Kolonia Kamili (XIX) (czy coś w tym stylu^^)
13 czerwca 2014
13 min
Napisałem to jako żarcik pod adresem Falangi JONSA.
Wszystkie błędy znajdujące się w tekście są oczywiście celowe i mają na celu wierniejsze oddanie stylu FJ. ;p
Jest to, według wiernych fanów cyklu, oficjalnie najlepsza część o Kamili
pozdrawiam
AS
To o czym teraz opowiem zdarzyło się, gdy pracowałam jako wychowawczyni na kolonii letniej. Zaczynałam właśnie studia pedagogiczne, okazję letniej pracy z młodzieżą przyjęłam z entuzjazmem. W te kolonie wkręcił mnie Daniel, który studiował razem ze mną, znaliśmy się od ogólniaka. Byliśmy razem od paru lat. Myśleliśmy już zupełnie poważnie o życiu razem. Żadne z nas nie wypowiedziało jeszcze trywialnego słowa „ślub”, ale tak naprawdę, ja przynajmniej, myślałam o tym coraz częściej.
Kolonie zabierały nam lipiec i sierpień, ale zdobywaliśmy w ten sposób sporo „punktów” i doświadczenia. Z naszego roku było nas tam czworo, plus trzech wykładowców z Hubertem włącznie. Hubert był guru uczelni. Oczywiście etatowy kierownik koloni. Przypodobać się jemu, równało się z lżejszym życiem na roku. Facet był trochę nawiedzony. Prawdziwy harcerz aktywista, ale wypaść korzystnie w jego oczach liczyło się bardzo.
Młodzież trafiała się różna. Kolonie zakładowe przeważnie.
Jeśli nie działo się nic poważnego, można było nawet wypocząć.
Z dzieciakami nawiązywały się prawdziwie przyjacielskie stosunki. Sama jako małolata nigdy nie jeździłam na kolonie, postrzegałam je jako letnie zgrupowania szkolne, wyobrażałam sobie rygor, apele, stołówki z obrzydliwym jedzeniem i tem podobne. Teraz dopiero, z perspektywy wychowawczyni, miałam okazję przekonać się, że wcale nie było tak źle. Dużo zależało od miejsca i organizacji i bardzo dużo od wychowawców właśnie.
Dyscyplina była niezbędna. Przestrzeganie godzin na posiłki, wypoczynek, czas wolny, zabawa zorganizowana, wycieczki. Cisza nocna, podział noclegowni. Wszystko to istniało i było ściśle egzekwowane, ale tak by dzieciaki nie czuły się jak w obozach karnych. Zawsze zdarzali się jacyś wywrotowcy, których przyłapywało się w domkach lub namiotach dziewcząt, niektórzy wpadali na paleniu papierosów, piciu, a nawet kradzieżach. Były awantury i łzy. Wszystko to tworzyło klimat kolonii i myślę, że po latach, te rzeczy właśnie wspomina się najczęściej. Zawiązywały się przyjaźnie i kolonijne miłości. Trwały zazwyczaj kilka tygodni, potem parę listów i na tym się kończyło. Pozostawały wspaniałe wspomnienia. W tamtych czasach nie istniał jeszcze internet, ani telefony komórkowe.
To była moja trzecia kolonia. Przepiękna lokacja nad jeziorem, domki wczasowe, sprzęt żeglarski, boiska, urocze miasteczko pięć kilometrów od ośrodka. Pogoda dopisywała i wszystko szło bardzo sprawnie. Nikt nie sprawiał większych problemów, naszym oczkiem w głowie były kąpieliska i ewentualne samowolne wypady nad jezioro.
Mi przydzielono jedenastoosobową grupę chłopców w wieku dziesięć-trzynaście. Spokojne dzieciaki.
Ważną sztuczką, czy jak kto woli, strategicznym posunięciem dydaktyczno-taktycznym, było wyznaczenie lub raczej identyfikacja lidera grupy i utrzymanie z nim dobrych stosunków. To było połową sukcesu, może nawet więcej niż połową. Przywódca grupy wyznaczał się niemal automatycznie, był nim zazwyczaj najstarszy dzieciak, najsilniejszy lub najbardziej cwany, nie pozostawało jak tylko mianować go w oficjalnych wyborach grupowym i po sprawie. Dobry przewodniczący mógł być bardzo przydatną prawą ręką wychowawcy. Problem występował, gdy wybrało się źle, albo gdy stosunki z takim młodocianym liderem psuły się z jakichś powodów, wtedy kolonia mogła zmienić się w koszmar dla każdego wychowawcy.
