Kochanie, pamiętasz?
6 czerwca 2013
4 min
Kochanie, pamiętasz tamten zimowy wieczór? Przeszliśmy prawie całe miasto rozmawiając o nas. Panował przecież siarczysty mróz, mieliśmy zaczerwienione nosy, podczas naszego spaceru prawie nikogo nie spotkaliśmy, choć jeszcze nie zmierzchało. Chyba ludzie bali się mrozu.
Nie pamiętam tylko przyczyny naszego spaceru. Może chcieliśmy się po prostu przejść? Może dopadły mnie wątpliwości o naszym związku? Tak, to raczej to. Teraz pamiętam to dokładnie.
Przyszłam do Ciebie w okolicach południa. Otworzyłeś mi lekko zdziwiony, bo nie spodziewałeś się mnie. Jednak wyglądałeś tak uroczo! Twoje dosyć krótkie kruczoczarne włosy, dwudniowy zarost idealnie współgrały z ciemnymi oczami i oliwkową koszulą. Byłeś po prostu piękny. W ręku dzierżyłeś jakiś podręcznik. No tak sesja wkrótce miała się zacząć. Nie wiedziałeś jak zareagować, jednak szybko wciągnąłeś mnie do swojego mieszkania, zamknąłeś drzwi i zacząłeś mnie całować, ale ja nie byłam w nastroju na tak wyraziste zachowania. Przede wszystkim nie byłam pewna Twoich uczuć. Od razu to zauważyłeś. Chciałam porozmawiać o naszym związku, bo dopadły mnie pewne wątpliwości. Przecież między nami było siedem lat różnicy! Ja miałam wtedy siedemnaście lat, ty dwadzieścia cztery lata. Byłeś moim pierwszym chłopakiem. W takim wieku to przełom! Kiedy skończyłam mówić o swoich wątpliwościach podszedłeś do mnie, wziąłeś moją twarz w dłonie i czule pocałowałeś w czoło, po czym pociągnąłeś mnie w stronę wyjścia. Poszliśmy na spacer.
Przez całą drogę trzymałeś mnie za rękę lub obejmowałeś w pasie, jakbyś chciał powiedzieć, że się o mnie troszczysz. Z dumą rozglądałeś się dookoła, jakbyś chciał się mną pochwalić. Zrobiło mi się niezmiernie miło. To było urocze. Raz padał śnieg, raz wychodziło ciepłe słońce, pogoda nam sprzyjała.
Kochanie, pamiętasz, jak to było, gdy wróciliśmy do Ciebie? Wziąłeś ode mnie płaszcz, znikając w kuchni. Usiadłam na kanapie, czekałam na Ciebie. Wkrótce przyszedłeś. W dłoniach trzymałeś dwie lampki czerwonego wina, choć wiedziałeś, że nie piję. Podałeś mi kieliszek, siadając naprzeciwko mnie. Żadne z nas się wtedy nie odzywało, choć patrzyliśmy się sobie głęboko w oczy.
Wtedy zrozumiałam, że spotykając Ciebie doznałam cudu. Byłeś nieziemsko przystojny. Twoja oliwkowa cera, kruczoczarne włosy, ten uśmiech, który dodawał mi otuchy w trudnych chwilach, umięśniony tors, silne ramiona, w których się chowałam, gdy było mi źle – to cały Ty. Uosobienie duchowej radości, spokoju i cierpliwości.
A Ty zawsze mi mówiłeś, że jestem dla Ciebie jak gwiazdka z nieba, że nie widzisz beze mnie swojego życia. I zawsze uważałeś mnie za tę najpiękniejszą. Miałam wtedy długie, sięgające łopatek, brązowe włosy, które nigdy nie chciały być proste, duże brązowe oczy, kształtne usta, bladą cerę. Nie byłam ani za szczupła, ani gruba, ot przeciętna. Nie lubiłam eksponować swoich atutów, ale Ty mnie rozumiałeś. Niejednokrotnie podkreślałeś, że to, co mam najcenniejsze powinnam zachować dla kogoś wyjątkowego. Nigdy nie byłeś natarczywy.
