Kryzys tożsamości (VIII) - Zanęta

16 marca 2019

Opowiadanie z serii:
Kryzys tożsamości

55 min

Poprzednia część otworzyła nowy wątek historii, a to opowiadanie zmierza do jego rozwinięcia. "Nowy" Kryzys jest trochę inny, ale dokądś zmierza. I chociaż w mojej głowie jest już pewna wizja dalszej fabuły, bardzo elastyczna w opisywaniu i tylko mam jej szkielet, to główny cel, do którego zmierzam, jest już mi znany - wiem dokąd zmierzam.
Miłego czytania.

Marlena oglądała film, chociaż wciąż łapała się na tym, że myśli zupełnie o czymś innym. To zemsta na Kamilu, to próbowała zdefiniować łączące ją z Katarzyną uczucie, a tu jeszcze sprawa z opiekunką. Na szczęście była sama w domu i mogła się oddać tylko i wyłącznie myślom. Uwielbiała takie chwile, kiedy może po prostu tylko istnieć. Bez dziecka, męża, pracy, na własnych warunkach. Czasem chciałaby żyć jak singielka, bez żadnych zobowiązań, mieć totalny spokój od reszty świata. Refleksyjny nastrój udzielił się jej już od samego poranka, kiedy ponad godzinę leżała w pościeli i zastanawiała się, co przyniesie jej zemsta dokonana na Kamilu. Teraz mogła to przyznać - martwiła się o niego. Jednak poznała już trochę Henryka i wiedziała, że on raczej załatwia tego typu sprawy na wysokim poziomie, jest profesjonalistą. To ją uspokoiło.

Nalała lampkę półwytrawnego wina i w rozkosznej samotności zamiast akcji filmu, ona oglądała tworzone w głowie obrazy, jakby działy się na płaskim ekranie telewizora. W taki sposób wizualizowała myśli. Dopiero powracająca świadomość przypominała jej, że nie ma pojęcia, o co w filmie chodzi. Przerzuciła więc kanał. Kolejny raz.

Słysząc dzwonek do drzwi, poczuła się źle, jakby ktoś chciał wtargnąć do mieszkania i okraść ją z błogiej samotności. Nie spodziewała się kogoś szczególnego, no chyba że to... Majka! - wybuchła w głowie prawdopodobna myśl, choć zmierzając do drzwi, z każdym krokiem wątpiła w to co raz bardziej.

- Dzień dobry! Cześć! - odpowiedziała na grzeczne przywitanie Mai pani domu. - Wejdź - rozchyliła szerzej drzwi.

- Przyniosłam pani... - urwała zdanie i podała Marlenie torbę, tę samą, którą dostała wczoraj z prezentem. - Rodzice powiedzieli, że to za drogi podarunek - wyjaśniła, uciekając wzrokiem przed oczami zdziwionej kobiety.

- Przestań. Zaraz do nich zadzwonię i wyjaśnię - ręce wykonały ruch, jakby szukały w kieszeni spodni telefonu.

- Nie. Proszę tego nie robić. To nic nie da.

- Jednak spróbuję - postawiła na swoim, uśmiechnęła się i zniknęła we wnętrzu mieszkania. - Wejdź! - zaprosiła gościa dalej, wyszukując w książce kontaktów numeru do nadgorliwych rodziców opiekunki.

Na twarzy studentki pojawił się mikro uśmiech. Maskowała go najlepiej, jak tylko potrafiła, bo wizja posiadania markowej bluzy, była nie lada prestiżem w jej studenckim świecie. Przynajmniej w kręgach, w których ona się poruszała. Tłumaczyła rodzicom, wyjaśniała, obiecywała. Robiła wszystko, by zatrzymać prezent, ale oni i tak postawili na swoim. Już mieli córce za złe, że zarobione pieniądze wydaje na "te drogie ciuchy i buty", a nie odkłada. Dziewczyna nie chciała otwarcie mówić, że chciałaby zatrzymać bluzę, ale drobny ruch mięśni mimicznych wystarczył, by pracodawczyni zrozumiała, w czym problem.

Maja słyszała nadzwyczaj pogodny głos pani Marleny, która prowadziła rozmowę z jej mamą. Tu śmiech, tu kolejna pochwała i stwierdzenie, że rodzice muszą być dumni z takiej córki.

- To do widzenia - patrząc prosto w oczy opiekunki, zakończyła rozmowę.

Gospodyni nacisnęła czerwoną słuchawkę na ekranie dotykowym telefonu. Teraz przybrała poważny wyraz twarzy i wyjawiła dziewczynie ustalenia.

- Załatwione - nie musiała mówić nic więcej. - Napijesz się kawy?

Maja dwukrotnie przepraszała gospodynię za wczorajszy nietakt i zabawę w sypialni, w wyniku której mała Dominika przypadkiem ujawniła hobby mamusi. Opiekunka celowo nawiązywała do tej sytuacji. Chciała wciągnąć panią Marlenę w rozmowę, ta jednak zdawała się unikać delikatnej konwersacji. A mają wstrząsały emocje i pragnienie dowiedzenia się więcej. Zżerała ją ciekawość.

Były już w połowie kubka, kiedy dziewczyna nie wytrzymała i padło pytanie, które od wczoraj rozkwitało w świadomości studentki. Trawił jej umysł szereg niewiadomych, nie chciała przez niewiedzę tworzyć fałszywych osądów. Czy Maja poczuła, że pani domu widzi zainteresowanie intymną sferą życia pracodawczyni? A może dziewczyna tak bardzo chciała wiedzieć więcej i zdawało jej się, że pani Marlena tylko czeka na te pytania? Może.

- To...pani zawód? - padło z ust nie do końca ośmielonej zadać to pytanie.

- Nie - odpowiedziała, jakby dokładnie wiedziała, czego dotyczą pytanie opiekunki. - Mam prawdziwą pracę - zaśmiała się. - Przecież wiesz.

- Nigdy... nie spotkałam się z prawdziwą... - nie wiedziała jak to nazwać.

- Dziwką?

- Nie! - zaprzeczyła, jak rażona prądem. - Z kimś takim, kto "to" lubi... co pani. Te zabawy - ratowała się.

- Zabawy mówisz... - uśmiechnęła się pogodnie.

Tak rozpoczęła się ponad półgodzinna sesja uświadamiająca małolatę, co tak naprawdę kryje się pod pojęciem - "bdsm". To wtedy Marlenę coś tknęło, zapragnęła ujawnić skrawek swojego mrocznego życia. Tylko swojego. Sama nie wiedziała, jak to się stało. Wystarczył impuls i kilka pierwszych zdań. Czuła, że tej ślicznej małolacie może zaufać, że łączy ich jakaś ezoteryczna wieź. Wmawiała sobie też, że jej własna dusza potrzebuje takiego oczyszczenia.

Marlena opowiadała Mai historię za historią. Zaczęła od ogólnych kwestii, a kończyła na szczegółach i własnych doświadczeniach. Jedne opisywała barwnie i szeroko, inne relacjonowała szybko i zwięźle, jakby robiła to, niespodziewanie wchodząca na wizję reporterka.


- Leżałam na łóżku w sypialni, a w pozostałych pomieszczeniach odbywała się imprezka. Muzyka, gwar rozmów, brzdęk szkła wypełnianego najróżniejszymi alkoholami... - opisywała wpatrzona w dywan na podłodze, jakby to było jakimś medium lub ekranem pozwalającym obejrzeć obrazy z przeszłości. - Tam byli sami faceci, chyba z ośmiu, może dziewięciu. Wszyscy na poziomie, przystojni, dobrze ubrani i bogaci. Taka paczka dobrych kumpli. Każdy pachniał drogimi perfumami, miał zadbane ciało, nosił dobre cuchy... - rozmarzyła się przez chwilę.

- To było jedno z pierwszych indywidualnych zleceń - dopowiedziała usprawiedliwiając to, co za chwilę miała powiedzieć. Znowu zastosowała retrospekcję, by dokładnie wszystko opisać i dokładnie wyjaśnić stan jej ducha. - Byłam wtedy przestraszona, skrępowana, ale chyba też bardzo ciekawa, co z tego wyniknie - spojrzała na niewinną twarzyczkę studentki, która słuchała opowieści niczym doświadczony psycholog. Marlena nie dostrzegła oburzenia, krytyki, czy pogardy. Wręcz przeciwnie. Z oczu dziewczyny emanowała ciekawość i chęć poznania reszty opowieści. - Wiesz jak to jest, kiedy przechadzasz się po gwarnym pokoju pełnym samców, a ci nagle cichną, jakby im odjął mowę? Kiedy patrzą na ciebie z podziwem i fascynacją godną rozmarzonych dzieciaków? Paradujesz sobie w erotycznej bieliźnie, jak modelka prezentująca wdzięki, a uwaga wszystkich należy do ciebie. I tylko do ciebie. Ty nimi władasz. I widzisz w ich zachowaniu, że każdy z nich chce cię pożreć - te słowa zabarwiła wręcz erotycznymi nutami, które przeszły prawie w szept. - Żaden nie spojrzał na ekran telewizora, gdzie na żywo relacjonowano Gran Derbi, choć do tego momentu żywiołowo się spierali, kto gra lepiej - Real czy Barca? I tylko obecność innych hamowała każdego z osobna, by nie rzucić się na mnie i... - nie dokończyła oczywistego. - Czułaś kiedyś taką władzę? - zakończyła filozoficznym tonem.

Młoda kobietka okazała lekkimi ruchami głowy niedowierzanie, a może tylko gestem odpowiadała na ostatnie pytanie.

- A zanim pojawiłam się pośród nich, czułam się jak mała dziewczynka, która nie przygotowała się do ważnego egzaminu, a właśnie ma do niego przystąpić. Przebierając się do występu, kilka razy miałam ochotę stamtąd wybiec. Słyszałam ich głośne rozmowy, cichą muzykę i odgłosy meczu w telewizji... - opowiadała głosem pełnym emocji wpatrzona gdzieś w przestrzeń pokoju. - Bałam się, że nie dam rady, że się ośmieszę, że będą niezadowoleni, że nie spełnię oczekiwań - opuściła głowę, jakby na podłodze miała znaleźć pomysł na ciąg dalszy zwierzenia. - Ale wchodząc do salonu, gdzie trwała impreza, nagle obawy uleciały niczym rozwiana silnym wiatrem mgła. Każdy, każdy z nich patrzył na mnie jak na boginię...

Marlena opowiedziała wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia, jakby się zwierzała lub spowiadała. Czuła taką potrzebę, a sposób w jaki słuchaczka chłonęła każde słowo pikantnych historyjek, powodował, że o nic się nie obawiała.

Po oficjalnym zaprezentowaniu wdzięków zgrabnej i seksownej Marleny, spędziła w męski towarzystwie około kwadransa, kiedy to panowie zabiegali o jej uwagę, flirtowali, opiekowali się nią najlepiej jak potrafili i jak obligowało ich do tego pojęcie "dżentelmen". Siedziała na skórzanej sofie w czarnym mocno prześwitującym body, w którym piersi zajmowały zbyt małe miseczki, co pięknie podkreślał ciasny przedziałek pomiędzy wypływającymi z okrycia kulami. Pończochy ściśle przylegały do gładkiej skóry nóg, których stopy znajdowały się w klasycznych szpilkach Pigall Follies Louboutin z czubkiem w szpic, wykonanych z lakierowanej skóry. No i jeszcze bogato zdobiona czarna maska na oczy, zakrywająca znaczną część twarzy, zapewniała jej nie tylko anonimowość, ale również intrygowała imprezowiczów. Dla wielu była niezwykle seksowną kobietą zagadką. Marlena nie chciała dodawać, że na początkowym etapie kariery większość markowych rzeczy pożyczała od Katarzyny, nie chciała jej teraz w to mieszać. Ale to dzięki mentorce wyglądała wtedy na kobietę z klasą, ekskluzywną towarzyszkę zabaw, a nie na tandetną dziwkę w tanich ciuchach.