Mi jak dotychczas udawało się zawsze. Tym razem, po raz pierwszy przydzielono mi grupę chłopców, ale trafiło mi się tak dobrze, że wszyscy byli bardzo dobrze wychowani. Daniel dostał starszych chłopaków i już u niego nie było tak różowo. Całe szczęście miał dobre podejście, a do tego czarny pas w dżudo, potrafił więc zaimponować nawet starszym chłopakom i dzięki temu utrzymać dyscyplinę. Ja nie miałam takich asów w rękawie, ale od razu zrozumiałam, że też posiadam coś, co interesowało bardzo moje dzieciaki i ostrożnie dozowane, mogło być całkiem niezłym ”materiałem przetargowym”.
Bardzo szybko, już podczas zapoznania, przyłapałam moich trzynastolatków na gapieniu mi się w biust. Co więcej. Byli tak niedoświadczeni i nie świadomi, że gapili mi się w cycki niemal bez przerwy, jawnie i namolnie, nie podejrzewając nawet, że jest w tym coś niewłaściwego. Na początku poczułam się bardzo nieswojo. Byli tak zaabsorbowani, że nie docierały do nich moje słowa. Dopiero gdy ostentacyjnie zapięłam guziki, aż po sam kołnierzyk, zorientowali się, że dostrzegłam to i że nie zupełnie mi się to podoba. Rozbawiły mnie ich zaskoczone miny. Nie znałam karate, ale wiedziałam, że mam coś co mogło mi się przydać w krytycznych momentach.
Czy było to nie edukacyjne czy nie moralne? Powiedziawszy szczerze, nie sądzę. Nie miałam absolutnie zamiaru uwodzić tych dzieciaków, ani świecić przed nimi cyckami. Był to raczej awaryjny przycisk, który mógł przydać mi się w trudnych sytuacjach, ostatnia deska ratunku, gdy moje zdolności i argumenty edukacyjne miałyby zawieść. Nie mam wyglądu modelki. Kolega z liceum, w żartach, nazwał mnie kiedyś cycatym kurduplem. Ja w żartach udałam, że się pogniewałam. W końcu straciłam z nim dziewictwo. Zasadniczo opis się zgadzał. Powiedzmy, że proporcje miałam wyważone.
Oczywiście, że schlebiał mi fakt, że podobałam się tym chłopcom, każda kobieta lubi być podziwiana przez mężczyzn, tych nieopierzonych również. Tak samo jak przykre byłoby gdyby patrzyli na mnie z obrzydzeniem.
Gdy dzieciaki miały czas wolny, my wychowawcy mieliśmy go również. O ile Hubert, kierownik kolonijny z powołania, nie zarządził akurat jakiegoś zebranka kadry, mającego na celu omówienia planów na kolejne dni, relacji z ważniejszych wydarzeń tych minionych czy po prostu zaktualizowania dyrektyw. Gdy nie męczył nas Hubert, można było odpocząć w ośrodku, albo wyskoczyć do pobliskiego miasteczka.
Nie mieliśmy z Danielem okazji żeby pobyć ze sobą tak jak by nam się podobało. Z dzieciakami kręcącymi się bez przerwy wokół, trudno było o momenty intymności. Spaliśmy w osobnych domkach, wraz z młodzieżą.
Daniel nalegał i był już w takim stanie, że proponował nawet szybki seks w męskiej ubikacji. Ja śmiałam się z niego, a im bardziej drwiłam z tych coraz bardziej desperackich pomysłów, tym on wymyślał nowe, coraz to durniejsze, z bzykaniem pod wodą włącznie. Ta eskalacja wariackich miejsc i sytuacji, które proponował stała się naszą zabawą. Wyostrzała apetyt.
Nie wiem dokładnie jak to się stało, że nasz „problem” przeciekł do wiadomości innych wychowawców. Daniel pożalił się chyba żartobliwie podczas którejś odprawy.
Od tej chwili, wszyscy nam współczuli oraz kibicowali. Trzymali za nas kciuki i pytali co dzień czy udało nam się wreszcie?
