Ludzie nocy
11 listopada 2015
49 min
Dla niewtajemniczonych, ale znających mnie - cierpienie ma tu głębszy sens. To obraz tego, co się działo ze mną, gdy mnie "oddalono" od ukochanej. Ten ból łagodziła tylko Kate.
Dla niewtajemniczonych - naszła mnie ochota, by napisać zupełnie inne opowiadanie (czytaj - sci-fi). Szczerze pisząc, to miała być pułapka na mój mózg. Jakkolwiek to brzmi, już wyjaśniam. Po prostu pewnego poranka bardzo dużo myślałam, i by wkurzyć mój mózg, rzuciłam hasło "wampir"- i co teraz zrobisz? Ale sprytny mózg wymyślił takie właśnie opowiadanie.
Prolog
Należę do ludzi, którzy wolą funkcjonować w nocy. Co prawda, mam osiemnaście lat i jedyne, co mnie irytuje to szkoła – bo chodzę do niej w dzień – ale mam na to swój sposób. Nie, nie opuszczam szkoły, normalnie się uczę... z tym, że idę do niej „przed snem”. Wracam i śpię cały dzień, żyję normalnie w nocy. Robię zakupy, siedzę u znajomych do późnych godzin. Moja matka już dawno poddała się, jeśli chodzi o wychowanie mnie. A ojciec? Wiem, że był, gdy byłam malutka, to wszystko. Twierdzę, że moje życie jest ciekawsze, niż innych. Nie sądzicie, że żyjemy jak zaprogramowane roboty? Codzienna szkoła, codzienne zakupy, codzienne obowiązki, te same twarze i zapachy. Dlatego cieszę się, że jestem człowiekiem nocy. Wiecie, jak ciekawych ludzi można spotkać nad ranem? Opowiem wam, jak dałam się wciągnąć do grupy wampirów.
To była zwyczajna nocka ze zwyczajnym spacerem po ulicy, ze zwyczajnymi słuchawkami w uszach, z których leciała zwyczajna muzyka. Szłam w stronę parku, lubiłam tam przesiadywać lub leżeć na trawie godzinami i wpatrywać się w niebo. Dzisiejsza noc była ciepła, w końcu był koniec maja. Cienka wiatrówka wystarczyła, by nie zmarznąć. Zazwyczaj o tej porze można było tam spotkać strażników miejskich, ale oni już się do mnie przyzwyczaili.
Dotarłam do alejki dębowej, chwilę później usiadłam wygodnie na jednej z ławek dziękując inżynierowi, że postawił ją wraz z oparciem. Oparłam głowę o ostatni szczebel oparcia i słuchając cichej muzyki, wpatrywałam się w gwiazdy niepewnie wyłaniające się spośród gałęzi drzew. To mnie w pewien sposób relaksowało, przenosiło w świat idealny z idealnym życiem. Lubiłam wyobrażać sobie, że jestem właścicielką jakiejś cenionej firmy – wtedy postarzałam siebie do trzydziestu lat. Lubiłam również wyobrażać sobie spacery po słynnych, pięknych miastach jak Dubaj, Nowy Jork czy Los Angeles. Miałam nadzieję, że kiedyś je odwiedzę.
Nad ranem prawie wróciłam do domu.
Dlaczego prawie? Bo im bliżej byłam domu, tym bardziej robiłam się podniecona. Nie wiem, dlaczego, nie znałam jeszcze przyczyny zachowania mojego ciała. Wchodząc na drugie piętro, gdzie mieszkałam, już mi się ręce trzęsły. Miałam wyjąć klucz z kieszeni i wejść, kiedy coś, jakiś głos we mnie kazał mi iść... Na strych, piętro wyżej. Pomyślałam, że zerknę, przecież od tego się nie umiera. Więc poszłam.
Tuż za uchylonymi drzwiczkami, w całkowitej ciemności – no, teraz padało na nią światło zza uchylonych drzwi – siedziała czarnowłosa kobieta, na dłoniach miała krew, która sączyła się z rany na boku. Było tam coś srebrnego, jakiś odłamek. Byłam przerażona. Widziałam, jak pod czarną podkoszulką unosi się jej klatka piersiowa w przyspieszonym oddechu. Chciałam natychmiast uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. I wtedy ona spojrzała mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu było coś niepokojącego.
- Ja... Dzień dobry... Zadzwonię na pogotowie... - Zaczęłam mówić, ona uśmiechnęła się lekko, po czym oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy.
- Po prostu odejdź, nic nie widziałaś.
- Nie. – Odpowiedziałam stanowczo. Znów na mnie spojrzała, wyciągnęłam telefon.
- Nigdzie nie dzwoń.
- Niech pani tu zaczeka. – Powiedziałam, chowając telefon, po czym zbiegłam do swojego mieszkania po apteczkę, bandaże i plastry.
Uwijałam się cicho by nie obudzić matki. Zresztą, zawsze wszyscy mi powtarzali, że mam „kocie ruchy”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Znajomi z klasy zawsze byli pod wrażeniem mojego cichego choć szybkiego biegu na zajęciach W- F- u. Nie narzekałam również na zręczność, czasem moje ręce były szybsze niż mózg. Być może dlatego nigdy nic nie zbiłam. Wbiegając z powrotem na strych obawiałam się, że już jej tam nie zastanę, że może przestraszyła się i zdołała jakimś cudem pójść sobie. Ale nie, siedziała i czekała. W dłoni trzymała jakiś dziwny nożyk z dwoma czubkami, jeden pod drugim. Sądząc po zakrwawionych końcówkach, wyjęła go sobie podczas mojej chwilowej nieobecności.
Uklękłam przy jej boku. W świetle bijącym z otwartych drzwi widziałam jej nadzwyczaj piękną twarz. Na takiego człowieka można patrzeć godzinami, pomyślałam i wzięłam się do roboty. Podwinęłam jej podkoszulkę i szybko przyłożyłam gazik by zatamować krwawienie, choć cały bok jej ciała mówił, że to niewiele jej pomoże. Po części cieszyłam się, że oberwała tuż pod żebrami, ale czy nie została uszkodzona nerka czy wątroba? Koniecznie musiała znaleźć się w szpitalu. Zanim zdążyłam poprosić, by go przytrzymała, sama to uczyniła. Miałam możliwość obwiązania ją bandażem, i tak też zrobiłam. Była dosyć szczupła, więc nie miałam problemu z jego długością, starczyło na kilkukrotne owinięcie. Jak długo tu siedziała?
- Jak długo tu pani siedziała?
- Proszę, nie krzywdź mnie tym zwrotem. Jestem prawie w twoim wieku.
- W porządku...
- Kate. Mów mi Kate.
Szczerze pisząc, spodziewałam się jakiegoś innego imienia, w końcu żyłam w północnej części Irlandii. W sumie to dobrze, że ma takie proste imię, przynajmniej nie połamię sobie języka.
- Miło mi, jestem Melanie. – Podałyśmy sobie dłonie. – Przynieść ci coś do jedzenia? Napijesz się? Może koc przyniosę?
- Nie, po prostu tak mnie zostaw. Wracaj do domu.
- Ale...
- Wracaj. Nic mi nie będzie. – Przecież, kurczę, miała wbite to coś w bok! Na pewno coś jej się stało... - Zadzwonię po kolegów, zabiorą mnie stąd.
Ponownie spojrzała mi w oczy, nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Mimo stanu, w jakim była, odeszłam. Wiedziałam, że nie powinnam, ale zrobiłam to. Musiałam iść do szkoły. Kiedy wróciłam, już jej nie było. Nie było nawet jej krwi.
Rozdział 1
7 lat później.
Londyn ma w sobie ten urok, że nawet w środku lata potrafi się rozpadać na dobre. Pijąc herbatę z przyjaciółką i dziewczyną patrzyłam przez okno na ludzi, którzy szybkim krokiem zmierzali do swoich domów. Jedna z tamtych postaci za oknem przypomniała mi wydarzenie sprzed siedmiu lat, gdy na strychu znalazłam Kate. Choć był to mężczyzna potężnej postury, w pewien sposób był do niej podobny. Co prawda, byłam w szczęśliwym związku ale czasem zdarzało mi się o niej pomyśleć. Przede wszystkim – czy przeżyła? Z zamyśleń wyrwała mnie Alice, moja obecna ukochana.
- Ale ogólnie, co byś chciała na urodziny? – Wzięłam łyk herbaty zastanawiając się nad odpowiedzią. Zbliżały się moje dwudzieste piąte urodziny, a ja nie miałam zielonego pojęcia, co chcę dostać.
- Nic nie chcę. Mówiłam ci już. – Widząc, że obie już mają puste filiżanki, dopiłam swoją herbatę. – Jest jeszcze trochę czasu kochanie, może coś mi przyjdzie do głowy.
- Dobra, gołąbeczki, jak się naradzicie, to mi powiedzcie, tymczasem ja będę już uciekać do domu, mama mnie chyba zatłucze, że nie wzięłam parasolki... - Powiedziała Kristie, nasza wspólna przyjaciółka.
Pożegnałyśmy się i poszła, a mi zrobiło się trochę smutno. Kristie miała jeszcze matkę, ja już nie. Zmarła jakieś sześć lat temu, pijany kierowca potrącił ją, gdy wracała z zebrania w mojej szkole.
- Znów o tym myślisz? – Zapytała Alice z troską w głosie, objęła mnie ramieniem. – Kristie już tak ma, że najpierw mówi, później myśli.
- Wiem. Wracajmy już.
- W porządku, chodźmy.
Wzięła parasolkę i poszłyśmy do naszego wspólnego mieszkania. Związek zaczął się właśnie od tego, że szukała współlokatorki, a ja akurat byłam „nowa” w Londynie. Przyłapałam ją na masturbacji i tak jakoś się stało, że pomogłam jej dojść. Wtedy tak jak ja nie była ani szczupła, ani chuda. Obie miałyśmy brzuszki ale nie za duże. Ona schudła za pomocą diety i ćwiczeń, a ja... No właśnie, ja nie robiłam nic. Przez ostatni miesiąc zrobiłam się jeszcze chudsza, choć jadłam tyle, co wcześniej. Ba, próbowałam nawet przytyć jedząc dużo słodyczy, ale na niewiele się to zdało. Przez to coraz częściej chciało mi się wymiotować, lub co gorsza, dostawałam rozwolnienia. Byłam z tym u lekarza, ale badania nic nie wskazały. Mój stan z jakiegoś powodu się pogarszał.
