Jak w piekle
31 sierpnia 2023
15 min
Słońce wznosiło się ku górze, zwiastując upalny poranek, gdy Tomek Kozioł zabezpieczał rower kłódką na szyfr. Ukradkiem przyglądał się wychodzącym do pracy mieszkańcom Okrąglaka, charakterystycznego osiedla na obrzeżach Grzeszyna. Nikt nie wydawał się zainteresowany jego pojazdem, wartym więcej niż stojące na parkingu auta.
Przeszedł przez wąski tunel w jednym z czterech zespolonych bloków „kwadraciaka”, jak lubił nazywać tę pomalowaną na pięćdziesiąt odcieni szarości, zapomnianą przez świat ruderę. Po dziedzińcu lunatykowało kilku smutnych ludzi z psami, a na tle mieszkańców wyróżniała się radośnie machająca do niego postać. Spojrzał na zegarek. Siódma dwadzieścia sześć, a więc cztery minuty przed czasem.
Krystyna Mak nie czytała podręcznika nastolatki, toteż nie kazała na siebie czekać, jednak sama czekając przed czasem (i to pod własnym blokiem!) okazywała wręcz desperację. Chłopak nie wiedział, czy czuć wobec tego uznanie, czy pogardę.
Kiedy wyszedł jej na spotkanie, dziewczyna rzuciła się na niego z gorącym przywitaniem. Od razu poczuł cytrusowy zapach taniego dezodorantu. Wydostał się z trwającego zbyt długo objęcia i przyjrzał jej się uważnie.
W przeszłości widział jej skomplikowane rysunki, znał marzenia o zostaniu architektem. Nie mógł odmówić jej zmysłu przestrzennego i dobrego gustu, ale założenie kilku sensownych ciuchów jak zwykle ją przerastało.
Miała krępą budowę ciała. Zbyt grube uda podkreślała sięgającymi do łydek, szarymi legginsami. W pełni zabudowany, wielki biust deformował napis na odsłaniającym szerokie ramiona bezrękawniku w kolorze khaki. Niezbyt pasowały do tego wiszące na złotym mostku, wielkie oprawki z cieniowanymi, fioletowymi szkłami.
— Jak gorąco — stwierdziła.
Zdmuchnęła z twarzy niesforny kosmyk blond włosów. Niedawno pierwszy raz się przefarbowała, ale na czubku głowy widoczne były już liczne odrosty w kolorze najnudniejszym na świecie. Nad kanciatą szczęką rozbłysła biel zębów.
Ładna. Trzeba tylko dobrze patrzeć.
— Załóż je. — Pogrzebał w plecaku, po czym rzucił jej parę rowerowych rękawiczek.
— Sama nie wiem. Wyrównuję opaleniznę…
— Załóż. Nie pożałujesz.
Usłuchała. Tymczasem chłopak zabrał się do przeglądu jej białej damki. Rower, jak na Krystynę, był całkiem kobiecy, choć nie nazywała go białym łabędziem ani nic z tych rzeczy.
— Wymieniałaś koło? — zapytał, kucając przy pojeździe.
Zaprzeczyła, na co wyraźnie się uśmiechnął. Pamiętał, że miała kilka wyłamanych szprych. Gdyby lekko zdecentrować koło, przy każdym obrocie tarłoby ono o tarczę hamulcową. Tarcie musi być niewielkie i obejmować tylko skrawek obwodu koła, a defekt jednocześnie pozostanie niezauważony i zamieni jazdę w istne piekło.
— Mogłabyś skoczyć po mój rower? Zostawiłem na zewnątrz. Myślałem, że tam będziesz czekać — poprosił.
Upewniła się, że kod pozostał bez zmian i tyle ją widział.
Ledwo wyrobił się przed jej powrotem.
— Coś wspaniałego. Przed nami przeszło dwie godziny deptania pedałów — tryskał entuzjazmem.
— Haha!
Starannie przygotowany dowcip przez Wujka Pawła był swoistym papierkiem lakmusowym nastawienia dziewczyny. Wujek zapewnił bratanka, że jeśli rozbawi ją coś tak żenującego, to czeka go łatwe ruchanie.
Hamulce były sprawne (aż za sprawne), światła działały, koła miały pełno powietrza. Można było ruszać. Chłopak podniósł się na równe nogi. Na twarzy dziewczyny wymalowana była przygoda.
— Wszystko wzorowo — pochwalił, uderzając ręką o siodło damki.
