Laboratorium w Siedlisku
20 grudnia 2011
22 min
Natalia wcale nie miała ochoty jechać do Siedliska. Siedlisko to miejsce, gdzie na księdza mówią ZORRO. Samochodem to niecałe sto kilometrów od domu, ale drogi fatalne, dookoła lasy i tylko jeden zakład produkcyjny. W tym zakładzie właśnie Natalia miała dziś zainstalować i uruchomić nowy przyrząd pomiarowy. Zuza z kadr załatwiła dla niej pokój w agroturystyce, bo jak znaleźć hotel na takim wygnajewie. Kornel przywiózł ją tutaj służbową toyotą RAV4 i pojechał do Piły po sprzęt. Natalia siedziała zirytowana w laboratorium. Pomiary nie zgadzały się z oczekiwaniami. Prawdopodobnie jakieś zakłócenia pojawiały się w sieci zasilającej i źle wpływały na powtarzalność pomiarów. Kornel pojechał kupić zasilacz z filtrem. Powinien już wrócić, ale... Oficjalnie czeka na wydanie sprzętu - nieoficjalnie siedzi u kumpla w pracowni i opowiadają sobie kawały. Nie odbiera telefonu. Są rzeczy na które Natalia nie ma wpływu.
Natalia już wiedziała, że niestety, nie uda się jej wrócić na tę noc do domu. Początkowo łudziła się, że szybko załatwi sprawę, później miała jeszcze nadzieję, że jednak przed nocą uruchomi sprzęt, a nawet później, że jak Kornel przywiezie ten zasilacz, podłączy wszystko i do domu...
Niestety, nic z tego. Nadchodziła noc. Już szarzało.
Wyszła na chwilę przed budynek. Było pusto i nieprzyjemnie. Niebo zachmurzone, ciemne, w oddali pojawiały się błyskawice. Wiatr targał konarami drzew, jednym słowem zgroza. Portier zaproponował kawę. Zgodziła się z uśmiechem - miły straszy pan.
- Czy czuje pani coś dziwnego? - zapytał.
- Nie, dlaczego?
- Bo widzi pani, u nas w zakładzie straszy. Od czasu jak Sylwia z magazynu powiesiła się w laboratorium, słychać tam głosy... Pojawiają się przezroczyste postaci... Ja sam słyszałem kilka razy takie... będzie się pani śmiała... takie nieludzkie wycie, pochodzące z laboratorium, ale ja nie wierzę w duchy...
- Ja też - ucięła krótko rozmowę Natalia, porozmawiajmy o czymś innym. Jak stąd dojść do chaty Marczuka?
- Do Marczuka? A po co pani do Marczuka... Przecie on nie żyje...
- Ja tam mam spać!
- O matko - co za ludzie!!! Chatę po Marczukach wynajmują turystom?!! Ludzie nic honoru nie mają ani poszanowania dla zmarłych... Zresztą, co ja tam będę pysk strzępił... To tam prosto, tą drogą, ale ja bym radził iść tamtędy - za tą brzózką do drogi i zaś później obok kościoła, do przejazdu i w prawo wzdłuż torów i przy krzyżu jeszcze raz w prawo. Chata Marczuka to taka zapuszczona, pełno chwastów... pozna pani - to zaraz za mostkiem, pierwsza po lewej.
- O co chodzi z tymi Marczukami?
- Ja tam nic już pani nie powiem... Stare czasy i pamięć zawodzi...
- A dlaczego nie mogę iść tą drogą prosto? To chyba bliżej?
- Drogą prosto? - portier przeżegnał się. Może pani iść!!! Każdy przecież może, ale miejscowe tamtędy nie chodzą. Powiadają, że tam kiedyś był cmentarz i umarlaki wciągają do grobu... Ja tam pani nie wierzę w głupoty, ale patrz pani... Sylwia też nie wierzyła, chodziła i się doigrała.
