Khajuraho
14 lutego 2024
20 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Danusia
Danusia była sympatyczną dziewczyną z małej miejscowości. Była studentką etnologii na Uniwersytecie Poznańskim. Uwielbiała uczyć się o człowieku, obcych kulturach i odmiennościach. Ze szczególnym upodobaniem angażowała się we wszystko, co wiązało się z historią, kulturą i wierzeniami religijnymi Indii. Była też młodą kobietą i buzowały w niej hormony. Nic więc dziwnego, że z wypiekami na twarzy oglądała w uczelnianej bibliotece fotografie rzeźb z Khajuraho, a było co oglądać… co prawda, sceny erotyczne stanowiły zaledwie małą część całości, ale te erotyczne były naprawdę mocne. W internecie mogła znaleźć zaledwie kilka, za to w specjalistycznych zasobach Uniwersytetu były ich setki. Różne pozycje i układy… kobiety z kobietami, kobiety z mężczyznami, ludzie masturbujący się, ludzie ze zwierzętami. Układy takie, jakich nawet Hugh Hefner by nie wymyślił. I członki… Najlepsze były członki… Grube jak ramiona! Wiedziała oczywiście, że rzeźbiąc w kamieniu nie da się wyrzeźbić filigranowego fifolka, jednak wyobraźnia robiła swoje i dziewczyna, oglądając zdjęcia, rozpływała się dosłownie i w przenośni. Bardzo pragnęła zobaczyć je na żywo, jednak dopiero na czwartym roku studiów udało jej się zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, aby sfinansować wyprawę do Indii. Nigdy nie miała też problemów ze znalezieniem towarzystwa, więc bez większego trudu udało jej się namówić koleżankę z roku, aby pojechały razem – na szczęście zresztą, bo na samotną wyprawę rodzice Danusi w życiu by się nie zgodzili. Wszystko układało się dobrze aż do około półtora miesiąca przed wyjazdem, kiedy to przyjaciółka oświadczyła, że ze względów finansowych nie pojedzie. Danusia nie miała dość pieniędzy, aby zafundować koleżance wyjazd – zresztą nawet przez myśl jej to nie przeszło – koleżanka za to nawet nie chciała słyszeć o pożyczce. Danusia stanęła więc przed nie lada wyborem: odwołać wymarzoną podróż albo pojechać sama. Z jednej strony nie chciała kłamać, z drugiej strony nie mogła zrezygnować z wymarzonej podróży. Lot miała już upatrzony – z Warszawy przez Paryż… Cena dobra… Nakłamała więc rodzicom, że koleżanka spotka się z nią na lotnisku w Warszawie, spakowała plecak i poleciała.
Indie
Wszystko dla niej było nowe i niesamowite. Eleganckie stewardesy Air France spryskujące samolot środkami na komary na lotnisku Charless de Gaulle’a, Sikhowie w turbanach wracający do Indii, zapachy dań specjalnych, które Ci dostawali na pokładzie. Było już ciemno, gdy samolot dotknął ziemi na lotnisku Indira Gandhi w New Delhi, więc nie widziała zbyt wiele, ale Indie poczuła, gdy tylko wyszła z portu lotniczego na ulicę. Wrażenie było, jakby zderzyła się ze ścianą gorąca i wilgoci — aż zaparło jej dech w piersiach.
Był początek września, więc pora deszczowa w pełni, o czym miała okazję przekonać się zaraz następnego dnia, gdy spadł deszcz tak obfity, że wody na ulicach było do połowy łydki, a w przejazdach pod mostami tyle, że fale przelewały się przez baki pchanych motocykli.