Weszłyśmy do domu, poczułam jakieś zmęczenie, po prostu musiałam się położyć. Zupełnie tak, jakbym chodziła przez cały dzień, a przecież tak nie było. Przebrałam się w suche ubrania i postanowiłam powalczyć trochę z sennością, więc włączyłam TV i rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Na tyle wygodnie, że jednak zasnęłam. Obudziła mnie dopiero Alice.
- Kochanie, chodź się położyć... Martwię się o ciebie, jest z tobą coraz gorzej...
- Przejdzie mi, to chwilowe.
- Chwilowe? Od dwóch tygodni?
- Przesadzasz.
Wstałam i poszłam do sypialni po piżamę, po czym zamknęłam się w łazience. Woda jak zawsze ustawiona na letnią, dziś wydała mi się bardzo gorąca. Niecierpliwość w ustawianiu odpowiedniej temperatury zmusiła mnie, był wzięła zimny prysznic.
Przez te wszystkie lata zdołałam przestawić się na „normalny” tor funkcjonowania, czyli życie w dzień, spanie w nocy. Powoli zaczęłam tęsknić za tamtymi czasami.
Wytarłam się w ręcznik i ubrałam piżamę, powędrowałam do sypialni, gdzie ukochana czytała książkę.
- Co czytasz? – Zapytałam, siadając na brzegu łóżka.
- O kulturach w innych krajach. Nie zainteresuje cię.
- Masz rację. – Położyłam się, rozciągając kości.
- Nadal nie wiesz, co chcesz dostać na urodziny? – Zapytała, odkładając książkę.
- Nie. Wybacz, ale oprócz ciebie, nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne – Powiedziałam z uśmiechem. Przysunęła się i pocałowała mnie delikatnie.
- Mam to uznać za komplement?
- Jeśli chcesz... - Usiadła na mnie okrakiem i zapytała:
- A wiesz, czego chcę...?
- Wiem... - Usiadłam i pogłaskałam ją po policzku, spojrzałam jej prosto w oczy. – I sądzę, że mogę ci to dać.
Pocałowała mnie raz, drugi, po czym zaczęłyśmy się całować. Przeczesałam jej długie, kasztanowe włosy palcami, były bardzo przyjemne w dotyku. W tym momencie tylko to sprawiało mi przyjemność. Nie mówiłam Alice o tym, że nie mam ochoty na seks już od jakiegoś miesiąca. Nie chciałam jej martwić, poza tym lubię jej sprawiać przyjemność, u mnie właśnie to jest najważniejsze. Jej szczęście ponad wszystko. I chyba dlatego odejdę. Znajdzie sobie kogoś normalnego, zdrowego i przynajmniej nie będzie się zamartwiać.
Poranek po dosyć krótkim seksie był dla mnie ciężki. Z zamkniętymi oczami nasłuchiwałam, co robi Alice – teraz krzątała się w kuchni, pewnie robiła śniadanie. Zerknęłam na zegarek, parę minut przed dziewiątą. Jakieś sprawy do załatwienia na mieście? Raczej żadne. Więc można leżeć...
I leżałam, dalej nasłuchując, gdy w pewnym momencie jej telefon zawibrował. Pomyślałam, że nic złego się nie stanie, jeśli rzucę okiem. Poza tym, przecież nie miałyśmy przed sobą tajemnic.
Okazało się, że to była wiadomość, którą dostała na jednym z portali społecznościowych od Kristie. Po przeczytaniu fragmentu praktycznie natychmiast się rozbudziłam.
„Hej różyczko, wpadnij dziś...”
Nie miałam ochoty kliknąć w nią i przeczytać ciągu dalszego. „Różyczka” mi wystarczyła.
Ej, moment, uspokój się. Przecież dziewczyny tak do siebie mówią. Tym bardziej, jeśli są przyjaciółkami.
W tamtej chwili dostałam jakiegoś pierdolca na punkcie zdrady Alice. Postanowiłam, że będę ją śledzić. Musiałam.
Rozdział 2
Tydzień później, gdy mój stan się nie zmienił, nadarzyła się okazja, by sprawdzić wierność mojej dziewczyny. Mówiła, że idzie do miasta po drobne zakupy, oraz że umówiła się na nie razem z Kristie. Udawałam, że źle się czuję i mówiłam, by poszła sama. Więc poszła. Ja szybko się ubrałam i poszłam za nią.
Przypominało to trochę jakiś tani thriller, ale pilnowałam się, by mnie nie dojrzała. Mówiła prawdę, spotkała się z przyjaciółką. Jednak, gdy się pocałowały... Kurczę, to nie było zwykłe cmoknięcie w policzek. Trwał za długo. Poszły dalej alejką obejmując się w pasie. Alice zrobiła jakieś zakupy zahaczając o sklep ziołowy – zapewne dla mnie. Po tym zatrzymały się na dłużej w kawiarni.
I gdy tak siedziały bardzo blisko siebie i rozmawiały z uśmiechem, nie odrywając od siebie wzroku, żałowałam, że nie przeczytałam reszty tej wiadomości. Może bym przeczytała coś jednoznacznego. Choć teraz, gdy Kristie pogłaskała Alice po policzku, mało mnie wściekłość nie rozniosła.
Kurna, pocałowały się!
Weszłam, nie zauważyły mnie, siedziały tyłem do mnie. Podeszłam do lady i zajęłam miejsce.
- Wiesz, że ze mną miałabyś lepiej... - Mówiła Kristie. Podła żmija!
- Nie bzykasz tak dobrze jak ona.
- Wiesz, że trening czyni mistrza... Dosypiesz jej jeszcze trochę – Tu wymówiła jakąś dziwną nazwę – i przyjdziesz do mnie.
- Chyba oszalałaś... Ona się połapie.
- Daj spokój, do tej pory się nie połapała...
Wstałam i podeszłam, pochyliłam się i oparła o oparcie siedzenia.
- Dosyć ciekawa ta wasza rozmowa. – Powiedziałam, obie obejrzały się w szoku.
- Ty tutaj?! – Zapytała Alice.
- Bądź pewna, że już jesteś wolna. Możesz do woli pieprzyć się z tą zdzirą.
Odeszłam. Trochę to bolało, ale nie miałam już na nic ochoty. Mówiła do mnie coś, próbowała mnie zatrzymać ale wyrwałam się. Poszłam własną ścieżką życia analizując ich rozmowę.
Teraz wszystko stało się proste – Alice kupowała jakieś ziółka, a mi wpierała, że to ziołowa herbatka, która mi pomoże. Nic dziwnego, że cały czas chodziłam taka ospała. Miała czelność pytać mnie, co chcę na urodziny!
Musiałam jakoś odreagować. Upić się. Wtedy czas upłynie szybciej, a on leczy rany... Rany? Jakie rany? Ledwie zadrapanie... Mogła powiedzieć mi wprost, że woli kogoś innego, przecież bym zrozumiała.
Siedząc w barze zastanawiałam się nad sobą, nad uczuciami do Alice. Może nawet jej nie kochałam? Może inna kobieta o kasztanowych włosach jest mi przeznaczona? Albo blondynka? Podobno polki są piękne... O, to jest dobry plan.
Przechyliłam szkło po raz piąty tego popołudnia wlewając do gardła whisky i snułam dalej plany na znalezienie sobie kogoś nowego. Rozejrzałam się po barze w poszukiwaniu ewentualnej zdobyczny, jednak na próżno. Przeważali mężczyźni, a kobiety najwyraźniej były ich „drugimi połówkami”.
Siedziałam tak do wieczora powoli opróżniając portfel a napełniając żołądek i organizm procentami, dzięki któremu świat wydawał się lepszy, weselszy. Gdy poprosiłam o napełnienie szklaneczki złotą cieczą, barman mi odmówił, opuściłam grzecznie bar, czując siłę grawitacji naszej planety.
Nie miałam gdzie się udać, a wrócić do mieszkania nie miałam zamiaru. Na samą myśl o dwulicowości tak bliskiej mi osoby, wzbierała we mnie złość. Przemierzając prawie puste uliczki na obrzeżach Londynu, zaczęłam odczuwać podniecenie. Jakież to piękne uczucie... Ciało jakby zaczyna swędzieć ale od wewnątrz, masz coraz bardziej nieczyste myśli... Jeśli to sprawka whisky, chyba zajrzę do kolejnego baru.
Uśmiechnęłam się do własnych myśli i postanowiłam przespacerować całą noc. Jednak... Poczułam się jakoś dziwnie. Podniecenie zmieniło się we wszechogarniający ból, który zniknął równie szybko, jak się pojawił. Oszołomiona osunęłam się na chodnik. Potrzebowałam dłuższej chwili by dotrzeć do siebie. Niepewnie wstałam opierając się o ścianę budynku i ruszyłam przed siebie, chwiejąc się. Dziwny stan więcej się nie powtórzył, jednak powróciło podniecenie.
Przyjemna fala ustąpiła fali wymiocin z moich ust. Zdążyłam tylko trafić do studzienki kanalizacyjnej przy krawężniku. Wymiotowałam jak kot zwracając naturze whisky. Nic nie jadłam, może to i dobrze. Skurcz żołądka – i kolejna fala. Przeklinałam w myślach. Tyle dobrego, że nikt tego nie widział.
Miałam dosyć, ale to trwało w nieskończoność. Skurcz za skurczem, aż nie było co zwracać. Podczołgałam się pod mur i oparłam się głowę odchylając w tył tak, by mżawka nawilżyła moją twarz. Może to jakoś mi pomoże. Chłód wilgotnych cegieł pomógł mi otrzeźwieć, zapomnieć na chwilę o wszystkim. Przymknęłam na chwilę oczy pogrążając się w odczuciach zmysłów. Usłyszałam zbliżające się ku mnie kroki. Zerknęłam. Policjant.
