Inny świat
20 września 2012
23 min
Koniec sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego siódmego roku był bardzo upalny. Żar słońca oblewał brudne, szare, obskurne, łódzkie kamienice i ulice pokryte kamiennym brukiem, po którym rynsztokiem płynęły pomyje. Stara Lisowa siedziała przed bramą na stołku i obserwowała jak muzykanci "rżną" na harmoniach w podwórzu naprzeciwko. Uniosła do góry grube, krzaczaste brwi, kiedy kątem oka zauważyła młodą dziewczynę idącą żwawym krokiem po chodniku. Jej tłusty, podwójny podbródek zaczął rytmicznie falować.
- Stefa, a ty gdzie tak lecisz? - zapytała i zawiesiła wzrok na drobnej, szczupłej szatynce.
- Do Parku Dziewiętnastego Stycznia.
- Hę!?
- Do Parku Helenów. Teraz ma zmienioną nazwę. Umówiłam się z Jankiem - odparła dziewczyna.
- Przypomnij mu, żeby wziął ode mnie spódnicę do zwężenia. Trochę zelżało mi w pasie - mówiąc to, uśmiechnęła się i poklepała po wielkim, okrągłym brzuchu. - Długo jeszcze będziecie biegać na te schadzki? Kiedy w końcu jakie zaręczyny będą?
- Oj ciociu, my się tylko przyjaźnimy i nic więcej - odparła, a jej policzki stały się pąsowe jak płatki róż. - Chcę się z nim pożegnać przed wyjazdem. Pędzę ciociu, bo się spóźnię.
W parku już z daleka dostrzegła wysokiego, szczupłego mężczyznę stojącego przy stawie, rzucającego zamaszyście małymi kamykami, które z pluskiem wpadały do wody. Miał na sobie ciemno-brązowe spodnie i białą koszulę, a czarne włosy w lekkim, artystycznym nieładzie. Słysząc szybki stukot obcasów, odwrócił się i utkwił głębokie, szare spojrzenie w stojącej przed nim postaci. Rysy jego twarzy nagle złagodniały, a oczy nabrały dobrotliwego wyrazu.
- Już się bałem, że nie przyjdziesz - mówiąc to, uśmiechnął się.
- Przyjaciół nie wystawia się do wiatru - powiedziała i delikatnie cmoknęła go w policzek.
- No i już wiesz, gdzie będziesz się uczyć? - zapytał.
- Chcę pójść w twoje ślady i być krawcową. Wujek Franek załatwił mi miejsce w szkole zawodowej z internatem. On ma teraz duże poważanie i znajomości, bo wybrali go na proboszcza parafii w Miłkowicach.
- Oooo, proszę. Tam jest ta szkoła?
- Nie, w Liskowie. Wujek będzie opłacał moje czesne. Nawet nie wiesz jaka jestem mu wdzięczna. Mnie nie byłoby na nią stać.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytał.
- Pojutrze.
- Długo nie będziemy się widzieć. Będziesz pisać?
- Pewnie, że będę - odparła z uśmiechem.
Przez chwilę stali w milczeniu, a Janek przyglądał się jej dużym, orzechowym oczom i delikatnej twarzy otoczonej długimi, kręconymi kasztanowymi włosami z poprzeplatanymi gdzieniegdzie jasnymi refleksami. Jej krótka, cienka sukienka w kwiatki powiewała na wietrze, a stopy obute w sandały szurały po ziemi.
- Denerwujesz się? - zapytał.
- Tak - odparła.
- Będzie dobrze. Na pewno szybko się zaaklimatyzujesz - mówiąc to, delikatnie pogłaskał ją po policzku. - Dasz się zaprosić na dobre ciastko?
- Dobrze wiesz, że tak - odparła i uśmiechnęła się do niego.
Wolnym krokiem ruszyli parkową alejką w kierunku cukierni, rozkoszując się po drodze bujną, pachnącą zielenią krzewów, gęstymi rabatami bratków, gorącymi promieniami słońca i sobą nawzajem.
Szkoła w Liskowie była dość duża, pomalowana na biało, ale sprawiała miłe wrażenie. Prawie w każdym oknie zwisały z doniczek jasno-czerwone pelargonie. W pobliżu znajdowały się malownicze łąki, pola tuż po żniwach i gęsty, zielony las. Stefania w towarzystwie wuja przekroczyła bramę, trzymając w ręku jedną, niedużą, podniszczoną walizkę i wolnym krokiem zmierzała w kierunku drewnianych drzwi wejściowych.
- Niech będzie pochwalony... - powiedział wujek.
- Na wieki wieków, amen - odparła stojąca w progu zakonnica. - Ty jesteś Stefcia?