Faceci, pomimo wyraźnego podniecenia, byli grzeczni, żarty trzymały poziom i ogólnie szanowali gościa. Filowali oczami, a przyłapani na obcinaniu jej ciała, uciekali wzrokiem. Nie pozwolili jej się nudzić, wciąż ktoś zabawiał ją rozmową, czuła się tu najważniejsza. Nowocześnie urządzony apartament tylko świadczył o zamożności właściciela i dodawał prestiżu. To było nawet sympatyczne - zaśmiała się autorka wyznana. Po piętnastu minutach, kiedy mężczyźni ją trochę poznali i się zdrowo napatrzyli, przyjaciel pomysłodawcy głównej atrakcji, a zarazem właściciel penthous'a - Alberta, zaprowadził ją do sypialni - to był prezent od kumpli - ona była prezentem. Odprowadzały ich uśmieszki gości i zbereźne komentarze. To nie była jego główna sypialnia, a pokój dla gości, w którym główny punkt stanowiło łóżko. Były też dwie szafki nocne, szafa i komoda, na której stał telewizor. Całe wnętrze zdawało się być sterylne, a wszystko dzięki chłodnym kolorom ścian, nowoczesnym stylowym meblom i łóżku o stalowej ramie. Tam już było wszystko przygotowane. Marlenę przeszył dreszcz, kiedy dostrzegła leżące na łóżku gadżety. Miała już z nimi do czynienia, ale wciąż miała obawy, jak zostaną wykorzystane. Ustalając przed podpisaniem uowy zakres zabaw, wiedziała, że będzie skrępowana. Wchodząc głębiej do pokoju, wciąż zerkała na stojący na komodzie pojemnik z lubrykantem. Drzwi się zamknęły, a sympatyczny i kulturalny mężczyzna, zmienił nagle oblicze.

- Kładź się kurwo i milcz! - zadrżał mu niepewnie głos. Pchnął ją na miękką powierzchnię łóżka, na której leżała szara pikowana narzuta. - Na brzuch! - dodał, kiedy przestraszona Marlena wykonywała obrót ciała, by położyć się na plecach.

Poczuła, jak ciężar ciała klienta dociska ją do materaca. Usiadł na jej tylnych częściach ud, a ona usłyszała cichy brzęk metalowych klamer gadżetów. Założył jej skórzane opaski i przykuł ramiona ponad głową do solidnych belek ramy. Mogła co prawda obracać głową, ale nie chciała widzieć, co się dzieje za plecami, nawet kiedy facet z niej zszedł. Zresztą w każdym ruchu przeszkadzała jej maska, wolała nie ryzykować odkrycia twarzy i zdradzenia swojej tożsamości. Nagle poczuła szarpnięcie, które spowodowało, że zatrzaski jej koronkowej bielizny puściły. Kolejne dwie opaski wystarczyły, by skrępować jej nogi tak, by rozchodziły się na boki i kierowały uwagę w centrum samczego świata. Cipka stała teraz otworem dla każdej twardej pały, a ona nie mogła już nic zrobić. Żadne protesty, próby walki, nic by jej nie pomogły. Za punkt honoru postawiła sobie, że słowa bezpieczeństwa nie użyje zbyt pochopnie. Zrobię to dla Katarzyny. Będzie dumna - zapewniała sama siebie, że nie będzie tak źle - motywowała się.

- Zdrowa jesteś! Cipka też wygląda na ciasną - mówił podniecony Albert, a ona słyszała dźwięk rozpinania klamry paska spodni. - Ja będę pierwszy w tej ciasnej pizdeczce. Taki przywilej - dodał, a ona znowu usłyszała znany jej odgłos. Tym razem zatrzeszczała zatyczka do pojemnika z lubrykantem, a chwilę później rozszedł się po pokoju ciche chlupotanie. Mężczyzna przygotowywał sprzęt dłonią obficie nawilżoną przezroczystym żelem. Robiąc to usiadł obok niej, a jego dłonie miętosiły miękkie pośladki, rozchylając je, niczym w poszukiwaniu skarbu. Ciągle przy opisie jej skarbu powtarzał słowo "ciasna", musiało go to kręcić. Nagle męska dłoń pacnęła miękką taflę pośladka, która odpowiedziała na to falowaniem gładkiej skóry i niewielkim zaczerwienieniem. Uderzenie, w odczuciu Marleny, było amatorskie i bardzo lekkie. Facet nie miał w tym wprawy, był przesadnie delikatny, pewnie chciał tylko spróbować.

To trwało może dwie, trzy minuty. Albert walił ją szybko i rytmicznie, jakby się gdzieś spieszył. Mocne pchnięcia wypełniały lekko nawilżony tunel twardym jak skała kutasem, a facet tylko cicho dyszał z wysiłku, czasem tylko smagnął jej tyłeczek, ale wciąż klapsem o niewielkiej sile. Po chwili zabawy, gospodarz oparł wyprostowane ramiona na materacu i patrząc nieustannie w przestrzeń tuż poniżej zakończenia przedziałka pośladków, podziwiał swojego twardziela wbijającego się po samą nasadę w gościnną już pochwę.

- Ale ty jesteś ciasna! Ale tam ciasno - powtarzał raz głośniej, raz ciszej.

Kiedy czuł, że dochodzi, wyskoczył gwałtownie z cipki i błyskawicznie znalazł się tuż przy głowie Marleny.

- Tylko ja mam dzisiaj ten przywilej - machał dłonią na żylastym prąciu. - No ssij go - rzucił pospiesznie i trochę niepewnie. - Nikt inny - zaznaczył. - O tak. Dobra w tym jesteś - chwalił ją, wtykając prącie w usta uwięzionej.

Nie było jej to w smak, choć penis wyglądał bardzo estetycznie i zachęcał do oralnych pieszczot. Mimo oporów przyjęła cały spust w usta, a fascynacja i radość z tego tytułu, które promieniowały ze szczęśliwej twarzy zachwyconego Alberta, upewniały ją, że dla niego to musi być wyjątkowa sytuacja, na pewno robił to rzadko. Jeszcze sporą chwilę, głośno wzdychając, ocierał penisa o usta i powierzchnie nieokrytych maską policzków. Niejednemu już by się to znudziło, ale on robił tak, aż członek zamienił się w luźny organ. Przez chwilę, pod niemym naciskiem gospodarza, jeszcze mu żuła i trącała językiem luźną kluskę o pomarszczonej skórze, ale facet był spełniony i nie przyniosło to żadnych widocznych rezultatów.

- Oszczędzaj się - rzucił żartobliwie. - Jeszcze się dziś zobaczymy - rzucił od niechcenia, zanim przed wyjściem otworzył drzwi.


- Może się czegoś napijesz? - zaproponowała Marlena przerywając opowieść. Musiała powtórzyć to dwukrotnie, bo Maja wciąż jakby intensywnie myślała. Gospodyni sama też poczuła suchość w gardle od wielominutowego mówienia.

- Aaa.. tak, poproszę - rzuciła błyskawiczną odpowiedź, jak śpiący na lekcji uczeń, do którego dotarło, że nauczyciel go o coś pyta.

- Ale co? - uśmiechnęła się pogodnie gospodyni. - Na co masz ochotę? Woda, sok, może piwo? - dopytywała niczym dobra ciocia.

- Woda - odpowiedziała bez zastanowienia, podając pierwszą usłyszaną opcję. Dopiero kiedy gospodyni wstała i skierowała się do kuchni, mózg Mai zapragnął czegoś innego. - Może jednak piwo? - zapytała nieśmiało, obawiała się trochę, co pani Katarzyna, jako mama, pomyśli o niej, na co dzień przecież opiekunce jej dziecka.

Marlena trafnie odczytała napięcie i niepokój Mai. Zaśmiała się w duchu na takie zachowanie. Dziewczyno! Masz prawie dwadzieścia lat, a boisz się wypić przy mnie piwo? - śmiała się ze zbyt przejętej studentki.

- Jesteś przecież po pracy - skomentowała jakby znudzonym głosem, zapewniając ją, że to żaden problem i wręczyła dziewczynie butelkę heinekena. - Nie mam niestety szklanek do piwa, ale jak chcesz, dam ci jakąś... - nie zdążyła dokończyć zdania, bo Maja zapewniła, że nie potrzebuje, że woli pić z butelki.

Może nie pierwszy raz, ale na pewno jeden z pierwszych, Marlena pomyślała o studentce w kontekście seksualnym, kiedy dziewczyna objęła ustami zieloną szklaną szyjkę, by upić łyk złocistego płynu. Maja uczyniła to niby zwyczajnie, jak robiła to już setki razy w czasie wyjść ze znajomymi do pubu, ale dla doświadczonego oka Marleny, połyskująca krawędź otworu butelki, jawiła się teraz jako sterczące prącie, które z lubością poczułoby gorące wargi młodej dziewczyny.

Gospodyni trudno było kontynuować opowieść, bo przez krótką przerwę magiczna aura uległa zmianie, gdzieś uleciała. Musiała jakoś zacząć.

- Przerażona? Historyjką - uściśliła, co ma na myśli Marlena, bo wyraz twarzy słuchaczki mówił, że ta nie wie, o czym mowa.

- Nie... Proszę mówić... - odpowiedziała zawstydzona, ale też pełna obaw, że pracodawczyni skończy opowieść.

Marlena nie chciała pytać wprost, czy ma mówić dalej, czy słuchaczce się podoba i takie tam. Czuła potrzebę wyrzucenia z siebie od lat gromadzonych w głowie wspomnień. Dziewczyna była głodna ciągu dalszego, opowieść snuła się więc dalej.


Marlena leżała sama w pokoju i nie mogła za bardzo się ruszać. Zrobiło jej się trochę chłodno, a w ustach wciąż miała posmak spermy. Niespodziewanie otworzyły się drzwi i na ułamek chwili pomieszczenie wypełniło się gwarem, by równie szybko ucichnął za zamkniętymi już drzwiami. Znowu brzdęk klamry paska, nakrętka pojemnika na lubrykant i ciche odgłosy prześlizgiwania się członka w zaciśniętej dłoni. Schemat działania się powtórzył.

- Cześć - szepnął jej ktoś do ucha i bez uprzedzenia, na szczęście powoli, wśliznął się w już suchy otworek.

Po kilkunastu co raz głębszych wejściach zdawało się być już wszystko ok, a ciało związanej stało się atrakcją dla nieproszonego, a może proszonego gościa. Facet wbijał się w nią regularnie i mocno, tylko czasem, kiedy odpoczywał, siedząc na kobiecych udach, przesuwał pałą powoli w przedsionku pochwy, co chwilę uderzając czubkiem prącia na boki, trącając wargi sromowe, bawił się cipką jak zabawką.

Znowu przeżywała kilkunastosekundowe bombardowanie, by po nim czuć leniwe wejścia po samą nasadę penisa. Mężczyzna robiła tak kilkukrotnie, aż wreszcie poczuła bardzo szybkie i krótkie ruchy zwiastujące finał.

