Korporacyjne intrygi (III)
14 marca 2015
Korporacyjne intrygi
9 min
Wyszedłem szybkim krokiem z sali obrad nie oglądając się za siebie. Idioci. Myśleli, że od tak dam sobie wcisnąć ich absurdalną propozycję. Zacząłem się zastanawiać dlaczego w ogóle pozwoliłem im zachować ich wyimaginowane pozycje. Byli tylko marionetkami, bez żadnego realnego wpływu na losy korporacji. A mimo to wysunęli tak idiotyczną propozycję.
Cóż, zajmę się tym później. Mam teraz ważniejszą sprawę na głowie.
Zmierzałem w kierunku swego gabinetu. Spojrzałem z daleka na Krystynę, podnosząc brwi w pytającym geście. Skinęła tylko głową i wróciła do pracy. Czyli nowa kandydatka jest już na miejscu. Doskonale. Przystanąłem przed drzwiami do biura, poprawiając krawat. Porwałem z biurka Krysi CV kandydatki, po czym wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi.
Siedziała na krześle przed biurkiem, wpatrzona w "Bitwę pod Olszynką Grochowską" Kossaka. Uwielbiam jego dzieła.
Gdy usłyszała otwierające się drzwi, obróciła głowę w moją stronę. W pozycji siedzącej nie mogłem ocenić dokładnie jej wzrostu, ale wyglądała na jakieś 170cm. Na nogach miała czarne buty na koturnach i ciemno-błękitne jeansy. Biała koszula na długi rękaw nie odsłaniała zbyt wiele, co podpowiedziało mi, że posadę chce zdobyć dzięki referencjom, nie zdolnościom oralnym. Najwyraźniej tym razem obejdę się smakiem. Silnie kręcone, rude włosy, spływały falami na jej ramiona. Pokryta piegami twarz i błękitne oczy nadawały jej wygląd nastolatki.
- Witam panią. - zacząłem, po czym wszedłem do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry - odpowiedziała, po czym na jej twarzy zagościł nerwowy uśmiech.
Podszedłem do niej i podałem dłoń.
- Mam na imię Karol, a pani, to jak mniemam - spojrzałem na Curriculum Vitae które trzymałem w dłoni. - Marlena?
- Tak, panie Prezesie. - zaczęła z entuzjazmem. - Jak pan widzi...
- Spokojnie, proszę - przerwałem jej z uśmiechem. - Niech pani odetchnie, nie zjem pani. Kawy? Herbaty? - spytałem.
- Nic, dziękuję - odrzekła nieśmiało. Zignorowałem to.
- Krysiu! - zawołałem swą sekretarkę. Po dwóch sekundach jej twarz wyłoniła się zza uchylonych drzwi.
- Tak Prezesie? - spytała.
- Dwie herbaty, czarne.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Krystyna zamknęła drzwi, zaś ja ponownie zwróciłem swe spojrzenie na Marlenę. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i zagłębiłem się w lekturze jej CV. Tak jak mówiła Krysia, Inżynieria Materiałowa oraz Automatyka i Robotyka na UG. Znajomość języka francuskiego w stopniu zaawansowanym na pewno pomoże jej na nowym stanowisku. Dodatkowo angielski i niemiecki. Poliglotka.
- Widzę, że zna pani kilka języków, doskonale. Wie pani oczywiście na jakie stanowisko kandyduje?
- Będę reprezentowała pana interesy w firmie FRANQ-TRANS.
- Dobra odpowiedź. - płynnie przeszedłem na francuski. - Jak mniemam wie pani co będzie leżało w pani obowiązkach?
- Oczywiście - odpowiedziała bez zająknięcia, uśmiechając się lekko. Najwyraźniej luźna atmosfera zaczęła jej się udzielać. - Pani Krystyna wprowadziła mnie pobieżnie - spojrzała w dół, na swój notes. - Uczestniczenie w wideokonferencjach, delegacje, przyjmowanie gości... - wyrecytowała po kolei. - I, z tego co widzę, to wszystko. - zakończyła po czym wbiła we mnie spojrzenie swych pięknych oczu.
