Marchewka

30 marca 2012

15 min

Gorzów, Galeria Askana - restauracja Sfinks. Marcin kończy obiad. Dostrzega atrakcyjną dziewczynę, która właśnie wchodzi do restauracji. Dziewczyna jest zjawiskowa. Przyciąga wzrok wszystkich mężczyzn. Zgrabna sylwetka, ładna buzia, wszystko na swoim miejscu i w odpowiednim rozmiarze... Około metr siedemdziesiąt pięć, włosy... włosy czerwone, asymetrycznie uczesane. Dziwna fryzura. Czerwień agresywnie atakuje wzrok... a te nogi... krótka spódniczka odsłania nawet zbyt wiele, prowokuje, ale w granicach dobrego smaku. W tej akurat dziedzinie, tolerancja Marcina jest olbrzymia... Dziewczyna rozgląda się. Szuka kogoś? Ciekawe, przecież jest tu prawie pusto. Dwie pary, kilku samotnych facetów, którzy wlepiają oczy w nowo przybyłą. Starsza pani czyta gazetę w narożniku. Dziewczyna zbliża się do Marcina. Dzień dobry - mówi - widziałam, że ma pan poznańską rejestrację. Czy jedzie pan w kierunku Międzychodu?

Jadę - Marcin czuje zazdrosne spojrzenia mężczyzn. Powiedzmy szczerze - naprawdę zamierzał wybrać przeciwny kierunek, ale dalszy rozwój zdarzeń zapowiada się interesująco.

A czy mógłby mnie pan wziąć?

Słowo wziąć - podziałało na Marcina. Przybrał twarz hazardzisty. Opanował uśmiech. Ona to dostrzegła. Pośpiesznie dodała - wziąć w kierunku Międzychodu...

To, co teraz powiedziała, zdekonspirowało ją - myślała o tym samym. Nie jest cnotką. Marcin lubił niezbyt cnotliwe dziewczyny, a marchewka wydawała się niezwykle ponętna. Jednym słowem myśliwy był coraz bardziej zaintrygowany zwierzyną, która pchała się w jego łapy.

Oczywiście, chętnie panią wezmę... Wymawiając słowo "wezmę" Marcin spojrzał prościutko w jej źrenice. Jej oczy zabłysły a źrenice wyraźnie się powiększyły. Dobry znak. Próbowała wytrzymać jego spojrzenie, ale opuściła oczy... Nikt nie mógł mierzyć się z Marcinem na długość spojrzenia... Jedziemy, tylko dokończę kawę, powiedział. Czy można zaproponować pani kawę?

Z przyjemnością - uśmiechnęła się do niego. Była w jej uśmiechu dobra wróżba. Marcin zapomniał o obowiązkach, zapomniał o tym, że jechał do Pyrzyc, aby zawieźć narzędzia. Poczuł przypływ męskiej energii. Myśli wydawały się szybkie i jasne... jak nigdy... Przed oczami przesuwały się obrazy,... niezbyt skromne. Widział marchewkę już za dwie - trzy godziny... bez bluzki błaga, aby nadal pieścił jej piersi, gryzł je delikatnie... Widział ją bez tych wszystkich niepotrzebnych fatałaszków, które kobieta ma na sobie, kiedy mężczyzna myśli tylko o jednym... widział już, jak ona płytko i często oddycha... i wreszcie zachłystuje się potężną dawką tlenu... Czy pokój jest posprzątany - szybko analizował swoje mieszkanie... Gdzie ja rzuciłem rano ręcznik, a gdzie wczoraj skarpetki... Czy zasłałem łózko???? Tak, chyba tak... Było w tej dziewczynie coś niezwykle pociągającego. Mogła się podobać! To było takie właśnie uczucie, które czasami pojawia się znienacka i wtedy chcemy śpiewać, tańczyć i robić najgłupsze rzeczy. Niestety taki stan nie pojawia się często. Marcin od dawna nie czuł takiej fascynacji. Bez fascynacji też można bzyknąć laskę, nawet z litości można, bo głupotą byłoby nie skorzystać z okazji, ale to nie to samo, co w takim euforycznym stanie, jaki właśnie się przydarzył.

