Harcerska pomoc (I)
31 stycznia 2025
Harcerska pomoc
41 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Harcerstwo z moich dziecięcych i młodzieńczych lat wspominam z ogromnym sentymentem. Miałem przyjemność być członkiem tej organizacji pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Najpierw byłem zuchem, potem harcerzem, i pamiętam, z jakim pietyzmem nosiłem harcerski mundur. Kolejne zdobywane sprawności, niezapomniane obozy harcerskie, realizowane podchody i inne przedsięwzięcia do dziś wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Oprócz przyjemności wiązały się z tym także obowiązki. Sytuacja, którą pragnę opisać, miała miejsce w 1986 roku, w czasach socjalizmu. Wówczas jedyną organizacją harcerską w Polsce było ZHP. Miałem piętnaście lat i byłem doświadczonym harcerzem. Ukończyłem ósmą klasę szkoły podstawowej, co oznaczało, że wkrótce rozstanę się z przyjaciółmi i kolegami, aby kontynuować naukę w innej szkole.
Jak na swój wiek byłem dość wysokim, zwykłym nastolatkiem o krótko przystrzyżonych czarnych włosach, szczupłej budowie ciała i z lekką wadą wzroku. Jak co roku, na harcerzy spadały nie tylko przyjemności, ale także obowiązki. Rozpowszechniona w poprzednich latach akcja „Niewidzialna ręka to także Ty” zobowiązywała nas do pomocy osobom starszym, opuszczonym i samotnym. Nie braliśmy udziału w telewizyjnym programie, który pamiętałem z czasów, gdy byłem jeszcze zuchem. Byliśmy ręką, ale widzialną. Przed świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocnymi najstarsi harcerze, do których teraz się zaliczałem, byli zobowiązani do wykonywania prostych prac porządkowych, robienia zakupów i sprzątania domów naszych podopiecznych.
W czasie tych spotkań rozmawialiśmy z podopiecznymi co dla wielu starszych osób było bardzo ważne. Ta drobna dla nas rzecz, była dla tamtych nieraz samotnych i opuszczonych ludzi mostem międzypokoleniowym. Często byli to weterani II wojny światowej, szanowani obywatele miasta oraz zwykli starsi ludzie. Kontakt z nami był dla nich odskocznią od monotonnego życia.
Pamiętam, jak rok wcześniej miałem pod swoją opieką pana Karola, byłego powstańca warszawskiego. Ileż to razy rozmawialiśmy, ile dowiedziałem się o batalionie „Baszta”. Ten człowiek, widząc moje zainteresowanie, miał łzy w oczach i było widać, że pragnie tych spotkań, jak ryba wody. Gdy dał mi swoją opaskę powstańczą to prawie się rozpłakałem.
Młodsze grupy najczęściej trafiały do Domów Spokojnej Starości, gdzie nie musiały sprzątać. Realizowały głównie programy artystyczne i towarzyszyły seniorom. Wśród naszych podopiecznych znajdowało się wielu emerytowanych pracowników naszej szkoły. Niektórych z nich nie pamiętaliśmy, inni zaś byli nam znani jeszcze z dzieciństwa.
W listopadzie opiekowaliśmy się opuszczonymi grobami, najczęściej na kwaterach wojskowych, gdzie pełniliśmy honorowe warty. Udział w uroczystościach państwowych również był obowiązkowy, jednak to wojsko grało w nich główną rolę, a my byliśmy jedynie organizacją towarzyszącą. Patrząc z perspektywy czasu, dostrzegam, jak harcerstwo ukształtowało w nas wiele pozytywnych cech. Bezinteresowność, szacunek do starszych, chęć czynienia dobra oraz wrażliwość na krzywdę – to najważniejsze z nich. Samodzielność, zaradność, odporność na trudy i niepowodzenia oraz wzajemny szacunek do siebie i innych to kolejne wartości, które wynieśliśmy z harcerskiej służby.
Służba tam kształtowała charaktery i nie każdy z tych, co zaczynali sprostał temu zadaniu. Większość z tych, co odchodzili przyciągnęła wizja atrakcyjnych obozów i zajęć, ale rezygnowali, gdy okazywało się, że trzeba dać coś od siebie, nie licząc na nic w zamian. Inna grupa, typowo męska, odpadała, gdy zostali przyłapani na paleniu papierosów lub piciu alkoholu. W mojej klasie większość chłopaków i dziewczyn należała do harcerstwa. Były pojedyncze osoby, które się nie zapisały, a dwóch chłopaków zostało wykluczonych za palenie i picie.
Na kilka dni przed Wielkanocą, w Wielkim Tygodniu, udałem się na zebranie drużyny. Byłem już wtedy zastępowym. Drużynowa, świeżo przyjęta do nas nauczycielka z zerówki, szybko nas zebrała, aby postawić zadania. W przypadku prostych zadań zazwyczaj stawiała je nam, zastępowym, a my dzieliliśmy je między naszych podopiecznych. Tym razem jednak postanowiła przydzielić zadania osobiście. Często tak bywało i takie działanie mojej przełożonej nie budziło zdziwienia. Najpierw zleciła zadania dla zastępu żeńskiego, którym dowodziła moja koleżanka z klasy, Elżbieta. Kazała jej poczekać na korytarzu, a następnie wezwała mój zastęp. Sprawnie i szybko podzieliła moich ludzi do zadań. Miałem nadzieję, że ponownie dostanę pana Karola. Niestety, miał do niego udać się Sławek, mój kolega z klasy. Po odprawieniu mojego zastępu zawołała Elkę. Pozostaliśmy z nią sami.
— Usiądźcie, proszę — poprosiła.
Spoczęliśmy na krzesłach. Młoda kobieta spojrzała na nas, widać było, że ma nam coś ważnego do przekazania.
— Słuchajcie, przydzielam wam bardzo ważne zadanie. Elżbieto, udasz się do naszego wuefisty, pana Bronisława, który jest na urlopie zdrowotnym. Jest sam, bo jak wiecie żona go dawno opuściła. Posprzątaj mieszkanie, zrób zakupy i pociesz go dobrym słowem. Ty, Radku, masz jeszcze trudniejsze zadanie – udasz się do naszej pani dyrektor. Ma coś z ręką. Pomożesz jej w sprzątaniu, zakupach i wszystkim, co będzie chciała – wyrzuciła z siebie nasza przełożona.
Jeżeli najczarniejszy scenariusz miał się ziścić, to właśnie teraz. Niecały rok temu ta dwójka udała się na nauczycielski urlop zdrowotny. Oboje dostali zgodę na roczny urlop w pełni płatny, tracąc jedynie trzynastą pensję. Dyrektorka, wcześniej nauczycielka języka polskiego, mogła sobie to zrekompensować korepetycjami. Gorzej było z Bronisławem, który jako wuefista nie miał zbyt wielu możliwości dorobienia. Nie pasowało nam to. Pamiętałem naszą dyrektorkę z wcześniejszych klas. Była pewna siebie, nieco chamska, służbistka, która pomiatała uczniami i młodymi nauczycielami, wymagająca i bezkompromisowa.
Jak głosiły plotki, lubiła młodych chłopaków. Często wzywała tych, którzy gdzieś podpadli, na dywanik, a oni wychodzili z nietęgimi minami. Krótko była mężatką, a po kilku latach rozwiodła się z mężem, kilka lat od niej młodszym. Co ten facet w niej widział, to ja do końca nie wiem. Od kiedy ją pamiętałem, była kobietą z nadwagą. Duże piersi, niski wzrost, grube łydki i uda. Jeżeli dodać do tego farbowane kasztanowe włosy sięgające do końca karku oraz zaniedbane uzębienie, można stwierdzić, że nie była to atrakcyjna kobieta. Rzadko nosiła obcasy, a jeśli już, to niskie. Na jej stopach królowały płaskie buty typu baleriny. Zawsze ubierała sukienki midi o długości ¾, które sięgały grubo za kolano. Nawet najlepiej uszyte kreacje nie maskowały niedoskonałości jej ciała. Tyle w niej było seksapilu, co w zapałce trucizny. Gdyby tylko jej wygląd był minusem, to może bym to przełknął.
