszłam po szklanych schodach na górę. Ich chłód kojąco działał na zmęczone całym dniem stopy. Pamiętam dokładnie, jak bałam się chodzić po tych schodach. Miałam wrażenie, że spadam. Podeszłam do drzwi od pokoju mojej córeczki. Córeczki... hmm... właściwie to córy. Stanęłam w otwartych drzwiach. Paulina skakała na środku pokoju, z całej siły uderzając w skórzany worek treningowy. Przeskakiwała z nogi na nogę, co chwilę chowając głowę między owiniętymi bandarzami, pięściami. Po skroniach spływały krople potu. Policzki miała czerwone z wysiłku. Grzywka przykleiła się jej do czoła.

Oparłam się o framugę drzwi. Z głośników płynęła muzyka. Zapewne Skrillex. Często go słucha. Jak dla mnie to tylko jazgot, ale skoro ona taki jazgot lubi, to trudno, wytrzymam to.

Odskoczyła w tył, uniosła nogę nad ziemię i wykonała wykop. Spojrzałam na ścianę pokrytą medalami i dyplomami. Na półkach stały błyszczące puchary.

Paulina od wielu lat trenuje capoeire, grappling i inne pierdoły. Wygrywa rozmaite turnieje. Po jej wyglądzie, na pewno nie można by było tego poznać, choć jest wysoka i dobrze zbudowana. Ma szerokie, umięśnione ramiona, płaski brzuch, szerokie biodra i długie zgrabne nogi. Długie do pasa, blond włosy, jak u anioła. Spod jasnych kosmyków wyłaniają się jaskrawo różowe włosy. Zielone oczy, odziedziczone po ojcu, są bystre i wiecznie czujne. Często podkreśla je eyelinerem. Jej pełne usta i malutki zadarty nosek dodają jej dziecięcego uroku. Jedyne co ją szpeci, to ten obrzydliwy kolczyk w wardze. No cóż... ja w jej wieku tez miałam swoje dziwactwa. Ma w końcu szesnaście lat.

- Nie przyjechałaś po mnie. – podeszła do worka i uderzyła prawym sierpowym. Ciekawe od kiedy wiedziała, że tam stoję. – Obiecałaś, że będziesz.

- Przepraszam. Wiesz jaką mam pracę. – powiedziałam wchodząc do pokoju i siadając na dywaniku ku koło Belfa. Belf był wielkim, pręgowanym pitbullem. Paulina dostała go ode mnie na piętnaste urodziny. Chciałam jej kupić Yorka, ale ona uparła się, by kupić psa, który nie będzie sikał sobie po nogach w czasie burzy. O dziwo polubiłam Belfa. Był w miarę spokojny, nie brudził w domu i nie pchał mi się do łóżka. Znaczy, rzadko pchał mi się do łóżka. Niestety jak tylko Paulina wyszła z domu, zaczynał wyć i skomleć. Pogładziłam go po łbie. Wciągnął głośno powietrze.

- Tak wiem. Martwiłam się. – Podeszła do biurka i wyjęła z niego kopertę. – Tata był. Kazał ci to dać. Nie został ani na chwilę, bo powiedziałam, że mam trening.

Podała mi kopertę. Obejrzałam ją dokładnie. Chyba mam jakiś defekt psychiczny, bo od razu szukałam na niej czegoś podejrzanego.

- Zapraszał nas na kolacje, jutro. – Ciągnęła Paulina znudzonym tonem. – Błagam, powiedz, że nie pójdziemy.

Paulina miała żal do Arka, za to, że nas zostawił. Znalazł sobie kochankę i ułożył sobie życie na nowo. Paula nie chciała utrzymywać z nim kontaktu. Spojrzałam znowu na kopertę.

- Nie musisz iść, jak nie chcesz. To twój wybór. – Wstałam i podeszłam do niej. – To jest twój tato i powinnaś mieć z nim kontakt.

- Kiedy ja nie chcę. – Przytuliłam córkę mocno do swej piersi. Pocałowałam ją czule w czoło.

- Nic na siłę. – Była mokra od potu. Włosy miała ulizane i klejące. – Idź się wykąp. Koniec walki z workiem, musisz wypocząć.

- Kocham cię mamo.