Spojrzał innym okiem - biuścik trójka, w ogóle taka panienka w sam raz... nie za wysoka ani nie za niska, twarz sympatyczna, symetryczna. Usta... świetne... Marcin prawie czuje jej usta na swoich wargach - na pewno są słodkie i ciepłe... na pewno całuje tak, że faceta aż ciarki przechodzą... Czy ona domyślała się co dzieje się w jego głowie? Dyskretnie nie dawała po sobie niczego poznać. Skoncentrowała wzrok na swojej dłoni, oceniając stan lakieru na paznokciach. Dłonie miała zadbane, gładkie, paznokcie nieznacznie przedłużone i pomalowane pękającym lakierem.

Zapytał o lakier a rozmowa potoczyła się wartko. Głównie to ona mówiła... Dowiedział się, jakie odcienie są dostępne, gdzie można taki lakier kupić. Wspomniała o tym, jak koleżanki zazdrościły jej zakupu, pojechały do tego samego sklepu, ale był zamknięty. Biedactwa musiały jechać dwa razy a za drugim razem akurat takiego koloru nie było... Bo ten kolor jest bardzo trendy - znika błyskawicznie...

Mówiła jeszcze o solarium, które jest obok tego sklepu z lakierami. W tym solarium jej koleżanka uległa poparzeniu, bo wentylacja nie działała... teraz toczy się sprawa w sądzie i ona właśnie była świadkiem, tak, tu w Gorzowie... Była świadkiem, bo też kiedyś była w tym solarium i jakoś tak było jej zbyt gorąco... Gorąco, ale nic się nie stało... Lubi pan chodzić do solarium - ja wiem, że to szkodliwe, ale uwielbiam...

Nie, nie bywam....

To koniecznie musi się pan wybrać, zobaczy pan, jakie to ekstra - była wyraźnie podekscytowana wspomnieniem solarium.

A czy tam trzeba się rozebrać?

Pewnie...

To ja bym, nie mógł... Nie miałbym śmiałości... Widzi pani, ja jestem bardzo wstydliwy...

Ha, ha, ha - nie wierzę... a zresztą - przecież tam jest pan sam. Jeden w pomieszczeniu - nikt nie widzi....

Jak pani na imię - zapytał przed wyjściem.

Marta.

A ja jestem Marcin - podał jej rękę - jeśli mamy jechać, to zapraszam. Odwzajemniła uścisk dłoni i z uśmiechem spojrzała w jego oczy. Patrząc sobie w oczy, unieśli się z krzeseł. Tym razem patrzyła dłużej, ale też skapitulowała. Zaczerwieniła się...

Podczas jazdy mówiła coś o koncercie Miker17;a Oldfielda w Berlinie, na który zamierzała się wybrać i o tym, że koleżanki nie lubią takiej muzyki - wolą disco polo... A pan - jaka muzykę lubi...

Marcin miał odpowiedzieć, kiedy przerwała mu... Proszę... Powiedziała, proszę niech pan się na chwile zatrzyma tu, obok cmentarza - niedobrze mi... Chyba będę wymiotować...

Jest pani w ciąży?

Nie, skąd... Po prostu mi niedobrze. Potrzebuję kilku głębokich oddechów... Tylko na chwilę,... Proszę...

Głęboki oddech... To działało na wyobraźnię. Marcin zjeżdża na pusty parking przed cmentarzem... Cmentarz jak wymarły (ha! ha!...) Kto chodzi po wiejskim cmentarzu w czwartek o szesnastej? A jednak nie, nie jest pusty... Dwóch mężczyzn pojawia się wśród nagrobków... Gdyby to byli murarze, to powinien stać tu ich samochód. Przecież nie przyszli pieszo z towarem. Marcin czuje, że coś nie gra...