Pamiętam, jak w szóstej klasie bez żadnego pardonu wpadła pod prysznice, gdzie kąpaliśmy się po WF-ie, i zlustrowała nas wzrokiem. Prysznice były wspólne, lecz kontrolnie blokowane od damskiej lub męskiej strony. Gdy kąpały się dziewczęta, one blokowały wejście od naszej strony. W odwrotnej sytuacji blokowaliśmy my. Wparowała wtedy od naszej męskiej strony, dobrze wiedząc, że ta strefa nie będzie zamknięta. Niby przyszła jednego z nas wezwać, lecz każdy wiedział, że to był tylko pretekst. Można było domniemywać, że nasz wuefista na to pozwolił. Jak dobrze pamiętam, traktowała go z pewnym pobłażaniem.
Ów wuefista też nie miał dobrej opinii. Miał ksywkę „Macacz” i dobrze pamiętały go dziewczyny ze starszych klas. Gdy stawały na rękach lub na głowie przy drabinkach bezwstydnie potrafił je „asekurować”, chwytając za krocze. Zdarzało mu się także niby przypadkiem musnąć lub wymacać którąś z dziewczyn w okolicach biustu. Zawsze polował na te, które były hojniej obdarzone przez naturę. Nie znosił, gdy dziewczyny unikały jego zajęć z powodu miesiączki, to wprowadzało go w furię. Z tego, co słyszeliśmy od starszych roczników, były na niego skargi, lecz dyrektorka zawsze je zamiatała pod dywan. Można było domniemywać, że mieli jakiś układ.
Gdy nasza dyrektorka poszła na urlop, jej obowiązki przejęła dość ciapowata i nijaka pani Leokadia, nauczycielka plastyki, czekająca spokojnie na emeryturę. Każde poważniejsze zadanie, jakie stawiano szkole, było konsultowane z etatową panią dyrektor. Dagmara – bo tak miała na imię nasza dyrektorka – rządziła wszystkim, nawet pod swoją nieobecność.
— Ale pani…. — zacząłem.
— Druhno…. — dodała Elka.
— W tamtym roku mieliście luz, wysyłam was, bo wiem, że się sprawdzicie. To są nasi ludzie, a pani dyrektor i pan Bronek wrócą do nas już niedługo – przerwała nam nasza przełożona.
Uciszyła nas momentalnie. Z bólem serca przyjęliśmy to, co nas czekało. Nasza przełożona zwolniła moją koleżankę. Zostałem z nią sam na sam.
— Słuchaj Radku, nie będę ukrywać, jestem tutaj na okresie próbnym i bardzo mi zależy, by tu pracować dalej. Idziesz do osoby, która decyduje o moim przyjęciu lub odrzuceniu. Proszę cię, nie jako twoja przełożona, tylko jak zwykły człowiek, nie daj plamy. Ona może dużo – zaczęła.
Widać było, że jest przejęta. Dostrzegłem, że ma mi do powiedzenia coś bardzo osobistego, coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego.
— Drużynowo Krystyno, co się dzieje?
— Tylko nie mów nikomu, słowo harcerza — odparła.
— Możesz na mnie polegać, jak na Zawiszy — odpowiedziałem, przyjmując jednocześnie rolę jej milczącego wsparcia.
— Jestem w ciąży, jak mnie zwolnią to mi się świat zawali — wyrzuciła z siebie.
W jej wieku wydawało mi się to normalne, ale widok jej łez wprowadził mnie w zakłopotanie. Wolałem milczeć, niż gratulować, lub w sytuacji, gdy facet ją wystawił, pocieszać. Nie był to mój problem, ale poczułem współczucie.
— Proszę cię, ja wiem, jaka ona jest, to zołza, cholerna baba, ale to ona pociąga za sznurki — usłyszałem od pani Krysi płaczącym głosem.
— Proszę się nie obawiać, Harcerz śpieszy innym z pomocą, nie opuści nikogo w potrzebie. Harcerz jest wiernym przyjacielem i niezawodnym kolegą – wyrecytowałem piąty i szósty punkt prawa harcerskiego.
Znałem te dziesięć punktów na pamięć. Kobieta podniosła mokre od łez oczy i spojrzała na mnie.
— Dziękuję — padło z jej ust krótkie stwierdzenie.
Po chwili się ogarnęła i wyszliśmy ze szkoły. Krystyna poszła w swoją stronę, a ja w swoją. Już jutro miałem zameldować się u naszej chwilowo urlopowanej dyrektorki. Poinformowałem rodziców o tym fakcie. Jak co roku, przyjęli to na miękko. Nie spałem dobrze tej nocy. Coś mnie trapiło, a sam nie wiedziałem co. Wizja pobytu przez kilka godzin u dyrektorki przerażała mnie. Znałem jej podejście do uczniów – bezkompromisowe, szorstkie i twarde. W szkole w tym dniu czułem się jakoś obco. Nie mogłem się skupić, a stres mnie zjadał. Gdy dotarłem do domu i zjadłem obiad, uczucie niepokoju wcale nie ustąpiło. Cały czas przed oczami miałem prośby pani Krysi, jej płacz i błaganie, bym niczego nie zawalił. Z duszą na ramieniu, korzystając z komunikacji publicznej, w końcu dotarłem do domu pani Dagmary. To była zwykła, klasyczna piętrówka, jakich wiele stawiano w tamtych czasach. Nacisnąłem przycisk dzwonka. Drzwi osobiście otworzyła mi pani dyrektor.
— O jakiego przystojniaka Krysia mi przysłała — rzuciła na powitanie.
Była ubrana w czarną sukienkę z białymi, agresywnymi wzorami, sięgającą znacznie poniżej kolan, czarne grube rajstopy o strukturze 40-60 den i baleriny. Bez makijażu wyglądała jeszcze starzej. Gestem dłoni zaprosiła mnie do środka.
W korytarzu zdjąłem buty, a kobieta dokładnie przyglądała mi się przez okulary. Zauważyłem, że miała obandażowaną prawą dłoń do wysokości łokcia. Ubrany w harcerski mundur, byłem gotowy pomóc naszej dyrektorce. Czekałem tylko na wytyczne dotyczące zakresu prac.
Zaczęło się standardowo – od wyniesienia śmieci i ogarnięcia podwórka. Praca na świeżym powietrzu bardzo mi służyła; przebywałem na otwartej przestrzeni, a nie w zamkniętym pomieszczeniu razem z nią. Jak na kwiecień, było w miarę ciepło i pogodnie. Zgrabiłem resztki liści i zamiotłem podwórko. Kolejne zadanie przyjąłem z ulgą – zakupy w pobliskim sklepie „Społem” były czystą przyjemnością. Nie musiałem z nią przebywać, więc nie spieszyłem się z zakupami, przyznaję, że nawet się ociągałem. Wiedziałem, że kolejne czynności z pewnością będę musiał wykonywać we wnętrzu domu, a przebywanie z nią sam na sam napawało mnie obawą.
— No jesteś wreszcie, już myślałam, że coś ci się stało — rzuciła, gdy pojawiłem się z zakupami.
— Była spora kolejka — odparłem, kłamiąc.
Udaliśmy się razem do kuchni. Wyciągałem z siatek zakupione produkty i układałem je tam, gdzie mi poleciła. Na razie wszystko było w porządku; nie dostrzegłem żadnych niepokojących znaków ani gestów z jej strony.
— Dobrze, teraz zapraszam cię na herbatę. Wstaw wodę i zalej. Widzisz, z tą ręką jestem bardzo nieporadna. Proste rzeczy sprawiają mi problem – zaproponowała, gdy zakończyłem rozpakowywanie zakupów.
Nie miałem zamiaru z nią dyskutować. Nie byłem zmęczony, ale wciąż miałem w głowie prośbę mojej drużynowej. Chciałem wypaść jak najlepiej, aby dyrektorka była zadowolona. Gdy przyrządziłem herbatę, udaliśmy się do jadalni. Na korytarzu prowadzącym do tego pomieszczenia dostrzegłem obraz przedstawiający akt męski. Było to subtelne dzieło, które skłaniało do refleksji. Zauważyła moje zainteresowanie i się uśmiechnęła.
— Pewnie wolałbyś akt kobiecy? — zapytała.
Zmieszany i nieco zawstydzony coś tam odpowiedziałem mało składnie. Postanowiłem nie patrzeć już na obraz. Usiedliśmy za stołem; siedziała naprzeciw mnie i bacznie mi się przyglądała.
— Poznaję cię, ty jesteś Radek — rozpoczęła rozmowę.