Zegar wybił dwudziestą i dokładnie z dwudziestym uderzeniem pojawił się Kornel. Przywiózł zasilacz. Zaniósł karton do laboratorium. Pomógł rozpakować i znikł. Natalia czuła się teraz nieswojo. Niepotrzebnie rozmawiała z portierem. Posłyszała - teraz wyraźnie posłyszała kroki w kącie za sobą. Obejrzała się. Nie, nie ma nikogo. Tak jakoś duszno się zrobiło. Skąd ten pot na czole? Znów trwożnie odwróciła się... Przez moment wydawało się, że dostrzegła białą poświatę... Bzdura... Zasilacz podłączony - nacisnąć START... HUK!!! O Matko - światło zgasło. Ciemno... jak ciemno... Ale się przestraszyłam. Na zasilaczu mruga czerwona lampka, że coś jest nie tak... Jak szybko bije jej serce... Uspokój się Natalio... Znów ta poświata i kroki... Dlaczego, skoro wszyscy o tym mówią, miałoby to być nieprawdą? Może istnieją jakieś równoległe światy? Boję się - zdała sobie sprawę. Tak, naprawdę się teraz bała... Wyjść stąd, wyjść jak najprędzej... Gdzie są drzwi... W świetle mrugającej lampki zlokalizowała kierunek... Powoli przesuwa się w kierunku drzwi... O Matko. - kto to ? Kim jesteś, zostaw mnie... Spokojnie, to wieszak z kitlami... Ufff. Ta ciemność jest straszna... Okropna... i te kroki... Znów... Do drzwi, szybko... Klamka, jest udało się...
Jutro Kornel naprawi ten zasilacz, albo pojedzie wymienić na inny... Dziś pora spać...
Natalia nie chce jechać z Kornelem. Nie ufa mu. Po firmie krążyły historie o jego podbojach - ot taki samiec, który żadnej nie przepuści... Postanowiła już dawno - życzyć mu dobrej nocy i pieszo udać się do miejsca, gdzie zarezerwowano nocleg.
- Odwiozę, ciebie - zaproponował oczywiście, ale odmówiła. Nie, dziękuję, z przyjemnością zrobię sobie mały spacer... Wypchaj się - dodała w myślach - zapewnij sobie seks we własnym zakresie, prymitywny samcu.
- Nie, to nie - odpowiedział. Twoja strata. Pamiętaj, że proponowałem - nadchodzi burza - dodał.
Na dźwięk słowa burza Natalia zadrżała. Ubrała się dziś w najnowszą turkusową garsonkę i buty, które były przedmiotem jej dumy. To szpilki tak świetnie wypracowane, o nieziemsko fascynującym kształcie... Wyglądała super. Włosy prosto od fryzjera... Długie, jasne... zakręcone ku środkowi... To był strój przygotowany na dzisiejsze spotkanie z prezesem współpracującej z nimi korporacji. Nie spodziewała się, że około piętnastej, kiedy już zaczęła szykować się do domu, szef wezwie ją i zażąda, aby pojechała na to zadupie.
Natalia nie mogła odmówić. Praca, to forma ekonomicznego niewolnictwa, a ona pracowała w firmie zaledwie od siedmiu miesięcy i już miała na głowie dwie pożyczki do spłacania. Nie była tak cenionym pracownikiem, aby mogła sobie pozwolić na cokolwiek innego niż "oczywiście, dobrze szefie, pojadę".
Szef zarządził, że Kornel ją odwiezie i pomoże wnieść sprzęt. To jakby wysyłał na delegację owcę razem z wilkiem. Teraz przyszło jej do głowy, że może to jakaś zmowa... Niedoczekanie!!!!
Podróż do Siedliska przebiegła z niewielkim zgrzytem, bo Natalii przypomniało się o rodzinie w Gajewie. Wpadnę do nich na kwadrans - powiedziała do Kornela. Proszę, niech pan chwilę zaczeka.
Kwadrans trwał ponad dwie godziny. Kornel był wyraźnie zirytowany, ale nie powiedział ani słowa. Milczał.
Teraz też zamilkł. Wskazał ręką na okno, w którym na tle ciemności pojawiały się kolejne błyskawice.
Natalia spojrzała na swoje nowe buty, na garsonkę. Dobrze - chyba lepiej będzie, jak mnie pan odwiezie. Chętnie skorzystam - Niech pan mu powie, gdzie jest ta chata Marczuka - zwróciła się do portiera.
Portier zabrał się za tłumaczenie. Kornel wydawał się nieobecny, Niby słuchał i parafrazował wypowiedzi portiera, ale był myślami gdzieś daleko...
- Dziękuję - powiedział wreszcie - pojedziemy dokładnie tak, jak pan powiedział.
Pomógł Natalii wsiąść do auta i ruszyli w noc. Jeszcze nie padało...
Przejechali spory kawałek, krążąc po lesie. Natalia nie odzywała się. Droga wydawała się jej dziwnie skomplikowana. Wypatrywała przejazdu kolejowego i krzyża przy drodze. Niczego takiego nie było.