Marta wysiadła. Nie, nie wymiotuje. Podaję rękę jednemu z nich. Coś mówi... Marcin nie słyszy o czym mówią. Zaciska pięść. Drugi nieznajomy otwiera drzwi Marcinowego auta i bezczelnie wyciąga go z samochodu.

Pan pójdzie dalej sam. Samochód zabieramy - Dalej Dżesika wsiadaj, pożegnaj się z panem.

Bardzo był pan miły - dziękuję za podwiezienie - mówi marchewka z uśmiechem.

Marcin chwyta głowę napastnika i uderza silnie o maskę samochodu. Gość nie spodziewał się tak szybkiej i zdecydowanej reakcji. Zalał się krwią i osunął na ziemię. Właśnie z trudem usiłuje odzyskać pozycję pionową. Marcin rzuca się ku drugiemu mężczyźnie. Nie ma czasu na dyskusje. Gość widząc, co się dzieje odwraca się i rzuca do ucieczki w kierunku bramy. Marcin skacze na niego, jak tygrys, przewraca... szarpie jego ręką, wyginając ją do tyłu. Facet wyje z bólu.

Marchewka doskoczyła do Marcina i okłada go pięściami... Bije zajadle, próbuje kopnąć i nawet się jej to kilka razy udaje. Marcin nie czuje tych uderzeń, z wyjątkiem jednego solidnego kopnięcia w goleń... Wycedził przez zęby do leżącego napastnika - leż tu, bo łapy połamię i pochwycił Dżesikę za kark. Wyrywa się. Przełamał jej opór i prowadzi do auta. Posadził ją na tylnym siedzeniu. Zatrzasnął jej ręce na oparciach. Dobrze, że kumpel to kiedyś wymyślił. Dziewczyna szarpie rękoma... Nie, nie może wstać, nie może wyjść, może tylko krzyczeć "puść mnie, zostaw ty bydlaku". Tak właśnie krzyczy.

Marcin wyjmuje spod fotela kajdanki. Pierwszy z napastników właśnie zmierza ku niemu z niewielkim nożem w ręce, Jest zamroczony, po twarzy spływa krew. Ostrze pobłyskuje w dłoni. Wydaje się otępiały i wściekły zarazem. Wypuść ją, ty ch... mówi wzburzonym głosem. Marcin wiele razy ćwiczył takie sytuacje, więc precyzyjnie kopie w jego dłoń i bez trudu wysyła nóż w powietrze. Pcha napastnika w kierunku kolegi, który prawie już wstał. Upadek kolegi zatrzymuje go w znów poziomie. Marcin skuł ich prawe nogi kajdankami na wysokości kostek.

Do zobaczenia chłopcy - powiedział - miło było was poznać. Znajdźcie inną robotę, bo do tej się nie nadajecie...

Odjeżdża, pozostawiając ich przed bramą cmentarza.

Przepraszam cię Marcinie - usłyszał z tylnego siedzenia... Ja, ja nie chciałam...

Mała - odpowiedział - jestem dla ciebie pan.

Dokąd jedziemy - jej głos drżał... proszę pana... Chcę wysiąść...

Pewnie znów będziesz wymiotować?

Proszę mnie puścić. Błagam. Słyszy z tylnej kanapy

Marcin zatrzymuje samochód, sięga jej torebkę i wysypuje zawartość na fotel . Z kupki wysypanych przedmiotów wydobywa swój dowód osobisty. Ale przebiegła suczka!!! Kiedy ona zwinęła jego dowód? Pewnie jakieś raty albo kredyt na słupa chciała wziąć, dziwka.

Wyjmuje z torebki dokumenty... tak, to jej fotografia na legitymacji. Studentka takimi rzeczami się zajmuje?... Marcin wyjmuje plastikową kartę i czyta głośno "Monika Matysik, urodzona w Malborku 22 grudnia 1987". Odwraca się do niej - czy dziewczyna, która ma ponad dwadzieścia lat nie wie, że nie powinna robić niektórych rzeczy?