Piliśmy herbatę, a ona dopytywała mnie o różne kwestie: plany na przyszłość, zainteresowania, sprawy szkolne. Odpowiadałem zdawkowo, nie mając zamiaru się uzewnętrzniać.
— Taki przystojniak, jak ty, na pewno już ma jakąś dziewczynę. Przyznaj się – rzuciła, zadając mi dość krępujące pytanie.
Przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czułem się niekomfortowo.
— Nie, jeszcze nie — bąknąłem cicho.
Szybko dopiłem herbatę, pragnąc jak najszybciej zabrać się do pracy. Grzecznie zapytałem, co mam dalej zrobić i w czym mogę pomóc.
— Na strychu jest trochę rzeczy do wyrzucenia i poukładania — usłyszałem w odpowiedzi.
Wstałem zza stołu, gotów do dalszej pracy. Kobieta wskazała mi drogę na strych. Stanąłem przed stromymi schodami prowadzącymi na poddasze.
— Poczekaj, tam jest strasznie brudno. Szkoda twojego munduru, musisz się w coś przebrać – zatrzymała mnie na chwilę.
Czekałem, co wymyśli. Chwilę pokręciła się po domu i po chwili wróciła z damską podomką. Byłem w szoku. Zauważyła moją reakcję. Spodziewałem się raczej męskiego fartucha roboczego, który mógłbym zarzucić na mundur i pracować w nim na górze.
— Tylko to znalazłam, rzeczy po mężu albo wyrzuciłam, albo rozdałam rodzinie — powiedziała, wręczając mi cienką pomarańczową podomkę w białe grochy.
Stałem przez chwilę zaskoczony, nie wiedząc, co zrobić. Zauważyła moje zawahanie.
— Na mundur tego nie założysz, bo się nie zapniesz. Ściągaj spodnie i górę munduru, wtedy dasz radę – zauważyła słusznie.
Byłem zażenowany tą sytuacją. Nie miałem zamiaru zakładać tej damskiej części garderoby.
— Nie, lepiej mi będzie bez tego — rzuciłem cicho.
Popatrzyła na mnie surowym wzrokiem. Zdałem sobie sprawę, że nie akceptuje mojej propozycji.
— Ubrudzisz mundur i będzie kłopot, jak w takim stanie pójdziesz do domu. Już, raz, dwa, ściągaj mundurek – zakomenderowała, zaczynając rozpinać guziki mojej bluzy.
Nie zaprotestowałem. Nie zrobiłem nic. Stałem zszokowany, obserwując, jak sprawnie rozpina guziki. Pomogłem jej zdjąć bluzę. Pod nią miałem koszulę w kolorze khaki.
— Teraz spodnie — rzuciła, bez żadnego wstydu rozpinając pasek od spodni.
— Dobrze, ja sam — wydobyłem z siebie głos, będąc całkowicie zaskoczony jej działaniem.
Zignorowała to. Nim zdążyłem zareagować, rozpinała guziki rozporka. Zawstydzony i zestresowany nie stawiałem żadnego oporu. Kobieta sprawnym ruchem zsunęła spodnie od munduru do kostek. Pomimo faktu, że miała chorą rękę, operowała nią całkiem sprawnie. Teraz dopiero podjąłem jakieś działania. Zsunąłem buty i odłożyłem spodnie na znajdujący się obok wieszak. Stałem przed nią w slipkach i koszuli. Nałożyła na moje ramiona podomkę i zaczęła zapinać guziki. Damska część garderoby sięgała mi po kolana, co nie było zaskoczeniem, wszak dyrektorka była niższa ode mnie. Ostatni guzik podomki znajdował się na wysokości mojego krocza. Zapinając go, niby to przypadkiem poczułem jak dłonią musnęła moje intymne miejsce. Nie miałem erekcji, byłem zestresowany i zszokowany, obawiając się, co może się wydarzyć później.
— No, teraz możemy iść na górę – stwierdziła, gdy zasznurowałem buty.
Ruszyłem pierwszy, a ona podążyła za mną. Ostry kąt schodów dawał jej możliwość zaglądania pod moją podomkę. Sprawnie pokonałem schody, podczas gdy ona, nieco się gramoląc, dotarła na strych. Zaświeciła światło. Rzeczywiście, na strychu panował niezły rozgardiasz. Jak to w każdym domu, piwnica lub strych służyły za przechowalnię różnych starych i zbędnych rzeczy.
Dyrektorka stanęła w rogu, przy niewielkim oknie i wskazywała mi, co mam ułożyć, a co znieść na dół do wyrzucenia. Miała tych swoistych „skarbów” dość znaczną ilość. Kursowałem między górą a dołem, znosząc zbędne przedmioty na korytarz. Uwijałem się jak w ukropie, pragnąc jak najszybciej pozbyć się podomki i czmychnąć do domu. Podskórnie czułem jakąś obawę. Pani Dagmara przyglądała mi się uważnie, a jej wzrok był nieustannie na mnie skupiony. Parę razy zbliżyła się do mnie, nachylając się niby przypadkiem, otarła się o moje ciało. Chciała podobno wskazać mi dokładne miejsce, gdzie postawić pewne rzeczy. Za każdym razem, gdy się zbliżała, odczuwałem strach.
— No dobrze, na dzisiaj wystarczy już tutaj, przyjdziesz jutro to dokończymy – oznajmiła koniec pracy w tym miejscu.
Odetchnąłem z ulgą. Poza tym, że kilka razy się o mnie otarła i raz musnęła moje krocze przez slipki, nic innego się nie wydarzyło. Miałem nadzieję, że teraz zrzucę z siebie ten damski fatałaszek, wbiję się w mundur i grzecznie pożegnam się z panią dyrektor. Już wiedziałem, że czeka mnie jeszcze wizyta jutro. Nie było mi to na rękę. Mogłem jednak zawczasu zaopatrzyć się w męski fartuch, by nie paradować w tej podomce. Po chwili byliśmy na dole, w korytarzu.
— Och, jak się ubrudziłam na tym strychu, całe włosy mam w kurzu — stwierdziła.
Rzeczywiście na strychu było sporo kurzu. Nikt tam od dawna nie sprzątał. Też czułem brud na swoich odsłoniętych częściach ciała. Sprawnie zacząłem rozpinać guziki podomki.
— Nie, nie dam rady w takim stanie dalej funkcjonować. Póki tu jesteś, to cię wykorzystam – rzuciła dość tajemniczo.
Miałem nadzieję, że owo „wykorzystam” nie będzie w kontekście, o jakim myślałem. Zastanawiałem się, jakie zadanie mnie jeszcze czeka.
— Tak, proszę pani? — zapytałem cicho.
— Cała jestem brudna, musisz mi pomóc się rozebrać z tych ciuchów, sama z tą ręką nie dam rady — rzuciła bez krępacji, jakby to było normalne, że nastolatek ma pomóc rozebrać się starszej obcej kobiecie.
Zdębiałem. Spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego. Stałem sparaliżowany, nie wiedząc, co począć. Dyrektorka miała coś powiedzieć, lecz w tym momencie zadzwonił telefon.
— Poczekaj tutaj, nie ubieraj się jeszcze — poleciła mi i poszła odebrać telefon.
Aparat telefoniczny znajdował się w miarę blisko, na końcu korytarza, gdzie staliśmy. Zszokowany jej prośbą, stałem jak słup soli, przysłuchując się jej rozmowie. Szybko zorientowałem się, że dzwoni moja drużynowa. Kwestie „Krysiu” padały często. Moja przełożona najwyraźniej dzwoniła, aby upewnić się, że wszystko w porządku.
— Tak, bardzo uczynny młody człowiek, na razie nie ma żadnych problemów. Musi mi pomóc jeszcze w jednej kwestii i będzie wolny. Jutro tylko proszę, skieruj go do mnie z jakąś harcerką, bo wiesz, chłopak to dobrze nie zmyje podłogi i nie pościera kurzy. To nasza damska specjalność – usłyszałem.
— O widzisz, dobrze wymyśliłaś, ta drużynowa Elżbieta z jego klasy to będzie dobry wybór, uczynna, grzeczna dziewczyna. Dziękuję, że tak bardzo się starasz, będę pamiętać o tobie, nic się nie martw. To pa, do usłyszenia – doszło do moich uszu.