Kornel zatrzymał samochód - coś dziwnego dzieje się... Muszę zobaczyć. Obchodzi samochód, nachyla się i niepostrzeżenie wsuwa zawiniątko do rury wydechowej. Wsiada i przekręca kluczyk. Samochód nie chce zapalić.
- Musimy tu zaczekać do rana - mówi.
- Nie, ja jadę do domu. Zadzwonię po taksówkę.
- Proszę bardzo.
- Kurczę, tu nie ma zasięgu - w jakiej sieci pan ma telefon. W Orange. Ja też. Ma pan zasięg? - Nie.
- Matko, co ja zrobię... co robić... idę do drogi. Niech mnie pan odprowadzi. Złapię stopa. Nie zostanę tutaj!
- Sorry, ale ja nie idę. To na pewno kawał drogi i nie wiadomo, czy nie zabłądzimy w tych lasach. Tu będę czekał. Jak zdecydujesz się wrócić - to wiesz, gdzie mnie znaleźć - tu - patrz za kilka metrów po prawej stronie jest ta drewniana chata. W tej chacie czekam. Jeszcze jedno - uważaj, bo tu jest bardzo niebezpiecznie. Droga jest naprawdę daleko a dookoła bagna i... no tak - w lesie mogą być dziki. Są chyba o tej porze roku niegroźne, ale dwa miesiące temu rozszarpały człowieka... Nawet leśniczego nastraszyły. Musiał gość użyć broni. Pokażę tobie łeb tego dzika, jak przyjdziesz - wisi na ścianie w tej chacie... Jak będziesz chciała tu przenocować, to zapraszam.
Kornel podchodzi do chaty i otwiera drzwi. Wchodzi do wnętrza, zostawiając Natalię przed samochodem...
Natalia rozgląda się. Noc jest czarna jak smoła. Wyczuwa pod podeszwami szpilek piaszczystą drogę i idzie powolnym krokiem, po omacku prawie, w kierunku, z którego przyjechali. To bez sensu chyba. Wciąż zbacza a to w krzaki, a to wpada w jakieś piaszczyste dziury.
Chyba nie dojdę do tej drogi. Nawet nie wiem, w jakim to kierunku. Ale, co robić? Mam spędzić noc z tym samcem? Wiadomo, czego będzie próbował... Nie chcę...
Z ciemności wyłania się postać. Stała za drzewem. Natalia zamiera z przerażenia... Postać znika... Bezszelestnie... A hałas jest spory, Wiatr wieje, gałęzie pękają i spadają... Duch Sylwii przemyka między drzewami... Ciągnie przechodniów do grobu... Natalia czuje jej dłoń na ramieniu... To tylko gałąź.
Nie. Dość tego, Natalio, opamiętaj się...
- Auuu - noga zabolała - znów weszła w dziurę... Stanęła - nie, już nawet nie na piasku. To nie jest już żadna droga. Stoi chyba na trawie i nie widzi drogi. Jak straszna jest ta noc w lesie, ciemna cisza przerywana porywami wiatru i trzaskającymi gałęziami. Te trzaski, na co dzień niesłyszane, te trzaski rozbrzmiewają, jak wystrzały artyleryjskie, jak grzmoty. Znów słychać kroki? Kto tu jest? - Nie, nie ma nikogo, to wiatr... Wracać... Może dziki już wyczuły jej zapach? Na pewno są głodne! Straszne... Nie, nie chcę być tu sama. Jest strasznie... Jak trafić do kornelowej chaty? Pójdę tam, zabarykaduję się w pokoju, obronię przed jego zalotami... Cokolwiek się stanie nie chcę się bać... Tu jest tak strasznie...