Było to nawet zabawne. Na początku. Potem nudne, wreszcie dokuczliwe, zwłaszcza, gdy zainteresowanie pojawiło się również ze strony wychowanków.
Okazało się, że kibicuje nam już cała kolonia. Może nie najmłodsze dzieciaki, ale starsza grupa Daniela wciągnięta została w tę „zabawę” i udzielała się z entuzjazmem. Denerwowało mnie to. Dałam to do zrozumienia Danielowi, któremu wcale nie przeszkadzało, że nasze życie intymne stało się rzeczą powszechnego zainteresowania. To co było zabawne przerodziło się więc w powód do sprzeczki. Daniel był już tak zdesperowany, że wynajął hotelowy pokoik w pobliskim miasteczku i choć mnie wydawało się to obskurne, pojechałam tam z nim i o ironio, wykorzystaliśmy ten czas i miejsce na soczystą awanturę.
Do ośrodka wracałam jeszcze bardziej wkurzona niż przedtem. Nie dotarło do niego nic. W głowie miał jedno i to tylko było dla niego ważne. Gdy do tego powiedział mi, że pieniądze na hotel dostał ze składki jego chłopaków, wybuchłam i trzasnęłam drzwiami. Brakowało mi słów żeby dostatecznie mu naubliżać.
Chyba powiedział coś swoim, bo nikt nie odezwał się do mnie na ten temat przez resztę dnia. I to że wszyscy wiedzieli o naszej kłótni dokuczało mi również.
Daniel próbował ze mną porozmawiać, ale go zbyłam. Wcale mi nie przeszło i chciałam żeby zdał sobie sprawę z własnego głupiego zachowania. Miałam nadzieję, że dotrze to do niego. Nie mogłam się też doczekać końca tej żenującej sytuacji i samej koloni.
Każdy wychowawca miał własny pokoik w bungalowie. Dzieciaki spały więc za ścianą nie wiele grubszą niż tektura. Łatwiej było w ten sposób kontrolować ich zachowanie. Cisza nocna mojej grupy zapadała o dwudziestej drugiej. Pozwoliłam im gadać do późna, tylko gdy rozkręcali się za bardzo, pukałam w ścianę. To wystarczało. Wreszcie, około pierwszej w nocy zamilkli. Przeszłam się po pokojach i policzyłam. Widok śpiących dzieciaków uspokoił mnie trochę, wiedziałam, że będzie mi ich brakować, gdy wszyscy rozjedziemy się wreszcie do domów. Nie byłam pewna czy chciałam załapać się na kolejną sierpniową kolonię.
Wszystko zależeć miało od zachowania Daniela. Nie miałam ochoty jechać pokłócona, liczyłam na przeprosiny i przede wszystkim na to, że zrozumie co mnie naprawdę obraziło i zdenerwowało. Tamtej nocy poszłam spać wkurzona.
Wydawało mi się, że obudziłam się całkiem przypadkiem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jestem w łóżku sama. Nie dałam po sobie poznać, że nie śpię. Daniel tulił się do mnie, całując w kark przepraszająco. Nie miałam zamiaru reagować.
Było gorąco, nie zamknęłam okna, a on po prostu przez nie wlazł. Gdyby ktoś, a dokładnie Hubert, który uwielbiał demaskować nocne eskapady, przyłapał go na czymś podobnym, zrobiłby mu awanturę nie mniejszą niż chłopakom przyłapanym na paleniu papierosów lub przemycaniu do obozu alkoholu. Potem odbiłoby się to na dalszym życiu Daniela jako studenta pedagogii. Dla Huberta, argument że byliśmy parą nie miałby żadnego znaczenia.
Nie chciałam mieć z tym nic wspólnego, miałam nadzieję, że gdyby przyłapano nas w łóżku, Daniel miałby na tyle odwagi, żeby przyznać się, że to wyłącznie jego pomysł. Wyparłabym się wszystkiego i zwaliła całą winę bez skrupułów, w zemście za upowszechnienie naszego życia intymnego. W głębi duszy marzyłam jednak, żeby przestał już głaskać mnie po szyi i przeszedł wreszcie do rzeczy.