Po chwili zabrałeś mi kieliszek, bo widziałeś, że i tak nic z niego nie upiłam. Po prostu nie lubiłam alkoholu. Swój również odstawiłeś nienaruszony. Siadłeś bliżej i delikatnie pocałowałeś mnie w usta. Powiedziałeś wtedy: "Kocham Cię najmocniej na świecie. Wiem, że chcę być przy Tobie cały czas. Możesz na mnie liczyć, choć wiem, że masz wątpliwości. Ale mam wrażenie, że się idealnie uzupełniamy." Czekałeś na moją reakcję. Spojrzałeś na mnie tak pięknie. A ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zamknęłam oczy, a ty wtedy znów mnie pocałowałeś. Delikatnie, nienachalnie, jakbyś chciał mi podziękować, powiedzieć, że jestem dla Ciebie ważna. Miałeś takie miękkie, ciepłe usta, przeszedł mnie dreszcz. Za chwilę kolejny pocałunek i kolejny. Nie mogłam się oprzeć i ja również zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Od delikatnych całusów przeszliśmy do namiętnych, długich pocałunków. Wilgoć naszych ust tworzyła nieziemską mieszankę. Odchyliłam głowę do tyłu, a Ty zacząłeś całować moją szyję. Wodziłeś ciepłymi ustami po karku, szyi, a mnie przechodził dreszcz za dreszczem. Oddech przyspieszył. Czułam się wtedy naprawdę bardzo szczęśliwa. Zsunąłeś sweterek z mojego ramienia i zacząłeś je całować. "Jesteś piękna, wiesz?" Wtedy właśnie się dowiedziałam.
Kochanie, pamiętasz, co wydarzyło się potem? Patrzyłam się na Ciebie, jakbyś był jakimś bogiem. Dla mnie byłeś moim bogiem. Bogiem mojej miłości. Poczułam, że to przy Tobie do końca moich dni chciałabym na nowo się poznawać.
Wygodnie usadowiłeś się na kanapie, a ja ułożyłam głowę na Twoich kolanach. Zacząłeś gładzić mnie po głowie, poprawiłeś niesforne kosmyki włosów, które stanęły na baczność. Nachyliłeś się w moim kierunku i znów mnie pocałowałeś. Prosto w czoło, jakbyś chciał dać mi do zrozumienia, że będziesz się mną opiekował. Było mi to bardzo, ale to bardzo potrzebne.
Wkrótce musiałam wracać do domu. Odprowadziłeś mnie na przystanek i zaczekałeś, aż zamkną się drzwi autobusu.
Późnym wieczorem, kiedy szykowałam się do snu, stanęłam przy oknie balkonowym. Wiedziałam, że nie mogę zobaczyć przez nie ani Ciebie, ani Twojego mieszkania, ani naszych ulubionych tras spacerowych. Wtedy poczułam wewnętrzne ciepło, radość.
Wodziłam dłońmi po szyi, którą namiętnie muskałeś swoimi wargami. Dotknęłam karku, przeszedł mnie dreszcz. Poczułam ciepło na ramieniu – jakby pocałunek, choć przecież Ciebie koło mnie nie było.
Kochanie, od tamtej chwili wiem, że chcę spędzić z Tobą wszystkie radosne i smutne chwile mojego życia. Chcę dzielić się słabościami, radościami i smutkami. Przede wszystkim chcę dzielić się z Tobą mną, a mam nadzieję, że Ty będziesz dzielił się sobą ze mną. Z Tobą chce przejść przez wszystkie nowe doświadczenia, bo Ty będziesz moim przewodnikiem w pewnych sprawach. Już dojrzałam do pewnych decyzji, Ty jeszcze o nich nie wiesz. Ale dowiesz się wkrótce, bo chcę być już w pełni Twoja...
Jak Ci się podobało?