Danusia, brnąc w wodzie, rzuciła się w wir zwiedzania, zwłaszcza że jak zauważyła, „lokalsi” traktowali sytuację coś zupełnie normalnego. Przez pierwsze dwa dni zwiedziła więc Czerwony Fort, Chandni Chowk, Grobowiec Humajuna oraz wiele innych. Skromny budżet nie pozwał jej na wykupienie zorganizowanej wycieczki czy podróżowanie taksówkami — zresztą nie o to jej chodziło. Chciała poczuć lokalny klimat — podróżowała więc lokalnymi autobusami. Nie doceniła jednak miejscowych. Pierwszy autobus, do którego wsiadła, był tak zatłoczony, że początkowo nie mogła złapać tchu, jednak po chwili, lokalni podróżni rozstąpili się, wskazując jej jedyne wolne miejsce z tyłu autobusu. Zachwycona Danusia przecisnęła się w tamtą stronę i szybko zrozumiała czym się płaci za ostatnie wolne miejsce. Wyglądało to, jakby wszyscy mężczyźni w autobusie pierwszy raz widzieli białowłosą dziewczynę i bardzo chcieli się jej lepiej przyjrzeć. Mało tego, niektórzy chcieli jej też dotknąć. Zobaczyła więc wiele uśmiechniętych twarzy oraz poczuła co najmniej kilka ciekawskich rąk na swojej pupie. Przemknęła więc szybko na swoje miejsce i następnym razem unikała takich „okazji”. Był to zresztą jedyny taki nieprzyjemny incydent — reszta czasu w New Delhi upłynęła jej jak w bajce… piękne miejsca, upajające zapachy przypraw, pyszne jedzenie tak, że niemal żałowała, że „musi” wyjeżdżać. Wybierała się jednak do swojego upragnionego Khajuraho, więc nie miała wątpliwości. Złapała samolot linii SpiceJet i poleciała.
Khajuraho
Lot był krótki — ledwie godzinę — więc nie zdążyła się ponudzić. Podczas lotu wyobrażała sobie, że odkrywa kolejne świątynie i zgłębia ich tajemnice. – W końcu gdzieś tam muszą być — myślała sobie. – W końcu Indie są pełne tajemnic, które czasami udaje się odkryć — tak jak właśnie Khajuraho.
Historia Indii jest pełna sytuacji, gdy nowi władcy — tacy sami hinduiści jak poprzednicy — niszczyli całą spuściznę poprzedników, wliczając pałace, świątynie i pomniki i budowali swoje. To właśnie dlatego do dzisiaj niemal wyłącznie co można znaleźć w Indiach, to zabytki z czasów Mogołów — ostatniej dynastii rządzącej Indiami. Jeżeli coś przetrwało z wcześniejszych czasów, to raczej zbiegiem okoliczności — właśnie tak jak Khajuraho — kompleks świątynny z 10-go wieku. Uchował się przed zniszczeniem jedynie dzięki temu, że ukryła go dżungla. Wokół niego nie ma żadnych dużych miast — ot wioski i pola uprawne.
W takie właśnie miejsce trafiła Danusia. Jej hostel był przerobionym domem w małym miasteczku kilka kilometrów od zachodniej grupy świątyń Khajuraho. Znakomicie wiedziała, że cały kompleks świątynny składa się z kilku grup świątyń — zachodniej, wschodniej i południowej — z czego grupa zachodnia jest najbardziej znana ze swoich erotycznych rzeźbień. Kiedyś świątyń było dużo więcej — ponad osiemdziesiąt. Dotąd przetrwało ledwie dwadzieścia pięć — żałowała Danusia, jednak cała wyprawa była jej ‘per aspera ad astra’, więc tam właśnie Danusia skierowała swoje kroki zaraz po przybyciu.