Na pewno zniszczę buty... Kto nosi szpilki w lesie... Głupota, ale przecież bez nich będzie jeszcze gorzej. Zabiję się chyba w tych szpilkach. Zdejmuję... O co mam się oprzeć... Przecież niczego nie widzę. Natalia pochyla się i zsuwa but. Teraz drugi... Pończochy się podrą... Pal diabli pończochy... Rany boskie, jak te gałęzie kują w nogi... Nie da się iść... I dokąd ma iść?... Gdzie ten but??? Natalia delikatnie dotyka dłonią podłoża... Zaginął. Wysunął się z ręki i szukaj wiatru w polu. Przecież nie uciekł. Musi tu leżeć!!! Nie ma buta. W ciemności niczego nie widzę... Jeden jest a drugiego nie ma... Auuuu - coś ją ukłuło, to jakiś kolec, albo pokrzywa może... Tylko pokrzyw brakowało... Spódniczka ogranicza ruchy. Jest zbyt wąska na takie schylanie się i poszukiwanie buta w pokrzywach... Natalia czuje, jak z bezsilności w jej oczach pojawiają się łzy... Nawet nie może usiąść na pieńku, bo nie widzi pieńka a gdyby nawet był, to przecież może poplamić jej nową spódniczkę jakimś zielonym mchem, czy żywicą... W oddali huczą grzmoty . Na niebie pojawił się krótkotrwały błysk i kolejne, silniejsze. Nie dostrzegła wiele... Same krzewy dookoła a nad nimi szumią złowróżbnie drzewa.
- Gdzie ja jestem? Co to za kroki - kto tu jest - gałęzie się ruszają... Trzask... To wiatr chyba...
Natalia czuje czyjąś obecność... - Kto tu jest? - pyta powtórnie. Kto tu jest? - proszę, proszę się odezwać... Boję się... Czuje jak jej łydki drżą ze strachu... Odpowiada jej znów tylko trzask gałęzi. Trzaski rozlegają się coraz głośniej i wszędzie dookoła niej... Natalia czuje, jak miliony oczu zmarłych z pobliskiego cmentarza wpatrują się w nią...
Trzeba było zostać w samochodzie... Przemknęło jej przez myśl. Niech Kornel idzie sobie do tej chaty, a ona może przecież spać w aucie... Zarygluje drzwi... A jeśli on otworzy? Nie, nie otworzy... Tak - wracam... Ale dokąd? - dookoła ciemność...
Niestety - sama nie trafię. Duma musi iść na bok. Panie KORNELU - zawołała - gdzie pan jest?
Nic, ciemność, straszna, przerażająca ciemność i brak odpowiedzi... Wiatr wzmaga się. Gałęzie trzaskają już teraz nieustannie. To jak kanonada...
Ręka szczypie jak cholera, swędzi. Nie, nie drapać!!! Bo będzie jeszcze gorzej... To przez te pokrzywy. W która stronę mam iść, żeby nie wejść w pokrzywy. Natalia ściska w lewej ręce but a prawą zatacza łuk, sprawdzając w ten sposób, czy nie wchodzi akurat w jakieś krzaki, czy na drzewo i powoli przesuwa się w kierunku... No właśnie w jakim kierunku... Auuuu. Coś kuje w stopy... aaauuu tu też... Krok w tył... drugi... Teraz pokrzywy przystępują do ostatecznego ataku... Obie nogi zaatakowane... Jak to pali... Natalia stoi między kolcami i pokrzywami, jak w ogniu i nie wie co począć...
- Panie KORNELU - krzyczy zrozpaczona... jest to krzyk głośny i niemalże błagalny...
Żadnego odzewu. Spadają pierwsze krople. Są duże.
- Dawno nie widziałam tak czarnej nocy... Będzie burza... Boję się... Co robić?... Co robić...
Jak to było - podczas burzy nie stać pod drzewem... Łatwo powiedzieć... Nawet nie widać drzewa. Jak można nie stać pod czymś czego nie widać. Położyć się na ziemi... Nigdy w życiu!!! Moja nowa garsonka całkiem się zniszczy... Natalia znów słyszy trzaski i kroki, hałasy i nawoływania zmarłych... teraz już się nie boi duchów i ludzi. Boi się burzy... Obok spadła gałąź. Huk był przeokropny... Natalia czuje, jak ogarnia ją rezygnacja... Będzie tak stać do świtu... W strugach deszczu, wśród spadających na jej głowę konarów. Jeśli nie zabije jej jakaś gałąź, to przeziębi się... umrze... jest jej to obojętne... Niech ją wreszcie te dziki rozszarpią... Najlepiej niech to zrobią jeszcze przed deszczem i oszczędzą jej cierpień... Nawet taką, bez butów i w podartych pończochach...
