KiDs (I). Wieczór przełomów
16 lutego 2014
KiDs
37 min
Seksu będzie niewiele, uprzedzam od razu.
Obiecuję za to pełno głupich dialogów, dużo mordobicia i dodatkowo żużel.
Wchodzicie i czytacie na własną odpowiedzialność.
- Tato... Przypominam, że pojutrze osiemnastka Klaudii. A jeszcze nie mam prezentu dla niej, bo brakło mi trochę pieniędzy – Oliwia z niewinnym uśmiechem stanęła w drzwiach pokoju rodziców.
- Taaak? – odezwał się leżący wygodnie na kanapie ojciec. – A pozwolenie na wyjście dostałaś?
- Tata, nie rób jaj. Mieszko idzie, tak jak ja a nie słyszałam, żeby prosił o pozwolenie.
- Miał zdobyć pięć punktów w ostatniej ligówce i zdobył. Sześć. Może iść – Mieszko, brat bliźniak, był żużlowcem lokalnego klubu i w tym roku zadebiutował w meczach ligowych. Jak na wiek, szło mu całkiem nieźle.
- No to ja strzeliłam gola tydzień temu i wygraliśmy ze Spartą dwa do zera, więc też mam pozwolenie – skwitowała Oliwia z uśmiechem.
- Ale co porównujesz ligowy mecz żużla, do juniorskich rozgrywek w piłkę kobiecą? Poza tym nie przypominam sobie byśmy się umawiali na takie rzeczy, wiec musisz zaliczyć kolejne testy.
- Jakie niby? Ty jak coś zaraz wymyślisz...
- Nic trudnego, podaj mi skład pierwszej jedenastki w meczu z Norwegią z pierwszego września dwa tysiące jeden.
- Tata, daj spokój – Oliwia ledwie powstrzymała śmiech. – Jeden raz pojechałeś na mecz kadry i zawsze o tym opowiadasz.
- Aj... Nie znasz klimatu. Bez biletu, bo zamówienia przekroczyły ponad sto tysięcy, tyle ludzi chciało kupić bilet. A ja sam, bo żaden kumpel nie chciał jechać, w ciemno, siódma rano pociąg do Katowic. I piętnaście minut później miałem już bilet w kieszeni... - rozpędził się mężczyzna przypominając sobie młode czasy.
- Za który przepłaciłeś dwukrotnie – uzupełniła historię Oliwia. – To przepłać teraz prezent dla klasowej koleżanki swojej córki. Niekoniecznie dwukrotnie – uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła, pokazując dołeczki.
- A skąd mam teraz wziąć takie pieniądze?
- Z pensji dyrektora klubu piłkarskiego – przytomnie zauważyła córka.
- Co to za pensja w tej trzeciej lidze... To wymień imiona i nazwiska ofiar w Hiroszimie...
- Tata! – niemal krzyknęła z pretensją osiemnastolatka, jednocześnie z trudem powstrzymując się od śmiechu. Po czym zmieniła front. – Mamo...! – postanowiła zwrócić się o pomoc do krzątającej się w kuchni matki. – Tata robi mi problemy...!
- Daniel, sam je wymień, albo w sobotę będziemy grzecznie oglądać pingwiny na lodzie... – zagroziła żona.
- Aaaa, to tak... - mężczyzna uznał się za pokonanego i sięgnął do kieszeni. – Bierz, Pocahontas – podał córce banknot. – I w sobotę widzę cię w domu o dwudziestej drugiej najpóźniej...
- No jasne... – spojrzała pobłażliwie, roześmiana dziewczyna i zadowolona udała się do swego pokoju.
Ojciec powiódł za nią wzrokiem. Tak jak syn przypominał jego samego, tak córka była odbiciem swej matki. Niewiele się różniły. Oliwia miała także piękną, choć nieco drobniejszą twarz. Była o kilka centymetrów niższa od matki, ale jej wzrost i tak przekraczał sto siedemdziesiąt centymetrów. Była też o te kilka kilogramów szczuplejsza. Spokojnie mogłaby starać się o pracę w agencjach dla modelek. Na szczęście wolała grać w piłkę. Choć Daniel nie był pewien, na ile wynikało to z samych, naturalnych zainteresowań dziewczyny a na ile z tego, że on sam od zawsze grywał z dziećmi w piłkę, nie czyniąc większej różnicy między synem a córką. Uważał, że córce brakuje trochę charakteru do tego sportu, pewnej agresji, zaciętości. W sumie jednak nie wiązała z tym sportem żadnej przyszłości, kopała tylko amatorsko w drużynie juniorek lokalnego klubu, w którym on sam po wielu latach gry, objął posadę dyrektora.
Kreatywność a w zasadzie jej brak, był problemem Oliwii. Nie miała jakiegoś pomysłu na prezent do klasowej koleżanki, ale to akurat mniejszy problem. Pomoc się znajdzie, jutro z Angeliką przebiegną się po sklepach. Jakaś fajna bielizna, albo coś. Angelika jest bystrzejsza, coś wymyśli.
- Ile będzie jutro osób u Klaudii, nie wiesz? – zapytała Oliwia koleżankę. Stały na szkolnym korytarzu, pod salą lekcyjną, korzystając z długiej przerwy.
- Coś koło czterdziestu – odparła Angelika. – Z klasy, zaproszenia dostało chyba szesnastu... Do tego parę osób z innych klas i jacyś jej tam znajomi. Klaudia mówiła, że te czterdzieści osób będzie z pewnością.
- Duża impreza – skwitowała brunetka. – Ja mam razem z bratem za miesiąc, ciekawe na co dostaniemy pozwolenie od ojca...
- Już nie przesadzaj z tym ojcem swoim – skrzywiła się nieco niższa koleżanka o niezbyt długich, prostych blond włosach. – On tylko tak na pozór jest zasadniczy, pryncypialny, ale jak przychodzi co do czego, to i tak ci na wszystko pozwoli.
- Jasne... Ile musiałam się natrudzić, żeby wyjść na osiemnastkę do Arka w lutym...
- No bo faceci już tak mają. Wyobraża sobie, że na tych osiemnastkach grasz w słoneczko z całą klasą – roześmiała się Angelika.
- To by się zdziwił, jakby zobaczył te wyimaginowane słoneczka...
- Tak, zdziwiłby się, gdyby wiedział, że śliczna córcia się nawet jeszcze nie całowała z chłopakiem – docięła koleżance blondynka.
- Bo córcia nie jest pustą lalą do dymania. A koleżanka zresztą też – uśmiechnęła się zadziornie Oliwia.
- Ale koleżanka już przynajmniej posmakowała męskich ust – również uśmiechnęła się szeroko Angelika. – Jutro czas na Pocahontas.
- Daj mi spokój. Nawet nie ma z kim...
- No patrzcie ją... Co drugi przechodzący chłopak gapi się na ciebie jak cielę a ty narzekasz... Sodoma, normalnie.
- Gdzie ty ich masz, bo ja nie widzę żadnego?
- To otwórz oczy sieroto. Poza tym jutro będzie impreza, bardziej klimatycznie i pewnie sporo nieznanych nam chłopaków.
- Którzy polecą na Wiolettę „minetę” – skrzywiła się Oliwia.
Wioletta była ich klasową koleżanką. Nieco wyższą, szczupłą blondynką o dość nieznośnym charakterze, za to z łatwością okręcającą sobie kolejnych chłopaków.
- Trudno, jak ktoś leci na nią, to nie zasługuje na nasz szacunek i nasze zainteresowanie. Prawda, że proste?