- Ja ciebie też, skarbie.

Wyszłam z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Poszłam do sypialni. Zdjęłam z siebie ubranie. Stanęłam przodem do lustra. Zaczęłam oglądać swoje ciało. Nie było ze mną, aż tak źle. Przecież miałam dopiero trzydzieści sześć lat. Nadal byłam szczupła, pomimo ciąży. Piersi jędrne, choć niezbyt duże. Arek nieraz namawiał mnie na operacje. Nigdy mu nie uległam i wcale tego nie żałuję. Długie, ciemne włosy przerzucone przez ramię, były błyszczące i gładkie. Popatrzyłam na biodra, które moim zdaniem były w sam raz. Uda niestety były nieco zbyt obfite, jak na mój gust. Przez to miałam problem z doborem spodni. Jeśli w biodrach były dobre to uda się nie mieściły. Jak w udach było dobrze, to spodnie zsuwały mi się z tyłka. Koszmar!

Weszłam do mojej osobistej łazienki. Wskoczyłam pod prysznic i odkręciłam kurek z gorącą woda. Ciepłe kropelki spływały po moim ciele żłobiąc rozmaite wzory. Oparłam się plecami o ścianę, relaksując się tym subtelnym masażem. Namydliłam swe ciało, nie pomijając nawet najmniejszego jego skrawka. Różany zapach pilingu do ciała rozbudzał zmysły. Zmyłam z siebie mydliny i wyszłam z pod prysznica. Lustro było zaparowane. Przetarłam je ręcznikiem, by móc lepiej widzieć swoje oblicze. Powycierałam się dokładnie. Ubrałam się w czerwono czarną koszulkę nocną. Dostałam ją od Arka na trzecią rocznicę ślubu. Sięgała mi do połowy uda. Podkreślała moje niewielkie piersi.

Wyszłam z łazienki przeczesując dłońmi włosy. Wgramoliłam się pod miękką kołdrę i zasnęłam głębokim snem.

***

Obudziłam się rano z bólem głowy. Miałam ścierpnięte nogi. Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na nogi, okryte kołdrą. Belf leżał na plecach z wywalonym jęzorem.

- Belf. – burknęłam rzucając się powrotem na poduszki. – Zjeżdżaj stąd buraku.

Zawarczał w odpowiedzi.

- Paulina! – krzyknęłam tak głośno, że zabrzęczało mi w uszach.

- Tu jesteś Belf! – pisnęła. – Tyle cię szukałam.

Belf zerwał się na równe nogi. Podbiegł do mojej córki i zaczął radośnie merdać ogonem.

- Zrobiłam śniadanie. – Paulina podeszła do mojego łóżka i usiadła obok mnie. – Zejdziesz? Dla ciebie też zrobiłam.

- Dziękuję kotku.

- Idę z Belfem na spacer. Wrócę za chwilę.

- Wzięłaś telefon? – zapytałam zaspana.

- Tak. – Wstała pospiesznie i wybiegła z mojego pokoju.

Ubrałam się w dżinsy i stary podkoszulek. Zeszłam na dół. Na stole w kuchni czekało na mnie śniadanko. Paulinka umie dobrze gotować. Omlet z pomidorem i pieczarkami pachniał wyśmienicie. Gorąca kawa stała koło talerza. Upiłam łyk. Wyśmienita! Całe szczęście, że dziś mam wolne.

Ze smakiem pałaszowałam omlet, gdy przerwał mi dzwonek do drzwi. Nie chętnie pozostawiłam pyszne śniadanko i poszłam otworzyć. Przygładziłam włosy, żeby nie wyglądać jak ostatnia wiedźma. Otworzyłam drzwi i... a on tu czego ?!

- Cześć Daria. Ja przyszedłem do Paulinki. – Arek stał przed drzwiami ze swoją nową partnerką. Nie miałam zamiaru pokazać po sobie, ile bólu sprawia mi jej widok. – Dała ci list ode mnie?

- Tak dała. Nie sprawdzałam jeszcze co jest w środku, może później to nadrobię. Nie ma jej – powiedziałam beznamiętnie. – Wyszła z psem na spacer.

- Kiedy wróci? – zapytała kobieta, tak bardzo przeze mnie znienawidzona – Bardzo chciała bym ją poznać.

