Kontener

7 marca 2019

1 godz 36 min

PROLOG

Moja matka umierała przez wiele lat. Z jednej strony trawiła ją nieuleczalna choroba, z drugiej dobijana była dogłębną samotnością. Nie byłam w stanie jej pomóc, ani w jednej, ani drugiej sprawie. Nie znałam się na cudotwórstwie, a poza tym miałam własne życie. Często wyjeżdżałam.

Żeby zrobić cokolwiek, wzięłam ze schroniska małe, słodkie szczenię, które choć trochę odciągało uwagę matki od wiszącego nad nią wyroku.

Spodobał jej się ten psiak. Nieustannie pieściła go po mordce, śmiała się i cieszyła, gdy robił coś kretyńskiego, nawet wtedy gdy obsikiwał podłogę w mieszkaniu lub gryzł buty.

Parę lat później choroba matki weszła w ostateczne stadium, zaś sprezentowana przeze mnie maskotka urosła do potężnych rozmiarów. Ze słodkiego szczeniaka wykluł się groźny bydlak o pysku pitbulla. Kochał swoją panią. Wtulał się w nią, zasypiał u jej stóp, parskał melancholijnie, obserwując niedolę kobiety.

Mimo to przyszedł dzień, gdy w jego mózgu coś przeskoczyło, jakby jakaś trefna zasuwka. Rzucił się wtedy do gardła matki i rozerwał je na oścież.

1.

Już od trzech miesięcy mieszkałam w obrzydliwym, żelaznym kontenerze, w którym mieściły się raptem dwie wąskie prycze, szafa oraz miniaturowy stolik.

Tę klaustrofobiczną przestrzeń dzieliłam z Anetą, jedyną Polką w całej załodze. Resztę pracowników stanowili Ukraińcy i Białorusini, a także jedna Rosjanka, czyli ja. Każdy z nas poupychany był w identycznych pudłach z pordzewiałej blachy.

Pracę zaczęliśmy w samym środku lata. Wykonywaliśmy rozkopy pod nowe nasadzenia. Pieliliśmy dotychczasową roślinność, szykowaliśmy grunt pod nową.

Docelowo małe podwarszawskie miasteczko miało zmienić się nie do poznania, zyskać porządne parki, skwery, tereny zielone, jakich nigdy nie miało. Rzecz jasna, wszystko ze pieniądze Unii Europejskiej, tej mitycznej kiesy bez dna, do której tak mocno wzdychali moi rodacy.

Kiedy świeciło słońce i było ciepło, robota wydawała się spełnieniem marzeń. Cieszyła praca z roślinnością, bezpośredni kontakt z glebą i jej owocami. Podobało mi się także to pozytywne poczucie, że opuszczając Polskę pozostawię po sobie coś ładnego, a do tego zainkasuję odpowiednie wynagrodzenie. Czego można było chcieć więcej?

Później jednak przyszła wredna, wilgotna jesień, a entuzjazm stopniowo topniał. Najpierw dręczyły mnie bóle w plecach albo cierpiałam od nieustannego odoru w kontenerze. Potem największym zmartwieniem była temperatura. Kiedy na zewnątrz robiło się zimno, odpalaliśmy w baraku niewielką farelkę, która z kolei powodowała straszliwą duchotę. W takich warunkach nie dawało się zasnąć, ani normalnie funkcjonować.

Natomiast zdecydowanie najpoważniejszym ze wszystkich zmartwień była osoba współlokatorki.

Aneta dawno przekroczyła pięćdziesiątkę. Miała figurę starożytnej bogini płodności z posążka; wielgachne, zwaliste piersi i taki sam tyłek. Jej twarz była wysuszona, trochę pomarszczona, ale zachowała w sobie resztkę kobiecego powabu. Była nawet całkiem ładna, choć myślało się o niej bardziej w kategorii starszej pani, niż kobiety w kwiecie wieku. Oprócz zmarszczek i lekko obwisłej brody, dużą rolę w tym względzie odgrywały jej gęste czarne włosy, które stopniowo konfiskowała siwizna.

Z początku ją lubiłam. Bawiła mnie jej hałaśliwość, wulgarność oraz prosty dowcip. Nieraz pękałam ze śmiechu od bezczelnych komentarzy, które niemal zawsze odnosiły się do kopulacji albo ludzkiej fizjologii.

Jednak po upływie kilku tygodni każda najdrobniejsza cecha Anety stawała się wręcz nie do zniesienia.

Wkurzało mnie to, że po powrocie z robót od razu rzucała się na łóżko, by zaznać drzemki. Przed snem nie zdejmowała z siebie brudnego, zabłoconego kombinezonu, nie myślała też o tym, by się przemyć. A jeśli już szła do budki z prysznicem, nie dbała o to, który ręcznik albo szampon należał do niej. Dysponowała moimi rzeczami, jak swoimi.

Irytowała mnie jej tusza. To, ile miejsca zabierała w naszym ciasnym kontenerze. To, że nocami chrapała tak głośno, że aż drżała szybka w drzwiach.

Nie potrafiłam również pogodzić się z jej ohydnymi nawykami. Bez przerwy paliła śmierdzące papierosy i sama od tego śmierdziała.

Wieczorami czytywała jakieś durne romanse, jednocześnie głośno obgryzając paznokcie. Kiedy kładła książkę na stolik, wiedziałam, że za chwilę usłyszę pluskanie, dobiegające z jej krocza. Onanizowała się prawie codziennie i wcale nie była tym zawstydzona. Wręcz przeciwnie. Robiła z tego małe przedstawienie.

- Ale zaraz dojdę, Katja – pojękiwała nocami. - O Boże, ale będę miała orgazm!

Najwyraźniej menopauza nie była jej straszna.

Przez całe lato dowcipkowała na temat młodych ukraińskich chłopaczków, którzy stanowili większość w załodze. Oceniała rozmiary ich penisów, gapiąc się na krocza, poukrywane za materiałami kombinezonów. Analizowała skalę ich pragnień. Twierdziła, że aktualnie pewnie każdy z nich popadał w zbzikowanie z powodu nagłej rozłąki z ukochanym łonem.

- Który z tych dzieciaczków nie ma jakiejś żony na Ukrainie! - podśmiewała się.- Ukraińcy nie zwlekają w tych kwestiach. Dmuchają się i rozmnażają, jak króliki. Kiedy tylko zwietrzą pierwszą lepszą okazję, to cap! W zasadzie mało ważne jak się prezentuje ich wybranka. Ważne, że w ogóle jest. Żonka! Uległa laleczka wyposażona w dziurkę do ujeżdżania. Skoro już się ją ma, to można zaniechać dalszych polowań i przystąpić do konsumpcji.

Szybko zrozumiałam, że obok potrzeby bycia dostrzeganej, seks należał do jej najważniejszych obsesji. Kolejne żarciki puszczałam mimo uszu. Starałam się skupiać na pracy. Grzebałam w ziemi, udając, że słucham. Ona zaś ględziła praktycznie bez przerwy:

- Katja, czy wiesz, jak ci chłopcy cierpią, jak ich strasznie roznosi od środka? - zaczepiała. - Wyjdź sobie czasem późną nocą na plac i posłuchaj. Walą sobie te konie, jak postrzeleni. Kto wie, może i siebie nawzajem walą, tak jak to bywa w więzieniach. Czy rozumiesz, ile oni by dali za kawałek cipki? Zabiliby chyba. A ile jest cipek w pobliżu? No powiedz, ile naliczyłaś cipek, oprócz mojej i twojej?

Nieraz obserwowałam żenujące zachowania Anety. Jej umizgi względem chłopaków, niejednoznaczne gesty, uśmiechy, krotochwilne ruchy tłustego, podstarzałego ciała. Czerwieniłam się i wstydziłam za nią, zupełnie jakby była moją matką, taką zdziecinniałą, nieodpowiedzialną lunatyczką, cierpiącą na demencję albo zwykłe postradanie zmysłów. Miałam wrażenie, że wkrótce spotka ją jakiś przykry komentarz, po którym popadnie w rozpacz lub obrazi się na śmierć. A jednak byłam w błędzie.

2.

W drugim, może trzecim tygodniu jesieni do naszego blaszanego domu zaczął przyłazić Dima. Był to niski, dość cherlawy dziewiętnastolatek, który rzekomo uchodził za herszta całej ukraińskiej grupy. Aneta nazywała go „samcem alfa”, mówiła, że ma wrodzone umiejętności przywódcze, że chłopaki są w niego zapatrzeni.

Nie dostrzegałam niczego podobnego w czasie wspólnych prac w terenie, ale nie uważałam też, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, przynajmniej dla mnie.

Za jego pierwszą wizytą, moja koleżanka zdobyła się na minimum kulturalnej etykiety:

- Kochanie, posłuchaj, nie będziemy teraz grać w karty, ani plotkować. Zamierzamy sobie z Dimą trochę poćwierkać. Jeśli ci to przeszkadza, idź na spacer.

Spacerowałam więc. Robiłam to pierwszego, drugiego oraz trzeciego wieczora z rzędu. Za czwartym razem miałam już dość chłodu, deszczu, dziwnych spojrzeń przechodniów, a przede wszystkim wstrętnego poczucia podległości i wygnania.

Znaczący wkład w decyzję o zaprzestaniu dalszych samotnych wędrówek miały również psy. W mieście roiło się od bezdomnych kundli. Co więcej, przemierzanie ciasnych osiedlowych uliczek wiązało się z dotkliwym oszczekaniem przez sforę owczarków, dobermanów czy rottweilerów, strzegących swych domostw zza płota. Ja zaś od dłuższego czasu miałam fobię w tej kwestii. Bałam się groźnych zwierząt, a na psy reagowałam wręcz paniką.

Od pewnego momentu nie opuszczałam kontenera na czas ich godów, co tylko początkowo spotkało się z jakimkolwiek komentarzem:

- Chcesz sobie popatrzeć, dziecino? - drwiła.

Leżałam na swojej pryczy, odwrócona do nich plecami i czekałam cierpliwie, aż kochankowie, parzący się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów ode mnie, zdołają wreszcie zaspokoić swoje żądze. Grałam zwykle w jakąś durną grę na telefonie i nie potrafiłam odróżnić wibracji aparatu od wstrząsów, które wywoływali oni sami.

Sprężynowy materac skrzypiał donośnie, blacha z naszego prowizorycznego domu wydawała głośne, metaliczne dźwięki. Aneta akompaniowała temu wszystkiemu, pokrzykując tubalnym, prawie męskim głosem. Prosiła o więcej i więcej. Dima charczał.

Przytłumiony jęk oraz następujący po nim odgłos cmoknięcia w policzek oznaczały koniec zabawy. Odprężonemu kochankowi nie były potrzebne żadne wymyślne czułości. Dawał niedbałego całusa na pożegnanie, po czym szybkimi ruchami zakładał ubrania i opuszczał barak.

Aneta mruczała wtedy z zadowoleniem, przy tym podnosiła z podłogi brudną szmatę, by wytrzeć pozostałości chłopięcej rozkoszy. Chwilę później podpalała papierosa, co sprawiało, że do zapachowej mieszanki potu, spermy oraz brudnych skarpet dołączał gryzący w gardło tytoń.

- Słowo daję, Katjeńko, taki jebaka mi się trafił, jakiego nigdy w życiu nie miałam... Chyba ze dwa orgazmy ze mnie wydmuchał. - Podsumowywała swoje harce w różny sposób, lecz naczelny przekaz był zawsze taki sam.

Głośno i dosadnie eksponowała spełnienie wszelkich seksualnych marzeń. W tonie jej głosu wychwytywałam nuty dumnego zadowolenia z siebie. Sądziła chyba, że jej zazdroszczę. Że chciałabym znaleźć się na jej miejscu albo być nią samą.

Identyczny scenariusz powtarzał się niemal każdej kolejnej nocy.

W przeciwieństwie do koleżanki, nigdy nie miałam zbyt wygórowanych potrzeb w sferze erotycznej. Kiedy spędzałam czas ze swoim chłopakiem, Olegiem, moja głowa była w zasadzie wolna od myśli o seksie. Kochaliśmy się raz na kilka dni, ale nie towarzyszyła temu żadna gorączkowa potrzeba. Tym bardziej dziwiło mnie zachowanie Anety, a zwłaszcza jej ciągłe aluzje do mojego rzekomego seksualnego niewyżycia. Zresztą, dostrzegała je u wszystkich, właściwie bez wyjątku.

Przyszedł czas, gdy nie potrafiłam już dłużej skrywać niechęci wobec jej ekshibicjonistycznych rytuałów. Pod koniec dnia pracy po prostu zemdliło mnie na myśl, że za dwie albo trzy godziny znowu będę zmuszona wsłuchiwać tego, co nazywała ćwierkaniem.

Powiedziałam jej, że nie życzę sobie nocnych gości, choć nie przyszło mi to łatwo. Spytałam też czemu nie odwiedza Dimy w jego własnym baraku.

- Katjeńko... A czy myślisz, że miałabym z tym problem? - podśmiewała się słodkim głosikiem, w którym łatwo dało się wyczuć rozpustne nuty. - Przecież chętnie bzyknęłabym go na oczach jego kolegów. Tylko to on jeden ma opory. Wstydzi się, jak patrzą na niego gołego. Chyba każdy młody chłopak tak ma.

Dopowiadając swoją kwestię, zwróciła uwagę, że w naszym obozie chłopaki mają o wiele gorsze zakwaterowanie, niż dziewczyny. Śpią na piętrowych pryczach, po cztery osoby na jeden ciasny blaszak.

- W takim razie dlaczego nie przeszkadza mu moja obecność? - drążyłam.

- Bo jesteś dziewczyną! - Prychnęła. - Głupia! Trzydziestkę masz, ale mogłabyś być i piętnastką albo dziewięćdziesiątką. Tak długo, jak będziesz nosić dziurkę między nogami, pozostaniesz dziewczyną. A wiedz, że chłopcy inaczej zachowują się przy dziewczynach. Czy nikt ci o tym nie powiedział?

Coraz bardziej oburzał mnie tok jej rozumowania oraz to, że nie przyjmowała do wiadomości żadnych protestów. Zbywała je bez mrugnięcia okiem, jak jakieś niewinne błahostki. Zamierzałam sięgnąć po argument „samca alfa”, skonfrontować go z nowymi doniesieniami (na przykład z obawami Dimy przed publicznym obnażeniem), które w znacznym stopniu nadwątlały wiarygodność tego bzdurnego tytułu, a jednak odpuściłam. Rozumiałam już, że nie mam tutaj kontroli, że nijak nie jestem w stanie wpłynąć na koleżankę.

Jeszcze tego samego wieczora, gdy wracałam z prysznica, zastałam u nas Dimę i Anetę w czasie apogeum fizycznych uniesień. Z początku chciałam wiać, ale zastygłam w drzwiach w skonsternowanej pozie. W zasadzie widziałam ich zapasy po raz pierwszy – dotąd byłam tylko ślepą słuchaczką.

Dima tłukł pływające cielsko z ognistym temperamentem. Zagrzebywał głowę w gigantycznym biuście, bredził coś pod nosem, a przy tym pompował pośladkami w przyspieszonym tempie. Nacierał na nią z dużą siłą, pragnąc wedrzeć się głębiej i głębiej.

- Zamykaj! - krzyknęła Aneta.

Zamknęłam. Znów poczułam się podle, bo nie miałam odpowiedniego charakteru, by odmówić jej rozkazowi. Następnie powoli usiadłam na swoim łóżku, nie mogąc oderwać wzroku od surrealistycznego obrazu, jaki powstawał na moich oczach.

Gładki, młodzieńczy tyłek podskakiwał pomiędzy wielkimi belami ud, które za każdym uderzeniem drżały jak galaretka. Zwały tłuszczu oraz pajęczynki fioletowych żyłek tańczyły w paralitycznym rytmie. Usta Anety były szeroko rozwarte, ociekały śliną i wydawały z siebie bulgoczące dźwięki. Przy tym dzikim, spotworniałym grymasie, jej twarz opuszczały resztki kobiecego uroku.

Chłopak przypominał zaś ofiarę, podstępnie wciąganą do pułapki, zastawionej przez wygłodniałą kreaturę. A jednak wdzierał się z ochotą w ten potężny, groźnie pomarszczony korpus, który zapraszał do siebie i coraz szerzej rozwierał swe podwoje.

Połączenie tych dwóch, zupełnie do siebie nieprzystających ciał było dla mnie szokująco niestosowne. Czułam obrzydzenie, a zarazem ogromną ciekawość. Podglądałam ich uważnie, tak samo jak robią to przypadkowi gapie w miejscu jakiegoś niecodziennego, choćby i najbardziej drastycznego wydarzenia.

Samochód rozjeżdżał przechodnia.

Pijany debil tłukł kogoś do krwi.

Pies zagryzał właścicielkę, a jej dziecko płakało, bo przecież chciało iść na lody.

- Ale zaraz dojdę! – wyła Aneta - O Boże, ale mnie załatwisz!

Gdy był już blisko, wyciągnął tryskające prącie i dogniatał je o wodnisty brzuch. Robił to bez użycia rąk, bo tych potrzebował do jeszcze mocniejszego wtulania się między piersi.

Kiedy rozkosz ustała, złożył pożegnalnego całusa na policzku Anety, po czym natychmiast zniknął.

Odetchnęła głęboko. Po raz nie wiadomo który sięgnęła po tę samą, ohydną szmatę, następnie wtryniła ją sobie pomiędzy nogi.

- Chyba nie zdążył wyjąć – stwierdziła w zamyśleniu. - Ale jebać to. Po trzech skrobankach ciąża raczej mi nie grozi. - Mówiła jakby do siebie. - No i w tym wieku...

Opadłam plecami na pryczę, dogłębnie zdegustowana, a jednak szczęśliwa, że jest już po wszystkim.

Aneta przez jakiś czas milczała. Zaciągała się świeżo odpalonym petem, masując krocze w filozoficznym zamyśleniu. Po chwili zaczęła podejmować rozmowę:

- Fajnie mnie pieprzył, co nie? No powiedz, Katjeńko, nie dałabyś się wyruchać takiemu ogierowi? Fiutka ma niby na pięć minut, ale wierci nim, jak zawodowiec.

Wciskałam głowę w poduszkę i błagałam Boga (bo tylko on był w stanie tutaj coś zdziałać), by starsza koleżanka poszła już spać.

- Mogę ci go pożyczyć – ciągnęła, niezrażona moją obojętnością. - Powiem tylko słowo, a przeleci cię na wylot, tak mocno, że aż poczujesz motylki w brzuszku. Dobrze by ci to zrobiło. Chcesz? Na pewno chcesz. Twoja cipka wyschła już pewnie na wiór. Biedactwo moje, kiedy ostatnio miałaś faceta? Musisz się tym zająć. Kobieta przestaje być kobietą, kiedy odmawia sobie dupczenia. Weź zrób coś wreszcie ze sobą. Wierz mi, nikogo nie wyrwiesz na urok takiej bladej, przygnębionej mimozy. Pozwól sobie czasem na uśmiech albo się umaluj. W gruncie rzeczy, nie jesteś tak brzydka, jak ci się wydaje. - To mówiąc, zaczęła przechylać się w moją stronę i taksować wzrokiem, od stóp do głów, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy. - Figurę masz raczej chłopską, dupeczkę i cycki też raczej mało kobiece. Wszystko takie płaskie, ledwo widoczne. Gruba nie jesteś, szczupła też nie. Wiesz, czasem lepiej opowiedzieć się po jakiejś stronie, być jednym albo drugim, a nie byle kim... Za to buźkę masz fajną. Białą co prawda, ale z ładnymi ustami. Duże masz te usta, nabite, jak u tych panienek z pornosów. O botoks cię nie posądzam, więc tym bardziej powinnaś się cieszyć. No i też z oczu możesz być dumna. Faceci przepadają za skośnymi twarzami. Ze wschodu jesteś, prawda? Ci dalekowschodni Rosjanie chyba zawsze są tacy azjatyccy, co nie?

Milczałam. Starałam się nie słyszeć jej wykładów. Tłumaczyłam sobie, że to coś w rodzaju brzęczenia zdezelowanej maszyny, o którą nie należy się już dłużej martwić, bo i tak prędko zdechnie.