- Zdrowa suka z ciebie! O tak! Mhm! - chwalił ją przez zaciśnięte gardło, jakby szeptem mamrotał do siebie jakieś zaklęcia, a czubek penisa taplał się w wyrzuconej na pośladek spermie, czuła jego nerwowe drgawki. Spełniony imprezowicz rozmazywał teraz lepki płyn, który łatwo przyklejał się do czerwonej żołędzi.

Schodzący z łóżka mężczyzna, powodował trzęsienie całego ciała związanej. Wręcz błyskawicznie opuścił pokój.

Marlena podejrzewała, że facet doświadczył rozkoszy na gigancie, znaczy się, kierowany imprezowymi emocjami, zrobił mały skok w bok. Załatwił sprawę w minimalistyczny sposób, po czym szybko opuścił miejsce, by nie czuć wyrzutów sumienia z faktu, że chętnie by tu jeszcze został. Nie działał pewnie, zdawał się być zagubiony, ręce mu drżały, chyba rzucił się na głęboką wodę. Będzie żałował - myślała, kiedy słyszała, jak mężczyzna walczy z klamrą paska spodni.

"Bary! Zostawiłem ci niespodziankę!" Usłyszała ten entuzjastyczny komentarz zaspokojonego mężczyzny. Dla niej te słowa może były ciche i ginęły wśród innych odgłosów imprezy, ale ona je słyszała. Już wiedziała, że za chwilę ktoś się tu pojawi. Nawet nie ktoś, a Bary, choć nic jej to nie mówiło. Głowa Marleny opadła na przyjemnie pachnącą pościel.

Bary szczycił się ksywą z jednego powodu i na pewno nie był to efekt posiadania wyjątkowej barwy głosu popularnego piosenkarza Barry'ego White'a. Po prostu jedno krótkie słowo trafnie opisywało jego posturę. Facet wysoki, z rozbudowaną przez setki godzin ćwiczeń na siłowni masą mięśniową, o szerokich barach. Chłop na schwał, jak to mówili ludzie. O dziwo bankowiec, choć rysy twarzy bardziej wciskały go w buty gangstera z blokowiska. W czasie, kiedy ona wcześniej przechadzała się między jego kolegami, kusząc wyglądem, on zdawał się być nazbyt poważny, choć na wesołe docinki kumpli reagował zasadnym śmiechem, sam raczej mało mówił. Kiedy inni ją zagadywali, podawali drinki, on przyglądał się i uśmiechał, ale nie walczył o jej atencję. To jej się w nim spodobało. Jego oczy były zagadką.

Pierwszym zabiegiem mięśniaka po wejściu do pokoju, nie było jak u poprzedników, zrzucenie spodni. Nad wyraz delikatnie wytarł miękkim papierowym ręcznikiem nasienie - prezent od kolegi, a powierzchnię skóry pośladka wyczyścił jeszcze chusteczką nawilżaną. Zaskoczył ją, wręcz urzekł delikatnością z jaką dokonał tego zabiegu.

Usiadł obok niej, tuż przy biodrze płynnie przechodzącym w smukłą talię.

- Jesteś piękną kobietą - wyszeptał, jakby bał się tego, że ktoś usłyszy jego czuły ton głosu.

Odsłonił okrywające twarz Marleny włosy, a jego silne palce wsunęły się pomiędzy pachnące odżywką kosmyki. Delikatnie przytrzymał pasek utrzymujący maskę na swoim miejscu, dbając o jej komfort, by wciąż funkcjonowała w trybie incognito. Urzekła ją jego łagodność. W ogóle jego działanie było dla kobiety niesamowicie przyjemne, bardzo erotyczne. Czując u Barry’ego łagodność, połączoną z buzującą w nim z trudem kontrolowaną żądzą, poddała się chwili i jej głowa krążyła w różne strony w poszukiwaniu przyjemnej stymulacji. Pochylił się i wciągnął woń włosów, kojarzącą mu się zadbanymi kobietami.

- Pięknie pachniesz - szepnął do ucha pełnym emocji głosem, muskając wargami jej małżowinę uszną.

Marlena miała ochotę wejść z nim w rozmowę, ale wcześniej ustalone zasady były jasne - w odosobnionym pokoju ma milczeć.

Położył ciężką dłoń pomiędzy kobiecymi delikatnymi łopatkami i przez moment podróżował po całych plecach, jakby poznawał nową krainę. Musiał zsunąć materiał body, by mógł smyrać posłuszną piękność aż po odcinek lędźwiowy pleców. Widziała jego zachwyt, kiedy uwolnione piersi zakołysały się tuż nad narzutą, ocierając o nią sutkami. Pragnęła by cycuszki schowały się w jego wielkich dłoniach, ukryłby je tam całe, ale on tylko przesunął po nich palcami, trącając dla zabawy sterczące sutki. To wtedy Marlena obróciła głowę, a ich oczy się ze sobą spotkały. To było dziwne, ale ten facet zdawał się być dzieckiem w męskim ciele. Jego oczy emanowały ciepłem, szacunkiem i fascynacją. Szybko schowała twarz w ramionach, bała się tego, co poczuła.

Wyrostki kręgosłupa tworzyły linię, po której z rozkoszą przejechał językiem, poznając smak aksamitnej skóry Marleny, na której zagościła gęsia skórka. Łapczywa silna dłoń ścisnęła miękki pośladek, by po chwili zjechać po udzie, aż do kostki. Pochylił się tak, by mógł gładzić oba uda jednocześnie, rozkoszował się czuciem nylonu, a kiedy rozchylał pośladki, by zajrzeć w krocze, srom odkształcił się na tyle, by zdradzić podniecenie posłusznej kobiety. Delikatnie i z wyczuciem zanurzył w niej czubek palca. Widziała jak wkłada go do swoich ust i ssie. Znowu szybko ukryła twarz.

- Cudownie smakujesz - pochwalił.

Dopiero teraz wstał i powoli zdjął spodnie, cały czas patrząc na obłędne ciało leżące przed nim. Twardy członek zakołysał się, niczym poruszany mocnym wiatrem. Zaszedł kobietę od tyłu.

Marlena poruszyła się i poczuła opór stawiany przez więzy. Poczuła ruch materaca, musiał na nim klęknąć. Czekała aż w nią wejdzie, szczerze tego chciała. Jednak on pocałował najpierw jeną i drugą łydkę, po chwili zrobił podobnie na zgięciach kolan, a przy obcisłych opaskach pończoch zatrzymał się nieco dłużej. Płynnie przechodził z chropowatej koronki na gładką skórę, by nagle jego usta niespodziewanie wpiły się w muszelkę. Marlena aż syknęła z przyjemności, kiedy poczuła ciepłe usta na płatkach róży, a silny język wariował po sromie niczym walczący o przetrwanie rycerz w szale bitewnym. Nie musiała niczego udawać. Teraz nie był już taki delikatny. Zatracił się w lizaniu nieznanej mu szparki. Język chłeptał śluz i poruszał się w mokrych bruzdach niczym wojownik zwiadowca - był wszędzie, a zarazem nigdzie. A cipka Marleny stała się krynicą kobiecej rozkoszy, z której obficie wypływał lśniący śluz.

- Jesteś wspaniała - szepnął gdzieś w przestrzeń pokoju, wycierając okolice ust z lepkiej wydzieliny, mówił tak, by usłyszała komplement. To była też zapowiedź, że za chwilę w nią wejdzie. Ona już na to czekała. Ale zanim to zrobił, rozchylił jej jędrne pośladki i położył wypełniony krwią ciepły członek pomiędzy nimi i ocierał się tam kilka chwil. Główka prącia zjeżdżała niżej i niżej, aż w końcu z łatwością wjechała w pragnącą tego dziurkę. Marlena myślała, że oszaleje.

Cała reszta spotkania z Barrym była najczystszą rozkoszą. Wstydziła się tego, ale posuwał ją tak pewnie, mocno i czule zarazem, że jej zmysły zaczęły wariować, myślała, że straci przytomność. Pierwszy orgazm udało jej się jakoś skryć przed zatraconym w seksie mężczyzną, przynajmniej werbalne jego skutki, bo mięśnie pochwy nie dały się kontrolować i zaciskały się na szorującej tunel pale z szaloną częstotliwością. Ale kiedy przyszedł drugi i trzeci orgazm, jęczała jak niezaspokojona nimfomanka. Kontrolowała się jednak na tyle, że tylko w myślach mówiła do niego, wręcz błagała - "Jeszcze, jeszcze... Daj mi więcej!" Każdy jej jęk, pomruk był ukrytą szczerą pochwałą dla kochanka, miała nadzieję, że on to dobrze zrozumie. Była blisko momentu, w którym chciała wykrzyczeć światu, jak jej jest teraz dobrze. Wydychane przez nią w trakcie pchnięć Barry’ego powietrze, wysycone było erotyczną energią i euforią. Nie pamiętała, mężczyzny, który tak cudownie, by ją posuwał, obchodził się z nią tak delikatnie i stanowczo zarazem.

Nie chciała by wychodził, nawet kiedy już było po wszystkim. Wiedziała, że on wie, jak wiele rozkoszy jej sprawił. O dziwo milczał, nie chciał chodzić jak paw i afiszować się niebywałymi umiejętnościami, a mógł, zrozumiałaby to. Pochwa wiele razy, zdradzając permanentny stan szczęścia, zaciskała się w pulsacyjnych ruchach na wspaniałym kutasie, a ona miała to gdzieś, co on sobie pomyśli, już nie chciała tego ukrywać. On też nie zwracał na to szczególnej uwagi, choć czując skurcze, zwalniał na chwilę pracę swoich pośladków. Widziała, że facet czuje z tego powodu dumę, mówił o tym pewny wyrazie jego twarzy. Zerknęła ukradkiem, przez rozburzone włosy, na poprawiającego spodnie Barry’ego, tuż przed opuszczeniem sypialni i musiała przyznać, że chętnie spotkałaby się z nim sam na sam w innych okolicznościach. On jedyny, na odchodne, podziękował jej za spędzone chwile i pocałował czule w ramię i sprawdzając zapięcie maski, czule je poprawił. Facet o jakim marzyłam! - pomyślała.

"Co tak długo?" - zaśmiali się kumple, kiedy drzwi zatrzasnęły się za barczystym wrażliwym kolesiem o twarzy gangstera. Nie słyszała, by się przechwalał, a nawet, by powiedział cokolwiek. Prawdziwy dżentelmen - pomyślała w uznaniu.


- Pewnie ciekawi cię ilu mnie wtedy przeleciało? Czy każdy sobie użył, nie?

Widziała, że dziewczyna nie jest obyta w tego typu rozmowach, ale jej oczy zdradzały wszystko, czerwieniące się policzki dopełniały reszty. Marlena mogłaby nic więcej nie zdradzać, zachować resztę dla siebie, jak robiła to przez ostatnie lata, ale niewinna twarzyczka ślicznej studentki wręcz błagała o dalsze szczegóły.

- Pięciu - powiedziała zamyślona kobieta, a kącik ust uniósł się powodując wrażenie triumfalnego uśmieszku.

- I..? - dziewczyna zastopowała rozpoczętą myśl.

- I ? - Marlena wymownie uniosła brwi, by ośmielić blondynkę do kontynuowania.