To, co zobaczyła na miejscu, było niesamowite, oszałamiające i wzruszające. Po tak długim czasie wreszcie tu była. Mogła zobaczyć rzeźby, sfotografować je, a nawet dotknąć — nikt tego nie bronił. Chodziła więc godzinami od świątyni do świątyni, oglądając to od środka, to od zewnątrz. Wnętrza były ciemne, chłodne i przesycone duszną atmosferą — mniej w nich było tego, czego naprawdę szukała, aczkolwiek dawały chwile wytchnienia od palącego Indyjskiego słońca. Na zewnątrz było wszystko. Świątynia za świątynią odkrywała więc ich kolejne zakamarki. Odkryła też ku swojemu zaskoczeniu, że nigdy nie skupiła się na kształcie wież świątyń, które kwadratowe u podstawy, wypukłe jak kaczany kukurydzy z powtarzającym się wzorem rzeźbienia, przypominały bardziej statki kosmiczne, które wylądowały na ziemi i nigdy nie odleciały.
Pierwszego dnia Danusia zobaczyła wszystkie trzynaście świątyń dostępnych w ramach wykupionego biletu. Kolejnego dnia zwiedzała kolejne — już za darmo — nie mniej ciekawe, jeśli wiedziało się, na co patrzeć. Trzeciego dnia poszła ze swojego hostelu w drugą stronę — do wschodniej grupy świątyń. Tam erotycznych rzeźb było mało, ale turystów zaledwie kilku, więc całą grupę świątyń miała niemal wyłącznie dla siebie — podobnie zresztą jak w południowej grupie.
To był już czwarty dzień zwiedzania Khajuraho, gdy po zbadaniu świątyń w południowej grupie wdała się w rozmowę z lokalną dziewczyną pasącą kozy na spalonym słońcem polu koło świątyń. Nie była to zbyt wartka rozmowa, jako że poziom znajomości angielskiego u Hinduski był dość niski, ale dowiedziała się, że gdy będzie wracała do swojego hostelu drogą przez dżunglę, ledwie 100 m od drogi jest jeszcze jedna świątynia warta poznania. Danusia miała jeszcze trochę czasu, samolot zabukowany na kolejny dzień. Postanowiła więc spróbować odnaleźć tę świątynię.
Świątynia w dżungli
Niestety — jak to zwykle bywa — albo instrukcje nie były dokładne, albo Danusia coś pokręciła, bo pomimo uporczywych poszukiwań nie mogła znaleźć rzeczonej świątyni. Szczęśliwym tylko zbiegiem okoliczności usłyszała przez drzewa śpiew. Poszła szybko w tamtą stronę i ze zdziwieniem odkryła, że ścieżką przez dżunglę zmierza w jakąś stronę procesja około dwudziestu kobiet, z których każda niosła w rękach miseczkę z czymś, co wyglądało na mleko. Danusia ciekawie im się przyglądała, a ponieważ nie wykazywały niechęci do białej dziewczyny, poszła za nimi. Po mniej więcej trzystu metrach dżungla się otworzyła i oczom Danusi ukazała się świątynia z opowiadań pasterki.
Świątynie nie była duża. Cały obszar świątynny miał może trzydzieści na trzydzieści metrów i otoczony był wysokim kamiennym płotem. Na skraju obszaru stał mały dom będący prawdopodobnie mieszkaniem mnichów a na środku stała mała kapliczka. Ku rozczarowaniu Danusi, nie było na niej rzeźb erotycznych a motywy roślinne. Co innego jednak było ciekawe. Przed kapliczką, na niskim cokole stał posąg Ganeshy — półboga z ludzkim ciałem i głową słonia. Danusia widziała już posągi Ganeshy, potrafiła więc znaleźć różnice, a ten posąg był inny niż inne, głównie dlatego, że w swoich czterech rękach Ganesha nie miał nic — były puste. Było coś jeszcze. Przed Ganeshą na kolejnym podwyższeniu znajdował się Shiva Lingam, jakiego Danusia jeszcze nie widziała. Zazwyczaj Lingam to kamienny fallus, najczęściej krótki i niesamowicie gruby — o średnicy nawet pół metra — umieszczony na yoni, czyli waginie. Tutaj było podobnie, chociaż lingam kształtem i proporcjami przypominał faktycznego fallusa, jednak o wiele większego niż męski. Prawdziwy fallus z Khajuraho!