- Nie mam pojęcia kiedy wróci. Proszę wejść. – Zaprosiłam ich do środka. Weszli niepewnie. Może bali się, że rozstrzelam ich służbową bronią. Chociaż, nie najgorszy pomysł.

Szeptali coś między sobą.

- Proszę do salonu. – Poszli posłusznie za mną. – Rozgośćcie się.

- Dominika. – przedstawiła mi się dziewczyna, na oko młodsza ode mnie o dziesięć lat. No tak, czyli teraz ma na oku dwudziestki.

- Daria. – Podałam jej rękę i potrząsnęłam nią energicznie. Modliłam się w duchu, żeby Paulina szybko wracała. Nie mam zielonego pojęcia, co mogła bym jej zrobić.

Dominika oglądała fotografie zawieszone na jednej ze ścian. Na żadnej nie było Arka. Była tylko Paulinka i ja. Zdjęcia Arka zdjęłam na życzenie Pauli. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Do domu wróciła moja córka. Odetchnęłam z ulgą. Już miałam przywalić tej debilce, za to, że sprawdza czy mamy kurz na półce z porcelaną.

- Paulinko! – zawołałam. – Chodź no tu.

- Ja nic nie zrobiłam. – powiedziała zapobiegawczo, na wypadek, gdyby miała dostać ode mnie solidny ochrzan.

- Jeszcze nie. – powiedziałam cicho.

Paulina weszła do salonu tanecznym krokiem. Ze sobą ciągnęła Belfa na smyczy. Gdy zobaczyła Arka ze swoją towarzyszką, uśmiech zniknął z jej ślicznej buźki.

- Masz gości. – powiedziałam cicho.

- Paulinko, chciałem ci przedstawić Dominikę. – Arek podszedł do niej, szerokim łukiem omijając Belfa. – Twoją drugą mamę.

Paulina chciała coś powiedzieć, ale Dominka jej przerwała.

- Miło mi cię poznać. – powiedziała z uśmiechem.

- Szkoda, że mi nie. – burknęła Paula złowrogo. Zaczyna się!

- Rozumiem, że masz do mnie żal, ale ja kocham twojego tatę. – powiedziała uśmiechając się słodko.

- Paulina, bądź dla niej miła. – Arek skarcił ją wzrokiem.

- A to niby z jakiej racji?! – Paulina odsunęła się od swojego ojca.

- Przyszliśmy ci powiedzieć, że będziesz miała rodzeństwo. – Dominika uśmiechnęła się z zadowoleniem. Mnie to jakoś nie ruszało.

- Ja?! – Paula uniosła wysoko brwi. – Coś się pani pomyliło. Nie słyszałam, żeby moja mama była w ciąży. – powiedziała, kładąc akcent na słowo "ciąża".

- Ja jestem w ciąży. – Blondyna pogładziła się po brzuchu. – Będziesz miała braciszka.

- Achaa... gówno mnie obchodzi twój bachor! – warknęła do niej. – Twoja brocha. Jak dla mnie jesteś obcą kobietą i chuj mnie obchodzi, że będziesz miała tego głupiego bachora.

Zanotowałam w pamięci, by zjechać ją pożądanie za to słownictwo.

- Paulina! Szacunku trochę! – Arek próbował zapanować nad sytuacją. Od początku wiedziałam, że mu się to nie uda.

- Szacunek?! – wrzasnęła. – Do tej głupiej siksy?! Nigdy w życiu!

- Paulino, rozumiem twoje rozgoryczenie, ale...

- Gówno rozumiesz! – przerwała Dominice Paulina. – To z tobą sobie siedział, gdy ja odbierałam świadectwo z czerwonym paskiem, na koniec podstawówki, a potem kolejnych klas gimnazjum. To ciebie przytulał, zamiast mnie, po wygranej w ogólnopolskim turnieju grapplingu. – Arek wydawał się zaskoczony. On nawet nie wiedział, że ma córkę mistrzynie. – Tak tatusiu! WYGRAŁAM! A ty, blond włosa ździro, zjeżdżaj stąd, póki nie zasadziłam ci kopa w tłustą dupę!

- Paulina ja... - zaczął Arek.

- Ty też zjeżdżaj! – wrzasnęła tak głośno, że Belf podkulił ogon.