- I... dała pani radę? Przepraszam, ale... nie mieści mi się to w głowie - mówiła zaskoczona, a zarazem rozczarowana.

Tak. Majka podświadomie chciała usłyszeć, że wszyscy obecni skorzystali z ciała jej pracodawczyni, bo wszystko w słyszanej opowieści do tego zmierzało. To by było takie szalone i na czasie. Gdyby cała reszta mężczyzn przeleciała panią dyrektor, historia byłaby wręcz nie do przyjęcia przez ludzki umysł i granicząca z fantastyką. Ale nawet wymieniona liczba mężczyzn, którzy ulżyli sobie z unieruchomioną kobietą, zdawała się być wymysłem szaleńca.

- Przynajmniej jesteś szczera - pochwaliła słuchaczkę Marlena. Na pewno nie czekała na taki komentarz, ale widziała zmiany w wyrazie twarzy opiekunki, świadczące o tym, że ta nie dowierza w to, co usłyszała.

Majka wciąż patrzyła na postać pani Marleny - kobiety pięknej, zadbanej, inteligentnej - jak dla niej wzoru kobiecości. Nie dość, że była śliczna, to jeszcze w życiu jej się powiodło, bo miała ładne mieszkanie, dobry samochód i dobrze płatną ciekawą pracę. Nadal opowieść, którą słuchała, nijak pasowała do businesswoman siedzącej naprzeciwko niej, wręcz kontrastowała z tym, co studentka obserwowała na co dzień. Nie wierzyła w to, że człowiek może mieć tak różne oblicza i takie hobby. Siedząca w modnych dżinsach i obcisłej białej bluzce Tommy'ego Hilfigera, nawet w takim codziennym stroju, Marlena, miała klasę, której mogłoby jej pozazdrościć wiele wypindrzonych paniuś z wysokim mniemaniem o sobie. Ta wyglądająca na skromną kobieta, zdawała się być teraz kimś zupełnie obcym i przyciągała ją zarazem jakąś trudną do zdefiniowania siłą. Maja powinna czuć odrazę, ale spoglądając na piękną szczerą twarz pani Marleny, czuła teraz jeszcze większą sympatię.

- Długo tam pani leżała i...? - spytała dziewczyna, a żeby odreagować nagromadzone nerwy i ukryć zakłopotanie wynikające z niewypowiedzianego pytania, uniosła ramię i przechyliła butelkę. Nie wiedziała jak taktownie zapytać o dawanie dupy nieznanym facetom. Jakkolwiek by to ujęła, czułaby się z tym dziwnie i niezręcznie.

Marlena kolejny raz mimowolnie wyobraziła sobie studentkę, obciągającą członka. Wszystko za sprawą ułożenia zmysłowych ust i oblizania warg z pozostałości płynu po upiciu łyka piwa. Kobieta była ciekawa, czy jej młoda pracownica kiedykolwiek robiła komuś loda, czy w ogóle uprawia seks? Trudno było to odgadnąć, bo pełniąc rolę opiekunki, dziewczyna postępowała według pewnego kanonu zachowań. Ogólnie prezentowała się jako bardzo pogodna, sympatyczna i dobrze wychowana. W dodatku była odpowiedzialna i można było na niej polegać, z czego zapracowana mama musiała czasem korzystać. Ale to mogą być tylko pozory - podsumowała w myślach gospodyni o swoim przypadku.

- Po Barrym jeszcze godzinę - odpowiedziała bez zastanowienia, po czym dokończyła opowieść.


Czwarty balangowicz był jednym wielkim rozczarowaniem, choć jak dla niej, nie stanowiło to najmniejszej wagi, bo to nie dla swojej przyjemności się tam znalazła. Roześmiany, mocno rozbawiony facet, wkroczył do sypialni, jak cwaniaczek na dyskotekę. Taki żartowniś, grupowy błazen, odgrywający kozaka. Wciąż gadał jakieś seksistowskie bzdury, ubliżał jej, prowokował. Za zamkniętymi drzwiami pokoju, zachowywał się jak pan i władca. Marlena była do tego przyzwyczajona, chociaż ten typ irytował ją w sposób wyjątkowy. Jedyne co musiała mu przyznać to, że poza barczystym kumplem, odpowiednio ją przygotował na penetrację. Kilka minut wcierał w srom i przedsionek tunelu żel intymny, a kiedy zmieszała się z naturalną wydzielina, przystąpił do ataku.

Myślała, że po szybkiej początkowej szarży, facet chciał trochę odpocząć, dlatego wyskoczył z pochwy, ale czując ciepłe krople nasienia, lądujące na plecach, zrozumiała, że facet jest "rewolwerowcem", znaczy się szybko strzela. Rozrzut wytrysku był ogromny, bo ciepłe strumienie i krople spermy poczuła aż w okolicy łopatek. Musiał być ostro napalony, bo nie minęło pół minuty, nawet niezbyt szybkich pchnięć, a on doszedł, wydając przy tym dziwne nieartykułowane odgłosy męskiej satysfakcji. Marlena śmiała się z chwilę wcześniej tak rozbawionego pozera, a w myślach wręcz szydziła z jego wcześniejszych uwag typu - "Będę cię orał jak pług". Orząc w taki sposób, plony zbierałby co drugi rok - śmiała się w myślach. Grzecznie leżała, ale w swojej ocenie zmiażdżyłaby męską dumę tego cwaniaczka, gdyby tylko mogła powiedzieć choć jedno zdanie. Nie. Wystarczyłoby jedno słowo - żenada, lub każdy jego synonim.

Czuła jak po chwili łóżko drży. Kątem oka widziała przyczynę. Mężczyzna klęczał pomiędzy jej rozwartymi udami, gładził jej uda i zaciskał dłoń na miękkim biodrze, pośladkach, gdzie tworzył fałdy skórne, które dostarczały mu erotycznych podniet. Wpatrywał się w połyskującą muszelkę i pracował dłonią nad postawieniem penisa w stan gotowości. Ale zamiast korzeniem, wciąż poruszał tylko korzonkiem, bo sprzęt nie chciał się przebudzić. Nawet nie był w połowicznym wzwodzie, kiedy zdecydował się spróbować wejść w cipkę, a może tylko chciał się w ten sposób stymulować. Wciąż mówił do niej - "Cicho, cicho. Tylko cicho". Wiedziała, o co mu chodzi. Chciał w ten sposób ukryć niemoc, by czasem nie komentowała jego płonnych starań. Była pewna, że od jakiejś kobiety - pewnie żony, usłyszał już wiele skarg na błyskawiczny seks. Zdawało się, że jednak próbował się w nią wcisnąć na siłę, a nie tylko ocierać. Ewidentnie chciał udowodnić swoją męskość. Zbyt giętki sprzęt mu to uniemożliwiał, a na pewno bardzo przeszkadzał.

- Zaraz będziesz kwiczeć jak zarzynana locha - mówił z dumą, co ona zbyła ukrywanym uśmieszkiem. Facet musi się dowartościować - skomentowała w myślach.

Sporą część drugiego podejścia ruchał ją miękką fają i tylko ostatnie sekundy, najwyżej trzydzieści, czuła w sobie prawdziwego faceta. Tylko, co z tego, skoro stosunek od wepchnięcia giętkiego prącia do wytrysku, w sumie trwał najwyżej dwie minuty. Tym razem wylał skromniutką porcję ejakulatu na gładką taflę pośladka. A wzdychał i mruczał, jakby pieprzył ją pół nocy i po męczarniach doszedł, odnosząc doniosły triumf lub czując wybawienie .

Ubierając się, milczał. W ogóle zdawało się, że go już nie ma. Nawet cicho oddychał, jakby się wstydził swojej obecności. Marlena wiedziała też, dlaczego kilka minut siedział na łóżku, zanim wyszedł. Przecież nie mógł wyjść za szybko.

Trzask energicznie zamykanych drzwi, upewnił ją, że została sama. Nasłuchiwała odgłosów zza ściany i usłyszała przechwałki Rewolwerowca - taką nadała mu ksywę.

"Dobra jest! Dała radę!" - podśmiewając się, komentował dumnie niczym paw jebaka - władca stada samic w sporej zagrodzie. Ale prymityw - skomentowała, przewracając przy tym oczami.

A ostatni towarzysz z prywatki, który skorzystał z możliwości przygodnego seksu, po prostu wpadł do sypialni, przeleciał ją i wyszedł. Przez kilka dobrych minut posuwał ją bez choćby jednego słowa. Czuła się jak bezwładna masa poruszana siłami jakiegoś żywiołu. Facet dyszał, czasem coś mruknął, nawet podczas wytrysku był powściągliwy i tylko wypuścił nagromadzone w płucach powietrze. Była pewna, że był żonaty. Szybko dokonała analizy i niczym sądowy profiler, zbierała strzępki informacji z tego, czego doświadczała i co mogła zauważyć. Posuwał ją bardzo nerwowo, szybko, czasem miała wrażenie, że przeliczył się z odwagą, której przypływ sprowadził go do tego pokoju. Alkohol, presja grupy, wstawieni kumple i świadomość tego, że piękna i zgrabna kobieta - spełnienie męskich marzeń - tylko czeka na każdego, kto miał ochotę wetknąć w jej ciało kutasa, wszystkie te czynniki dodały mu animuszu. Pewnie w oczach kolegów chciał wyglądać na twardziela i zyskać szacunek, jak ci, którzy wykazali się przebojowością i odwiedzili ją przed nim. Intuicja raczej jej nie zawodziła. Już była pewna, że koleś ma żonę, a to za sprawą obrączki, którą później zauważyła, gdy na odchodne zapinał suwak spodni, tylko potwierdziła wcześniejsze domysły.

Co lepsze, zanim podszedł do drzwi, zbliżył się najpierw do niej i chwilę przyglądał się prezentowanym wdziękom uwięzionej. Przez długą chwilę wżerał się oczami w krocze Marleny, czuła to. Kilka razy przejechał wzdłuż warg sromowych palcem w górę i w dół, gniotąc co chwilę miękki pośladek, jak ciasto, a kiedy zdecydował się opuścić pomieszczenie, na oba pośladki spadły dwa średniej mocy klapsy, a po chwili kilka kolejnych. Jak dla niej były idealne - nie za silne i nie za słabe. Nie mogła mu tego powiedzieć, choć bardzo chciała go za to pochwalić.

Domyślała się, że z żoną nie może sobie pozwalać na takie zachcianki, a teraz nie mógł sobie odmówić tej przyjemności, szczególnie z przygodną nieznajomą. Zdzieli klapsy, wyjdzie, zapomni, albo lepiej - będzie wspominał to latami. To był prosty algorytm. Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej - żałował, bo smagając tę śliczną dupcię w trakcie seksu, mógł spełnić swoje, uznawane przez żonę za chore, fantazje. Nie mógł wiedzieć, że nie tylko swoje.

Od pewnego czasu, ten lekko palący i szczypiący skórę ból, za sprawą Katarzyny i klubowiczów, stał się dla Marleny czymś, nie tyle tolerowanym, co oczekiwanym, nawet pożądanym, a przede wszystkim urozmaicającym seks. W czasie ostrzejszych orgii w Sali, jej oczy błagały o takie dopełnienie rozkoszy. Jej wzrok czasem wskazywał pośladki jako cel i stawiał wyzwanie posuwającym ją klubowiczom. A oni dobrze to interpretowali.