Zamknij się - słyszy. Niczego mi nie udowodnisz. Wypuść mnie, natychmiast, bo zawołam policję. Oskarżę cię o gwałt. Z mamra nie wyjdziesz!!! Chamie...

Spoko, mała - właśnie tam jedziemy. Marcin znów uruchomił silnik. Sama zobaczysz, kto nie wyjdzie z mamra.

Samochód podskakuje na nierównościach drogi. Z tylnego siedzenia dochodzą odgłosy płaczu... Agresywny ton zamienia się na błagalny, wspomagany chlipaniem i pociąganiem nosem.

Proszę, bardzo proszę, niech pan mnie puści... Ja,... ja już nie będę...

Wkurwiłaś mnie mała i doigrałaś się... Nie mam litości!!!

Ja bardzo pana proszę... Ja, ja zrobię wszystko, wszystko, czego pan chce...

To znaczy co, na przykład...

Będę panu sprzątać... będę robić zakupy...

Wypchaj się, sam sobie robię zakupy. Jestem wściekły i nic mnie nie przekona... Zasłużyłaś na karę.

Będę dla pana miła.

Mam to w dupie.

Ale tak miła, jak mężczyźni lubią... Niech pan posłucha. Chcę jechać z panem do domu. Będziemy się kochać... Proszę... Tak, jak pan zechce... Tak jak mężczyźni lubią. Proszę... Całą noc... Przecież pan może mnie ukarać osobiście... Po co mieszać policję.

Nie interesuje mnie to. Co to za propozycja za takie wkurwienie... nie masz niczego więcej do zaproponowania?

A co mam powiedzieć?

Nie wiem, czekam...

Proszę, bardzo proszę, naprawdę zrobię wszystko... Jedziemy do pana. Pan jest taki męski... Chcę się panu oddać... Tak jak pan chce... Chcę żeby pan mnie ukarał. Zgadzam się na wszystko, proszę...

Marcin podjeżdżał przed chatę w Murzynowie. Wyrzucił w trawę tenisówkę, która leżała w aucie. Zdjął z jej nogi drugą tenisówkę i uwolnił jej stopy od skarpet. Wyrzucił to wszystko na trawę.

Idziemy - rozkazał.

Posłusznie skierowała się ku drzwiom do domu.

Stój! Stanął przed nią, pochwycił jej bluzkę pod szyją i pociągnął w dół. Rozległ się trzask dartej tkaniny. Dziewczyna aż podskoczyła z wściekłości, ale milczała. Z opuszczoną głową czekała na rozwój wydarzeń.

Rozbieraj się - powiedział tonem nawykłym do wydawania rozkazów.

Zsunęła spódniczkę i usunęła z ramion resztki koszulki. Odpięła stanik i spojrzała pytająco na Marcina, dotykając majtek. Pośpiesz się - powiedział. Zsunęła je powolnym ruchem. Stała na trawie naga, w promieniach wieczornego słońca.

Podaj - Marcin wyciągnął rękę a Monika pochyliła się, pozbierała ciuchy i wręczyła mu zawiniątko. Wrzucił do auta i zamknął drzwi.

Tam jest pompa i mydło - idź się umyj.

Monika podeszła do pompy. Marcin usiadł na ławce przed domem i patrzył, jak dziewczyna pompuje wodę, namydla ciało i spłukuje chwytanymi w dłonie porcjami wody. Kiedy uznał, że wystarczy tych widoków, przywołał ją do siebie.

Podeszła. Patrzył jak stąpa boso po trawie. Była naprawdę zgrabna, Świetna figura, jędrny biust, nogi długie, kształtne zakończone tak, że chciałoby się poświęcić zbadaniu tego zagadnienia nieco więcej czasu. Nawet fryzura intymna skromna i gustowna, zachwyciła Marcina.

Teraz mała zrobisz pięćdziesiąt okrążeń dookoła chaty. Biegiem. Masz być zmęczona. Jasne?