Po prawej stronie posągów klęczała — kapłanka odziana w zdobne szaty, a po drugiej stronie kolejne dwie kobiety, ubrane podobnie jak kapłanka, jednak mniej zdobne. – Pewnie asystentki lub akolitki — pomyślała Danusia.
Adoracja
W czasie, gdy Danusia podziwiała architekturę oraz napawała się niecodzienną sytuacją, kobiety biorące udział w procesji usiadły z podwiniętymi nogami przed posągiem i rozpoczęła się uroczystość. Kapłanki zaintonowały jakąś pieśń, a pozostałe kobiety im odpowiadały. Pieśń była długa i monotonna. Danusia nie znała hindi, jednak na tyle jak dalece potrafiła, starała się włączyć w uroczystość i śpiewnie powtarzała słowa refrenu. Czuła się dziwnie, tak jak by powtarzalność fraz działała na nią transowo. Jej uwagę zwrócił też czarny kruk siedzący na skraju dachu kapliczki. Miała wrażenie, że ptak przypatruje się właśnie jej.
W pewnym momencie pieśń się zmieniła, a główna kapłanka wstała i zaczęła recytować jakieś słowa. Później wzięła swoją czarkę z mlekiem i recytując, zaczęła obmywać mlekiem lingam. Obmywała i namaszczała kamień, a mleko spływało na yoni, tworząc małą kałużę, by później ściekać gdzieś pod posąg. Gdy skończyła recytować, odstawiła czarkę i śpiewając podeszła do najbliższej z kobiet, chwyciła za rękę i podprowadziła ją do limgama.
Kobieta pewnie wyrecytowała te same słowa co kapłanka, a następnie używając mleka ze swojej czarki, zaczęła obmywać i namaszczać lingam. Robiła to dokładnie, jak by pieściła członka mężczyzny. To, co się stało później, spowodowało, że Danusia zaczęła się zastanawiać czy dobrze widzi? Kobieta odstawiła czarkę, podkasała tunikę i naga od pasa w dół, zaczęła się ocierać swoją pipką o lingam. Danusia była w szoku — nie tego się spodziewała po ceremonii. W sumie to nie wiedziała czego się spodziewać, ale na pewno nie tego, że któraś z kobiet będzie się masturbować, ocierając o kamień na oczach kapłanów i całej procesji. Co dziwniejsze, kobieta zaczęła się ustawiać tak, jakby chciała wprowadzić w siebie kamień. – To się nie uda — mruknęła do siebie Danusia. Lingam był dużo większy niż męski członek a kobieta nieprzygotowana. Nic to. Kobieta na chwilę zamarła w bezruchu, a później z krzykiem ekstazy opadła na lingam, nabijając się na niego do końca. Danusia aż podskoczyła z zaskoczenia, tym bardziej że sekundę po kobiecie czarny kruk zaskrzeczał głośno. Nie wiedziała, co tutaj się stało, a stało się coś tajemniczego. Kobieta doszła do orgazmu w kilka sekund, właściwie nic nie robiąc; do tego używając fantom członka, który rozmiarem pasowałby gdzieś na fermę niż tutaj. Niezależnie od rozterek dziewczyny, kobieta na kamieniu miotała się przez chwilę, przeżywając swój orgazm, a później zamarła w bezruchu. Po dłuższej chwili dopiero bezsilnie zeszła z lingama i asekurowana ręką kapłanki wróciła na swoje miejsce.