- Raz w życiu możesz mieć rację... Ale to wkurzające, że faceci są tacy...
- Nie rozpędzaj się tak, bo zaraz będziesz musiała skrytykować swego brata...
- Co? Nie żartuj, jakby on na nią poleciał, to bym mu po łbie natrzaskała – zirytowała się na samą myśl Oliwia.
- A takie słuchy chodzą... Trudno się dziwić, on nagle stał się gwiazdą w mieście a ona... Ma swoje atuty, nie ukrywajmy... - ostrożnie wytaczała argumenty blondynka.
- No i co z tego? A, jeszcze coś... Czy aby nie przypadkiem chodzi o to, że najbardziej wkurzona byłabym nie ja, tylko ty? – uśmiechnęła się nieco złośliwie Oliwia.
- Nie przesadzaj dobrze? – zaczerwieniła się lekko Angelika.- Ale załóżmy, że gdybyś miała rację, to kogo wolisz u jego boku, mnie czy „Minetę”? – zapytała lekko dyplomatycznym tonem.
- No tak, jeszcze kilka udanych meczów i pół miasta będzie chciało z nim stracić dziewictwo.
- Nie drażnij mnie, Oliwia. Wiesz, że lubię go od czasów gimnazjum, gdy jeszcze nikt nie wiedział, że zostanie żużlowcem – oburzyła się koleżanka.
- Dobra, dobra, wiem... Czyli jutro stoczysz pojedynek z naszą modelką o mojego brata? To będzie ciekawa impreza... - zakończyła Oliwia, widząc zmierzającą w stronę sali nauczycielkę z kluczami i dziennikiem lekcyjnym.
Impreza trwała już ponad godzinę a Oliwia czuła jak raz za razem na jej twarz wychodzi rumieniec. Czuła jakby znalazła się w centrum uwagi. W sumie chyba nic dziwnego. Ubrana w lekką czarna sukienkę kończącą się nieco nad kolanami przyciągała wiele męskich spojrzeń. Czy to klasowych kolegów, czy też nieznanych jej gości, będących w przewadze. Co chwilę odgarniała opadające jej na prawy bok twarz, długie czarne włosy, uśmiechając się przy tym nieśmiało.
- Wyglądasz bosko – stwierdziła zadowolona Angelika. – Gdyby nie to, że nasze męskie zainteresowania nie mają prawa kolidować ze sobą, stłukłabym cię na kwaśne jabłko z zazdrości.
- A ty nie? – zrewanżowała się Oliwia. – Idź, wyrywaj mojego brata, dopóki mu jeszcze sodówka nie odwaliła i nie zacznie świrować.
Nie musiała nigdzie iść. Mieszko kręcił się w pobliżu ogniskując zainteresowanie niektórych dziewczyn, jak i wielu chłopaków, z których większość mniej, lub bardziej interesowała się żużlem i wiedziała z kim ma do czynienia. A atmosfera imprezy sprzyjała różnym luźnym pogawędkom, na czym cierpiały niestety kobiece ambicje Angeliki. Oliwia, jak to ona, skromnie trzymała się z boku, popijając jakieś napoje i przyciągając męski wzrok, z czym niestety nie szło w parze innego rodzaju zainteresowanie ze strony chłopaków.
- Kto to? – szturchnęła po jakimś czasie Angelikę, wskazując na nieco starszego długowłosego blondyna stojącego w drzwiach dużej sali.
- Tomek. Brat naszej Wioletty – wyjaśniła koleżanka. – Przystojny, nie? Udała się ta para, nie ma co...
- No trochę przystojny... - musiała przyznać Oliwia. – Wysoki, fajna sylwetka...
- Ale zajęty – ucięła krótko Angelika. – Ma dziewczynę i to modelkę, nie taką wcale zresztą pierwszą lepszą. Taką co już pozowała do lepszych pism... Zresztą patrz, to ona – wskazała na szczupłą, blondynkę, która w tej właśnie chwili pojawiła się u boku Tomka.
- Dość ładna, ale tę fryzurę z lat trzydziestych mogłaby zmienić – skomentowała brunetka.
- Hihi... Masz ładniejszą, startuj waćpanno, zmierz swoją atrakcyjność, odbij pięknego chłopaka modelce z renomą, jedziesz! – rozpędziła się Angelika, którą alkohol lekko już rozluźnił.
- Przestań, nie będę się o nic biła – zareagowała wycofana Oliwia.
- Aleś ty spięta! Wyluzuj, impreza jest, wypij coś w końcu a nie czystą colę! – to mówiąc podała jej szklankę, wlewając do niej piwa.
- Nie lubię tego, mam to po ojcu widocznie – skrzywiła się koleżanka.
- Jak nie wypijesz to odstawisz, proste. Potem weźmiemy się za drinki i będziesz po kolei łowiła ofiary na parkiecie – mrugnęła okiem Angelika do Oliwii, która uśmiechnęła się z rezerwą na te słowa.
Leciały kolejne minuty. Oliwia poczęła się lekko nudzić, bo ludzie porozsiadali się przy stołach konsumując przysmaki i popijając je napojami, także tymi wysokoprocentowymi. Po jakimś czasie wytworzył się nastrój taneczny, ale Oliwii jakoś ciężko było się zebrać by ruszyć na zaimprowizowany parkiecik .Przez chwilę pomyślała, że to może jej znudzona mina odpycha potencjalnych adoratorów. Zresztą przyglądając się towarzystwu, nie znalazła nikogo, kto bardziej wpadłby jej w oko. Koledzy klasowi odpadali, pozostali byli z dziewczynami, reszta jakoś nie wzbudzała głębszego porywu serca. Przynajmniej do momentu.
- Patrz, to Oskar! – niemal krzyknęła Angelika, wskazując na dość wysokiego, opalonego, dobrze zbudowanego, bardzo przystojnego bruneta.
- Rzeczywiście. Ale wyrósł. Przecież ledwie rok temu zdawał maturę.
- No ale już wtedy był najfajniejszy w całej szkole, zapomniałaś? A teraz...
- Teraz to ciacho pierwszej wody, choć z drugiej strony czy ja wiem... - zastanowiła się Oliwia.
- Jak tak będziesz wybrzydzać, to nigdy w życiu nie zobaczysz gołego, męskiego tyłka. Co ci się nie podoba?
- Wszystko jest dobrze – usprawiedliwiła się Oliwia. – Ale wiesz, taki typ jak on kojarzy mi się z pierdołowatymi playboyami, którzy co pięć minut wyrywają inną laskę. No zobacz, już Klaudia do niego wystartowała...
- Klaudia to jego kuzynka, poza tym jest solenizantką – westchnęła blondynka. – Masz szansę na stracenie dziś dziewictwa, tylko ładnie załóż nogę na nogę i odsłoń uda – docięła koleżance. – Chociaż jak zrobisz to z nim, to naprawdę zamorduję cię z zazdrości – dodała szybko.
Oliwia ukradkiem zerknęła na Oskara. Jeszcze rok temu, z koleżankami, z Angeliką, Iwoną, Moniką, czy innymi wspólnie dochodziły do wniosku, że właśnie ten chłopak był pierwszym, na którego zwróciły uwagę w nowej szkole. A teraz... Jeszcze przystojniejszy, z taką promieniującą energią, pewnego rodzaju męskością, był na tej samej imprezie co one. Oliwia poczuła pewien dreszczyk emocji. Może warto byłoby zastosować się do nieco ironicznej rady koleżanki? Przecież i tak pewnie nie zwróci na nią uwagi, tu tyle dziewczyn jest. I jak nie zwróci, to nic się nie stanie. A jak zerknie...