Jest światełko... Dostrzegła!!! Jest!! Kornel włączył latarkę. Natalia dostrzega zarys okna... Nawet niedaleko - Ten kierunek - trudno - przed siebie... Auuu - to gałąź. Wolniej wysuwać nogi!!! Ręką zatacza łuk... przemieszcza się w kierunku światełka. Pokrzywy parzą, ale Natalia już nie zwraca na nie uwagi... Przemieszcza się znowu. Krzaki jakieś... trzeba je ominąć - z lewej, czy z prawej? Z prawej nie, bo kolejny krzak tu rośnie... Nie miał gdzie urosnąć!!! - Wracam - z lewej jest tylko trawa, jakieś kamyki, żwir chyba - Nieprzyjemnie kuje w stopy... Natalia przyśpiesza nieco, nie sposób stać na takich kujących kamykach, ale to znak, że jest już na drodze... Dobry znak! Co to? Górka jakaś niewielka... Stop!!! Jakiś kamień... Kamień pionowy, gładki, o ostrych krawędziach. Natalia przesuwa dłońmi po kamieniu - w bok wyrastają jakby ramiona... o cholera, to krzyż... Ona stoi na jakimś grobie... Serce wali jak młotem. W tył zwrot i kawałek odejść. Gdzie to światełko? - znikło...
- Panie Kornelu!!!
Drzwi skrzypią. Hop, Hop - rozlega się męski głos - to z lewej - Hop, hop - krzyczy Natalia - proszę mi pomóc...
- Gdzie jesteś?
- Tutaj...
- To chodź tu! W kierunku głosu... Muszę iść w kierunku głosu... Znów górka - chyba weszłam na grób... Szkło uderzyło o drugie szkło i pękło. Tylko nie wejść na taki potłuczony znicz... Pokaleczę nogi, gangreny jakiejś dostanę... Co ja tu robię?
- Proszę, niech pan mi pomoże...
Spadają kolejne krople deszczu. Tym razem intensywne. Deszcz jest ciepły, ale nasila się z każdą chwilą... Jezu, jak leje... Natalia już nie ma na sobie kawałeczka suchej tkaniny... Powietrze rozjaśniają kolejne błyskawice...
- Gdzie ten Kornel? Nie ma go! Gdzie pan jest? Czekam - odpowiada ciemność. Znów te kujące kamienie... Trudno, Natalia podskakuje śmiesznie - dobrze, że nikt jej teraz nie widzi... A... aaa... Ślisko jakoś... Chlup. Stało się coś strasznego. Natalia przewróciła się w śliskim błocie... Próbuje wstać... Udało się... Prawie,... bo powtórzyła upadek. Garsonka - totalna porażka. Jak ja teraz wyglądam!!! Jak iść dalej? Natalia wykonuje długie posuwiste ruchy nogami... Coś spadło obok niej. Dobrze, że nie na nogę. Konar jakiś. Jak najprędzej znaleźć się w bezpiecznej chacie... Co to? - Betonowy krąg... Studnia chyba... Ciuchy mokre... Wszystko mokre... Zimne i mokre... Znów błyskawica i potężny huk. Natalia skuliła się.
Jest auto. Jest chata... Na tarasie latarnia ze świeczką. Ta świnia Kornel stoi pod daszkiem i spokojnie pali papierosa. Spokojny. Ona walczy z naturą o życie, a on sobie spokojnie pali... Obserwował ją i jest wyraźnie rozbawiony. Nienawidzę go!!! Nienawidzę!
Każdy facet to świnia...
- Chodź do środka, napijesz się herbaty.
- Skąd on ma herbatę?
- Nie, niech pan otworzy samochód - tam przenocuję.
- Zostawiłem gdzieś kluczyki i nie wiem gdzie są. Musiały wypaść w trawę. Znajdę jutro - tak mówi Kornel. Natalia wie, że kłamie i chce ją zwabić do chaty. Jak chcesz tu zostać na dworze, to proszę bardzo - twój wybór, ja idę do środka.
- Nie, proszę o herbatę - zimno mi.
- Wchodź. Dalej - Natalia przekracza próg. W chacie pachnie sosną. Na piecu stoi garnek z gorącą wodą. Jest ciemno - świeca pozostała w latarni przed domem. Kornel w blasku ognia z pieca, podchodzi, do naczynia i nalewa wody do kubka z fusami. Natalia teraz czuje, że drży z zimna...
- Rozbierz się i okryj - Kornel podaje jej koc. Jesteś cała mokra. Koc jest ciepły, wełniany. Ja zaraz wrócę - mówi.