Pani Dagmara zakończyła rozmowę. Przypomniałem sobie rozmowę ze swoją drużynową, jej łzy i prośby. Niepotrzebnie zadzwoniła. Byłem w rozterce. Najchętniej czmychnąłbym stąd natychmiast. Sytuacja stawała się dla mnie bardzo niekomfortowa.
— No, dzwoniła twoja drużynowa, chyba słyszałeś, jak cię pochwaliłam. Nie chcesz, chyba żebym zmieniła zdanie – usłyszałem z jej ust.
— Ale pani dyrektor, jak to tak…. — wyrzuciłem z siebie.
Pragnąłem wymiksować się z tego w miarę delikatny sposób.
— Normalnie, ta oparzona ręka bardzo mnie boli, a lewą ręką jest mi ciężko, i też w niej dokucza mi reumatyzm. Trudno mi będzie rozpiąć zamek sukienki, tam z tyłu – odpowiedziała szybko.
Widziała moje zakłopotanie i rumieniec na policzkach. Mówiła o tym, jakby to była normalna czynność.
— Oj, ty się zarumieniłeś, przestań, przecież nie namawiam cię do niczego złego — dodała.
Może dla niej nie było w tym nic zdrożnego, lecz dla mnie jak najbardziej. Owszem często pomagałem matce zapiąć i rozpiąć zamek sukienki z tyłu, często widywałem jak paradowała w samych rajstopach i biustonoszu po domu. Byłą to jednak moja matka, a nie zupełnie obca kobieta. Kobieta, przed którą czułem respekt. Miała te pięćdziesiąt parę lat i jak wspomniałem wcześniej nie była demonem seksu. Była kobietą i wydawało mi się, że takie zachowanie nie jest normalne.
— No już, młody człowieku, pomóż starszej osobie, mam ci przypomnieć piąty punkt przyrzeczenia harcerskiego? — rzuciła.
— Harcerz śpieszy innym z pomocą, nie opuści nikogo w potrzebie. — wyrecytowałem z pamięci.
— No właśnie, potrzebuję pomocy i nie możesz mnie opuścić w potrzebie — sprawnie przerobiła ten punkt pod swoje potrzeby.
Odwróciła się do mnie tyłem. Nie miała zamiaru odpuścić. Drżącymi palcami uchwyciłem zamek na plecach sukienki. W miarę sprawnie udało mi się go rozpiąć.
— Zsuń ją w dół — usłyszałem.
Delikatnie chwyciłem sukienkę na wysokości barków i zsunąłem ją. Opadła na ziemię. Dyrektorka pozostała w samym czarnym biustonoszu, czarnych rajstopach i kapciach. Pomimo tego, że stała do mnie tyłem poczułem jak penis powoli zaczyna nabierać rozmiarów. Nie chciałem tego, to było poza moją wolą.
— Rozepnij mi z tyłu biustonosz — usłyszałem kolejne szokujące polecenie.
Już kwestia rozpięcia sukienki była dla mnie niekomfortowa. Teraz miałem posunąć się jeszcze dalej. Zawahałem się chwilę.
— No, na co czekasz, przecież sama nie dam rady — ponagliła mnie.
— Pani dyrektor, no przecież…… — znów bąknąłem pod nosem, nie chcąc posuwać się dalej.
— Przestań, stoisz z tyłu, nie mam czasu — przerwała mi.
Ile ja się namotałem przy tych haftkach stanika, to moje. W końcu się udało. Kobieta uchwyciła rozpięty biustonosz i rzuciła go na podłogę obok sukienki. Sam fakt, że tam z przodu miała nagie piersi, potęgowało moje podniecenie. Chciałem nad tym zapanować, lecz nie umiałem. To było silniejsze ode mnie. Od pasa w górę była naga. Pozostawała w samych rajstopach i widocznymi pod nimi białych figach. Miałem nadzieję, że to koniec tej „rozbieranki”. Bardzo się jednak myliłem.
— Jak już jesteś taki uprzejmy, to proszę zdejmij moje rajstopy, możesz nawet razem z majtkami — rzuciła bezwstydnie.
— Pani dyrektor, tak nie można, przecież to wstyd — po raz pierwszy postanowiłem w jakiś sposób zareagować.
To wszystko posuwało się za daleko. Co innego pomóc w rozpięciu zamka sukienki, pal licho ten biustonosz. Rozebranie jej z dolnych części bielizny nie mieściło mi się w głowie. Już dawno została przekroczona jakaś linia, na którą mogłem się zgodzić.
— Może pani sama, ja się wstydzę — dodałem.
Po raz pierwszy, od czasu, gdy zacząłem ją rozbierać odwróciła głowę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Miała w oczach to coś, co mówiło, że nie zniesie odmowy.
— Ile razy mam cię prosić, to jakiś problem? — zapytała.
Sam nie wiem, dlaczego nie odmówiłem. Delikatnie ująłem górną część jej grubych rajstop i wraz z majtkami począłem ściągać w dół. Starałem się nie patrzyć na odkrywane połacie jej nagich pośladków, nóg i na końcu stóp. Uniosła najpierw jedną, a potem drugą stopę, by łatwiej było mi całkowicie pozbawić ją odzienia. Stała tyłem do mnie kompletnie naga. Jedyne, co na sobie miała to pantofle.
— Dobrze, może teraz pani iść do łazienki, ja poczekam tutaj — zaproponowałem, nie chcąc już niczego więcej robić.
— I było z tego robić wielkie halo, przecież nic takiego się nie stało — odparła.
Miałem cichą nadzieję, że to koniec atrakcji na dzisiaj. Pójdzie sobie do łazienki i weźmie szybki prysznic. Odczekam tu chwilę i jak skończy, to zawinę się do domu. Wystarczyło mi już atrakcji. Tylko ze względu na prośbę drużynowej przekroczyłem ustaloną granicę.
— Chodź ze mną — usłyszałem i czar prysł.
Kobieta ruszyła w kierunku łazienki. Zastanawiałem się chwilę, czy podążać za nią. Może tylko chciała, abym udał się gdzieś do pokoju i przygotował jej czystą bieliznę i ręcznik. Z pewnym opóźnieniem ruszyłem za nią. Otworzyła drzwi łazienki i zapaliła światło. Nadal tkwiła do mnie plecami, co było dla mnie zbawienne. Nie mogła dojrzeć, że członek ledwo mieści się w przykrótkich slipkach. Przeklinałem tę erekcję, byłem jednak bezsilny. Bodźce, jakie dostawałem były zbyt silne bym mógł je stłumić. Miałem przed sobą kompletnie nagą kobietę. Tak jak większość facetów byłem wzrokowcem. Dodane wcześniej bodźce dotykowe zrobiły swoje. Mój nastoletni kutas stał w najlepsze i nic nie było w stanie tego zahamować.
— Zdejmij tę koszulę i podkoszulek, bo się pochlapią, pomożesz mi się umyć — rzuciła beztrosko, jakby pomoc w kąpieli realizowana przez obcego nastolatka była dla niej normalnością.
Tego było już za dużo. Posuwała się za daleko. Żałowałem, że wcześniej przystałem na jej propozycję. Nie zmierzało to do w dobrym kierunku. Zdałem sobie sprawę, że plotki o tym, że ma pociąg do młodych chłopców nie są wyssane z palca. Musiało być w tym dużo prawdy, skoro tak się zachowywała. Nie odczuwała żadnego wstydu i skrępowania tą sytuacją. Najwyraźniej ją to bawiło i chciała zbadać, do jakiego momentu może się posunąć w swych niecnych planach.
— Nie pani dyrektor, ja tak nie mogę, to jest…. — postanowiłem wreszcie się postawić.
Stała obrócona tyłem w drzwiach łazienki i ponownie odwróciła w moim kierunku twarz. Miałem zamiar w tym momencie zakryć swymi dłońmi sterczący organ, lecz nie chciałem, by zwróciła na to uwagę.
— Przestań zachowywać się jak pensjonariuszka w szkole prowadzonej przez zakonnice. Widzę, że się wstydzisz, dla mnie też jest to krępująca sytuacja, ale masz już te kilkanaście lat i możesz chyba zrozumieć, że gdybym nie potrzebowała twojej pomocy to bym o nią nie prosiła – wypaliła prosto i konkretnie.