Miał nadzieję, że to nie ostatnie siedzenie, jakie tego dnia wyklepie.
Tuż za wyjazdem z miasta minęli popularny znak A-11 i znajdującą się pod nim druzgocącą tabliczkę z napisem „30 km”. Dokładnie tyle dzieliło ich od Pomyłki Wielkiej, gdzie znajdowały się domki letniskowe Koziołów, punkt docelowy wyjazdu. Po pokonaniu tego dystansu wcale nie miało być lepiej, bo asfalt zamieniał się tam w polną drogę. Dla Krystyny znak był jasnym sygnałem, że przed nimi trzydzieści kilometrów nierównej drogi, ale Tomek w ilustracji dwóch pagórków widział cycki. Za trzydzieści kilometrów będą cycki.
Wiatr wiał im prosto w nos, a na domiar złego, do cycków śpieszno było wielu kierowcom aut osobowych, które mijały ich jeden po drugim. Musieli więc jechać gęsiego, a hałas pracujących silników skutecznie utrudniał rozmowę. Mieli wiele czasu do namysłu.
Urodzili się tego samego dnia. Choć nie byli rodzeństwem, dzięki przyjaźni ich matek spędzili razem całe dzieciństwo. Z upływem lat berka i chowanego zastąpili wspólnym towarzystwem w doli i niedoli. Tomek uwielbiał spędzać z nią czas, bo dzieliło ich zamiłowanie do aktywności fizycznej. Na rowerze nie była tak kapryśna jak większość jego kumpli. Nie była pizdą, nie chciała postoju co dziesięć minut.
Tak jak teraz, gdy jechał przed nią i tylko od czasu do czasu oglądał się za siebie. Wiedział, że przygotowywała się do tego wyjazdu, a mimo to, po zaledwie dziesięciu kilometrach była mocno zmęczona. Widział to po tym, z jaką determinacją zaciskała zęby.
Otoczeni lasami jechali bezkresną, dziurawą drogą. Nie zwolnił.
Dziewczyna ich relację widziała zgoła inaczej. Miała przyjaźń Tomka, odkąd tylko sięgała pamięcią. Nigdy jednak nie zdobyła kolejnej. Była małomówna, a gdy już się odzywała, nudziła koleżanki. Nie miała nowych ciuchów, nie potrafiła plotkować. Nikt jej nie zauważał. Taki los chłopczycy, gdy nie jest ani wystarczająco powabna, ani dość pyskata. Ich wspólne wyjazdy były niemal całym jej życiem towarzyskim. Tylko on dawał jej uwagę i akceptował taką, jaką była. Nic dziwnego, że gdy dorosła do patrzenia na chłopców w inny sposób, wyobrażała sobie życie tylko z nim.
Niestety, zanim zdążyła cokolwiek w tym kierunku poczynić, jej jedyny przyjaciel został zajęty przez inną. Początkowo chciała z nim porozmawiać, błagać go, choć nie wiedziała dokładnie o co. Później rozważała pobicie Oli, jego wybranki. Wyszukała nawet w przeglądarce ten kwas, którym w filmach topią ładne buźki. Następnie uznała, że kwas bardziej należy się chłopakowi, a następnie, że sama już nie wie, co robić.
Nienawidziła suki. Zrozumiała, że żadne wysiłki tego świata nie pozwolą wygrać z jej tyłeczkiem. To takie niesprawiedliwe! Poczuła się zdradzona. Stopniowo wygasiła kontakt z Tomkiem. Najbardziej zabolało ją, że nawet tego nie zauważył.
To właśnie dlatego zaciskała zęby. Choć w drugiej połowie dystansu, wyraźnie zmęczona, pedałowała już nie tylko nogami, lecz wprawiała w ruch całe ciało.
Ola faktycznie zawróciła Tomkowi w głowie. Pewnie spędziliby razem resztę życia, gdyby nie prezent, który dostał od niej na wigilię. Chłopak zaczął oczekiwać od seksu coraz więcej, a ona nie miała zamiaru na więcej pozwalać. „Razem z mamuśką jesteście zdrowo jebnięci”, tak go pożegnała. Nie zrozumiał.
Otaczające ich lasy już jakiś czas temu ustąpiły miejsca polanom i rolniczym uprawom. Żar lał się z nieba, a koszula kleiła się do ciała młodego mężczyzny.
