Mikołaj. Sen Marty
12 stycznia 2019
4 min
Przyśniło mi się, że odwiedził mnie Mikołaj, potężny chłop, który wdarł się do mnie przez komin.
- Przeszorowałem ci komin! - rzekł tubalnie, lubieżnie spoglądając i uśmiechając się z dwuznaczności tego co rzekł.
Stał przy kominku, przy którym suszyły się zwisające dwie pończochy - jedna czerwona, druga czarna - para od kabaretek. Obie - wstyd się przyznać - typowo "dziwkarskie". Aż usiadłam na łóżku z wrażenia. Niesforna spódniczka wykorzystała to, by się nieco podwinąć, ukazując pończoszki... Zorientowałam się jak seksownie jestem ubrana. Idealnie na mikołajki. Czerwone szpileczki, czerwona spódnica, a pończochy i bluzka - białe.
- A czy byłaś grzeczną dziewczynką?! – tubalnie, znowu mentorskim tonem, grzmiał, świdrując sprośnymi oczkami.
- Ach… Jam cnotliwa panna…
- Pewnie grzeszyłaś! Nie uchroniłaś swej czci niewieściej i cnoty... I dałaś jakiemuś chłopakowi!?
- Nnno takkk... Niestety... nie uchroniłam swojej czci...
- A zatem rózga! - był bezlitosny – podkasaj kieckę do góry!
Posłusznie wypięłam się i zadarłam spódnicę wysoko.
- Jeszcze wyżej! - zakomenderował tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Czułam, że chcę być bardzo uległa... Że bardzo tego chcę.
Zarzuciłam spódnicę powyżej pupy. Wyjątkowo skąpe stringi, z białej koronki, nie osłaniały jej zbytnio...
Głośny świst poinformował o siarczystym razie.
- Auuaaa! Boli... - płaczliwym głosem demonstrowałam swą bezradność.
Kolejny świst.
- Ach! Auuuuuć!
Masowałam wypiętą pupę prowokacyjnie.
Rózga upadła na podłogę. W jej miejsce nastąpił zamaszysty klaps.
- Auuuuu! Moja biedna pupa... - biadoliłam.
- Sprawdźmy, jaka biedna...
Zaczął ją masować, ale tylko chwilę, wnet począł brutalnie macać.
- Ale duże dupsko! Pewnie po to, żeby dobrze amortyzowało podczas grzmocenia!
Ściskał tyłek jak w imadle. Jego palec zawędrował już do szparki.
- A jaka ciasna ta twoja piczka!
Sapał.
- Za jednym zamachem sprawdzimy amortyzację pupy i poradzę coś na tą ciasnotę.
Moje protesty na nic się nie zdały. Ciężki pastorał Mikołaja wylądował w mojej delikatnej dziurce. Był okrutny... Moje jęki w ogóle go nie wzruszały... A może... nawet dopingowały!
- Ho ho ho! - wykrzykiwał w rytm swych nielitościwie potężnych pchnięć!
Sekundował mu dzwoneczek przyczepiony do jego stroju.
- Czy będziesz.... już grzeczną... dziewczynką? - wysyczał między sapaniami.
Jego wielka broda szorowała mnie po szyi i plecach.
- Ochh.... Tak... Ojej! Będę... Aaaaaa! Grzeczną... Aaaaa! Aaaaa! Dziewczynką... Ochhhhh!
Myślałam, że bezlitosny pastorał przebije mnie na wylot.
- Święty.... Ochhh! Mikołaju... Aaaaaaa! Aaaaaa! Błagam... Ochhh! Nie tak mocno... Auuuu!
Jednocześnie, czułam jakby uderzenia wielkich jąder o mój tyłek...
- Ho! Ho! Hooooooooooooo! Nie bój, nie bój dziewucha! Jeszcze jest Rudolf. Renifer! On też cię wy… chucha!!! - wierszykiem, śmiejąc się wykrzyczał Mikołaj.