— Pamiętam, jak wpadłam do was pod prysznice w szóstej klasie, gdzie byliście całkiem nadzy, teraz masz szansę zobaczyć mnie — palnęła, jakbym moim pragnieniem było widzieć ją całkiem nagą.
Cały czas swoimi stwierdzeniami próbowała przesuwać moją granicę. Muszę stwierdzić, że działała w sposób wyrafinowany. Za każdym razem jej się to udawało. Małymi kroczkami przesuwała granicę, a ja co gorsza, na to przystawałem.
— Nie, no nie mogę — wyrzuciłem z siebie.
— Wchodź, jak się wstydzisz to zamkniesz oczy i nie będziesz patrzeć, czy o tak dużo proszę — naginała mnie nadal.
Udało jej się. Po raz kolejny uległem namowom. Rzeczywiście mogłem zamknąć oczy i nie lustrować nagiego ciała. Sam nie wiem, dlaczego przystałem na te namowy. Zdjąłem koszulę oraz podkoszulek i w samych slipkach wszedłem do łazienki. To było ostateczność, na jaką mogłem przystać. Nie miałem zamiaru godzić się na coś więcej. Pozwoliłem jej na zbyt wiele. Pani Dagmara wgramoliła się do wanny, stojąc cały czas tyłem. Puściła wodę na prysznicową słuchawkę. Chcąc nie chcąc musiałem zlustrować jej nagie ciało od tyłu. Widoczne rozstępy na udach i pośladkach, pajączki na nogach i ogólnie niezbyt piękne ciało nie było obiektem pożądania. Dojrzałem widoczne od tyłu wargi sromowe – duże i niezbyt atrakcyjne. Nie miałem porównania do innych kobiet w tym wieku, więc wziąłem to za normalność. Podała mi mydło i stojąc tyłem do mnie poprosiła, bym umył jej plecy. Cały drżałem. Namydliłem dłonie i począłem myć jej plecy. Delikatnie jak tylko mogłem dłońmi dotykałem jej ciała.
— Ale masz delikatne dłonie — zauważyła, wprowadzając mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
Drżące dłonie operowały w neutralnej części jej ciała. Od karku po biodra. Nie schodziłem w niższe z wiadomych względów. Dotykając jej ciała uruchomiłem kolejną falę podniecenia. Członek za wszelką ceną chciał się wyswobodzić z materiału nieco za małych slipek. Ku swemu przerażeniu poczułem, że staje się coraz bardziej wilgotny. Byłem przerażony, że nad tym nie panowałem. Miałem nadzieję, że nie dojrzy u mnie podniecenia.
— Tylko nie podglądaj, zamknij oczy — powiedziała, mając zamiar obrócić się do mnie przodem.
Przymknąłem oczy tak szybko jak mogłem. Teraz to ona kierowała moimi dłońmi.
Boże, w co ja się wpierdoliłem — przeszło mi przez myśl.
Zdałem sobie sprawę, że postąpiłem wbrew zdrowemu rozsądkowi, gdy poczułem brodawki. Sterowała dłońmi, tak że teraz ich dotykałem. To był kolejny bodziec wzmacniający podniecenie. Pomimo faktu, że ich nie widziałem, dostawałem bodźce w postaci dotyku. Czułem jak ta kobieca część ciała staje się coraz bardziej stercząca.
— A co tu się dzieje, co to ma znaczyć — usłyszałem i otworzyłem oczy zaskoczony.
Dyrektorka, stojąc w wannie kompletnie naga lustrowała moje krocze. Zbyt krótkie slipki nie mogły pomieścić wielkości stojącego penisa. Końcówka jego bezwstydnie wyszła ponad gumkę majtek i teraz prezentowała się jej oczom. Szybko wyrwałem dłonie i zasłoniłem swoje przyrodzenie.
— Przepraszam ja nie wiem…. —wydusiłem z siebie zawstydzony do granic możliwości.
— O ty świntuchu jeden, podglądałeś mnie — rzuciła.
— Nie, skąd — bąknąłem, mówiąc prawdę.
Zasłoniła piersi i krocze dłońmi. Przez chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały. Widać było w jej wzroku coś dziwnego, coś, czego się obawiałem.
— Wyjdź natychmiast — rozkazała i bez żadnej zwłoki uczyniłem to, co mi kazała.
Natychmiast otworzyłem drzwi od łazienki i znalazłem się poza nią. Zawstydzony nadal zasłaniałem swoje klejnoty obiema dłońmi. Wiedziałem, że teraz to wstąpiłem w niezłe bagno. Myślałem, żeby się teraz ubrać, uciec z tego miejsca i nie wracać tu już nigdy. W delikatny sposób porzucić harcerstwo twierdząc, że to nie moja bajka. Setki myśli przechodziło przez głowę. Kuriozum tego było takie, że to ja siebie obwiniałem o to, co się stało, a nie ją. Nim zdołałem się ogarnąć wyszła z łazienki opatulona w biały szlafrok. Dało się zauważyć, że była wściekła. Znów była taką dyrektorką, jaką znaliśmy w przeszłości. Poszliśmy do pokoju. Usiadła na fotelu, a ja stałem w drzwiach pomieszczenia.
— Oj, nie ujdzie ci to na sucho, już ja się postaram, żebyś wyleciał z harcerstwa na zbity pysk — rzuciła na wstępie.
— Pani dyrektor, ale za co? — zapytałem.
— Jeszcze się pytasz świntuchu ty jeden, przychodzisz z pomocą, a jak człowiek grzecznie prosi, to zachowujesz się jak zboczeniec jakiś — odparła.
Jakże ona potrafiła żonglować faktami. Nagle stała się cnotliwą panną, która jest zbulwersowana męską erekcją. Nie było ważne, że ten scenariusz był jej dziełem. Teraz w jakiś cudowny sposób była pokrzywdzona. Poczułem się jak w matni. Jak schwytane w sidła dzikie zwierzę.
— Ja przepraszam, ja nie chciałem — jęknąłem.
Patrzyła na mnie tym specyficznym wzrokiem.
— Przegiąłeś mój drogi chłopcze, przegiąłeś, i to bardzo —kontynuowała gadkę.
Nie śmiałem jej przerwać, nie teraz. Stałem jak słup soli, dłońmi okrywając swe przyrodzenie i słuchałem co ma do powiedzenia.
— Przepraszam, jest mi bardzo przykro, ja nie wiem …. —zacząłem się tłumaczyć.
— Nie przerywaj mi jak mówię, nie nauczyli cię tego — przerwała mi stanowczym tonem.
Zamilkłem. Nie chciałem jej bardziej rozwścieczyć. Tkwiłem, czekając co ma do powiedzenia. Przełożyła nogę na nogę, cały czas mi się przyglądając.
— Jak ja byłam harcerką to dziesiąty punkt był o tym, by szanować starszych, rodziców i nauczycieli — rzuciła.
Nie miałem pojęcia, kiedy ona była w harcerstwie. Musiało to być w latach pięćdziesiątych. Nie analizowałem różnic w przyrzeczeniach harcerskich na przełomie lat. Przyjąłem to, co mówiła za pewnik.
— Był też trzeci punkt i mówił o tym, że harcerz mówi prawdę — dodała.
Najwyraźniej musiała być w harcerstwie, skoro recytowała mi stare punkty tej organizacji. Nie bardzo wiedziałem, po co to robi.
— Tak — wypaliłem sam z siebie.
— Zachowałeś się w sposób niegodny harcerza, wykorzystując moją niesprawność zachowałeś się w sposób niegodny i podły. Miałam cię za porządnego człowieka, a ty okazałeś się zwykłym zboczeńcem – rzuciła.
Jej słowa mnie bardzo ubodły. Nie było wcale tak jak mówiła. Sama inicjowała kolejne kroki, by teraz wyjechać mi z taką gadką.
— Pani dyrektor, przecież pani sama wie jak było — rzuciłem.
Roześmiała mi się w twarz, przekładając nogę na nogę.
— No dość już tych gadek szmatek, rozbieraj się, i to już — oznajmiła, wprowadzając mnie w stan szoku.
— Nie, dość, idę do domu — zaprotestowałem w tej chwili.
Wreszcie zebrałem się na odwagę. Nie miałem zamiaru dalej być marionetką w jej rękach. To, co usłyszałem było nie do przyjęcia. Posuwała się ponad przyjęte dla mnie kanony. Należało to uciąć prosto i klarownie. Odwróciłem się na pięcie i miałem zamiar wyjść.