- Coś się stało? Wezwać pogotowie? – Widziałam, że patrzy w stronę studzienki – Dobrze się pani czuje?
- To pewnie tylko zatrucie, za chwilę pójdę sobie.
- Zadzwonić po kogoś?
- Nie, nie trzeba.
Wstałam czując, jak uginają się pode mną kolana. Podał mi chusteczkę i odszedł. Otarłam twarz i usta i poszłam dalej.
Wiedziona głosem z wewnątrz, poszłam do lasu. Niezbyt kontaktowałam z otaczającym mnie światem, ale gdy światła miasta znikły za gałęziami drzew, poczułam jakąś ulgę. Podniecenie w dalszym ciągu się nasilało, więc szłam dalej, coraz głębiej w las. Szłam i szłam, zrobiłam chwilę na odpoczynek i szłam dalej. W pewnym momencie ogarnęło mnie zmęczenie, musiałam usiąść na wilgotnym podłożu. Musiałam, to było silniejsze ode mnie. Jako że trochę alkoholu zdołało już wniknąć do mojego krwiobiegu, zupełnie nie przejęłam się tym, że położyłam się. Tak, położyłam się. I... Wsunęłam dłoń za spodnie, musiałam sobie ulżyć. To również było silniejsze ode mnie. Pijana lesbijka masturbująca się w środku lasu. Tytuł dla bardzo taniego filmu porno. Choć jakby nie patrzeć, było mi przyjemnie... Dłoń jakby sama wiedziała, czego chcę, pieściła moją perełkę, co chwilę wsuwając palce do dziurki.
Mogłabym tak już trwać w nieskończoność, gdyby nie ponowny przeszywający mnie od stóp do głów ból. Przerwałam natychmiast siadając, ale tym jakbym tylko pogorszyła sytuację. Ból promieniował gdzieś od okolic do serca, pulsacyjnie przesuwając się do opuszków palców nóg i rąk. A głowa? To była prawdziwa tortura. To było naprawdę nie do wytrzymania, zaczęłam jęczeć z bólu, później już tylko krzyczałam przewalając się z boku na bok.
Rozdział 3
Kate powolnym krokiem przemierzała rezydencję należącą do jej rodziny, gdzie mieszkała z pięcioma braćmi i jedną siostrą. Nie była to jej prawdziwa rodzina, ale łączyły ich więzy krwi i przysięgi składane Przywódcy. On również był jej bratem, w tym domu wszyscy byli sobie równi. Za wyjątkiem czasów zebrań, ważnych decyzji czy sądów.
Szła powolnym krokiem ciesząc oczy wystrojem wnętrza zmierzając na zebranie. Duże okna z metalowymi roletami ochraniały w ciągu dnia ich wampirzą ale jakże delikatną na promienie słoneczne skórę. Wiedziała, że tej nocy będzie musiała wyjść razem z Szybkim na polowanie, pulsowanie kłów całkowicie ją rozpraszało. Myśląc o tym niezbyt delikatnym wampirze czuła jedynie niesmak. Niesmak spowodowany tym, jak traktował płeć żeńską Ludzi. Nie podobało jej się, że co noc miał inną, choć nie była zazdrosna. On nie był dla niej Przeznaczony. Wiedziała, jak będzie wyglądać jej przyszłość, i w tym tkwił problem. Będzie skazana na łaskę innych.
Stając przed drzwiami do pokoju Przywódcy, poczuła pewną obawę przed spotkaniem. Przeczuwała, że właśnie chodzi o jej los. Nim zdążyła zapukać, usłyszała:
- Wejdź.
Jego niski głos zawsze ją przerażał. Weszła niepewnie, w pokoju był tylko on. Widoczna, potężna sylwetka siłacza siedząca za biurkiem, które, jeśli by zechciał, mógłby w jednej chwili podzielić na wykałaczki.
Nic z tego nie rozumiała, przecież miało być zebranie. Gdzie są inni?
- Siadaj, i proszę cię, nie bądź taka spięta. – Uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów.
- Mówiłeś, że będzie zebranie.
- We dwie osoby nie może być? – Zaśmiał się cicho. – Słuchaj, po polowaniu zrób jeszcze patrol okolicy. Coś mi tu śmierdzi.
- Z Szybkim?
- A z kim innym? Pepe i Staruszek siedzą z Galią w barze. Muszę ich tam mieć. Bo wiesz, to, co mi tu śmierdzi, to fakt, że któryś z rodziny Shiru mi się tu kręci. Czuć ich smród na parę kilometrów, nie sądzisz?
- Tak.
- Szybki będzie musiał kiedyś nareszcie się opamiętać, i wiesz, co? Te „kiedyś” to dziś. On musi dorosnąć. Laski lecą na jego mięśnie, w porządku, ale nie chcę by miał z nimi bachory. Pamiętasz przecież słowa przysięgi.
- Czysta krew pokolenia.
- Twoje zadanie jest proste : Szybki ma przy tobie dorosnąć.
- W porządku. A co z Christianem?
- Jeszcze nie wyzdrowiał.
Biedak, pomyślała. Współczuła mu, gdy nieźle oberwał tłukąc dwóch ze Shiru. Shiru był ich wrogim klanem, odwieczne wojny i potyczki między nimi zdziesiątkowały szeregi obydwóch „rodzin”.
Wstała, by opuścić jego gabinet będący również jego pokojem. Duże okno, duże łóżko i duże biurko z dużą ilością map. Chwyciła za klamkę.
- Kate?
- Tak?
- Odpuść sobie przeszłość.
Wspomnienia wróciły jak grom z jasnego nieba. Pamiętała tę noc, gdy w klanie było ich piętnastu. Shiru nie oszczędzali sił, naraz wybili siedmiu jej towarzyszących braci. Ona jedna cudem ocalała. Z ich nożem wbitym w bok dotarła do jakiejś kamienicy, resztkami sił ukryła się na strychu. Dlaczego? Dlaczego wtedy musiało dojść do ich spotkania? Pamiętała jej zapach, przerażone oczy, później troskę. Przenosząc się do zapisanego dla Przywódcy rezydencji jej ojca myślała, że zapomni. Była pewna, że teraz, gdy przechodzi przemianę, jest w bezpiecznym miejscu, u ojca, Przywódcy klanu Shiru. Na pewno zatroszczy się o nią, odda jej swoją krew. Wampirza wymiana krwi pogłębia więzy, jeśli jest to członek rodziny, pogłębia więzy rodzinne, a jeśli Przeznaczony – to coś w rodzaju Ludzkich zaślubin. Z tą różnicą, że w świecie wampirów nie było czegoś takiego, jak zdrady.
Wiedziała, że jest jej Przeznaczoną, ale wiedziała również, że związek z nią lub jakakolwiek bliska forma ich relacji była zakazana. Wtedy Przywódca nie patrzyłby na jej przyszłość, tylko niemal natychmiast wymierzył karę śmierci za zdradę klanu. Takie są przepisy. A Kate była między młotem, a kowadłem.
- Jasne, szefie.
Wyszła, dziękując losowi, że jedynie ona znała swoją przyszłość. Nikt inny nie zdążył jej poznać. Setki pamiętników pisanych przez Życie spłonęło w zemście Shiru, podczas gdy ona czytała ostatnie zdanie na ostatniej stronie pamiętnika.
„Przez śmierć rozdzielone będą, a gdy nadejdzie czas, rachunki zostaną wyrównane”
Po tym wrzuciła go do płonącej sterty.
Tak wiele razy chciała rzucić wszystko i wrócić do Irlandii, zabrać Melanie ze sobą i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt by ich nigdy nie znalazł.
Skierowała swoje kroki do kuchni, gdzie zawsze siedział Szybki i jadł rosół z kury.
- Zbieraj się, idziemy na polowanie. Rosołem nie zagłuszysz potrzeby dokrwienia się.
- Idź, dogonię cię.
- Chyba śnisz. – Patrzyła, jak w pośpiechu opróżnia talerz łyżką. Odstawił talerz do zlewu, zabrał czarną skórzaną kurtkę z oparcia i wyszli w atramentową noc. Wyczuł, że powietrze jest jakieś inne.
- Shiru. – Mruknął Szybki. Kate i inni domownicy zawsze mu zazdrościli nadzwyczaj czułego nosa. Nim się zorientowała, stała już sama bo ten pognał w las. Niepewnie się rozpędziła i nabierając prędkości, pognała za nim. Czuła euforię.
Rozdział 4
Równie dobrze mógł mnie trawić ogień, zapewne odczułabym niewielką różnicę. Błagałam wszystkie istoty boskie o to, by męki się zakończyły, chciałam umrzeć. Czy to kara za zerwanie z Alice? Jeśli nie, za co? Starałam się być porządnym człowiekiem, nikogo nie skrzywdziłam. A ból nie mijał. Gardło zaczęło piec, cała szczęka pulsowała. Krzyk niewiele pomagał. Ryłam ziemię palcami, chcąc się zakopać głęboko i umrzeć jako pochowana żywcem, z braku tlenu. Serce biło coraz szybciej, a wraz z rosnącym tętnem, wzmagał się ból głowy. Poczułam czyjąś obecność, jednak nie byłam w stanie przestać krzyczeć. Ktoś mnie wziął na ręce i gdzieś niósł. Nad niczym się nie zastanawiałam, nie byłam w stanie myśleć.
Rozdział 5
- On cię zabije! – Mówił w kółko Szybki.
- Zamknij się. Mam go teraz gdzieś. Otwórz mi drzwi, jak widzisz, mam zajęte ręce. – Powiedziała, gdy dochodzili pod rezydencję.
Dla Kate teraz nic innego się nie liczyło. Jej Przeznaczona cierpiała, tylko to było ważne. A przyszłość? Co ma być, to będzie. Dlaczego ten dupek nic nie rozumiał?
I w tym momencie przed rezydencję wyszedł Przywódca.