- Trafimy do drzwi. – powiedział Arek przechodząc koło mnie.

Paulina stała na środku salonu ze spuszczoną głową. Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno do swojej piersi. Zaniosła się szlochem. Wtuliła się w moje ciało, zalewając moją koszulkę łzami.

- Mamo – załkała. – Dlaczego on ją tu przyprowadził?

Belf szturchnął nosem jej bezwładną dłoń, opuszczoną wzdłuż jej ciała.

- Cicho, kotku. Zapomnij o niej.

- On będzie miał z nią dziecko. – zaniosła się jeszcze większym płaczem.

- Przecież zawsze chciałaś mieć rodzeństwo. – powiedziałam pobłażliwie. Mi też chciało się płakać.

- Tak! Ale to miało być dziecko twojej i jego, a nie jego, i tamtej siksy. – zawarczała.

- Koniec tematu. – Oddaliłam ją od siebie tak, by móc spojrzeć w jej zielone, jak szmaragdy oczy. Makijaż jej się rozmazał. Wyglądała, jak dwieście nieszczęść, bo siedem to za mało. – Idź się umyj. Potem zejdź na dół. Porozmawiamy na spokojnie.

Kiwnęła głową i wbiegła schodami na górę. Ja wróciłam do kuchni. Moje siadanie wystygło i wyglądało nieapetycznie. Wylałam do zlewu resztę kawy, a omlet rzuciłam Belfowi do miski.

- Smacznego piesku.

Po piętnastu minutach do kuchni weszła Paulina. Miała na sobie luźny, szary dres z napisem "Endorfina". Nie lubiłam tych spodni. Miały szerokie nogawki i nie podkreślały pięknej figury mojej córki. Ugrała bluzę z tej samej firmy i z tego samego materiału. Różowe i jaskrawo zielone wzory wiły się po całej jej powierzchni. Włosy miała rozpuszczone. Tworzyły nierówne fale wokół jej głowy. Na głowie miała różową czapkę, z prostym daszkiem. Wydała na nią 139 złoty. Ja bym tyle za czapkę nie dała. Chociaż szczerze mówiąc, pasuje jej taki styl. Miała perfekcyjnie wykonany makijaż. Kreska na górnej powiece tworzyła zmysłowe kocie oko. Nie dziwę się, że Szymek stracił dla niej głowę. Podeszła do kredensu i nalała wody do szklanki. Z szuflady wyjęła, jakieś dziwne coś, które dostaje od trenera. Wrzuciła jedną tabletkę do szklanki. Woda zabarwiła się na czerwono i zaczęła bulgotać.

- W czwartek mam walkę. Będziesz? – zapytała

- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Wiesz jak jest.

- Wiem – Uśmiechnęła się blado.

W kieszeni zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mateusz. Odebrałam połączenia.

- Wybacz, że dzwonię w twój wolny dzień, ale mamy robotę. – zaczął.

- Co jest? – Paulina zrobiła zawiedzioną minę. Będę musiała jechać i zostawić ją z problemami samą.

- Musisz to zobaczyć sama – powiedział.

- Już jadę.

Wyłączyła telefon i wstałam.

- Paulina...

- Jedź, przecież to twoja praca – powiedziała z uśmiechem. Wiedziałam, że cierpi przez moją pracę. – Ja pójdę do Szymona. Wezmę ze sobą Belfa.

- Wybacz!

- Jedź. – Podeszłam do niej i ucałowałam ją w czoło. Pachniała rumiankiem.

Przebrałam się szybko w czarne spodnie i białą bluzkę. Zarzuciłam na ramiona czarną marynarkę. Chwyciłam torebkę, ubrałam płaskie buty i wybiegłam z domu.

***

- Co mamy? – zapytałam technicznego, ubierając białe rękawiczki.

- Mężczyzna. Biały. Wiek około trzydziestki. Cios tępym narzędziem w tył głowy. – Uklękłam przy zwłokach. Denat leżał z twarzą skierowaną ku ziemi.

Zaczęłam grzebać delikatnie po jego kieszeniach w poszukiwaniu jakichkolwiek dokumentów. Sprawdzałam kieszenie w dżinsach, w skórzanej kurtce. Nic. Zaczęłam szczypać dolną wargę. Ciężko będzie ustalić, kim jest ofiara.