Rozpad związku Tomka sprawił, że Krystynie szybciej zabiło serce. Sama miała w tym czasie dwóch chłopaków, lecz z żadnym nie była dłużej niż miesiąc. Zwietrzyła szansę na udany związek. Natychmiast odświeżyła wygląd i odnowiła kontakt. Wciąż miała w sobie zadrę, ale nie była w pozycji, by narzekać.
Z początku głównie wymieniali wiadomości, ale gdy nadeszła wiosna, spotkali się raz, drugi, trzeci. Krystyna sama nie wiedziała, kiedy ich relacja wróciła do stanu „sprzed suki”. Któregoś dnia zaprosił ją nad jezioro. I oto są, „Pomyłka Wielka wita”.
Kap, kap. Spływające z czoła kropelki potu rozbijały się o jej pracujące uda.
Wiedziała, że ostatni odcinek był najgorszy, a ona ledwo trzymała się na rowerze.
Rozpaczliwie uniosła wzrok ku niebu, jakby prosząc o dodatkowe siły. Zbyt długo na to czekała, by teraz się poddać.
— No pain, no gain — wydyszała, rozglądając się po prywatnej działce Koziołów.
Była kompletnie wyczerpana. Zgięta w pół, opierała ręce na kolanach i próbowała uspokoić oddech, podczas gdy oczy przekonywały ją, że było warto. Na niewielkiej, porośniętej przerzedzoną trawą polanie dumnie stał drewniany domek. Tuż przy nim znajdowały się ławki i solidny stół, z którego środka wystawał duży parasol. W centrum działki rosły dwa drzewa, do których przymocowano haki na siatkę do badmintona. Siatki jednak nie było, dzięki czemu Krystyna doskonale widziała otoczone trzcinami, wąskie zejście do jeziora.
O niczym bardziej nie marzyła.
Sięgnęła do rowerowego koszyka po swoje przybory i rozłożyła koc w niewielkiej odległości od wody. Rozebrała się do bielizny, czarnego, praktycznego kompletu i dopiero wtedy zapytała, gdzie może się przebrać w strój kąpielowy.
Tomek podziwiał siłę czarnego stanika. Nie odpowiedział od razu.
— Zaczekaj — polecił wreszcie, grzebiąc w swoim plecaku.
— Załóż je — dodał.
Przed klęczącą na kocu dziewczyną spadły dwie skórzane opaski. Do metalowych elementów przywiązano kawałki sznura. Wgapiała się w erotyczne gadżety z miną bez wyrazu. Może dlatego, że sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Założenie opasek oznaczało seks, a seks oznaczał związek. Tak to rozumiała. Tylko czy naprawdę musiało się to odbywać w taki sposób?
— Załóż. Nie pożałujesz — Tomek powtórzył kwestię, która sprawdziła się przy rowerowych rękawiczkach.
Krystyna chciała odmówić, ale ponaglenie wywarło na nią presję. Bała się, że nie może się postawić. Że odmową zaprzepaści cały ten wyjazd. Wzrok miała zbyt ciężki, by podnieść go na górującego nad nią chłopaka. Przypomniała sobie wszystkie myśli, które towarzyszyły jej podczas jazdy. Powinna była być wdzięczna, że w ogóle się tu znalazła. Dostała szansę i musiała udowodnić, że jest jego warta.
Sięgnęła niepewnie po pierwszą opaskę i założyła sobie na nadgarstek. Powtarzając czynność, ze smutkiem spojrzała na spokojne jezioro. Marzenie o kąpieli musiała odłożyć na później.
Tomek wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać. Trzymając za dłoń, zaprowadził dziewczynę między drzewa i polecił ustawić się przodem do jeziora.
Pociągnął pierwszą kończynę za sznur i napiął ją, przywiązując do górnego haka wbitego w drzewo. Dlatego brakowało siatki, pomyślała. Zanim zdążyła pomyśleć coś jeszcze, druga ręka została przytwierdzona do sąsiedniego drzewa, przyjemnie otwierając jej ciało. Gdyby tylko mogła się wcześniej ochłodzić…
— Zaraz wracam — oznajmił chłopak i poszedł do swojego bagażu.
Wrócił z kolejnym skórzanym paskiem. Znacznie mniejszym od tych na rękach, ale połączonym z czerwoną kulką. Stanął przed Krystyną i spojrzał jej prosto w oczy, przysuwając kulkę do buzi. Blondynka nie mówiła wiele, prawie nic, ale czuła naturalny dyskomfort przed przekroczeniem kolejnej granicy. Po kilku sekundach nie wytrzymała wymagającego spojrzenia i niemal wbrew woli wpuściła knebel do ust.