Przez chwilę gardziła niewiernymi czyimś mężami, ale sama przecież nie była lepsza. To był okres jej początków w świecie perwersyjnych zabaw, co skrzętnie ukrywała przed mężem, okłamując go, że wyjeżdża na szkolenie lub w delegację. Teraz w świadomości Kamila była na zjeździe kadry średniego szczebla jej firmy. Myśląc o tym czuła się okropnie, tym bardziej, że facet właśnie skończył ją dymać, a przyjemne bodźce ustały. Wszystko nagle się zmieniło, kiedy na nieprzygotowany na to tyłek, spadł pierwszy, a po chwili drugi klaps, a fala przyjemnego gorąca przesuwała się niczym tsunami od palącego czerwonego pośladka do najdalszych zakątków ciała. Widziała uzasadniony wstyd i zażenowanie mężczyzny, gdy obróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Uzasadniony dla niego, dla niej wykazywał niepotrzebną skruchę. Zdawało się, że niemo przeprasza za to, że pozwolił sobie na taką śmiałość. Zachowanie typowego męża, który w swojej sypialni nie może sobie na to pozwolić, bo żona go boleśnie skarci lub strzeli focha. Tylko nieliczne panie pozwalają sobie na takie pieszczoty w łóżku. Ale właśnie takie rządziły facetami.

Nie przypuszczała, że plaski ostatnich klapsów zakończą jej pracę niczym dźwięk gongu, przynajmniej tę w cichym zakątku gościnnego pokoju. Spodziewała się kolejnych wizyt, ale czas upływał, a ona leżała jak porzucona dmuchana lalka, znowu zrobiło jej się chłodno.

Drzwi się otworzyły i do wnętrza weszło trzech kumpli. Przez chwilę obawiała się, że będą ją pieprzyć wszyscy naraz, a w umowie nie było o tym mowy, ale ci tylko rozkuli jej nadgarstki i rozwiązali stopy. Powolnymi ruchami dłoni rozmasowała poczerwieniałe od ucisku skórzanych pasów części ciała. Poczekali aż poprawi skąpą garderobę, zafascynowani śledzili każdy jej ruch, i kiedy uznali, że wygląda jak wcześniej, dwóch zrobiło z ramion "krzesełko", takie jak za dzieciaka na wuefie i rozpoczynając śpiew, a raczej wycie - "Sto lat, sto lat...", wnieśli wynajętą kobietę do salonu, niczym królową siedzącą na tronie. Uśmiechała się.

- No Albercik! - zwrócił uwagę reszty zebranego grona najśmielszych z mężczyzn. Ona zaczęła go w myślach tytułować Przyjacielem, bo taką rolę pełnił dla jubilata. - Teraz prezent, ale niestety nie tylko dla ciebie - zaśmiał się, rozglądając się po twarzach całej paczki. - To będzie małe wyzwanie - zapowiedział niespodziankę. - Ale obiecuję, że będzie przyjemne - uniósł ramię, by ucieszyć śmiechy kolegów - I nie będziemy przeszkadzać - wybuchnął śmiechem i wychylił do dna zawartość trzymanej w dłoni szklaneczki whisky. Pochylił się w stronę stojącej tuż przy nim seks bomby i szepnął jej coś do ucha.


- Wiesz co mi powiedział? - zagadnęła zasłuchaną towarzyszkę Marlena.

Studentka zareagowała właściwie, jakby miała uzyskać informacje od szefa NASA, na temat obcych form życia w kosmosie.

- Ciąg mu lachę - zrobiła pauzę - Przy wszystkich - zacytowała wiernie słowo w słowo.

Marlena roześmiała się na reakcję dziewczyny, która przygryzł a wargę, a dłoń powędrowała do ust, jakby szukała potwierdzenia, że taki scenariusz jest w ogóle możliwy.

- I?

- Umiesz zadawać pytania - zaśmiała się rozbawiona powściągliwością Mai, choć domyślała się, że opiekunka jest po prostu za grzeczna, by pytać otwarcie. Wystarczyła jedna głoska, a Marlena już znała resztę pytania. Fenomen. Po prostu telepatia. Poczuła się jak w teleturnieju, w którym odgaduje się tytuł piosenek na podstawie ilości wylicytowanych nut. Dzisiaj wygrałaby i nie miałaby konkurencji. Co jej pozostało? Dokończyła historię.


To były początki kariery Marleny, więc była mocno zażenowana zadaniem, ale zmobilizowała się, nie przyjmowała do wiadomości swoich wymyślanych na szybko wykrętów i usprawiedliwień. Po prostu niczym zaprogramowana, udając wygę i obytą z tego typu sytuacjami, podeszła do siedzącego na skórzanej czarnej kanapie jubilata, nikt nie zdawał sobie sprawy, że drżała z nerwów, klęknęła pomiędzy rozwartymi udami i zabrała się za rozpinanie spodni. Teraz była ekskluzywną panią do towarzystwa i nie mogła zawieść. Kiedy dzierżyła w dłoni pokaźną pytę, usłyszała zza pleców głośne "wow!" zgromadzonych, cała reszta poszła już gładko. Tak skoncentrowała się na dawaniu przyjemności, że prawie nie słyszała dopingu obserwatorów. "Jedziesz! Głębiej! Ssij, ssij, ssij!" - pamiętała podobne okrzyki, ale dla niej były jakby tłem, jakby dochodziły spod powierzchni wody lub przenikały grubą murowaną ścianę. Robiła lachę najlepiej jak umiała. Ssała koniec prącia, korpus pieściła zaciśniętymi palcami, a w przypływie szaleństwa lizała i zasysała nawet kule jąder, co spotykało się z żywą reakcją oglądających.

- Ty, dobra jest! - chwalił ją przyjaciel Alberta, kiedy opłacona kobieta połykała resztkę nasienia, patrząc wprost w oczy właściciela sprzętu, niczym niewolnica czekająca na pochwałę za wywiązanie się z trudnego zadania. Wciąż lizała żołądź, ale już delikatnie, a pokryte wściekłą czerwoną pomadką usta, wciąż nadawały jej czaru i seksapilu.

Przyjaciel usiadł obok kumpla i klepał go po ramieniu w uznaniu. Fachowo obsłużony jubilat zapinał już rozporek, bo zgromadzeni wciąż na niego patrzyli, a Marlena wstała udając pewną siebie i przyzwyczajoną do oczu obserwatorów pełnych pogardy, zachwytu i zazdrości. Zbyła wszelkie wyrazy prób oceniania jej.

- Jeszcze tu. - Przyjaciel jubilata wskazał okolicę policzka, gdzie znajdowała się jeszcze ostatnia widoczna kropla nasienia.

Kobieta powoli wytarła przeciwną stronę twarzy, co spotkało się z kolejną podpowiedzią. Teraz wybrała właściwy policzek, a zgarnięty lepki płyn wytarła o tylną część materiału body.

Mistrz ceremonii wstał z sofy i zwrócił się do całego towarzystwa:

- Chyba na chwilę podziękujemy tak cudownej i uroczej obsłudze imprezy - zaczął bić brawo. - Nasz Albercik za chwilę do pani dołączy - wykonał delikatny ukłon w stronę Marleny, jego dłonie wciąż o siebie uderzały, po czym podszedł do kobiety i delikatnie i po dżentelmeńsku wsunął dłoń za jej plecy. Drugą ręką wskazał kierunek, po czym odprowadził towarzyszkę w kierunku schodów na piętro mieszkania.

Kiedy para opuszczała salon, wszyscy obecni, nawet ci, co wcześniej nie weszli do sypialni, żegnali Marlenę oklaskami. Samo oglądanie oralnego koncertu, było warte nagrodzenia czarującego gościa owacją na stojąco. Wszyscy panowie wstali i wszystkim im stał, nawet Szybkostrzelnemu.

Marlena opuściła miejsce zabawy w towarzystwie Przyjaciela, który zaprowadził ją tym razem do sypialni Alberta, gdzie miała spędzić jeszcze trochę czasu sam na sam z jubilatem. Po niespełna kilku minutach, kiedy kumple opuszczali imprezę, usłyszała okrzyki rodem z boisk piłki nożnej, równo skandujące imię gospodarza.


- Dała... pani radę? - spytała z wyraźnym współczuciem Maja.

- Mogłabym ci powiedzieć, że było ok, spoko, że jakoś przeżyłam, ale to byłoby kłamstwo - opowiadała teraz jak o zwykłej prywatce w kawiarni ze znajomymi. - Facet był już mocno wstawiony, uśmiechał się miło, czasem ziewał. Byłam pewna, że zrobimy to szybko i będzie miał dość.

- I co? Poddał się, znaczy się zasnął jak na filmach? - wtrąciła się Maja, pierwszy raz zadając pytanie, uśmiechnęła się. Czekała na reakcję Marleny z niecierpliwością widza, czekającego w kinie na seans w momencie gdy na sali przyciemniano już światła.

- A co byś chciała usłyszeć? Przyjemną, zabawną, czy prawdziwą historię? - wymieniła możliwe kategorie.

- Prawdziwą.

Marlena wiedziała, że dziewczyna wybierze tę wersję.

- Robiliśmy to cały opłacony czas, a kiedy ten minął, nie pozwolił mi wyjść, dopóki nie skończył. Życie to nie film - podważyła wcześniejszą hipotezę Mai. - Do wtedy nigdy wcześniej nikt nie przeleciał mnie tak jak on. Nawet w Klubie - tu przestraszonym spojrzeniem nieświadomie dała sygnał, że powiedziała o jedno słowo za dużo. Niepotrzebnie to dodała, była zła na siebie.

- Może drugie piwo? Tylko nie mów rodzicom, że piłaś je u mnie - próbowała odwrócić uwagę od tego, co powiedziała chwilę wcześniej.

Po chwili wróciła do salonu z dwiema butelkami chmielowego trunku. Podała Majce jedną jak najlepszej kumpeli. Wypieki na twarzy studentki nie znikały od momentu rozpoczęcia opowieści, gospodyni była też pewna, że z cipki blondyny cieknie jak z kranu.

Nie myliła się. Nie dość, że Maja nie rozmawiała raczej o takich sprawach, czuła się niezręcznie, srom ją swędział już od dłuższego czasu, a w kroczu miała istną powódź, to jeszcze przeszywały ją nerwowe dreszcze, jakby robiła coś niezmiernie ekscytującego, w dodatku zakazanego. A one tylko rozmawiały.

- Co to jest ten Klub?

A jednak słyszała. Zauważyła to. Spryciula! Jest uważniejsza niż myślałam - pomyślała pełna uznania dla słuchaczki Marlena. Nie chciała, by dziewczyna zauważyła, że to niewygodny temat. I tak miała już przygotowaną mowę podsumowującą. Może musiała wygłosić ją wcześniej niż chciała, ale taka była potrzeba.

- Możesz mnie oceniać, wymyślać w duchu od najgorszych dziwek, ale...musisz wiedzieć, że niewiele rzeczy robiłam - tu się długo zastanawiała, by oddać to, co chciała przekazać - wbrew sobie - spojrzała prosto w oczy Mai i dostrzegła zrozumienie.

- Nie...oceniam pani - zaprzeczyła takiej insynuacji.

Temat przeżyć gospodyni został zamknięty.