- Tak, proszę siostry.
- Miło mi cię poznać, jestem siostra Klementyna. Czy miałabyś ochotę napić się herbaty? Czy proboszcz również skusi się na filiżankę?
- Tak, chętnie - odparł wujek, a Stefa przytaknęła skinieniem głowy.
- Zapraszam do stołówki - powiedziała zakonnica i prowadząc ich długim korytarzem zaczęła omawiać szkolne prawa i obowiązki. - Potem oprowadzę cię Stefciu po szkole. Twój pokój jest czteroosobowy. U nas nie ma sprzątaczek i sami musimy zadbać o porządek. Co tydzień jest podział obowiązków. Nie wolno ci samej opuszczać terenu szkoły. Czeka cię sporo nauki i pracy, ale będzie również czas na rozrywkę. W soboty organizujemy potańcówki i przychodzą wtedy do nas chłopcy z męskiej szkoły zawodowej.
Wnętrze szkoły było zimne i surowe, ale bardzo czyste. Stefania miała przeczucie, że panuje tu duży rygor. Siostra Klementyna przedstawiła jej trzy dziewczyny, które zostały przydzielone do jej pokoju. Pierwszą z nich była niska i tęga Hela. Miała jasną karnację, pucołowatą twarz pokrytą piegami i długie rude warkocze. Nie grzeszyła urodą, ale z jej małych zielonych oczu przebijał duży spryt. Basia z kolei była nieśmiałą, szczupłą, drobną blondynką o wielkich, cielęcych oczach i cichym, delikatnym głosie. Sprawiała wrażenie osoby, która ciągle przeprasza za to, że żyje. Trzecia dziewczyna nieco wyniosła i pewna siebie, wysoka, ciemnowłosa o szarym, przenikliwym spojrzeniu i oryginalnym imieniu Hilda. Pomimo różnic charakterów szybko się ze sobą zaprzyjaźniły i wciągnęły w szkolną rutynę, na którą składały się: poranna modlitwa, śniadanie, nauka, modlitwa, obiad, sprzątanie, odrabianie lekcji, czas wolny, wieczorna modlitwa, kolacja, higiena osobista i cisza nocna.
W piątek do ich pokoju weszła wielka i tłusta siostra Berenika, która zawsze miała minę jakby coś śmierdziało jej pod nosem.
- Jutro będzie u nas potańcówka. Przyjdą chłopcy z męskiej szkoły i w związku z tym uprzedzam, że macie zachowywać się kulturalnie. Nie życzę sobie żadnych ekscesów, przytulania, a broń Boże całowania. Rozumiemy się? - zapytała zakonnica.
- Tak, proszę siostry - odparły dziewczyny chórem.
Po wyjściu siostry Bereniki Hela odezwała się podekscytowanym głosem:
- Bogu niech będą dzięki! Jutro w końcu będziemy mogły się wystroić i zrzucić te głupie granatowe fartuszki. Ciekawa jestem czy chłopcy będą przystojni. Jeszcze nigdy nie byłam z chłopakiem. A wy?
- Ja też nie - odparła Basia czerwona jak burak.
- Ja się takimi głupotami nie zajmuję. Mam ważniejsze rzeczy do roboty - powiedziała Hilda.
- Oooo, masz babo placek. Z takim podejściem to zostaniesz starą panną, a ty Stefa miałaś już kogoś? - zapytała Hela.
- Nie, nie miałam na to czasu - odparła i zamyśliła się ze wzrokiem utkwionym w drewniane deski podłogi.
Stefcia wstydziła się przyznać przed koleżankami, że nie miała nigdy czasu na miłostki, bo od dziecka musiała ciężko pracować. Ojciec odszedł, gdy była jeszcze mała i nawet już nie pamiętała jak wyglądał. Matka nigdy nie miała stałego zatrudnienia, tylko dorywcze prace i często brakowało pieniędzy nawet na jedzenie. Jedynym bliskim i oddanym przyjacielem był Janek. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach mogła na niego liczyć. Był dojrzały ponad wiek, odpowiedzialny, wrażliwy, troskliwy, o szczerym spojrzeniu i zawsze lojalny. Na samą myśl o nim zrobiło jej się cieplej na sercu.
- Muszę zrobić się na bóstwo - mówiąc to, Hela wyciągnęła z szuflady krwisto-czerwoną szminkę i zaczęła nią malować usta. - Jutro się tak wypindruję - dodała.
- Skąd masz szminkę? - zapytała Hilda.
- Pożyczyłam sobie..., ze sklepu.
- Ukradłaś?
- Ooo, tam. Tyle ich tam było, że jedna w tą czy tamtą, to żadna różnica
- A wiesz, że za to będziesz się smażyć w piekle - powiedziała Basia z takim przerażeniem jakby miała przed oczami Belzebuba.