- Katjeńko, nie bądź zła, że jestem z tobą szczera – kontynuowała – przecież mam dobre zamiary. Fajna babka z ciebie. Uważam tylko, że byłoby ci lepiej, gdybyś świadomie wykorzystywała własne atuty. Z dupki i talii nici, z cycków też. Skup się zatem na całej reszcie. Masz super twarz, a jednak ciągle ukrywasz ją przed chłopakami. Pozwalasz, by była taka mętna i pospolita. Rozpuść czasem te długie, słomiane włosy! Po co ci koński ogon? Wyglądasz w nim, jak wieśniara na roli.

Patrzyłam na nią z politowaniem albo jedynie pragnęłam, żeby moje spojrzenie zostało odebrane w taki sposób. Ostentacyjnie wcisnęłam słuchawki do uszu i puściłam pierwszą lepszą piosenkę z zasobów smartfona. Była to egzotyczna, jazzowo-bluesowa ballada, wykonywana przez jakiś afrykański band, którego kawałki zgrał mi przedtem Oleg.

3.

Tęskniłam mocno do Rosji, ale przede wszystkim do chłopaka. Marzyłam o tym, by w tej nędznej chwili wziął mnie na długi spacer, naopowiadał nic nieznaczących głupot, a przy tym pozwalał cieszyć się otoczeniem. Widokiem drzew, samochodów, ludzi na chodnikach, nawet tych szarych, zaniedbanych bloków mieszkalnych. Wszystko to składało się wszakże na krajobraz, w jakim planowaliśmy umrzeć.

Od dawna łapaliśmy sezonowe prace w Polsce i sukcesywnie gromadziliśmy oszczędności. Naszym wspólnie ustalonym celem było odremontowanie mieszkania, które odziedziczyłam po zmarłej matce, a następnie założenie rodzinnego gniazda. Jeszcze tylko dwa, może trzy lata zesłania, a nasza przyszłość zostanie ostatecznie wyklarowana. Będzie nas stać na nowe gipsy, farby, armaturę, meble. A może jeszcze coś zostanie. Wtedy przeznaczymy to na małe dziecięce łóżeczko, o którym coraz śmielej rozmawialiśmy.

Oleg pracował teraz w Szczecinie. Pomagał stawiać jakiś wielgachny budynek i dzień po dniu przesyłał esemesy, relacjonujące postępy w pracach. Podobnie jak ja, rzadko pozwalał sobie na czułe słówka. Zwykle ograniczał się do jednego pożegnalnego: „całuję”.

Natomiast tego dnia, gdy wredna Polka sugerowała mi, że jestem brzydka i sfrustrowana, potrzebowałam czegoś więcej, niż „całuję”. Reagowałam wręcz ze złością na kolejne suche wiadomości, zawierające opisy planu budowy oraz wyrazy satysfakcji z wykonania betonowych odlewów.

Kierownikiem robót był wysoki, niezdrowo chudy brunet o imieniu Krzysztof. Wydawał się sympatyczny, choć dla większości jego podwładnych uchodził za ciamajdowatego i nieporadnego. Był synem kobiety, która w latach dziewięćdziesiątych zbudowała ten biznes od podstaw, a teraz nadal zarządzała nim twardą ręką. Krzysztof przechodził coś w rodzaju zawodowego szkolenia, tak aby był gotowy na przejęcie sterów w firmie, kiedy przyjdzie na to czas. Pewnie dlatego jego ludzie tak bardzo go nie lubili.

O poranku wykonał rutynowe tasowanie i porozdzielał nas na poszczególne lokalizacje w mieście. Przypadło mi sadzenie małych brzózek i krzewów w parku, z którego dzień wcześniej wyjechały glebogryzarki. Aneta miała robić w zasadzie to samo, ale na szczęście Krzysztof posłał ją na drugi kraniec miasta, gdzie czekały na nią dwa niewielkie skwery oraz przydrożne pasy zieleni. Z dużą przyjemnością pożegnałam się z widokiem koleżanki na cały boży dzień.

Babrałam się w zabłoconej, zimnej glebie, pachnącej świeżym nawozem. Szare, ponure polskie niebo zraszało mnie drobnym deszczem.

Chłopaki dookoła pracowali w powolnym tempie, raz po raz wymieniając się jakimiś kretyńskimi dowcipami. Pokazywali sobie coś w telefonach, opowiadali o sukach, cipach, bolidach albo urządzali konkurs na najgłośniejsze pierdnięcie.

W tym czasie Krzysztof dyskutował z dwoma starszymi paniami, które reprezentowały lokalny urząd miejski, czyli zleceniodawcę. Tłumaczył coś, obrazowo gestykulując oraz ilustrując opisywane kierunki szerokimi zamachami. Panie przytakiwały z założonymi rękami. Wydawały się być zadowolone z tego, co zobaczyły.

Na koniec cała trójka podeszła w moją stronę. Krzysztof niemym gestem zasugerował, bym oderwała się od roboty, a następnie zapozowała do zdjęcia, jakie zamierzali wykonać. Jedna z kobiet stuknęła palcem w telefonie, potem zmieniła ją ta druga. Kilka dotknięć palca i robota była wykonana.

Kiedy urzędniczki zniknęły z placu budowy, kierownik wciąż długo stał przy mnie. Obserwował, jak grzebię dłońmi w glebie, robiąc miejsce pod nasadzenie.

- Powinienem pogonić tych wszystkich lamusów, co? - zagaił rozbawionym tonem.

Wzruszyłam ramionami, nie przerywając pracy. Poczułam się dziwnie, bo miałam wrażenie, że gapi się na moje pośladki.

- Czasami wydaje mi się, że z tej całej bandy tylko ty jedna uczciwie pracujesz.

- Każdy ma swoje tempo – stwierdziłam, posyłając mu lekko ironiczny uśmiech.

- Twoje podoba mi się zdecydowanie bardziej, niż tamtych – mruknął pod nosem.

Odszedł na kilka kroków, po czym od razu wrócił.

- A może dałabyś się namówić na drinka po pracy? - zapytał niepewnym głosem. - Zostawiłbym auto. Moglibyśmy wskoczyć w kolejkę do centrum i znaleźć jakieś miłe miejsce, żeby się napić i pogadać.

Zaskoczył mnie. Przez chwilę milczałam, wpatrując się spłoszonym wzrokiem w ziemię.

- Panie Krzyśku, ja mam chłopaka – wydukałam.

- Rozumiem – Westchnął melancholijnie. - Nie proponuję niczego zdrożnego, chodziło mi o zwykłe kumpelskie spotkanie. Ale rozumiem. W pełni rozumiem i szanuję.

Odszedł w stronę Ukraińców, którzy tego dnia w istocie bumelowali w robocie. Przystanął tuż za ich plecami i splótł ręce na piersi. Chłopaki z pewnym ociąganiem przypominali sobie o zawodowej hierarchii. Zakończyli swe rozmowy i ślamazarnymi ruchami powrócili do pracy.

4.

Wieczorem bardzo żałowałam, że nie przyjęłam zaproszenia kierownika. Najpierw wkurzało mnie chrapanie Anety, która jak zwykle uwaliła się na łóżko w zabłoconym kombinezonie.

Na niczym nie mogłam skupić myśli. Dźwięki, jakie dobywały się z jej paszczy, przezierały przez słuchawki i zagłuszały muzykę, którą puszczałam z telefonu. Potem było jeszcze gorzej. Aneta w końcu się przebudziła, mlaskała obleśnie i prostowała zwaliste ramiona. Na powitanie oznajmiła, że ma ochotę na seks.

- Idę przemyć pizdę – poinformowała uroczystym tonem, po czym wygramoliła się z łóżka i wyszła.

Wmuszałam w siebie sen. Chciałam wykorzystać ten krótki moment samotności, by w spokoju odpłynąć i nie uczestniczyć już dłużej w koszmarnym sublokatorskim życiu.

Prawie się udało.

Po bliżej nieokreślonym czasie przebudził mnie charakterystyczny jęk sprężyn. Rzuciłam okiem na sąsiednie legowisko i zobaczyłam nagą Anetę. Tym razem leżała nieruchomo na brzuchu. O dziwo, nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Jej wielki tyłek rozlewał się na wszystkie strony po każdym pchnięciu, zadawanym przez jakiegoś niziutkiego chłopca o dziecięcej twarzy. Nie był to Dima, co mocno mnie zdziwiło.

Gość posuwał tłuste cielsko miarowo i jakby w nabożnym skupieniu. Nie gorączkował się, ani nie okazywał żadnych większych emocji. Jego chłodna, obojętna twarz skierowana była ku sufitowi. Nie patrzył na kobietę, która oferowała mu swoje łono. Po kilkunastu minutach beznamiętnej gimnastyki zacisnął oczy i znieruchomiał. Odczekał chwilę, a następnie oderwał się od jej pośladków. Ściągnął z penisa przepełnioną prezerwatywę, po czym niedbałym gestem rzucił ją na podłogę.

Wyszedł z baraku, nie zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz słychać było ciche podszepty i chichoty.

- Dałeś radę się spuścić? - podśmiewał się czyjś głos.

- Jebać takiego wieloryba to już chyba zoofilia? - rechotał ktoś inny.

- Daj spokój, jak ci nie pasuje, to wypad.

- Dobra, teraz moja kolej.

- Spierdalaj, byłem pierwszy.

- Cicho bądźcie, bo się tamta druga obudzi.

- A co cię tamta dupa obchodzi? Babcia nas zaprosiła! Tak czy nie?

- No to może koleżanka dołączy?

- Haha, z koleżanką to pewnie tylko wspólne zdrowaśki da się zrobić.

W międzyczasie dotarło do mnie, że Aneta jest nieprzytomna. Wiało od niej mocnym alkoholem, zaś gołe ciało nadal leżało na wznak, nie dając oznak życia.

Kiedy do kontenera wpakował się kolejny chłopak, natychmiast przymknęłam oczy, pozorując sen. A jednak już po chwili podglądałam dyskretnie przebieg dalszych wydarzeń. Byłam przerażona i zaintrygowana jednocześnie.

Kolejny facet był barczysty, solidnie umięśniony. Znałam jego twarz, choć nigdy nie potrafiłam jej zapamiętać.

Rozsunął rozporek, wyciągnął długie i opasłe prącie, które chyba już od dawna sterczało w gotowości. Wsadził je pomiędzy monstrualne pośladki, a przy tym położył się całym ciężarem na plecach Anety. Dźgnął ją raptem kilka razy, po czym zastygł, zaciskając mięśnie na całym tułowiu. Zazgrzytał zębami, stłumił jęk. Doszedł w trzy sekundy, a mimo to wciąż nie wyciągał członka z pochwy. Leżał na kobiecie, raz po raz całując jej plecy albo obmacując piersi, rozlewające się po bokach. Gładził też te bujne, siwiejące włosy, ale robił to z pewnym automatyzmem, trochę tak, jakby głaskał kundla. Ewidentnie grał na czas. Zrozumiałam, że było mu wstyd wrócić do chłopaków po tak krótkim czasie.

Wiercił się, wiercił coraz żywiej, aż w końcu wywiercił sobie kolejny wzwód. Naraz powróciło rytmiczne plaskanie i sapanie, które, tak samo jak przedtem, trwało jedynie krótką chwilę. Drągal jęknął.

- Jesteś moja – szepnął oszołomionym głosem, wyciągając ze środka obślizgłe prącie.

Po nim weszło jeszcze pięciu. Każdy zrobił swoje, nie okazując jakichkolwiek uczuć względem śpiącej kochanki.

Na podłodze wylądowały raptem dwa zużyte kondomy. A zatem większość miała w nosie kwestie bezpieczeństwa. Brali sobie ten łatwy, rozwarty srom i faszerowali go spermą, nie myśląc o żadnych biologicznych konsekwencjach.

Dima wpełzł jako ostatni. Był straszliwie pijany. Chwiał się, ledwo utrzymując równowagę. Kiedy przestępował próg i uderzał barkami to o jeden, to drugi kant framugi, tamci wybuchali szyderczymi śmiechami. Co więcej, jeden z głosów sygnalizował oburzenie:

- Niech lepiej spać idzie, cienias jebany!

Tyle w temacie samca alfa.

Z trudem ściągnął spodnie, prezentując przykurczony, obwisły członek. Zrobił krok na prawo, na lewo, potem znów na prawo. Na jego przytępionej twarzy dało się dostrzec jakiś poważny dylemat. Zmarszczył brwi na znak podjętej decyzji, po czym raptownie wyrwał ku mnie. Opadł na łóżko, przygwożdżając moje nogi i brzuch, a jednocześnie obmacując twarz, jak ślepiec, poszukujący znajomych kształtów.

- Anetko, kochanie... - bełkotał, walając się pośród moich członków.

- Nie jestem Anetką – warknęłam, próbując wyswobodzić ciało spod jego ciężaru.

Zdawał się istnieć w innej rzeczywistości. Nie słyszał, ani nie rozumiał komunikatów, jakie ku niemu wysyłałam. Rozgniatał penisa o uda schowane za piżamą, a przy tym dostawał szybkiego wzwodu. W pewnym momencie wymacał brzeg spodenek i szarpnął mocno do tyłu, odsłaniając moje krocze.

Zastrzyk adrenaliny dodał mi sił. Zdołałam przecisnąć nogi pod napierającym brzuchem, ułożyć stopy na jego klacie, a następnie z całej siły odepchnąć. Dima poleciał do tyłu i rąbnął potylicą w szafę. Momentalnie osunął się na podłogę.

- Wypieprzaj stąd, debilu! - krzyknęłam na całe gardło.

Nie ruszał się z miejsca. Za to jego koledzy natychmiast zwiali, zapewne spłoszeni hałasem, jakiego narobiłam. Słyszałam chlupoczące kałuże, pospieszne kroki, które prędko słabły, ale już daleko za naszym barakiem.

- Katjeńko... a ty co taka narwana...? - spytała Aneta, wybudzając się z kamiennego snu.

Miała zaskoczoną, półprzytomną twarz.

- Zgwałcili cię! - krzyknęłam wściekle – Idiotko, zgwałcili cię jeden po drugim. A ten tutaj... – Wskazałam ręką na otępiałego Dimę. – Ten pajac właśnie pomylił mnie z tobą!

- O Jezus... błagam, ciszej – jęczała. - Łeb mi pęka.

- Aneta, czy do ciebie w ogóle dociera, to co mówię? - oburzałam się. - Sześciu gości właśnie zgwałciło cię przez sen!

- Nie drzyj tak mordy... Nikt nikogo nie zgwałcił.

Złapała się za głowę, po czym ciężko sapiąc obróciła ciało na bok. Powoli odzyskiwała świadomość, a przy tym grzebała ręką w fałdach podbrzusza.

- To się chłopaki pospuszczali – buchnęła szkaradnym śmiechem, wyciągając zawilgocone palce spomiędzy nóg.

Zdębiałam. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, zupełnie zapominając o tym, że moja piżama wciąż była ściągnięta do łydek, zaś genitalia pozostawały na widoku.

- W karty graliśmy – powiedziała po chwili. - Wódka poszła, więc i atmosfera się zrobiła taka... no, powiedzmy, luźniejsza.

Nadal dłubała w pochwie, wywabiając kleistą maź z jej wnętrza.

- Weź się nie wkurwiaj bez sensu – ciągnęła. - Mówiłam ci przecież, że miałam ochotę podupczyć. Poszłam do tych chłopaków, żeby...

- Możesz robić co ci się tylko podoba – wtrąciłam. - Ale po jasną cholerę sprowadzasz ich do nas? Skoro już było tak luźno jak mówisz, trzeba było dokończyć sprawę na miejscu.

- Ha! - prychnęła triumfalnie. - Wierz mi, próbowałam. Z jednym to było już całkiem blisko. Macał mnie. Drugi też się ślinił i miętosił sobie w spodniach. Ale w końcu żaden nie miał cywilnej odwagi, żeby zrobić coś więcej. Nawet mój Dimek... więc poszłam w cholerę i tylko powiedziałam, że jeśli będą mieli ochotę zaliczyć, to wiedzą gdzie szukać.

- No to znaleźli... - stwierdziłam drętwym tonem.

- Jezus... - westchnęła boleściwie – Jaka szkoda, że niczego nie pamiętam.

Powędrowała wzrokiem na bok i natychmiast się rozpromieniła.

- Dimuś! - zawołała radośnie. - ty wciąż tutaj!

Jej ożywiony głos przypomniał mi o mojej goliźnie. Sięgnęłam szybko po kołdrę i owinęłam się nią po samą szyję.

- Ruchamy się?! No powiedz, ruchamy? Ech, ale to chyba jednak na ciebie patrzy, kawaler! – zarechotała, zwracając się znowu ku mnie – Chyba wolałby jednak młodszą cipeczkę. No jak, Dimek, powiedz, wolisz młodszą cipeczkę?

Mówiła do niego przesłodzonym infantylnym głosem, jak do psa albo dziecka.

- Przestań, skończ z tym wreszcie – wycedziłam przez zęby.

- No chodź tu – kontynuowała niezrażona. - Chodź do cipki. Dostaniesz cipkę, chodź, chodź.

Wygramoliła się z pryczy, sięgnęła po jego ramiona, po czym zaciągnęła chłopca z powrotem do siebie.

- Jaki pijaniutki! - Zachwycała się biernym, uległym ciałem. - Katjeńko, na pewno nie chcesz mu dać? Podobasz mu się! Właśnie to zauważyłam.

Nie reagowałam. Rozpaczliwymi ruchami obmacywałam pościel, by jak najszybciej odnaleźć słuchawki.

- No to siup! - krzyknęła, jakby wydając wyrok.

Przesunęła kochanka na plecy i wsunęła do gardła wiotkie przyrodzenie. Pracowała ustami przez kilka minut, a następnie przeniosła cielsko wyżej. Rozwaliła workowate piersi na twarzy Dimy, usiadła na jego wciąż miękkim penisie i rozpoczęła powolne kołysanie.

- Nie śpimy, nie śpimy – cuciła go swym potężnym głosem, ani na moment nie przerywając penetracji. - Czujesz cipkę? Czujesz cipkę! Cipka jest twoja!

Przez jakiś czas łóżko skrzypiało samotnie, potem źródło dźwięku wzbogaciło się o dyszenie i sporadyczne postękiwanie. Aneta miażdżyła chłopca niespełna godzinę. W międzyczasie ponawiała zabiegi oralne, a także raz po raz wtryniała język do jego ust, które były równie nieobecne, jak reszta ciała.

Na koniec przytuliła głowę do torsu, zacisnęła dłonie na młodzieńczym owłosieniu i zaczęła trzepotać tyłkiem ze zdwojoną mocą, powodując głośne plaski oraz pluski.

- Ale zaraz dojdę, Katja! – pohukiwała tubalnym głosem, tak samo jak w te noce, gdy oddawała się onanistycznym uciechom. - O Boże, Katjeńko, nie wytrzymam!

A jednak w znacznej mierze był to tylko teatr. Mimowolnie ujawnił to Dima, który nagle ocknął się z letargu i poinformował, że właśnie kończy. Rzucał przy tym głową na lewo i prawo i pojękiwał. Aneta apelowała, by wytrzymał jeszcze trochę dłużej. Wcale nie była bliska orgazmu. Nadal pompowała go w tym samym tempie, jednocześnie powstrzymując dalsze huśtanie rozpalonej głowy. Kładła łapska na jego policzkach, składała pocałunki na nosie i ustach, spoglądała na niego surowo, jakby z naganą.

Nie poskutkowało. Dima wydał z siebie zwierzęcy kwik, zacisnął powieki, zaś jego drobna sylwetka, wtłoczona pomiędzy tęgie zwały tłuszczu, zaczęła wymownie drżeć.

- O Jezu, o Jezu, dochodzę! - wydarła się nagle pełnym gardłem. - Ale mi dobrze!

Jej ruchy stawały się coraz spokojniejsze, po krótkiej chwili całkiem znieruchomiała.

- Aleś mnie zadowolił, chłopaku! Ale mnie wyjebałeś...

Rzuciła się z buziakami do jego twarzy, dziękując mu za wspaniały orgazm.

Nie potrafiłam zrozumieć czemu oszukiwała jego i siebie.

5.