Dziewczyna już wyszła i to z niezłym bagażem myśli na temat pani Marleny. Gospodyni celowo przerwała opowieść w punkcie, w którym zaczęło się robić ciekawie. Nie musiała zgłębiać tego zabiegu w mądrych książkach, wystarczyło włączyć telewizyjny serial, gdzie pojawiająca się w kluczowym momencie akcji reklama, doprowadzała widza do szału. Sama nie raz czekała na ciąg dalszy fabuły jak na szpilkach. Właśnie taki stan chciała spowodować u Mai. Celowo. Zanęta działała. Obserwując zachowanie opiekunki, była pewna, że udało się osiągnąć zamierzony cel - zaintrygować, spowodować, że będzie nieustannie myślała o tym, co zdarzyło się dalej. Ale sama też nie uniknęła wspomnień. Dziewczyna wyszła, ale Marlena wciąż była w świecie wspomnień.


- Dobrze się sprawiłaś. Tam na dole - wskazał ruchem głowy niższy poziom mieszkania.

- Aaa...tak - uśmiechnęła się przymilnie. Musiała grać swoją rolę zainteresowanej klientem kobiety.

- Długo w tym interesie? - zagadnął, stawiając kwadratową szklaneczkę z resztką whisky na czarnej połyskującej nowoczesnej komodzie.

- To...chyba nie jest istotne - delikatnie zwróciła uwagę, że to jej sprawa.

- Może i nie. Tak tylko pytam. Rozepnij zatrzaski.

Polecenie zabrzmiało nienaturalnie spokojnie. Ginęło wśród wcześniej wypowiedzianych słów tak, że Marlenie zdawało się, że się przesłyszała lub nie zrozumiała słów Alberta. Nie spodziewała się takiej zagrywki.

- Ale...chodzi ci o... - próbowała się czegoś dowiedzieć.

- Rozepnij zatrzaski. Chcę patrzeć na twoją cipkę. Co w tym dziwnego? Za to ci przecież zapłacono - pozwolił sobie na małe poniżenie.

Rozpięła i delikatnie rozchyliła uda, ale nie pałała już takim entuzjazmem jak chwilę wcześniej.

- Szerzej - wskazał ruchem głowy lewo - prawo, o co mu chodzi. - Jeszcze - instruował kobietę, by ta spełniła jego zachciankę. - Ok - zastopował powolny ruch ud, kiedy muszelka została wyeksponowana w dostateczny sposób.

- Umyłaś się?

- Yhm - skinęła głową sztucznie kokietując jubilata. I tak będziemy się pieprzyć, niech ma dobre zdanie o mnie - myślała o roli wyuzdanej i prowokującej kokietki, w którą znowu weszła.

Było tak, jak przypuszczała. Mężczyzna klęknął przed siedzącą na krawędzi łóżka i przejechał językiem wzdłuż warg sromowych, rozkładając je na boki, by oczom ukazała się różowo-czerwona dziurka, która w bardziej oddalonych miejscach przybierała ciemniejszy gradient.

Zrobiło jej się przyjemnie. Facet pieścił ją czule i spokojnie, nigdzie się nie spieszył, stosował wyrafinowane techniki, a używając do pomocy palców, był bardzo delikatny.

- Smaczna jesteś, ale język mnie już boli - stwierdził i stanął przed Marleną w lekkim rozkroku.

Patrzył na nią całą. Na przebijające spod przezroczystego materiału piersi, linię talii, a po chwili wwiercał się spojrzeniem w jej krocze.

- Cycki. Pokaż je - zażyczył sobie w dość obcesowy sposób.

Po chwili podziwiał średniej wielkości stożki zakończone sterczącymi jak antenki sutkami.

Marlenę bardzo podniecała ta cała sytuacja. Konwencja w jaką ubrał to spotkanie Albert, była bliska jej prawdziwej naturze. Niedawno odkryła nie tylko to, że uwielbia seks z kobietą, ale również to, że lubiła być grzeczna, posłuszna i wykonywać polecenia. To była część skrywanej przez nią prawdziwej twarzy. Można by powiedzieć drugiej, bo o istnieniu kolejnych miała się dopiero dowiedzieć w trakcie kariery.

Patrzyła mu w oczy i trochę zabawnym spojrzeniem dopytywała się, czy już ma usiąść na łóżku, pochylić się i uwolnić drzemiącą w spodniach bestię, która prawie przebijała materiał czarnych eleganckich spodni. Już wykonała lekki ruch, już zwilżyła usta językiem, ale on grzecznie, a zarazem stanowczo uprzedził ją, przed popełnieniem błędu.

- Pozwól, że to ja zdecyduję kiedy i co zrobisz.

Ton głosu stał się mniej łagodny, oczy błysnęły zwierzęcą siłą, a przyjemny wyraz twarzy zmienił się w maskę rodzącego się socjopaty. O kurwa! - pomyślała obserwując tę nagłą zmianę.

- Okazałbym się prostakiem, gdybym ot tak cię tylko przeleciał jak tanią dziwkę. A tania nie jesteś - wtrącił. - Tobie należy się szacunek. Jesteś nietuzinkowa, można rzec wyjątkowa - prowadził monolog, kiedy pętał jej ramiona i nogi w podobny sposób jak to miało miejsce w pokoju na dole. Użył tych samych skórzanych pasów. - Ale przecież wiemy, że takie jak ty, lubią coś wyjątkowego. Zwykłe pieprzenie się jest dla szarych mas. Niech oni się zadowalają namiastką przyjemności... - kontynuował wywód, a Marlena zaczęła czuć obawy.

Nawet kiedy delikatnie poprawiał jej samonośki, naciągając je na właściwe miejsce, ona panikowała. Zauważył to i kilkoma słowami próbował ją uspokoić. Osiągną odwrotny skutek, tyle że teraz Marlena umiejętnie ukryła strach.

Początki nie były łatwe - patrząc na tamto zdarzenie z obecnej perspektywy, zaśmiała się nalewając wino do kielicha na wysokiej stopce. Usiadła na sofie i przełączyła kanał na jakiś komediowy. Spojrzała jeszcze na szybko znikającą w ustach zawartość kielicha po kolejnym łyku i wpatrując się w ekran, próbowała skupić się na chaotycznej akcji sitcomu. Komedia sytuacyjna - mówiła do siebie tłumacząc w myślach pojęcie tego rodzaju seriali, wciąż będąc zatopioną w refleksji. Nie zdążyła zaśmiać się z choćby jednego gagu, bo bardzo żywe wspomnienia wróciły. Niestety nie mogła ich nazwać zabawnymi.

Albert walił ją ostro. W taki sposób jeszcze nikt nigdy jej tego nie robił. W kroczu chlupało od ubijania sporej ilości wydzieliny. Robił jej to już kolejną minutę, choć była przekonana, że rozpoczynając ten zabieg, chciał ją tylko przygotować. A tu kolejną minutę pakował w nią palce z siłą i szybkością maszyny. Siedział na łóżku obok niej i wciąż robił swoje. Czasem rozchylał srom, rozwierał wargi sromowe i zaglądał do wnętrza jej ciała, jakby coś tam zgubił. Ona wzdychała, czasem jęknęła, ale nie były to odgłosy powodowane przyjemnością, a jedynie oczekiwane przez klienta. Tylko tak mogła przyspieszyć osiągniecie przez niego satysfakcji. Im więcej bodźców do niego dotrze, tym większa była szansa, że szybciej facet dojdzie i da jej spokój. Nie pierwszy raz odgrywała takie gardłowe koncerty. Kiedy przestał, ucieszyła się, że w nią wejdzie, ale też tylko dlatego, że czas przeznaczony na seks szybciej się skończy.

- Lubię jak jęczysz. To dla mnie najpiękniejsza muzyka - zaczął gładzić jędrne uda i pośladki, na chwilę wjechał dłonią w krocze i kilkoma okrężnymi ruchami zebrał sporą ilość śluzu. Po chwili jego lepkie od wydzieliny palce znalazły się w ustach związanej. Udawała, że zlizywana ciecz, smakuje niczym ambrozja.

- Naprawdę ci to smakuje? - kwestionował jej zachowanie, choć pełen szczęścia wyraz twarzy kobiety wciąż się nie zmieniał.

Dwa razy wracał po kobiecy nektar w okolice pochwy i karmił nim posłuszną.

- Starczy tego dobrego - zabrał mokre od śliny palce. - Teraz pora na inną atrakcję - zapowiedział.

Nie minęły trzy minuty, a usta Marleny wypełniał knebel. Paski kagańca przebiegały przez czubek głowy wzdłuż krawędzi nosa, pod brodą i opinając twarz, spotykały się w okolicy ust, gdzie mocno wciśnięta zatyczka, uniemożliwiała swobodne oddychanie i wydawanie dźwięków, przynajmniej tych dających się zrozumieć. Knebel, na łączeniach pasków, zaopatrzony był w dziesiątki ozdobnych ćwieków, stylizowanych na stare, co powodowane było zastosowaniem efektu patyny na malutkich metalowych pierścieniach. Widok oplatanej twarz, włosy - całą głowę, przez sieć ciemnych linii wędzidła, rozpalił w kliencie ogromny ogień pożądania. Ale on się z niczym nie spieszył.

Dwa złączone palce wróciły do wciąż pobudzonej pochwy i tym razem spokojnie w niej pracowały, jakby na nowo poznawał te okolice. Jęki kobiety zdawały się być teraz arcydziełem sztuki erotycznej, bo przeciskając się przez zaciśniętą zębami przeszkodę, otrzymywały szlify doskonałych dźwięków.

Kiedy Marlena kolejny raz poczuła smyrnięcie mokrych palców na odbycie, była pewna, że nie były przypadkowe, anus będzie dziś w użyciu. W sumie już się przyzwyczaiła do seksu analnego, przywykła do tego typu atrakcji w Klubie. Czuła jak jeden palec okrężnymi ruchami pobudza zwieracz do pracy i nanosi kolejne porcje śluzu. Po chwili pocierał już palcem wewnętrzne ścianki zwieracza, który ściśle do niego przywierał. I wtedy się zaczęło.

Chorobliwie podniecony Albert, siedząc na łóżku, oparł się na jednej ręce obok biodra Marleny, a palcami drugiej posuwał ją w dwie dziurki jednocześnie. Robił to z zaciętością niezłomnego fightera, który patrzy w oczy rywala i prze do przodu. Wbijał się szybko, gwałtownie, momentami brutalnie. Mógł tak robić, gdyż potok śluzu, który wylewał się z pochwy, stanowił świetny nawilżacz dla niej i anusa. A czasem wyuzdany klient po prostu pluł w ciasny otworek i równomiernie rozprowadzał ślinę po czerwonych ściankach powiększonego już oczka.

- Słyszałem, że ostra z ciebie świeżynka. Ponoć dawno takiej nie było - wjeżdżał w nią palcami jakby wolniej.

Marlena wiedziała, że Albert mówi o występach w Klubie. Czuła dumę, bo wzięła udział dopiero w dwóch sesjach, a już kolejna osoba uznaje ją za ciekawą postać. Westchnęła głośniej, wydała bardzo erotyczny jęk, jakby w podziękowaniu za komplement. Niech mówi - pomyślała.

- Widziałem cię na ostatnim przedstawieniu. Nie, nie pieprzyliśmy się, choć bardzo chciałem - rozwiał tę kwestię, by wynajęta nie zaprzątała sobie tym głowy. - Znam swoje miejsce w szeregu, a ty byłaś już wcześniej obstawiona. Nie było szans się do ciebie dostać - opowiadał. - Nie wierzyłem, że Norbertowi uda się ciebie zamówić. Kurwa! Ten typek załatwi wszystko - zaśmiał się. - Dobrze mieć takiego przyjaciela.

