High hopes (II)
5 kwietnia 2022
High hopes
7 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
- Znalazłem makaron, ser, dużo ziół i mleko. Poza tym trochę mięsa, ale nie na dziś – relacjonował zza przymkniętych drzwi niewielkiej, przyklejonej włoskim zwyczajem do kuchni, spiżarni – Zapraszam więc do łóżka a potem coś ugotuję – zawyrokował.
- Jestem głodna teraz. Nie jadłam dobę. Ugotujesz najpierw – zawyrokowała.
- Nie będziemy się kochali w pokoju pachnącym majerankiem i parmezanem – protestował choć czuł, że seks będzie musiał ustąpić jej apetytowi.
- W ogóle nie będziemy się kochali. Będziesz mnie jebał. Potem ja będę pieprzyła ciebie. Na koniec możemy się wspólnie rżnąć. Jednak prędzej namówisz mnie do trójkąta z kloszardem niż do „uprawiania miłości” – powiedziała to popychając go w stronę kuchni czubkiem twardego, serowego rożka. – Jestem głodna. Nakarm mnie. Proszę.
- Też jesteś dobra w słowa, wiesz? – uśmiechnął się w jej kierunku.
- Wiem – po chwili milczenia zamknęła temat.
~~
Nigdy nie znałem zasad. Nie wyglądają na specjalnie skomplikowane, ale sam koncept odbijania kijem piłki, wydaje się być idiotyczny. Rzut – strike albo ball. Jeśli nie to odbicie. Bieg, 4 bazy, punkt. Jeśli piłka wróci na bazę przed tobą, wylatujesz. Wybicie w trybuny to pusty przebieg. Proste. Zielone boisko z wykrojonymi liniami. Wzbijające obłoki kurzu plamy suchej gliny. Białe stroje w pionowe pasy. Czapeczki na głowach i ławka rezerwowych poniżej murawy. Jest dobrze. Jest lepiej. To zawsze pomaga. Panuję. Oddycham.
Jego otwartym oczom ukazał się ten sam widok, przed którym uciekał w myśli o baseballu. Jej okrągłe biodra i pośladki, małą dziurką łapczywie połykały żylastego kutasa. Był nabrzmiały i pulsujący, cały mokry od jej soków i czekał tylko na wejście na szczyt. Ale wiedział, że ona jest w połowie drogi. Że teraz nie może jej pomóc i musi sama. Do końca. Zagryzał więc wargi do krwi i starał się być niewzruszony. Spokojny jak białe pierdolone obłoki przesuwające się latem po jebanym, błękitnym niebie.
Wsuwała się i wysuwała rytmicznie. Oparła dłonie o jego kolana przenosząc środek ciężkości do przodu. Musiało pomóc bo jęknięcie ulgi wypełniło całe pomieszczenie. Pasowali do siebie idealnie i czasem zastanawiała się, że pomimo stałości jego wzwodów, do obu dziurek tak doskonale. Z uchylonych ust wydobywał się jej głos. Stękała i wyła z rozkoszy. Gdy schyliła głowę, między piersiami widziała korpus jego penisa. Wsuwał się i znikał na ułamek sekundy. Wiedziała, że gdy nie może go dojrzeć jest w niej głęboko jak nigdy. Pod pośladkami czuła kępkę jego krótkich, łonowych włosów. To był znak, że musi znów odbić się i ujeżdżać go biodrami. Ramiona były nieruchome. Dłonie na kolanach, ale sama dupka obciągała go bezbłędnie.
Przesunął dłonie pod jej zmęczone pośladki. Nie macał ich, nie próbował ścisnąć jak wtedy, gdy chce by niczym wypieczone ciasto spulchniały między palcami. Nie wbił w nie paznokci do krwi by w bólu dać kontrę rozkoszy. Nie przyłożył piekącego klapsa, który na chwilę pozwala jej wrócić do rzeczywistości. Nie pomagał. Pozwolił udom dotknąć chłodnej powierzchni dłoni i zaczął wraz z nimi podążać w górę i w dół. Wiedział, że jest zmęczona. Że nie może dojść. Że potrzebuje tego jak nigdy. I że nie pozwoli jej zejść z niego na przedostatnim schodku, bo zabraknie sił.
Nie poczuła nawet podłożonych pod jej ciało rąk. Każdy ruch był jednak łatwiejszy i mogła wreszcie dosiąść go w tempie dającym spełnienie. Kątem oka zauważyła silne, ciemne dłonie pod swoimi udami. Nie dotykał dla siebie. Podążał za jej ciałem. Uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd włożyła sobie jego żylastego fiuta w tyłek.
- Głupek. Ale dobrze pieprzy. To fakt – roześmiała się do swoich myśli
Teraz….!
~~
- O czym myślałeś, gdy brałam cię od tyłu? – zapytała gdy ich ciała z błogością stygły w rozrzuconej pościeli.
- To ja ciebie brałem – sprostował.
- Wiesz, że to nieprawda i nie zmieniaj proszę tematu. Więc o czym? Widziałam przecież jak uciekasz myślami – wyprowadziła go z oczywistego błędu, jednak chciała poznać odpowiedź.
- O baseballu – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Naprawdę?
- Tak.
- Głupek – ten żart coraz mocniej wchodził jej w krew.
- A ty o czym? – odbił pytanie.
- O niczym. W łóżku nie myśli się o czymś – pewność jej głosu i świadomość swoich przekonań graniczyła niemal z bezczelnością.
- Ja tam z tobą ciągle o czymś myślę – odparł z prowokującym uśmiechem.
- O czym najczęściej? – miała ochotę dać się wciągnąć w tę dyskusję.
- O baseballu – powiedział próbując opanować szeroki uśmiech.
- Głupek.