- Odjebało ci?! – Ryknął. – Nie wejdziesz z tym karaluchem do mojego domu!
- Ona się przemienia, zrozum to. Bez krwi...
- Gówno mnie to obchodzi! To Shiru! Wejdziesz albo sama, albo możesz wypierdalać. Zrozumiano?
- Jesteśmy rodziną. Ten dom należy do mojego ojca. A Melanie jest moją Przeznaczoną.
- Ale przepisał mi ten dom. Teraz wiem, dlaczego. Jesteś po prostu naiwna. Wyświadczę ci przysługę... - Powiedział ciszej. – Sam cię spakuję. – Odwrócił się by wrócić do środka.
- Ja... Oddam za nią życie.
Przywódca zastygnął w bezruchu. Po chwili odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. Wampir nigdy nie rzucał słów na wiatr. Jeśli tak mówiła, to albo jest pokręcona do reszty, albo on gdzieś popełnił błąd. Zaciśnięte szczęki i bunt w oczach. Nie, oczywiście, że jej odjebało.
- Pojutrze, o wschodzie słońca.
- Wyjdę sama.
- Poświęcisz swoje życie za karalucha?
- Ona jest moją Przeznaczoną. Czyli nie jest karaluchem. Prawo mówi, że nie można obrażać Przeznaczonej wampira. To przynosi hańbę. Za to grozi obcięcie ucha.
- Nie, ona jest Shiru. Po przemianie możecie zdechnąć obie. Nie potrzebujemy zdrajców.
- Czyli ustaliliśmy szczegóły. – Powiedziała cicho Kate.
- Jutro, na początku nocy, stawisz się u mnie.
Odsunął się, robiąc jej przejście. Weszła pewnie do swojego domu i skierowała kroki do swojego pokoju. Szybki poszedł za nią, a Przywódca obserwował ich uważnie.
- Idź do siebie, Szybki.
- Ja pomogę... Jebać go, ty ją naprawdę kochasz.
- Przynieś mi dwa ręczniki do pokoju, to wszystko.
Sprawa zaszła już za daleko, a Kate była zbyt zdeterminowana by się wycofać. Przeklinała tą całą wojnę między nimi a Shiru.
Szybki otworzył jej drzwi do pokoju, po czym odszedł po ręczniki.
Kate położyła ostrożnie Melanie na swoim idealnie pościelonym łożu, wcale jej nie było żal śnieżnobiałej kołdry. Nie mogła od niej oderwać wzroku, odgarnęła jej potargane kasztanowe włosy z twarzy, zabierając przy okazji zaplątany listek. Chwyciła ją za dłoń i nie zważając na brud, ucałowała z miłości. Z kącika oka pociekła jej łza, gdy patrzyła, jak Przeznaczona wije się resztkami sił z bólu.
Usłyszała, że nadchodzi Szybki. Wszedł, wstała i zabrała jeden z ręczników do łazienki, zmoczyła go.
- Mógłbym zostać?
- Teraz nie. Teraz ją przygotuję do Rytuału. Musi być perfekcyjnie czysta. Przyjdź za pół godziny, wtedy zacznę ja przemieniać. Przed wejściem zapukaj.
Obserwował ją uważnie, gdy w skupieniu moczyła ręcznik. W tamtym momencie cholernie mu imponowała.
- Idź już.
Powiedziała, wracając do pokoju. Posłusznie wyszedł.
Powiesiła mokry ręcznik na wysoki, drewniany zagłówek, po czym wzięła się za rozbieranie Melanie. Z pełnym oddaniem i szacunkiem Pozbawiała jej kolejnych części garderoby, do momentu, gdy była już całkiem naga. Usiadła na brzegu łóżka i wzięła ręcznik, zaczęła delikatnie ocierać jej twarz z resztek ziemi. Powoli i dokładnie, by nie ominąć ani skrawka jej ciała. Drugim, suchym ręcznikiem wycierała jej delikatną skórę.
Ramiona, piersi, dłonie, brzuszek... Bez skrępowania zsuwała się coraz niżej. Krocze bardzo delikatnie by nie zafundować otarć, piękne, szczupłe nogi, które mogłyby owijać jej biodra co noc gdyby nie ten cholerny zbieg okoliczności. Kolejna łza spłynęła po jej policzku, wiedziała, że nie ma szans zaznać rozkoszy z Przeznaczoną. Za mało czasu. Kłucie w okolicach niebijącego od 54 lat serca wzmogło się.
Kate wytrwale czyściła ją od ziemskiego brudu. Obróciła delikatnie jej ciało na brzuch, głowę równie delikatnie przekręcając na bok by umożliwić jej oddychanie. Jeszcze była człowiekiem.
Podziwiała linię jej pleców, zaokrąglone biodra i pośladki coraz bardziej pragnąc obcałować jej ciało. Nie, nie mogła teraz, nawet nie chciała. Wolała, by Melanie nie spała, by to czuła.
Zakończyła tę czynność i wytarła skórę Przeznaczonej, po czym wzięła z łazienki grzebień i zaczęła rozczesywać jej włosy falujące na końcach. Piękne, zadbane, jeszcze pachnące człowieczeństwem, pomyślała.
Zrobiła to równie dokładnie, po czym podeszła do szafy by wyciągnąć szatę Rytualną. W innych okolicznościach Melanie sama mogłaby ją włożyć, jednak jej rzeczywisty stan nie pozwalał na to. Teraz już się praktycznie nie ruszała, była zdana na Kate.
Położyła białą szatę z boku ciała Przeznaczonej i obróciła ją na plecy. Chwyciła po bokach i zaczęła zapinać guziki. Wtedy rozległo się ciche pukanie. To musiał być Szybki. Bo kto inny?
- Chodź. – Powiedziała, nie przerywając czynności.
- W czymś jeszcze pomóc?
- Nie. Usiądź w fotelu i obserwuj, to wszystko. – Słyszała, że przemieścił się z jednego końca pokoju na drugi i usiadł w jej fotelu.
Kate wstała i wyciągnęła z górnej półki szafy opakowanie, z którego wyjęła jedno małe kadzidełko.
- Ten zapach ją obudzi, ale nie uciekaj, gdy zacznie krzyczeć. Sam przecież przeszedłeś już przemianę, wiesz, jaki to ból.
- Ze mną przynajmniej był ojciec. A ona jest sama.
- Już na szczęście nie. Poczuje moją obecność. – Powiedziała, wyciągając z wąziutkiego pudełeczka jedyną zapałkę. Zapaliła ją o draskę i podpaliła kadzidło. Zrobiła parę kółeczek po pokoju, aż się wypaliło. Melanie zaczęła drżeć, jej szczęki się zacisnęły, więc usiadła przy niej na brzegu łóżka, pogłaskała ją po policzku.
- Melanie, jestem przy tobie. Pamiętasz mnie? Siedem lat temu, strych. Pamiętasz? Musisz... - Głos jej się załamał – Melanie... Nie jesteś już sama.
Kate chwyciła jej dłoń, ścisnęła delikatnie, obserwując jej reakcję. Otworzyła oczy i niemal w tym samym momencie rozchyliła usta, wbijając kły w nadgarstek Kate.
- Pij, nawet całą. Bo daję ci całą siebie. – Szeptała do ucha Przeznaczonej, co chwilę głaszcząc ją po głowie.
Spragniona krwi Melanie długo spijała krew z żył. W chwili gdy Kate myślała, że zaraz straci przytomność, Melanie oderwała się od niej i zdyszana patrzyła na nią.
- Jestem tu, ty też bądź. Jesteś, prawda? – Mówiła cicho Kate, nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego. – Zostań ze mną, nie zasypiaj. Jesteś moją Przeznaczoną, moją Melanie.
Rozdział 5
To pragnienie było gdzieś wewnątrz mnie. Pragnęłam czegoś, czułam ten zapach. Otworzyłam oczy ponownie czując pulsowanie dziąseł, odruchowo wbiłam się zębami w coś ciepłego, poczułam przyjemny metaliczny smak w gardle, który prawie natychmiast przyniósł mi ogromną ulgę. Ktoś coś do mnie szeptał, jednak dla mnie liczyło się tylko napełnienie żołądka tą cieczą. Czułam dziwny zapach w powietrzu, czyżby to jakieś kadzidełko?
- Pij, nawet całą. Bo daję ci całą siebie.
Nie rozumiałam jeszcze tych słów, chciałam tylko pić i pić. Czując czyjąś obecność przy sobie, jednocześnie poczułam niepokój i zaufanie.
Po dłuższej chwili oderwałam się od źródła ciepła, zakręciło mi się w głowie.
- Jestem tu, ty też bądź. Jesteś, prawda? – Mrugnęłam parę razy, świadomość mi powróciła. Skąd ja znam te oczy... Skądś znam. Ten zapach. Jezus Maria.
Przecież to była Kate! Czyżbym jednak straciła rozum? Lub jakimś cudem cofnęła się w czasie? Nie, za dużo informacji, chcę spać...
- Zostań ze mną, nie zasypiaj. Jesteś mój Przeznaczoną, moją Melanie. – Zapamiętała moje imię, to miłe...
Puściła moją dłoń i ujęła moją twarz. Jej oczy były takie piękne... Wyraziście zielone, dosyć hipnotyzujące.
- Nie chcę się budzić... - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
Poczułam, że coś we mnie rośnie, jakby... Miłość do całego świata. Rosło, wypełniło mnie całą. Nie, nie świat. Kate. To takie piękne uczucie...
Osunęłam się na bok, na coś miękkiego, czułam, że ona mnie trzyma.
- Szybki, to wszystko...
- Rozumiem, dzięki. To mi dało do myślenia. – Co za ładny, anielski głos, pomyślałam. Ktoś zamknął drzwi.
- Mel? Nie śpij jeszcze. – Zaczęła mnie głaskać po głowie. – Zostań, proszę, boję się...
Chciałam coś powiedzieć, ale ogromna senność owiała mój umysł. Musiałam się zdrzemnąć, chociaż dziesięć minut.