Po wprawie, z jaką odgarniał jej włosy i zapinał sprzączkę z tyłu głowy, zrozumiała, że nie robił tego pierwszy raz. Pojęła, komu zakładał to wcześniej, i w przypływie trudnej do zrozumienia dumy zacisnęła zęby na kulce, jakby istniało ryzyko, że ta zaraz wypadnie.
Tymczasem młodzieniec wracał z kolejnymi elementami ekwipunku. Uklęknął przed blondynką i ozdobił jej kostki czarnymi opaskami, takimi samymi jak te, które miała na rękach. U dołu drzew nie było haków, ale przytomnie zadbał o dłuższe liny, którymi kilkakrotnie owijał pnie. Kiedy skończył sznurkową robotę, stanął za dziewczyną, która wyraźnie oczekiwała miłego dotyku. Zamiast tego złapał ją za boczek. Miała tam największe gilgotki, toteż momentalnie szarpnęła całym ciałem. Tomek sprawdzał w ten sposób, czy musi poprawić więzy. I rzeczywiście, jeszcze bardziej ograniczył jej swobodę w jednej z nóg.
Obszedł całą konstrukcję i spojrzał na przyjaciółkę z przodu. Był zachwycony symetrią jej wpisanego w drzewa ciała. Wiedział, że tak by to ujęła. Wszystko o niej wiedział. Nawet to, że trzeba było ją gotować jak żabę w garnku, by na to wszystko pozwoliła.
Już po pierwszych oględzinach był pewien, że trud nie poszedł na marne. Od trzech lat, kiedy ostatni raz byli tu, na działce, sporo się zmieniła. Nie wiedział, jak dokładnie, ale się zmieniła. Przede wszystkim urosły jej piersi.
Inaczej miał to zaplanowane, ale po prostu nie mógł się powstrzymać. Podszedł do niej i wymacał na plecach zapięcie stanika. Natychmiast puściło. Krystyna coś wymamrotała.
— Tylko wyrównuję ci opaleniznę — zapewnił.
Nie chcąc odwlekać tej chwili, szarpnął za biustonosz i odrzucił byle gdzie. Cycki przyjemnie zafalowały, nęcąc swoją jędrnością. Idealnie okrągłe sutki na nowo definiowały pojęcie patrzenia w oczy. Choć piersi i bez tego świetnie radziły sobie z grawitacją, Krystyna wypięła je do przodu, niemal wpychając w męskie dłonie Tomka.
Tyle tylko, że ten odwrócił się na pięcie i odszedł.
Początkowo zdezorientowana dziewczyna uśmiechnęła się. Myślał, że ją to ruszy? Wolne żarty! Doskonale zdawała sobie sprawę, z jak wielkim trudem odrywał wzrok od fundamentów jej samooceny. Zaraz tu wróci, zaraz… napije się zimnego napoju z oszronionej szklanki i skryje pod cieniem parasola?
Z trudem strawiła ten widok. Też by chciała. Z tego wszystkiego, po dotarciu na miejsce nawet się nie napiła. Zmęczenie wracało ze zdwojoną siłą, a słońce uśmiechało się do niej szyderczo. Wiedziała, że jest wystawiona na próbę i obiecała sobie, że pozostanie twarda. Że nie okaże najmniejszej słabości. Tak, jak lubi.
Tymczasem Kozioł junior pomaszerował na brzeg jeziora i zrzucił z siebie wszystko, z wyjątkiem kąpielówek. Odwrócił się do stojącej z wysoko podniesioną głową Krystyny ni to w geście „patrz, co zaraz zrobię”, ni w „popatrz sobie na mnie”. Mierzył blisko dwa metry wzrostu, a jego krótko ostrzyżona głowa przywodziła na myśl wojskowego rekruta. Choć siatkówka, którą uprawiał już półzawodowo, wielkiej muskulatury nie wymagała, to on miał zarysowane mięśnie. Na tyle lekko, by dodawać zdjęciom kontrastu przed wrzuceniem do sieci, a wystarczająco mocno, by robić wrażenie i czuć się świetnie w swojej skórze. Nie przejmując się pozornie obojętnym spojrzeniem Krystyny, wskoczył do wody.