Wyszedł w ciemność. Zdjąć, zdjąć te mokre rzeczy... Natalia zsuwa spódniczkę... Zsuwa ją z trudem, bo jest śliska od błota i skurczyła się... Ale ulga. Teraz czuje jak zabłocone są jej stopy... Może nawet krwawią - podejść bliżej ognia, to zobaczę... W blasku ognia widzi bluzkę rozdartą od ramienia do połowy biustu. Zdejmuje ją i ogląda w świetle dobywającym się z wnętrza pieca. Cholera... Nogi na szczęście nie krwawią, tylko potwornie swędzą... Musi się teraz umyć... Ale jak się myć przy Kornelu. Poproszę, aby wyszedł...
Wrócił - nawet dobrze, że jest, jakoś tak bezpieczniej z nim... Herbata - gdzie ten kubek... Auuu, jakie to gorące - jak to chwycić?
Dlaczego on tak dziwnie patrzy, ten Kornel... No, tak - przecież Natalia stoi przy piecu w samych majtkach i staniku. Odruchowo przesłoniła piersi...
- Panie Kornelu - chciałabym się umyć - niech mi pan pomoże. Potrzebuję wody i jakąś miskę...
- Dobrze - Kornel stawia na podłodze miskę i nalewa do niej wody z garnka stojącego na piecu. Zaczekaj - doleję zimnej - mówi i znika. Z zewnątrz dobiega odgłos kołowrotu i dźwięk łańcucha. Wraca. Jest bez koszuli. Na jego torsie połyskują krople deszczu. Wlał zimną wodę do miski. Proszę...
- Ma pan może mydło?
- Zbyt wiele ode mnie oczekujesz, mała... Nie, nie mam. Musisz sobie poradzić...
- Proszę, niech pan się odwróci.
Kornel odchodzi pod ścianę. Chyba nie patrzy, bo... nie wiadomo skąd taki wniosek... Trudno, Natalia musi zmyć to błoto...
Czy zdjąć stanik... Spogląda w stronę Kornela - chyba nie patrzy, zresztą i tak niczego nie widać, bo ciemno... Zsuwa stanik i przystępuje do mycia - twarz, szyja, ramiona, piersi... majtki są mokre... i niech tak zostanie. Majtek na pewno przy Kornelu nie zdejmie, Może później, jak okryje się kocem... Natalia drży z zimna... woda jest ciepła, ale ona, Natalia przemarzła... Szybciutko się umyje, wypije herbatę, a później okryje się kocem i tak dotrwa do rana... W CNOCIE!
Nogi, zmyć ten piasek... ooo, jaka ulga, uda..., drugie, druga noga...
W co ja się wytrę? Ma pan ręcznik. Kornel podchodzi. Natalia znów zasłania piersi... Jezus Maria... Proszę mnie zostawić... Ale mnie pan przestraszył... Co pan robi?... Prosiłam o ręcznik...
- Ja ciebie osuszę! Kornel podszedł do Natalii. Jego dłonie pochwyciły jej ramiona i przesuwają się ku biodrom... Proszę mnie puścić... Natalia usiłuje wyrwać się, ale on jest silny... I teraz on dokonuje tego, na co ona nie mogła się odważyć. On, Kornel bezceremonialnie zsuwa jej majtki!!! Proszę mnie zostawić... Ja... ja... nie wie co powiedzieć... Ja jeszcze nie skończyłam... Majtki są już na podłodze... Skończymy razem - słyszy. Natalia czuje jak unosi się w powietrzu. Wierzga mokrymi nogami... Nawet ręcznika nie mam - przemknęło jej bez sensu przez myśl, Kornel niesie Natalię kilka kroków i kładzie na pościeli... Natalia usiłuje wyrwać się, wstać, ale on przytrzymuje ją jedną ręką, położoną na mostku. Rzuca się, wierzga... Kornel spokojnie kładzie się obok niej. Natalia dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że samiec jest nagi... O cholera... Oboje są nadzy i leżą w łóżku, w całkowitej ciemności...
- Zimno mi - mówi Natalia, chcę herbaty - to ostatnia szansa - samiec pójdzie po herbatę, to ona Natalia ucieknie, przygotuje obronę, zabarykaduje się w sąsiednim pomieszczeniu... Cokolwiek...
- Rozgrzeję ciebie mała - łapy Kornela nie pozwalają na najmniejszy ruch. Oplótł ją nogami... Jak ośmiornica... Natalia już wie, że jest bez szans...
Kornel ma takie silne męskie łapy... a tak delikatnie pieści jej ciało... Natalia czuła narastające mrowienie w trzewiach. Była teraz samiczką, w łapach Kornela...
- Poproś - powiedział.