Za oknem hulał wiatr, ale przebijał się jakby odgłos sani... jakby pojazd świętego Mikołaja zaprzężony w renifery, parkował pod moją chatką...
- Błagam... nie....jesteś taki wielki...
- A zobacz jak wielki mam wór prezentów!
Obejrzałam się. W miejscu gdzie powinny być jądra, był wielki wór! To nimi obijał się o moją pupę!
- Zgadnij cycatko z wielkim zadkiem, co za prezent mam dla ciebie?! - pytał, nie przestając mnie dźgać pastorałem. Moje łóżko skrzypiało wniebogłosy, głośniej niż skrzypiący śnieg pod płozami sań.
Oczyma wyobraźni zastanawiałam się, czego najbardziej mogłabym pożądać? Eleganckich spódniczek, koronkowych haleczek, staniczków, pończoszek, majteczek...
Dla takich prezentów, warto znieść to upokorzenie, wytrzymać to okrutne maltretowanie mojej cipki...
- Aaaa... czy.... aaaaa! czy... to są... achhh! jakieś ciuszki...?
- Ach, ty przymilna dziweczko! Od razu wdzięczniej nadstawiasz zadka! Dla drogich, eleganckich fatałaszków dałabyś się wydupczyć i Rudolfowi i pozostałym reniferom!
Podniecona sytuacją, rozochocona prezentami- ciuszkami, cicho szeptałam.
- Tak... dałabym... dałabym...
- Obciągniesz im pyty?! Wpuścisz ich ogromne, futrzaste kutasy do swojej ciasnej kuciapy?
Jak w transie, pragnąc być uległą, zgadzałam się na pełne posłuszeństwo.
- No to się pomyliłaś. Prezentów mam dla ciebie wiele. I znacznie cenniejszych!
- Ojej! - moje myśli błądziły. "Może drogie suknie? futro?! Biżuteria???"
Nadstawiłam tyłka jeszcze wdzięczniej.
- Jestem twoja święty Mikołaju... Maltretuj mnie... zrób z moją kuciapką, co tylko zechcesz...
Pastorał świętego jakby napęczniał.
- No to zgaduj dzieweczko, co mam dla ciebie?
- Futro? - zapytałam nieśmiało.
- Futro, to będzie jutro! - zarechotał Mikołaj wpychając łapy pod bluzeczkę i przez czerwony biustonosz macając piersi.
- Powiedziałaś, że mogę zrobić z twoją piczą co zechcę, więc robię!
Poczułam, że począł pompować we mnie morze nasienia.
- Ten prezent, to drogocenna biała, jak śnieg i moja broda, życiodajna substancja. Najlepszy prezent, dla takiej, zgrywającej cnotę, dziewuchy!
- O Boże! - krzyczałam przerażona. Nie tylko perspektywą zbrzuchacenia mnie, ale i hektolitrami spermy wlewającymi się do mojej pochwy. Wydawało mi się, że jest tego wielka beczka.
- Ach ja biedna... co będzie, gdy zrobisz ze mnie mamusię?!!!
- Ho ho ho! - zahuczał Mikołaj. Będziesz miała małego Mikołajka! Ho ho ho! Ha ha ha!
Stała się rzecz dziwna. Zaczęłam w mgnieniu oka nabierać brzuszka. Najpierw wydął bluzeczkę. Potem stał się sporym brzuchem, wreszcie bębnem jak w 9-tym miesiącu bliźniaczej ciąży! Ale o dziwo, nie przestawał rosnąć! Wkrótce byłam nadmuchana jak bożonarodzeniowa bombka!
- Boże! Co ludzie powiedzą, jak wyjdę taka na pasterkę? Ja... nauczycielka o tak nieskalanej reputacji... w całej wsi będą się głowić, kto mi to zrobił... kto mnie tak nadmuchał...?
Jak Ci się podobało?