W następnych dniach chwytałam się każdego sposobu na spędzanie wieczorów poza domem. Raz pojechałam do kina w centrum, na możliwie najpóźniejszy seans. Innym razem tułałam się bez celu po miasteczku, złażąc je wzdłuż i wszerz, utrwalając w głowie tę marną, nic nie wartą topografię.

Schadzki powtarzały się z cowieczorną regularnością, przez co siłą rzeczy prędzej czy później musiałam być ich świadkiem. Zbiorowe orgie nie powracały, zaś seksualne układy uległy gruntownej przebudowie. Dima przestał odwiedzać Anetę. Przychodzili jego koledzy, przeważnie ci, których miałam okazję już u nas widzieć. Każdej nocy moja koleżanka spółkowała z kimś innym, co zdawało się przyprawiać ją o dodatkowe pokłady wiary w siebie. Jej ego rozrastało się do niebotycznych rozmiarów, a wraz z nią - wulgarność obycia oraz bezczelność w codziennych stosunkach z ludźmi. Choć przez dłuższy czas byłam pewna, że w sprawie Anety nic mnie już nie zaskoczy, ta z każdym dniem podnosiła poprzeczkę na nowy, zdawałoby się, niedosięgły pułap. Była coraz bardziej wredna, egoistyczna, a przy tym jeszcze głośniejsza i brudniejsza (pod każdym, nie tylko metaforycznym względem). Osiągała wręcz mistrzostwo świata w uprzykrzaniu mi życia.

Kiedy nieraz odcinałam się od jej wstrętnych słowotoków i poszukałam spokoju w muzyce, potrafiła zerwać mi słuchawki z uszu i zwymyślać. Wytykała brak kultury albo taktu. Co zabawne, w takich chwilach nagle posługiwała się staranną polską mową, pozbawioną rynsztokowych wtrętów czy uproszczeń, jakby chcąc dobitnie wykazać intelektualną wyższość nad prostakiem z rosyjskiej prowincji.

O ile wcześniej korzystała z moich rzeczy w sposób pozornie przypadkowy i niezamierzony, tak teraz nie bawiła się w żadne subtelne sztuczki. Otwarcie stawiała znak równości między naszymi dobytkami, a mówiąc ściślej - znak większości. Mogła do woli sięgać po moje ręczniki, kosmetyki, podpaski, słoiki z kawą czy batony ryżowe. Natomiast z drugiej strony, gdy jeden jedyny raz zdarzyło mi się podebrać od Anety tabletkę na ból głowy, urządziła mi karczemną awanturę.

W ciągu dnia pracy – jeśli akurat znajdowałyśmy się blisko siebie - Aneta czerpała ustawiczną radość z wyprowadzania mnie z równowagi.

- Co tak prężysz ten płaski tyłeczek – podśmiewała się, gdy akurat wkopywałam jakąś sadzonkę. - Chcesz, żeby ktoś cię w końcu zauważył, co? Nie dziwię się. Od kiedy tu jesteśmy, nikt nawet nie spojrzał odważniej w twoją stronę. Chłopaki myślą, że jesteś lesbą albo, że z klasztoru. Mówiąc szczerze, wcale im się nie dziwię. Po co ci ta kretyńska fryzura w koński ogonek? Czemu się nie umalujesz? Bezsensowny opór. Straszysz tylko wszystkich tą bladą gębą, a i tak nic dobrego ci z tego nie przyjdzie. Wierz mi, jeśli dalej będziesz odgrywać takie niewinne, brzydkie kaczątko, skapciejesz do reszty. Nie masz co liczyć na porządne dupczenie. Pizda ci uschnie, jeśli już nie uschła na amen.

- Katja, a ty musisz być taką mimozą? - zagadywała innym razem. - Babrzesz się w tym błocku z miną srającego kota. Na nikogo nie spojrzysz, nikomu nic nie powiesz, jak jakaś, kurwa, wielka pani. Kleopatra! A przecież po robocie nie będzie na ciebie czekała lektyka z napędem na dwóch murzynów. Żaden posłuszny niewolnik nie zawiezie cię na mleczno-miodowe kąpiele, ani tym bardziej do jakiegoś Cezara i jego wielkiego, cesarskiego fiuta. Swoją drogą, Cezar, jeśli już myślimy górnolotnie, raczej nie poczeka na taką obrażoną primadonnę. Nawet nie weźmie tego pod uwagę. Masz się za wyniosłą, lepszą, mądrzejszą od reszty motłochu. W porządku. Ale najpierw zacznij coś sobą reprezentować. Nie można sobie tego po prostu wymyślić, ot stwierdzić, że od teraz będzie się górowało nad innymi! Ogarnij się, dziewczyno!

Pewnego dnia nie potrafiłam już dłużej utrzymać nerwów na wodzy i rzuciłam się na Anetę z pięściami. Biłam ją po twarzy, rwałam za włosy, próbowałam powalić na glebę, ale każdy mój ruch przypominał senny koszmar – taki, w którym okazujemy się powolni i jałowi, bezbronni wobec milczącej, nieruchomej siły. Aneta śmiała się z tych zabiegów. Odtrącała mnie silnymi pchnięciami, a jednocześnie popadała w coraz to bardziej szampański nastrój. Robotnicy dokoła pękali ze śmiechu, więc i ona okazywała rozbawienie.

Zainterweniował Krzysztof.

- Dosyć! - krzyknął stanowczym, oburzonym głosem, po czym stanął między nami, uniemożliwiając mi wykonanie kolejnego, śmiesznie słabego ataku.

- Nic się nie dzieje, panie kierowniku – powiedziała Aneta. - My się tutaj tylko wygłupiamy.

Przez krótką chwilę Krzysztof przerzucał spojrzenie między jej roześmianą twarzą, a moimi wściekłymi oczami. Chyba było dla niego jasne, że nie chodzi tutaj o żadną głupią zabawę.

- Wracajcie do pracy! – warknął, siląc się na surowość w głosie.

Aneta prychnęła lekceważąco, po czym natychmiast powróciła do koszy z drzewkami. Uśmiechając się pod nosem, sięgała po kolejną doniczkę.

Zamierzałam zrobić to samo, lecz nagle powstrzymało mnie lekkie szarpnięcie w ramię.

- Poczekaj – szepnął Krzysztof, tym razem już łagodnym tonem. - Czy wytłumaczysz mi, co się tutaj dzieje?

- To jest długa historia – odburknęłam.

Przez moment kusiło mnie, by wybuchnąć oczyszczającym płaczem, a następnie opowiedzieć ze szczegółami o zachowaniu sublokatorki, skruszyć sumienie kierownika i zainspirować go do wynalezienia mi nowego zakwaterowania.

Zdusiłam to w sobie. Wiedziałam, że w obliczu ewentualnych nadprogramowych wygód zostałabym ostatecznie wyklęta przez resztę grupy. Poza tym miałam z tyłu głowy kalendarz, który przeliczałam dzień po dniu. Zlecenie właściwie dobiegało końca. Jeszcze tylko miesiąc i wskoczę z Olegiem do pociągu na lotnisko. Polecimy do Rosji, zostawiając za sobą wszelkie zawodowe niesnaski.

- Wiesz, Katja... - rzucił niedbale. – Ja też mam dziewczynę. Właściwie, narzeczoną.

- Fajnie – skwitowałam.

- Mówię to, żebyś wiedziała. Tamtego dnia nie miałem na myśli nic niedobrego. Lubię z tobą gadać. Lubię ciebie.

Wtedy mnie tknęło.

- Panie Krzyśku... - szepnęłam – Przepraszam, miałam wtedy zły dzień. Zresztą, tutaj prawie każdy jest taki. Jeśli któregoś wieczora będzie miał pan ochotę wyskoczyć na miasto, tym razem na pewno potowarzyszę.

- Super! – niemal krzyknął, cały rozpromieniony. - Katja, ale mówmy sobie po imieniu, dobrze?

- W porządku.

Kiedy odszedł, jeszcze długo uśmiechałam się sama do siebie. Byłam pewna, że wkrótce kierownik wróci z gotową propozycją, zaś obecnie cieszyła mnie każda alternatywa wobec przesiadywania w zgniłym kontenerze.

- Co z tobą, Katjeńko? – zagadnęła Aneta, podchodząc do mnie, jak gdyby nic się nie stało. - Nadal się dąsasz? Nie wiedziałam, że jesteś taka wrażliwa. Jaja sobie z ciebie robiłam, nic więcej. No już, nie gniewaj się, dziecino... – To mówiąc, pogładziła mnie brudnym łapskiem po policzku.

Wieczorem popadłam w niepokój. Krzysztof nie dzwonił, nie pisał, ani też nie przychodził. Robiło się coraz później. Aneta już dawno odhaczyła swoją tradycyjną drzemkę. Wypaliła pół paczki szlugów, przeczytała dwa rozdziały romansidła, a teraz szykowała się do wyjścia pod prysznic. Było bardziej, niż pewne, że niebawem jakiś młody gach zabłądzi do naszego baraku. Aneta dbała o higienę jedynie z myślą o kochankach. W samotne noce nie zawracała sobie głowy myciem czy choćby przebieraniem się przed snem.

Wystukiwałam Olegowi korowód bezsensownych esemesów, tylko po to, by zająć czymś głowę. Pisałam, że pada. Że jest zimno, smutno, że nienawidzę Polski. Tęskniłam za nim, ale miałam też trudność z przeliterowaniem swoich uczuć. Z jakiegoś powodu nie potrafiłam użyć tego jednego słowa: „tęsknię”.

Oleg w zasadzie odwdzięczał się tym samym. Opisywał wygląd szczecińskich ulic, smak tamtejszych pasztecików albo piwa. Zachwalał atmosferę w pracy i wysoką kulturę osobistą zwierzchnika. Ani razu nie pozwalał sobie na jakąkolwiek aluzję do naszego związku. Tak jakby wcale mu na nas nie zależało.

W końcu minęła dwudziesta i stało się jasne, że tego dnia Krzysztof już nie złoży żadnej towarzyskiej oferty.

Wzięłam kosmetyczkę, zarzuciłam na siebie plastikowy worek, po czym wyszłam. Ruszyłam przez zabłocony plac w stronę blaszaka z prysznicami. Deszcz zacinał z taką mocą, że aż trudno było rozpoznać otoczenie. Po drodze minęłam rozpędzoną Anetę. Biegła w klapkach, zapadając się w grząskim błocie.

- No i po co się myłam? - rechotała. - Przecież wystarczyło wyjść na dwór na golasa.

W łazience było pusto i cicho, co sprawiło mi sporą przyjemność. Nawet widok brudnych, pordzewiałych kabin nie odbierał dobrego humoru. Ceniłam sobie każdą chwilę samotności.

Zimny deszcz opadał z łoskotem na blaszany sufit, zaś kilka centymetrów niżej strumień gorącej wody otulał moje ciało. Budowla, w której zażywałam kąpieli, była żałośnie mizerna, niejako prowizoryczna, ale i tak czułam wdzięczność do jej konstruktorów.

- Niech żyje cywilizacja – śmiałam się pod nosem.

Błogi spokój zmąciło nagłe skrzypnięcie drzwi. Do łazienki wparowało dwóch roześmianych chłopaków, gadających ni to po rosyjsku, ni ukraińsku. Zabrali się za mycie zębów, nie przerywając dysputy. Mimo pewnych różnic dialektowych, rozumiałam prawie każde zdanie.

- Wyciągnąłem dziś od tego cwela tygodniówkę. Nie był chętny do wyjątków, ale w końcu go złamałem – mówił jeden z nich. - Pierdolę to. Kupie se dobrą gorzałkę i pojadę na kurwy, bo już dostaję kręćka.

Zadźwięczała klamerka od spodni. Jego towarzysz wybuchł głośnym śmiechem.

- Co ty odpierdalasz? - krzyknął ubawiony.

- A na co ci to wygląda? - odpowiadał ten pierwszy. - Sikam do umywalki. Ładnego mam, co nie? Powiedz, że nie, a ci nie uwierzę.

- Wsadź go w tę naszą babcię i spuść z krzyża. Szkoda kasy na dziwki.

- Już wsadzałem. A potem tylko chciało mi się rzygać.

- Buźkę ma ładną...

- Ta, ładną. Chyba pół wieku temu! Kiedy z nią byłem, czułem się, jakbym mamę ruchał. Albo ojca, bo czasem się drze, jak facet.

- Ja wtedy patrzę w sufit albo na samą mordkę. Trochę zmarszczona, ale fajna. Czasem korci mnie, żeby ją wypierdolić w usta.

- Pewnie ci pozwoli. Dotąd nie odmówiła chyba nikomu i niczemu. Tylko uważaj na tego zjeba, co się w niej zakochał.

- Dimę?

- Jakiego tam Dimę! Mówię o tym wysokim przygłupie, co wszystkim rozpowiada, że to jego dupa.

- Ach wiem, ten Wadim, czy jakoś tak...

- Jakoś tak. Ponoć ostatnio zaczął się bawić w alfonsa. Jednemu pozwala, drugiemu odmawia. Ale mniejsza o większość. Ja i tak mam dość tematu babuszki. Dla mnie jest po prostu wstrętna. Wyruchana przez wszystkich. Cholera wie jakie syfy się w niej zalęgły. No i ten jej obleśny wygląd... Jebiąc tę grubą dupę, myślałem o niej, jak o wieprzu z domowej zagrody. A obok jeszcze ta słomiana leży i udaje, że śpi.

- Słomianą bym puknął.

- W łeb się lepiej puknij. To jakaś pokutnica. Mądrala. Przypomina mi taką gąskę z pierwszej ławki, co to zawsze się pierwsza wyrywa do odpowiedzi. Pewnie w szkole sutki jej stawały tylko wtedy, gdy nauczyciel pochwalił i maznął plusika w dzienniku. Dziękuję, panie psorze i kisiel w gaciach.

- Żebyś widział jej cycuszki...

- A co, niby ty widziałeś?

- Tak, stara mi pokazała.

- Co ty znowu pieprzysz?

- Nie ściemniam, słowo daję! Tamta zasnęła głęboko, a babuszka zaraz przykłada palec do ust. Mówi do mnie „cii”, podnosi powoli kołdrę i odsuwa jej bluzkę. Mówię ci, mistrzostwo świata! Niewielkie, ale jakie apetyczne i jędrne! Brodawki duże, rozlane, tak jak lubię. A suteczki wygięte wysoko do góry! Aż mi stanął jeszcze raz. Zachciało mi się rypać. Zacząłem sobie walić, ale stara zakończyła pokaz. Poszliśmy na łóżko i spuściłem się po raz drugi i trzeci. Tak mnie podpalił tamten widok, że dymałem tę jej włochatą kuciapę, jak dziecko. Chyba w dwie minuty pękłem, a potem poprawiłem.

- Stary, czy ty słyszysz siebie? Tobie też już odbija. Chodź lepiej ze mną na te kurwy, bo całkiem odlecisz.

- Pewnie by się przydało... Chętnie bym bzyknął jakąś świeżą, ładną dziweczkę. Ale nie mogę. Oszczędzam.

Chwilę później przepłukali usta, zakręcili krany, a następnie wyszli, wyciągając swój upiorny dialog na zewnątrz.

Ostatnie słówka, jakie jeszcze do mnie docierały to „jebanie”, „ruchanie”, „gumka”, „dopłata”.

Od pewnego czasu stałam nieruchomo pod strumieniem wody. Treść ich rozmowy nie była zbytnio zaskakująca, lecz w trakcie wzmianki o moich piersiach poczułam nagłą duszność i zawroty głowy.

6.

Wracałam do baraku z szalonym mętlikiem w myślach. Próbowałam obmyślić sposób, w jaki zemszczę się na Anecie. Pragnęłam, by poczuła upokorzenie oraz ból; fizyczny lub mentalny.

Byłam na tyle zamroczona złością, że nawet nie dałam się przestraszyć psu, który znienacka wyrwał w moją stronę. Szczekał i prezentował kły, usiłując zerwać się z uwięzi. Ktoś przytroczył go do drucianej siatki, przebiegającej wzdłuż placu.

Przeszłam obok tej bestii względnie obojętna, bo i miałam w głowie ważniejsze zmartwienia.

Mimo to, przestępując próg baraku z miejsca utraciłam koncentrację.

Ze środka bił odór potu i tytoniu, zaś twarz omiatało uchodzące ciepło. Zobaczyłam wielkie dupsko, ujeżdżane przez małego chłopca. Aneta była całkiem naga. Ze skraju łóżka zwisał ręcznik, co sugerowało, że przystąpiła do pieprzenia zaraz po powrocie z łazienki.

Jej nigdy niegasnący głód oraz intensywność, z jaką aktualnie oddawała się każdemu posiadaczowi prącia, przyprawiały mnie o ciarki na plecach.

- Katjeńko... - rzuciła Aneta. - zamykaj szybciutko, bo wieje.

Nie wyglądała na szczególnie zaangażowaną w odbywany stosunek. Leżała na piersiach z głową podpartą o rękę, wypinając pośladki dla młodego kochanka, który – niejako w ramach kontrastu – uwijał się, jak w ukropie. W drugiej ręce trzymała papierosa.

Chłopak obrócił się i spojrzał na mnie z ciekawością. Miał łagodne rysy twarzy oraz setki pryszczy na policzkach i nosie. Przypominał mi kogoś, ale z pewnością nigdy wcześniej go nie widziałam. Nie należał do ekipy i raczej nie mógłby należeć. Wyglądał na nie więcej, niż siedemnaście lat.

- Szybciutko! - ponagliła, dziwnie podenerwowana.

Zamknęłam drzwi. Wciąż stałam przy wejściu, czekając aż scena dobiegnie końca.

Dzieciak powrócił do miarowego pchania, ale robił to jakby spokojniej.

- Peszysz go! - warknęła na mnie. - Siadaj na dupie albo spierdalaj.

- Nie jestem speszony – zaprotestował kochanek.

Poruszał się nadal w tym samym jednostajnym tempie.

- Dobra, kończymy to! – nagle wydarła się oburzonym tonem. - Miałeś swoje pięć minut i ich nie wykorzystałeś.

Wyślizgnęła się spod niego i zgasiła peta o podłogę. Zaczęła wciągać majtki. Kochanek zastygł na klęczkach z luźno zwieszonymi ramionami. Był wyraźnie skonsternowany.

Poczułam satysfakcję, że w pewnym stopniu udało mi się popsuć tę brudną schadzkę. Musiałam mieć to wypisane w oczach, ponieważ Aneta natychmiast zmieniła front.

Przysunęła się do chłopca, który już powoli wstawał z łóżka i splotła nogi tuż za jego tyłkiem.

- No dobra, dam ci jeszcze pięć minut ekstra – powiedziała spokojniejszym tonem, równocześnie zaciskając dłonie na jego miniaturowym członku.

- Dziękuję – zaszeptał skrzypiącym głosikiem.

Westchnęłam z rezygnacją i usiadłam na łóżku.

Aneta masturbowała go silnymi szturchnięciami, raz po raz muskając językiem główkę penisa.

- Zwalisz się? – pytała. - Zwalisz się na moją buzię? Chcesz? Czy może jednak jesteś ciota?

Tłusta ręka latała wzdłuż napiętego trzonu, zaś rzeczona buzia robiła kretyńskie miny, zupełnie jak przed fotografem na imprezie.

Jeszcze moment i radosna chwila zostanie uchwycona.

To nic, że był w tym fałsz.

Jeden pstryk migawki, a wymysł stanie się prawdą.

Sukces krotochwilnej inscenizacji w zamian za kilka głupich sekund cierpliwości.

Dochodząc nie wydał z siebie żadnego dźwięku, oprócz cichego wypuszczenia powietrza przez nos. Aneta dała się zaskoczyć.

- Oj, oj, o kurwa! - jęknęła, gdy pierwsze bryzgi spermy zalały jej oczy. - Kurwa twoja mać! - Wzdrygnęła się, przyjmując na siebie resztę wytrysku.

Przez chwilę patrzyła na niego nieprzeniknionym wzrokiem. Była jakby zdegustowana i zakłopotana jednocześnie. Nasienie ściekało po jej twarzy, zwisało z policzków i brody.

- Idź już – odezwała się poważnym tonem. - No już, leć do pieska i zmykaj.