Choć było w nim coś takiego, co nakazywało lekką ostrożność. Właśnie to o czym wspomniała Angelice. Brakowało jej zaufania do tego typu mężczyzn. Pobawi się raz, potem pobiegnie szukać innej zabawki. Nie wiedziała skąd ma takie nastawienie. Pewnie wyniosła je z domu, z delikatnych sugestii rodziców, szczególnie matki.
Zerknąwszy na zegarek, ze zdziwieniem zauważyła, że dochodzi już jedenasta. Wstała ze znajdującej się sofy, na której siedziała z Angeliką i Moniką, która przysiadła się do nich w ostatnich minutach.
- Idę do ubikacji – wyjaśniła koleżankom.
Po załatwieniu swoich potrzeb, wracała słabo oświetlonym korytarzem do salki imprezowej. Z daleka rozpoznała brata nielubianej Wioletty, Tomka z Anią. Stali w towarzystwie kilku chłopaków. Zastanawiała się jak przejść obok nich, gdy tuż przed gromadką ktoś przeciął jej drogę.
Oliwia niemal wzdrygnęła się. Ten ktoś robił zupełnie inne wrażenie. Chłopak średniego wzrostu w czarnej kurtce i kapturze na głowie. Nie widziała włosów, ledwo zauważyła twarz z dość silnie zarysowaną szczęką i może dwudniowym zarostem. Ale najbardziej uwagę przykuły oczy. Silny a jednocześnie zimny wzrok przybysza przeleciał po dziewczynie. W połączeniu z chłodem i zapachem papierosów idącym od nieznajomego sprawił, że Oliwia poczuła lekki dreszcz.
Przybysz rzucił okiem w stronę Tomka i jego gromady, po czym odwrócił się, idąc w przeciwną stronę. Widocznie impreza nie interesowała go. Kim więc był i co tu robił? Nim Oliwia zadała sobie to pytanie, rozległ się głos.
- Ej, ty zaczekaj! – to odezwał się Tomek. A słowa kierował do przybysza. Ten przystanął, podobnie jak nieco zdezorientowana Oliwia kierująca się w stronę imprezowiczów. Przystanął, odwrócił się w kierunku zaczepiającego i przybrał wyczekującą postawę.
- Pamiętasz mnie, prawda? – Tomek postąpił dwa kroki naprzód. Nieznajomy ani drgnął, tylko kąciki jego ust lekko się wykrzywiły.
- Pamiętam. Przynajmniej jedną sytuację. Jak posrany goguś musiał się chować za plecami swojej dziewczyny – słowa nieznajomego brzmiały pewnie. Jego głos, choć niezbyt silny, chłostał uszy.
- Tak? Podbiłeś do zajętej dziewczyny. A wtedy, wiesz... - Tomek lekko zaciął się i natychmiast poprawił. – Wtedy nie było okazji by pogadać jak trzeba...
- Nie wiedziałem, że jest zajęta – nieznajomy dalej stał twardo jak skała. – I wszystko, już dawno mi przeszło – wykonał gest, jakby chciał się odwrócić, ale Tomek nie pozwolił na to.
- Czekaj, czekaj. Taki kozak jesteś? Wymiękasz teraz?
- Widzę, że chcesz ratować honor... I tamta sytuacja bardzo zabolała... Teraz trochę wyrosłeś i podskakujesz – głos nieznajomego przybrał nieco kpiący ton.
- A ty jesteś wycykany? Czy nie? Rozwiążemy to jak trzeba
- I kto tu jest kozak? Stoisz znów w towarzystwie jakichś pacanów i wyzywasz innych od kozaków?
- Nie pierdol – zdenerwował się Tomek robiąc kolejne dwa kroki, ale Oliwia dostrzegła, że chłopak, mimo wypowiadanych odważnie słów, wcale nie jest taki pewny siebie. – Będziesz stał jak baba?
Koledzy Tomka wraz z nim zbliżali się do przybysza. Ten mimo wybitnie niekorzystnych proporcji nie wyglądał ani trochę na przestraszonego. Był trochę niższy od agresora, od jego kolegów w sumie też. Choć sprawiał wrażenie starszego od nich może o rok, o dwa.
- Posłuchaj mnie – z jego ust znów wydobył się spokojny, ale zdecydowany głos. – Co się stało, to się stało. Jeśli zrobiłem coś niewłaściwego, to przepraszam – słuchających jakby lekko zatkało. Stojącą z boku Oliwię również. – Przepraszam, choć nie wiedziałem, jak dokładnie sprawa wygląda.
Dziwnie to wyglądało. Niby przepraszał, ale w jego głosie nie było czuć skruchy. Nie wyglądało też na to, że zdecydował się na taki krok pod wpływem presji.
- I myślisz, że tym się wykpisz? Strach cię obleciał? – lekko zdumiony Tomek jakby na chwilę poczuł się pewniejszy i uznał ten słowny pojedynek za swój triumf.
Jeszcze nie wiedział, że za chwilę stanie przed trudniejszym wyzwaniem.
- Skądże – odparł spokojnie przybysz. – Tylko jest jedna sprawa. Nigdy w życiu nie biłem się o żadne głupie pizdy – jego głos jak i przede wszystkim słowa znów chłostały uszy. – Jeśli chcesz wyjść, to zapraszam – chłód znów przeszył ciało uważnie przysłuchującej się wszystkiemu Oliwii. – Ale w formie sparingu. Nie mam zamiaru bić się o jakąś głupią cipę, której gołą dupę może zobaczyć byle dziecko w Bangladeszu mające dostęp do Internetu.
Niektórzy osłupieli. Poczuli się nieswojo zbytnią pewnością obcego, który nic sobie nie robił z wyraźnie niekorzystnych proporcji i smagał ich swoimi słowami.
Oliwia poczuła się niekomfortowo, nie lubiła przemocy, jeszcze bardziej takich słów jakie padły, ale w postawie nieznajomego było coś co usprawiedliwiało jego zachowanie. Jego postawa wzbudzała pewien respekt, ale nie wyglądał na kogoś, kto rzuca słowa na wiatr. Co zaszło miedzy tamtymi i tą Ania, bo pewnie ją miał na myśli obcy, używając obraźliwych określeń?
- Przegiąłeś frajerze! – Tomek stracił panowanie nad sobą i szybkim krokiem znalazł się tuż przy obcym. Spróbował wykonać jakiś bliżej niesprecyzowany atak, ale nie zdążył. Prawa ręka przybysza błyskawicznie wystrzeliła do przodu a pięść wylądowała na głowie agresora. Nim ktokolwiek zdążył westchnąć, Tomek runął na podłogę jak długi a gdy odwrócił twarz, zobaczyli na niej krew wypływającą z nosa.
- O kurwa...! – jęknął. Kumple stali niezdecydowani. Nie sprawiali wrażenia chojraków a zdecydowana postawa nieznajomego wyraźnie zniechęciła ich do podjęcia jakiejkolwiek akcji. Na szczęście dla wszystkich, na korytarz wypadła zbawiona hałasem solenizantka, wraz z jakimś chłopakiem.