Monika ruszyła biegiem po trawie... Pojawiała się i znikała z drugiej strony domu. Marcin liczył. Przy dwudziestym okrążeniu sam podszedł do pompy, rozebrał się i umył. Mycie trwało sześć okrążeń. Usiadł nagi na leżaku... Było ciepło i przyjemnie. Przy czterdziestym pierwszym okrążeniu dostrzegł, że Monika ledwo dyszy, więc krzyknął, że ma się nie opierdalać... Nie czekał do pięćdziesiątego. Stój - krzyknął przy czterdziestym siódmym. Monika zatrzymała się i pochyliła ramiona ku dołowi. Z trudem łapała oddech. Marcin pochwycił ją za kark. Bez słowa prowadził przed siebie. W zboże... Kłosy już dojrzałe falowały, poruszane lekkim wietrzykiem. Wśród zboża leżał materac. Skąd się tu wziął? Może Marcin sypiał w zbożu? Materac nie był szeroki, mieścili się na nim bez problemu, Marcin przycisnął głowę Moniki do materaca. Pochylona, klęcząc, z czołem opartym o materac wypięła pupę... Nadal z trudem łapała oddech... Marcin rozszerzył jej kolana i wsunął dłoń między jej rozwarte uda... Była wilgotna. Nie mógł się powstrzymać, aby nie zaatakować, jak prawdziwy samiec... Nacisnął dłońmi na jej łopatki... Wykonał kilka zdecydowanych, męskich ruchów, ale widocznie nie sprawiło mu to spodziewanej przyjemności, bo wyjął oręż i odwrócił dziewczynę na wznak. Domyślając się jego oczekiwań, przeniosła ręce nad głowę i rozchyliła uda. Klęczał. Dotykał fiutem jej słodkiej dziurki... Droczył się z nią... Nadal oddychała z trudem. Brakowało tlenu a wstrętny Marcin przesłonił jej usta dłonią... Kłosy falowały... Przymknęła oczy... Półżywa ze zmęczenia, zdana na jego kaprysy.

Patrz mi w oczy - zażądał. Matko, jak biło jej serce, nadal chwytała powietrze i wciąż było go zbyt mało... a ten samiec... nic sobie z tego nie robił. Drażnił jej dziurkę swoim sztywnym instrumentem... Miał takie dzikie oczy... Szerokie źrenice... Miał w oczach pożądanie i szaleństwo... Pragnęła aby teraz, właśnie teraz wszedł w nią i ukarał ją za wszystkie niegodziwości świata...

Chodź, proszę - wyszeptała, między kolejnymi próbami złapania oddechu. Zamknij się! Marcin dostrzegł jej narastające podniecenie... Pieść się - polecił. Położył jej rękę na łonie, No dalej, suczko!!! Nie - chcę ciebie - wyszeptała, samcu, chodź... Chcę teraz samca!!!! Nie przeszliśmy na ty. Rób, co ci każę! Monika wsunęła dłoń pod brzuch i poruszała palcami... Nie zamykaj oczu!!! Patrz na mnie!!! Marcin widział jej źrenice... Były rozszerzone...

Spazm targnął jej ciałem... Drżała... targały nią konwulsje... Oddech nadal nierówny, z trudem łapała powietrze. Marcin wsunął palec w jej usta...

Powracała z dalekiej podróży... Słońce znikło już za chmurami. Spadły pierwsze krople deszczu. Deszcz był ciepły.