Chłopak błyskawicznie wsunął na siebie spodnie. Przy zapinaniu rozporka i paska jego dłonie drżały z przejęcia.

- I ani słowa o tym, zrozumiano? - dopowiedziała Aneta, tym razem dużo ciszej, jakby licząc, że tego nie usłyszę.

Kiwnął głową potwierdzająco, po czym natychmiast wybiegł z baraku. Wytarła twarz o ręcznik i sięgnęła po kolejnego papierosa.

- Ach, te małe gnoje! - wykrzyknęła teatralnym głosem.

Zapaliła. Opadła z łoskotem na pryczę, rzucając mi rozleniwione, rubaszne spojrzenie.

- Przecież to jakieś kompletne dziecko – powiedziałam.

Roześmiała się.

- Dorosłość zaczyna się od spermy, kochanie... – odpowiedziała. - Jeśli dzieciak ma czym strzelać, to jest już mężczyzną.

- A niby skąd go wytrzasnęłaś? Jak? - Nie potrafiłam ukryć zdumienia.

- Zwykły przypadek. Gówniarz wałęsał się po placu z psem na spacerku. Szluga dopalał, mówił, że na brata czeka. To go spytałam, czy nie chce na szybki numerek. I jeszcze mu cycka zza ręcznika pokazałam na zachętę.

Aneta nie przestawała się podśmiewać. Co drugie słowo przerywała konfidencjonalnym chichotem, a przy tym łapczywie zasysała fajka.

- Oporny był, to mu rękę wsunęłam do gaci. Zapytałam jeszcze czy jest ciotą, no to ten cały się zaperzył. Cyce mi wyściskał, pizdę obmacał. Mówił, że mnie zerżnie. Fiutek stanął mu w kilka sekund.

Już nawet nie miałam siły być zła. Patrzyłam na Anetę z niedowierzaniem i zaczynałam ją podejrzewać o chorobę psychiczną.

Niedługo później do baraku zapukał Dima. Szeptał coś do Anety o tym, że się stęsknił. Co dziwne, ta odprawiła go z kwitkiem.

- Jakoś ostatnio o mnie nie pamiętałeś... - droczyła się. - Idź sobie. Idź, Dimuś, a kuśkę pod kołdrą wytrzep. Dziś nic ode mnie nie dostaniesz. Jestem zmęczona.

Kiedy zniknął, Aneta szybko pospieszyła z wyjaśnieniami:

- Pomęczy się, to zacznie szanować – zarechotała.

7.

Dima łaził po parku z miną udręczonego psa. Przenosił skrzynki z sadzonkami, ładował na pakę traktora zużyte worki po nawozie, a w międzyczasie popatrywał na Anetę, prężącą się przy nasadzeniach bardziej, niż było to konieczne.

Obserwowałam tę scenę bez większych emocji, choć też odnajdywałam w sobie pewną elementarną ciekawość – taką samą, jaka uruchamia się przy wyglądaniu przez okno i kierowaniu spojrzeń na rozświetlone okienka sąsiedniego bloku.

Trudno było mi się z tym pogodzić, ale byłam zła na Krzysztofa. Wciąż nie wykazywał jakiejkolwiek inicjatywy w kwestii zapowiadanego wypadu na miasto, a ponadto zdawał się unikać kontaktu. Łaził po budowie, rozmawiał przez telefon, rzucał jakieś luźne uwagi do robotników. Ani razu nie zbliżył się w moją stronę na odległość mniejszą niż kilka metrów.

Próbowałam zachowywać spokój oraz trzeźwy osąd. Przecież Krzysztof niczego nie obiecał. Jedynie podzielił się pomysłem, a potem z radością przyjął moją aprobatę. Temat był ciągle otwarty, tyle, że nie posiadał konkretnej daty realizacji.

Kierownik nie mógł też wiedzieć, jak bardzo potrzebowałam tego wyjścia, jaka desperacja budziła się we mnie co wieczór, by czym prędzej uciekać przed osobą sublokatorki.

W zasadzie nic nie stało na przeszkodzie, bym jeździła na miasto w pojedynkę. Trochę żałowałam kasy na przyjemności, ale przecież nie zabiłoby mnie to. Głupie kino, drink w jakimś pubie, może nawet kolacja w knajpie. Moje oszczędności nie stopniałyby nagle do zera od sporadycznych wydatków na zbytki, nawet biorąc pod uwagę nadwiślańskie ceny. Ciągle miałabym z czym wrócić do kraju. Zresztą Oleg zarabiał znacznie więcej i to głównie na nim oparty był nasz finansowy plan.

Im dłużej o tym myślałam, tym większa konfuzja rodziła się w mojej głowie, wręcz chaos. Zaczynało do mnie docierać, że w wizji wspólnego wypadu z Krzysztofem wątek skrytej towarzyskiej korzyści powoli przechodził na drugi plan. Natomiast sam Krzysztof stawał się w tej historii coraz istotniejszy.

Nie czułam do niego nic poważniejszego. Żadnego zauroczenia, ucisku w brzuchu czy choćby nerwowego zakłopotania. Nie uważałam go nawet za atrakcyjnego mężczyznę. A jednak podobał mi się jako człowiek. Lubiłam jego lekką nieporadność, delikatność, a przede wszystkim... normalność. Był dokładnym przeciwieństwem tych wszystkich prymitywnych robotników, którymi miał za zadanie rządzić.

Po cichu budziły się we mnie erotyczne fantazje. Marzyłam o tym, by kierownik okazał zainteresowanie względem mojej cielesności, by uwiódł, a następnie zdradził narzeczoną, dostarczając mi rozkoszy. I żebym ja zdradziła, ale w oderwaniu od emocji. Pragnęłam jedynie potężnego, odprężającego orgazmu, nie miłości. Właściwie, wystarczyłby jeden raz. W tym wypadku myślałam o seksie, jak o załatwianiu potrzeby fizjologicznej.

Ze zgrozą konstatowałam, że w większości tych wszystkich ohydnych wykładów Anety jednak zawierało się ziarnko prawdy. Nie byłam wolna od seksualnego głodu – ten właśnie dawał o sobie znać. Mimo wszystko, daleko mi było do tego poziomu frustracji, jaki reprezentowała rozpustna koleżanka. Nie poszłabym do łóżka z byle kim. Nie dałabym też z siebie zrobić takiej łatwej, usłużnej cichodajki.

Wieczorem Aneta przyprawiła mnie o spore zaskoczenie. Ni stąd ni zowąd oznajmiła, że mam „wolną chatę”, bo idzie na tańce. Ubrała się w jakieś obcisłe, połyskliwe łachy, które upodabniały ją do podstarzałej tirówki. Umalowała usta czerwoną szminką, opryskała swój monstrualny dekolt dezodorantem, po czym wyszła.

Przez pierwszą godzinę cieszyłam się samotnością. Przeglądałam portale informacyjne, sprawdzając, czy w moim państwie nie wybuchła jakaś nowa wojna albo epidemia.

Próbowałam słuchać muzyki z kolekcji Olega, ale każda kolejna piosenka utwierdzała mnie w przekonaniu, że nasze gusta są dramatycznie odmienne. Miałam już dość afrykańskich bębnów, trąbek i basowych gitar. Odpuściłam.

Pogrążyłam się w przyjemnej ciszy. W którymś momencie wsunęłam rękę pod kołdrę i z pewnym zakłopotaniem umieściłam palec w cipce. Zaczęłam niespiesznie stymulować mój najwrażliwszy punkt. Jednocześnie wysłałam wiadomość do Olega. Inną, niż kiedykolwiek:

- Tęsknię. Potrzebuję cię. Chciałabym, żebyś mnie teraz posiadł.

Odpisał po kilku sekundach:

- Ja ciebie też.

- Oleg, napisz mi brzydkie rzeczy. Palcuję się właśnie.

- Katja, ja nie umiem tak.

- Napisz coś, błagam.

- Ale co?

- Że mnie liżesz językiem, na przykład. Ruchasz swoim wielkim zaganiaczem. Cokolwiek. I wal sobie konia do tego, bo inaczej nie zadziała.

- Katja... czy coś się stało?

- PISZ!

- Liżę językiem. Rucham zaganiaczem.

- Jesteś beznadziejny.

Wściekłym uderzeniem palca zamknęłam aplikację wiadomości.

Po krótkiej chwili zawieszenia uruchomiłam jedną z tych durnych gier, w których należało łapać kolorowe przedmioty na czas. W ciągu rozgrywki każdemu niepowodzeniu towarzyszyła wibracja całego telefonu. Wcisnęłam więc aparat pomiędzy wargi sromowe i dociskałam go tak mocno, jak to możliwe. Równocześnie penetrowałam swoją pochwę, ślizgając palcem wzdłuż ekranu smartfona. Z wytęsknieniem czekałam na kolejną porcję wibracji. Kiedy ta wreszcie następowała, zaciskałam uda i co sił zwierałam mięśnie. Jęczałam, miałam wrażenie, że jestem blisko. Starałam się postępować podręcznikowo, a jednak byłam kompletnie ciemna w temacie masturbacji. Nie potrafiłam wyzwolić orgazmu, poza tym czułam się przy tych próbach podle. Jak jakiś cywilizacyjny odszczepieniec. Albo jak Aneta.

Niedługo po tym, jak zaniechałam onanizmu i postanowiłam iść spać, ktoś zaczął dobijać się do drzwi baraku. Pewnie Dima albo jeden z jego rozochoconych kolegów. Pukanie powtarzało się mniej więcej z półgodzinnymi przerwami. Chętnych do spółkowania ze starszą panią wciąż nie brakowało.

Przez moment dotknęło mnie dziwne uczucie. Wysunęłam nogę spod kołdry i opuściłam ją ku podłodze. Zastygłam w pozie zawahania, patrząc w stronę drzwi, jakby próbując przeniknąć przez nie wzrokiem.

Kołatanie ustało, za to rozbrzmiały inne dźwięki.

- Wypieprzaj stąd, Dima – zagrzmiał czyjś niski wściekły głos.

- Sam wypieprzaj! - warknął Dima. - Od tygodnia nie mogę się dopchać. Dziś moja kolej.

- Nie wkurwiaj mnie, bo ci jebnę.

- Byłem umówiony.

- Chuja byłeś umówiony. Spierdalaj stąd, pedale.

Po tych słowach panowie rzucili się sobie do gardeł. Słyszałam rozpluskiwane kałuże oraz głuche odgłosy uderzeń. Posiadacz niskiego głosu ewidentnie zdobywał przewagę, bo wkrótce Dima zaczął skomleć i prosić o litość.

- Starczy, kurwa, starczy... - charczał cicho.

Po kilku kolejnych ciosach jego głos przybrał nieprzytomną barwę.

- Mam dość... wygrałeś.

Bójka dobiegła końca.

- Odbieram ci prawo do tego dupska, rozumiesz? - syczał zwycięzca. - Od teraz masz zakaz wtykania fiuta w tę samą cipę, w jaką ja sam wtykam. Kumasz, cwelu? Lepiej, żebyś skumał, bo następnym razem zajebię cię, jak psa. I jeszcze wyrucham w zadek.

Słuchałam tego z narastającym przerażeniem. Trzymałam telefon w pogotowiu, w każdej chwili gotowa zadzwonić na policję.

Na szczęście wkrótce wszelkie dźwięki ucichły.

8.

W środku nocy obudził mnie straszliwy łoskot. To Aneta opadła na łóżko, jak zwykle w pełnym rynsztunku. Przyciągnęła do siebie poduszkę, wciskając ją pod głowę. Miała zmęczone, przekrwione oczy.

- Ale zjebany wieczór... - powiedziała dziwnie szczerym tonem, niby do siebie.

- Źle się bawiłaś? - zapytałam grzecznościowo, jednocześnie moszcząc się na nowo w pościeli.

- Mam już dość tego miejsca – wymamrotała.

- Gdzie byłaś? - drążyłam, coraz bardziej zaintrygowana.

- Tam gdzie nie powinno mnie być... - Przymknęła powieki, po czym niemal od razu zaczęła głośno chrapać.

W ciągu następnych dni Aneta zachowywała się dość dziwnie. Przestała dowcipkować czy uwznioślać rangę nieustannej kopulacji. Wyglądała na jeszcze starszą, niż była, jakby uleciała z niej cała energia.

Nie oznaczało to jednak, że zrezygnowała z nocnych harców. Nadal przyjmowała kochanków, choć od teraz robiła to rzadziej oraz w mniej ostentacyjny sposób, niejako mechanicznie, bez głośnego okazywania radości czy dumy. W czasie seksu była milcząca i bierna. Cierpliwie odczekiwała swoje, a po wszystkim szybko zasypiała. Chłopakom zdawało się to nie robić różnicy.

Coraz więcej czasu spędzała poza barakiem. Stroiła się z wyraźną niechęcią i wychodziła dokądś na wiele godzin. Wracała lekko podpita, ale smutna. Marsowa mina niemal na trwałe przylgnęła do jej twarzy. Nigdy nie chciała opowiadać o tych wieczorach, a ja w końcu zaniechałam pytań. W zasadzie wolałam ją w tej smutniejszej odsłonie. Od teraz wspólne życie w baraku było o wiele bardziej komfortowe.

W końcu przyszedł dzień, w którym Krzysztof przestał ignorować moją obecność. Podszedł do mnie w najlepszym możliwym momencie, bo akurat prowadziłam niechcianą pogawędkę z Dimą. Chłopaka męczyło poczucie odrzucenia przez grupę i najwyraźniej szukał nowych sojuszników. Pytał czy nie pójdę z nim na spacer. Odmówiłam, zasłaniając się „czymś do zrobienia”. Czułam na sobie drwiące spojrzenia reszty robotników i błagałam Boga, by Dima jak najszybciej dał mi spokój. Nie byłam popularna, ale też nie życzyłam sobie wrogów.

- Można na słówko? - zapytał kierownik, stając za plecami Dimy.

Chłopak natychmiast się spłoszył. Pokuśtykał w stronę beczkowozu i sięgnął po szlauch, którym miał za zadanie nawadniać glebę.

- Kto mu to zrobił? - Krzysztof wskazał palcem na poharataną twarz Dimy. Brzmiał na szczerze zatroskanego.

- Nie wiem, chyba nikt od nas – skłamałam bez zająknienia. - Pewnie popił na mieście i narozrabiał.

- No tak... - zamyślił się. - Słuchaj, Katja, czy nasza umowa jest nadal aktualna? Przepraszam, że tak długo zwlekałem, ale miałem na głowie sporo spraw. Tomek przyjechał do stolicy i trzeba się było nim zająć. Rozumiesz, matka by mnie zabiła, gdybym nie poświęcił mu trochę czasu.

- Tomek? - zdziwiłam się.

- Wybacz... – parsknął śmiechem. - Mój młodszy brat. Niby chce się czuć niezależny, ale to jeszcze taki głupi dzieciak. W końcu ja sam jestem dzieciak... – Zaśmiał się jeszcze głośniej. - Ale między nami jest piętnaście lat różnicy.

- Czy Tomek jest niski, szczupły i pryszczaty? - spytałam.

- Tak... - potwierdził.

- I z twarzy bardzo podobny do ciebie – Tym razem już nie pytałam.

- Tak mówią... - Krzysztof wydawał się być zbity z tropu. - A skąd wiesz?

- Chyba widziałam go gdzieś na budowie – powiedziałam. - Zresztą, nieważne – dodałam żywszym tonem. - Kiedy ruszamy na tego drinka?

Jeszcze tego samego dnia kierownik odstawił samochód pod hotelem, w którym mieszkał. Przebrał się w luźne, modne ciuchy, po czym ruszył ze mną na dworzec. W czasie pieszej wędrówki popatrywałam na niego z lekką zazdrością. W tych ubraniach wyglądał na kogoś, kto nie musi się martwić o pieniądze. Z kolei ja, w swoich wytartych, znoszonych łachach, czułam się jak biedna kuzynka z prowincji. Nie pasowaliśmy do siebie.

- Ładnie ci w rozpuszczonych włosach – komplementował, jakby słysząc moje myśli.

Kolejka podmiejska dojechała do centrum Warszawy w niespełna pół godziny. Oboje byliśmy obcy w tym miejscu, więc żadne z nas nie miało pojęcia, dokąd warto było się udać.

Zdecydował ślepy traf. Przeszliśmy kilka zatłoczonych przecznic i wstąpiliśmy do pierwszego lepszego lokalu, jaki dysponował wolnym stolikiem.

Przy piwie Krzysztof wypytywał o Rosję, o miasto, w którym żyłam. Chciał wiedzieć, jak tam jest. Mówił, że interesuje się wschodnią kulturą, a na potwierdzenie wymieniał wszystkich rosyjskich pisarzy i filmowców, jakich ponoć ubóstwiał od lat. Czułam się dziwnie, ponieważ większość podawanych nazwisk była dla mnie zupełnie nieznana. Nie miałam pojęcia kim był Jerofiejew, ani jaki wkład w kinematografię miał Eisenstein. Kierowałam rozmową w taki sposób, by to Krzysztof mówił jak najwięcej, zaś sobie pozostawiałam jedynie możliwość przytaknięcia, uśmiechu albo grymasu zdumienia.

Od pewnego momentu nawet nie wiedziałam o czym do mnie mówi. Nie słuchałam treści wywodów, lecz samego tembru jego głosu. Wypijałam kolejne piwo, czując, jak rzeczywistość robi się przystępniejsza, a świat widzialny zaczyna lekko kołysać do snu. Wyobrażałam sobie nagie ciało kierownika. Właściwie tylko o tym jednym myślałam, od samego wejścia do pubu. Z niecierpliwością wyczekiwałam tej szczególnej chwili, gdy przeminie nieznośna faza kurtuazji, a w jej miejsce nadejdzie szczerość – wzajemne ujawnienie seksualnych pragnień. Nie miałam ochoty na zawiązywanie nowej przyjaźni. Liczyłam jedynie na seks.

Po kilku piwach Krzysztof rozgadał się do reszty. Nawijał, jak szaleniec, jakby od lat brakowało mu kogoś, kto go wysłucha.

Ku mojej rozpaczy, w drodze powrotnej sytuacja nie uległa zmianie. Kiedy zostawiliśmy za sobą harmider miasta i wsiedliśmy do pustego, nocnego pociągu, trajkotanie kierownika stawało się jeszcze bardziej nieznośne.

W końcu nie wytrzymałam. Zamknęłam mu gębę, przesiadając się nagle na jego kolana i całując po wargach. Wyglądał na zszokowanego. Nie reagował w żaden sposób, więc pozwoliłam sobie na przejęcie inicjatywy.

Zsunęłam się w dół. Uklękłam na brudnej podłodze, po czym powolutku rozsunęłam rozporek. Wyciągnęłam niewielkiego członka, który przyprawił mnie o lekki uśmiech, bo identycznym dysponował jego młodszy brat. Przylgnęłam do niego, czując, jak moje łono wilgotnieje.

- Nie, Katja, przestań, nie możemy – postękiwał cienkim głosem, choć jego ciało nie protestowało.

Lizałam i zasysałam główkę, równocześnie windując palcami po coraz bardziej napiętym trzonie. Wprost nie mogłam się doczekać penetracji.

- Poczekaj, poczekaj... - szeptał panicznie, tym razem próbując odciągnąć moją głowę od krocza.

Przez wagon przeszedł kontroler, udając, że niczego nie widzi. Zatrzymał się tuż przy drzwiach, kilka metrów od nas. Stamtąd spokojnie obserwował przebieg wypadków, grzebiąc sobie w kieszeni i uśmiechając się od ucha do ucha.

- Katja, do cholery... - jęczał Krzysztof, wciąż zaciskając palce na moich włosach.

Szturchnęłam go kilkoma mocniejszymi razami, po czym uznałam, że wystarczy. Miałam gdzieś, że byliśmy podglądani. Chciałam jak najszybciej usiąść na tym malutkim penisie i wypracować sobie upragnioną rozkosz.

Już odejmowałam usta od główki, gdy nagle zaczął sapać przez zaciśnięte zęby. Poczułam na podniebieniu gorącą kroplę, a po chwili kolejne. W błyskawicznym tempie moja jama ustna wypełniła się po brzegi.

