Gwałt jako kara za zdradę
17 sierpnia 2013
8 min
Teraz kiedy siedziałam sama w sypialni i wkładałam swoje równo złożone ubrania do walizki przypomniał mi się początek tego dnia. Dzień był ciepły jak na grudniowy, zwyczajny. Nie dało się przewidzieć jak bardzo tragiczne będzie jego zakończenie. Pamiętałam z niego ciepłe powitanie, czuły pocałunek z samego rana, na tak zwane dzień dobry. Później taca ze śniadaniem wylądowała na stoliku nocnym. Doceniłam to wtedy dwukrotnie. Po pierwsze, bo Aleks bardzo rzadko sprawiał mi ten zaszczyt i samodzielnie przygotowywał śniadania, a po drugie bo jeszcze rzadziej serwował mi je do łóżka. Każdy kto oglądałby tą scenkę uznałby nas za diabelsko szczęśliwych, za udanych tak bardzo, że to aż znajdowało się na pograniczu grzechu i nieprzyzwoitości. Nikt z widzów nie spodziewałby się nawet w najgorszych snach tego, co nastąpiło za kilka godzin.
Pakując rzeczy chłopców dotknęłam dłonią swojego wciąż rozpalonego policzka. Łza wyciekła mi z oczu, nie potrafiłam jej tam zatrzymać. Popłynęła po tym rozgrzanym kawałku mojego ciała, po czym poczułam jej słony smak w kąciku swoich ust. Przez chwilę zastanawiałam się czy spakowałam wszystko, czy warto było pakować cokolwiek. Aleksa nie było w domu, a ja nie byłam pewna czy chce uciekać niczym złodziej, który ma ten przywilej krycia się w cieniu mroku nocy. Mimowolnie moja dłoń znów docisnęła się do rozgrzanego policzka powodując ból. Ten ból był odczuciem, który się nasilał i niebanalnie przypominał o poczuciu krzywdy. Chociaż nie... bardziej było to poczuciem winy, krzywdę bowiem to ja wyrządziłam i to jedynemu mężczyźnie, na którym mi naprawdę zależało. Przypomniałam sobie dokładnie ten moment gdy siła uderzenia odwróciła moją twarz w prawą stronę, a kawałek mojego ciała zapłonął. Patrzyłam wtedy na zebrę – wzór moich papci. Łatwiej było mi wtedy patrzeć pod własne stopy niż spojrzeć jemu choć raz w oczy. Powracając do przeszłości usłyszałam jego słowa, odbijały się echem w mojej głowie i niosły z sobą bardzo ważny przekaz. Przekaz pod tytułem „Moja wina”.
– Spójrz na mnie – zaczął spokojnie, ale kiedy na niego zerknęłam. Właściwie to mój wzrok dojechał tylko do jego nagiego torsu i z powrotem wbił się w podłogę.
– Spójrz mi w oczy do cholery! – krzyknął, ale nie na tyle głośno na ile potrafił.
– Nawet na to nie zasługuje twoim zdaniem? – zapytał smutno, cicho. Wejrzałam mu w oczy na krótką chwilę. Widziałam te szkliste spojrzenie mojego męża przez łzy, które już dawno zagościły w moich oczach.
– Coś ty Amanda narobiła? – zapytał retorycznie intensywnie wbijając we mnie wzrok. To jego spojrzenie było pełne smutku, pełne zawodu, ale nie było w nim złości, ni cienia nienawiści.
Później jego bluza otuliła jego tors, a on wybiegł z domu. Zerknęłam do okna. Widziałam jak jego postać się oddala. Chciałam jeszcze krzyknąć, Bóg mi świadkiem, że chciałam to zmienić, naprawić, jakoś poukładać, ale strach i poczucie winy mnie sparaliżowało. Nie mogłam zatruwać mu życia, nie mogłam wymagać by po tym wszystkim wybaczył i ze mną był.
Potarłam drogocenny kruszec dwoma palcami. Widziałam intensywność złota wysokiej próby mieniącego się na moim palcu serdecznym. Zdjęłam ten krążek i położyłam na ławie w salonie. Walizkę i dwie torby ułożyłam już przy drzwiach. Powróciłam do sypialni by odszukać kolejną walizkę. Musiałam jeszcze spakować kilka przydatnych rzeczy – typu pampersy, mleko, oliwki dla bliźniaków. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych, później dokładnie wyczuwałam czyjąś obecność za moimi plecami.