Jakby przeczytał mi w myślach. Objął i złapał za biust. Popieścił przez koszulę, po czym rozpiął guzik i złapał za sterczący sutek. Twardy fiut napierał już od tyłu, a ja, dalej udawałam śpiącą królewnę. Ręka wjechała pod koszulę i wsunęła się w majtki. Nawet nie drgnęłam. Niech sobie nie myśli, że już rozwiązał wszystkie problemy. Pieścił. Powstrzymywał się. Czułam to, wiedziałam jak bardzo mu się chciało. Nie miałam nic przeciwko szybkiemu bzykaniu. Zwłaszcza teraz, gdy sytuacja tego wymagała, ale on najwidoczniej chciał ryzykować i postanowił przeznaczyć dużo czasu na grę wstępną. Może myślał, że ja spałam i chciał przebudzić mnie w delikatny sposób.
O śnie nie było mowy, ale dopóki nie daję znaku życia, „śpię” i tak mam być traktowana.
Wypięłam trochę tyłek. Niby w odruchu, niby przypadkiem. Wykorzystał to od razu. Dłoń w majtkach powędrowała pod spód. Gmerał w moczącej się cipce, delikatnie, nadal bez pośpiechu, drugą ręką odgarniając mi włosy z karku, którego nie przestawał całować. Dawno nie był tak delikatny. Zrozumiał. To mnie satysfakcjonowało. Poruszyłam się, wypięłam jawniej i otarłam.
Niech bierze.
Odpowiedział bezbłędnie. Majtki z pośladka powędrowały w dół. Uniosłam się trochę, gdy zaczęły niebezpiecznie trzeszczeć.
No bierz, dosyć zabawy.
Wreszcie poczułam twardego fiuta między udami. Był tak nabrzmiały i gorący jak chyba nigdy dotąd. Suwał nim pomiędzy wargami i podjęłam ten delikatny rytm. Chciałam go i myśl, że już za chwilę wreszcie się wsunie, przepełniała mnie podnieceniem. Modliłam się, żeby nic nie przerwało tej chwili. Chyba nabiłabym się na niego mimo wszystko, nawet gdyby ktoś zaczął walić nagle do drzwi, albo gdyby zawyła przeciwpożarowa syrena. Musiałam pochylić się do przodu, żeby ułatwić mu sprawę. Nie było już mowy o udawaniu, że śpię. Teraz był czas na rżnięcie i to powinien był szybko zrobić. Wypięłam się przyspieszając ślizg po fiucie.
Wreszcie!
Pomyślałam, że cipka skurczyła mi się od długiego postu, poczułam prawie ból, gdy wchodził. Nie chciałam tracić tego nowego wrażenia. Pchnęłam ostro, aż zabolało naprawdę. Wziął to jako zachętę bo szarpnął za cycka i uderzył biodrami. Nie potrafiłam się powstrzymać i jęknęłam. Z rozkoszy, ale i z bólu. Kochaliśmy się tak leżąc w ciszy. Namiętnie, jak ktoś spragniony, gdy wreszcie dobierze się do wody.
Daniel postanowił postawić mnie na czterech łapach. Nie przepadałam za tą pozycją, chociaż musiałam przyznać, że w ten sposób czułam go najlepiej. Po prostu wydawała mi się ona wulgarna i poniżająca. Wiedział o tym, a mimo to teraz zaryzykował, unosząc mój tyłek. Nie raz były przez to między nami sprzeczki. Podobało mi się, ale moja moralność i wstyd były silniejsze od wyuzdania. Teraz byłam mu wdzięczna za to, że się odważył.
O mały włos, a zaczęłabym wyć na głos. Gdyby nie te kartonowe ściany pozwoliłabym sobie na pewno. Daniel pochylił się i schwycił rozlatane cycki. Wtedy przebiegł mnie dreszcz. Na plecach poczułam kosmyki włosów. Zamarłam. To nie były moje włosy, a już na pewno nie były to włosy Daniela, który fryzurę miał ściśle wojskową.
Palce zaciśnięte na sutkach i rozpędzony fiut wewnątrz mnie, nie należały do Daniela? Uświadomiłam to sobie i wszystko stało się takie jasne i oczywiste.