Splunęłam w pobliżu jego butów. Zawiesista mieszanina spermy i śliny ciągnęła się długą nitką od warg do podłogi i w pewnym momencie zaczepiła o moje włosy.

- Brawo, młodzi! - podsumował wąsaty kolejarz, nie przerywając swoich energicznych zabiegów w kieszeni.

- To nie powinno mieć miejsca – powiedział Krzysztof, zasuwając rozporek. - Mam narzeczoną. I ty też masz kogoś.

Nie chciało mi się tego komentować. Byłam do głębi rozczarowana.

- Nie ma za co – rzuciłam obcesowym tonem, a następnie zerwałam się na równe nogi.

Pod wpływem niezrozumiałego impulsu, ruszyłam w stronę kontrolera. Facet popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem. Przez moment przerzucał spojrzenie między mną, a zdziwionym Krzysztofem. Podciągnęłam bluzkę, pokazując mu piersi obleczone w ciasny stanik. Kolejarz wsunął dłoń za materiał i obmacał sutek. Ślinił się, teraz już całą uwagę skupiając na mnie.

Odpięłam pasek, pozwalając by spodnie opadły mu do łydek. Nie miał na sobie gaci, bo i jego członek był na to zbyt długi. Gość trzymał go w jednej z nogawek. Przystąpiłam do intensywnego masowania tego końskiego przyrodzenia, a jednocześnie raz po raz upewniałam się, że dostanę to, czego pożądałam:

- Niech mnie pan zerżnie, bardzo proszę...

W oka mgnieniu penis starszego pana osiągnął gigantyczne rozmiary. Facet rzucił mną o podłogę, podciągnął kieckę. Przysiadł, żeby mnie posiąść, ale w tej samej chwili pociąg zazgrzytał donośnie i przechylił się na bok.

Naraz zgasły wszystkie światła, a nasze ciała rozsypały się bezwiednie, uderzając o siebie wzajemnie, a także o elementy wyposażenia. Kątem oka dostrzegłam głowę Krzysztofa rozbijającą się o metalową rurkę poręczy, a po chwili fontannę krwi sikającą z nosa kolejarza po zderzeniu z windą dla niepełnosprawnych.

Wtedy gwałtownie wyprostowałam plecy i wzięłam głęboki, paniczny wdech. Obudziłam się.

- Zły sen? – zapytał Krzysztof.

Przez moment rozglądałam się po wagonie, próbując ustalić fakty. Wciąż byliśmy w pociągu i sunęliśmy naprzód. Wszystko wskazywało na to, że żyjemy.

- Czy my... - zająknęłam się. - Czy ja... zrobiłam ci...?

Kierownik spojrzał na mnie bezrozumnym wzrokiem. Uniósł ramiona i wybałuszył wargi w pytającym geście.

- Nieważne – Uśmiechnęłam się, wyraźnie uspokojona. - Tak, miałam bardzo dziwny sen.

9.

Pożegnaliśmy się przed hotelem. Do ostatniej chwili liczyłam na to, że wykona jakiś drobny gest, pocałuje albo najzwyczajniej zaprosi do swojego pokoju. Byłam zła, choć jednocześnie rozumiałam, że jego postawę należało uznać za rzadkie zjawisko w szerokim kosmosie męskich zachowań. On naprawdę nie zmyślał w kwestii swoich intencji. Był tak zwanym porządnym facetem, więc wypadało to docenić.

Moja frustracja rosła z każdą chwilą. Od kiedy raz uczepiłam się tej prostej myśli, że mam ochotę na seks, stałam się jej niewolnikiem. Od rana do nocy myślałam głównie o pieprzeniu, co dotąd nie zdarzało mi się praktycznie nigdy.

A co jeśli w grę wchodziło coś więcej, niż bycie porządnym facetem? Może Krzysztof najzwyczajniej przyjrzał mi się z bliska, zobaczył, jak piję, posłuchał co mówię, ocenił moje ciało, a następnie uznał, że mu się to wszystko nie podoba.

Aneta spała już od dłuższego czasu, jak zwykle w ubraniu. Korzystając z chwili prywatności, spróbowałam ponowić próbę osiągnięcia onanistycznej rozkoszy. Tym razem już bez wibracji w telefonie, ani nieudolnych erotycznych wiadomości do Olega.

Zamknęłam oczy, zacisnęłam uda na swojej dłoni, czując przyjemny ucisk w kilku punktach. Masowałam waginę, a jednocześnie delikatnie poruszałam pośladkami, wprawiając ciało w hipnotyczne kołysanie. Powracałam przy tym do sennego wyobrażenia o gigantycznym penisie wąsatego kolejarza. Oddawałam się mu, pozwalałam, by do woli penetrował mnie tym monstrualnym... czymś.

Z początku koński fiut zdawał egzamin z nawiązką. Ujeżdżał mnie po mistrzowsku, zapewniał rozkoszny ból. A jednak raz uwolniona wyobraźnia prędko popłynęła sobie znanymi nurtami. Słowem, zaczęłam przysypiać.

Kolejarz przeobraził się w samochód, rozjeżdżający mnie z hukiem na pasach.

Pijany kierowca wypadł ze środka, by dobić ofiarę.

Dostawałam bolesne kopniaki po całym ciele i zalewałam się krwią.

Przypadkowy świadek chciał rzucić się na pomoc, lecz zamurował go widok psa, zagryzającego właścicielkę na oczach dziecka. Na oczach całego miasta.

Dziecko płakało, bo rożek z lodami upadł do studzienki.

Moja ręka pracowała wolniej i wolniej, zaś coraz bardziej miarowy oddech zwiastował rychłą utratę świadomości.

- Może ci pomóc? - odezwała się znienacka Aneta.

Miała zaspany, zachrypnięty głos, a jednak pobrzmiewały w nim nuty uszczypliwości. Natychmiast wysunęłam rękę z krocza i odchrząknęłam.

- Nie trzeba – odparłam. - To tylko zamyślenie.

- Raczej rozmarzenie.

- Nazwij to jak chcesz – prychnęłam, lekko poirytowana.

- Ja mówię serio – ciągnęła niezrażona. - Mogę ci wylizać, jeśli masz chęć. A jeśli się brzydzisz, to załatwię ci normalne dymanie.

- Przestań już, wystarczy.

- Uwierz mi, tutejsze chłopaki poszarpaliby się na śmierć, żeby cię dostać. - O dziwo, głos Anety brzmiał teraz rzeczowo i szczerze. Był o wiele przyjaźniejszy, niż zwykle. - Czy wiesz, że Dimę zlali? Pobili się, bo walczyli o to, kto pierwszy mnie wyciupcia. Dasz wiarę? Skoro o taką starą dupę walczyli, to pomyśl co by zrobili dla ciebie!

- Aneta, proszę cię – jęknęłam błagalnym tonem. - Ja się tylko trochę dotykałam. Przyłapałaś mnie. Brawo. Ale nie jestem aż tak sfrustrowana, żeby się zaraz rzucać w objęcia tych padalców.

Mówiąc o gnojkach z budowy, do których żywiłam szczerą odrazę, równocześnie przypominałam sobie ich przyrodzenia w stanie erekcji. Mimowolnie kierowałam myśli ku rozkoszy, jaką mogliby mi zapewnić, gdybym tylko schowała gdzieś swoją dumę.

- Może i masz rację... - westchnęła, zadziwiając mnie coraz bardziej. - Ja sama mam już ich serdecznie dość. Daję im jeszcze czasem... Niech się nacieszą, ale trochę brakuje w tym frajdy...

Przez moment odnosiłam wrażenie, że moje słowa w jakiś sposób ją ubodły. A jednak starałam się odtrącać od siebie jakiekolwiek oznaki wyrzutów sumienia względem tej kobiety. Przypominałam sobie jej rozpasanie, ostentacyjne dokuczanie, a przede wszystkim wstrętny incydent z obnażaniem moich cycków.

Zapaliła papierosa. Wessała go do płuc w przyspieszonym tempie, zdawałoby się, raptem kilkoma sztachnięciami, po czym od razu upadła na poduszkę i powróciła do chrapania.

Wciąż czułam niemożebne napięcie w kroku. Ostrożnymi ruchami ujeżdżałam kant poduszki, raz po raz pokasłując dla nie poznaki, niby poprawiając ułożenie ciała w łóżku.

Nawet nie zbliżyłam się do orgazmu, za to pozory zdobywania go pozwoliły mi się zmęczyć i usnąć.

O poranku doceniałam świeżość, jaka wstąpiła we mnie po zażyciu odpowiedniej dawki snu oraz kąpieli. Ponownie odliczałam dni do zakończenia robót i uspokajałam się myślą, że do spotkania z chłopakiem dzieli mnie już mniej, niż miesiąc. Głupie trzy tygodnie oraz kilka dni.

Postanowiłam zdusić niecne fantazje i na powrót zacząć przypominać samą siebie. Choć jeszcze w ciągu nocy zapuszczałam się w niebezpieczne rejony umysłu, dopuszczając ewentualność pójścia do łóżka z jednym z troglodytów, teraz miałam już pełną kontrolę. Nie zamierzałam pozwolić bzdurnym chuciom brać góry nad rozsądkiem. Przecież nie byłam facetem.

Wracając spod prysznica, dostrzegłam w oddali tego samego dzieciaka, który całkiem niedawno wypryskał zawartość jąder na twarz Anety. Byłam już w zasadzie pewna, że miał na imię Tomek i był młodszym bratem Krzysztofa.

Stali przy wejściu do naszego kontenera. Tłumaczył coś Anecie, żywo gestykulując rękami. Ta z kolei milczała. Potakiwała z lekko zwieszoną głową. W którymś momencie położył dłonie na jej wielkich pośladkach, przysunął do siebie i wycałował piersi, schowane za roboczym kombinezonem. Kiedy już nasycił się pocałunkami, gwizdnął na psa, obsikującego boczną ścianę kontenera. Przypiął go do smyczy i ulotnił się, zanim zdążyłam podejść bliżej.

- Aneta... - zagadnęłam później, gdy w trakcie pracy znalazłyśmy się obok siebie. - Powiedz mi wreszcie, co ty wyczyniasz z tym dzieckiem?

- A ty co nagle taka ciekawska? - Posłała mi zadziorne spojrzenie.

- Po co ci to? - drążyłam. - Czy wiesz ile on ma lat?

- A czy ty wiesz? - obruszyła się, nagle rzucając łopatą o ziemię.

Już przedtem robiłam kalkulację w tej kwestii, więc teraz odpowiedziałam bez zawahania:

- Nie więcej, niż siedemnaście. Czyli o jakieś czterdzieści lat mniej, niż ty.

Wyglądała na lekko zbitą z tropu.

- Czternaście ma... - szepnęła z lekkim zakłopotaniem.

- Słucham? - wymsknęło mi się mimo woli.

- Czternaście – powtórzyła dobitnie. - Ale zanim mu dałam, byłam pewna, że już pełnoletni...

Stałam przed nią nieruchomo, z kretyńską miną, jaka naraz odmalowała się na mojej twarzy i już nie chciała jej opuścić.

- Oszukał mnie, gnój jeden – kontynuowała. - A teraz nie chce odpuścić. Tańczę, jak mi zagra.

- O czym ty mówisz...? - wydukałam, kompletnie zszokowana.

- Do hotelu mnie zaprosił. Bogata mamusia mu stawia tego typu wygody. Ona chce, by był zawsze blisko z bratem. Zapewnia mu takie atrakcje, jak weekendy w hotelach czy pensjonatach, wszędzie tam, gdzie akurat ta cipa Krzyś pracuje.

- No i? - ciągnęłam ją za język, czując, że powoli gubię wątek.

- No i mnie wyruchał. To był nasz drugi raz, ale występ wyszedł tak samo kiepski, jak ten pierwszy. Powiedziałam mu, że chemia nie ta, że między nami nie zaskoczyło. A kiedy zbierałam się do odwrotu, ten pokazuje mi nagranie na komórce i oznajmia, że nigdzie nie pójdę, jeśli nie wyrazi na to swojej zgody. Obejrzałam ten filmik. Ruszałam się tam, jak kotka w rui, odgrywałam taką usłużną kurewkę... Widocznie tak już mam, kiedy jestem z chłopcami. No a w międzyczasie Tomeczek tłumaczy mi spokojnie, że jest dzieckiem, że nie ma nawet piętnastu lat. Że to kryminał. Że jestem pedofilką. I że mnie udupi, jeśli nie będę dla niego miła.

Od pewnego czasu nie miałam pojęcia, co się dzieje. Słuchałam, ale ledwo docierało do mnie to, co Aneta próbowała zakomunikować.

- Więc byłam miła. Nadal jestem. Pozwalam mu robić ze sobą wszystko, czego tylko zapragnie, byle tylko gnoja nie podkurwić. A ten zwyrol... - Jej głos zrobił się jeszcze bardziej posępny. - Ten zwyrol jest coraz gorszy. Robi ze mną naprawdę popieprzone rzeczy. Katja, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo popieprzone.

10.

Jej słowa dźwięczały mi w uszach do końca dnia. Mimo to nie potrafiłam zareagować w żaden rozsądny sposób, nie okazałam empatii, nie podjęłam choćby śladowego dialogu w tej sprawie.

Kiedy pod wieczór smutna Aneta wsuwała na nogi nylony i malowała twarz udawałam, że jestem czymś bardzo zajęta. Stukałam bez celu po ekranie smartfona, czekając aż ta opuści wreszcie barak i da mi spokój ze swoimi problemami.

Przecież tak właśnie powinno być, mówiłam sobie. Anetę spotykała zasłużona kara. Mniejsza o szczegóły, nie obchodziło mnie co takiego wyczyniał z nią ten mały, zboczony Tomeczek. Ważne, że skutkowało. Zboczeniec trafił na jeszcze większego zboczeńca i przegrał. Aneta łaziła smętna, zgaszona i nieobecna, dokładnie tak jak sobie życzyłam. Zapewniała upragnioną przestrzeń, która z kolei dawała nadzieję na spokojne dotrwanie ostatnich tygodni wygnania.

A jednak wkrótce uleciało ze mnie wrażenie psychicznego komfortu. Zaraz po szybkim przeglądzie portali informacyjnych, krótkiej partyjce w smartfonową grę dla debili oraz nieudanej próbie wcześniejszego zaśnięcia, odezwały się demony.

Moje ręce znów błądziły w okolicach krocza. Pobawiłam się wargami sromowymi, poświęciłam też chwilę uwagi łechtaczce, po czym uznałam (znów!), że nie zdołam przedrzeć się przez własne blokady czy uprzedzenia.

Nigdy nie uprawiałam masturbacji, nawet w najwcześniejszych latach dzieciństwa. Było to trochę niesmaczne, że uciekałam się do niej akurat teraz, gdy miałam już trzydziestkę na karku, poważny plan na życie, a przede wszystkim konkretne zadania do wykonania tu i teraz. Nie przyjechałam do Polski, żeby zaznawać cielesnych rozkoszy. Miałam tutaj zagryźć zęby, wymęczyć się w pracy fizycznej, a przy tym ostro zacisnąć pasa.

Z rozmyślań wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi, skrobanie wręcz. Zignorowałam to, jak co dzień zresztą. Zdziwiło mnie tylko, że cowieczorne dobijanie się do Anety nie traciło na regularności, mimo faktu, że coraz rzadziej ktoś na nie reagował. W ostatnich dniach podwoje nie były zbyt łaskawe dla zbłąkanych wędrowców.

- No to teraz cię zajebię! - krzyknął z oddali znajomy mi głos.

Ów ktoś bardzo szybko zbliżał się do kontenera i głośno pokrzykiwał.

- Mało ci było, co?

- Spokojnie, Władik, ja w innej sprawie.... – odpowiadał cienki głosik Dimy.

- Już nie żyjesz, pedale jebany!

- Władik, ja tylko...

Zerwałam się z pryczy i pognałam do drzwi. Otworzyłam je zanim nadbiegający chłopak zdążył zadać koledze pierwszy cios, choć było już bardzo blisko.

Światło ze środka momentalnie rozświetliło ich twarze. Oboje spojrzeli na mnie w tym samym czasie. Niejaki Władik okazał się tym samym drągalem o trudnej do zapamiętania twarzy, który niegdyś spuszczał się w Anetę w ciągu trzech sekund. Teraz powoli opuszczał zaciśniętą pięść i patrzył na mnie tępym wzrokiem. Dima zaś błyskał oczami, wyrażając nieme błaganie.

- Cześć, Katja... - powiedział zdrowo przestraszonym głosem.

Przez chwilę milczałam, co pewnie powodowało zamęt nie tylko w mojej, ale i jego głowie. Dima popadał w panikę na myśl o kolejnym laniu, jakie niebawem mogło go spotkać, ja natomiast wolałabym uniknąć bratania się z nim.

- No hej, właź do środka – odezwałam się w końcu, otwierając drzwi trochę szerzej.

Władik wyglądał na zdruzgotanego. Rzucił mi ostre, zdegustowane spojrzenie i ulotnił się tak szybko, jak przyszedł.

Kiedy zostaliśmy sami, Dima od razu przysiadł na brzegu łóżka Anety.

- Wpadłem w odwiedziny... - zaczął – ale widzę, że koleżanki nie ma.

- Będziesz to dalej ciągnął w ten sposób? - zapytałam napastliwym tonem.

- To znaczy...? - zdziwił się, robiąc wielkie oczy.

- Czy masz mnie za skończoną idiotkę? Przed chwilą twój koleżka omal nie spuścił ci wpierdolu, a ty zgrywasz kozaka, że niby ot tak sobie zaszedłeś do nas? Przecież wiem, że cię gnębią, że wymyślili sobie, że nie wolno ci tutaj przychodzić, przynajmniej do Anety. Miej więc odrobinę wdzięczności i szacunku do mnie. W końcu ci pomogłam, nie?

Przez chwilę trawił wszystko, co powiedziałam. Kiwał lekko głową, ze wzrokiem utkwionym w podłodze.

- Dziękuję – wydusił z siebie po dłuższym czasie. - Masz rację.

- Posiedź tu przez chwilę. A potem wypad.

Zagotowałam wodę w elektrycznym czajniku. Zrobiłam mu herbatę, do której wcale się nie kwapił. Co prawda podziękował i wziął kubek do ręki, ale nadal siedział nieruchomo w pozie zawstydzonego cierpiętnika.

W tym czasie leżałam już na łóżku. Powróciłam do smartfonowych rozrywek, choć nie potrafiłam skupić na nich swoich myśli. Odliczałam minuty. Uznałam, że najbezpieczniej byłoby pożegnać Dimę po jakimś kwadransie, tak, aby jego koledzy uznali, że rzeczywiście przyszedł do mnie na krótką pogawędkę.

W końcu zaczął zatapiać wargi w herbacie, a przy tym powoli odzywała się w nim ochota do towarzyskiego zaistnienia.

- Bardzo cię lubię – powiedział. - Mało o tobie wiem, ale bardzo cię lubię.

Odłożyłam telefon i obrzuciłam go uważnym wzrokiem. Zastanawiałam się czy lepiej go zbesztać czy obśmiać. Patrzyłam na tę bezbronną, posiniaczoną mordkę, chcąc odnaleźć w niej jakikolwiek pretekst do ataku agresji.

Jeśli miałabym się przespać z kimkolwiek z tej zgrai troglodytów, Dima z pewnością uchodził za najmocniejszego kandydata. Wydawał się najnormalniejszy ze wszystkich. A może myślałam o nim w ten sposób tylko dlatego, że został upokorzony i odtrącony przez kolegów? Kto wie, może budziła się we mnie litość albo mechanizm kibicowania słabszym.

- Chcesz mnie? - zapytałam.

Moje własne słowa zmroziły mi krew w żyłach. Ale nie tylko w moich. Dolna warga Dimy lekko opadła, zaś ręka z kubkiem zastygła w połowie drogi do ust.

Poczułam nagły imperatyw, by zrezygnować z konwenansów i zrobić coś wbrew sobie samej. Pod czujnym wzrokiem chłopca, zakasałam koszulkę, sięgnęłam do majtek i zsunęłam je nieznacznie, ukazując fragment owłosionego wzgórka.

Wtedy nagle do baraku wdarła się Aneta, zaś ja szybciutko wykonałam komplet zabiegów odwrotnych. Majtki zakryły łono, koszulka brzuch, a ponadto w oka mgnieniu opasała mnie kołdra.