– Rozpakuj się – padło krótkie polecenie.
– Rozpakuj się, powiedziałem – Aleks powtórzył bardziej natarczywym tonem.
Ja dalej robiłam swoje i starałam się nie zwracać na niego swojej uwagi. Tym razem układałam w walizce równo złożone dwa kocyki. Jeden w spidermana, a drugi w ben10.
– Chodzi o ten policzek? – padło pytanie, a ja myślałam, że się przesłyszałam.
– Spójrz na mnie do jasnej cholery. – To nie był krzyk, bardziej prośba skierowana w moim kierunku. Podniosłam wzrok, wciąż klęcząc na podłodze przy czarnej niewielkiej walizce. Ujrzałam mojego męża stojącego nade mną, ociekał potem co tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że biegał.
– Słucham – rzekłam stając naprzeciwko niego.
– To ja słucham, co takiego, moja żona ma mi do powiedzenia?
– Tylko tyle, że życzę ci powodzenia – wyszeptałam przez łzy.
– Usiądź – polecił i wskazał na łóżko w naszej sypialni.
– Odwieziesz mnie, czy pozwolisz bym zabrała samochód, a potem go odbierzesz? – zapytałam wciąż stojąc naprzeciw niego.
– Prosiłem chyba byś usiadła – usłyszałam w odpowiedzi.
– Olek, ale to o co pytam jest ważne.
– Dobrze, dokąd zamierzasz iść? – zapytał
– Do mamy.
– Jesteś tego pewna, że chce się wyprowadzić razem z chłopcami?
– Nie, ale ty tego chcesz...
– Nie mów za mnie czego chce! – Przerwał mi ostrym tonem. – Siadaj, powiedziałem – dodał po chwili. Zajęłam więc miejsce na łóżku choć było mi to obojętne.
– Jesteś moją żoną od trzech tygodni, a już chcesz się wyprowadzić? – zapytał.
– Nie wiem czego chce – odpowiedziałam.
– Żadna nowość. Zdajmy się więc na moją wiedzę, bo ja wiem czego chcę. Oczekuje, że moja żona i moi synowie zostaną w domu, przy mnie. Rozpakuj więc walizki, proszę – stwierdził wychodząc.
Nie wiem czemu zrobiłam to o co prosił bez wahania. Może w głębi duszy pragnęłam by mi wybaczył, by mnie zatrzymał. Jednak jego spokój był dziwnie niepokojący.
– Rozpakowana? – Aleks stał w drzwiach z butelką piwa.
– Od kiedy pijasz prosto z butelki? – zapytałam tego mężczyznę ukrytego w pół mroku, tego któremu trzy tygodnie temu przysięgałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
– Od wtedy od kiedy żona mnie zdradza.
– To był raz, tłumaczyłam ci już – wyszeptałam.
– Tego się nie da, moja droga, wytłumaczyć.
– Nie byłam wtedy twoją żoną – wypowiedziałam dla obrony.
– Nie byłaś moją żoną do cholery! To kim dla mnie byłaś co!? – krzyknął podchodząc do mnie szybkim krokiem. Postawił pół pełną butelkę piwska na parapet i tak chwilę stał.
Wydawało mi się, że drżę, ale nie wiedziałam z jakiego powodu, czy z zimna, czy ze strachu.
– Siniak będzie jak nic – stwierdził unosząc lekko mój podbródek. – Słaba kara za niewierność – dodał z cynicznym uśmiechem na ustach.
– Chcesz się nade mną znęcać psychicznie? Chciałam odejść, zostawić cię w spokoju. Przyznałam się sama, nawet się nie domyślałeś. Czego ty jeszcze człowieku ode mnie chcesz?! – wykrzyczałam przez łzy.
– Czego chcę, Amando? Chcę ciebie. A ponieważ zachowałaś się jak dziwka to jak dziwkę powinienem cię potraktować – wypowiedział te słowa z jakąś taką wielką pasją w głosie. – Odłóż to – dodał i wytrącił mi z rąk jakieś niemowlęce body.