On nie zwrócił uwagi na moją spiętą reakcję. A może tak? Nagle dostałam lekkiego klapsa w pośladek. To, jakby wyrwało mnie z odrętwienia. Bałam się zareagować. Rżnął mnie ktoś, a ja zupełnie nie miałam pojęcia kto. Teraz wiedziałam dlaczego kutas Daniela wydał mi się nadzwyczaj duży, dlaczego odważył się wziąć mnie na czworaka i bezczelnie klepać po tyłku jak jakąś sukę. Było bosko, ale zaczęłam intensywnie myśleć.
Czy ON wie, że ja wiem? Czy może zakłada, że wiedziałam od samego początku? Miałam prawo się nie zorientować, kto spodziewałby się kogoś obcego we własnym łóżku? Póki co, postanowiłam udawać, że nic mi o niczym nie wiadomo. Rozkosz trwała i ku własnemu zdziwieniu, a zarazem podnieceniu, poczułam się nagle tak beztrosko, jakby wszelkie poczucie winy nie miało prawa mnie dotyczyć. Czułam drżenie pośladków traktowanych w ordynarny sposób, podczas gdy on pchał mnie bez ustanku swym wielkim interesem.
Ku mojemu przerażeniu postanowił nagle zmienić pozycję. Zacisnęłam powieki.
I tak było ciemno, ale obawiałam się, że zdradzi mnie choćby znikomy błysk oczu. Sama również obawiałam się tego co mogę dojrzeć. Gdy ze mnie wychodził, pitka sapnęła głośno, prawie z nutą żalu. Zrobiło mi się tak głupio, a mimo to wiedziałam, że jeszcze nigdy nie czułam podobnego podniecenia. Co innego fantazjować o seksie z obcym mężczyzną, a co innego realizować podobną fantazję. Wywrócił mnie najpierw na bok, a potem, rozchylając uda przewrócił na plecy. Zupełnie jak robił to Daniel. Przez chwilę zaświtała nadzieja, że to on w jakiś sposób drwi sobie ze mnie, uchyliłam powieki. Było naprawdę ciemno, ledwo dostrzegałam zarys sylwetki. Zdało mi się, że rzeczywiście uchwyciłam odblask na długich włosach. Zadarł mi nocną koszulę i z zapałem oddał się tarmoszeniu cycków. Wszedł we mnie ponownie i podjął ostry rytm. Bałam się go dotknąć. Delikatnie otarłam biodra i owłosiony brzuch. Cofnęłam dłoń bo teraz już nie mogłam mieć wątpliwości.
Dla mojego gościa nie było najwidoczniej żadnych problemów.
Starałam się przypomnieć sobie kto w obozie miał długie włosy, podczas gdy moja pitka poparskiwała beztrosko, tłoczona wielkim fiutem... nieznajomego mi faceta.
A jeśli to któryś z podopiecznych Daniela?! Ogarnęła mnie panika. Być może rucham się z nieletnim! Zacisnęłam zęby żeby nie krzyknąć, bo skurcze orgazmu targały właśnie moim ciałem.
Cycki przyciskane do siebie dłońmi obcego, telepały się jak galareta jakby chciały wydostać się z tej, przysparzającej mi rozkoszy sytuacji. Nagle, złapał pod pośladki, wbił palce i unosząc je, jął rąbać jeszcze głębiej i szybciej. Nogi miałam w górze już dawno, teraz podtrzymywałam je sama, przyjmując każde pchnięcie i całując spoconą pierś intruza.
Przez myśl przemknęło mi, czy zdołam jeszcze kochać się z Danielem po czymś takim. Czy kiedykolwiek zbliżę się chociaż do podniecenia, które wywoływał we mnie ten nieznajomy, nocny gość. Złapał mnie za włosy i pociągnął do tyłu. Kończył, a moja rozedrgana cipka domagała się każdej jego kropli, jak upragnionej nagrody.
Leżeliśmy obok siebie spoceni. On mnie głaskał, ja w myślach przeklinałam zbyt szybko odrastające włosy na nogach. Nie mówiliśmy nic. Nadal mogłam udawać, śpiącą królewnę. Nie chciało mi się jednak spać ani trochę.
Zasnęłam długo po tym, jak wstał, pocałował mnie w usta i wyskoczył przez okno. Wpatrzona w czarny sufit, z palcami przytkniętymi do zmoczonych warg.
Koniec, a dalej to już historia ;)
Jak Ci się podobało?