- Jak będę szła do piekła, to zabiorę cię ze sobą - odparła Hela i zaczęła się śmiać. - Stefcia nie smuć się, jesteś tak ładna, że jutro bez problemu znajdę dla ciebie jakiegoś chłopaka - mówiąc to klepnęła przyjaźnie koleżankę w ramię.
W stołówce słychać było istną kakofonię dźwięków, głośne rozmowy zgromadzonych w niej osób, a w tle sączyła się z gramofonu piosenka "Chryzantemy złociste". Dziewczyny stały pod ścianą i z niemałym zdziwieniem obserwowały jak Hela roztacza swoje wdzięki przed dwoma dryblasami. Stefania spostrzegła, że jeden z nich co chwilę zerka w jej kierunku i uśmiecha się, a koleżanka wykonuje ręką jakieś niezrozumiałe gesty. Po chwili wysoki, przystojny Brunet ruszył w jej kierunku.
- Czy mogę prosić do tańca? - zapytał.
- Tak - odparła Stefcia, czując jednocześnie przyśpieszone bicie serca.
Położył rękę na jej biodrze, a w drugą ujął jej małą, ciepłą, kobiecą dłoń i zaczęli lekko kołysać się w takt piosenki Franka Sinatry.
- Jestem Bronek.
- Stefa, miło mi. Czego się uczysz?
- Budownictwa, a ty?
- Krawiectwa.
- Skąd jesteś?
- Z Łodzi, a ty?
- Sompolno. Hela opowiadała same dobre rzeczy o tobie. Chciałbym cię bliżej poznać - mówiąc to, uśmiechnął się i przyciągnął dziewczynę do siebie.
Stefania pod wpływem uścisku silnych, męskich ramion czuła, że nogi się pod nią uginają. Nigdy żaden mężczyzna nie obejmował jej w taki sposób. To było przyjemnie podniecające i wprawiło jej ciało w lekkie drżenie. Po chwili oboje spostrzegli jak siostra Berenika ruszyła w ich kierunku niczym rozpędzona lokomotywa.
- Nie tak blisko. To zakazane. Musicie zachować odległość taką, jak od czubków palców rąk do łokcia - mówiąc to, ustawiła ich według zaleceń i usatysfakcjonowana wróciła na swoje miejsce pod ścianą.
- Spotkasz się jutro ze mną? - zapytał Bronek.
- Gdzie?
- Na polu.
- Nie wolno mi samej wychodzić poza teren szkoły - odparła.
- Postaraj się jakoś wyrwać. Zobaczysz, będzie klawo. Będę czekać o siedemnastej - mówiąc to, patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.
Wieczorem dziewczyny położyły się do swoich łóżek i przez pół nocy szeptały między sobą o chłopakach i wydarzeniach z imprezy. Stefania nie mogła zasnąć, ponieważ ciągle myślała o Bronku. "Taki przystojny i miły, ale czy chciałby związać się z kimś takim, jak ja. Nic nie mam, żadnego posagu. Mogę mu dać, tylko siebie."
Dzień był przyjemnie ciepły, choć drzewa ubrane w złoto-czerwoną szatę zaczynały gubić liście. Hela i Hilda stały na czatach, a Stefcia chyłkiem wymknęła się za bramę szkoły. Na polu czekał już na nią Bronek.
- Długo czekasz? - zapytała Stefania.
- Nie, ale na tak ładną dziewczynę mógłbym czekać nawet całą wieczność - odparł i uśmiechnął się łobuzersko.
Jej twarz oblał rumieniec i zaczęła się zastanawiać czy innym dziewczynom również prawi takie komplementy.
- Przejdziemy się do lasu? - zapytał.
- Tak, czemu nie.
Ruszyli leśną ścieżką, a Bronek zaczął jej opowiadać o sobie, o swojej rodzinie, marzeniach i planach na przyszłość. Swoją otwartością i szczerością wzbudził jej zaufanie. Stefania miała wrażenie, że zna go już od dawna. Co chwilę zerkała w jego kierunku i przekonała się, że nieustannie spoczywa na niej jego intrygujące spojrzenie. Czuła, że robi się coraz bardziej gorąco, a jej policzki płoną.
Drzewa zaczynały się przerzedzać aż wyszli na leśną polanę. W pewnej chwili chwycił jej dłoń.
- Poczekaj - powiedział.
- Stało się coś? - zapytała.
Bronek omiótł spojrzeniem jej rozwichrzone włosy, piękne, duże oczy, soczyste usta i ponętne krągłości skrywane pod granatowym fartuszkiem.