Położył się obok niej. Krople, coraz bardziej intensywne, duże i ciepłe padały na jego twarz, piersi, brzuch. Chodź tu - powiedział. Położył ją na sobie, jakby miała stanowić ochronę przed deszczem. Duże ciepłe krople rozpryskiwały się na jej plecach. Pieścił jej mokre ciało przez kilka minut... Przywarła do niego... tak blisko... Uniósł ją ku górze i zdecydowanie nadział na swój rożen. Dalej mała, jedziemy!!! Szybciej!!! Wymierzył jej klapsa... Zaczęła poruszać się powoli, ale poganiana klapsami, już za chwilę pędziła jak szalona, wśród zbóż, w strugach ciepłego deszczu... Marcin przestał ja poganiać... Nie wiedział niczego, bo woda zalewała mu twarz. Dziewczyna zwolniła nieco tempo i po chwili delikatnym klapsem dał jej sygnał, do kolejnej szalonej galopady w zbożową otchłań... Tak kilka razy... Gnali we Wszechświat, coraz bardziej szaleni... Już byli blisko horyzontu. Dotarli do niego z pierwszym błyskiem, z pierwszym solidnym grzmotem. Huknęło strasznie... Przestraszyli się oboje tego huku i wtedy właśnie, w tym wszechogarniającym huku Marcin eksplodował w jej trzewia... Trzymał mocno jej biodra, jak w stalowym uścisku i pulsował w jej wnętrzu. Monika wyciągnęła ramiona w bok i zacisnęła dłonie na kłosach zbóż... Pociągnęła ku górze... Wytrzymały...

Wracali z dalekiej podróży... W strugach deszczu wstali. Marcin ruszył pierwszy. Bez słowa... Znał drogę doskonale. Domu nie było widać... Niczego nie było widać.

Monika szła za nim. Była przekonana, że osuszą się teraz, rozgrzeją, wypiją coś ciepłego. Marcin istotnie podał jej ręcznik. Osuszyła włosy, usunęła z ciała większe krople i owinęła ręcznikiem biodra. Wściekł się. Zerwał z niej ten ręcznik i wskazał dłonią łóżko. Czuła respekt. Nie chciała go przecież denerwować. Marcin był znów podniecony. Bardzo. Nie starał się tego ukryć a ona nie mogła tego nie zauważyć! Upominał się o samcze prawa. "Upominał" jest złym określeniem. On po prostu zaprowadził ja do łózka i nie patyczkował się. Przytrzymał jej kolana, rozwarła na boki... Pochylił się... Wziął ją tak zwyczajnie, jak podnosi się z trawnika czterolistną koniczynkę. Ile było w nim energii, ile siły... Monika niechętna temu, co się działo, poczuła przypływ zwierzęcego podniecenia... Tak - właśnie zwierzęcego... Była teraz samiczką a on bezwzględnym samcem, który z niesamowitą energią rozprawia się z jej kobiecości. Matko!!!... Nie wytrzymam... Monika czuła jak jej ciało pęka, jak eksploduje w tysiącu pojedynczych drgań, z których każde zamienia się w trzęsienie ziemi, czuła, jak wpada w czarną otchłań, w dziurę roztrzęsioną tysiącami drgających cząstek... Na to wszystko leje się Niagara gwiazd... Blask tych gwiazd jest nie do zniesienia... Kurczę, jak jasno... Otwórz mała oczy - usłyszała... zobaczyła, mężczyznę, któremu pot spływa z twarzy, którego twarz wykrzywia się w grymasie... Krzyczał do niej... Krzyczał "teraz, dziwko,... TERAZ" powtórzył jeszcze głośniej... i eksplodował... Trzęsienie ziemi było wszędzie, w kosmosie, wokół niej i w jej wnętrzu... Zasnęła... nie wróciła z tej podróży natychmiast...

Kiedy się przebudziła, jego dłoń przesuwała się półkoliście po jej piersiach. Bawił się sterczącymi sutkami. Udawała, że śpi. Może da jej spokój. Czuła się wykończona. Niestety sytuacja zmierzała w niewłaściwym kierunku. Jego dłoń już była na brzuchu i nieuchronnie zsuwała w dół. Rozsunął stopą jej nogi. Próbowała ścisnąć z powrotem, ale tylko zdekonspirowała się, że nie śpi... Jego dłoń już bawiła się jej tajemnicą... Niewiele było potrzeba, aby ciało zdradziło ją... Nie przeszkadzało mu to, że ona, Monika leży bezwładnie... Niewyżyty samiec... Poczuła jak włazi na nią... i... uderzył ją delikatnie w twarz... Kilka razy...