Tomasz Kozioł pragnął, by seks trwał dłużej. Nie była to dla niego kwestia dwóch, pięciu czy piętnastu minut. Jego zdaniem optymalnie byłoby tak z dwie godziny. Że to niemożliwe, doskonale wiedział, toteż wydłużał przyjemność na wszystkie sposoby. Woda Jeziora Rajskiego rozkosznie chłodziła jego ciało, lecz nijak się to miało do przyjemności, jaką dawała świadomość czekającej na brzegu dziewczyny. I to jeszcze jak czekającej! Napawał się tym, delektował wręcz. Wyobrażał, co też musi sobie myśleć. Schlebiało mu jej poświęcenie.
Uśmiechnął się na samą myśl tego, co się wydarzy. Nieobca mu była potęga upływającego czasu. Wiedział, ile znaczy wzięta w trakcie meczu przerwa na żądanie. Pamiętał też chcicę poprzedniej dziewczyny po dłuższej rozłące.
I rzeczywiście, czas dawał się Krystynie we znaki. Promienie słoneczne z każdą minutą powodowały kolejne rysy na masce pozornej niezłomności. Delikatne podmuchy wiatru, które ześlizgiwały się po jej udach, nie przynosiły ukojenia, a jedynie frustrujące przypomnienie, jak bardzo potrzebowała ochłodzenia. Nie miała jak z tym walczyć. Nie miała co robić. Myśli rozłaziły jej się na boki. Co, jeśli po drugiej stronie ktoś ją ogląda? Co, jeśli przyglądają jej się ci mali ludzie, stojący na szczycie pagórka? Co, jeśli błysk odbitego od okiennej szyby światła to nic innego, jak flesz aparatu, gotowego udokumentować chwile jej największej słabości? Odruchowo próbowała zakryć piersi, ale ramiona ledwo drgnęły.
Tyle dobrego, że działka jest ogrodzona siatką i nie wtargnie tu nikt nieproszony.
Pluski wody wywoływane przez cieszącego się życiem chłopaka rodziły pytania, dlaczego nie mogła być tam razem z nim. Dlaczego świat jest tak popieprzony, że nie mogli już być sobie równi, tak jak kilkanaście lat temu, bawiąc się w chowanego? Dlaczego ich geny, zamożność rodziców i role społeczne miały taką moc, że to wszystko, nawet jej samej, wydawało się takie właściwe i naturalne?
Kropelki potu zjeżdżały w dół jej ciała, a niejako pod prąd wspinała się malutka muszka. Za nic w świecie nie dawała się strzepnąć ograniczonymi ruchami dziewczyny. To wędrowała w górę, między łopatkami, to ześlizgiwała się po wilgotnej skórze w dół, by ponowić wspinaczkę. Krystyna nie mogła znieść, że jest bezbronna nawet wobec nic nieznaczącej dla świata muchy. Podjęła kolejne próby pozbycia się owada.
Celu nie osiągnęła, ale zwróciła uwagę Tomka, który wyszedł z wody. Podszedł do niej z wibratorem-różdżką i nożyczkami.
— Spokojnie — uspokajał w niewyszukany sposób.
Nieznacznie naciął materiał majtek w miejscu krocza i wsunął od środka wibrator, tak by jego główka cały czas przylegała do miejsca przeznaczenia. Minę miał taką, jakby pierwszy raz w życiu dostał klocki lego. Włączył urządzenie. Krystyna pisnęła wysokim głosem, przyzwyczajając się do tempa wibracji, a potem dało się słyszeć już tylko bzyczenie pseudopszczoły.
Tomek był jaki był, ale widząc coraz niżej opuszczoną głowę dziewczyny wiedział, że musi zadbać o jej bezpieczeństwo. Opuścił ją na chwilę, po czym stanął za nią z przenośną lodówką. Strzepnął jej z pleców muszego syzyfa i przyłożył w to miejsce kostkę lodu.
Gwałtowna reakcja Krystyny go nie powstrzymała. Przyłożył drugą kostkę w innym miejscu i nieśpiesznie przesuwał po jej rozpalonej skórze. Jego ręce nie błądziły. Zdawały się działać zgodnie ze starannie przygotowaną mapą ukierunkowaną na to, by organizm dziewczyny nie przyzwyczaił się zbyt szybko do niosących gorzkie ukojenie kostek.
Blondynka widziała to inaczej. Choć ledwo stała na nogach, zmobilizowała resztki sił do walki. Miała wrażenie, że kostki lodu suną po jej rozpostartych ramionach, zimna woda spływa po obojczykach, a drżące podudzia aż syczą od różnicy temperatur. Wszystko to i wiele więcej, jednocześnie. Jakby był tu ktoś jeszcze, może nawet kilka osób, bawiących się jej kosztem.