Danusia nie wiedziała, czy ma wierzyć w orgazm kobiety. Jej niezborne ruchy mogły świadczyć o tym, że coś sobie zrobiła na kamieniu, aczkolwiek nie widziała na jej twarzy żadnego bólu — raczej wyczerpanie, ale i coś jeszcze… – Wygląda jak ja po tym, jak się … – myślała dziewczyna. Jej rozważania przerwała kapłanka, podchodząc do kolejnej kobiety. Ta chętnie wstała i wzięła swoją czarkę z mlekiem stojącą na ziemi. To, co się stało później, było niemal dokładnym powtórzeniem tego, co działo się przed chwilą. Kobieta recytowała modlitwę, obmywała lingama, ocierała się o niego, następnie nabijała, wyginając w orgazmie, a na końcu zeszła i ledwie żywa wróciła na swoje miejsce. – O ja… Danusia nie potrafiła znaleźć nic innego w komentarzu na to, co widziała. To, co widziała, było dziwne… nieoczekiwane i podniecające.
Czas upływał, a kobiety się zmieniały. Każda przechodziła przez to samo, przy czym niektóre z nich były po wszystkim tak wyczerpane, że nie potrafiły same zejść z lingama — tym pomagały akolitki, niemal zdejmując je z rzeźby i odprowadzając na ich miejsce.
Gdy do końca została tylko jedna kobieta, Danusia zaczęła odczuwać pewien niepokój. Była podniecona do granic, jednak zdawała sobie sprawę, że nie ma takiej możliwości, aby ona nadziała się na coś takiego. Nie miała pojęcia, jak inne kobiety to robiły, ale ona tego u siebie nie widziała. Bała się, ale chciała spróbować. Nie wiedziała też, czy może.
Po drugiej stronie
Gdy ostatnia z kobiet schodziła z kamienia, Danusia zerwała się i tak jak inne — podeszła do postumentu. Kapłanka spojrzała na nią, ale nie zrobiła nic, żeby ją odgonić. Wręcz przeciwnie — uśmiechnęła się zapraszająco i podała jej jedną z pozostawionych czarek, w której zostało jeszcze sporo mleka. Danusia zaczęła obmywać lingama. Kamień był tak gładki, że nie czuła na nim żadnej nierówności. Mleko było tłuste i pozostawiało na kamieniu śliską warstwę. Nie myślała o tym, co jeszcze pozostało na kamieniu — była zbyt podniecona. Odstawiła miseczkę, podciągnęła spódnicę i weszła na postument. Dotknęła cipką limgama i odruchowo spojrzała na kruka, który w dalszym ciągu jej się przyglądał.
Gdy tylko potarła swoim ciałem o kamień, świat dookoła niej się rozpłynął i znalazła się w zupełnie innym miejscu. Nagle zorientowała się, że świątyni, ani kapłanek, ani kobiet, z którymi przyszła nie ma dookoła niej. Dookoła niej znajdowały się wszystkie te postacie, które oglądała w ostatnich dniach, wyrzeźbione w kamieniu na fasadach świątyń. Teraz były tutaj, żywe i zajęte orgią większą, niż Danusia mogłaby sobie wyobrazić a na ich środku na tronie siedział Ganesha i uśmiechał się do wszystkich.
Poczuła, że nie dotyka już zimnego i twardego kamienia a żywego, gorącego i pulsującego członka mężczyzny, który jeszcze poprzedniego dnia wkładał go w swoją kamienną partnerkę na ścianie budynku. Poczuła, że niecierpliwy członek tylko czeka, żeby się w nią wepchnąć, jednak nie doszło do tego. Podeszły do niej trzy kobiety, które także widziała wcześniej obejmujące się czule na płaskorzeźbie. Teraz ściągnęły Danusię z mężczyzny i same zaczęły ja pieścić. Dziewczyna poczuła na swoich piersiach ich śliskie języki a na swoich pośladkach ich zachłanne ręce. Trzy kobiety całowały Danusię, a gdy ta osunęła się na trawę, ułożyły się dookoła niej, pieszcząc jej ciało i siebie nawzajem. Danusia nie miała wcześniej doświadczeń z innymi kobietami, jednak nietypowość sytuacji spowodowała, że nie tylko poddała się ich pieszczotom, ale też zaczęła je oddawać. To było niesamowite — jednego dnia widzieć kogoś zaklętego w szorstki kamień a następnego czuć jego śliski język wślizgujący się w jej kobiecość i usta zasysające jej łechtaczkę. Zorientowała się, że jęczy jak rasowa aktorka porno w filmie, który odkryła na komputerze swojego brata, jednak nie mogła inaczej. Czuła pocałunki na ustach, kolejne na dekolcie i na piersiach. Czuła palce wykręcające lekko jej sutki oraz inne wślizgujące się do jej cipki. Czuła wreszcie język molestujący nachalnie jej guziczek. Takiego zmasowanego ataku Danusia nie mogła przetrzymać i doszła, jęcząc wniebogłosy. Gdy już jako tako doszła do siebie, jej kochanki pociągnęły ją za sobą i zaprowadziły do sadzawki pełnej mleka i zaczęły ją obmywać. Tłuste mleko sprawiło, że ciało dziewczyny świeciło się jak wysmarowane olejkiem, ale też spowodowało, że Danusia odzyskała siłę po ostatnich przeżyciach.