- Muszę cię pocałować, bo inaczej zwariuję - mówiąc to, przyciągnął ją do siebie.
Przytulił ją tak mocno, że nie mogła złapać tchu.
- Przestań, puść mnie!
- Ciiii - wyszeptał jej do ucha.
Wplótł palce w jej włosy i przylgnął ustami do jej warg, całując je zachłannie. Stefania zaparła się dłońmi o jego tors i po chwili odsunęła go od siebie.
- Nie, ja nie mogę - powiedziała i spuściła wzrok, przyglądając się czubkom swoich butów.
- Dlaczego?
- Jeszcze nigdy nie miałam mężczyzny - powiedziała cicho jakby sama do siebie.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Chodź do mnie - mówiąc to, wyciągnął do niej rękę.
Podniosła głowę i napotkała jego przenikliwe, gorące spojrzenie. Patrzył na nią jak spragniony wędrowiec na szklankę wody. Poczuła dziwne ciepło i mrowienie poniżej spojenia łonowego. Powoli, niepewnym krokiem zbliżyła się do niego, a on mocno ją przytulił.
- Chciałbym być twoim pierwszym - mówiąc to, zaczął delikatnie muskać jej usta.
Stefania poczuła, że sprawia jej to ogromną przyjemność, a pożądanie wzbiera coraz bardziej. Jej serce biło szybciej, oddech stał się płytki, uda i kolana drżały, a bielizna zaczęła przepuszczać nagromadzoną wilgoć. Pod wpływem nagłego impulsu zarzuciła mu na szyję ramiona i przylgnęła do niego mocno całym ciałem. Lekko rozchyliła usta, próbując złapać oddech, a on w tym czasie powoli wsunął jej swój gorący, świdrujący język. Trochę ją to zaskoczyło, ale nie cofnęła się, ufała mu. Przepełniona pożądaniem oddawała żarliwe pocałunki, cicho pomrukując z rozkoszy. W pewnej chwili Bronek położył dłonie na jej dużych, okrągłych piersiach i zaczął je pieścić przez materiał ubrania. Spodnie zaczęły go coraz bardziej uwierać w okolicy rozporka.
- Chciałbym je zobaczyć - mówiąc to, sięgnął palcami do guzików fartuszka i zaczął je powoli odpinać. To samo zrobił z białą bluzką, którą miała pod spodem. Zsunął materiał z jej ramion i jego oczom ukazały się ponętne, kobiece piersi. "Ciekawe, dlaczego nie ma na sobie stanika?". Bronek stał przez chwilę nieruchomo, napawając się ich widokiem, a po chwili ujął je w obie dłonie, zaczął ściskać i masować okrężnymi ruchami. Opuszkami palców drażnił sutki, wywołując na jej ciele "gęsią skórkę". W pewnej chwili przykucnął i zadarł do góry jej spódniczkę.
- Przytrzymaj ją, a ja zajmę się resztą. Chciałbym cię najpierw odpowiednio przygotować - mówiąc to, zaczął ściągać jej majtki. Oprócz bielizny, miała na sobie pończochy przypięte do pasa. - Rozszerz nogi.
Jej łono było pokryte gęstymi, ciemnymi, kręconymi włosami. Wsunął palec pomiędzy płatki warg sromowych, docierając do łechtaczki. Zaczął ją delikatnie podrażniać i masować kolistymi ruchami, dzięki czemu stawała się coraz większa i twardsza.
- Dobrze ci? - zapytał Bronek.
- Tak, bardzo - wyjęczała.
Stefcia dyszała ciężko i głośno, a jej policzki przybrały kolor purpury. Pogrążona w ekstatycznym uniesieniu odchyliła głowę do tyłu i lekko przymknęła powieki. Świat radośnie wirował, liście tańczyły unoszone podmuchami ciepłego wiatru, przez korony drzew przedzierały się skrawki błękitnego nieba, a ona czuła się jak w raju. Rozkosznie jęknęła, kiedy spazm orgazmu wstrząsnął jej ciałem, doprowadzając do wrzenia każdą komórkę. Otworzyła oczy i zobaczyła jak Bronek patrzy na nią pożądliwie. Uśmiechnął się do niej, odpiął rozporek i wyciągnął swojego sztywnego, naprężonego członka.
- Dotknij go, proszę - powiedział cicho.
Stefania nieśmiało wyciągnęła przed siebie dłoń i delikatnie dotknęła go u nasady.
- Nie bój się. Ściśnij go mocno. Przesuwaj ręką do przodu i do tyłu - mówiąc to, pokazywał jej jak powinna go pieścić.
- Boże, ale on jest wielki - powiedziała, a jej oczy stały się wielkie jak spodki.