Kobieta domyśliła się o kim mówił.

- Ale kto odmówiłby synowi Henryka? - zdradził kolejne szczegóły transakcji. - To mój najlepszy przyjaciel. Miał gest. Miałaś być dzisiaj z nim, a on mi ciebie odstąpił. Nigdy nie dostałem tak trafionego prezentu - powiedział z uznaniem o rozłożonej obok niego uległej. - Idiota! - tłumaczył spokojnym głosem zdradzającym ogromną szczerą sympatię do przyjaciela.

Po kilku minutach ręcznej penetracji przyszła pora na użycie kutasa. Mężczyzna zajął pozycję, kilka razy klepnął twardą fają pośladki, które od impetu uderzeń drgały jak galareta, po czym wjechał w pochwę. Zaczął się spektakl. To nie był seks. To było rżnięcie, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej. I chociaż czasem przenosiła się w inny stan świadomości, szukała rozkoszy, to nawet ta zdawało się kontrolowana brutalność klienta, przeszkadzała jej w dobrej zabawie, na jaką na początku jeszcze liczyła. Teraz na jej pośladki spadały liczne, na szczęście niezbyt mocne, klapsy. Jednak ich spora ilość w krótkim odstępie czasu, dawała się już we znaki, setkom receptorów czuciowych rozsianych na obszarze zgrabnego tyłeczka. Ukrywała to, ale odgłosy uderzania męskiej dłoni o delikatną skórę, pomimo pieczenia, rozpalały ją coraz mocniej. Niespodziewanie na białej pościeli pojawiła się paczka kondomów, jedna połyskująca folijka już leżała rozerwana, a kiedy kobieta to dostrzegła, facet właśnie wciskał się w jej odbyt. Jęczała, krzyczała, wszystko na pokaz, bo potrafiła kontrolować mięśnie zwieracza i wpuścić tam klienta, ale chciała mu dać to, czego pewnie się spodziewał, czyli namiastkę gwałtu.

- O tak. Krzycz, krzycz. I tak ci to nie pomoże - cedził przez zaciśnięte zęby, szarpał słowa przerywając je wydechami. Wchodził z nią w pewnego rodzaju dyskusję, a ton głosu zdradzał jak mocno go to podnieca.

Przez resztę czasu posuwał ją jak robot. To nie był seks, do miana sportu też było daleko. On metodycznie wbijał się w pochwę lub odbyt i tylko chwile przeznaczone na założenie kondoma, by zawitać w wyrobionym już oczku, lub pozbycie się go, gdy chciał poczuć na członku oplatające go delikatne ścianki pochwy, uprzedzały Marlenę, co nastąpi. Wciąż słyszała tylko dyszenie i plaski spadających męskich bioder i dłoni na jej falujące pośladki.

Kiedy rozpiął pasy krępujące jej nogi, kazał jej klęknąć, a później rządził niczym bestia. Kilka pchnięć, uderzenie dłonią, chwyt falujących krągłości, czasem penetrując pochwę, wciskał jeszcze kciuk w odbyt, i tak w kółko. Wciskając się w tyłek, stawał nad wypiętą dupcią i chwytając pazernymi łapami delikatny kark Marleny, wykonywał serie półprzysiadów, jądrami uderzając o pośladki. Badał głębokość ciasnego tunelu niczym wwiercający się grunt geolog. W przypływie żądzy, nie cenzurował komentarzy.

- Już ja cię szmato dojadę. Zapamiętasz mnie... - sapał podniecony, a często na siłę obracał jej twarz w swoją stronę, by kobieta patrzyła na niego, kiedy obrzuca ją obelgami.

W pewnym momencie ją rozwiązał, by mógł chwilę odetchnąć. Ale odpoczywać miał tylko on, ona miała go w tym czasie ujeżdżać. Robiła to z ogromną satysfakcją, bo kiedy tylko nabiła się na dzidę jubilata, poczuła, że wkrótce może dojść. Widziała, jak facet podziwia skaczące mu przed twarzą cycki, czuła, że pragnie je całować, ale on tylko je gniótł i miętolił. Szczytowała, kręcąc biodrami, mając w siebie wciśnięty korzeń po same jądra.

Ostatnie kilka minut walił ją już tylko w tyłek. Był zawzięty, zaślepiony i bezwzględny. Mocno odczuła to spotkanie. Dziękowała opatrzności, kiedy zrozumiała, że Albert zbliża się do finału. Zawsze rozpoznawała u męża te nerwowe krótkie ruchy, teraz doświadczała podobnych, tyle że w innej dziurce. Sama imitowała kolejny orgazm i darła się wniebogłosy, byle tylko Albert zakończył zabawę.

- Yhh! Zabieraj ręce! Za plecy! - wydusił instrukcje, zdejmując kondom z przekrwionej pały.

Bez ceregieli wcisnął ją w usta kobiety i kontynuował męskie ruchy pośladków. Przy kilku ostatnich ruchach bioder, pochwycił głowę Marleny niczym bramkarz szykowaną do wykopania piłkę, chciał mieć pewność, że sperma wyląduje w gardle. Poniewierał nią, nie patrzył na grymasy bólu, dławienie się, kaszel też nie przywołał go do zmniejszenia używanej siły.

- Ja pierdolę, ale dobrze! - wzdychał w drgawkach orgazmu. - Pokaż ile tego! Pokaż! - ścisnął jej policzki. - Język - zażyczył sobie prezentacji.

Biała zawiesina oblepiła czerwony język, a ciche gardłowe "aaa!" dopełniło rytuału, który dał całkowitą satysfakcję jubilatowi.

- A teraz połykaj - nakazał władczo.

Połknęła. Co lepsze, jej twarz przyjęła taki wyraz, jakby bez tego nektaru nie mogła dalej żyć, choć nasienie było niesmaczne. A on patrzył na nią niby obojętnie i chłodno, a tak na prawdę z pełnym podziwem i uznaniem. Poniżył ją, żona nigdy mu na to nie pozwalała.

Siedziała już po wszystkim odświeżona, choć nadal czuła się sponiewierana. Wzięła prysznic, włosy wysuszyła, założyła już ubranie przeciętnego śmiertelnika - czarne dżinsy o kroju skinny z podwyższonym stanem, przylegający do ciała i podkreślający kobiece atuty czarny golf, zmieniła nawet szpilki na wygodne w podróży srebrne półbuty Baldaccini. Wyglądała teraz jak przeciętna elegancka kobieta. Pachniała świeżo nałożonymi perfumami. Zmysłowe szmatki i szpilki spakowała w czarną torbę Monari na ramię z czerwonymi skórzanymi uchwytami. Albert odprowadził ją do drzwi i dopiero teraz mogła przyjrzeć się całemu nowocześnie urządzonemu mieszkaniu. Dziwnie się czuła ze świadomością tego, że na co dzień w tym mieszkaniu przebywa inna kobieta. Tak. Teraz była pewna, że Albert miał żonę.

Był zmieszany, kiedy poprosiła go o możliwość wzięcia prysznica, ale nie protestował. W łazience od razu dostrzegła kosmetyki i przybory do pielęgnacji ciała dla kobiet, ale udawała przed klientem, że tego nie zauważyła. Może z kimś pomieszkuje? - myślała na początku. Nie zdradziła się z faktem, że odprowadzana przez gospodarza, przechodząc wąskim holem w kierunku schodów na niższy poziom, na stoliku dostrzegła rodzinne zdjęcia. Widniały na nim uśmiechnięte sylwetki Alberta, jego kobiety i dwóch chłopców, pewnie synów. Żałosne! - skomentowała w myślach, szybko uciekając wzrokiem od wystawy. Nie było to przyjemne uczucie, przez chwilę poczuła do siebie obrzydzenie i podobny nastrój towarzyszył jej aż do drzwi wyjściowych.

- Potrwało to trochę dłużej - próbował się uśmiechać, ale sytuacja była i tak niezręczna. Miał na myśli opłacony czas, który miała mu poświecić, a który się przedłużył.

- Nie zajmujmy się drobiazgami - uśmiechnęła się i machnęła ręką, jakby te piętnaście minut dłużej w łóżku dla niej nic nie znaczyło. Pięknie odgrywała rolę profesjonalnej pani do towarzystwa. Co by jej dało marudzenie? Tak przynajmniej wyjdzie na pogodną osóbkę. Może facet pokusi się o jakąś wyjątkową premię - myślała, bo na początku kariery lubiła spoglądać na kwoty przelewów i dodatkowe podarki głównie w postaci biżuterii.

Mężczyzna przesunął drzwi białej szafy z ogromnym lustrem na drzwiach i wręczył jej nieduże pudełko.

- Wiem, że przelew już poszedł, ale też wiem, że kobiety lubią błyskotki.

Te słowa miały znaczenie jednego - "dziękuję".

To był jeszcze te czasy, kiedy Marlena otrzymując prezenty, nie mogła się doczekać momentu, kiedy się mu przyjrzy. Jednak teraz nawet nie zdradzała zaciekawienia. Wcisnęła drobiazg do torebki i obdarzając Alberta minimalistycznym uśmiechem.

Wsiadła do samochodu i dopiero wtedy wyciągnęła z torby pudełko z firmowym napisem Pandora. Po chwili, kierując pojazdem, co chwilę zerkała na mieniącą się na nadgarstku złotą bransoletkę Shine Mesh Moments. Teraz już inaczej myślała o całym spotkaniu.


- Cześć! - przywitała się szeptem Katarzyna.

- Cześć! - odpowiedziała uśmiechnięta Marlena, kiedy spotkała się na firmowym korytarzu.

Przeszły hol rzucając ciche żarty, zachowując się jak na prawdziwe przyjaciółki przystało, ale według najwyższych standardów pracowniczej etykiety. Dzieliło je kilka zawodowych szczebli, ale one wyglądały i zachowywały się jak równe sobie. Mentorka sięgała już szczytów w hierarchii korpopracowników, ale przyjaciółka też nieustannie pięła się w górę. Zaczynały z różnych pułapów i na różne mierzyły. Marlena nigdy nie zapomni przyjaciółce pomocy w zrobieniu zawodowej kariery i nie chodziło tu o sprawy klubowe. Była protegowaną pani prezes, która ciągnęła ją za sobą wyżej i wyżej, choć nie wynikało to wyłącznie z łączących je relacji. Marlena była solidnym i kompetentnym pracownikiem. Nigdy nie przypuszczała, że wespnie się tak wysoko, bo szczyt swoich dawnych ambicji Matki Polki już dawno pozostawiła gdzieś daleko w dole. Dopiero teraz zauważyła, jak niski poziom aspiracji miała parę lat temu.

- To jak? Kawa w Starbucksie? - zaproponowała Marlena.

- Chętnie. Ty stawiasz. Pa! - spojrzała w oczy przyjaciółce i się figlarnie uśmiechnęła. Oczywiście, że sprawdziła, czy nikt ich nie widzi. Zauważenie takiej miny pani prezes, niechybnie mogłoby się wiązać z dostrzeżeniem w niej ludzkiej twarzy, a ona nie chciała, by podwładni mieli choć cień nadziei, że ona ma serce i uczucia.

Sączyły kawę i przeplatały dyskusję różnymi tematami. Od głównego wątku - Kamil, przez plotki służbowe, po rodzaj pomadki, którą warto kupić. Nie czuły potrzeby wypełniania ciszy słowami, kiedy ta czasem nastawała. Czasem nie prowadziły rozmów na siłę - bo wypada. Nie było to w żadnym wypadku zachowanie krępujące.