Zatkało ją. Na co on sobie pozwala. Delikatnie muskał dłonią jej łono i TO MIEJSCE, powodując narastające podniecenie... Położyła rękę na jego dłoni, jakby zamierzała mu przeszkodzić...
- Powiedziałem "poproś, mała"...
Natalia milczała,... oczywiście była to gra. Kornel i tak zrobi swoje. Po co mu to? Chce alibi, czy chce ją upokorzyć? Kornel istotnie był gotów odstąpić od żądania. Pragnął jak najprędzej zabrać się do męskiej roboty, ale przecież byłoby to niepedagogiczne... Proś, suczko! Pochwycił jej biodra i odwrócił Natalię na brzuch... Klaps z prawej strony, był równie silny jak ten z lewej, a kolejny silniejszy. Pośladki Natalii zaczerwieniły się... Proszę, krzyczała Natalia - proszę, weź mnie... Weź mnie samcu... Sama nie wiedziała, jak jej usta mogły to powiedzieć... Czuła wstyd i jednocześnie lawinowo narastające podniecenie... Żaden z jej dotychczasowych facetów nie był tak zdecydowany, tak męski... Podniecało ją to...
- Nie dokazuj mała i wykonuj polecenia - powiedział Kornel. Teraz poprosisz, żebym ci go wsadził. Znów klaps... Wsadź mi - wyszeptała... Powtórz to mała głośniej i całym zdaniem... Wsadź mi go... Kornelu..
- Panie Kornelu - poprawił ją - nie przeszliśmy na "ty".
- No, już! - odwrócił ją na wznak. Ręce nad głowę i powtarzaj!!! Głośniej!!! Kornel pieścił piersi Natalii, jakby chciał zatrzeć niemiłe wrażenie, wywołane klapsami w pośladki. Powtórzyła głośniej a on, łaskawie wysłuchał jej próśb i kolanami rozwarł jej uda. Wsunął miedzy jej uda dłoń i kreśląc palcem ósemki, gestem zdobywcy sprawdzał, czy droga jest przygotowana na przyjęcie gościa. Zanurzył dłoń w żelu i uczynił drogę śliską i gotową do wspólnej podróży. Żel był miętowy, odświeżający... Delikatnie szczypał, potęgując podniecenie... Natalia pragnęła nie tylko kornelowej bliskości... Jeśli seks ma być ceną za tę bliskość - gotowa była zapłacić... Blisko, jak najbliżej... wchłonąć go w trzewia... Pragnęła nie tylko bliskości, ale prawdziwego samca... Kornel wyczuł palcami zgrubienie, którego dotychczas bezskutecznie szukał... Uśmiechnął się... Bawił się, obserwując, jak wzrasta podniecenie Natalii... Nie, nie była z kamienia. Oddychała płytko... Jej serce biło, jak młotem. Oczy... oczy miała półprzymknięte, usta lekko rozwarte... Samiczka, jak każda, która przeszła przez jego łóżko... Przestał je liczyć... Może była ładniejsza, może bardziej niewinna... Teraz nieważne... Miał ochotę na smakołyk, a ona była tym smakołykiem... I tyle... Bardzo tego chciał!!! Położył dłonie na jej ramionach i zbliżył maczugę zdobywcy do rozkosznej jaskini... Powoli, nie śpiesząc się, rozkoszował się tym, że teraz może zrobić z nią wszystko, na co ma ochotę... Mówił jej o tym głośno i nawet kazał jej to dwa razy głośno powtórzyć... Kiedy jej usta powtarzały perwersyjne teksty, jej dziurka coraz bardziej obejmowała jego maczugę. Zwiększało to przyjemność. Był zachwycony... Musiała powtarzać jeszcze coś w rodzaju "Niech mnie pan rżnie mocniej...", "Jest pan świetny, panie samcu..." a nawet "jestem pańską głupią dziwką i proszę... niech pan nie przestaje" - to dodała od siebie, ale on przestawał co kilkanaście ruchów i wtedy musiała prosić o jeszcze...
Kornel uniósł się nad rozłożonym na pościeli ciałem Natalii... No, mała koniec tego fiziu-miziu. Teraz patrz mi w oczy i poproś mała, żebym się poważnie za ciebie zabrał...
- Proszę panie Kornelu, niech pan to zrobi... niech pan mnie zerżnie... jestem taka... głodna... Pragnę tego...
- Skoro nalegasz... Zażartował Kornel... Ręce połóż na moich ramionach!!! Położyła. Czuła jakie te ramiona są męskie, twarde i umięśnione. Podniecało ją to. Drżała z pożądania, czuła jak jego mięśnie sprężyście poruszają się pod skórą...