Bronek złapał dziewczynę w pasie i położył na znajdującej się na trawie marynarce. Przygniótł ją ciężarem ciała i zaczął namiętnie całować. Raz po raz wsuwał jej do buzi swój natarczywy, gorący język. Oboje rozpaleni głośno dyszeli, a ich ślina mieszała się ze sobą. Po chwili zaczął lizać ją po szyi, a następnie delikatnie przygryzł płatek ucha.
- Rozłóż nogi kochanie - wyszeptał.
Ułożył się pomiędzy kobiecymi udami i zaczął napierać główką penisa na wejście do pochwy. Wsunął kawałek, a następnie z impetem wtargnął do środka.
- Ałł, boli!
- Przepraszam maleńka. Teraz powinno być już dobrze - mówiąc to, zaczął intensywnie poruszać się w jej wnętrzu.
Pchał mocno i głęboko, a potem nieco się wycofywał. Stefcia zaczęła odczuwać przyjemność, zamiast bólu. Cicho pojękiwała z rozkoszy, a Bronek słysząc to, coraz bardziej zwiększał tempo. Rytmicznie wdzierał się do wilgotnej szparki, a jądra uderzały o jej pośladki. Duże, okrągłe piersi dziewczyny falowały przy każdym pchnięciu i ocierały się o jego tors. Chłopak rozpalony do czerwoności głośno dyszał, a jego krótko przystrzyżona grzywka kleiła się do czoła zroszona potem. Patrzył jak jej piękne, orzechowe oczy zachodzą mgłą rozkoszy, a usta rozchylają się w niemym krzyku. Zaczęła głośno jęczeć. Pod wpływem impulsu wbiła palce w jego plecy i podrapała skórę. Czuł jak cała drży pod nim, a mięśnie pochwy zaciskają się na jego twardym członku. Przez chwilę miał wrażenie, że już dłużej nie wytrzyma, ale udało mu się zapanować nad sobą. Chciał dać jej jak najwięcej przyjemności i pokazać jak bardzo jest męski. Nie zwalniając tempa z całej siły uderzał w jej mokrą szparkę. Dziewczyna wiła się i krzyczała z podniecenia, a łzy ciekły jej po policzkach. Tego było już za wiele. Nie mógł dłużej wytrzymać i z głośnym stęknięciem wytrysnął nasieniem w jej wnętrzu. Wyczerpany opadł na nią bezwładnie.
- Dobrze ci było? - wyszeptał jej do ucha.
- Tak, bardzo - mówiąc to, zatopiła palce w jego włosach i czule pogłaskała po głowie. – Muszę już wracać, bo siostry zorientują się, że mnie nie ma.
- Dobrze, a w następną niedzielę też będę na ciebie czekać.
Oboje wstali, pozbierali rzeczy i ubrali się. Bronek poprawił jej zmierzwione włosy, chwycił ją za dłoń i odprowadził do internatu. Całą drogę pokonali w milczeniu, uśmiechając się tylko do siebie co jakiś czas. Stefcia zarzuciła mu ręce na szyję, złożyła na jego ustach żarliwy pocałunek i po kilku sekundach zniknęła za bramą szkoły. Chyłkiem przemknęła wzdłuż ogrodzenia i po chwili stała pod oknem swojego pokoju. Wzięła mały kamyk i rzuciła nim w szybę, aby dać sygnał koleżankom, że już wróciła. Po minucie wychyliła się duża, ruda głowa z pucołowatą buzią.
- Idź do drzwi. Zaraz ci otworzę - powiedziała cicho Hela.
Stefcia postawiła nogę na progu, kiedy z korytarza wyłoniła się siostra Klementyna.
- To już po nas - zawyrokowała Hela.
Zakonnica szybkim krokiem podeszła do dziewczyn, złożyła ręce jak do modlitwy i powiedziała:
- O rekwije przynieście dwa kije. Trzymajcie ją w sto, bo jeden nie ma co. A gdzieś ty była?
- Na spacerze proszę siostry - odparła Stefcia.
- Wiesz przecież, że nie możecie same opuszczać terenu szkoły.
- Bardzo przepraszam.
- Macie szczęście, że nie zobaczyła was siostra Berenika. Za karę musiałybyście szorować podłogę na klęczkach. Idźcie do pokoju i już więcej nie róbcie takich rzeczy.
- Bóg zapłać siostro - odparły dziewczyny i po chwili ruszyły w kierunku swojego pokoju.
Basia i Hilda siedziały na swoich łóżkach mocno podekscytowane. Na widok Stefci zapytały chórem:
- Jak było?
- Dobrze - odparła Stefcia, a jej policzki mocno się zarumieniły.
- A coś więcej? No, nie bądź taka.