~~
Wypięty, tyłek perłowym blaskiem odbijał światło świec. Nie były to romantyczne kandelabry rozstawione, by zbudować naiwną atmosferę. To trzy potężne jak ramiona drwala gromnice, rozpalone na parapecie kominka. Ich dopalone do połowy korpusy ociekały płynnym woskiem, tworząc siatkę napęczniałych i gorących żył. Światło wlewało się na powierzchnię łóżka migoczącym blaskiem. Jej ciało było matowe i jakby wykute z ciężkiego metalu. Wyglądało na niemal szorstkie w dotyku. Nie chciał sprawdzać tego teraz bo wiedział, że gdy go dotknie będzie miękkie i soczyste. A jego hamulce były i tak na skraju wytrzymałości.
Drżała. Wypięta jak grzeczna suka. Gorąco biło od jej pełnego ciała. Była kompletnie naga, poczuła potrzebę zrzucenia z siebie wszystkiego natychmiast po tym jak nalał w ciężkie szklanki, czystej i niemal skrzypiącej pod zębami whisky . Była gęsta i mocna. Pachniała skórą i wanilią. Jej bursztynowy kolor idealnie współgrał z każdym akcentem wieczoru. Przyłożył do ust. Potrzebę spróbowania choć łyka czuł niemal fizycznie. Miał na nią potężną ochotę, chyba jak nigdy. Na whisky też miał.
Jedną dłonią sięgnął do szafki, zlokalizował ciężkie pudełko i pozbył się palcami wieczka. Zapach rozniósł się po pokoju. Grudka oleju z kokosa od razu zaczęła topnieć pod palcami. Płyn ściekał między palcami i kapał na silne przedramiona. Gdy zagłębienia dłoni wypełniły się ciepłym olejem, obie władcze dłonie jednym ruchem spadły na pośladki. Pełnymi ruchami zaczęły otaczać tyłek smarując go pachnącym tłuszczem. Po matowości skóry nie było już śladu. Błyszczące pośladki wyglądały obłędnie. Jego ciało zareagowało natychmiast twardniejąc i stercząc w odpowiedzi na wypięte ochoczo biodra.
Wiedział, że się nie pomylił. Tyłek był miękki i sprężysty a połyskując sprawiał ogromne wrażenie. Oblewające go krople zebrały się w zagłębieniach, w tych dwóch rozkosznych dołeczkach poniżej pleców. Gdy wypełniły się po brzegi, jakby zazdroszcząc świecom, ciężka kropla oderwała się i spłynęła strużką pomiędzy pośladkami. Szybkim nurtem powędrowała przez ciasne wejście, pomiędzy wargi i jak kropla soczystego owocu zatrzymała się na łechtaczce. W jej soczewce odbijał się do góry nogami, cały pokój. Kropla zaczęła rosnąć nabierając kształtnego brzuszka, mienić się, by wreszcie wystarczająco obfita, urwać się z drżeniem z samego koniuszka łechtaczki. To był jej kres. Nie wytrzymała. Zaciśnięte do tej pory na poduszce palce i zęby puściły. Z suchych ust wyrwał się przeciągły jęk. Przypominał odgłos bólu i pewnie właśnie bólem był spowodowany. Naparła na niego biodrami chcąc pochłonąć właśnie teraz. Wzmocnił uścisk na pośladkach. Unieruchomił ją obejmując śliskimi, mocnymi dłońmi. Uciszył jej ciało jednym ruchem, jednak nad głosem nie była w stanie zapanować. Ostatnim co zapamiętała był jej własny krzyk.
~~
-Zrób to – poprosiła.
- Nie.
- Zrób! – nalegała.
- Nie mogę. Nie umiem. No kurwa nie – protestował.
- Widzisz. Prawie ci się udało – zakpiła radośnie.
- Jesteś nienormalna – podniósł się na ramionach by przyjąć pozycję do obrony.
- Niemoralna chciałeś powiedzieć.
- Grzeczne dziewczynki tak nie postępują – wypalił w desperackiej próbie.
- Masz rację. Ani grzeczne. Ani dziewczynki. No zrób, gdy cię twoja kobieta ładnie prosi – jej ton miał w sobie coś z błagania i groźby.
- Moja? – otworzył szerzej oczy.
- Przecież mówiłam. Zostanę i będę cała twoja. Przez chwilę – wykręcała się radośnie.
- A co będzie, gdy zamkniemy za sobą drzwi z tamtej strony? – spytał spokojnie, ale uważnie czekając jej odpowiedzi.
- Detale dziecinko. Skupiasz się na detalach. A teraz weź się w garść i zrób to – drążyła.
- Nie mogę tak bez kontekstu – próbował negocjować choć powoli zdawał sobie sprawę z nieuchronnej klęski.
- Doskonale, zaraz ci znajdziemy kontekst – powiedziała sięgając dwoma palcami do jego ust. Mokre opuszki szybko znalazły drogę do jej obolałego wnętrza. Rozchyliła płatki i bezceremonialnie wsunęła w siebie dwa palce. Druga ręka powędrowała pod pośladek delikatnie naciskając na rozetkę dupci. Po chwili paliczek znalazł drogę do środka. Miała w sobie trzy palce i nie było w tym nic wulgarnego. Nie w jej wydaniu. Jednak było to tak spójne z nią, jakby potrzebowała wypełnienia przez cały czas. Przymknęła oczy. Oblizała spierzchnięte usta i zaczęła falować tuż przed jego oczami. Zupełnie sama i zupełnie zadowolona.
- Jesteś kurwą – wydyszał ze złością i pożądaniem.
Uchyliła oczy, a na jej ustach pojawił się prześliczny uśmiech.
- Mówiłam, że umiesz dziecinko…
Jak Ci się podobało?