- No co wy robicie?! – załamała ręce. – Nie róbcie mi tu burdelu! Wiecie co...? Niech mu ktoś pomoże i weźmie stąd... A ty, Damian chodź do pokoju, zaraz zawołam Marcina... - dalsze słowa utonęły w lekkim rozgardiaszu, bo na korytarzu pojawiało się coraz więcej osób zbawionych hałasem.
Podekscytowana całą sytuacją Oliwia spojrzała za znikającym po przeciwnej stronie Damianem. Wywarł na niej piorunujące wrażenie i miała mieszane uczucia. Taki inny, niż wszyscy, ci ulizani bruneci i blondyni z fryzurkami, poprawiającymi je co piętnaście minut przed lustrem. Od Damiana dało się wyczuć pewną siłę, charakter. No i te zimne błękitne oczy... Kurde, w ogóle nie był przystojny, ale...
Zastanawiała się o co chodziło? Ktoś komuś chciał odbić dziewczynę? Damian Tomkowi? Ale Damian stwierdził, że nie wiedział, o tym, że jest zajęta. No tak, pewnie ta Ania coś namotała a reszta poszła jak z górki. Komedia omyłek, zakończona dzisiejszym strzałem w nos.
Zaambarasowana wydarzeniami sprzed chwili przeciskała się na salę. W pewnej sekundzie wpadła na kogoś.
- A kto tu się na mnie pcha? – usłyszała męski głos i spojrzała nieco w górę. – A to tak... Czy o na pannę nie mówili Pocahontas?
Oliwia poczuła jak na jej twarz wypływają rumieńce. Obok niej stał Oskar. Nie dość, że zetknęli się fizycznie, to jeszcze znał jej ciągnący się za nią od piaskownicy, nadany przez koleżanki przydomek. Skąd?!
- No właśnie... - wydukała z siebie zaczerwieniona, próbując odzyskać rezon. – Skąd szanowny pan zna taki pseudonim?
- Znam ksywy najlepszych piłkarek w tym kraju, więc i twoją też – odparł śmiertelnie poważnie. Oliwia spojrzała na niego tak samo.
- Do najlepszych to jeszcze sporo mi brakuje... - skąd wiedział, że jest piłkarką?! On? Oskar?!
- Nie bądź skromna, ostatniej niedzieli strzeliłaś gola decydującego o zwycięstwie, widziałem...
- To był jedyny gol w tym sezonie – odpowiedziała z lekkim żalem i rosnącym zdumieniem.
- Prawda, bo grasz dość finezyjnie, technicznie, nie wdajesz się w pojedynki siłowe, jesteś na to za szczupła – wyliczał a Oliwia czuła jak z każdym słowem skacze jej serce. Skąd taki chłopak jak on, to wszystko wiedział? Chodził na mecze? Przecież pojedynki juniorek oglądało kilkadziesiąt osób, w zasadzie same rodziny piłkarek i nikt więcej. Kogo u licha obchodziły takie rozgrywki?
- Rozumiem, że jesteś naszym wiernym kibicem? – odparła nieco zaczepnie, gdy doszła do siebie. Jego obecność, rozmowa z nim i fakt, że niespodziewanie znał o niej takie fakty, sprawiały, że poczuła się oszołomiona. Dostrzegł to.
- Widzę, że zaniepokoiła cię ta awantura w korytarzu. Chodź, przejdziemy w lepsze miejsce – zaproponował zdecydowanym tonem a otumaniona Oliwia biernie podążyła za nim.
Korzystając z lekkiego zamieszania Mieszko opuścił imprezową salę, wychodząc przed mieszkanie solenizantki. Jak na początek wiosny było stosunkowo ciepło, więc postanowił się trochę przewietrzyć i odpocząć od zgiełku. Rosnąca popularność łechtała jego ego, ale starał się by sodówka nie uderzyła do głowy. Najlepiej dbał o to ojciec, który swoimi trzeźwymi komentarzami sprowadzał go do pionu. Z tym, że ojciec został w domu a tutaj była impreza...
Przez chwilę w spokoju zastanowił się nad wydarzeniami ostatnich dni. We wtorek dowiedział się, że Wioletta w dość burzliwy sposób rozstała się ze swoim chłopakiem z sąsiedniego liceum. Byli razem podobno trzy tygodnie. Hehe... W czwartek, któryś z kolegów napomknął, że ta najlepsza dupa w klasie i początkująca modelka będzie chciała w sobotę jakoś odreagować. Uśmiechnął się i wtedy i teraz. Wioletta i on? Proszę bardzo, jakie to drzwi otwierają się przed kimś, kto nagle zostaje znany i popularny... No nic, nie ma się co spieszyć, skoro chciała zabawy akurat z nim, niech się stara...
Wracając po kilku minutach, na korytarzu natknął się na wysoką, szczupłą blondynkę. Przypadek? Uśmiechnął się lekko do siebie. Poczuł intensywny i zniewalający zapach kobiety.
- Cześć żużlowiec! – odezwała się szeroko uśmiechnięta Wioletta. – Na papierosie byłeś? Eee, przecież ty nie palisz...
- No właśnie, nie wiem co insynuujesz...
- Coś kiepsko idzie ci wyrywanie panien, na twój fejm...
- Mógłbym powiedzieć to samo, jakoś nie widzę by uganiali się za tobą kolejni panowie.
- Sugerujesz coś? – to raczej Wioletta zasugerowała lekkie oburzenie, ale niespecjalnie jej to wyszło. Mieszko nie odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Skoro tak – odezwała się znowu blondynka. – To może skoczmy sobie razem na drinka, co ty na to? – i nie czekając na reakcję kolegi chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
- Impreza jest po prawej – trzeźwo zauważył młody żużlowiec.
- Daj spokój, tu jest pokój Klaudii, jest przygotowana na takie sytuacje, zaufaj mi... - odparła zdecydowanie Wioletta kierując się w lewo.
Oliwia czuła, że się zatraca. Towarzystwo przystojnego bruneta bawiącego ją rozmową, jego towarzystwo powodowało przyspieszone tętno. Nigdy nie była tępą dzidą lecącą na uśmiechniętego playboya, ale teraz... Oskar prezentował się dość normalnie, bez jakiegoś sztucznego nadęcia. A może to ten alkohol? Może fakt, że po piwie sięgnęła po drinka zaproponowanego przez towarzysza?
Zauważyła, że od czasu, do czasu dyskretnie zerknął na jej kolana, na jej lekko odsłonięty fragment uda. Imponowało to jej i wprawiało w dobry nastrój. Nie nudziła się przy nim, opowiadał o różnych rzeczach, choć z reguły przewlekle, bo co sekundę podbijał ktoś nowy, by przybić piątkę i zapytać o coś. Fakt, Oskar był najpopularniejszą osobą na imprezie cieszącą się autorytetem roześmianych kolegów i nieco zazdrośnie spoglądających na Oliwię koleżanek. I on teraz całą swą uwagę koncentrował właśnie na niej.
- Twoja mama wciąż uczy w liceum? – zapytał jakby od niechcenia.
- Tak, ma objąć posadę vicedyrektorki, może w przyszłym roku. Dlaczego o nią pytasz? – zapytała z lekkim uśmiechem. Nie była ślepa, wiedziała, że matka cieszy się sporą popularnością wśród uczniów.
- Tak tylko – nie dał się zbić z pantałyku. – Twierdziła, że powinienem iść na dobre studia dzienne a ja wybrałem zaoczne. Dlaczego nie poszedłem na dzienne? Mam pracę, nie mogłem odpuścić takiej okazji, takiego zarobku. Teraz dali mi tydzień wolnego, więc przyjechałem i załapałem się na osiemnastkę kuzynki. A same studia? Idą bezproblemowo, tylko barany mogą mieć tam kłopoty.