- Bronek jest niesamowity. Chyba się zakochałam.
- No, to Stefcia ma już narzeczonego - stwierdziła z uśmiecham Hela. - Trzeba teraz bardziej uważać na zakonnice, żeby już więcej nas nie nakryły.
Stefcia w każdą niedzielę spotykała się z Bronkiem i czuła, że jest w nim coraz bardziej zakochana. Za każdym razem dawał jej do zrozumienia, że bardzo mu na niej zależy. Ich potajemne schadzki trwały przez kilka miesięcy aż do pewnego wiosennego popołudnia. Dzień był ciepły, ale ponury i brzydki, ponieważ od rana nieustannie padał deszcz. Granatowe chmury leniwie płynęły po niebie, a ulewa bezlitośnie smagała szkolne szyby. Do pokoju weszła Hilda i po chwili zamarła w bezruchu. W kącie na podłodze zauważyła skuloną i płaczącą Stefcię.
- Stefa, co ci jest?
- Nie wiem co teraz będzie - odparła, szlochając.
- Ale co się stało?
- Od dwóch miesięcy nie mam okresu.
- A Bronek wie o tym?
- Tak. Powiedział, że się ze mną ożeni. Niedługo jedziemy do Sompolna oznajmić jego rodzinie nasze zaręczyny.
- To nie ma co płakać - mówiąc to, Hilda przyjaźnie objęła koleżankę.
- On jest z dobrze sytuowanej rodziny, a ja nic nie mam. Nie wiem czy mnie zaakceptują?
- Na pewno od razu cię polubią. Głowa do góry i uśmiechnij się wreszcie. Będziesz miała małą dzidzię.
- Masz rację. Może nie potrzebnie się tak denerwuję. Muszę napisać do Janka, że niedługo będzie drużbą na moim ślubie - mówiąc to, otarła łzy i uśmiechnęła się.
W Sompolnie rodzice Bronka posiadali gospodarstwo rolne oraz duży, przestronny dom z czerwonej cegły. Od progu przywitała ich tęga, siwa kobieta z dużą, ciemną naroślą na nosie, ubrana w mało gustowną podomkę.
- Synek! - powiedziała kobieta i objęła Bronka pulchnymi ramionami. - A to kto?
- To jest moja koleżanka ze szkoły - odparł.
- Jestem Stefcia, proszę pani.
- Wejdźcie, zapraszam.
Usiedli przy stole, a gospodyni domu zaczęła wyciągać z kredensu szklanki do herbaty. Po kilku minutach postawiła przed nimi gorący, parujący imbryk i tacę z ciastem własnego wypieku.
- Częstujcie się. Jak w szkole? Dobrze nauka idzie?
- Tak mamo. Wszystko w porządku. A gdzie ojciec i Mietek?
- Do Michasia pojechali świnie sprzedać. Ze mną jest tylko ciotka Zosia.
W tym momencie do pokoju weszła chuda, pomarszczona kobieta z wysoko upiętym na głowie kokiem. Zlustrowała siedzące przy stole osoby, przywitała się i usiadła obok nich, przysuwając sobie krzesło. Przez chwilę wszyscy milczeli, a w tle brzęczały nieznośne muchy spragnione okruchów ciasta. Słychać było tylko siorbanie, dzwonienie łyżeczkami po szklankach i tępy odgłos szurania tacą po blacie stołu.
- Mamo przyjechaliśmy tu, bo mamy coś ważnego do powiedzenia.
- A co? - zapytała matka i z zaciekawieniem w oczach pochyliła się w kierunku syna.
- Chcemy wziąć ślub. Stefcia jest w ciąży.
Zapadła pełna napięcia cisza, którą przerwało nieoczekiwane, głośne chrząknięcie ciotki Zosi. Skierowała wzrok na dziewczynę i zapytała:
- Stefciu czy mogłabyś nam coś powiedzieć o sobie? Skąd jesteś? Czym się zajmują twoi rodzice?
Stefania spełniła prośbę starej kobiety i opowiedziała o swoim życiu w Łodzi, o braku ojca, o tym jak ciężko jest jej matce, o tym jak kocha Bronka. Była szczera, ponieważ bardzo zależało jej na tym, aby jego rodzina zaakceptowała ją taką, jaka jest. Ciotka pokiwała głową ze zrozumieniem i uśmiechnęła się. Po krótkiej chwili odezwała się matka:
- A jaki masz posag?
- Nie mam posagu, proszę pani - odparła Stefcia.
- Będę szczera. Nie jesteś dobrą partią dla mojego syna. Wolałabym, żeby związał się z kimś, kto na niego zasługuje.
- Mamo, ale ja ją kocham i jest ze mną w ciąży - odparł Bronek.