Wszyscy mężczyźni są tacy sami! Myślą tylko o sobie, rozpaczała. Tyle tylko, że zaślepiona wściekłością, na jej pokrytym wodą, łzami, śliną, potem i Bóg wie czym jeszcze ciele, wyczuwała tylko zimną wodę. Ignorowała wrażliwe opuszki palców, które głaskały jej szyję i barki, by schodząc do podskakujących półkul, zacisnąć się na nich permanentnie.
Żywiąc nienawiść do blokujących jej ramiona opasek, zlekceważyła dłoń, która drastycznie zwiększyła obroty wibratora, a następnie wsunęła się pod czarny materiał i zajęła palcami wygodne miejsce między jej wargami, przypisując sobie zasługi konsekwentnie pracującej pszczółki.
To, co zbierało się w Krystynie przez dłuższy czas, musiało w końcu wybuchnąć.
Ciało napięło się mocniej, niż zmuszały do tego sznury, a próbująca się cofnąć głowa zatrzymała się na męskim torsie. Dziewczyna przez zalane potem oczy widziała niewyraźne światło. Ktoś (a może coś?!) podawał jej dłoń, by wyciągnąć ją z piekła i zaprowadzić prosto do raju. Nagle skórzane opaski zostały przyjaciółmi, niepozwalającymi uciec przed tym, co dobre. Kostki lodu zamieniły się w rozkosznie chłodzącą wodę, a na pierwszy plan wysunęły się dwie, nie cztery ani sześć, lecz dwie ręce, które dotykały ją z uwielbieniem.
Ograniczała się do rozkosznych pomruków, które z wdzięcznością przyjmowały inicjatywy Tomka i skutecznie zagłuszały bzyczenie. Pomruki przybrały na sile, gdy chłopak odsunął materiał majtek i wszedł w nią od tyłu z taką łatwością, jakby rozłożyła przed nim czerwony dywan.
Istotnie, chciała się odwdzięczyć za te kilka cudownych chwil, mieć swój udział w tym akcie. Ruchami bioder pomagała nabijać się na twarde prącie. Była zachłanna i zdeterminowana, motywowały ją ciche jęki pochylonego nad jej głową chłopaka, ale nawet najszczersze chęci nie mogły pomóc, gdy zabrakło sił. Tomek wziął więc sprawy w swoje ręce, które opuściły piersi i spoczęły na biodrach. Opanowany emocjami narzucił własne, znacznie szybsze tempo. W powietrzu zaczęły unosić się swoiste pluski, jak dziesięć lat temu, gdy taplali się w wodzie. Żadne z nich nie mogło wytrzymać tego długo.
— No pain, no gain — wymamrotała, a następnie zamknęła oczy.
Krystyna Mak otworzyła oczy, gdy było po wszystkim. Z uniesienia, oprócz wspomnień, pozostało spływające po nodze, lepkie nasienie. Jedna wydzielina więcej nie robiła różnicy. Czekała, aż Tomek ją wyswobodzi. Najpierw uwolnił nogi, a następnie ręce, przytrzymując ją, by nie runęła na ziemię. Po tym, jak zaliczyła miękkie lądowanie na trawie, wyciągnął z ust czerwoną kulkę. Zaczęła głośno oddychać, niemal astmatycznie.
Następnie chłopak ściągnął majtki z bezładnie leżącej dziewczyny i rozchylił jej pośladki, uważnie przyglądając się temu, co jeszcze miała do zaoferowania. Jego działania nie spotkały się z żadną reakcją. Wziął Krystynę na ręce i zaniósł do jeziora, delikatnie przytrzymując głowę nad powierzchnią wody. Nie musiała nic mówić. Wystarczyło, że się uśmiechała.
Później to on się uśmiechał, gdy leżąc na kocu w ocienionym miejscu, Krystyna wypijała duszkiem butelkę zimnego piwa. Kolejny powód, by ją uwielbiać.
— W takim stanie nie będę mogła wsiąść na rower — zagadnęła.
— To niedobrze, bo mamy tu tylko jedno łóżko.
— Zmieścimy się.
Wtuliła głowę w jego nagą pierś. Pogłaskał ją po włosach i rozejrzał się po okolicy. Z leżącego obok plecaka wychylił się analny korek. Szybko przykrył go jakimiś ciuchami.
— Na pewno.
Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.
Jak Ci się podobało?