Rozdział 6
Nie posłuchała, zasnęła. Rozpacz ogarnęła martwe serce Kate, do oczu znów napłynęły jej łzy. Wiedziała, że istnieje bardzo duża szansa, że Melanie nie obudzi się przed egzekucją. Wampiry po przemianie potrafią spać po dwa, trzy dni. Tak się zdarza w dziewięćdziesięciu procentach przypadków. Nie, oczywiście, że Melanie nie może zginąć. Musi ją gdzieś ukryć... Oddać do Shiru, tam będzie najbezpieczniejsza. Będzie musiała to zrobić bardzo szybko w nocy, ta już się kończy, za godzinę będzie świt.
Położyła się obok i objęła mocno śpiącą Melanie. Chciała być twarda, ale, kurwa, kto by mógł powstrzymać łzy w takiej chwili? Poddała się emocjom. Łza za łzą spływała po bokach twarzy znikając gdzieś we włosach, chciało jej się tak samo wyć, jak parę godzin temu jej Ukochanej. Tuliła ją starając się nacieszyć tą odrobiną szczęścia. Chciała myśleć, że po jej odejściu Melanie znajdzie sobie kogoś innego, jednak w wampirzym świecie tak to nie działało. Przeznaczona/Przeznaczony to jeden wampir na całe życie. To są dwie połówki jabłka. Melanie z kimś innym byłaby jak... Połówka jabłka i połówka mandarynki. Po prostu. Co najwyżej mogłaby tworzyć złudne szczęście, ale to wykańcza psychicznie. Sama próbowała.
Chwilę po tym, jak automatyczne rolety zasunęły się w jej pokoju, ona odpłynęła w sen.
Obudziła się dopiero, gdy zadzwonił cichy budzik. Nie otwierając oczu wyłączyła go, dając sobie chwilę na rozbudzenie się. Nie wytrzymała długo z zamkniętymi oczami, wolała podziwiać piękno urody Melanie.
Spała, ufnie przytulając się do jej ciała, co było dobrym znakiem. Pogłaskała ją parokrotnie po głowie i ostrożnie wstała, musiała stawić się u Przywódcy. Wzięła szybki prysznic, zapewne ostatni, i założyła świeże ubrania – czarną koszulę i czarne rurki. Ucałowała Przeznaczoną w czoło, po czym wyszła z pokoju. Po drodze do szefa mijając się ze Staruszkiem na korytarzu, patrzył na nią krzywo, wręcz z odrazą.
Staruszek wcale nie był stary, nie miał siwych włosów. Wyglądał jak inni, dobrze zbudowany, przystojny gość, który oddał miejsce Przywódcy. Był tylko o parę wieków starszy od innych wampirów klanu. Stanęła przed drzwiami szefa i zapukała niepewnie.
- Wejdź.
Weszła. Przywódca studiował jakąś mapę rozłożoną na biurku.
- Jestem.
- Powiedz mi, skarbie – Oderwał wzrok od mapy. – Co ty odpierdalasz? Chcesz oddać tak cenne życie? Jesteś młodym wampirem. Prawo chyba jasno określa stosunki z wrogiem?
Podeszła do jego biurka, pochyliła się opierając dłonie na brzegu i wysyczała.
- W dupie mam twoje prawo. Nie wzięło pod uwagę takich zbiegów okoliczności, co świadczy o twojej niezbyt rozwiniętej umiejętności Przywództwa. Staruszek był lepszy. Melanie nigdy nie była moim wrogiem. Chyba pamiętasz tę rzeź w nocy, ze Shiru? Twój „wróg” ocalił mi życie. Dlatego gardzę twoim prawem. I wiesz, gdzie je mam? Utknęło mi w dupie. Gardzę tobą, gardzę podejściem do wielu spraw. Milczę, bo jednostka ma gówno do gadania. Jesteś zapatrzonym w siebie skurwysynem, który dba jedynie o siebie.
- Przeginasz. Chciałem z tobą porozmawiać jak wampir z wampirem...
- Śmiesz nazywać siebie wampirem? Hańbisz tę nazwę.
- Pamiętaj o wyroku. Wschód słońca będzie za osiem godzin. Ostatnie osiem godzin twojego życia, zdrajco.
- W żyłach Mel już krąży moja krew. Tego nie odwrócisz.
- Wyjdź, zatrujesz mnie jej karaluchowatym smrodem. I lepiej, żebym cię nie oglądał, dopóki nie zmienisz się w kupkę prochu przed domem.
Wyszła. Teraz musiała oddać Przeznaczoną w dobre ręce. Czas na spotkanie z „teściem”. Wróciła do pokoju, przebrała ją w zwyczajne, cywilne ubrania, przemierzyła niosąc ją na rękach pół domu i wyszła, kładąc ją na tylnych siedzeniach Jeepa Cherokee. Odpaliła i ruszyła w stronę wroga.
Droga okazała się dłuższa, niż przypuszczała, pomyliła się o całą godzinę. Trzymając dłonie zaciśnięte na kierownicy, przekraczała granicę terytorium Shiru. Nie minęła minuta, a pierwsze wampiry kolejno wychodziła na drogę, w każdej chwili gotowe do ataku. Jeden z nich stanął na środku drogi, nie pozwalając pojechać jej dalej. Zatrzymała się grzecznie i wysiadła.
- Zawróć, tu jest nasz teren.
- Chcę rozmawiać z waszym przywódcą. – W mgnieniu oka znalazł się przy niej i równie szybko ją przeszukał.
- Możesz jechać.
Wróciła do samochodu i ruszyła powoli dalej. Ku zdziwieniu, wampir, który ją przeszukał, biegł przed nią. Zrozumiała, że ją prowadzi. Dom ich Przywódcy różnił się od jej rezydencji. Był mniejszy, skromniejszy, bez żadnych zabezpieczeń. Zatrzymała się, gdy on się zatrzymał i zgasiła silnik. Przed dom wyszedł wysoki mężczyzna, było widać pewne podobieństwo do Mel.
- Ja... Mam pana córkę... I oddaję ją w pana ręce. – Jego oczy zabłysły, zatrząsł się cały. Ubrany w jakiś płaszcz, pod którym błysnęło coś srebrnego, zapewne miał tam jeden z noży, którym oberwała.
Podeszli do samochodu, Ojciec wziął ją na ręce.
- Melanie... - Szepnął, choć ona nadal spała.
- Zbliża się niebezpieczny okres...
- Jesteś jej Przeznaczoną.
Cholera, wyczuł coś.
- I tak, i nie... To zbyt zawiłe, a ja muszę wracać. Wierzę, że u pana będzie bardziej bezpieczna niż u mnie.
- Dziękuję. Odnalazłaś moją córkę, przyniosłaś mi ją, dziękuję. To bardzo szlachetne. Ale... to zdrada. Wiesz o tym?
Podeszła niepewnie do śpiącej Ukochanej, ucałowała ją w czoło i usta.
- Kocham cię, Mel, pamiętaj.
Wsiadła i szybko odjechała, starając się by zapamiętali ją jako twardego wampira. Teraz już z górki. Tylko śmierć.
Gdy zajechała pod rezydencję, została godzina do wschodu. Sądząc, że nie wytrzyma napięcia i atmosfery, jaka teraz panuje wewnątrz, poszła na wschodnią część budynku. Usiadła po turecku i pogrążyła się w myślach, czekając na wschodzącą śmierć.
Nienawiść Przywódcy ją bardzo zaskoczyła, nie spodziewała się aż takiej reakcji.
- Kate? – Usłyszała głos Szybkiego.
- Co? – Nie otwierając oczu czuła, że siada obok niej.
- Wiesz, ten pokaz... Dał mi wiele do myślenia.
- Kiedy ty poznasz swoją Przeznaczoną, będziesz czuł to samo.
- Nagadałem Przywódcy trochę.
- Hej, Kate, czekałem na ciebie – usłyszała głos Staruszka. – To prawda, co mówił Szybki? – Usiadł po jej drugiej stronie.
Westchnęła cicho, usłyszała kolejne kroki. Nie chciała otwierać oczu, wolałaby być sama. Kolejne. I kolejne. I kolejne. Tak, kurwa, cały dom.
- Wracajcie do środka, wkrótce wschód. Wyrok to wyrok, mówiłam, że zginę za nią. Żyje, więc ja muszę odejść. – Zupełnie, jak w jej Przepowiedni. Teraz wszystko się zgadzało.
- Jesteśmy z tobą. – Powiedział Staruszek. – Popełniłem błąd ustępując miejsca temu szczylowi. Poza tym wydał wyrok nie konsultując się z nami. Dowiedzieliśmy się dziś od Szybkiego. Ale wiesz, co? Masz rację, wrócę. Chodźcie po niego. Ten skurwiel nie ma prawa bytu.
To sprawiło, że otworzyła oczy, jednak nikogo przy niej nie było. Być może ona też traci rozum. Lub to był chwilowy sen. Jako człowiek, czasem jej się to zdarzało.
W chwili, gdy pierwsze promienie słońca wyjrzały zza horyzontu, jasność ją oślepiła. Czuła, jak jej skóra pęka, jak przy zwykłym oparzeniu. Ciche syczenie i smród palonego mięsa. Usłyszała odgłosy jakiejś szarpaniny, ktoś biegł w jej stronę. Ten ktoś powalił ją na ziemię.
- Leż płasko! Ach kurwa, moje oczy... - Rozpoznała głos Szybkiego. Spojrzała na niego. Zobaczyła, że w ich stronę biegnie Pepe z kołdrą, osłaniając się przed promieniami słońca. Stanął, zasłaniając ich, po czym przeeskortował ich na zachodnią część budynku, gdzie było wejście. Jenak w cieniu stali wszyscy z klanu, trzymając szarpiącego się Przywódcę.
- Ja, jako Pierwotny, odbieram ci prawo do zarządzania i wymierzania wyroków, tym samym wycofuję wyrok niezgodnie przeprowadzony na obecnej tu Kate. – Mówił Staruszek – Przy okazji za niezgodne z ustanowionym przeze mnie prawem wymierzenie wyroku, poniżenie Przeznaczonej co najmniej dwa razy, oraz zmiany przeprowadzone w prawie bez wcześniejszej konsultacji z klanem, skazuję cię na karę łączną śmierci.