- Dokładnie tak, pani Marleno. - skwitowałem z uśmiechem, powracając do języka polskiego. - Jak rozumiem interesują panią również kwestie finansowe? Nie zgłosiła się pani przecież do mnie, by pracować za minimalną krajową - stwierdziłem. To była sprawdzona taktyka. Nigdy nie oferowałem kwoty jako pierwszy. Sprawdzałem kandydatów na podstawie tego, jak wysoko są w stanie mierzyć. Ktoś rzucający kwotą 1500 netto odpadał na starcie. Szukałem ambicji, nie liżydupstwa.
- Ma pan rację - odparła rudowłosa. - Myślałam raczej nad pensją na poziomie... 3500 złotych... netto oczywiście.
No proszę. Nie bawiła się w zbędne ceregiele. Wspaniale.
Usłyszałem krótkie pukanie do drzwi. To Krysia przyniosła herbatę. Postawiła jedną filiżankę przed Marleną a następnie, obchodząc biurko, postawiła kolejną na biurku po mojej stronie. Odwracając się w kierunku wyjścia nie omieszkała otrzeć się swym tyłeczkiem o mój łokieć, co spowodowało łatwą do przewidzenia reakcję w spodniach.
Odchrząknąłem cicho i powoli opadłem na oparcie fotela. Gdy Krystyna wyszła z pomieszczenia utkwiłem spojrzenie w oczach Marleny i rzekłem:
- Zgoda - zacząłem. - 3500 złotych netto na rękę. Zna już pani swoje obowiązki. Zacznie pani od... pojutrza. Pasuje? - spytałem z uśmiechem.
- Dlaczego nie jutro? - spytała zdziwiona.
- W dniu jutrzejszym wyjaśnię pani jak wszystko wygląda. Rozumie pani, polityka firmy, hierarchia pracownicza i harmonogram na najbliższy miesiąc. Czy nie będzie pani miała nic przeciwko jeżeli spotkanie odbędzie się w mym domu? - spytałem przezornie. Nie chciałbym aby pomyślała, że mam wobec niej nieczyste zamiary. - Będzie trochę zabawy z papierami, a żadne z nas nie chciałoby targać ze sobą kilku teczek makulatury. - Usprawiedliwiłem gładko tę decyzję.
- Oczywiście, panie Prezesie, to żaden problem - odpowiedziała z uśmiechem. - Rozumiem, że adres znajdę na wizytówce? - wyciągnęła z kieszeni kawałek grubego, ozdobnego papieru.
- Jest pani niezwykle domyślna - odparłem z uśmiechem. - Czy godzina 12:00 pani pasuje?
- Jak najbardziej - odpowiedziała wpatrując się we mnie z entuzjazmem.
- Doskonale. - Wstałem z miejsca. Marlena uczyniła to samo. - Tak więc do jutra. - stwierdziłem, podając jej dłoń.
- Do jutra, panie Prezesie. - Uścisnęła mą dłoń, po czym schowała notes do torebki i udała się w kierunku wyjścia. Pospieszyłem by otworzyć jej drzwi. Podziękowała skinieniem głowy i wyszła. Spojrzałem znacząco na Krysię. Wiedziała co oznacza to spojrzenie.
Zamknąłem drzwi i usiadłem w fotelu. Rozpiąłem pasek i wyciągnąwszy go ze spodni, położyłem na biurku. Odetchnąłem głęboko. Usłyszałem jak drzwi powoli się otwierają. Stanęła w nich Krysia, w samych pończochach i bieliźnie. Zamknęła za sobą drzwi, po czym padając na kolana, powoli ruszyła w moim kierunku...
***
Spojrzałem na zegarek. Godzina 18:30. Czas wracać do domu.