Zasłuchana Oliwia niewiele się odzywała, nie mogąc rozwinąć swojego talentu krasomówczego, którym to talentem szczerze mówiąc niespecjalnie mogła zaimponować, bo była raczej skrytą dziewczyną. Dała rozmówcy szerokie pole do popisu a ten to wykorzystywał.
Ni stąd, ni zowąd, koło nich pojawiła się Wioletta. Rzuciła okiem i pochyliła się nieco nad zdezorientowaną Oliwią.
- Ładnie Pocahontas, jeszcze trochę i może dziś zobaczysz swojego pierwszego kutasa – po czym nie czekając na odpowiedź wzburzonej koleżanki, odwróciła się i odeszła szybko w kierunku korytarza.
Zaczerwieniona Oliwia, zerknęła na Oskara, ale chłopak zachowywał się tak, jakby nie słyszał słów blondynki. Oby.
Atmosfera stała się jakby bardziej iskrząca. Światła nieco przygasły, zrobiło się lekko romantycznie a może mrocznie? Chyba to drugie, bo z głośników szła dość dynamiczna muzyka. Oliwia czuła ciepło rozlewające się po ciele.
- Dobrze, nie przyszliśmy tu siedzieć – odezwał się Oskar pochylając ku dziewczynie, aż ta wzdrygnęła się lekko. – Wyskoczmy na parkiet, póki mamy siły.
Dobry nastrój Angeliki ulatniał się z każdą minutą. Najpierw straciła z oka swój cichy obiekt westchnień, który zniknął gdzieś w gąszczu kolegów. Potem dostrzegła wracającą z toalety Oliwię zaczepioną przez Oskara. Z zaskoczeniem przyglądała się tej scenie, będąc za daleko, by zrozumieć jakieś słowa. Widziała jednak dość pewnie perorującego, niedawnego bożyszcze szkoły, który po chwili wziął dziewczynę za rękę i usiadł się na sofę znajdującą się kawałek dalej.
Czy powinna być zaskoczona? Nie, przecież Oliwia była z pewnością jedną z najładniejszych licealistek w całej szkole. To jakiś cud, że do tej pory nie weszła w bliższe kontakty z jakimiś fajnymi chłopakami. Choć może raczej nie cud, a wychowanie, poglądy. Angelika dobrze życzyła koleżance, ale w tej sytuacji poczuła zazdrość. Czy od razu musiał wyrwać ją może i najprzystojniejszy chłopak, jakiego widziała w tym mieście? Poczuła zazdrość. Tym bardziej, że została sama, straciła z pola widzenia brata Oliwii i przez jej głowę przechodziły niefajne myśli.
A przecież sama była dość ładną, szczupłą blondynką o łagodnej twarzy, która nie szła w parze z ostrzejszym charakterem. Czasem nie przebierała w słowach, potrafiła odgryźć się tym, którzy zaszli jej za skórę. Ale teraz naszły ją czarne myśli. Oliwia znalazła sobie towarzystwo w postaci nieziemskiego przystojniaka. Mieszko zaginął gdzieś w akcji. A co jeśli naprawdę zwinęła go ta wywłoka, pseudo modelka Wioletta? E, bez przesady, przecież... Nie no, jej tu też nie ma...
Angelika jednym haustem wciągnęła resztę piwa, wstała i ruszyła rozejrzeć się po mieszkaniu solenizantki.
Lekko podekscytowany Mieszko usiadł na kanapie. Pokój wyglądał dość przytulnie. Był własnością Klaudii. Wioletta poinformowała, że właścicielka nie ma nic przeciwko temu by tam posiedzieli. Wyszła na sekundę. Mieszko zadał sobie głupie pytanie, po co go tutaj sprowadziła. Zaiste, głupie. Delikatne światło sączące się z zapalonej lampki, jakaś cicha muzyka...
Drzwi otwarły się, by po chwili znów zamknąć. Wioletta niosła dwie duże szklanki z piwem. Jedną podała chłopakowi siadając obok niego.
- Jutro masz wolne, możesz pić. Kiedy następny mecz?
- Jutro. Twój bank informacji spisuje się coś kiepsko. W przyszłą niedzielę mamy wyjazd do Częstochowy. Ale nie przyprowadziłaś mnie tu po to by gadać o żużlu – odparł Mieszko, czując, że lepiej się kontrolować. I kontrować pewną siebie blondynkę.
- Racja... Ale sprawy okołożużlowe idą dobrze?
- Jakie sprawy?
- Mam na myśli twoją popularność, pewnie wykorzystujesz ją w jedynym słusznym celu? – Wioletta upiła spory łyk złocistego napoju.
- Tak jak ty swoją popularność początkującej modelki będącej pod opieką tej blondynki z CKMu?
- Sporo o mnie wiesz – udała lekkie zadziwienie Wioletta, próbując uśmiechnąć się uroczo. Przyłapawszy spojrzenie Mieszka bezwstydnie wędrujące po jej odsłoniętych nogach, poczuła się pewniej.
- Pewnych rzeczy nie da się ukryć – odparł odważnie i dwuznacznie, patrząc w oczy dziewczyny. Ta wytrzymała spojrzenie.
- Przeszkadza ci to?
- Tylko stwierdziłem fakt. Nic więcej.
- Znam swoją wartość, mieszkańcu – tak czasem określali chłopaka jego koledzy. – W tym co robię czuję się dobrze. Nie zamierzam czekać do starości. Widzisz różnicę jaka jest między mną... Między nami, takimi jak my a innymi?
- Możesz jaśniej? – Mieszko wolał nie wybiegać w przód dając jej okazję do odsłonięcia kart. Rozumiał, że nie jest to pierwsze tego wieczoru piwo Wioletty. Niech rozwiąże język.
- Porównajmy nas z rówieśnikami. Uważasz, że jesteśmy tacy sami, równi? Nie, ja nie jestem. Zobacz na te głupie laski, Darię, Olę, czy tę Dominikę. Jedna grupa i razem w trójkę nie widziały nigdy nawet ćwerci kutasa. Ślęczą godzinami nad matematyką a każda musi się godzinami prosić starych, by wyprosić od nich banknot stuzłotowy. Uważasz się na równi z tamtymi? Na przykład z tym kurduplem Piotrkiem, co teraz pewnie siedzi przed kompem, grając w jakieś głupie gry, albo marszczy freda, przy jakimś pornosie, gdy w tym czasie jego koledzy wyrywają laski na imprezie? – przerwała na chwilę pociągając kolejny haust piwa i odkładając szklankę na stolik. – Tak jak ty – dokończyła, chwytając dłoń Mieszka i kładąc ją na swoim dekolcie. – Nie powiesz mi chyba, że chciałbyś się z nim zamienić? – spojrzała uważnie w kierunku rozmówcy.
Mieszko na chwilę stracił kontrolę. Półtora roku temu, we wrześniu, na inauguracji roku, w nowej szkole... Dokładnie wtedy zwrócił uwagę na ładną wysoką, szczupłą blondynkę. Nie on jeden zresztą. Przez te prawie już dziewiętnaście miesięcy nieraz fantazjował o niej na lekcjach, czy nocami w łóżku. Może sześć tygodni temu Wioletta opublikowała na facebooku fotki ze swojej pierwszej sesji. Fotki w bieliźnie, ma się rozumieć, co to był za widok, co za emocje, co za przeżycia... A teraz, siedział obok niej sam na sam w przytulnym pokoiku i trzymał dłoń tuż nad jej cyckami. Niewielkimi, ale czy to ważne? Ważne, że były to cycki właśnie jej, Wioletty.