Wstałam i zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu dowodów. Na pierwszy rzut oka nic nie wzbudzało podejrzeń. No, ale czego spodziewać się po ciemnym zaułku, w którym stoją tylko śmietniki i worki z odpadami.

Mateusz rozmawiał z jakąś roztrzęsioną kobietą. Gestykulowała rękoma, w oczach miała łzy. Mateusz słuchał jej dokładnie, co chwilę kiwając ze zrozumieniem głową.

- O, mała! Ty już tu?! – Robert szedł w moją stronę. Uśmiechnął się upiornie, chwaląc się swoim żółtawym uzębieniem.

- Gdzie patolog? – zapytałam.

- Już idzie.

Konstantyn był naszym patologiem. Świetny w swoim fachu facet. Zawsze wykonywał swoją robotę starannie i dokładnie. Nigdy nie lekceważył, żadnego szczegółu, co było w tej pracy bardzo ważne. Długie blond włosy sięgały mu do ramion. Teraz miał je spięte w koński ogon. Wesołe brązowe oczy i perkaty nos dodawały mu uroku.

- Cześć Daria! – powitał mnie wesoło.

- Cześć. Dobrze, że jesteś.

Konstantyn pochylił się nad denatem. Przyjrzał się ranie.

- Cios tępym narzędziem w potylice. Prawdopodobnie metalowa rurka. – Ubrał rękawiczki i delikatnie dotknął rany. – To nie było, zapewne, przyczyną śmierci. Po ciosie mógł stracić przytomność, ale na pewno nie życie.

- Rurka, mówisz. – Coraz intensywnie skubałam dolną wargę. Wzięłam aparat do ręki i zaczęłam wszystko dokładnie fotografować. Pozycje ciała, ranę na głowie, plamy na spodniach, włos na kurtce. WŁOS NA KURTCE! Długi i jasny, denat miał włosy krótkie i ciemne.

- Włos – powiedziałam do patologa. Ten przyjrzał mu się.

- Ciekawe! – Pęsetą włożył go do przeźroczystego woreczka. Woreczek podał mi. Zaczęłam dokładnie oglądać jego zawartość. Westchnęłam z niezadowolenia. Nie ma cebulki. To utrudnia nieco sprawę.

Wróciłam do fotografowania. Dokładnie sfotografowałam buty, głównie podeszwy. Konstantyn obrócił denata na plecy. Miał ciemne pręgi na szyi.

- Mamy przyczynę śmierci. – powiedział wskazując palcem poziomy, siny odcisk. – Drut lub cienka żyłka. Więcej będę mógł powiedzieć po sekcji zwłok.

- Ma rany na nadgarstkach – powiedziałam fotografując każdy szczegół. – Głębokie.

- Bardzo – gwizdnął. – Wygląda na coś w stylu drutu kolczastego.

Skrzywiłam się. Wstałam powoli.

- Cześć. – Mateusz chował notes do tylnej kieszeni dżinsów.

- Hej.

Podszedł do Konstantyna i zaczął omawiać wszystkie szczegóły. Robert podszedł do mnie.

- Nie za straszny widok, jak dla takiej delikatnej osóbki – zapytał.

- Ależ skąd, że znowu – warknęłam niezadowolona.

- Ach kobiety – westchnął.

- Wiesz, nie chcę cie martwić, ale rozmawiasz z kobietą, która skończyła studia chemiczne i medyczne, i jeszcze kilka innych, o których nie miałeś pojęcia, że istnieją. – Chciałam się na nim odgryźć. – Czyli o jakieś trzy kierunki więcej od ciebie.

- Ale nadal jesteś kobietą, drobną i bezbronną.

- Niby tak, ale to ja zarabiam kupę kasy i jeżdżę służbowym samochodem. Ty tylko stoisz na krawężniku z radarem w łapie. – Uśmiechnęłam się słodko i odeszłam, zostawiając rozzłoszczonego Robercika.

