Kochankowie z przypadku
11 czerwca 2013
12 min
Agata cieszyła się błogim spokojem w przydomowym ogródku. Weekend bez dwójki jej ukochanych dzieci wydawał jej się spełnieniem marzeń, bo choć kochała je najmocniej na świecie, pragnęła paru chwil tylko dla siebie, bo od śmierci męża nie miała ich niestety za wiele.
Z Rafałem poznała się jako nastolatka na imprezie urodzinowej jednej ze wspólnych znajomych. Od pierwszej chwili coś między nimi zaiskrzyło. I te iskry zaprowadziły ich przed ołtarz dwa lata później, kiedy to Agata miała dziewiętnaście, a Rafał dwadzieścia trzy lata. Wszyscy byli za ich ślubem, gdyż od początku wiadomo było, że są dla siebie stworzeni. Na drugim i czwartym roku studiów Agata urodziła dwoje dzieci – starszego Igora i młodszą Klementynkę. Od narodzin Igora poczuli się prawdziwą rodziną. Jednak ich sielanka nie trwała długo. Rafał z zawodu był wojskowym. Dostał propozycję rocznego wyjazdu do Afganistanu, zgodził się, choć żona namawiała go niejednokrotnie do rezygnacji. Dwa tygodnie przed planowanym powrotem dywizjon Rafała został ostrzelany, on jako jedyny zginął. W taki sposób Agata w wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat została wdową z dwójką małych dzieci. Po pierwszym szoku i największej fali cierpienia musiała się podnieść, bo miała dla kogo żyć. Dzięki pomocy rodziców i teściów rok po tragedii przeprowadziła się do wymarzonego domku na obrzeżach miasta. Planowali wprowadzić się do takiego z Rafałem, kiedy miał wrócić z Afganistanu, bo oboje uwielbiali klimat nie miast, ale jeszcze nie wsi.
Z samego rana jej teściowie zabrali dzieci na weekend do siebie, by mogła spokojnie odetchnąć. Kibicowali i wspierali Agatę, bo choć dla nich śmierć syna była tragedią, sami uważali, że synowa nie może być do końca życia sama. Przecież miała dopiero trzydzieści dwa lata!
Największym relaksem dla Agaty była praca w ogrodzie. Uwielbiała zajmować się kwiatami, a samotna sobota była wprost do tego stworzona. Zajęta pracą w ogrodzie nie zauważyła gościa, który stał przy bramie jej posesji.
- Przepraszam! – nieznajomy zaczepił Agatę, a ta drgnęła przestraszona. Odwróciła się i zobaczyła przy bramie mężczyznę. Wysokiego, dobrze zbudowanego, lecz szczupłego szatyna z dosyć krótką, ale rozwichrzoną fryzurą. Agata podeszła do bramy.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? – grzecznie się przywitała, bo nie rozpoznawała w przybyszu nikogo znajomego.
- Dzień dobry. Nazywam się Robert, będę pani sąsiadem. W zasadzie to już jestem. Od czterech godzin. – Wyciągnął rękę na przywitanie.
- Agata, miło mi. Nie wiedziałam, że ktoś się wprowadza do tych domków. Czyli koniec bycia jedyną mieszkanką tej ulicy? – zażartowała, a Robert się uśmiechnął.
- Na to wychodzi. Chciałem się zapytać, jak się pani tutaj mieszka, bo nie znam tutaj nikogo, a do Polski wróciłem po siedmiu latach zagranicznej tułaczki. Zechce mi pani pomóc? – uśmiechnął się uroczo.
- Może przejdźmy na ty? W końcu będziemy sąsiadami. – zaproponowała Agata, która sama zdziwiła się swoją odwagą. Przecież znała tego mężczyznę od kilku minut.
- Bardzo mi miło, Agato. Długo tutaj mieszkasz? – zagadnął, opierając się o bramę.
- W zasadzie od trzech lat. Może wejdziesz na kawę? – zaproponowała, za co skarciła się w myślach.
"Jaki on jest podobny do mojego Rafała! Znam go od pięciu minut i już zapraszam go na kawę. I to do własnego domu. Obcego mężczyznę! Chyba doszczętnie zwariowałam od tego osamotnienia."
Jednak nie mogła się już wycofać. Zmierzali już do domu wybrukowaną ścieżką.
- Piękny ogród! – powiedział Robert z uznaniem. – Zajmujesz się nim sama, czy masz jakiegoś pomocnika? Bo jeżeli tak, chętnie go zatrudnię.
- Sama sobie jestem pomocnikiem, ale dziękuję. – Agata zaśmiała się szczerze. Pierwszy raz od jakiegoś czasu ktoś drobnym komplementem poprawił jej humor. – Zapraszam. – gestem wskazała otwarte drzwi.