Krystyna zbierała z podłogi swoje ciuchy. Powoli zakładała pończochy, patrząc mi w oczy. Uśmiechnąłem się. Jest boginią.
- Krystyno, będę się zbierał - stwierdziłem, dopinając guzik marynarki. - Nie planuj proszę żadnych spotkań na jutrzejszy dzień.
- Oczywiście, panie Prezesie - odpowiedziała, zbierając z twarzy resztki mego nasienia i oblizując palce.
Wyszedłem z gabinetu pozwalając mej sekretarce na ogarnięcie się i udałem się do samochodu.
Po 20 minutach jazdy byłem już w domu. Jako iż w dniu jutrzejszym czekało mnie sporo pracy udałem się od razu do swojego gabinetu, by przygotować odpowiednie dokumenty. Przechodząc obok pokoju syna zobaczyłem Igę, jego dziewczynę. Rozmawiała z nim, śmiejąc się beztrosko. Trzeba przyznać, że miał chłopak gust.
Iga była 18-letnią uczennicą liceum, do którego uczęszczał również mój syn. Wysoka i długonoga, o pełnych, kobiecych kształtach, przyciągała spojrzenie. Długie i gęste, proste blond włosy wiązała w kucyk. Gdyby tego nie robiła, włosy sięgałyby do połowy pleców. Krągłe piersi były ciasno opinane przez koszulkę na ramiączkach. Zielone oczy iskrzyły się nieustannie. Zauważyła mnie i skinęła głową, rumieniąc się. Odpowiedziałem uśmiechem i skręciłem w kierunku gabinetu.
Zdjąłem marynarkę i zostawiłem ją na wieszaku. Podszedłem do barku. Nalałem do szklanki obfitą porcję whisky. Johnnie Walker Black. Śniadanie Mistrzów. Usiadłem przed biurkiem i rzuciłem okiem na dokumenty. Cholera, sporo tego. Mówiąc szczerze, nie bardzo miałem do tego głowę, wstałem więc i podchodząc do głębokiego, skórzanego fotela, zapadłem się w nim z błogim westchnieniem. W tym momencie do gabinetu weszła Maria. Pomimo dość wczesnej pory miała na sobie szlafrok, zaś rozpuszczone włosy spływały falami na jej ramiona.
- Witaj kotku – zamruczała. - Jak było w pracy?
- Jak zwykle – odparłem. - Zarząd wysunął kolejną bezsensowną propozycję, oczywiście odrzuciłem ją. No i obsadziliśmy w końcu wakat szefa projektu FRANQ-TRANS.
- Ktoś znajomy? - spytała niewinnie.
- Nie, wiesz że gardzę nepotyzmem - odpowiedziałem z przekąsem.
- Ma na imię Marlena, świeżo po studiach. Automatyka i Robotyka oraz Inżynieria Materiałowa. Na UG oczywiście.
- Jaka jest? - spytała Maria, siadając mi na kolanach i kładąc dłoń na mej męskości.
- Bardzo profesjonalna - odparłem, uśmiechając się i wkładając dłoń pod jej szlafrok. - W każdym razie, myślałem, że skorzysta ze swych zdolności oralnych by mnie przekonać. Zaskoczyła mnie. - Moja dłoń wędrowała coraz wyżej, wzdłuż nogi mej żony. - Cóż, ważne że zdobyła posadę i jutro przychodzi na szkolenie.
- Szkolenie powiadasz - wyszeptała z szelmowskim uśmiechem Maria, czując jak mój palec wskazujący wsuwa się między jej wargi sromowe. Poczułem jej dłoń, rozpinającą mój rozporek i guzik od spodni.
- Zanosi się na ciekawy dzień - powiedziała, po czym zsunęła się z mych kolan na podłogę. Wpatrując się w me krocze wyciągnęła ze spodni na wpół stojącego członka, po czym zaczęła poruszać dłonią w górę i w dół, pobudzając go do działania. Już po kilku ruchach był w pełnym wzwodzie.