— Polecisz ty i twoja drużynowa. Dobrze wiem, że ten playboy Kamil zmajstrował jej dzieciaka, kolejną zapylił i nie bierze za to odpowiedzialności, nie mam zamiaru trzymać jej w szkole, ma umowę do końca roku, a potem niech się buja z bachorem. Tobie dołożę łatkę tego, co lubi chłopaków, potrzebne wam to? – rzuciła szantaż w całym znaczeniu tego słowa.
Zdębiałem, w momencie, kiedy to mówiła. Wiedziała o Krystynie. Pies trącał, że mnie chciała wrobić w opcję homo. Nie miała dowodów, a każdy, znając mnie by w to nie uwierzył. Zdałem sobie sprawę, że jest cholerną manipulantką.
— Nie to nie, zadzwonię do Krysi i powiem jej co z ciebie za gagatek — powiedziała, widząc mój opór.
Myślałem, że blefuje. Niestety tak nie było. Podeszła do telefonu i poczęła kręcić tarczą.
— Błagam, nich pani tego nie robi, błagam — skomlałem i nie wiedząc, dlaczego padłem na kolana.
Odłożyła słuchawkę na widełki. Klęczałem przed nią. Patrzyła na mnie tryumfującym wzrokiem. Dobrze wiedziała, że ma mnie w garści.
— Dobrze, nie zrobię tego, ale ty musisz zrobić wszystko to, co powiem — usłyszałem.
— Zrobisz to? — dodała.
Kiwnąłem głową, że zgadzam się na taki układ.
— Odpowiedz! — rzuciła głośniej.
— Tak, zrobię to, co pani chce — odpowiedziałem szybko.
Kazała mi wstać z kolan i wróciliśmy do pokoju. Usiadła z powrotem na fotelu.
— Ściągaj majtki i daj mi je, skarpetki też — rozkazała.
Zacząłem od tej drugiej części garderoby. Potem zsunąłem z siebie slipki, nadal zasłaniając intymne miejsce. Zbliżyłem się do niej i drżącą dłonią podałem jej swe ciuszki.
— Na kolana i dłonie za szyję — usłyszałem polecenie.
Chciało mi się płakać. Zagryzłem wargi i padłem na kolana. Zaplotłem obie dłonie na karku. Miała mnie teraz kompletnie nagiego ze stojącym penisem. Uśmiechnęła się. Najwyraźniej sprawianie upokorzenia, dawało jej satysfakcję. Klęczałem blisko niej. Wysunęła jedną ze swych nóg i stopą dotknęła mojego fallusa.
— No, ładny sztywny kutasek — oceniła moje przyrodzenie.
Palcami grubych stóp dotykała teraz moją mosznę. Zamknąłem oczy, nie chcąc na to patrzeć.
— No to sobie teraz porozmawiamy, będę ci zadawać pytania, a ty masz odpowiadać. Tylko pamiętaj harcerz mówi prawdę – rzuciła.
Cofnęła nogę, przestając drażnić członka i jądra.
— Pieprzyłeś się już z jakąś koleżanką lub kobietą? — zadała pierwsze pytanie.
— Nie, nie proszę pani — odparłem.
Uśmiechnęła się znacząco.
— A pieściłeś się już z jakąś? — padło kolejne.
Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Kiedyś za szczeniaka bawiłem się w „doktora” z równolatką, ale nie były to pieszczoty, tylko zwykła ciekawość. Nie odczuwałem wtedy żadnego podniecenia.
— No odpowiadaj, tylko prawdę — ponagliła mnie, a jej stopa ponownie odgięła sterczącego fallusa.
— Jak byłem młodszy to bawiłem się z koleżanką w doktora, ale to nie były pieszczoty — odparłem zgodnie z prawdą.
Zaśmiała się głośno i cofnęła stopę.
— Z kim to się tak zabawiałeś świntuszku mój mały? — drążyła temat.
Czułem się coraz bardziej poniżany. Miałem jej, jak na spowiedzi mówić o najbardziej skrywanych rzeczach w moim życiu.
— Z Iwoną, mieszkała obok mnie — wydałem sąsiadkę.
— Nazwisko — rzuciła krótko.
Wydukałem nazwisko partnerki moich szczenięcych zabaw. Czułem się podle i źle. Nie mogłem się z tego jednak wycofać.
— A z chłopakami, bawiliście się swymi kutaskami? —zadała niedorzeczne dla mnie pytanie.
Nie miałem tendencji homoseksualnych. Normalne było, że podczas wspólnego prysznica po WF-ie lustrowaliśmy swoje przyrodzenia. Nigdy jednak żaden chłopak nie dotykał mego członka, a ja nie dotykałem członka innego chłopaka.
— Nie, z chłopakami to nie — odpowiedziałem, czując coraz większe zawstydzenie.
— Na pewno, nie kłamiesz, nie wierzę, że nie oglądaliście swych kutasków pod prysznicem? — dopytywała, a ja czułem coraz większe zakłopotanie.
— Tylko patrzyłem, nic nie dotykałem — odparłem cicho.
Uśmiechnęła się lubieżnie. Przełożyła nogę na nogę.
— Jeżeli mówisz prawdę to pewnie zabawiasz się sam ze sobą ty mały świntuszku, powiedz, onanizujesz się? — padło cholernie niekomfortowe pytanie.
Zadała je z pewną lubością. Sięgała coraz głębiej w moją intymność. Czułem się podle.
— Tak — wydukałem.
Każdy, no prawie każdy chłopak w moim wieku zaspokajał się w ten sposób. Pomimo wbijanego wtedy przez kościół stwierdzenia, że to grzech, gros nastolatków go popełniała.
— A jak często? — padło kolejne niedyskretne pytanie.
Nie liczyłem jak często to robię. Natężenie mojej masturbacji było różne, zależne od nastroju i bodźców zewnętrznych. Trudno było to określić dokładnie.
— No mów — ponagliła mnie.
— Różnie, raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie, naprawdę różnie — odparłem płaczliwym głosem.
— Nie maż się jak baba — rzuciła, widząc, w jakim jestem stanie.
Była z siebie nad wyraz zadowolona. Widać było, że to przesłuchanie ją rajcuje. Wyciągała ze mnie najbardziej skrywane tajemnice.
— Pokaż mi jak to robisz — bezwstydnie rzuciła kolejne polecenie.
Rozryczałem się. Już wcześniejsze jej rozkazy były dla mnie upokorzeniem. To, czego teraz żądała było perwersją. Wstała z fotela i się zbliżyła. Ten ruch nie wskazywał nic dobrego. Bałem się. Chwyciła mnie dłonią za podbródek, tak że musiałem podnieść nieco głowę do góry. Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałem w jej oczach zadowolenie.
— No już, chcę zobaczyć jak się sam ze sobą zabawiasz — wycedziła przez zęby.
Ująłem dłonią stojącego członka i począłem robić to, co poleciła. Patrzyła z zadowoleniem. Jeżeli chciała mnie poniżyć i upokorzyć, to teraz właśnie osiągnęła zamierzony cel. Klęcząc, zapłakany masturbowałem się przed nią.
— Już, wystarczy, bo mi się tu jeszcze na dywan spuścisz — rozkazała.
Siorbiąc nosem przestałem się onanizować. Miałem nadzieję, że to już koniec tego przedstawienia. Usiadła zadowolona na fotelu.
— Masz, całuj i pieść moją stopę — usłyszałem i pod mój nos powędrowała gruba stopa.
Mało jej jeszcze było. Musiała jeszcze bardziej mnie upokorzyć. Czułem obrzydzenie, całując jej palce i pozostałe części stopy. Ruszała tymi swoimi grubymi paluchami, starając się mi je na siłę wepchnąć do ust. Czułem smak i zapach. Po prawej nodze przyszłą kolej na lewą. Całowałem, lizałem i czort jeden wie, co jeszcze robiłem.
— Już, wystarczy — dała mi sygnał bym przerwał pieszczoty.
— Przyjemnie ci było świntuszku? — zapytała z ironią w głosie.
— Tak — odparłem kłamiąc.
— Widzisz, jaką przyjemną karę ci zafundowałam, tobie było przyjemnie, czas bym ja też poczuła jakąś przyjemność — rzuciła zagadkowo.