Przechodząc koło kontenera coś mnie natchnęło, by pod niego zajrzeć. Uklęknęłam na chłodnym i brudnym chodniku, i przytuliłam do niego policzek. Wyjęłam latarkę z kieszeni i włączyłam ją. Białe światło rozświetliło ciemność. Pod kontenerem leżały dziurawe skarpetki, ogryzek z jabłka, pluszowy miś bez uszu i jednego oka. Najbardziej moją uwagę przykuł podłużny kształt. Wytężyłam wzrok, by dojrzeć co to takiego jest. Rurka! Długa, metalowa i... zakrwawiona.

- Mateusz! – krzyknęłam wstając gwałtownie.

- Co się stało? – zapytał ubierając lateksowe rękawiczki.

- Pod spodem jest zakrwawiona rurka. – Wskazałam na kontener pełen śmieci. – Pomóż mi go przesunąć.

Mateusz i ja stanęliśmy po jednej stronie kontenera. Pchnęliśmy go z całej siły. Przesunęliśmy go o jakieś dwa metry. Uklęknęłam koło rurki. Wzięłam aparat i strzeliłam parę fotek. Mateusz wyjął z walizeczki duży worek na dowody. Ostrożnie włożył tam rurkę.

- Brawo – powiedział do mnie uśmiechając się zabójczo.

Konstantyn już skończył i pakował ciało do czarnego worka. Techniczni zabiorą je do kostnicy, znajdującej się w naszym budynku.

- Zobaczymy się później. – Pomachał mi Konstantyn.

- My też kończymy. – powiedział Mateusz. – Jedziemy na wydział, musimy ustalić tożsamość ofiary.

***

Siedziałam przy biurku ze spuszczoną głową. Przeszukiwałam bazę danych. Miałam nadzieję natrafić na coś pomocnego. Jasna dupa! Nic nie ma! Nikt nie zgłaszał zaginięcia. Zawzięcie szczypałam dolną wargę. Uniosłam głowię i rozejrzałam się po pokoju. Pustka. Westchnęłam.

Usłyszałam kroki. Do pokoju wszedł... litości... Arek!

- Byłem u ciebie w domu! – zaczął. – Nikogo nie ma.

- Naprawdę?! Zaskakujące! – Pokręciłam głową, udając niedowierzanie.

- Gdzie Paulinka?

- Myślę, że ona ma cię już dość na dziś – powiedziałam.

- To co powiedziała Dominice, było bolesne.

- To co ty jej powiedziałeś, było jeszcze gorsze – burknęłam. – Pomyśl jak ona się wtedy czuła. Przywozisz swoją kochankę do domu i przedstawiasz ją swojej córce, mówiąc, że to jej druga matka. Jeszcze ta ciąża, człowieku, litości!

- Będzie miała brata i chyba lepiej by było, gdyby o tym wiedziała – powiedział. – Chciałem ci powiedzieć, że będę walczyć o prawo do opieki nad moją córką. Będę też chciał odzyskać swój dom.

Parsknęłam śmiechem.

- Wątpię, by Paulina chciała z tobą i Dominiką zamieszkać – powiedziałam rozbawiona. – Nie oddam ci jej tak łatwo, a teraz wyjdź!

- Nie skończyłem rozmowy.

- Skończył pan. – Do pokoju wszedł Mateusz. Miał złowrogą minę. – Proszę opuścić wydział.

- Nie do ciebie przyszedłem. – Arek zmrużył oczy.

- Proszę wyjść. Na razie proszę, później wyprowadzę pana siłą.

- Jeszcze porozmawiamy – warknął Arek.

Wyszedł spiesznie obcinając Mateusza złowrogim spojrzeniem.

- Dzięki – powiedziałam do Mateusza.

- Nie ma sprawy – uśmiechnął się. – Idź już do domu. Jutro ciężki dzień.

- Tak. Nienawidzę poniedziałków.

***

Rzuciłam się na sofę w salonie. Na szklanym stoliku leżała koperta. Otworzyłam ją. Wyjęłam z niej kartkę. Krótki liścik zaskoczył mnie bardzo.

Kochana Dario!

Jesteś jedną z dwóch kobiet w moim sercu. Jesteś ty i Paulinka. Kocham was obie. Dominika... z nią nie wiele mnie łączy. To było krótkie zauroczenie. Powiedz jedno słowo, a wrócę. Bez ciebie, życie traci sens. Dziecko jest moje, ale nie chcę go. Owszem, chcę mieć więcej dzieci, ale z tobą. Nadal śnie o twoim doskonałym ciele. ŚNIE o wspólnych nocach. O dniu narodzin Paulinki. Błagam, wróć!