Sublokatorka wyglądała na wycieńczoną. Nie zauważyła niczego dziwnego, poza obecnością Dimy.

- A co ty tu robisz? - rzuciła z niechęcią.

- Czekał na ciebie cały wieczór – odezwałam się dyplomatycznie.

- Spadaj do siebie, poćwierkamy kiedy indziej – Krzywiła się boleściwie, jakby zaraz miała kichnąć. Chyba rzeczywiście miała dość miejscowego towarzystwa.

Dima doznał swoistego wstrząsu. Przerzucał spojrzenie między mną a babcią, jakby nie potrafiąc zinterpretować bodźców, napływających z otoczenia.

- Nie bądź dla niego taka wredna – dodałam łagodnym tonem.

Nie rozumiałam, czemu nagle wchodziłam w rolę mediatorki. Każde wypowiedziane przeze mnie słowo zdawało się brzmieć fałszywie, a poza tym nie pasowało do mnie.

Wzruszyła ramionami.

- Rozbieraj się – powiedziała do niego. - Dam ci pupy, ale masz być szybki, bo jestem zmęczona.

- Katjeńko... - zwróciła się do mnie. - A może ty masz ochotę na rundkę?

W mojej głowie zawrzało, a przez ciało przeszedł ogień. Czułam, jak nerwowy pot stopniowo opanowuje czoło, plecy oraz pachy. Byłam bliska przytaknięcia, lecz mimo wszystko działałam na autopilocie.

- Przestań, zwariowałaś! - oburzyłam się, tym razem na niby.

Nie potrafiłam inaczej.

Aneta potrząsnęła ramionami po raz kolejny. Zdjęła z siebie kurtkę, sweter, luźną bluzkę, a następnie biustonosz. Jej kobylaste piersi rozpłynęły się ciężko, z brodawkami skierowanymi ku podłodze. W tym czasie Dima pospiesznie ściągał spodnie dresowe, pozbywał się bokserek, brandzlował penisa, który w błyskawicznym tempie osiągał docelowe rozmiary.

Wymienialiśmy się spojrzeniami. Próbowałam być obojętna wobec Dimy, jakby rozbawiona obserwowaną sceną, a mimo to na powrót wtykałam palce między uda. Skryta za kołdrą, udawałam, że nic mnie to nie obchodzi.

Aneta ściągnęła dziwkarską miniówę, nylony oraz majtki. Wystawiła na pokaz swój starczy, obwisły srom, który po części był zasłonięty potężnym fałdem brzucha. Ujawniła obfite, iście rubensowskie kształty, przyprawiające widza o lekki smutek, głównie za sprawą siwych włosków, siatek zmarszczek i żylaków. Zachlupotała całym tym obrzydliwym cielskiem, gdy układała nogi pomiędzy kroczem chłopaka. W końcu usiadła na nim i głośno wypuściła powietrze przez zęby.

Przez kilka minut ruszała się żwawo, tańczyła na penisie, wprawiając miednicę w ruch wirowy.

- Przyjemnie ci tam? - pytała. - Mokro, co nie?

Palcowałam cipkę coraz intensywniej, nie odrywając wzroku od pokaleczonej twarzy Ukraińca oraz obleśnych ud, napierających na jego lędźwie z bezlitosną, mechaniczną mocą.

- Mokro, bo już mnie ktoś wcześniej podlał – ciągnęła dziwnie napastliwym tonem.

- No dobra, spuszczaj się, dzieciak, bo nie mamy całej nocy – zaordynowała.

Przyspieszyła, a jednocześnie zrezygnowała z podpierania tułowia na wyprostowanych rękach. Opadła na niego całym ciężarem. Zmiażdżyła swoimi cyckami i niemal przydusiła na śmierć, gdy kontynuowała frykcyjne podrygiwanie.

- Ostatnia szansa... - warknęła, wyraźnie niezadowolona z ujeżdżanego ciała. - Przesuń się!

To mówiąc, usiadła na klęczkach. Poczekała aż Dima wyślizgnie się spod niej, po czym wypięła pośladki.

Obszedł łóżko, położył dłonie na jej biodrach i bez chwili zwłoki wziął ją od tyłu.

- Co wy, kurwa, macie do tego jebania na pieska... - westchnęła z rezygnacją. - Czemu tak was to podnieca? Co wy macie do psów?

Posuwał ją agresywnymi pchnięciami i w istocie wyglądało na to, że w tej pozycji dojdzie o wiele szybciej.

Onanizowałam się po raz nie wiadomo który, ale tym razem nie robiłam sobie żadnych większych nadziei na orgazm. Po prostu pieściłam swój narząd, który w międzyczasie tak mocno zwilgotniał.

Dima pojękiwał i sapał, co zwiastowało nadchodzący wytrysk. Jednocześnie cały czas rzucał mi głodne spojrzenia, jakby czerpiąc z mojej twarzy jakąś dodatkową podnietę.

- Dochodzę... - szepnął. - Gdzie skończyć? - dodał głośniej.

- Wal do środka.

Zacisnął palce na jej tyłku, posłał jeszcze jedno lubieżne spojrzenie w moją stronę, a po chwili wrzasnął.

Korzystając z hałasu, momentalnie zwielokrotniłam uderzenie palca i co sił zwarłam uda. Dreszcz przebiegł po całym moim ciele. Delikatny impuls, napływający z podbrzusza w ułamku sekundy rozrósł się do potężnej eksplozji. Wcisnęłam głowę w poduszkę, niejako w obronie przed potrzebą krzyku. Nareszcie to poczułam.

Dima wyjął penisa z pochwy i zabrał się za ubieranie. Aneta nadal pozostawała w pozie usłużnej suki.

- Zanim wyjdziesz, bądź tak miły i podstaw mi coś pod pizdę.

Zupełnie nie zrozumiał, o co jej chodziło. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem, jakby szukając podpowiedzi.

- Tam na ziemi, obok łóżka jest taka szmata – wyjaśniła.

Zastosował się do poleceń. Umieścił brudny materiał pomiędzy jej nogami. Przysiadł na brzegu pryczy i zastygł, zapatrzony w owłosiony srom.

Kiedy z wnętrza zaczęły wyciekać sążniste krople spermy, jego wzrok na powrót przybrał dziki wyraz. Co więcej, przyklapnięty członek, którego nie zdążył jeszcze ukryć w spodniach, zdradzał zakusy ku rychłemu zmartwychwstaniu. Podrygiwał nieznacznie, przybierał na rozmiarze.

W końcu nie wytrzymał i rzucił się w stronę ociekającej cipki. Zatopił głowę pomiędzy pośladkami, poruszał nią rytmicznie, co wskazywało na to, że właśnie babrał się językiem we własnym nasieniu.

- No proszę... jaki aktywny dzisiaj - zaśmiała się, choć nie brzmiała na zachwyconą.

11.

Następnego dnia było mi straszliwie dziwnie. Po terenie robót poruszałam się w zwolnionym tempie, jakby w obawie, że coś może mi się stać. Wszystko wydawało mi się takie nierealne, zmyślone, jak durny sen.

Przez cały czas dręczyły mnie przebłyski z wczorajszej nocy. Nie potrafiłam zaakceptować wspomnień. Kwestionowałam je i umieszczałam w strefie fantazji.

A jednak za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiło się wielkie dupsko Anety traciłam wszelki dystans i na nowo przeżywałam szok rzeczywistości.

Aneta dłubała rękami w ziemi, eksponując przedziałek między obfitymi pośladkami, które wysuwały się na wierzch przy każdym schyleniu.

Patrząc na nią, widziałam Dimę wtryniającego język oraz palce do jej łona.

Widziałam siebie, opuszczającą bezpieczne schronienie i ciągnącą ku kochankom, jak lunatyczka.

Słyszałam jej wrzaski i jęki, kiedy palce zamieniły się w całą dłoń, ginącą w rozgrzanym wnętrzu.

Splatałam dłonie na jego brzuchu. Masturbowałam go, podczas gdy ten nadal penetrował ręką przepastną pizdę mojej koleżanki.

Czułam drżenie całego łóżka, kiedy w końcu doznała gigantycznego orgazmu.

Czułam zapach rozkoszy; jej soków, przemieszanych ze spermą i potem.

Czułam, że nie mam nad sobą kontroli, że w baraku rozproszyła się istna zaraza zepsucia, która wyzwalała atawistyczne odruchy.

Czemu tuliłam do siebie jej tyłek, uczepiając się go, jak boi na rozszalałym morzu? Czemu pozwalałam, by Dima rżnął mnie od tyłu, a potem spuszczał się na moje plecy?

Gdzie w tym wszystkim był rozsądek, przyzwoitość?

- No to żeśmy się do reszty porozkręcali... - Te słowa Anety do teraz drążyły mój mózg.

Wypowiedziała je akurat wtedy, gdy lizałam jej piersi i podgryzałam sutki. Pieściłam ją, a w tym samym czasie podstawiałam palce do ust Dimy. Ten oblizywał je, całował, a równocześnie ślizgał się z rozkoszą w rozciągniętej, skapciałej cipce Anety.

Potem ja, siedząca na nim i podskakująca z morderczą, palącą żądzą.

Potem on, strzelający prosto do mojej buzi.

Potem ona, całująca mnie i przełykająca zawiesinę za mnie.

- Co ty dzisiaj taka zamyślona? - zagajał Krzysztof, odciągając mnie od pieprznych wspomnień.

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Przed oczami nadal wirowały mi brudne obrazki, które sprawiały, że czerwieniłam się ze wstydu.

Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się, licząc na to, że da mi wreszcie spokój.

- Masz chwilkę? Chciałbym na słówko...

- Później, może później, mam dużo roboty – Zbywałam go, sięgając po łopatę, pierwsze lepsze narzędzie, jakie akurat leżało w pobliżu.

Ktoś obok odpalił hałaśliwy agregat, a ja znowu pomyślałam o Anecie. O tym, jak w którymś momencie padła bez sił i zaczęła straszliwie chrapać.

W tamtej chwili Dima też już tracił wszelki zapał. A jednak nie pozwalałam mu wyjść. Obciągałam jego przykurczonego, zmęczonego fiuta. Trzepałam go brutalnie, wymuszając kolejną i kolejną erekcję.

Wziął mnie jeszcze trzy razy. Za każdym razem, coraz mocniej zaniepokojony przebiegiem wydarzeń. To, że ciągle nie miałam dość musiało być dla niego zupełnie niezrozumiałe.

W przeciwieństwie do Anety, pilnowałam uważnie, by nie tryskał w przewody rodne. Kończył na mojej twarzy i brzuchu, choć w tym przypadku słowo „kończył” traciło swe zwyczajowe konotacje. Pod koniec tej szaleńczej jazdy jego jądra były już kompletnie puste, zaś wytrysk oznaczał pojedynczą, miniaturową kroplę, z trudem przeciskającą się przez nasieniowód.

Kiedy do reszty spompował się z sił i zaczynał przysypiać u mojego boku, wsadziłam sobie jego rękę do krocza. Z jej pomocą, doprowadziłam się do kolejnego, czwartego już orgazmu.

Dopiero o bladym świcie poczułam oznaki spełnienia. Przysypiałam z włosami posklejanymi od spermy, cała cuchnąca i lepka od ludzkich wydzielin. Koniec końców osiągnęłam poziom Anety, a niewykluczone, że zeszłam jeszcze niżej.

Wychodziło na to, że moje potrzeby seksualne były dla mnie kompletną tajemnicą. Dotąd musiałam tłumić je w sobie, ignorować bez udziału świadomości.

Przez cały dzień Aneta zdawała się patrzyć na mnie z lekką rezerwą. Podejrzewałam, że w jej mniemaniu posunęłam się o jeden krok za daleko. Moja wczorajsza eskalacja chuci przerosła wszelkie dopuszczalne normy w temacie erotyki albo zwyczajnie uznała ją za ciężkostrawną.

Wcześniej byłam ignorowana jako cicha myszka czy wręcz pokutnica, a teraz będę ignorowana jako ta nadpobudliwa, zboczona dziwka.

- Słuchaj, chciałbym jednak z tobą porozmawiać. To delikatna sprawa... - Tymi słowami Krzysztof ponowił próbę konwersacji.

Nie miałam śmiałości, by dłużej odmawiać mu swojego czasu. Kiwnęłam głową, czekając na jakieś niesłychane rewelacje w rodzaju: „narzeczona myśli, że ją zdradzam” albo „odkryłem korelację między powieściami Bunina a filmami Eisensteina!”.

- Ale nie tutaj – powiedział, oglądając się nerwowo za siebie.

Poszliśmy do jego auta. Krzysztof długo nie potrafił wyznać, co mu leżało na wątrobie. Sięgnął po termos i z namaszczeniem napełnił kawą plastikowe kubeczki. Po chwili majstrował przy ustawieniach ciepła w aucie, uruchamiając jakieś dodatkowe dmuchawy.

- No więc...? - ponagliłam go.

- Katja, posłuchaj, mamy pewien kłopot – stwierdził grobowym tonem. - Wczoraj wieczorem, kiedy wróciłem do hotelu, portier rzucił jakąś uwagę na temat mojej matki. Powiedział, że fajna z niej babka.

Parsknęłam śmiechem i naraz zakryłam usta dłonią, próbując powstrzymać kolejne spazmy.

- To nie jest śmieszne! - zaperzył się.

- Do czego właściwie zmierzasz? - spytałam.

- O to samo zapytałem portiera. A ten mówi mi, że przecież do mojego brata co i rusz wpada mama w odwiedziny. Że spędzają czas w pokoju albo wychodzą razem na spacery z pieskiem. Był przekonany, że o tym wiedziałem... - Krzysztof zaczął zaciskać dłoń na kierownicy, jakby szykował się do jakiegoś manewru. - Sęk w tym, Katja, że nasza matka mieszka w Poznaniu, a obecnie jest na wakacjach w Brazylii.

Powoli zaczęłam rozumieć, o co mu chodzi, ale nie dawałam po sobie poznać.

- Przycisnąłem go – ciągnął. - Spytałem Tomka, kim jest ta kobieta, którą portier opisał jako naszą matkę. I wiesz co braciszek mi powiedział? Że to Aneta, ta twoja koleżanka z baraku, która sypia z każdym, który o to poprosi!

- Zaraz, zaraz... - wtrąciłam. - Skąd wiesz, że Aneta tak robi?

- A jak mam nie wiedzieć? - Był bliski roześmiania się. - Gadają o niej całymi dniami. Gdzie bym nie poszedł słyszę, że Aneta to, Aneta tamto. Temu obciągnęła druta, tamtemu pozwoliła, żeby wsadził... no nieważne.

- Czyli znasz ukraiński – stwierdziłam z lekkim zaskoczeniem.

- Oczywiście, że znam ukraiński! Przecież muszę jakoś pracować z tymi ludźmi! Katja, do kurwy nędzy, ale nie o to tutaj chodzi! Mówię o Tomku. On ma czternaście lat. I właśnie zdradził, że jest molestowany przez kobietę w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat, moją pierdoloną pracownicę!

Na moment zapadła cisza, którą mąciło jedynie siorbanie kawy. Sparzyłam sobie usta, zastanawiając się, jakie stanowisko powinnam przyjąć w tej sprawie.

- Muszę to zgłosić na policję – powiedział zbolałym tonem. - Ale nie uśmiecha mi się to... Matka mnie zabije. Nie wiem, jak jej to wytłumaczę. Pozwoliłem, żeby jakaś obleśna staruszka krzywdziła mojego brata. Nie wspominając też o całym tym szambie, w jakie zaraz wrzucą naszą firmę dziennikarze. Kurwa, co za absurd...

- Krzysiek, przestań już, bardzo cię proszę – szepnęłam. - Nikt nikogo nie krzywdził. A jeśli już, to na pewno nie Aneta. Twój braciszek miał jakieś chore fantazje i po prostu je zrealizował. Tyle słyszałam.

Kierownik spojrzał na mnie dziwacznym wzrokiem, w którym dostrzegłam zarówno oburzenie, jak i krańcową konsternację.

- Podawał się za kogoś innego, za dorosłego – perswadowałam. - Nabrał Anetę, a potem ją wykorzystywał. Gdzie tu mowa o krzywdzie?

- Czyli wiedziałaś o wszystkim – syknął.

- Tak.

- Wyłaź z samochodu.

- Krzysiek, posłuchaj...

- Wypierdalaj! - wrzasnął na pełne gardło.

12.

Po pracy wracałam do kontenera z roztrzęsionym sercem i ze sporym opóźnieniem. Odwlekałam powrót tak długo, jak było to możliwe. Łaziłam po mieście, zaliczając niemal wszystkie jego krańcowe punkty. Zwiedziłam rogatki, z których roztaczał się widok na autostradę oraz pola uprawne.

Czułam, że zaraz wydarzy się coś niedobrego.

Wybuchnie awantura, podczas której zmuszona będę wziąć jedną ze stron.

Ludzie skoczą sobie do gardeł.

Przyjedzie policja.

Policyjny owczarek rozszarpie kogoś na moich oczach.

Aneta stała przy wejściu do baraku. Wyglądała na równie podenerwowaną, co ja. Paliła papierosa i rozglądała się strachliwie we wszystkie strony.

- Czyli już wiesz... - szepnęłam smutno, czując jak w moim gardle więźnie nieistniejąca gula.

- To obrzydliwe – odpowiedziała. - To naprawdę pojebane.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na bladoniebieską poświatę, dobywającą się gdzieś zza kontenerów na placu. Policja była już na miejscu.

- I co teraz będzie? Przesłuchania? - Mój głos drżał z przejęcia.

- Pewnie tak... - stwierdziła, patrząc pustym wzrokiem w mrok, po czym zaciągnęła się papierosem. - W każdym razie ta afera na pewno nie obędzie się bez rozgłosu. Zobaczysz, zaraz wszyscy będą o tym pitolić.

- Tak mi przykro – powiedziałam tonem, który mógłby uchodzić za grzecznościowy, gdyby nie to, że pobrzmiewało w nim niezdrowe zaciekawienie.

- Mi też przykro, Katjeńko... Nie podejrzewałam, że aż tak bardzo mnie to weźmie – Popadła w nagłe zamyślenie.

Patrzyła pod nogi nieprzeniknionym wzrokiem. Po chwili pet zaczął przygasać na jej paznokciach, co sprawiło, że pisnęła z bólu i zatrzepotała ręką.

- A tobie go nie żal? - wypaliła, przydeptując kiepa.

- Mi...? - Ze zdziwienia aż skierowałam kciuki ku piersiom.

- No tak. Tobie – powiedziała z naciskiem. - Wczoraj odnosiłam wrażenie, że było ci całkiem dobrze. Szalałaś na ostro, świrowałaś do białego rana. A dziś co? Tabula rasa?

- Katja, czemu właściwie łączysz te dwie różne sprawy? – zdziwiłam się. - Co niby ma wspólnego ten mój... - Na moment zabrakło mi słów. - No co ma ten wyskok wspólnego z tym, że spałaś z dzieckiem?!

Spojrzała na mnie ze zdumieniem.

- Czemu próbujesz mi teraz dojebać? - warknęła oburzona. - To takie dla ciebie ważne, żebym czuła się jak gówno?

Kompletnie pogubiłam się w wątkach, więc patrzyłam na nią bezbronnym wzrokiem, licząc na to, że za chwilę rzuci mi jakieś koło ratunkowe.

- Nic cię nie rusza, że zajebali tego chłopca, co? - syknęła. - Wolisz wyciągać jakieś niesamowite fantazje na temat samej siebie? I na każdym kroku wykazywać, jaka to lepsza i mądrzejsza jesteś od nas wszystkich, nawet od tego, który cię pieścił całą noc tylko dla twojej przyjemności?

Jej słowa zmroziły mi krew do samego szpiku. Spuściłam głowę i spróbowałam przejść obok, by jak najprędzej zniknąć we wnętrzu naszego syfiastego domku.

Powstrzymała mnie silnym uściskiem palców na ramieniu.

- O co chodzi? - spytałam.

Uścisk zelżał. Aneta naraz przeniosła swoje potężne dłonie na moją twarz.