Marysia uśmiechnęła się na to i, biorąc w usta główkę mego członka, zaczęła kręcić ósemki językiem. Jęknąłem z rozkoszy i po dopiciu jednym haustem drinka, odchyliłem głowę do tyłu, poddając się jej działaniom. Złapała za mego penisa u nasady i, bez ostrzeżenia, wepchnęła go sobie do gardła, rozpoczynając swój galop. Charczała i kaszlała za każdym razem, gdy ma prężąca się lanca dosięgała jej gardła. Drzwi były uchylone, podejrzewam więc iż Michał i Iga słyszeli wszystko. Mało mnie to jednak obchodziło. Chwyciłem Marię za włosy i pociągnąłem w górę, odrywając ją od jej zabawki.
- Dosiądź mnie - wycedziłem rozpalony. Nie trzeba jej było tego dwukrotnie powtarzać. Wstała z kolan i, kucając na podłokietnikach, naprowadziła mego penisa na wejście do swej norki.
- No dalej kochanie - wycedziłem. - Weź go całego. - Po tych słowach chwyciłem ją w biodrach i pchnąłem w dół.
Nabiła się na mego kutasa jak skazaniec na pal. Zawyła z rozkoszy. Unosiła się i opadała na mego członka w miarowym tempie. Wchodziłem w nią głęboko, za każdym razem czując jak z premedytacją zaciska mięśnie pochwy. Uwielbiałem gdy to robiła. Włosy opadały na jej twarz i wchodziły do ust, lecz nie przeszkadzało to mej pięknej małżonce. Liczył się dla niej tylko mój kutas. Po kilku chwilach poczułem jak dochodzi. Skurcze mięśni nasiliły się, zaś nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Opadła więc na me biodra, nabijając się maksymalnie na mego penisa.
Bez ostrzeżenia poczułem falę gorąca, oznaczającą, że za chwilę wpompuję w Marię ładunek mego nasienia. Chwyciłem ją więc w ramiona i wstałem, nie bez trudności.
Zacząłem wbijać w nią swego wyprężonego członka, powstrzymując się od upragnionego wytrysku by dać jej jak największą rozkosz. Wbiła paznokcie w me plecy i, by nie krzyczeć, ugryzła mnie w obojczyk. Jęknąłem z bólu. Uwielbiałem ją taką. Dziką. Nieokiełznaną.
Pieprzyłem ją bez opamiętania, głęboko i szybko, gdy w końcu poczułem jak ciało zdradza mnie, wpompowując w gorącą, ociekającą sokami jamkę mej żony, ogromne porcje spermy. Odchyliła głowę do tyłu i krzyknęła krótko, po czym zwiotczała w mych ramionach. Posuwistymi ruchami sprawiłem, że część nasienia przesunęła się do ujścia pochwy i ściekła na podłogę.
Po dłuższej chwili wypuściłem żonę z ramion i pozwoliłem jej opaść łagodnie na podłogę. Tam przez chwilę dochodziła do siebie, po czym wzięła w usta me sterczące nadal prącie, czyszcząc je z naszych soków. Gdy skończyła, zrobiła coś nieoczekiwanego. Mianowicie: pochyliła się i zlizała z dębowych paneli resztki mego nasienia. Usiadłem w fotelu, podziwiając ją, gdy masowała się, leżąc nago na podłodze. Wyglądała jak Afrodyta, chcąca skusić śmiertelników swym nieziemsko pięknym ciałem. Po chwili wstała i ubierając szlafrok pocałowała mnie czule. Odwzajemniłem jej pocałunek, wpuszczając jej zwinny język do ust.
- Kocham Cię, Karol - wyszeptała mi do ucha.
- Ja Ciebie również, skarbie - odpowiedziałem, po czym wstaliśmy oboje i udaliśmy się w kierunku łóżka, mimo wczesnej pory. Jutro czekał nas ciekawy dzień. Musieliśmy wypocząć.
Jak Ci się podobało?