Szybko okazało się, że siły będzie potrzebowała, gdyż na brzegu już czekało na nią dwóch mężczyzn — żołnierzy w starożytnych strojach, ze stalowymi mieczami w pochwach oraz tymi naturalnymi… różowymi z napływu krwi w dłoniach. Również tych dziewczyna szybko rozpoznała. Tworzyli oni orszak królowej na płaskorzeźbie. Otoczyli dziewczynę a ona sama z własnej chęci opadła na kolana, żeby wziąć pierwszego z nich w usta. Członek był niesamowity. Sztywny zarazem i miękki, gdy dotykała go ustami. Duży, a jednocześnie taki, że Danusia wiedziała, że się w niej zmieści — zarówno w ustach, jak i tak, gdzie zaczynała na nowo czuć rodzącą się wilgoć. Ssała i oblizywała żołnierskiego członka, jak by to był lód magnum, aż do momentu, gdy poczuła, że drugi żołnierz zaczyna się ustawiać za jej plecami i wpasowywać się między jej uda. Jej usta ułożyły się w piękne ‘o’ a z ust wypłynęło długie, napięte “Oooooooo”, gdy drugi taki sam członek wsunął się do jej waginy. Na szczęście średniowieczny rycerz nie był nowicjuszem w tej kwestii i zaczynał z Danusią powoli, skutecznie powodując, że jej pochwa rozszerzyła się i popłynęła tak, że już po chwili wchodził i wychodził w pełnym poślizgu, obijając się o jej pośladki tak, że członek, którego przed chwilą jeszcze ssała, podskakiwał tylko przed jej oczami. Jego członek miał niesamowitą właściwość wypełniania jej pochwy całkowicie, ale bez sprawiania jej bólu. Był niesamowity — wręcz nierealny. Zresztą jego właściciel też. Uderzał w dziewczynę tak mocno i rytmicznie, że ta mogła jedynie pokrzykiwać, łapiąc w międzyczasie oddech. To zaś co się działo w jej wnętrzu, nie mogło się równać do niczego, co przeżyła do tej pory. Jej chłopak wiedział jak się z nią kochać. Ona też wiedziała jak czerpać z tego rozkosz. Jej dwa wibratory z nowoczesnej cyber-skóry też świetnie sobie radziły, ale to był huragan w porównaniu z popołudniowym zefirkiem. Całe jej pośladki falowały w rytm uderzeń. Piersi podskakiwały tak, że wręcz czuła ból, a w brzuchu rodziły się skurcze, które narastały, w miarę jak jądra żołnierza uderzały o jej łechtaczkę. Uderzały i uderzały aż do czasu, gdy krzyk zamarł w jej ustach… przestała oddychać a przez całe jej ciało przebiegły skurcze tak mocne, że bezsilna upadła na leżącego pod nią drugiego żołnierza. Gdy doszła jako tak do siebie, zorientowała się, że żołnierz jest wciąż w niej i właśnie dochodzi, wyrzucając w głąb jej ciała spermę. Świadomość tego, co się dzieje oraz to, że jej pieszczoszka była wyjątkowo tkliwa, po przeżytym orgazmie spowodowało, że Danusia doszła jeszcze raz.