Cokolwiek to miało znaczyć nie brzmiało dobrze. Trudno mi było przewidzieć co ta zboczona baba ma na myśli. Wystraszony czekałem na to, co wymyśli. Przestałem już płakać. Zdałem sobie sprawę, że moje łzy nic nie dadzą.
— Wstań i podejdź do mnie — usłyszałem.
Zrobiłem co kazała. Stałem teraz bezpośrednio przy niej. Tak blisko, jak to tylko było możliwe. Rozpięła pasek od szlafroka i zgrabnie zrzuciła go z siebie.
— Podniecam cię, prawda? — zapytała.
— Tak — odparłem krótko.
— Patrz sobie, patrz na mnie, zobacz, jak wygląda dojrzała kobieta — szeptała.
Patrzyłem na jej nagie ciało. Nie był to jednak zmysłowy widok. Wałki tłuszczu na brzuchu, rozstępy, obwisłe duże cycki ze sterczącymi brodawkami i mocno owłosione cipsko. Ideał kobiety był tak odległy, jak, stąd do księżyca.
— Daj go, muszę go spróbować — rzuciła i jedną ze swych dłoni objęła penisa.
Bez krępacji otworzyła usta i wpakowała go do nich. Wcześniej językiem zdołała musnąć koniuszek prącia. Nie zdołałem zareagować na jej ruch. Poczułem teraz, jak delikatnie ssie członka. Moje ciało się wyprężyło.
— Och — wyrzuciłem z siebie.
— No, no smacznego masz tego fiutka — oceniła, wyciągając go z ust.
— Klękaj, skosztujesz teraz mojej cipki i powiesz mi, czy dobra — rozkazała.
Padłem na kolana. Było mi już wszystko jedno. Marzyłem o tym, by ten spektakl się jak najszybciej skończył. Osunęła się na fotelu, tak że cipa była teraz tuż przed moją twarzą. Bez żadnego zażenowania obiema dłońmi chwyciła moją głowę i wsadziła pomiędzy swe lekko rozwiedzione uda.
— Masz! Smakuj kobiety, zboczku — dodała mocno dociskając głowę do swego krocza.
Zagłębiłem twarz w tym swoistym buszu owłosienia. Cipa była wilgotna we wnętrzu. Czułem zapach i smak jej soków. Całowałem obwisłe wargi sromowe i wzgórek łonowy. Czułem, że mam w ustach pełno kłaków. Było to ohydne i wstrętne doświadczenie. Na moich wargach pozostawała jej wydzielina.
— Języczek, wsadź mi tam języczek niedojdo — rozkazała.
Wysunąłem język i począłem nim penetrować wnętrze pochwy.
— O tak, mocniej, głębiej — pouczała coraz bardziej dociskając moją twarz do krocza.
Bałem się, że zabraknie mi powietrza i zejdę z tego padołu. Coraz szybciej i mocniej pracowałem językiem w jej wnętrzu.
— O tak, o tak — słyszałem odgłosy zadowolenia.
W pewnym momencie chwyciła mnie za włosy i odciągnęła od łona. Powstała z fotela i nadal ciągnąc mnie za włosy zmusiła do powstania.
— Siadaj na fotelu — rozkazała władczym głosem.
Widać było, że jest już podjarana. Miała ten obłęd w oczach. Wiedziałem, że teraz nic nie jestem w stanie zrobić, by popsuć jej to, co zaplanowała. Pchnęła mnie na fotel i sama wgramoliła się na mnie. Sprawnym ruchem uchwyciła penisa i wsunęła go doj dziurki.
— Pani dyrektor, łaa — jęknąłem, gdy penis wślizgnął się w otwór.
— Nie gadaj — zgasiła mnie.
Teraz już wiem, że pozycję, jaka przyjęliśmy, to „sroczka”. Byłem tak nieporadny, że sama musiała pokazać mi, gdzie ją trzymać, by nie spadła na podłogę. Prawą dłonią podtrzymywałem ją za plecy na wysokości łopatek, lewa zaś tkwiła na jej pośladku. Będąc na mnie okrakiem decydowała o głębokości penetracji i szybkości ruchów. Moja rola była w tej pozycji marginalna, to ona dominowała. Dyrektorka rozgrzana przez oralne pieszczoty szybko przeszła do sedna aktu. Szybko poruszała się po osi członka w górę i w dół. Sapała jak stary parowóz i pojękiwała z rozkoszy. Objęła moje ciało obiema dłońmi na wysokości barków.
– Tak, o tak – wyrywało jej się co chwila.
Przyspieszała tempo. Jej tłuste pośladki uderzały, wydając specyficzne „klap, klap”, obwisłe cycki uderzały o mój tors. Zamknęła oczy i była skupiona na sobie. Poczęła wydawać z siebie nieartykułowane odgłosy i jęczeć jak szalona. Czułem jak jej wnętrze pulsuje i staje się coraz bardziej gorące. Penis był cały w jej wnętrzu. Też dochodziłem do tego momentu, w którym nie można już zatrzymać zbliżającego się orgazmu. Oddychałem głęboko i czułem nadchodzącą falę ekstazy. Dreszcz przyjemności przeszył moje ciało. Nadszedł ten niewyobrażalnie przyjemny spazm orgazmu.
— Aaaaa — wyrwało mi się i wiedziałem, że nasienie właśnie ląduje w jej wnętrzu.
Nie przestawała wykonywać cholernie szybkich i wściekłych ruchów miednicą.
— Jeszcze, jeszcze — wyrwało się jej.
Ciałem dyrektorki wstrząsnęły dreszcze, wiła się i co dziwne dla mnie piszczała, sapała i jęczała na przemian. Przez chwilę myślałem, że ma jakieś konwulsje związane z padaczką. Nigdy nie widziałem kobiecego orgazmu. Opadła wreszcie i przestałą ruszać miednicą. Miałem podrapane paznokciami plecy. Penis zmalał do wymiarów spoczynkowych. Siedziała na mnie ciężko dysząc jeszcze przez kilka minut. W końcu podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
— Masz rozgrzeszenie za dzisiaj — usłyszałem.
Podniosła się i usiadła na krześle za stołem. Penisa miałem całego w jej śluzie i spermie.
— Czy ja już mogę się ubrać i iść? — zapytałem cicho.
Kiwnęła głową, dając mi do zrozumienia, że „tak”. Nie zważając na nic szybko zabrałem swoje ubrania i pospiesznie zacząłem je zakładać. W głowie miałem tylko jedno: uciekać, stąd jak najszybciej! Widząc co ze mną zrobiła, nie miałem pewności, że nie wpadnie na kolejne pomysły w klimacie „femdom”. W ekspresowym tempie nakładałem na siebie kolejne części odzienia. Kątem oka dojrzałem, że wstała i wsadziła sobie palce do cipki. Wyciągnęła je po chwili, powąchała i wytarła o swój szlafrok. Nie miałem czasu na żadne przemyślenia, w głowie miałem tylko jedno – „ubierz się i uciekaj”.
— Kurwa, masz za swoją dobroć, zachciało ci się poświęcać za drużynową — przelatywało w myślach.
Zajebistą przeżyłem inicjację seksualną. Ze starą nieatrakcyjną babą, całkowicie zdominowany i ustawiony do pozycji podnóżka. Pogratulować. Więcej o mnie to tylko ksiądz po spowiedzi wiedział, a i tak spowiadałem się u różnych. Dziwiło mnie, że nic nie mówiła. Było mi to na rękę, lecz w jakimś stopniu to jej zachowanie po wszystkim było dla mnie dziwne. W korytarzu, gdy wkładałem buty podeszła do mnie.
— Widzimy się jutro po południu, pamiętaj, aby się dzisiaj nie zabawiać kutaskiem, jutro będzie też Ela, twoja koleżanka, wiesz, że to załatwiłam — przypomniała mi to, o czym chwilowo zapomniałem.
— Nie, jutro już nie przyjdę, mam już w dupie to harcerstwo — wyrzuciłem z siebie, zgrywając teraz bohatera.
Parsknęła gromkim śmiechem. Po chwili pokładała się ze śmiechu, bez zażenowania patrząc mi prosto w oczy.
— Przyjdziesz kochanieńki, przyjdziesz i za te słowa jeszcze przeprosisz — rzuciła, rechocząc, jak żaba.
Nie rozumiałem co ja tak śmieszyło. Podjąłem już decyzję, że z harcerstwem to koniec. Byłbym w stanie się nawet nawalić jak szpadel, by, tylko nie być więcej gościem w jej domu.