Wiedział, że dziewczyna chce czegoś więcej. Nie zawahał się. Jego dłoń zjechała nieco niżej, niecierpliwie próbując wedrzeć się pod materiał. Szło to opornie, bo nie mieściła się.
- Czekaj, czekaj zboczeńcu – uśmiechnęła się lekko Wioletta z wyrazem triumfu na twarzy. Odchyliła się od oparcia, sięgając dłonią do tyłu. Kilka ruchów i sukienka na górze poluzowała się. Coraz bardziej tracący kontrolę Mieszko biernie przyglądał się temu zjawisku, więc dziewczyna zadziałała sama. Zsunęła ramiączki sukienki. Osłupiały chłopak zerknął. Jego oczom ukazały się nagie piersi klasowej piękności.
- Nie krępuj się, dotknij – kusząco uśmiechała się Wioletta. Mieszko czuł, że z trudem przełyka ślinę. Widział to co chciał zobaczyć przez tak długi czas. Walczył ze sobą. Bał się, że ulegnie a nie chciał tego. Tyle, że rozum jedno a hormony drugie. Patrzył na jej nagie piersi z cudownie sterczącymi sutkami, gdy nagle drzwi do pokoju uchyliły się. Mieszko drgnął i błyskawicznie, jak przestraszone dziecko spojrzał w tym kierunku.
W drzwiach ukazała się Angelika. Na sekundę wszyscy zamarli.
- Aha... To przepraszam – wyrzuciła z siebie Angelika. Jej spojrzenie padło na Mieszka. Zmierzyli się wzrokiem, po czym dziewczyna odwróciła się i wyszła.
- To się zdziwiła – parsknęła cicho modelka. – Kontynuuj – szepnęła w stronę chłopaka.
Nie wyczuła, że Mieszko stracił całą ochotę na cokolwiek. No, może nie na wszystko, bo jego palce zjechały na nagi biust Wioletty. Ale dziewczyna nie domyślała się, że on po prostu odbija sobie te osiemnaście miesięcy sennych marzeń, starając się wycisnąć z tego tyle ile może. Jego palce pieściły biust wprawiając Wiolettę w lekkie podniecenie. Po chwili zjechały na sutki. Uciskał je lekko, chwycił je, ściskając.
- Weź je do buzi... - westchnęła Wioletta.
Ale Mieszko wiedział już, że to koniec. Dobrze się stało, że weszła Angelika, bo wtedy mógłby dać się porwać szaleństwu i pójść na całość. A nie chciał tego. Wcześniejszy wywód dziewczyny upewnił go w słuszności podjętej decyzji.
- Naprawdę uważasz mnie za innego? – zapytał cichym tonem. – Za innego, niż Piotrek i te inne tłuki z naszej klasy co teraz siedzą w domach?
- Oczywiście, przecież nie siedziałabym tu z tobą, naga – uśmiechnęła się z pewną niepewnością, trochę zdziwiona, że wrócił do tego tematu.
- To dlaczego w pierwszej klasie... Kiedy jeszcze nie byłem żużlowcem, to znaczy dopiero zaczynałem... Dlaczego wtedy nie zainteresowałaś się mną? – podniósł nieco głos, psując nastrój intymności.
- Cooo? Wtedy byłam z Olkiem, nie z Robertem. Dlaczego miałam się interesować...?
- Wtedy miałaś mnie w dupie – pochylił się jeszcze bardziej Mieszko, mówiąc pewnym siebie głosem. – Nie dlatego, że byłaś zajęta, tylko dlatego, że byłem kimś w rodzaju Piotrka. Gdyby moja twarz nie stała się znana, siedziałby tu teraz kto inny. Dlatego mnie tu nie ma, zjeżdżam – podniósł tak głos jak i swe ciało z kanapy.
- Co ty robisz?! Masz tutaj mnie a ja chcę ciebie... Chodź, bo zastąpi cię ktoś inny!
- Niech zastępuje, ja skończyłem zabawę.
- Idiota – jęknęła osłupiała modelka. Dopiero gdy zamykały się drzwi doszła do siebie – Będziesz tego żałował, pamiętaj! – krzyknęła, zostając w pokoju sama.
Oliwia czuła, że świat wiruje. W zapamiętałym tańcu rządziła na parkiecie. A przecież nie była sama. U jej boku z gracją poruszał się obiekt westchnień tylu młodych licealistek i nie tylko. Oskar.
Początkowo trzymała go na dystans, jak na grzeczną pannę przystało. Tym bardziej, że szybsze kawałki nie sprzyjały wybitnie spoufalaniu się. Spojrzenia ogniskujące się wokół niej i partnera, też nie. Ale coś pchało ją naprzód. I gdy DJ zaczął zwalniać rytm kontakt stał się intensywniejszy. Pozwoliła na zdobywanie siebie, zresztą sama nie pozostała dłużna, nie chcąc zgrywać ostatniej dziewicy w klasie. Ostatnią oczywiście nie była, nie, nie. Ale nie przy Oskarze. On nie tego oczekiwał. Choć nie pchał się z łapami gdzie nie trzeba. I całe szczęście, bo nie pozwoliłaby na to.
Jeszcze nie...
Ale naprzemiennie wyginała i przybliżała się coraz śmielej. Coraz mniej robiąc sobie ze spojrzeń koleżanek, czy innych osób. Spojrzeń wyrażających czasem zazdrość, czasem podziw. Delikatny szum w głowie spowodowany alkoholem uwalniał hamulce. Lekka, czarna sukienka coraz częściej odsłaniała większy fragment ud. Szczupłych, zgrabnych i błyszczących opalenizną. Podobno działających na facetów. Ale chyba nie na Oskara, bo Oliwia czuła jego wzrok na sobie, swojej twarzy w swoich własnych oczach.
A w jego oczach dostrzegała pasję, pożądanie. Taki facet i tak na nią patrzył. Oliwia czuła jak krew w żyłach radykalnie przyspiesza swój bieg.
I w chwili gdy objął ją mocno w talii, wygięła się, z pełnym zaufaniem do partnera odchylając głowę do tyłu, jak tylko się dało. I nie była pewna, czy to złudzenie, czy nie, ale dałaby sobie głowę uciąć, że gdzieś w tym mroku, w oddali za imprezowiczami, ujrzała czarną postać w kapturze, z mrożącym krew w żyłach wzrokiem wbitym właśnie w nią. Oliwia rozchyliła usta, zamarła a potem poczuła jak jej ciało wiotczeje.
Człowiek w czarnej kurtce stał spokojnie, opierając się o drzwi i palił papierosa. Nie zdejmował kaptura. Wiedział, że wygląda może trochę dziwnie, ale lubił to. Nie dziwnie wyglądać, tylko pewnego rodzaju anonimowość i tajemnicę.