Gdy się ocknęła, członek zdążył już opuścić jej ciało, ale wpadła w przerażenie, widząc, że pierwszy żołnierz wciąż ma na nią ochotę a przez trawę, idzie w jej kierunku kolejnych dwóch żołnierzy, z mieczami w dłoniach. Na szczęście dla niej, wcześniej niż żołnierze, dopadły ją kobiety, z którymi pieściła się wcześniej i zaciągnęły ją z powrotem do mlecznej sadzawki, gdzie ponownie zaczęły obmywać jej zmaltretowane ciało.
Danusia chętnie poddawała się ich kojącym zabiegom, a jednocześnie obserwowała wciąż trwającą dookoła orgię. Byli tam wszyscy… kobiety z kobietami, mężczyźni z mężczyznami, kobiety z mężczyznami. W duetach, trójkątach i czworokątach. Całujący się, ssący, uprawiający seks waginalny i analny. Dominujący z batami i służący w obrożach. Nie mogła się napatrzeć na to, co się działo, a tymczasem kobiety kontynuowały obmywanie, i — co tu kryć — pieszczenie jej ciała. Jej podniecenie zdążyło się obudzić na nowo, gdy dostrzegła jeszcze jeden dziwaczny układ. O penisa osiołka leżącego na plecach ocierała się dobrze obdarzona kobieta, której najwyraźniej sprawiało to przyjemność. Danusia z otwartymi ustami nie mogła oderwać od nich wzroku, aż jedna z pieszczących jej kobiet uniosła brew w zdziwieniu, jak by chciała zapytać — masz ochotę? Danusia nie miała, więc potrząsnęła głową, jednak w tym momencie wszyscy usłyszeli donośne, znaczące chrząknięcie.
Danusia spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że postacie stojące na drodze się rozstępują aż ujrzała Ganeshę z członkiem w erekcji, przywołującego ją gestem dłoni. Studentka jak zaczarowana wyszła z sadzawki i podeszła do Ganeshy, który nie był już posągiem. Był okazałym mężczyzną, z czterema rękoma, głową słonia i członkiem tak wielkim, jak lingam w świątyni. Nic nie mówił, a jedynie patrzył na dziewczynę. Danusia wiedziała, czego chce. Chciał, aby go dosiadła, ale to było niemożliwe! Jego członek był wielkości jej przedramienia — postanowiła oddać się mu częściowo. Weszła na posąg, okraczyła i zaczęła się obniżać, aż jej płatki dotknęły członka boga. Chciała się poocierać… Dać sobie i jemu przyjemność bliskości, ale bóg nie tego chciał. Trąba Ganeshy owinęła się dookoła jej bioder, a nacisk spowodował, że została dosłownie nadziana na stojącego jak chorągiew członka. Krzyknęła głośno. Głównie z zaskoczenia, gdyż boski członek wypełniał ją jak pal Azję Tuhaj Beja, ale nie robił jej krzywdy. Czuła rozciąganie, ale to była boska moc, która ją rozciągała, ale nie rozrywała. Czuła ból, ale to był boski ból, który pulsował w jej łonie tak, że aż całe jej krocze płonęło boskim ogniem miłości. Ganesha chwycił ją swoimi czterema rękoma i uniósł, a następnie nabił na penisa ponownie, i ponownie, i ponownie. Każde przyciągnięcie było jak uderzenie. Każde wywoływało wybuch rozkoszy w jej łonie, który błyskawicznie unosił się do góry i wybuchał w jej głowie. Poczuła boski ból w swoich piersiach — to Ganesha dwoma rękoma ściskał jej piersi. Poczuła boski ból w łechtaczce — to Ganesha przyssał się swoją trąbą do jej łona i wciąż ją unosił i opuszczał. Danusia nie wiedziała, ile to trwało, ale w pewnym momencie poczuła, że członek jeszcze się powiększa, a następnie wybucha w niej boskim strumieniem życiodajnej energii. To było jak wybuch światła w jej głowie. Zapadła się w sobie, by następnie wybuchnąć z całą siłą. Wszystko w jej wnętrzu się zaciskało i pulsowało. Krzyczała, i krzyczała i nie mogła przestać.