- Co, kurwa? -Zapytał z niedowierzaniem.
- Po prostu giń, skurwielu. – Mocny kopniak Staruszka w klatkę piersiową byłego Przywódcy sprawił, że Szybki i Christian nie utrzymali go, przez co wylądował na słońcu, które niemal natychmiast zaczęło go spalać.
Upadł, rycząc wściekle z bólu, próbował się doczołgać do linii cienia, jednak padł.
Szkoda, był dobrym wojownikiem.
Rozdział 7
Obudził mnie jakiś okropny zapach starych ziół i czegoś gorzkiego. Wiedziałam, że leżę na czymś miękkim, chyba byłam czymś przykryta. Ktoś przy mnie siedział i coś mieszał, pewnie właśnie to cuchnące cholerstwo. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jakiegoś młodego mężczyznę, był mniej więcej w moim wieku. Panował półmrok, ale widziałam szczegóły wokół mnie. Rozejrzałam się, w niedużym pomieszczeniu nie było okien. Coś jakby... piwnica, jednak dostosowana do warunków życia – lodówka, TV, setki książek i ksiąg, stół, drugie łóżko. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Witaj, Mel. Cieszę się, że już powróciłaś do świata żywych. – zaśmiał się – Usiądź. – Usiadłam, nogi miałam przykryte kocem. Podał mi kubek z parującą cieczą. – Pij, smakuje lepiej niż pachnie. To cię postawi na nogi po przemianie. Mam ci tak wiele do powiedzenia...
- Kim pan... jesteś?
- Jestem twoim prawdziwym ojcem. Pij, póki gorące. – Wzięłam niepewnie łyk, smakowało jak woda z dużą ilością cukru i fusami po kawie.
- Jaka przemiana? Gdzie jest... Kate? – Poczułam jakąś ogromną tęsknotę za nią, wszystko mi się powoli przypominało, jej oczy, głos i dziwny zapach w pokoju.
- Jesteś wampirem. – Odruchowo przejechałam językiem po zębach. – Nie, one się wysuwają instynktownie. Pij. Jeśli nie będziesz piła, nic ci więcej nie powiem. – Westchnęłam i wzięłam kolejne dwa łyki. – Mówiłem już, kim jesteś. Wiem, że masz setki pytań o to, gdzie byłem przez całe twoje życie. Po porodzie podrzuciłem cię do rodziny Ludzi. Była wojna między nami a innym klanem, ze mną nie byłabyś bezpieczna. A zapach Ludzi zmylił ich. Ludzki ojciec faktycznie was zostawił.
- Gdzie jest Kate? – Zacisnął lekko szczękę. Coś źle powiedziałam?
- Kate... Jest zajęta, ma dużo roboty.
- Co z...
- Przemianą? – Skinęłam głową, wzięłam łyk by mówił dalej – Następuje w okolicach dwudziestego piątego roku życia. Wiedziałem, że Kate jako twoja Przeznaczona odnajdzie cię i się tobą zaopiekuje, więc byłem spokojny. Przemiana ma swoje podłoże biologiczne, jak zapewne słyszałaś w Ludzkich szkołach, w tym okresie ciało przestaje się rozwijać. Wyglądam na twojego rówieśnika ale mam już swoje lata.
- Ile masz lat?
- Dziewięćdziesiąt siedem. Jako wampir plus dwadzieścia pięć lat człowieczeństwa.
- Jak do ciebie trafiłam?
- Kate mi cię... Dostarczyła.
- Chcę się z nią spotkać.
- Mówiłem ci, jest zajęta. Pij. – Napiłam się.
- Kiedy będzie mieć czas?
- Wypij do końca. – Westchnęłam i dopiłam substancję z jeszcze ciepłego kubka.
- Mogę do niej iść?
- Jest dzień. Nie możesz, jest zajęta.
- Co z moją matką? Tą prawdziwą?
- Umarła po twoich narodzinach, były jakieś komplikacje.
- Jak długo żyjemy?
- Po dwieście, do czterystu lat. Odporni na wirusy i bakterie, HIV, AIDS i inne świństwa. Umieramy od słońca, wykrwawiamy się, lub gdy odetną nam głowę.
- A... Przez co ta wojna? – Westchnął ciężko.
- Mój pradziadek spłodził dwóch synów: mojego dziadka i nie mojego dziadka. Byli braćmi, ale zostali rozdzieleni. Oboje wychowywani w różnych warunkach mieli zupełnie różne poglądy na świat. Kiedyś jako już dorośli mężczyźni spotkali się ponownie, jednak doszło do kłótni. I to podzieliło wampirów na dwie kolonie, naszą i ich. Tak, wiem, krewny walczy przeciw krewnemu.
- Czyli jestem spokrewniona z Kate?
- Nie. Ona jest jakby obca dla nich, przyłączyła się po prostu. Złożyła przysięgę i zamieszkała z klanem. Jest od wampira- cywila.
- Czekaj... jakich „nich”?
- Dla nas, Shiru, oni są wrogami. Ona też.
Świat mi się zawalił. O ile dobrze zrozumiałam, pochodziłam od ojca, który walczy ze swoimi krewnymi bo dzielą ich poglądy a Kate należy do nich, czyli jest... moim wrogiem. Nie, to niemożliwe.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć, wszystko stało się takie zawiłe. Ojciec wziął ode mnie kubek i odstawił go na stolik.
- Zdrzemnij się jeszcze. Teraz potrzebujesz dużo odpoczynku.
Położyłam się bez słowa, chciałam to wszystko sobie ułożyć w głowie, ale kurna, nie dało się. Odłożyłam to na później, i patrząc, jak mój Ojciec kładzie się na drugim łóżku, odpłynęłam ponownie z tego świata.
Obudziło mnie dopiero ciche pukanie do drzwi. Ciche, a jednak. Nasłuchiwałam. Ktoś wszedł szepnął:
- Już po zachodzie, szefie.
Ta wiadomość bardzo mi się spodobała. To oznaczało, że będę mogła pójść do Kate, gdziekolwiek ona jest.
- W porządku, dzięki. – Mruknął mój Ojciec. Drzwi się zatrzasnęły, po chwili zaskrzypiały sprężyny łóżka. Wstał, przeszedł parę kroków i wyszedł. Ja postanowiłam, że zrobię to samo.
Usiadłam na brzegu leżanki i poczułam jakąś moc w ciele, która sprawiała wrażenie, że mogę unieść się czy nawet zatrzymać pędzący pociąg. Wstałam, zachwiałam się i postawiłam pierwszy krok. W sumie nie było tak źle. Drugi i kolejne już szły coraz sprawniej. Wyszłam z piwnicy schodami na górę domu, nie miała żadnych rolet ani innych ochron przeciwsłonecznych. Wyszłam na zewnątrz, nigdzie nie widziałam Ojca. Dokąd mam iść? Gdzie jest jej klan? W lewo czy w prawo?
Pomyślałam, że skoro mój Ojciec jest tu szefem, może ma gdzieś pochowane jakieś plany dotyczące ataków, więc wróciłam się do domu. W minutę z wampirzą prędkością odnalazłam. Co prawda, była narysowana odręcznie, ale zrozumiałam, co, gdzie i jak. Sprzątnęłam ją i wyszłam z domu, kierując się w odpowiednią stronę.
- Mel! – Usłyszałam głos mojego Ojca, odwróciłam się. – Gdzie ty idziesz?
- Chcę zobaczyć Kate. Chociaż z daleka.
- Nie Mel, nie możesz, nie pozwalam.
- Bo?
- Bo... Ona nie żyje, rozumiesz? – Musiał jej to powiedzieć. Znał prawo wrogiego klanu.
Nie uwierzyłam w to, choć ogarnął mnie smutek.
- Nie... Za co? Dlaczego...?
- Opowiem ci to innym razem. Wróć do domu, nie odwrócisz czasu.
- Nie.
- Ja... Melanie, kurczę. – Podszedł i przytulił mnie.
- Chcę tam pojechać, zobaczyć jej ciało.
- Zmieniła się w popiół. Nie zawiozę cię tam.
- W porządku... więc... przydałyby mi się jakieś nowe ubrania. – Zerknął na mnie, na mój wygląd.
- Masz rację, chodźmy. Zawiozę cię. – Uśmiechnęłam się i poszliśmy. Miałam pewien plan.
Zaprowadził mnie do swojego samochodu, wsiedliśmy i pojechaliśmy. Parędziesiąt minut później, kłamiąc, że niedobrze mi, zjechał na pobocze. Wysiedliśmy, trzymał mi włosy za uchem. Wyprostowałam się, w mgnieniu oka zaszłam go od tyłu i zdzieliłam w tylną część głowy. Musiałam. Musiałam za wszelką cenę dostać się do klanu. To było silniejsze ode mnie.
Zapakowałam ciało Ojca do bagażnika i wsiadłam. Miałam pewne doświadczenia z samochodami, więc ruszyłam bez większych problemów. Początkowo miałam pewne problemy, ale w ostatnich etapach drogi już radziłam sobie całkiem dobrze. Na mapie Ojca wszystko wydawało się prostsze i krótsze. Gdy pokonałam ostatni zakręt, widząc przez sobą duży, biały, oświetlony budynek, z którego wychodziły zaciekawione wampiry, poczułam ulgę. I Kate! Jest!
Zaparkowałam i wysiadłam, ona już stała przy mnie.
- W porządku, oni ci nic nie zrobią... - Ujęła moją twarz i pocałowała mnie gorąco. Po tym objęła mnie mocno. Było mi wygodnie w jej ramionach.
- Gdzie ty byłaś? Co się w ogóle stało? Ojciec gadał, że nie żyjesz... - Słyszałam, że westchnęła.
A’ propos Ojca...
Zaczął walić pięścią w klapę bagażnika. Kompletnie o nim zapomniałam!