- A skąd wiesz? Jak nie ma pieniędzy, to pewnie się puszcza. Posłuchaj, jak się z nią zwiążesz, to nie dostaniesz ode mnie ani grosza. Zobaczysz, że cię wydziedziczę - mówiąc to, była czerwona na twarzy ze złości.
Ciotka nerwowo poruszyła się na krześle, spojrzała na siostrę i powiedziała:
- Hanka, za krzywdę tej dziewczyny po śmierci spokoju nie zaznasz.
Stefcia kurczowo zacisnęła palce na spódnicy, cała drżała, a do oczu napłynęły jej łzy. Bronek spuścił głowę do dołu i w ogóle na nią nie patrzył.
- Bronek, powiedz coś - powiedziała, łkając.
Chłopak ciągle milczał i nawet nie drgnął. Czuła, że za chwilę się udusi w ciężkiej atmosferze domu. Wybiegła na zewnątrz zalana łzami, rozbita, roztrzęsiona, nie wiedząc dokąd zmierza. Usłyszała swoje imię, ktoś ją wołał. Zatrzymała się, odwróciła i zobaczyła Bronka biegnącego w jej kierunku.
- Zaczekaj. Sama z dzieckiem nie dasz sobie rady - powiedział zdyszany.
- Mimo wszystko ożenisz się ze mną? - zapytała z nadzieją w głosie.
Jej serce zaczęło bić szybciej, jednak Bronek unikał jej wzroku i milczał. Po dłuższej chwili odezwał się:
- Jak się dziecko urodzi, to daj mojej matce. Ona je wychowa.
- Na takiego głupka jak ty? - mówiąc to, odwróciła się na pięcie i uciekła.
Stefcia pakowała swoją starą, zniszczoną walizkę, a Hela, Hilda i Basia stały nad nią ze smutkiem na twarzach.
- Nie mogę uwierzyć, że ta jędza tak okrutnie cię potraktowała - powiedział Hilda.
- Co teraz? Jak ty sobie dasz rade sama z dzieckiem? - dopytywała Hela.
- Mój wujek jest proboszczem i obiecał mi pomoc. Może uda mi się zatrudnić gdzieś jako pomoc w szwalni, a moja matka będzie dziecko pilnować - odparła Stefcia.
- Stefciu, ja coś widziałam - powiedziała cicho Basia.
- Co widziałaś? Gadaj - ponagliła ją Hela.
- Nie wiem czy powinnam to mówić, ale widziałam Bronka jak woził się na motorze z taką jedną.
- Szybko sobie znalazł pocieszenie - skwitowała Hilda.
- Nie chcę już nic o nim słyszeć. Chcę jak najszybciej zapomnieć. Byłam strasznie głupia i naiwna - mówiąc to, Stefcia rozpłakała się rzewnie, a dziewczyny razem z nią.
Po powrocie do Łodzi nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Matka wyszła z domu do ciotki Lisowej na sprzątanie, aby zarobić parę groszy. Stefcia chodziła nerwowo po pokoju w tę i z powrotem. Nagle usłyszała głośne pukanie do drzwi.
- Stefa, to ja. Otwórz mi - zawołał męski głos.
Otworzyła i ujrzała Janka w białej koszuli, ciemnych spodniach, z lekko potarganą czupryną.
- Wejdź, proszę - powiedziała.
- Byłem u Lisowej i spotkałem tam twoją matkę. Wszystko mi opowiedziała. Ten chłopak, to jakiś frajer. Pieprzony maminsynek. Nie ma czego żałować.
- Tak. Szkoda tylko, że dziecko nie będzie miało ojca - odparła Stefcia.
- Nie martw się. Ja się z tobą ożenię, jeśli mnie zechcesz - powiedział.
- Dziękuję, ale nie musisz się dla mnie tak poświęcać.
- Stefcia, ty nic nie rozumiesz. Ja naprawdę chcę z tobą być, bo cię kocham. Kocham cię już od dawna, ale ty zawsze traktowałaś mnie jak przyjaciela. Teraz jesteś w trudnej sytuacji, więc stawiam sprawę jasno. Zrozumiem, jeśli mnie nie zechcesz i odejdę. Nie chcę cię do niczego zmuszać.
Stefcia zaczęła cała drżeć, po policzkach spływały jej zły, a serce wypełniało dziwne uczucie szczęścia.
- Ja zawsze myślałam, że nie jestem dla ciebie dość dobra - powiedziała cicho, łkając.
- Zwariowałaś. Chodź do mnie głupia - mówiąc to, przytulił ją mocno do siebie.