- O Dimę chodzi... - szepnęła, zaglądając w moje oczy – albo o tę całą bandę debili. Zmasakrowali go dziś do nieprzytomności. Prawie zatłukli na śmierć. A wszystko przez to, że wczoraj zabawiłyśmy się z nim o kilka godzin za długo... Pogadałam z takim jednym konusem. Przyznał się, że jakiś czas temu Władik zabronił Dimie ze mną spać. Groził mu pobiciem. Ponoć któregoś dnia ubzdurał sobie, gnojek jeden, że należę do niego i od tamtej pory osobiście decydował, kto może do mnie przychodzić, a komu nie wolno.

- Sama nie wiem czemu go nie pogoniłam wczoraj. Chyba po prostu nie wierzyłam, że to coś więcej niż pogróżki – westchnęłam boleściwym tonem, jakby oczekując pocieszenia.

- A wiedziałaś o tym? - Uniosła brwi.

- Słyszałam trochę przez drzwi, kiedy go lał za pierwszym razem.

- Kretynko! - wrzasnęła wściekle. - Czemu mi o tym nie powiedziałaś? A tamto pierwsze pobicie, to co? Coś mniejszego, niż pogróżki?

- O czym miałam mówić! - odpowiedziałam z podobną agresją. - O tym, że jakieś prymitywy się pokłóciły o ciebie! Przecież sama dobrze o tym wiedziałaś, chyba nawet byłaś dumna z tego, że walczą o dostęp do twojej cipki. To ty nakręciłaś to całe szambo. No więc masz swojego zasranego samca alfa! Podniecało cię, że bzykasz prawdziwego przywódcę? To teraz zbieraj plony. Podniecaj się tym, co z niego zostało.

Byłam oszołomiona. Sama nie do końca rozumiałam, o czym paplałam. Powodował mną szał oraz usilna potrzeba odbicia piłeczki z dala od mojej strefy bezpieczeństwa.

Aneta zsiniała ze złości i zaczęła lekko drżeć. Przez moment wydawało mi się, że uderzy mnie w twarz. Zresztą pewnie by to zrobiła, gdyby obok nas nie wyrosło nagle dwóch rosłych policjantów.

Wzięli nas na komendę, wszystkich bez wyjątku. Dwudziestu kilku facetów i dwie kobiety zasiadało wzdłuż ściany na szerokich drewnianych ławach. Wśród nas był również kierownik. Siedział na samym końcu korytarza, z głową zwieszoną do piersi.

Obskurne, odrapane wnętrze, pogrążone w półmroku oraz martwa cisza tworzyły iście wisielczą atmosferę. Raz po raz z pokoju przesłuchań wychodził jakiś łysy policjant i drętwym głosem wywoływał interesujące go nazwisko.

Kiedy kolejny chłopiec szedł ślamazarnym krokiem ku drzwiom, łysol pokrzykiwał gniewnie:

- Ruchy, brudasie, ruchy!

Czułam się tutaj, jak w jakiejś totalitarnej, bandyckiej katowni, a nie jak w urzędzie policyjnym nowoczesnego państwa, bądź co bądź członka Unii Europejskiej.

Aneta była mocno roztrzęsiona, z każdą chwilą coraz bledsza. W pewnym momencie pochyliła się na bok i oparła głowę na moim ramieniu.

- Nie mówimy nic – zaszeptała stanowczym tonem. - Nic nie wiemy, nic nie widziałyśmy, nic nie słyszałyśmy.

- To chyba nie jest dobry pomysł – skwitowałam.

- Mamy prawo zachować milczenie, czyż nie? - Sypnęła tekstem z jakiegoś filmu.

- Aneta, ale przecież my nie będziemy o nic oskarżone...

- A chuj wie, czy nie będziemy – westchnęła ze zgrozą. - Połowa tego towarzystwa obskoczyła moją dupę. Skąd wiesz co te gnojki teraz wygadują? Gliny zaraz mi wmówią, że to ja wszystkim kierowałam. Manipulowałam dzieciakami, a jak coś mi nie podpasowało, to kazałam im stłuc Dimę. Pewnie będzie ich wkurwiać, że taka kurewka ze mnie. Mówię ci, te mendy mają obsesję na punkcie starych kurewek...

Ku mojemu zaskoczeniu, policjant prowadzący przesłuchanie okazał się chłodnym profesjonalistą. Zadawał rzeczowe pytania, pozbawione jakiś emocjonalnych wyskoków, szantaży czy ataków na tle etnicznym.

Pod wpływem jego spokojnych, mądrych oczu oraz przyjemnego tembru głosu odzyskałam wewnętrzny spokój. Odpowiadałam na wszystko bez zawahania i nie taiłam przed nim żadnego faktu.

Opisałam także wczorajszą noc, nie szczędząc takich szczegółów, jak ilości wytrysków poszkodowanego oraz miejsca, w jakie były skierowane. Co dziwne, mówienie o tym w sposób oficjalny nie powodowało we mnie zakłopotania. Doznawałam wręcz ulgi, przypominającej wyznanie grzechów.

- Pani Katjo – przerwał mi łagodnie, gdy popadałam w słowotok na temat penisa Dimy. - Mimo wszystko bardziej interesuje mnie, co działo się później. Odbyliście wielokrotny stosunek płciowy, to już wiem. Ale o której skończyliście? O której godzinie Dima wyszedł z pani lokum i udał się do siebie?

Zadał mi ćwieka, ponieważ nie miałam bladego pojęcia, co robił po moim zaśnięciu. Ostatnie, co pamiętałam to orgazm, jaki osiągnęłam za pomocą jego ręki, a także pierwsze promienie słońca, wpadające do środka przez szybkę w drzwiach. Powiedziałam o tym śledczemu.

Zasępił się. Splótł ręce na piersi i spojrzał na mnie smutno.

- Powiem pani coś, czego nie powinna pani usłyszeć na tym etapie. Ten chłopak nie chce mówić. Albo ze strachu albo z powodu szoku, jakiego doznał. Tu nie chodzi tylko o pobicie, ale i brutalny, zbiorowy gwałt. Tak wynika z obdukcji. Zdarzenie miało miejsce o świcie, między szóstą, a siódmą czterdzieści. Tuż przed ósmą świadek znalazł nieprzytomne ciało pośród worków śmieci. Czy rozumie pani, co próbuję powiedzieć?

- Jak to zgwałcony...? - palnęłam durnym tonem.

- Spałyście z nim we dwie – powiedział z naciskiem. - Potwierdza to pani słowem, więc pewnie i potwierdzą badania genetyczne. Wiemy też, że poszkodowany został spenetrowany analnie. Na obecną chwilę nie można wykluczyć, że nie należała pani do grupy uczestniczącej w napaści.

- Mój Boże... - jęknęłam. - To był seks. Przecież on też tego chciał! Nie mam pojęcia, co działo się po jego wyjściu!

- W takim razie zapytam jeszcze raz. O której wyszedł?

- Nie wiem... naprawdę nie wiem.

Chwilę później opowiedziałam o Władiku. Opisałam jego wcześniejsze groźby względem Dimy oraz przemoc, jakiej dopuścił się już wcześniej.

- Słowo przeciwko słowu – podsumował policjant.

13.

Trzymali nas na dołku przez kilkanaście godzin. Zwolnili tylko Krzysztofa, który jako jedyny nie mieszkał w barakach i znajdował się z dala od kręgu podejrzeń. Kiedy zmierzał do wyjścia, miałam wrażenie, że próbuje mnie zamordować wzrokiem.

Zabrali dokumenty i telefony, po czym wysłali do cel. Na szczęście odseparowali nas od chłopaków, którzy byli zmuszeni gnieździć się w jednym pomieszczeniu. Sąsiadowaliśmy ze sobą przez ścianę, przez co słyszałam ich ożywione rozmowy.

Aneta nie potrafiła dłużej usiedzieć w miejscu. Wierciła się po celi, posapywała, przecierała pot z czoła, mimo że w pokoju było bardzo chłodno. Twierdziła, że zaraz zemdleje.

Kiedy z sąsiedniej celi zaczął dobiegać tubalny głos Władika, strofującego współwięźniów, a zarazem wypytującego o złożone przez nich zeznania, Aneta dostała szału. Zacisnęła ręce na kracie i posyłała gromy w korytarz:

- Zajebię cię! Rozumiesz, debilu? - darła się. - Za to co zrobiłeś, wsadzę ci rozgrzany pręt do dupy! Rozwalę mordę łopatą! Rozumiesz, skurwysynu? Dociera do ciebie?

Próbowałam ją uspokajać, ale wkrótce zrobił to za mnie sam efekt jej okrzyków. Cela chłopaków pogrążyła się w absolutnej ciszy.

W samym środku nocy, gdy korytarz zagrzmiał od zmasowanego chrapania robotników, Aneta przylgnęła do mnie, jak dziecko szukające pocieszenia. Przez dłuższą chwilę siedziałyśmy na ławie, wtulone w siebie nawzajem, po czym ta z głupia frant zaproponowała minetę. Natychmiast odmówiłam, lekko zdziwiona, że myśli o czymś takim akurat w tym momencie.

- Tak tylko grzecznościowo pytam... - powiedziała niezrażona.

Od słowa do słowa zaczęła opowiadać o sobie. Mówiła o dwóch mężach, przerywanych ciążach, a przede wszystkim o seksie, który stanowił jej największą obsesję. Tym razem mówiła o tym bez ogródek. Przyznawała się otwarcie do seksoholizmu, który przez wiele lat sukcesywnie niszczył jej życie, a na koniec przemienił w ludzki wrak. Samotną kobietę, pozbawioną zahamowań oraz jakichkolwiek wygórowanych oczekiwań. Karykaturę.

Przez kilka kolejnych godzin opowiedziała szeptem o setkach mężczyzn, z jakimi w życiu sypiała oraz kuriozalnych, czasem zabawnych, a niekiedy przerażających historiach z nimi związanych.

Na koniec opisała z detalami swoją udrękę z nieletnim Tomkiem. To jak ją przymuszał do seksu oraz to, w jaki sposób szantażował. Zreferowała każde ich spotkanie. Sporo uwagi poświęciła detalom, które odbierałam z autentycznym szokiem.

Byłam już powoli zmęczona słuchaniem, mimo ciężaru gatunkowego podejmowanych tematów (albo z jego powodu), a także faktu, że po raz pierwszy od wielu miesięcy zaczynałam myśleć o niej, jak o tak zwanej „fajnej babce”.

Było mi nawet trochę przykro, że tę fajną babkę spotykały w życiu takie nieprzyjemności, ale miałam też stanowczo dość jej ględzenia.

O poranku wypuścili wszystkich oprócz Władika i kilku jego kolegów.

- Najwyraźniej Dima zaczął wreszcie mówić – wymamrotałam pod nosem.

- I tak nie mogli nas trzymać dłużej, jeśli nie postawili zarzutów – oceniła Aneta.

Miałam ogromną potrzebę wyżalenia się komuś, najlepiej chłopakowi. Zamierzałam z miejsca zadzwonić do Olega, nie bacząc na niewygodną, wczesną porę. Mój zapał ostygł, gdy odkryłam, że w ciągu nocy nie napisał do mnie ani razu. Właściwie, nie odezwał się już od kilku dni.

Na placu czekała na nas garstka warszawskich dziennikarzy. Krzysztof rozpędzał ich oraz chował się przed kamerą w biurowym kontenerze. My również nie zamierzaliśmy odpowiadać na żadne pytania. Zasłanialiśmy się barierą językową albo po prostu odchodziliśmy na bok.

Tego dnia wszelkie prace w terenie były odwołane. Jak się wkrótce okazało, nie było nam już dane dokończyć robót w tym mieście.

Kierownik przyjął u siebie dwie kobiety z Urzędu Miejskiego, które widziałam już przedtem, choć w zupełnie innych okolicznościach. Deliberowali nad czymś przez prawie godzinę, a następnie pożegnali się przed biurem w dość zdawkowy, by nie powiedzieć oschły sposób.

Później Krzysztof wzywał do siebie każdego pracownika po kolei. Wypłacał im należne wynagrodzenie, od którego pieczołowicie odliczał ostatnie nieprzepracowane dni. Zwolnił wszystkich bez wyjątku. Co dziwne, rozmowę ze mną i Anetą odłożył na sam koniec.

Kiedy na placu zaroiło się już od toreb i walizek, wyciąganych przez chłopców z poszczególnych baraków, Krzysztof zaprosił do biura nas obie.

- Nie będę już gadał o tym jak bardzo się na was zawiodłem... - zaczął niepewnym tonem. - Wczorajszy dzień za bardzo zszargał moje nerwy. Powiem tylko, że mnie zniszczyliście. Wy wszyscy pospołu. Kolektywnie i bez wyjątku.

Zrobił krótką pauzę, podczas której przebierał nerwowo palcami.

- Jestem po rozmowie z urzędem oraz zarządem firmy. Zleceniodawca zerwał umowę, a zarząd nie zamierza kontynuować ze mną współpracy. Bardzo wam dziękuję. Gratuluję i życzę dalszych sukcesów.

- Zarząd? - wtrąciła Aneta z oczywistym sarkazmem. - Masz chyba na myśli swoją mamusię?

- Tak – syknął wściekle. - Mam na myśli swoją mamusię. Czyli osobę, która samodzielnie zbudowała renomę firmy. Pociła się, cierpiała na nerwicę, bezsenność. Podupadała na zdrowiu, by najpierw utrzymać skromną, ale i bardzo trudną działalność, a z czasem rozwinąć do dzisiejszych rozmiarów. Słowem, dwadzieścia lat ciężkiego znoju. I po co? Ano po to, by dwie głupie dziwki zrujnowały ją w kilka miesięcy.

- Czyli chłopaki, których zatrzymała policja są dziwkami – stwierdziłam z irytacją.

- Ty jesteś dziwką! - uniósł się. - Ty i ta twoja zboczona koleżanka. Obie jesteście parszywymi kurwami. Urządziłyście sobie wygodny burdelik pod moim nosem, na pieprzonym terenie budowy i pewnie jeszcze nieźle na tym zarobiłyście. Czy myślisz, że to o pobiciu teraz wszyscy mówią? Włącz sobie telewizję, odpal pierwszy lepszy portal. Jedyne, co interesuje opinię publiczną, to ten wasz mały biznesik, te patologiczne, niekończące się orgietki. Powinienem was pozwać!

- Z tego co wiem, rozwiązłość nie jest karalna. - stwierdziła Aneta z rozbrajającą szczerością.

- A ty milcz! - krzyknął na nią. - Milcz, jak grób i nie wychylaj się z żadnymi takimi tekstami. Bo akurat ciebie jedną mógłbym wsadzić do pudła na długie lata.

- To czemu nie wsadzisz? - drążyła. - Boisz się jeszcze większego rozgłosu, co?

Zacisnął szczęki. Sięgnął do blaszanej kasetki i wyciągnął gruby plik banknotów, z którego ułożył na stole dwa równe stosiki, jedną po mojej stronie, drugą obok Anety. Dołożył również dwa arkusze z wypowiedzeniem umowy.

- Porozmawiałem z bratem. - odezwał się po chwili. - Ta druga sprawa zostanie między nami.

Aneta zabrała swoją wypłatę, po czym od razu skierowała się do wyjścia.

- Jebał cię pies! – warknęła, trzaskając drzwiami.

Przez moment miałam ochotę zerwać się z miejsca i zniknąć tak samo szybko, jak koleżanka, ale powściągnęłam emocje. Dręczyło mnie poczucie skrajnej niesprawiedliwości, które pragnęłam choć trochę uśmierzyć.

- Czy wiesz czemu tak powiedziała? - spytałam po chwili, ledwo panując nad drżeniem głosu.

- Tak – odpowiedział bez wahania. - Bo jest niewdzięczna, zepsuta, a do tego umysłowo upośledzona.

- Porozmawiaj z bratem jeszcze raz – zasugerowałam. - Ale tym razem bądź dla niego bardziej krytyczny. I zadawaj mu dużo pytań.

- Posłuchaj... - Krzysztof skrzywił twarz z niesmakiem. - Nie wiem, co ta druga kurwa zrobiła ci z mózgiem, ale wiem, że nic mnie to już nie obchodzi. Po prostu wyjdź.

- Spytaj go, proszę – ciągnęłam – co ostatnio wyczyniał ze swoim psem, do czego go zmuszał. Pewnie od razu ci powie, że to Aneta wymyśliła. Że to wszystko było jej pomysłem.

Spojrzał na mnie wrogo, ale i z pewną dozą zaskoczenia. Nadal milczał, spodziewając się rozwinięcia wątku.

Westchnęłam głośno. Byłam na siebie zła, że napoczęłam ten temat. Teraz nie miałam wyjścia i musiałam go zamknąć:

- Zaczęło się od tego, że się ze sobą przespali. Początkowo to Aneta była stroną prowokującą. Cieszyła ją jego młodość i bla bla bla. Potem jednak role szybciutko się poodwracały. Ona nie miała pojęcia, że chłopak jest nieletni, on z kolei miał z tego ubaw. Zastawił na nią świadomą pułapkę. Mówiłam ci już o tym, a przynajmniej usiłowałam powiedzieć.

- Poczekaj, poczekaj... - Krzysztof próbował wtrącić jakieś zdanie albo po prostu zakończyć mój monolog.

- Nagrał telefonem ich radosny seks, a dopiero po wszystkim ujawnił przed nią swój wiek. Aneta dostała szału i posyłała go do diabła. W tym samym czasie twój braciszek spokojnie przedstawiał swoje warunki. Żądał, aby było mu podległa i robiła co jej każe. Wiem, że brzmi to dość naciąganie, ale to niestety prawda. Sama nieraz widziałam, jak Tomek zaczepiał Anetę, wtryniał jej język do ust albo obłapiał, szepcząc coś na ucho. Wieczorami tamta lazła do niego ze smutną miną, a wracała z jeszcze smutniejszą. Krzyśku, uwierz mi, on ją osaczał. Wykorzystywał. Znęcał się nad nią. Spójrz na to z tej strony; nie mam w tej chwili żadnego powodu, by przekonywać cię do swoich racji. Przecież mogłabym wyjść i machnąć na to wszystko ręką. Zresztą, Aneta nie jest dla mnie żadną przyjaciółką. Przez większość pobytu wręcz gardziłam jej osobą.

- No to po co się tak produkujesz? - spytał niby złośliwie, a jednak odrobinę łagodniejszym tonem.

- Bo mnie wkurzyłeś – odparłam bez wahania. - Bo nie jestem kurwą, jak twierdzisz, a Aneta nie molestowała twojego brata. Bo twój braciszek wcale nie jest świętym aniołkiem, za jakiego go masz. Bo gówno wiesz, co się tutaj tak naprawdę wydarzyło!

Tym razem spojrzenie Krzysztofa wydawało się bezradne. Miałam wrażenie, że znów powrócił ten dawny, nieogarnięty kierownik, który nikomu nie potrafi narzucić swojej woli.

- Od jakiegoś czasu mówisz do mnie po rosyjsku, zauważyłaś? - odezwał się z pewnym ociąganiem. - Ale nieistotne, i tak wszystko rozumiem.

- Na pewno rozumiesz?

- Wiem, że nie jesteś ku... - Tym razem słowo „kurwa” już nie przechodziło tak łatwo przez jego gardło. - Zrozum mnie, ja też się wkurzyłem. Cała Polska trajkocze teraz o szajce swingersów z placu budowy i o jakiejś skomplikowanej erotycznej intrydze, która doprowadziła do bestialskiego pobicia i gwałtu. Ponoć kilkudziesięciu facetów uprawiało seks z jedną kobietą, a potem dostało bzika. Pożarło się ze sobą z zazdrości i tragedia gotowa. W jednym obozie szaleje tabun imigrantów, w drugim - wyrachowana Polka, rozdająca trefne karty. Na koniec biedny chłopak ląduje w szpitalu z połamanymi żebrami i zębami, a ponadto... - Wzdrygnął się nim dokończył myśl. - A ponadto ze spenetrowanym odbytem. Wszystkie takie niusy sygnowane są nazwą naszej firmy. Domyślasz się, jakie ma to znaczenie piarowe?

- Tak, mam tego świadomość – stwierdziłam spokojnie, zresztą zupełnie szczerze.