Twój najukochańszy i jedyny Arek

Tak! Dał świadectwo swojej miłości, dzisiaj, u mnie w pracy! Dla mnie, on już nie istnieje. Może sobie pisać miliony takich liścików. I tak, nic już nie zmieni. Mógł myśleć, zanim mnie zdradził.

Dochodziła 22:00 a Pauliny ani widu, ani słychu. Już miałam dzwonić gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Paulina cicho weszła do domu. Belf z radością zaczął biegać po korytarzu.

- Cicho! Bo obudzisz mamę! – szepnęła do niego. Wstałam szybko i wyszłam na korytarz.

- Nie śpię – powiedziałam.

- Wybacz, że tak późno. Tak dobrze mi się rozmawiało z Szymkiem, że straciłam poczucie czasu. – Uśmiechnęła się nieśmiało. Przez myśl przewinęło mi się pytanie "Czy tylko rozmawiali?", ale postanowiłam zapytać ją o to później.

- Idź spać. – pocałowałam ją w czoło i obie poszłyśmy się położyć.

***

Śnił mi się durny sen.

Byłam znowu z Arkiem. Leżeliśmy razem w moim łóżku. Przytulaliśmy się, całowaliśmy się czule. Dotykał mojego ciała. Wierzchem dłoni gładził mój policzek. Z lubością wpatrywał się w moje brązowe oczy.

Ściskał delikatnie piersi przez cieniutki materiał, szepcąc sprośne słówka wprost do mego ucha. Podwijał śliski, czerwony materiał koszulki. Nie byłam bierna. Zdarłam z niego błękitną koszulę. Opuszkami palców gładziłam jego tors. Zdjęłam mu spodnie razem z bokserkami Jego usta były namiętne i słodkie. Sprawiały rozkosz. Mruczałam z zadowolenia, jak najedzona kotka. W dal odpłynęła złość i rozgoryczenie. Zachciałam poczuć go w sobie, czuć się znowu kochaną.

Dłonie Arka wytrwale dążyły do tego, by dotknąć mojego największego skarbu. Jego palce gładziły obfite uda. Jęki i westchnienia, były moją podzięką za te subtelne pieszczoty. Jego zwinne usta całowały każdy skrawek mojej szyi, ramion. Zdjął ze mnie koszulę. Ustami dotknął nabrzmiałego sutka. Lizał, całował i ssał pierś omijając sutek. Zadawał mi miłosne tortury, które ciężko mi było znieść. Dłoń ułożył między moimi udami, co rusz dotykając palcem nabrzmiałej z podniecenia łechtaczki. Moje głośne jęki odbijały się echem w moich uszach. Chciałam czuć go w sobie. Jak za dawnych lat, gdy byliśmy razem.

Pocałunkami zszedł niżej, na brzuch. Całował pępek i jego okolice. Rzęsami łaskotał delikatną i czułą skórę. Chciałam, by ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. Jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do mojego wygolonego łona. Delikatnie przejechał językiem wzdłuż szparki. Jęknęłam głośno, zaciskając uda na głowie Arka. Jego język tańczył podrażniając wrażliwą na dotyk łechtaczkę. Wsuwał język coraz głębiej. Poczułam jak wkłada swój szorstki palec w moją rozgrzaną kobiecość. Rozkoszny krzyk wyrwał się z moich ust. Jego palec penetrował mnie dobrą chwilę. Chciałam by był we mnie, już teraz.

- Zrób to – szepnęłam.

Rozsunął zaciśnięte na jego głowie uda i wbił się w moją kobiecość. Poruszał biodrami zabójczym tempie, sapiąc i klnąc pod nosem. Poruszałam miednicą na boki, sprawiając sobie jeszcze więcej przyjemności. Czułam zbliżające się spełnienie i... DUPA. Cholerny budzik musiał zadzwonić akurat w najlepszym momencie!

- Niee... - jęknęła. – Nie zdążyłam dojść.

Wstałam z łóżka. Popatrzyłam na durny budzik. Wskazywał godzinę 7:30. Belf leżał na dywaniku patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczyma.