Janek palcami uniósł jej brodę, schylił głowę i delikatnie przywarł ustami do jej warg. Stefania w głębi duszy zawsze go kochała i pragnęła, choć nigdy mu tego nie okazywała. Oboje zaczęli nawzajem błądzić dłońmi po swoich ciałach, badając nawet najskrytsze zakamarki. Ich wilgotne języki splotły się ze sobą w namiętnym tańcu pożądania. Po pewnym czasie poczuła jak jego twardy członek napiera jej na brzuch. Przylgnęła do niego jeszcze mocniej, czując narastające podniecenie. Co chwilę zdejmowali z siebie części garderoby i rzucali na podłogę, całując się przy tym z pasją. Nie mogli oderwać od siebie wzroku. Kiedy oboje byli nadzy Stefcia zaczęła wodzić palcami po jego silnym, męskim, owłosionym torsie, napawając się myślą, że należy tylko do niej. Janek wziął ją na ręce, zaniósł do łóżka i ułożył na miękkiej, białej pościeli.
- Tak długo na to czekałem - mówiąc to, zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję, a następnie piersi.
Delikatnie ssał jej wrażliwe sutki aż stały się czerwone i twarde. Wtedy zaczął je lekko przygryzać. Stefcia oddychała ciężko i głośno. Janek skierował głowę niżej na brzuch, całując go i zostawiając w zagłębieniach pachwin wilgotne ślady śliny. Czuł, że cała drży w oczekiwaniu na więcej. Zatopił nos w kępce czarnych, kręconych włosów łonowych, wchłaniając jej intymny zapach. Rozszerzył płatki warg sromowych i koniuszkiem języka łapczywie zlizywał wypływające z jej wnętrza soki. Opuszkiem palca uciskał i masował łechtaczkę aż stała się nabrzmiała, mocno wyczuwalna i czerwona. Stefcia zacisnęła dłonie na pościeli, głośno jęcząc z rozkoszy. Leżała z rumianymi policzkami, rozpalona do granic, drżąc na całym ciele. Zaczęła mimowolnie poruszać biodrami do przodu i do tyłu, ocierając się o jego twarz.
- Ja zaraz oszaleję - mówiąc to, zatopiła palce w jego ciemnych włosach.
Przycisnęła jego głowę mocno do krocza, gdy spazm orgazmu wstrząsnął jej ciałem.
Janek uniósł się na rękach nad nią, spojrzał głęboko w oczy i uśmiechnął się promiennie. Patrzył na nią wzrokiem pełnym miłości i oddania.
- Zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa - powiedział.
- Ja też zrobię wszystko, żebyś był ze mną szczęśliwy - odparła i odwzajemniła jego uśmiech. - Pocałuj mnie - mówiąc to, Stefcia zarzuciła mu rękę na szyję i przyciągnęła do siebie.
Namiętnie wpił się w jej spragnione usta, a nabrzmiałym członkiem drażnił szparkę, przesuwając nim do góry i do dołu. Nakierował mokrą żołądź na wejście do pochwy i po chwili wbił się w nią do samego końca z głośnym stęknięciem. W obie dłonie ujął jej duży, okrągły biust i zaczął rytmicznie poruszać się w jej wnętrzu. Jej coraz głośniejsze jęki niesamowicie go podniecały i czuł jak bardzo jest mokra. Schylił głowę i wyszeptał:
- Tak bardzo cię pragnę - mówiąc to, wsunął jej delikatnie do ucha język.
Dziewczyna zadrżała i wbiła palce w jego pośladki. Zwiększył tempo pchnięć, wdzierając się z dużym impetem w jej rozpalone wnętrze.
- Jesteś cudowny - powiedziała Stefania, głośno jęcząc.
- Zarzuć nogi na moje ramiona, to wejdę w ciebie głębiej - odparł, dysząc.
Stefcia spełniła jego prośbę i po chwili nadziewał ją mocno i głęboko na swojego twardego penisa. Ich serca głośno tłukły się w piersiach, a przyśpieszone oddechy i jęki mieszały się ze sobą. Oboje czuli, że zbliżają się do szczytu. Dziewczyna zdyszana, zroszona potem wiła się pod nim i krzyczała, kiedy mięśnie pochwy zaczęły zaciskać się na jego nabrzmiałym członku. Janek widząc to, poczuł narastające napięcie i po chwili wytrysnął w jej gorącym wnętrzu.
Janek był dla niej bardzo dobrym i oddanym mężem. Pokochał jej syna jak własne dziecko. Byli razem szczęśliwi przed dziesięć lat aż do pewnego mroźnego poranka. Stefcia naszykowała śniadanie i próbowała go obudzić, ale nie otworzył oczu. Okazało się, że miał chore serce. Zmarł w wieku trzydziestu pięciu lat.
Jak Ci się podobało?