— Nie, nie przyjdę — odparłem stanowczo.
— Nie ma cię tutaj o umówionej godzinie razem z tą cipką Elką. Dobrze. Telefon 997 wykonam z radością i podam, że wczoraj nastoletni uczeń, wykorzystując moja nieporadność zgwałcił mnie w moim własnym domu. Nie mam zamiaru się dziś podmywać i kapać. Twoje biologiczne ślady są we mnie i na moim szlafroku… – zaczęła.
— Nie, nie zrobi pani tego — wrzasnąłem, przerywając jej.
— Nie pójdziesz siedzieć, ale poprawczak gwarantowany. Potem całe życie zjebane z piętnem gwałciciela. Już nie mówię o tym, co powiedzą twoi rówieśnicy. „Jebaka starych bab” to chyba najłagodniejsze określenie. Mam mówić dalej? – kontynuowała.
Mało nie zemdlałem. Poty i uderzenia gorąca, wzrost ciśnienia, a potem dreszcze, to wszystko poczułem w dość krótkim okresie. Nogi stały się jak z waty, usiadłem w kucki na korytarzu.
— Z piętnem gwałciciela nie zdobędziesz dobrej pracy, skończysz co najwyżej zawodówkę z debilami o poziomie inteligencji szympansa. Może przy dobrych wiatrach znajdziesz jakąś partnerkę, ale nie będzie to nikt lotny umysłowo, może jakaś kurewka, może w promocji dziewucha po szkole specjalnej – nadal rozpościerała wizję mojej przyszłości.
— Nie, nie chce tego słuchać! — krzyknąłem po raz kolejny.
Niepotrzebnie jej przerywałem. Te próby odepchnięcia potencjalnej wizji mojego przyszłego życia ją podkręcały jeszcze bardziej.
— Zapijesz się, rodzina cię opuści, znajomi też. Tego na pewno chcesz młody człowieku? – zakończyła zapytaniem.
Nie, nie tego chciałem. Wizja poprawczaka, i to wszystko, co mi tak teraz metodycznie i bez żadnych ogródek przedstawiła było najczarniejszym scenariuszem. Rozryczałem się na dobre. Płakałem jak mały chłopiec. Łzy leciały po moich policzkach. Łkałem, zdając sobie sprawę, że ta kobieta ma mnie w ręku.
— Rycz, rycz, mnie nic nie zrobią, gwałt to gwałt. Moje jest na wierzchu, stosunek z piętnastolatkiem, nawet gdybyś udowodnił moją winę jest prawnie dozwolony. Mnie to wali, każdy pochyli się nad biedną zgwałconą nauczycielką, tobie na zawsze zostanie przyklejona łatka w najlepszym przypadku „amatora starych bab” – rozpoczęła, za nic, biorąc sobie moje łzy i kompletną rozwałkę emocjonalną.
Kompletnie się rozkleiłem. Nie spodziewałem się, że jest tak cyniczną i podłą kobietą. Dużo o niej mówiono, lecz takiej podłości z jej strony się nie spodziewałem. Odczekała chwilę, nie wiem, jak długo to trwało.
— No to jak, widzimy się jutro, czy nie mój mały bohaterze? — zapytała pewnym głosem.
Nie pozostawało mi nic innego jak przystać na jej propozycję.
— Tak, będę jutro — odpowiedziałem całkowicie rozbity.
Uśmiechnęła się lubieżnie. Tryumfowała, tryumfowała w całym znaczeniu tego słowa.
— To jesteś wolny, do jutra, tylko pamiętaj, żadnego zabawiania się ptaszkiem — przypomniała.
Biegiem opuściłem jej domostwo. Na wpół przytomny truchtałem chodnikiem. Oszołomiony, podeptany, upokorzony i co najgorsze zaszantażowany nie myślałem racjonalnie. Najpierw chciałem wrócić do domu. Po chwili, gdy emocje już opadły i zacząłem myśleć bardziej racjonalnie i postanowiłem iść nad rzekę. Tam chciałem odzyskać stabilność emocjonalną. Dłuższą chwilę posiedzieć, uspokoić się i na spokojnie przeanalizować swoją sytuację. Jak robot, bez żadnego zastanowienia skierowałem się w kierunku pobliskiej rzeki.
******
Po odprawieniu młodzieńca, Dagmara wykonała telefon do swojego dobrego kolegi ze szkoły.
— No jak tam Bronek jak ta mała? — zapytała na wstępie.
Bronek, wuefista, relacjonował jej spotkanie z harcerką Elżbietą.
– Mówisz, że oporna i trudno ci było, ale jak pomacałeś coś sobie? – zadała kolejne pytanie.
Facet znów opowiadał szczegóły swego spotkania zastępową. Dagmara słuchała go zaciekawieniem. Przytakiwała, coś dopytywała.
– Czyli jest potencjał do obróbki? – dopytywała się nadal.
– Fajnie, że i tobie poszło, nic się nie bój, jutro ją ustawię do pionu, już moja w tym głowa – zapewniła mężczyznę.
Teraz była „nastawiona na odbiór” – jak to się w slangu łącznościowców mówi. Bronisław dopytywał ją najwyraźniej o jej spotkanie z zastępowym.
– Pełna kontrola, je mi z ręki, z nim nie będzie żadnych problemów, rozbeczał się ciota jeden na koniec – podsumowała spotkanie.
Mężczyzna coś jeszcze jej powiedział. O coś dopytywał, coś jeszcze chciał ustalić.
– Bądź spokojny, tę małą tak załatwię, że będzie potulna, już moja w tym głowa, mam większą władzę niż ty, ulegnie i będzie pokorna – zapewniła go.
– Tylko czekaj na mój sygnał, tak jak ustaliliśmy, nie próbuj wejść wcześniej – przypomniała mu i zakończyła rozmowę.
Zadowolona z dzisiejszego dnia usiadła wygodnie w fotelu i rozprostowała nogi. Od dawna nie czuła się tak dobrze, jak teraz. Wykorzystanie tego harcerzyka, to jak poddawał się jej rozkazom i poleceniom było tym, o czym dawno marzyła. W szkole nie posunęłaby się do tak odważnych działań. Tutaj, będąc w domu miała bufor bezpieczeństwa. Sama, twarzą w twarz na swym terytorium z tym młodzieńcem nie czuła obaw, że ktoś ich nakryje.
Te szkolne incydenty w jej gabinecie, gdy nieposłusznym młodzieniaszkom dawała razy na goły tyłek dłonią lub kapciem były malutką igraszką w stosunku do tego, co zrobiła dzisiaj.
Z Bronisławem, jakąś cichą nić porozumienia zawarła po pierwszych skargach na niego. Ona zamiatała pod dywan jego „macanki” w stosunku do nastolatek ostatnich klas. On dawał jej możliwość wparowania pod prysznice, kiedy kąpali się chłopcy. Wymieniali się spostrzeżeniami co do możliwości jakiegoś bara-bara z nastolatkami, lecz w szkole to było ciężkie do zrealizowania. Było jedno zdarzenie – pamiętała to bardzo dobrze. Bronek nakrył jednego z chłopaków, jak masturbował się w kiblu, przy pisuarze. Nie dając chłopakowi żadnych szans, zaprowadził go do niej. Krzykiem i groźbami, jeden jedyny raz zmusili tego ośmioklasistę, by onanizował się przy nich. Ta sytuacja Bronka i Dagmarę jakoś do siebie przybliżyła. On już wtedy rozwodził się z żoną. Ta nie mogła znieść faktu, że docierały do niej informację o obmacywaniu nastolatek. Dagmara już od dawna była sama. Spotkali się po kryjomu u niej. Spółkowali ze sobą. Właśnie, spółkowali. Prócz potrzeby rozładowania napięcia seksualnego nie czuli w tym akcie niczego poza tym. Ich natura, potrzeby jak sami wiedzieli szybowały w kierunku młodych dziewcząt lub chłopców. Tam czuli to coś, tego swoistego kopa. Każde z nich nie poszukiwało w gronie swoich rówieśników partnera. To nie był ich target.
Nalała sobie lampkę koniaku, potem drugą. Wypity alkohol odprężył ją jeszcze bardziej. W jej głowie rodził się plan na jutro.
Jak Ci się podobało?