Ruszaj się mała - słyszysz - pobudka!!! Twój chłopak z wojska przyjechał!!!

Monika otworzyła szerzej oczy. W ciemności dokładnie widziała męską sylwetkę... Poczuła jak wdziera się w jej wnętrze... I znów to samo... Ona wykończona a samiec wydawał się pełen energii a przede wszystkim taki bezwzględny i zdecydowany... Wywołał, znów wywołał u niej ten dreszcz zdobytej kobiecości... Dreszcz nadszedł tym razem dziwnie szybko i rósł i rósł... Na maxa... Aaaaa krzyczała... Aaaaa... jeszcze, jeszcze... Wtedy, kiedy chciała "jeszcze" , wtedy on na złość przestawał... Ja tu rządzę mała - mówił i znów czekał, aby niespodzianie zaatakować...

Skończył... Monika nie potrafiła dokładnie określić kiedy to nastąpiło, bo zwyczajnie, nie miała siły aby kontrolować przebieg zdarzeń, objął ją ramieniem, jakby bał się, że dziewczyna ucieknie i tak zasnęli.

Powtarzało się to tej nocy jeszcze kilka razy. Po porannym przebudzeniu Monika z radością odkryła, że jest sama w łóżku. Zegar wskazywał dziewiątą. Na stole czekało śniadanie i kartka "Masz czekać - żadnych numerów".

Monika rozejrzała się po pokoju. Na krześle wisiała koszula Marcina. Niebieska w białe paseczki. Założyła ją i poszła do łazienki. Lustro powiedziało jej tak bolesną prawdę, że zadrżała. Doprowadzenie wyglądu do porządku zajęło dużo czasu, ale efekt był bardziej niż dobry.

Zjadła śniadanie i wyszła przed dom. Położyła się na leżaku. Naga. Przecież nikogo nie ma w pobliżu. Zasnęła...

Posłyszała odgłos silnika, zamykanych drzwi i kroki. Okryła się koszulą. Przed nią zatrzymało się dwóch mężczyzn. Słońce świeciło prosto w twarz. Nie widziała szczegółów. Jednym był Marcin - drugiego nie znała.

Obejrzyj sobie tę panienkę Borys - to był głos Marcina. Dostaniesz ją, jak wygrasz walkę.

Borys wydawał się zachwycony - Charaszo, powiedział.

47,225
9.9/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.9/10 (36 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (10)

Wieprzu · 30 marca 2012

0
0
Świetny pomysł na opowiadanie! Fabuła wciąga jak odkurzacz, ale niestety nie mogę dać 10, ze względu na błędy. Poza tym pamiętaj, że dialogi pisze się od myślników, bez tego tekst czyta się źle, i czytelnika po prostu odrzuca.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Yeti · 31 marca 2012

0
0
Myślnik, jak sama nazwa wskazuje, to znak sprawiający trudności osobom niezbyt rozgarniętym. Widać nie dorosłem do tego, aby go poprawnie stosować. Dziękuję za konstruktywne uwagi i dbałość o poprawność języka. Jakie inne błędy Ciebie odrzucały? Pozdrowienia!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

lola · 31 marca 2012

+1
0
Fajnie piszesz. Proszę tylko, niech nie zerżnie jej pół wojska i dwa psy. Daj jej dużo przyjemności.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Yeti · 31 marca 2012

+1
0
Lola - mo zesz spać spokojnie!!! Dla zaspokojenia ewentualnej ciekawości - Borys przegra walkę z Gołotą i marchewka odzyska wolność. Podejmie pracę w Biedronce, uzupełni wykształcenie w trybie zaocznym a za zaoszczędzone pieniądze będzie co roku podróżować po Ameryce Południowej. W Argentynie pozna bogatego prawnika, polskiego pochodzenia i będą szczęśliwym małżeństwem a kiedy już osiągnie wiek 67 lat, na jej argentyńskie konto będzie wpływać wypracowana w Biedronce emerytura.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Gość · 1 kwietnia 2012