Weszli do przestronnego i urządzonego z dobrym gustem mieszkania. Robert był pod wrażeniem.
- I może powiesz jeszcze, że dom całkowicie sama urządziłaś? – Robert zażartował.
- Jestem z zawodu architektem. To moja pasja. Tak samo jak ogród. – odpowiedziała Agata. – czarna czy z mlekiem?
- Poproszę czarną. Mogę rozejrzeć się po salonie? Bo widzę niebanalne rozwiązania.
- Tak, proszę, rozgość się. – Agata pozwoliła na rozejrzenie się po mieszkaniu gościowi, choć czuła, że nie powinna. Przecież właściwie go nie znała!
Agata należała do tego typu ludzi, którzy łatwo ufają innym. Ale ufają tylko tym właściwym, którym warto zaufać. Sympatię i natychmiastowe zaufanie od razu powędrowało do Roberta. Sama zdziwiła się, że potrafi tak szybko zaufać.
Usiedli przy stole. Dwa kubki pachnącej kawy w białych kubkach stały na dębowym stole.
- Agata, mogę cię o coś zapytać?
- No pytaj, jak masz o co.
- Tam w salonie stoją zdjęcia. Dwoje dzieci i mężczyzna w mundurze. To mąż i dzieci?
- Tak to moje dzieci. I mąż... W zasadzie to... jestem wdową. – Agata zwiesiła głowę.
- Ojej, nie chciałem cię urazić, przepraszam. – Robert czuł się zakłopotany. – Nie wiedziałem. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że ty możesz mieć tak duże dzieci, i męża, oj, przepraszam. – Spojrzał na zegarek. – Jest tak późno. Muszę lecieć. Było mi bardzo miło, może kiedyś to powtórzymy? A! Zapomniałbym. Dzisiaj o dwudziestej organizuję skromną parapetówkę. Może wpadniesz? Byłoby mi bardzo miło.
- Dziękuję za zaproszenie, zobaczę.
- Przyjdź, będę czekał.
Agata nie odprowadziła gościa do drzwi, wyszedł sam. Robert czym prędzej opuścił posesję sąsiadki i udał się w kierunku swojego domu. Był jednocześnie zły, ale i szczęśliwy, że poznał tak wspaniałą kobietę. Świetnie im się rozmawiało, jakby znali się od lat. Zastanawiał się tylko, czy dzisiaj jeszcze go zobaczy.
Agata nie wiedziała co zrobić z zaproszeniem na imprezę. Z jednej strony bardzo chciała poznać Roberta bliżej, bo wydawał jej się świetnym mężczyzną, a brakowało jej ostatnio zwyczajnej rozmowy. Z drugiej strony od tak dawna nie była na żadnej imprezie! Czy już wypadało, żeby poszła?
Zdecydowała, że pójdzie. Nie będzie tańczyć, ani nic z tych rzeczy. Może pozna nowych ludzi?
***
Robert sprowadził się na obrzeża miasta po powrocie z kontraktu w Norwegii. Był samotnym trzydziestopięciolatkiem, który po wielu próbach, nigdy nie odnalazł swojej drugiej połówki.
Dzisiejsze spotkanie z Agatą napawało go nadzieją, że może tutaj, w Polsce, znajdzie kogoś, przy kim spędzi resztę swoich dni.
Czas nigdy nie staje w miejscu, w końcu nadeszła godzina dwudziesta, a z nią pierwsi goście. Znajomi Roberta witali się z nim bardzo wylewnie. W końcu nie widzieli się od kilku lat! Ale on wypatrywał, czy nie idzie jego sąsiadka. Niestety nie szła. Trudno – pomyślał.
Zabawiał gości, rozmawiał, pokazywał swoje mieszkanko. W okolicach dwudziestej pierwszej usłyszał dzwonek do drzwi. Tak! Za nimi stała ona. Rozpuszczone włosy, układające się w delikatne fale, rozpuściła. Ubrana była w ciemne rurki i beżową koszulę. Wyglądała delikatnie, acz zjawiskowo. W ręku dzierżyła butelkę francuskiego wina.
- Dziękuję za zaproszenie. Proszę, to dla Ciebie. – Wyciągnęła rękę z trunkiem.
- Myślałem, że nie przyjdziesz. – Robert szczerze się ucieszył na jej widok.
Wprowadził nowo przybyła wśród gości. Agata łapała momentalnie łapała kontakt z ludźmi. Rozmawiała, śmiała się. Wyglądała pięknie.
Robert stanął przy blacie kuchennym, z którego miał dobry widok na salon – centrum imprezy. Obserwował tylko ją. Była ideałem kobiety, przynajmniej dla niego. Wysoka, dosyć szczupła, choć miała idealną figurę klepsydry. Poruszała się z gracją, magnetyzowała Roberta ruchami. Robiła to nieświadomie.