- Oj piesku! Muszę znaleźć sobie faceta, bo będzie źle. – Pies przechylił łeb na prawo. Jękną cicho, jakby chciał mi powiedzieć : "Masz babo racje, strasznie darłaś się przez sen!"

17,819
9.83/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.83/10 (28 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (9)

Incroy · 5 listopada 2012

0
0
Świetne, nie mam zastrzeżeń co do niczego, od tego są tutaj inni użytkownicy 😀.
Ode mnie 10.
Czekam na następną część.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Effy · 5 listopada 2012

0
0
Jak najbardziej zgadzam się z jednym z komentujących Twoje poprzednie opowiadania - powinnaś skupić się na pisaniu o tym, na czym się znasz. Zdecydowanie najlepszy Twój tekst. 😉 9/10

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Megan_Star · Autor · 5 listopada 2012

0
0
Dziękuję wam za komentarze. Starałam się popełniać jak najmniej błędów.

seaman - Rzeczywiście starałam się z tymi dialogami, ale teraz jak to czytam, to one kują mnie w oczy. Normalnie, aż ciężko mi się czyta.

Elffy - Ciężko mi się pisze taki tekst. To cząstka mojego życia, którą ciężko opisać.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MarekDopra · 5 listopada 2012

0
0
mi sie nie podobalo, ale z powodu tematu.. temat ciezki, zmuszajacy do myslenia.
nie moje klimaty to nie oceniam.

ps.
No i w tresci za malo blondynek biegajacych nago po plazy 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Megan_Star · Autor · 17 grudnia 2012

0
0
Może to banalne stwierdzenie, ale miłość nie wybiera. A co do treningu to rzeczywiście po treningu moja córka dalej trenuje. Sama się dziwię skąd ma tyle energii. Kolczyk w wardze da się z zdjąć, a przy treningu z workiem nie przeszkadza. Mąż iście z kabaretu? No tak, tak właśnie miał wyglądać 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Megan_Star · Autor · 23 grudnia 2012

0
0
Chwilka się znakdzie, żeby wytłumaczyć to i owo.

No więc teoretycznie prokuratura powinna interesować się tym czy sprawa będzie wygrana, czy też nie. Niestety w rzeczywistości jest innaczej. Ludzie oddani swojej pracy chcą wykonać ją, jak najlepiej. Każdy martwi się o swoje.

Co do płacy mogę się wytłumaczyć. W tej pracy zarabia się sporo. Wszystko zależy od specjalizacji. Patolog zarabia innaczej, śledczy innaczej. Do pensji doliczane są bonusy za dodatkowe kursy itp. Ja jestem specem od broni palnej. Skończyłam studja medyczne, więc jestem też patologiem zastępczym, za to również jest dodatek.

Z ławą rzeczywiście przedobrzyłam 🙂

Zagraniczne nazwisko wprowadziłam specjalnie. W dalszej części przekonasz się dlaczego.

KG - nie nawidzę lepić pierogów 😀 O wiele lepiej robi to moja córka 😀


Wesołych i pogodnych świąt dla wszystkich

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 1 czerwca 2022

0
-1
Fabuła obiecująca... Poczekam z oceną na poprawienie rażacych błędów gramatycznych - głównie rozłączna pisownia "nie" tam, gdzie powinna być łączna. Oto jeden z przykładów -"Nie chętnie".
Poza tym sporo literówek... Ale najgorsze jest "ubieranie" części garderoby... ich się nie ubiera, tylko WKŁADA. To jakaś epidemia wśród autorów 🙁
Jeśli poprawisz błędy, to możesz liczyć na wysoką ocenę ode mnie. Za fabułę 😉
Pozdrowionka.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 2 czerwca 2022

+1
0
Ja nic nie mówię, ale na jakiekolwiek poprawki opowiadania sprzed dziesięciu lat raczej nie ma co liczyć 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 3 czerwca 2022 ·

0
0
@Agnessa_Novvak Różne cuda już widziałem w życiu. Tak czy inaczej zaspokoiłem wewnętrzny imperatyw. Bez względu na to, czy twórca jeszcze żyje, bo może również padła ofiarą morderstwa na przedmieściach leksyki...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.