- Moja narzeczona dzwoniła – ciągnął temat w coraz odleglejszym kierunku. - Powiedziała, że widziała w telewizji, jak chowam się przed kamerą, i że jest jej wstyd.

- Przykro mi, Krzyśku.

Spuścił lekko głowę. Zaczął zaczepiać paznokcie o paznokcie.

- A ty...? - zagadnął po chwili. - Jaki miałaś w tym wszystkim udział?

- Kochałam się z twoim pracownikiem - powiedziałam z nieukrywanym zażenowaniem. - Jeden jedyny raz i w wyniku spontanicznej decyzji. Był to właśnie Dima.

- Czyli o ciebie się w końcu pobili?

- Nie. Ale gdybym z nim nie spała, być może do niczego złego by nie doszło, a dziś praca trwałaby w najlepsze. Każdy z nas robiłby swoje.

- Nic z tego nie kapuję... - Westchnął, łapiąc się za głowę i podpierając ją łokciami na stole.

- To długa historia.

Nasza kuriozalna, szarpana rozmowa utknęła wreszcie w martwym punkcie. Krzysztof znieruchomiał. Miał zaciśnięte powieki, zaś jego czoło pokryło się siatką marsowych zmarszczek.

Siedziałam w milczeniu przez bliżej nieokreślony czas, po czym uznałam, że to koniec. Nie potrzebowałam już nic więcej mówić, ani tym bardziej słyszeć.

Sięgnęłam po swoje pieniądze i powoli wstałam od stołu.

- Krzyśku, mimo wszystko miło było ciebie poznać... - szepnęłam, a następnie ruszyłam pokracznym krokiem ku drzwiom.

Gdy przestępowałam próg, odezwał się do mnie po raz ostatni:

- O co chodziło z tym psem i moim bratem? - zapytał ciężkim głosem.

- Jebał ją – odpowiedziałam cicho, czując, że moje słowa wybrzmiewają, jak jakiś ostateczny wyrok. - Jebał ją pies, bo twój braciszek tego żądał.

EPILOG

Napisałam do Olega już po zajęciu miejsca w pociągu, który miał mnie zawieźć do Szczecina.

Odpisał ze sporym opóźnieniem.

- To bardzo zaskakujące. A zresztą i tak długo byś tam już nie posiedziała.

- Nie śledziłeś wiadomości? Straszne rzeczy nam teraz zarzucają.

- Nic nie słyszałem. Zresztą i tak nie wymieniliby was z nazwiska.

- Ale domyśliłbyś się przecież, że to o nas. To samo miasto, ta sama firma...

- Na nic nie natrafiłem. Zresztą, mało teraz czytam w necie. No nic, pewnie wzmianka zakopała się pośród wielu innych, głośniejszych.

- Pewnie tak...

- Daj znać, jak będziesz się zbliżać do dworca. Podjadę tramwajem po Ciebie. W międzyczasie poszukam jakiegoś taniego noclegu.

I tyle ze strony Olega. Żadnego „super”, „cieszę się”, „nareszcie cię zobaczę”. A zamiast tego nieustannie powtarzane „zresztą”, „zresztą” i „zresztą”.

Zirytował mnie, ale postanowiłam się nie unosić. W gruncie rzeczy nie warto było analizować podobnych błahostek. Napisał sucho, bo i lubił być rzeczowy.

Całą uwagę skupiłam na deszczowym krajobrazie za oknem. Mijałam paskudną polską prowincję, która do złudzenia przypominała tę naszą. Brakowało tylko grażdanki na szyldach sklepowych.

Chaotyczna, nie pasująca do siebie zabudowa. Bogate domki jednorodzinne oddzielone wysokim płotem od jakichś biednych walących się chatek. Każdy budynek utrzymany w innym stylu. Każdy szczelnie odgrodzony i manifestujący swoją niezależność. W tle poharatane pola uprawne, smutne lasy, czasem jakieś wymarłe miasteczko z kebabem w roli świątyni. Gdzieniegdzie przeskoczy typowo rosyjskie blokowisko, potem zastąpi je zabytkowy, odpicowany kościół, zamek, złomowisko albo market Biedronka.

Oglądane slajdy były przeważnie posępne, z natury przygnębiające, a jednak powodowały we mnie lekką ekscytację. Czułam się wolna.

Nocą nie będę się męczyć od ciasnoty i nieprzyjemnych zapachów, zaś nazajutrz nie czekały mnie żadne obowiązki. Wiozłam ze sobą sporo pieniędzy, które wkrótce miałam spożytkować na budowę własnego gniazdka.

Szybka analiza sytuacji nastrajała pozytywnie. Powoli zapominałam już o Anecie i jej małym haremiku, o zmasakrowanym Dimie czy o Krzysztofie, do którego ciągnęło mnie w chwili słabości.

Pociąg wtoczył się do Szczecina tuż przed północą.

Oleg był słowny, solidny, jak zawsze. Stał na peronie dokładnie w tym miejscu, w którym otwierały się drzwi od mojego wagonu.

Zanim nachyliłam policzek do pocałunku, obrzuciłam go błyskawicznym, taksującym spojrzeniem. Wydawał się jakiś inny. Może chodziło o kilogramy, które zrzucił na budowie, mięśnie, jakie mu się rozrosły, a może o dziwny, nieznany mi błysk w oczach.

Przytulił mnie, ale zrobił to w dość oficjalny sposób. Powiedział, że załatwił nocleg i zaprowadził w stronę przystanku tramwajowego.

Jakieś pół godziny później znaleźliśmy się w smętnym robotniczym hostelu. Zmierził mnie fakt, że na każdym piętrze była tylko jedna, wspólna łazienka, co niewiele odbiegało od tego, co zostawiałam za sobą. Z kolei pokój wydawał się przytulny. Ciasny i biednie urządzony, za to cały dla mnie.

Rzuciłam bagaże na podłogę. Zdjęłam kurtkę, a potem resztę ciuchów. Gdy zabrałam się za zdejmowanie stanika, Oleg wykonał alarmujący gest. Położył ręce na moich ramionach.

- Co robisz? - spytał skonsternowanym tonem. - Chcesz się przebrać?

- Myślałam, że tęskniłeś za tym... - stwierdziłam z rozgoryczeniem.

- Musimy porozmawiać – mruknął.

Przysiadł na brzegu łóżka i poczekał aż zrobię to samo.

- Zdradziłem cię – rzucił sucho. - Spałem z inną kobietą.

Zwiesił głowę. Zacisnął palce na swoich udach. Wyglądał teraz jak wykolejeniec, oczekujący ostatecznego ciosu od losu.

Choć w pierwszym odruchu chciałam odpowiedzieć tym samym, ugryzłam się w język. Uznałam, że zdrada faceta i tak będzie uchodziła za mniej istotną od tej kobiecej.

- Czyżby koleżanka z pracy? - podpytywałam.

- Nie, gorzej...

- Zakonnica?

- Przestań żartować! - oburzył się, stając na równe nogi. - Co się z tobą stało? Nie poznaję cię.

Ale już po chwili zniżył głos:

- Byłem u prostytutki – wyjaśnił zawstydzonym tonem.

- Ty? - rzuciłam z kpiną w głosie.

- Coś mnie podkusiło... Tak wyszło, Katja. Straszliwie żałuję.

- To był tylko jeden raz?

- Dwa razy... - Jego głos zdjęła nerwowa chrypka.

- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?

- Bałem się.

- Jak ona wyglądała?

- Czy to ma znaczenie? - zdziwił się, mimo pokutnej pozy.

- Odpowiedz – upomniałam go z naciskiem.

- Była tania, dużo starsza, brzydka... Nie podobała mi się.

- A jednak dokończyłeś sprawę, co?

- Tak... – Wyznanie przyprawiało go o niemal fizyczny ból.

- W jednym i drugim przypadku - drążyłam. - była to ta sama brzydka kobieta, która ci nie pasowała?

- Tak...

- A jednak nie zraziłeś się za pierwszym razem? Poszedłeś do niej po raz drugi?

- Tak... Przepraszam. Katja, skretyniałem do reszty.

Zrobiłam krótką pauzę. Z rozmysłem.

- Chyba ci nie wybaczę – stwierdziłam surowym głosem. - Na pewno nie, jeśli nie wyznasz całej prawdy.

- Przecież mówię! - jęknął błagalnie.

- W ogóle ci nie wierzę – syknęłam. - Nie rozumiem czemu miałbyś leźć do tej samej dziwki po raz drugi, jeśli za pierwszym razem poszło tak źle. Skoro już przyznajesz się do drugiego razu, musisz mieć na sumieniu o wiele więcej.

Próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się na bok.

- Nie wiem co miałem w głowie, nie mam pojęcia, czemu tak robiłem... - wyjąkał.

- Po prostu powiedz.

- Byłem z nią prawie co weekend – wydukał z trudem. - Gardziłem sobą, było mi niedobrze od tego, a jednak chodziłem do niej bez przerwy. Uzależniłem się. Nie mogłem przestać.

- No proszę... - westchnęłam z triumfem. - I mówi to ktoś, kto nie potrafił napisać choćby jednego świńskiego słówka w esemesie.

Kilka miesięcy później żyliśmy ze sobą, jak małżeństwo, czyli dokładnie tak samo, jak przedtem.

Nudę codziennych rytuałów przyjmowałam jako dar od niebios. Krok po kroku udoskonalałam mieszkanie, w jakim zamierzałam umrzeć. Kupowałam drobne ozdoby, bibeloty, kwiatki doniczkowe, a zarazem planowałam przyszłe większe zakupy. Story, nowe kanapy, sprzęty kuchenne. Sprzątałam ten swój ukochany dom niemal codziennie. Pielęgnowałam go, niczym bliską mi osobę.

Oleg pracował w pobliskiej fabryce, ja z kolei dorabiałam dorywczo w ogrodnictwie. Widywaliśmy się rzadko, a na dłuższe pogawędki pozwalaliśmy sobie właściwie tylko w weekendy.

Nasze rozmowy odbywały się najczęściej w łóżku. Przed lub po seksie.

Nigdy już nie drążyłam tematu prostytutki, za to z czasem Oleg domagał się coraz większej ilości szczegółów dotyczących mojego pobytu w Polsce. Opowiadałam mu co nieco, ale rzecz jasna, uważnie cenzurowałam te najbardziej niewygodne fragmenty historii.

Po pewnym czasie Oleg miał już w głowie niemal kompletny obraz tego, co działo się w podwarszawskim miasteczku. Czasem nawiązywał do tego w żartach, podśmiewał się z postaci Anety albo bandy zidiociałych Ukraińców. Ale najczęściej uczepiał się wątku Tomka i jego psa. Chciał wiedzieć, jakiej był rasy i jak wyglądał. Co dokładnie robił Anecie. Jak przebiegały ich spotkania. Interesował go każdy najdrobniejszy detal, co wydawało mi się bardzo dziwne.

- Co w końcu było dla ciebie bardziej szokujące? - zapytał mnie któregoś razu. - To, że ta staruszka sypiała z dzieciakami czy może to, że pieprzył ją pies?

- Nic już mnie w tej historii nie szokuje. - odparłam znudzonym tonem.

- Seks ze zwierzęciem wydaje ci się normalny? - drążył.

- Nie. Ale uważam, że jest równie porypany, jak większość tego, co ludzie noszą w głowach.

- A czy tobie też chodzi to po głowie?

Zajrzałam głęboko w jego oczy i dostrzegłam w nich niezdrowy błysk.

- Czy dałabyś się pokryć psu? - Jego głos stawał się coraz żywszy i nerwowy. - Bo wiesz, im dłużej o tym myślę... - zawahał się na moment – tym bardziej fascynuje mnie myśl, że mogłabyś to zrobić.

Zamarłam z wrażenia.

- Ja bym niczego nie robił, tylko siedział gdzieś z boku – ciągnął, nadal tym samym mocno pobudzonym tonem. - A ty robiłabyś mu dobrze na moich oczach. Nie musielibyśmy mieć go na stałe. Wystarczyłoby pożyczyć na pół dnia od znajomych. Pomyśl tylko...

- Czyli życzyłbyś sobie mnie widzieć w takiej roli? - odezwałam się lekko przyschniętym gardłem.

- Słuchaj, wiem, że ty się trochę boisz zwierząt. Zwłaszcza po tym, co spotkało twoją matkę... Ale posłuchaj, to wcale nie musiałaby być żadna groźna rasa! Wzięlibyśmy jakiegoś sympatycznego labradora albo owczarka. Dużo bym dał, by zobaczyć, jak się w ciebie wdziera. Jak wali do środka, myśląc o tym, że właśnie cię zapłodnił. Wiesz ile te psy mają energii w sobie, i jak chętnie skaczą na kobiety, jeśli im się pozwoli? I jak je potem...

Od jego słów robiło mi się niedobrze. W pewnym momencie bez słowa ściągnęłam z niego spodnie i zauważyłam, że jego penis od dawna drżał z napięcia.

Wtedy zamilkł, nie wykańczając zdania.

Zacisnęłam dłoń na członku.

- Katjeńko, ja tylko... - Zaczął się jąkać z przejęcia.

Wytrzepałam go z dość czytelną nienawiścią. Nie dawkowałam mu rozkoszy, pozwoliłam, by doszedł szybko.

- Czyli podniecają cię zwierzątka, co? - syknęłam. - To wiele tłumaczy w temacie twojej oziębłości. A co powiesz na młodego chłopca? Chciałbyś sobie popatrzeć, jak mnie pierdoli?

Wiedziałam, że to koniec, że nie chcę żyć z tym człowiekiem, więc kiedy był już blisko zaczęłam opowiadać o Dimie. O wszystkim, co z nim wyprawiałam tamtej szczególnej nocy. Musiałam się streszczać, więc moja relacja była dość szarpana i wulgarna.

- Jebał raz, drugi, trzeci. Strzelał na cycki, na plecy. Szkoda, że tego nie widziałeś. Albo jak mnie dymał w usta? Jak wariat. Nawet Aneta musiała go uspokajać. Mówiła mu: wolniej, bo ją zadusisz. Czy widziałeś kiedyś spermę wyciekającą nosem?

Oleg był wstrząśnięty, a zarazem nie potrafił powstrzymać nadchodzącego wytrysku. Spuścił się na twarz, którą mu ofiarnie podstawiłam, zaś kiedy ochłonął, zdzielił mnie otwartą dłonią w policzek.

Niedługo późnej zabrał się do pakowania swoich rzeczy. Zniknął z mojego życia w dość gwałtowny sposób, ale nie odczuwałam z tego powodu żadnego przygnębienia. Raczej ulgę.

Dopiero po tygodniu albo dwóch zdałam sobie sprawę, że bez jego pieniędzy nie będę w stanie się utrzymać. Zaczęłam więc intensywnie przeszukiwać ogłoszenia o pracę w terenie. Było ich bez liku, a te najbardziej intratne pochodziły z Polski.

Czułam, że już niebawem wyląduję w kolejnym stęchłym kontenerze, pośród kolejnych dziwacznych ludzi i ich pokrętnych historyjek.

Co dziwne, ta perspektywa wcale nie wydawała mi się odstręczająca.

45,523
9.79/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.79/10 (67 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (11)

Pokątnie uściski · 14 lutego 2019

+3
0
Mocne jak bimber. Wymaga korekty językowej, ale moc ma w... trzewiach. Czy to jest erotyka, czy porno... czy życie - raczej nie ma znaczenia. Jest teatrem. 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

kitu · 16 lutego 2019

+3
0
O ile historia jest prawdziwa-samo życie.O ile nie jest prawdziwa-dokladnosć faktów i opisów powala.Ale moc posiada napewno.Dobrze się czyta i nie jest to nudne.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Maarteeczkaa · 20 lutego 2019

+4
0
Dziwne, że to opowiadanie jest nadal w poczekalni- jest bardzo dobre i mocne jak diabli. Gratulacje!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Krystyna · 6 marca 2019

+1
0
@Maarteeczkaa dziwne, fakt Dlatego przyłożę rękę, aby wydobyć je z Poczekalni. Jestem ZA WYPUSZCZENIEM

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · 7 marca 2019 ·

+3
0
!!!
Taka była moja reakcja po zakończeniu czytania. Nie rozumiem ocen wystawianych przez Czytelników. Czasem mdłe, przesłodzone i nudne opowiadania zbierają same dychy, a takie tytuły trójki i czwórki? Bo za mało opisów dla jednorękich?
Mógłbym wymienić kilka jego zalet : ciekawa historia, świetny styl (musiałem przerwać w połowie i byłem z tego powodu bardzo niezadowolony), główni bohaterowie realni (zdecydowanie!) i z drugim dnem (nie będę mówił, którzy, żeby nie spojlerować).
To jest cholernie dobre! Ma w sobie ten sam "brud", co "Drapieżcy". I jest równie zaskakujące.
Im głębiej wkręcałem się w to, co Autor/Autorka starali się przekazać, tym bardziej podobało mi się to, że sceny seksu są kompletnie... nieerotyczne. Ba, niektóre wydawały się wręcz niesmaczne. Dzięki temu skupiłem się na historii, która poraża, momentami szokuje, ale też maksymalnie angażuje i daje mnóstwo różnych emocji. Z chęcią obejrzałbym film na jej podstawie.
A dla odmiany zbliżając się do końca byłem coraz bardziej przekonany, że seks zostanie potraktowany nieco po macoszemu, będąc użytym jako narzędzie do pokazania pewnego typu zachowań, ale nie wykraczający poza sztywne normy.
I pod koniec dostałem konkretnego gonga, który posłał mnie na dechy.

Rzadko stawiam oceny, ale w przypadku "Kontenera" zdecydowanie 10.
Najlepsze opowiadanie, które tutaj przeczytałem od dobrych kilkunastu miesięcy.

EDIT: Tagi są nieco mylące, przynajmniej dla mnie. Spodziewałem się czegoś innego i dobrze, że nie trafiłem z oczekiwaniami.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Krystyna · 7 marca 2019

+2
0
@XXX_Lord dwoma rękoma podpisuję się pod Twoim komentarzem i to po kolei, punkt po punkcie. Na szczęście nie przeczytałam na początku tagów, a o dziwo, wzmiankę o tym opowiadaniu pod innym.
Po raz kolejny powiem/napiszę... uwielbiam takie perełki, podczas czytania których ,nie zastanawiam się nad przecinkami, literówkami, błędami różnej maści (zwyczajnie ich nie zauważam)... tylko czytam, czytam, czytam.
Autorko(?) wielkie dzięki Ci za to.

Pozdrawiam Krystyna 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Maksim Wolff · 8 marca 2019 ·

0
-1
DwieZosie napisał bardzo dobrą historię, którą czytając, nie sposób się znudzić i gdy wydaje się, że to już jest koniec, że wszystko zostało opowiedziane, DwieZosie odkrywa nowe fakty, których nie jest łatwo przewidzieć, przez co opowiadanie zaskakuje do samego końca. Świetny język, z umiarem i wyraźnie dopracowane postaci, zwięzłe lecz wystarczające opisy scen, dobrze prowadzona narracja z czytelnikiem i tylko z jednym się nie zgodzę: Rosjanka pomyślałaby o cyrylicy, nie o grażdance, ale to drobnostka i może się czepiam.
Ode mnie dziesiątka.

Pozdrawiam
Maksim Wolff

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 18 marca 2019 ·

0
0
Nie mój styl, nie moje podejście do prowadzenia historii i w ogóle nie do końca moje klimaty (może też po części dlatego, że znam z autopsji pracę i "w delegacji" i z Ukraińcami, i jakoś sobie nie przypominam aż takiej rozpusty 🙂 ) ale doceniam. Bardzo mocno doceniam!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

deal · 24 lipca 2019

0
-1
Zmęczyłam się. Przeczytałam od deski do deski i czuję się wyprana, jak gdybym zamiast czytać, wciągała nosem wybielacz. Opowiadanie jest mocne, jest genialne, ale za mocne dla mnie. Trochę do doprawienia przecinkami, ale... Huuuh...
Pomimo, że czuję się jak opisałam powyżej - gratuluję.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vasily · 24 stycznia 2020

0
-4
UKR-jebanko dobrze, niech jebiom

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Fanatyk · 19 listopada 2020

+3
0
Pochłonąłem całe, pobudziło i to nie raz.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.