Bez zbędnych ceregieli Kornel zabrał się teraz do męskiej roboty i zdecydowanie przyśpieszył... Podniecały ją jego zdecydowane, samcze ruchy. Tyle było w nich mocy i prawdziwej męskości... A czuła, że jest zdolny do znacznie większej siły. Ujął w dłoń brodę Natalii i krzyknął jej prosto w oczy... Ruszaj się mała!... Połóż ręce na cycki i pieść je, foczko... To nie wczasy... Mocniej!!! Ruchy, ruchy, mała... Natalia masowała piersi i szczytowała któryś raz z kolei... Była zakotwiczona w innym wymiarze... Zesztywniała któryś raz w spazmie rozkoszy a Kornel zaatakował tę ich wspólną sztywność z takim impetem, że wydało się jej to przekroczeniem kolejnej granicy, między bytem a niebytem. Pracował mocno, tam i z powrotem, wchodził do końca i wyjmował prawie na zewnątrz i znów... Czuł, się panem tej sztywności którą jego maczuga rozbijając jeszcze powiększała. Razem przekroczyli ten punkt, za którym kończy się horyzont... Dalej suczko... Staraj się... Aaaaaa, Aach... Aaaach...
Zastygli w bezruchu. Eksplodował. Czuła jak wypełnił ją ciepłym płynem... Jak pulsował w jej trzewiach... Powoli wracali z odległych światów.
Koniec pierwszej lekcji, mała. Otrzymujesz ocenę dostateczną! Musisz się bardziej starać! A teraz masz pół godziny na odpoczynek. Spać i żadnych numerów, foczko!!! Natalia poczuła lekkie uderzenie w policzek i szybko zamknęła oczy. Za chwilę się za ciebie zabiorę - musi mi tylko stanąć - powiedział! To długo nie potrwa! Kornel przykrył Natalię kołderką a sam przysunął się nagi do niej i położył dłoń na jej piersi, jakby upewniając się, że mu nie ucieknie. Przytulił ją. To było miłe... Początek za nami, malutka. To była uwertura! Rozumiesz to słowo? Natalia skinęła głową... Cham - pomyślała - jak on mnie traktuje? Kornel nie czekając na odpowiedź zasnął z dłonią na jej piersi. Natalia czuła wstyd, czuła się wykorzystana, ale jednocześnie spokojna i bezpieczna... Przywarła do ciała Kornela. Był taki męski... i gorący...
Przysnęła. Przeniosła się w niebyt na niecały kwadrans, bo Kornel ponownie upomniał się o męskie prawa. Tym razem nie musiała niczego mówić, nie musiała o nic prosić... Kornel po prostu podniósł się z posłania, rozsunął jej pół-śpiące nogi i wsadził między nie te swój przebudzony oręż. Bezceremonialnie obudził Natalię z półsnu w szczególny a jakże pełen dreszczy sposób.
Fale gorąca i nieopisanego mrowienia targały nią, na wszystkie strony... Była zbyt zmęczona, aby podjąć walkę, zresztą jaki to mogło mieć teraz sens? Tej nocy Kornel kilka razy przerywał jej sen, aby znów zabawić się nią jak chłopak z dziewczyną. Musiała przyznać, że potrafił należycie zaspokoić najbardziej wymagającą dziewczynę. Kilka razy tej nocy musiała głośno i wyraźnie zapewniać go, że ona Natalia Gronek, lat dwadzieścia trzy, jest tej nocy jego zabawką i że, czy jej się to podoba, czy nie, on będzie jej wsadzać swojego kutasa, kiedy tylko będzie miał na to ochotę... Było jej tym bardziej wstyd, że powtórzyła to naprawdę chętnie!
Rankiem Kornela nie było... Obudziła się w laboratorium na krzesełku. Zegar wskazywał siódmą... Jej garsonka i szpilki były jak nowe... Wyszła na korytarz... Portier pochwalił dzień i powiedział, że Kornel dzwonił wczoraj przed północą, że zostanie w Pile na noc i dziś przywiezie ten zasilacz. Będzie około jedenastej, jak otworzą sklep, dokona zakupu i natychmiast przyjedzie. Portier ma nadzieję, że burza jej nie budziła, bo grzmiało okrutnie... On w każdym razie, kiedy widział jak zasnęła, starał się być cicho...
Jak Ci się podobało?