Gdy wreszcie otworzyła oczy nie było już Ganeshy ani nikogo z wyrzeźbionych postaci. Była znowu na dziedzińcu świątyni, nadziana do samego końca na lingama i krzycząca jak wszystkie kobiety przed nią. Wciąż czuła targające niż skurcze. Była wyczerpana. Tak wyczerpana, że gdyby nie akolitki, zostałaby tam, nadziana na kamień nie mając siły z niego wstać. Akolitki widząc, jak bardzo ją to wyczerpało, na znak głównej kapłanki wyniosły ledwie przytomną Daniusię i położyły do łóżka na zapleczu świątyni.
Świątynia kobiet
Ranek zastał Danusię świeżą i wypoczętą. Wciąż strasznie obolałą, ale jak zdążyła sprawdzić, nic złego się jej nie stało — ot trochę otarć i naciągnięć — żadnej jednak krwi, żadnych rozdarć. Bardzo ją to ucieszyło, bo gdy sobie przypomniała wszystko, co się dookoła niej i z nią działo, aż ją ciarki przechodziły.
Była jeszcze w łóżku, gdy do pokoju weszła główna kapłanka — tym razem ubrana w skromną szatę. Uśmiechnęła się i podała dziewczynie czarkę z mlekiem. – Czy wiesz, co się wczoraj stało? Czy wiesz co to za miejsce? – zapytała dziewczynę, a gdy ta odpowiedziała przecząco, zaczęła swoja opowieść.
My kobiety nie mamy wiele wyboru w życiu. Nie ma go tutaj w Indiach, nie ma go w zachodnim świecie. Niektórym z nas się może zdawać, że w dzisiejszych czasach, w pewnych miejscach i kulturach mamy więcej wyboru niż w innych, i jest w tym trochę racji, ale niewiele. Prawda jest taka, że my — kobiety — jesteśmy stworzone do pewnej misji — i to jest dobre. Możemy dać życie. Możemy wychować dzieci. Czujemy się dumne z tego. Jednak wciąż wiele rzeczy robimy, bo musimy.
Oddajemy wszystko, aby wychować mężczyźnie potomka. Walczymy ze wszystkimi i wspinamy się na góry, aby temu podołać. A oni chcą od nas więcej. Chcą naszych dusz i naszych ciał. Jesteśmy siostrami, żonami i matkami, kochankami, jesteśmy wojowniczkami, którym mężczyzna odbiera moc. Nie chcemy walczyć z mężczyznami. Chcemy, aby pozwolili nam być sobą (*). Po to jest ta świątynia. Mężczyźni tutaj nie wchodzą. Tutaj możemy być sobą.
To, czego doświadczyłaś wczoraj to tylko część naszej wolności. Nie jesteś częścią tej społeczności, ale jesteś kobietą. Możesz tutaj zostać tyle czasu, ile chcesz. Tutaj osiągniesz spokój i odnajdziesz swój cel — jeżeli jeszcze go nie masz. Możesz też odejść, kiedy chcesz.
Danusia miała jednak cel. Wybierała się do Fatehpur Sikri, a potem do Agry. Kupiła więc w przyświątynnym sklepiku breloczek z Ganeshą i z mocną obietnicą, że jeszcze tu kiedyś wróci, ruszyła w dalszą drogę.
* – Na podstawie: Armand Amar, No More Fight Left In Me (https://www.youtube.com/watch?v=q7FSk1o35UA)
Jak Ci się podobało?