0
0
wszystko fajnie, popracuj nad tymi dialogami, rzeczywiście i patrz na błędy.
A ten twój komentarz o biedronce, chyba.. nie był potrzebny, bo ani ciekawy, ani zabawny, pozdrawiam 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

maleñka · 4 maja 2012

0
0
Ciekawe opowiadanie, niesztampowe, momentami zabawne (zwlaszcza podobaja mi sie dalsze losy Marchewki;p). Niektore metafory wydaja mi sie odrobine pretensjonalne, ale lepiej w te strone niz w epatowanie anatomia. Pozdrawiam!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

dasd · 6 maja 2012

0
0
w kierunku pyrzyc? 😀 ja jestem z pyrzyc ;d

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

BlackSandra · 25 sierpnia 2012

0
0
Nawet mi sie podobalo. 🙂 a co do komentarza loli...o wojsku i dwuch psach to by bylo interesujace mogl by ktos cos takiego napisac?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 25 lutego 2017

0
0
Przestałem czytać po kilku minutach, bo się pogubiłem z powodu błędnego zapisu dialogów. A dokładniej z powodu braku jakiegokolwiek zapisu dialogów.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Krystyna · 25 lutego 2017

0
-1
Indragor poszłam na skróty Twoim tropem... ale doczytałam do końca.

krótka spódniczka odsłania nawet zbyt wiele, prowokuje, ale w granicach dobrego smaku.


Może się mylę ale dla mnie to zdanie zawiera sprzeczność.

Wycedził przez zęby do leżącego napastnika - leż tu, bo łapy połamię i pochwycił Dżesikę za kark. Wyrywa się. Przełamał jej opór i prowadzi do auta. Posadził ją na tylnym siedzeniu. Zatrzasnął jej ręce na oparciach


Opowiadanie napisane jest w czasie teraźniejszym, a tu wkradł się przeszły... dlatego: wycedza, chwyta, przełamuje, sadza, zatrzaskuje

Upadek kolegi zatrzymuje go w znów poziomie.


go znów w poziomie

Marcin skuł ich prawe nogi


skuwa

usłyszał z tylnego siedzenia...


słyszy

jej głos drżał...


drży

Marcin znów uruchomił silnik.


uruchamia
W tym momencie przestaję wyłapywać zmianę czasu, resztę zrób sam.

Wykonał kilka zdecydowanych, męskich ruchów,


Może tylko nie znam takiego określenia ,,męskie ruchy" (podejrzewam, że chodzi o ruchy frykcyjne) ale kompletnie mi ono nie pasuje

odwrócił dziewczynę na wznak.


Monika wsunęła dłoń pod brzuch


Leżąc na wznak nie jest możliwe włożyć dłoni POD brzuch.

Oddech nadal nierówny, z trudem łapała powietrze.


Dodałabym Oddech MA nadal... i oczywiście: łapie...

Nie wiedział niczego, bo woda zalewała mu twarz.


Chyba miało byś: Nie WIDZIAŁ..

W strugach deszczu wstali.


Dla mnie to zdanie jest całkowicie zbędne. Jeżeli jednak uważasz, że jest potrzebne, to proponuję: Wstają w strugach deszczu.
Sama lubię pisać w czasie teraźniejszym i doskonale wiem, jak łatwo go zmienić na przeszły. To jakby samo się dzieje. Do tego trudno jest czytając, samemu wychwycić to. Najprostszym sposobem (przynajmniej dla mnie) jest ponowne przeczytanie tylko pod tym kątem.
Popraw wszystkie braki ogonków przy ę, ą i to, o czym wspomnieli moi przedmówcy: wydziel dialogi. Nie masz się o co obrażać. To nie tylko ułatwia czytanie, takie są zasady pisania dialogów.
Podsumowując, pomijając błędy i literówki, opowiadanie mi się podobało. Ciekawy zwrot akcji, jak dla mnie, mniej ciekawe zakończenie ale o nim decyduje autor. Chętnie zajrzę na inne Twoje opowiadania.
Pozdrawiam Krystyna 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.