Nie przyszedł tu, by wyciągać nieogarnięte nastolatki. Miał do załatwienia sprawę z bratem solenizantki i to zrobił. Przy okazji jednak, nieoczekiwanie załatwił sprawę z przeszłości. Sprawę, z którą w swojej głowie uporał się już dość dawno i tak, ale dzisiaj... Dzisiaj los był nad wyraz łaskawy. Przywalić w ryj gościowi, z którym wcześniej miał konflikt. Dołożyć słownie tej blondynce, która kiedyś wydawała mu się niemal ideałem, uosobieniem kobiecości, świetnym połączeniem intelektu i urody a dziś... Dziś jest tylko pseudomodelką, która zasłynęła z pokazywania gołej dupy i silikonowych cycków na życzenie byle fotografa. Śmiech. Albo on pomylił się wtedy, albo ona tak się zmieniła. Zresztą czy to ważne? Ważne, że dziś upokorzył oboje. I czuł się z tym doskonale.
Nie interesowały go bujające się w rytm muzyki nastolatki. Tak tylko przyszedł zerknąć, zapalić, rzucić okiem i wyjść. Ale ta wywijająca na parkiecie z tym ulizanym pedałkiem... No ta, byłaby warta grzechu. Spojrzał na jej sylwetkę, ciało. Ślicznie ubrana, tak jak powinna ubierać się dziewczyna w tym wieku. Ładnie, seksownie, ale z klasą. Nie jak te wyuzdane bezguścia, widoczne choćby tutaj, w tej salce. Bezmyślnie kopiujące przygłupawe wzorce z pseudomuzycznych telewizji. Ta była inna, wyglądała inaczej. Jej twarz... Piękna. Wyrażała pewien spokój, z jednej strony pewną nieporadność, z drugiej minimalną zadziorność, jakąś niezłomność charakteru, sygnalizowała, że lubi się bawić, ale nie tak jak jej koleżanki rozpaczliwie odsłaniające cycki i dupy, by zaimponować byle jakiemu chłopakowi. Ta była inna...
Choć czy na pewno? To czemu tańczyła z jakimś pedałkiem, zamiast z prawdziwym mężczyzną? Czemu pozwalała mu się obejmować i zbliżała swoje usta do niego? Tańcząc w bezpośrednim kontakcie z pedałkiem, seksownie unosiła kolana, odsłaniając bardzo ponętne, choć trochę za chude uda. Ech...
Zgasił papierosa i wyszedł. W drzwiach niemal zderzył się z blondynem swego wzrostu, może ciut niższym. Tak, to ten żużlowiec. Wyczuł, że jest trzeźwy, nieoczekiwanie, jak na miejsce, w którym się znajdowali spokojny. To dobrze. Jak każdy kibic nienawidził, gdy młode gwiazdeczki po pierwszych iluzorycznych triumfach stawały się królami imprez, z litrami alkoholu i tabunem chętnych dziewczyn w tle. Ten sprawiał wrażenie innego, niż tamci, których już poznał w swojej kibicowskiej karierze. I fajnie, może coś z niego wyrośnie.
- Młoda, nie pij, bo stary wciągnie cię nosem – ostrzegł spokojnie Mieszko, pochylając się nad siedzącą na kanapie w pokoju siostrą. W tym samym pokoju, gdzie kilkadziesiąt minut temu siedział z Wiolettą.
- Nie sil się na pouczanie... Jesteś starszy o pięć minut, więc daj mi spokój – odcięła się lekko zmieszana Oliwia. Zawstydzona swoją niedyspozycją, lekkim osłabieniem, oparła się na ramieniu Oskara. – Zwyczajnie trochę zakręciło mi się w głowie od tych tańców.
- Jasne – dość krytycznie zareagował brat. – Może masz już dość i wrócimy?
- Nie mam dość, zaraz dojdę do siebie, nie zachowuj się jak ojciec – odparła stanowczo Oliwia.
- Zostawić cię tu? – spojrzał dyskretnie, lekko nieufnie na milczącego Oskara.
- Zaraz wrócimy, powiedz Klaudii – poprosiła siostra.
Mieszko dość niechętnie opuścił pomieszczenie. Wolał nie zostawiać niedysponowanej siostry sam na sam z tego typu chłopakiem. Ale co mógł zrobić? Był tylko bratem, nie ojcem. Wzruszył ramionami i wyszedł.
Postanowił znów zaczerpnąć powietrza. Korytarzem zmierzał w stronę balkonu. Skręcając w bok natknął się nieoczekiwanie na znajomą postać.
- O! – odezwała się Angelika – Widzę, że konferencja z panną Wiolettą trwała długo i właśnie się zakończyła?
- Jaka konferencja...? Jakie długo...? – zmrużył oczy Mieszko. – A... W pokoju jest Oliwia, źle się poczuła.
- Uhm a to nie wiedziałam, że lubisz bawić się cyckami swojej siostry.
- Haha... - roześmiał się wyluzowany Mieszko. – Mieszasz dwie sprawy, to i tamto... To było...
- Fajnie, że cię to śmieszy...
- Daj mi się wypowiedzieć – Mieszko nagle zauważył, że Angelika jest w markotnym nastroju. – A w ogóle czemu tak cie interesuje Wioletta?
- A czy ja mówię, że mnie interesuje? Nie moja sprawa, że daje sobie macać cycki byle komu.
- Jeżeli nie twoja, to dlaczego się tym interesujesz? Czy masz może na myśli to, że tym razem dała sobie pomacać nie byle komu? – Mieszko uważniej spojrzał na klasową koleżankę. Cała ta poprzednia sytuacja z Wiolettą niesamowicie go uspokoiła i dodała pewności siebie.
- No proszę cię, też mi, jakiemuś idiocie, co został żużlowcem i próbuje wejść do raju
Mieszko milczał przez sekundę. Spojrzał na koleżankę, która to obojętnie patrzyła na stojące po drugiej stronie domki, to odważniej starała się zerknąć na rozmówcę. Nie była sobą. Tą Angelą, względnie pewną siebie, nie dająca poznać uczuć po sobie. Zmierzył wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. Szczupłe nogi schowane pod jeansami. Odznaczające się piersi. Niezbyt długie blond włosy opadające na ładną twarz. Coś poczuł, coś zrozumiał.
I nagle uzmysłowił sobie, że ona przecież jest całkiem ładna.
- Choć, zejdziemy na dół, do ogródka – pochylił się ku koleżance, wypowiadając słowa wyraźnie, cichym, ale stanowczym tonem.
- Co?! Nigdzie nie idę! – niemal odskoczyła dziewczyna, zaskoczona a wręcz przestraszona tonem głosu kolegi.
- Pójdziesz – odparł tam samo stanowczo, silnie przytrzymując zdumioną Angelikę ręką i niemal ciągnąc za sobą.
Jakby nie zważając na obecność Oskara, Oliwia rozpłaszczyła się na kanapie. To było silniejsze od niej. Czuła zmęczenie, świat lekko wirował. W tej pozycji było lepiej.
Jakby nie zdawała sobie sprawy, że wystawia swoje ponętne nogi do oglądu przystojnemu chłopakowi siedzącemu obok. Co mógł odebrać dość dwuznacznie. No i być może odebrał, pochylając się nad twarzą leżącej obok dziewczyny.
- Jeszcze ci nie przeszło? – starał się modulować głos, by sprawiać wrażenie opiekuńczego, nie podnieconego.
- Wszystko jest w porządku...
- Jasne. Tylko tak sobie leżysz, bo po co szaleć na parkiecie.
- Poleżę, odpocznę i wrócimy na imprezę... Ładny ma Klaudia ten pokój – rozejrzała się od niechcenia.
- A czego brakuje ci w twoim własnym?
- Tej kanapy – zaczęła zdawać sobie sprawę, że leżąc u jego boku wygląda trochę niekorzystnie i prowokacyjnie, ale to było silniejsze od niej. Jego towarzystwo tak na nią wpływało. Starała się pozbierać myśli.