Poczułam jego dłoń na moim biodrze, jego język wdarł się w moje usta.
– Oszalałeś? – zapytałam kiedy na chwilę oswobodziłam się z jego więzów.
– Ani trochę – odpowiedział przyciskając mnie do ściany, wręcz o nią rzucając. – Jesteś moją żoną, przypominam – dodał całując mnie po szyi, dociskając swoim ciałem do ściany, a jednocześnie zdejmował swoją bluzę przez głowę, choć była na zamek.
– Olek, proszę, nie w ten sposób – wyłkałam kiedy poczułam, że odwraca mnie twarzą do ściany i przyciska do niej jak najmocniej, ale na tyle delikatnie by nie zrobić mi krzywdy.
– A co? Czyżby mojej żonce seks z mężem nie sprawiał przyjemności? Wolisz z przyjaciółmi męża, co?
– Nie spałam z nim.
– Zamknij się – usłyszałam, a zaraz potem poczułam jak odpina guzik moich dżinsów.
– Aleks, błagam cię, nie tak – mówiłam przez łzy do człowieka, który całował mnie po szyi, który ściskał zachłannie i boleśnie moje piersi. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy, sporo silniejszy.
– Boisz się, co? – wyszeptał mi do ucha kiedy już oswobodził moje pośladki z dżinsów. Nie byłam pewna czy sam ma jeszcze na sobie dresy, czy już może je zdjął.
– Powinnaś się cieszyć, że chce się z tobą kochać, bo powinienem cię zabić! – wyszeptał, ale niemal krzycząc mi do ucha, tak warcząc do niego. – Powinienem zatłuc jak psa, jak sukę – dodał odchylając na bok materiał moich stringów.
W tym momencie byłam pewna, że mój mąż nie ma na sobie już żadnego materiału. Wyczuwałam bowiem jego penisa na moich pośladkach, czułam jego palec wskazujący we mnie. Nienawidziłam go w tamtym momencie, ale wciąż nie potrafiłam odgonić od siebie myśli, że to moja wina.
– Jesteś jak on – wyszeptałam nie rozumiejąc sama siebie, bo zapchany nos i łzy skutecznie kaleczyły moją wymowę.
– Może na nikogo więcej nie zasługujesz – odrzekł spokojnie, ale dało się słyszeć gniew w jego głosie. Jego wielka dłoń ściskała bardzo mocno moje oba nadgarstki. Przygwoździła je do ściany tuż nad moją głową. Kiedy próbowałam je wyrwać z jego stalowego uścisku, on tylko mocniej dociskał je do ściany. Czasami odstawiał je od tej ściany, tylko po to by za moment pierdolnąć nimi z całej siły o ten przeklęty mur. Ja byłam między tym murem, między tym murem i nim.
– Powinnaś się cieszyć – usłyszałam na domiar złego.
– Powinnaś być mi wdzięczna – przy wypowiedzeniu tych słów poczuwam jak wsuwa w moje wnętrze drugi ze swoich palców tym razem chyba środkowy. – Mógłbym cię wziąć na sucho, ciesz się, że staram się cię podniecić – dodał.
Poczułam kolejny z jego palców, tym razem kciuk i nie tam gdzie powinnam. Zabolało, wiedział o tym, musiał to czuć. Musiał się domyślać co ja teraz czuje, przecież nie był głupi, ale właśnie o to mu chodziło. Chciał mnie upodlić, upokorzyć. Nie działały na niego ani prośby, ani błagania. W elektronicznej niani usłyszałam krzyk. Nie wiedziałam do których z moich synów należy płacz, ale instynktownie chciałam do nich pobiec, jeden z nich mnie potrzebował. Aleks jednak na to nie pozwolił. Wciąż trzymał mnie w tej samej pozycji. Wciąż bawił się swoimi palcami we mnie, tylko po to by później jego łapska błądziły po moim ciele.
– Olek, pozwól mi do niego iść. Wrócę do cholery, słyszysz! – krzyczałam, ale zaśmiał się tylko.
Jak Ci się podobało?