- Kamil się odzywał? - Mentorka sprawdzała, jak dobrze Henryk się sprawił.

- Tak.

- Tak? - Katarzyna podniosła oczy z nad telefonu, udająca zaskoczenie, jakby domagała się wyjaśnień od świadka, który widział ufo.

- Tylko dzwonił. Raz. Przedwczoraj - uspokoiła rozmówczynię. - Zostawił u prawnika jakieś papiery, co do praw do opieki nad Dominiką i takie tam. Mówił, że wyjeżdża za granicę. Niech jedzie - zakończyła streszczenie rozmowy obojętnym głosem. - Bał się - dopowiedziała. Wiedziała, że na takie nowinki czekała Katarzyna.

- Dobra. Co by tu przekąsić? Też chcesz tę sałatkę? - uśmiechnęła się i energicznie wyprostowała sylwetkę. Nie skomentowała. Nikt, tak jak Katarzyna, nie potrafił zmieniać tematu rozmowy. W jej mniemaniu problem o nazwie "Kamil" został rozwiązany. Co miała mówić? Zamówiła więc przekąski.

Przyjaciółki dokończyły sałatkę, dopijały już kawę, a Marlena biła się w głowie z myślami. Zastanawiała się, czy powinna już teraz powiedzieć Katarzynie o Majce, o tym, że opowiedziała jej trochę o swoim drugim życiu, że zdobyła się na to, bo widzi w dziewczynie potencjał.

- Mów - zakomunikowała tym jednym prostym słowem, że widzi, co się dzieje w głowie siedzącej obok.

Teraz Marlena nie miała wyjścia. Kłamać nie mogła, nie Kaśce, a ukrywanie przed nią takich spraw, też nie należało do miłych stanów dla jej psychiki. Opowiedziała krótko o sytuacji z sypialnią i spotkaniu z Mają w minioną niedzielę.

- Tylko uważaj... - zaczęła coś mówić, ale zmieniła danie. - Ufasz jej? - dopiła resztkę waniliowej kawy i wpatrzona prosto w oczy przyjaciółki, zastygła w oczekiwaniu na odpowiedź, jakby od niej zależał dalszy przygotowywany w głowie wywód.

- Tak - powiedziała pewnym głosem. W myślach dodała jeszcze jedno słowo - chyba.

Po licznych obserwacjach dziewczyny, była jednak gotowa zaryzykować. Już szykowała argumenty. W pracy zawodowej też musiała wyprzedzać myśli innych, przewidywać i być gotowa na reakcję. Tak było i teraz.

- To mi wystarczy - stwierdziła niczym urzędnik, tyle że ona się uśmiechnęła. - No zbierajmy się. Mam za chwilę ważne spotkanie.

Katarzyna wstała, jakby wcześniej nic szczególnego nie usłyszała. Mechanizm wyrobiony w kierowaniu zespołem, zadziałał samoistnie. Nie zajmowała się problemami, które już ktoś rozwiązał lub których nie było. Ufała Marlenie bezgranicznie.

Pani dyrektor pospiesznie dopiła kawę, wrzuciła telefon do torebki i dogoniła współpracowniczkę. Dobiegając do Katarzyny, Marlena zastanawiała się, czy jej nie zawiedzie, czy udźwignie trudy powstałej sytuacji. Nie mogę dać ciała - motywowała się.


Środek tygodnia. Późny wieczór. Miśka już spała. Marlena niczym przykładną mama chodziła po domu i przywracała porządek, z telewizora dochodził głos reportera relacjonującego spotkanie Putina z jakimś szejkiem. Kartki na półkę, kredki do szuflady, najładniejszy w pobieżnej ocenie rysunek na drzwi lodówki. Znowu przedstawiał "rodzinę" - Marlena, Dominika i pani o blond włosach. Mama zaśmiała się. Tak teraz kilkulatka definiowała najbliższe jej osoby. Najważniejsze, że obrazek był przesycony pogodnymi kolorami.

Kieliszek, wino, gorąca kąpiel, łóżko. Marlena poszerzyła uśmiech, kiedy obmyśliła punkty programu na nadchodzącą godzinę. W trakcie relaksującej kąpieli w wannie dodała jeszcze jeden - masturbacja.

Rozgrzane gorącą kąpielą ciało, świeże i pachnące waniliowym balsamem, wsunęła pod zimną kołdrę, włączyła lampkę nocną i ustawiła natężenie światła na poziom minimalny. Druga dłoń odrzuciła krawędź okrycia i już gładziła gładkie uda, szybko odsłoniła światu muszelkę, bo pod koszulką nocną nie miała już nic tylko ciało. Rozwarła i ugięła w kolanach nogi, a krawędzie czarnego materiału zjechały po gładkiej skórze na biodra. Przez chwilę podziwiała różyczkę i wąski paseczek owłosienia łonowego. Śliczna jesteś - rzuciła szeptem komplement. Początkom zawsze towarzyszył niski poziom emocji, ale dość szybko sięgały one wystarczającego pułapu. Pośliniła trzy złączone ze sobą palce, których powierzchnia niczym nierówna płaszczyzna szerokimi okrężnymi ruchami pocierała bruzdy sromu. Dołożyła ślinę i kontynuowała. Zrobiło się miło i mokro. Zebrała z miękkiego brzucha kilka kropel śliny, która przeciekła przez palce w czasie kursowania z ust do muszelki. Kładąc dłoń na cipce i poruszając tylko jednym palcem w okolicy łechtaczki, wizualizowała sobie między udami skupioną na oralnych pieszczotach głowę Mai. Zanim w ogóle dzisiaj dotknęła szczelinki, wiedziała, kto pomoże jej sięgnąć erotycznych szczytów, wiedziała już o tym w wannie. To miał być ich pierwszy raz, wcześniej Marlena tylko o tym myślała "na sucho". Rozchylając uda, w wyobraźni widziała studentkę siedzącą obok niej i czekającą na moment, aż brama ud się otworzy na tyle, by umożliwić jej zajęcie wygodnej pozycji.

Marlena zamknęła oczy i ścisnęła palcami okolice przywodzicieli ud. W świecie, w który teraz była, robiła to podniecona opiekunka Dominiki. Paluszek niegrzecznej gospodyni trącający łechtaczkę, był pracowitym językiem studentki, a dłoń ściskająca cycki, była dłonią blondynki. Dziewczyna nie mogła się oderwać od sprawiania rozkoszy.

Pani dyrektor w stanie wyrafinowanej spokojnej fantazji trwała kilka minut. Była szczęśliwa i taka mokra, że musiała pocierać już całe krocze, by śluz nie spływał na białe prześcieradło. Zgarniała pochwową wydzielinę i nakładała na topiące się w niej wargi sromowe. Było bosko, ale teraz pragnęła poczuć w sobie faceta. Maja nieźle ją przygotowała, sprawiła się na medal i dostała za to od rozpalonej kobiety soczystego buziaka. Nie było istotnym to, że usta wyimaginowanej postaci, były tak naprawdę oblepionymi śluzem palcami Marleny. Rozpalonej pani domu nie przeszkadzało to wcale, lubiła swój smak, podniecała ją ta perwersja. Po zmysłowym podziękowaniu, Marlena wyskoczyła z łóżka i błyskawicznie zaopatrzyła się w wibrator. Wiedziała, gdzie znaleźć czarne zamszowe pudełko.

Wskoczyła na materac, klęknęła, wypinając przy tym tyłeczek, jak tylko mogła, a z pomiędzy jej rozwartych ud, od strony brzucha, pojawił się sztuczny kutas, mocno zaciśnięty w dłoni. Nie czekała, wpakowała pałę w pochwę i śledząc dziejącą się akcję w odbiciu lustra, cichutko jęczała w poduszkę. Po chwili była już tak pobudzona, że sama zaczęła urozmaicać sobie doznania, dając sobie klapsy.

Tej nocy bawiła się jak wygłodniała nimfomanka. Używała członka na wiele różnych sposobów i w wielu dziwnych pozycjach. Szukała tej, mającej dającej jej dzisiaj rozkosz, a nogi fruwały jak w trakcie zapasów. Jakie to kurwa fajne! - mówiła dysząc do siebie, co dodawało jej kolejnych porcji energii. Po około kwadransie doszła, ujeżdżając postawionego na sztorc przyjaciela, a przeżywając orgazm, dziwnym trafem leżała na zgrabniutkim ciele Mai. Nawet otwierając oczy i widząc przed sobą białą powierzchnię poduszki, spełniona kobieta wyobrażała sobie śliczną, niewinną i pogodną twarzyczkę studentki. Długo jeszcze leżała beztrosko na brzuchu. Czuła chłód otoczenia, wyobraziła sobie, jak komicznie teraz musi wyglądać. Odsłonięty tyłek, rozwarte uda, srom na wierzchu. Cycuszki rozpłaszczone, włosy potargane, a tuż przy jej twarzy leży najcudowniejszy na świecie kutas - przedmiot z historią. Nie zliczyłaby ilości erotycznych zabaw w domu, w czasie których Kamil pakował w nią ten gadżet. Nie miała siły i ochoty odłożyć go na miejsce, więc tylko wsunęła go pod poduszkę, nałożyła ramiączka koszulki nocnej i nakrywając się kołdrą, przyjęła wygodną do spania pozycję.

Rano przypadkiem wsunęła dłoń pod miękką poduszkę, gdzie przywitała ją twarda niespodzianka, natknęła się na członka. Dawno nie miała tak miłego poranka. Pracowała cichutko, doszła błyskawicznie. Pieściła się, choć słyszała dobiegające z pokoju dziennego dialogi bajkowych bohaterów. Dominika zawsze zaczynała dzień od bajek.

Robiąc dziecku śniadanie, zdawało się, że tańczy, a zaczepne żarty rozbawiały zadowoloną kilkulatkę. Dobry humor mamy nie był wyłączną zasługą porannego orgazmu, choć pewnie w dużej mierz tak było. Swoje znaczenie miały też myśli o tym, czy pikantna zanęta rzucona w postaci dość odległej historii z urodzinowej imprezy Alberta, pomoże studentce połknąć szykowaną przynętę.

18,121
9.69/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.69/10 (31 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Edward · 18 marca 2019

+3
0
Super! Mam nadzeije ze na nastepna czesc nie kazesz nam tak dlugo czekac 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Marek · 20 marca 2019

0
0
Bardzo podniecające i wciągające... Czekam na ciąg dalszy!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Alu2018 · 16 kwietnia 2019

0
0
Długo kazałeś czekać ale warto było. Czytając można odpłynąć w wyobraźni. Człowiek ma niejedną twarz i często nawet o pozostałych nie wie. Tęskni chociaż nie wie za czym. Czasem brakuje odwagi by zrealizować swoje pragnienia... a czasem obawa braku akceptacji otoczenia. Co by było gdyby ktoś niepowołany poznał naszą drugą twarz? Zawiedzione spojrzenia rodziny... a co jeśli właśnie walka z samą sobą w celu uśpienia drugiej twarzy jest bolesna?.... gdy nieoficjalnie właśnie się szuka kogoś kto zrozumie erotyczną potrzebe... pomoże ją spełnić... ale brakuje okazji i odwagi... lub po prostu ma się dobre hamulce ... dla tego dobrze że są twoje teksty i wyobraźnia... w niej można być kim się chce... nawet Marlena

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.