A teraz wszyscy na mnie patrzyli ze zdziwieniem...
Kate puściła mnie i otworzyła bagażnik. Widziałam jej przerażenie, spojrzała na mnie. Ojciec o własnych siłach stanął na nogi, reszta jej klanu jakby się spięła gotując na atak.
- Mel! Masz przechlapane! – Krzyknął.
- Wybacz, musiałam się jakoś dostać do Kate. – W tym momencie zerknął na nią, zjeżył się gotowy do ataku.
- To był żart? – Zapytał jej.
- Spokój. Co się tu, do cholery dzieje? – Do głosu doszedł Staruszek.
- Oddałam Melanie jej Ojcu. – Powiedziała krótko. – Sądziłam, że po mojej egzekucji nie będzie tutaj bezpieczna. – Chciałam dojść do głosu, ale położyła dłoń na moich ustach i kontynuowała – Ale nie sądziłam, że wszyscy wstawicie się za mną i wspólnie obalimy byłego już Przywódcę.
Staruszek tylko kiwał głową, dając jej do zrozumienia, że rozumie. A ja już zaczęłam ogarniać to wszystko. Z tego, co się dziś, teraz dowiedziałam, Kate zaopiekowała się mną, choć byłam z wrogiego klanu i za to groziła śmierć. Obalili wspólnie jakiegoś Przywódcę, dzięki czemu wyrok cofnięto i moją Przeznaczona żyje. Niesamowita historia.
- To wszystko, co mam do powiedzenia. – Odsłoniła mi usta i złapała mnie za rękę. Poczułam się jako pewniej.
- Melanie, chodź, wracamy. Zobaczyłaś ją, więc chodź. – Powiedział mój zakłopotany Ojciec. Chciałam puścić jej dłoń i odejść zgodnie z rozkazem Ojca, ale ona nie ustąpiła, trzymała mnie. – Mel.
- Wy w dalszym ciągu nie widzicie, że ta cała pierdolona wojna jest żałosna? – Powiedziała, patrząc w oczy Staruszka. – Dzieli wszystkich, zamiast łączyć. Dzieli przede wszystkim mnie i Przeznaczoną – Ucałowała moją dłoń – Chciałam zaapelować o to, bym zaszyła się gdzieś z nią, byśmy nie należały do żadnych chorych klanów.
- To tak nie działa. – Powiedział Staruszek.
- Nie chcę żyć ze świadomością, że pewnego dnia któryś z nas może ją zabić. Jak mam ją chronić na odległość?
- Ona ma rację. – Powiedział któryś z wampirów. – Ta wojna jest bez sensu. Pierdolę wszystko, straciłem rodziców a nic nie zyskałem. I tu nie chodzi o honor ale o jakieś sprzeczne wizje świata sprzed wieków, do cholery.
- Wierzę, że można to bagno zakończyć. Pokojową metodą. Tu i teraz, raz na zawsze. – Powiedziała. Bardzo podobała mi się jej postawa. Widziałam, jak Staruszek i mój Ojciec patrzyli na siebie. Staruszek pierwszy wyciągnął do niego dłoń. Ojciec dłuższą chwilę się wahał, ale ostatecznie uścisnął jego dłoń. Reszta wampirów zaczęła klaskać, Kate się dołączyła, po niej ja. Wiedziałam, że jestem świadkiem historycznego momentu w świecie wampirów.
Rozdział 8
Jeszcze parę dni temu moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Teraz, gdy leżałam przy Kate, całe życie i wydarzenia z Alice i Kristie stały się bardzo odległe. Cieszyłam się z nowej rzeczywistości i tego, że moją Przeznaczoną jest właśnie ona.
Ojciec i Staruszek wrócili do jego miasta by razem ogłosić koniec wojny – bo jemu samemu nikt by nie uwierzył. Staruszek, po tym, jak zrozumiał słowa Kate, nie miał nic przeciwko, bym została z nimi w rezydencji. Ojciec wolałby, żebym wróciła razem z nimi, najwyraźniej jeszcze nie nabrał zaufania do mojego nowego towarzystwa. Jednak ostatecznie ustąpił.
- ...I wiedziałam, że to o tobie pisało Życie. Wiesz, to się po prostu czuje. Nie mogłam wtedy zostać, bo się nie zmieniamy, nie starzejemy fizycznie, a długo już tam mieszkaliśmy i planowaliśmy przeprowadzkę. Wiedziałam, że nasze drogi kiedyś się skrzyżują. – Mówiła czarując mnie swoim niskim, prawie męskim głosem i bawiła się moimi włosami. – Byłam pewna, że jesteś przy Ojcu.
- Też masz jakieś specjalne zdolności, tak jak Szybki ma węch?
- Raczej nie. Jeżeli są, jeszcze się nie ukazały.
Uniosłam głowę z jej klatki piersiowej, spojrzała na mnie z uśmiechem. Nie sądziłam, że można się zakochać tak szybko, a jednak... Miłość od prawie pierwszego wejrzenia jednak istnieje. Że ktoś, kogo znam parę dni okaże mi się bliższy niż jakakolwiek dotychczasowa znajomość.
- Jutro złożysz przysięgę i będziesz już oficjalną częścią naszego społeczeństwa.
- Jaką przysięgę?
- „Przysięgam, że będę bronić rasy wampirów dopóki starczy mi sił i krwi” i tak dalej, nie jest taka straszna. To tylko formalność, Staruszek będzie ci ją dyktował, a ty będziesz powtarzać, na końcu złożysz podpis. Wiem, to trochę dziwne, ale tak już jest.
- Też ją składałaś?
- Każdy nowo narodzony wampir. Och, chodź tu, uwielbiam twoje usta... - Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, podciągnęła mnie do siebie i pocałowała namiętnie. A robiła to bosko. Delikatnie ale z pożądaniem. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do nich, i miałam nadzieję, że szybko to się nie stanie.
Spojrzała na mnie, poczułam przyjemną falę ciepła. Chwyciła zębami moją dolną wargę i zaczęła ją ssać i muskać. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazła się nade mną. Dawno nieodczuwalne pożądanie właśnie przypomniało o sobie, a gdy ponownie zaczęła mnie całować, wsunęłam palce w jej włosy.
- Najcudowniejsza... Najpiękniejsza... - Wyszeptała w przerwie między pocałunkami. Czułam się kochana.
- Wiesz, coś czuję, że dziś nie dam ci zasnąć...
- Tak? Dlaczego? – Zapytała, mruczącym głosem i zaczęła obcałowywać mi żuchwę. Obróciłyśmy się, usiadłam na niej.
- Pokażę ci ten powód... - Odpowiedziałam, wsuwając dłonie pod jej podkoszulkę, gładziłam jej wysportowany brzuszek.
Niezmierzona, wampirza ochota na seks powoli przejmowała nade mną kontrolę. Pochyliłam się i ucałowałam jej szyję zaciągając zapach jej ciała do płuc. Poczułam jej dłonie na ramionach, przesuwały się w dół pleców, podwinęła mi koszulkę i pozbawiła mnie górnej przeszkody przed jej dotykiem, którego tak bardzo pragnęłam przez cały czas. Odrzuciła ją i musnęła niepewnie moją pierś.
Zeszłam i ściągnęłam z niej spodenki. Nim zdążyłam się ponownie na niej usadowić, obróciła mnie na plecy, ponownie była górą. Wsunęła kolano między moje uda, delikatnie nacisnęła na krocze. Jęknęłam cicho. Jedną dłonią zsunęła moje spodenki, luźna gumka w pasie pozwalała na to. Pewnie specjalnie taką piżamę mi dała... Zresztą wątpię, by mi się do czegoś przydała, pomyślałam z uśmiechem na twarzy.
Górną część mojej piżamy zerwała ze mnie, a że była zapinana na guziczki, one rozsypały się po podłodze. To był bardzo... niegrzeczny dźwięk, zapowiedź tego, co dziś ze mną zrobi. Podobało mi się to.
Ujęła moje piesi w dłonie, uciskała je lekko całując mi szyję. Pieściłam jej ramiona, starałam się nie pozostać jej dłużna. Jej dłonie przesuwały się po moich żebrach, delikatnie drapiąc. Tuliłam ją do siebie, obejmowałam i głaskałam, chciałam, by mnie tak już pieściła do końca życia. Kiedy jej usta wylądowały na moim sutku, powiedziałam:
- Zlituj się, zrób to...
- Poproś.
- Co?
- Poproś mnie o to. – Spojrzała mi w oczy.
- Proszę...
- O co?
- Weź swoją dłoń i umieść ją między nogami, proszę, już dłużej nie wytrzymam... Pragnę cię, Kate, jak nikt inny, doprowadź mnie do orgazmu...
- Wystarczy, wygrałaś. Ja ciebie też pragnę, Mel. Tak samo, jak wtedy na strychu.
Myśl, że wtedy mnie pożądała, przyprawiła mnie o motylki w brzuchu, a nawet niżej. Wtedy była opanowana, a teraz jej dłonie szalały po moim ciele.
Zgodnie z moją prośbą, jej palce powędrowały niżej, najpierw pobłądziły po udach, potem zrobiły parę kółek po wzgórku, musnęła parę razy moje pachwiny i przejechała palcem między płatkami. Spodziewałam się, że będzie się ze mną drażnić, rozpalać do białości, jednak ona prawie natychmiast wsadziła we mnie jeden palec, po nim drugi i trzeci. Tak, to było coś. Trzy palce napalonej wampirzycy w mojej rzadko używanej dziurce rozbudziły we mnie prawdziwy wulkan przyjemności. Wygięłam się z jękiem, jej palce wsunęły się najgłębiej jak mogły.
- Dobrze ci? – zapytała.
- Obłędnie...
Ugryzła mnie delikatnie w bok brzuszka, zaczęła mnie tak kąsać zgrywając się z ruchami jej ręki. Przeczesywałam palcami jej włosy, biodra samoistnie unosiły się i opadały. Niewyobrażalna błogość owionęła moje zmysły, całą mnie. Przerwała, wyciągnęła ze mnie palce, polizała mnie kilkakrotnie po wejściu do dziurki i z powrotem ją wypełniła palcami. Po chwili poczułam, że jej usta zajęły się perełką.