- Mi też jest dobrze na niej – pochylił się jeszcze bardziej aż Oliwia poczuła zniewalający zapach chłopaka a w zasadzie używanego przez niego dezodorantu. Przez chwilę nie była w stanie się poruszyć. Milczeli oboje, aż Oskar wsunął swą dłoń w czarne włosy leżącej dziewczyny. Ta zamknęła oczy.
- Co robisz? – zapytała bezgłośnie, otwierając je znów. Bała się, że ją zdradzą. Że mimo tego, iż zachowanie obojga stało w sprzeczności z jej zasadami, nie była na dość silna by to przerwać.
- Nic. Lubię piękne włosy – mruknął jakby od niechcenia, z pewną dozą obojętności, co spowodowało, że Oliwia poczuła mrowienie na karku. Znów zamknęła oczy.
- Powinniśmy już pójść – odezwała się, ale w ślad za słowami nie poszedł żaden gest.
- Jeszcze chwila i zejdziemy – uspokajającym tonem odpowiedział Oskar a jego dłoń zjechała na szyję Oliwii. Zatkało ją. Niezwykle przyjemne mrowienie zniewoliło jej ciało. Tak bardzo, że nie była w stanie zaprotestować gdy dłoń zsunęła się nieco niżej na sukienkę zakrywającą dekolt. Dziewczyna poczuła gęsią skórkę. Poczuła także drugą dłoń na swoim kolanie. Serce zaczęło jej łomotać. Dobierał się do niej największy przystojniak jakiego znała. To było niezwykle przyjemne, oszałamiające... Ale nie mogła na to pozwolić. Nie ona, nie w takich okolicznościach. Położyła rękę na dłoni Oskara próbującej rozpiąć guziki sukienki. Ten jakby nic sobie z tego nie robił. Poszedł jeden guzik, poszedł następny. Druga dłoń przesunęła się kilka centymetrów powyżej kolana.
- Oskar, przestań, naprawdę – bardziej poprosiła, niż nakazała. Bez reakcji. Dopiero, gdy druga dłoń chłopaka znalazła się po wewnętrznej stronie jej uda, sunąc w stronę majtek, znalazła w sobie dość siły, by zerwać się z kanapy. Otworzyła oczy. Spojrzała w chłopaka. Jego spojrzenie przytłaczało ją.
- Oliwio, przecież jest nam przyjemnie, tak mi jak i tobie – zbliżył swe usta do jej. Ale nie mogła na to pozwolić. Odepchnęła go i lekko zataczając zerwała się na nogi, wybiegając z pokoju. Na korytarzu przystanęła na chwilę. Nie, nie wróci na imprezę. Czuła, że musi wyjść na powietrze. Na drżących nogach skierowała się na balkon a potem schodami zeszła w dół.
- Po co tu mnie przyprowadziłeś? – zapytała wciąż markotna Angelika. Stali pod budynkiem, w cieniu małych drzewek rosnących na ogródku. Czuli delikatny podmuch chłodnego wiatru.
- Nie podoba ci się tutaj? Jest przyjemniej, niż w tym zaduchu wewnątrz – odparł Mieszko.
- Głuchy jesteś? Nie pytam gdzie jest przyjemniej, tylko dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
- Muszę trochę odetchnąć. Ty chyba...
- Nie dziwię się. Minetka zaliczona? No tak, pewnie gorąco było...
Spojrzał poważnie na klasową koleżankę. Ta nie wytrzymała wzroku i uciekła nim gdzieś w bok. Zaczynał rozumieć. Był jeszcze dość niedoświadczonym chłopakiem, ale błyskotliwym i niegłupim. Klocki szybko zaczęły układać się w głowie. No, chyba, że popuścił za duże wodze fantazji.
- Wioletka cię boli – zadrwił lekko, zdrabniając imię nielubianej przez Angelikę blondynki. Wiedział, że poskutkuje to wybuchem.
- Mnie boli? A niby z jakiego powodu? I przyciągnąłeś mnie tu, by o tym opowiadać? Znajdź sobie lepsze audytorium! – odwróciła się celem powrotu na imprezę, ale Mieszko jej na to nie pozwolił.
- Aleś ty głupia, jak wszystkie małolaty... - westchnął, przytrzymując koleżankę.
- Puszczaj mnie baranie! Ja wracam a ty idź sobie do swojej Wioletki! – próbowała się szarpać, ale ku jej zaskoczeniu Mieszko jeszcze bardziej wzmocnił uchwyt i obrócił ją twarzą do siebie.
- Słuchaj mnie! Olewam Wiolettę i tyle w temacie. Trochę się nią pobawiłem, bo tego chciałem. Tak, aby dostała za swoje a nie dostała mnie, rozumiesz? – wyraźnie artykułował swoje słowa, patrząc prosto w twarz znieruchomiałej Angeliki. – Gówno mnie ona obchodzi, chciałem to tylko rozegrać tak, żeby mieć frajdę. No i się udało.
- Taaak? – po kilku sekundach odezwała się Angelika. Jej oczy błyszczały w świetle ulicznych lamp. – No i co z tego? – dodała, trochę bez sensu, tracąc lekko kontrolę nad umysłem.
- Ano to – Mieszko zbliżył się jeszcze bardziej. – Że wolę pocałować kogoś fajniejszego.
- Co ty powi... - usiłowała trzymać rezon Angelika, drwiąc z wypowiedzianych słów, ale nie dokończyła zdania. Jej usta znalazły się w bezpośrednim towarzystwie ust kolegi. Serce zabiło jej mocno, zupełnie zaskoczona nie wiedziała jak zareagować. Biernie oddała się pocałunkowi kompletnie tracąc poczucie rzeczywistości. Dotyk ust Mieszka wzbudził w niej niezwykłe uczucie. Gdy po kilkunastu sekundach oderwali się od siebie, nie wiedziała gdzie się znajduje.
- Co to miało znaczyć? – zażądała wyjaśnień niezbyt pewnym tonem. Pomyślała, że wypada się wyrwać z rąk Mieszka, ale było jej zbyt dobrze.
- To miało znaczyć przewartościowanie moich wartości i takie tam... Co tu wyjaśniać? – Bezczelnie wzruszył ramionami.
- Tak? Myślisz, że porywasz mnie, całujesz i niczego nie wyjaśnisz? To się mylisz! – zebrała siły, wyrwała się i odwróciła, kierując w stronę schodów i starając by drżące nogi nie zdradziły jej stanu ducha.
- Nie mylę się, ale masz rację, trzeba wrócić, poszukać Oliwii, bo nie podoba mi się to... - Mieszko jednym susem dogonił Angelikę. – A i jeszcze coś – w stanie euforii i niezwykłego zadowolenia, nie odmówił sobie jeszcze jednej przyjemności. Z rozmysłem, dość silnie klepnął dłonią w wypięty pośladek idącej przed nim dziewczyny. Ta na chwilę przystanęła a na jej twarzy cień oburzenia utonął w kosmicznym zaskoczeniu. Nie dał jej dojść do słowa. – Chodź kobieto – podał rękę Angelice i tak trzymając się za dłonie, zaczęli wspinać się do domu Klaudii. Angelika starała się dotrzymywać tempa Mieszkowi, co jej drżące nogi z jednej strony utrudniały a z drugiej niosły tak, jakby była trzydzieści centymetrów ponad schodami.
Jak Ci się podobało?