"Chłopie, to żeś wpadł jak śliwka w kompot. Chyba cię na poważnie wzięło. I to po niecałym dniu znajomości. Przechlapane. Ale jak wspaniale byłoby mieć ją w swojej sypialni. Chyba bym jej nie wypuścił..." – pomyślał Robert, ale zaraz się skarcił w myślach. Przecież to matka, żona po przejściach.
Goście podziwiali dom Roberta urządzony w norweskim stylu. Prostota i przestronność nie uwłaczały wygodzie i przytulności. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Kilka minut po północy wyszli pierwsi goście, za chwilę następni. Na końcu została tylko Agata.
- Pomogę ci posprzątać ten sajgon. – zaproponowała. Tak właściwie to nie chciała rozstawać się z Robertem. Czuła do niego sympatię i zaufanie, choć znali się dopiero kilkanaście godzin. Pomyślała, ze to trochę jak ona z Rafałem. Też to czuła, jak go tylko zobaczyła. Przestraszyła się swoich myśli, bo nie wierzyła, że ktoś może zastąpić jej Rafała.
Sprzątanie szło im bardzo szybko. Rozmawiali przy tym ot tak, o życiu, o swoich doświadczeniach, pracy, rodzinie, przyjaciołach.
- Już późno, będę się zbierać. Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie. – Agata nie chciała wracać do pustego domu. W tym momencie zdała sobie sprawę, jak bardzo jest samotna, gdy nie ma dzieci.
- A spieszy ci się gdzieś? Napij się ze mną wina. Wszyscy dzisiaj pili, oblewali moje mieszkanie, a ja sam tego nie zrobiłem, dziwne, prawda? To, co? Lampka wina? – Robert nie chciał wypuścić Agaty.
- Z wielką chęcią.
Stanęli przy barze w kuchni. Stali obok siebie, żadne się nie odzywało, choć w głowach kłębiło im się tysiące pytań.
- A czy ty Robert jesteś... jak ja poniekąd... sam? Przepraszam, że pytam, ale nikogo nie widziałam... - Agata chciała ukryć płonące policzki.
- Tak, jestem sam jak palec. Rodzina na drugim końcu Polski, tutaj mam tylko znajomych. No i od dzisiaj ciebie. – dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział. – To znaczy nie w takim kontekście. Bo ciebie poznałem i tak dobrze się nam rozmawia, prawda? To pomyślałem, że możemy się kolegować, bo brakuje mi osób takich otwartych, jak ty... - całkowicie się zamieszał.
- Ja... myślę to samo. Bo dawno mi się nie rozmawiało z nikim tak dobrze. Od śmierci Rafała właściwie... - kilka łez potoczyło się po jej policzku.
- Agatko, nie płacz, proszę. – starł kilka kropelek z jej policzka. – Już dobrze. Damy radę. We dwoje zawsze raźniej. – Próbował ratować sytuację, choć słabo mu to wychodziło. – Agata zaczęła płakać jeszcze mocniej. Rafał ją przytulił.
Takiej reakcji najwidoczniej potrzebowała. Odwzajemniła uścisk. Robert delikatnie położył jej dłoń na plecach, później delikatnie pocałował ją w czoło. Nie zareagowała. Uniosła tylko swoje wielkie zielone oczy i spojrzała głęboko w jego brązowe oczy. – Ufam ci. – tylko tyle powiedziała, bo za chwilę jej usta zostały zamknięte pocałunkiem Roberta. Delikatnie muskał jej usta swoimi wargami. Całował usta, policzki, delikatną skórę szyi. Agata głośno westchnęła. Posadził ją na blacie kuchennym. Delikatne całusy zamieniły się w namiętne i długie pocałunki. Agata oplotła szyję Roberta rękami. Wplotła palce w jego włosy. Pozwoliła całować szyję, odsłonięte przed chwilą ramię. Nagle Robert przerwał swe pieszczoty.
- Agatko, czy ty chcesz... - nie dała mu dokończyć.
- Chcę, z tobą wszystko.
Pociągnął ją za rękę, udali się w kierunku sypialni. Wchodząc do sypialni, Agata zaczęła rozpinać guziki błękitnej koszuli Roberta. Guzik po guziku uwalniała jego rozpalone ciało. Sama też była podniecona. Wodziła drobnymi dłońmi po lekko owłosionej klatce piersiowej. Widać było, ze Robert jest aktywnym człowiekiem. Długo nie pozostawał dłużny. I on rozpiął guziczki beżowej koszuli, która zaraz znalazła się na podłodze. Popatrzył jej w oczy.