Orgazm był jak krótki lot do raju, chwila odpoczynku w nim i powrót na ziemię, podczas gdy Kate pieprzyła mnie palcami, a ja wierciłam się po łóżku. Moja dłoń wylądowała na szafeczce przy łóżku i czułam, że paznokciami robię rysy, może nawet małe rowki. Nie mogłam się opanować, to było wspaniałe, zapewne w całej rezydencji było słychać moje jęki, a uwierzcie, była naprawdę duża.
Ekstaza powoli odpłynęła z mojego ciała, odzyskiwałam panowanie nad sobą.
- Kate...? – Spojrzała na mnie. – Jesteś moim mistrzem.
Zaśmiała się słodko i całując mój brzuszek, piersi, mostek i szyję, dotarła do moich ust. Ucałowała mnie parokrotnie. Zabrałam z szafeczki dłoń, czułam, że pod paznokciami coś mam. Ups...
Spojrzałyśmy obie na szafeczkę, na której widniały cztery rowki (nie, nie rysy, ale rowki) od moich paznokci. Aż tak?
- Spokojnie, i tak mi się nie podobała, zawsze chciałam ją wymienić... a teraz mam powód. – Powiedziała, całując mnie co chwilę.
Odwzajemniłam obracając ją na plecy. Usiadła, zdjęłam z niej podkoszulkę i powaliłam ją z powrotem na plecy, opierając się na jej nadgarstkach. Patrzyła mi w oczy i starała się odgadnąć moje zamiary. Przylgnęłam do niej, była bardzo cieplutka, nawet rozpalona. Zaczęłam ocierać się piersiami o jej piersi, puściłam jej ręce, i gdy upewniłam się, że będzie je trzymać przy sobie, przy głowie, zajęłam się sutkami. Przygryzałam je, lizałam i ssałam, tak, jak ona robiła to mi. Po chwili spojrzałam w jej oczy i na usta, pragnęłam ją pocałować. Przysunęłam się, ale to ona mnie zaczęła całować, trzymając mnie lekko za głowę, choć później jej dłonie już ponownie zsuwały się w dolne partie pleców. Ja natomiast nie oderwałam rąk od jej klatki piersiowej, miała niesamowicie gładką skórę. Usiadłyśmy, a jej palce bezceremonialnie przesunęły się po skórze w dół, na podbrzusze i krocze. Na nowo zapłonął we mnie ogień pożądania, chciałam, żeby mnie znów wypieprzyła. Nie chciałam, by oszczędzała siły. Mogłabym jej to powiedzieć, ale czy bym jej nie spłoszyła swoją nieustającą ochotą na seks?
Nie przerywając pocałunku, palcami jednej ręki rozdzieliła płatki i zaczęła pocierać perełkę, pogłaskałam ją po policzku. Oddychając własnymi oddechami znów się nakręciłyśmy, wsadziła we mnie palec, drugą dłonią objęła mnie najpierw w pasie, a gdy dołożyła drugi, jej dłoń zsunęła się na pośladki. Nadała moim biodrom rytm, objęłam ją za kark, zaczęła obcałowywać ramię, co przy coraz szybszym galopie mojego ciała było trudniejsze. Tak, znów mnie pieprzyła jak oszalała, jednak tym razem bardziej kontrolowałam swoje jęki. Moje ciało znów przeszył orgazm. Kate nie czekała, aż odpocznę.
- Na brzuch, już.
Rozkazała, a mnie spodobał się jej władczy ton. Zeszłam z niej i nim zdążyłam ułożyć się wygodnie na brzuchu, ona odgarnęła mi włosy z karku, obcałowywała mnie tam zahaczając o ramiona. Jej pocałunki były namiętne, pełne pożądania.
Czułam jej piersi na plecach, zniżające się wraz z jej ustami, a moje wnętrze ponownie tej nocy zostało wypełnione przez zwinne palce. Jej opadające na moje lędźwie włosy tylko bardziej mnie rozpalały, jednocześnie zaznaczając, że nadal się zsuwała. Znów szczytowałam, krócej ale intensywniej niż wcześniej. Podczas, gdy ja uspokajałam oddech, Kate padła obok mnie na plecy w morze poduszek, widocznie zmęczona i jednocześnie zadowolona. Zgarnęłam włosy z twarzy, potrzebowałyśmy chwili odpoczynku. Po chwili poczułam, że zaczęła mnie głaskać po głowie.
- Będę mieć szansę wreszcie ci się odwdzięczyć za te orgazmy? – Zapytałam, pochłaniając oczami jej piękne, wysportowane ciało. Uśmiechnęła się lekko.
- Pewnie, w każdej chwili...
Przeczołgałam się między jej nogi, miałam nieodpartą chęć zrobienia jej porządnej minety. Jeszcze raz spojrzałam na nią, wyglądała naprawdę podniecająco z tego punktu widzenia. Obcałowałam jej uda, nie mogąc doczekać się momentu, aż zanurzę język w jej pochwie. Wiedziałam, że tam czeka mnie nagroda w postaci jej nektaru. Choć sam zapach doprowadzał mnie do tego pozytywnego szału.
- Jakieś wskazówki? – Zapytałam.
- Oddychaj przez usta...
- To wszystko?
- Tak.
Chciałam wiedzieć, jakie pieszczoty lubi najbardziej, ale wnioskując z jej odpowiedzi – chyba wszystkie. Zaczęłam od muskania językiem jej nabrzmiałej perełki, która aż się prosiła o pieszczoty. Po chwili zaczęłam delikatnie ją ssać, poczułam jej dłoń na głowie. Oddychając przez usta przeniosłam się na jej płatki zwilżone nektarem, co zadziałało na mnie jak płachta na byka. Zaczęłam lizać wejście do pochwy, na koniec wsunęłam język i ruszałam nim przez chwilę. Jej słodkie, ciche jęki mówiły wszystko. Język zastąpiłam dwoma palcami, posuwałam ją powoli pocierając punkt G. Coraz mocniej i szybciej... Ponownie przyssałam się do jej perełki, do momentu, aż dochodziła. Wtedy już obie dłonie trzymała na mojej głowie, delikatnie dociskając. To było nawet przyjemne. Świadomość, że tak na kogoś działam... Wiła się, a ja nieustannie masowałam jej punkt G, drugą ręką głaszcząc okolice, co chwilę również zajmując się perełką. Po orgazmie chciałam przerwać, ale nie pozwoliła mi, tłumacząc, że za chwilę ponownie będzie dochodzić. Posłuchałam jej. To miłe, że dzięki mnie ktoś przeżywał orgazm wielokrotny. To naprawdę miłe.
Parokrotnie jej biodra unosiły się wraz z głośniejszymi jękami, dla mnie była to forma zaszczytu. Nie wiedziałam, że czeka mnie za to nagroda. Wysunęłam z niej palce, wylizałam jej szparkę do czysta.
- Dobrze było? – Zapytałam.
- Tak, tak... - Usiadła, ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie namiętnie, ale krótko. – Pozwolisz, że cię wynagrodzę? – Czułam nową, świeżą falę podniecenia.
- Tak, jesteś rewelacyjna. – Zaśmiała się i podczas kolejnego pocałunku ułożyła mnie na plecach, klękając między moimi nogami.
Spojrzała mi w oczy, i nie odrywając wzroku, wsunęła palec. Jak się po chwili okazało, był to kciuk. Zaczęła mnie... rozciągać od wewnątrz. To był prawdziwy odlot. Masowała moją tylną i boczne ścianki pochwy okrężnymi ruchami, co dawało niesamowity efekt. Czułam jakby mrowienie, a Kate robiła to coraz mocniej. Przyznam się, nikt mnie tak wcześniej nie pieścił, ale to było cudowne.
- Dobrze ci? – Zapytała.
- Mhm, bardzo... - Ku mojemu zdziwieniu, przerwała, opuszczając moje wnętrze.
Wsadziła ponownie dwa palce, jednak podobnie jak z kciukiem, skupiła się na całej pochwie. Pieściła mnie tak długo, a gdy przede mną była już ostatnia prosta do orgazmu, zmieniła ruch dłoni na taki, jakby coś przykręcała. Efekt był taki, że bardzo przyjemnie zajęła się moim punktem G. Tym razem rozdarłam kawałeczek poszewkę kołdry. Co ja na to poradzę, że Kate jest tak zajebista w łóżku... Pomyślałam z uśmiechem, gdy po wszystkim wylądowała na mnie i pocałowała mnie w szyję. Podsunęła mi palec pod usta.
- Wyliż go. – Powiedziała, i tak też uczyniłam. Po tym ona oblizała drugiego.
- Powtórzymy to kiedyś? – Zapytałam z uśmiechem.
- Kiedy tylko będziesz miała na to ochotę, bo uwierz, ja cały czas mam... - Odpowiedziała, kładąc się przy mnie na boku, głowę podpierając dłonią, drugą zaczęła mnie głaskać po głowie i szyi. – Mówiłam ci już, że działasz na mnie podniecająco?
- Nie... Ale chętnie posłucham...
- I wiesz, co? Gdybym miała coś zmienić w życiu, nic bym nie zmieniła. Bo te wszystkie czynności sprawiły, że trafiłam na ciebie. Nie, przepraszam, inaczej potoczyłaby się twoja przemiana. Naprawdę nie wiedziałam, że będziesz sama w tak ważnym momencie...
- Ale mnie znalazłaś i zaopiekowałaś się mną...
- I tak bym cię znalazła... - Chwyciła moją dłoń i przyłożyła ją do mostka. – Choć nie bije, wiedz, że w środku jesteś ty. Na zawsze.
- Na zawsze...
Powtórzyłam cicho, patrząc w jej śliczne zielone oczy. Kurna, widziałam w nich szczerość... i miłość. Wampirzą miłość. I wierzyłam jej. Wierzyłam, że jej „na zawsze” jest szczere.
Jak Ci się podobało?