- Jesteś piękna. Jakbyś była nierealna. Naprawdę tu jesteś? – zapytał.
- Jestem, i chcę cię... - szepnęła mu do ucha.
Pocałował ją w usta, rozpinając koronkowy stanik. Musnął palcami stwardniałe sutki. Agata westchnęła. Rozpięła spodnie, zsunęła je z nóg, siadając na łóżku. To samo zrobił Robert.
Zdjął bokserki, z których wyszedł na światło dzienne sterczący penis. Spojrzenie Agaty podnieciło go jeszcze bardziej. Nigdy nie marzył o tym, by po tak krótkiej znajomości mieć taką kobietę w łóżku. Rozpierało go szczęście.
Położył Agatę na łóżku, kładąc się obok. Zaczęli się całować. Długo, mokro. Dłońmi wodził po jędrnych piersiach Agaty, drażniąc sutki, po chwili dołączył językiem do pieszczot. Widział, że jej klatka piersiowa podnosi się coraz szybciej, pocałował pępek i schodził niżej, i niżej. Dotarł do wzgórka. Jedyną przeszkodą, którą szybko z resztą pokonał były koronowe majteczki. Teraz leżała całkiem naga i bezbronna, wijąc się z rozkoszy w białej pościeli. Widok był doprawdy imponujący.
Delikatnie musnął płatki jej kobiecości, nie protestowała. Ukląkł i zaczął lizać jej cipkę. Najpierw przejechał całym językiem, a kiedy usłyszał jęki, zaczął bawić się łechtaczką, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Drażnił ją językiem, w dziurkę wkładając palec i delikatnie nim poruszał.
- Nie drażnij się już ze mną. – w głosie Agaty słychać było naganę i wielkie podniecenie.
Robert nie zastanawiał się długo. Nakierował swoje przyrodzenie w jej dziurkę i wszedł kawałek. Położył się na niej, pocałował.
- Jesteś tego pewna?
- Chyba tak. – Oddech Agaty gwałtownie przyspieszał.
Wsunął penisa najdalej jak się dało. Oboje poczuli niesamowitą rozkosz. Delikatnie rozpoczął wchodzenie w tempo stosunku. Po kilku mocniejszych ruchach Agata poczuła niesamowity skurcz w podbrzuszu. Rozkosz jaką poczuła objawiła się długim i donośnym okrzykiem. Cała drżała, a Robert nie przerywał, choć i jemu niewiele brakowało. Skurcze pochwy Agaty podnieciły go jeszcze bardziej i nie wytrzymał. Wytrysnął w nią. Padł obok niej wyczerpany, ale szczęśliwy. Agata dochodziła do siebie, choć nie było to łatwe, bo cały czas jej oddech szalał.
- To było... niesamowite. Dziękuję! – Agata w podzięce pocałowała Roberta. – Teraz ja ci się odwdzięczę.
Uklękła nad jego kroczem i zaczęła bawić się jego przyrodzeniem. Masowała go raz delikatnie raz mocniej. Przechodziła od główki do trzonu. I jego penis znów był gotowy do igraszek. Pocałowała główkę. Słony smak w niczym jej nie przeszkadzał. Wzięła go do buzi na tyle, ile mogła. Jej język delikatnie go owijał, sprawiając Robertowi maksymalną rozkosz. Kiedy przyrodzenie było już w pełnym wzwodzie, dosiadła go i zaczęła miarowo ujeżdżać. Oboje byli w siódmym niebie. Robert obserwował swoją kochankę. Poczochrane włosy dodawały jej uroku. Piersi podskakiwały miarowo. Położył na nich dłonie i zaczął je delikatnie ugniatać. Agata poczuła ten gest i zakryła jego dłonie swoimi, nie przestając cały czas się ruszać. Kiedy poczuła zbliżający się orgazm, przyspieszyła. Pochyliła się nad Robertem i namiętnie pocałowała go w usta. Poczuła silne skurcze pochwy, w oczach jej pobielało, całe ciało zaczęło drżeć. Takiego orgazmu nie miała jeszcze nigdy. To przyszło nagle, jak uderzenie pioruna. I utrzymało się całkiem długo. Opadła bez sił na swojego kochanka, który również skończył tę przygodę z niesamowitym orgazmem.
Agata nie mogła uspokoić oddechu. Fala zmęczenia ustępowała fali przyjemności i radości.
- Jesteś niesamowity. Ja jeszcze nigdy nie czułam czegoś tak... dobitnie, mocno.
- Dziękuję. – Agata przeturlała się na łóżko i pocałowała Roberta namiętnie w usta. Poczuli ogromne zmęczenie.
Usnęli wtuleni w siebie, kochankowie z przypadku.
Jak Ci się podobało?