Góry są zdradliwe
21 grudnia 2019
Weekend w Beskidzie
21 min
Uprzedzam wątpliwości, postaci i osoby pojawiające się w tym opowiadaniu nie są modelami, czy ideałami bez wad i którzy podejmują zawsze właściwe decyzje. Ponownie też wulgaryzmy w dialogach są obecne i jeśli ktoś tego nie lubi, to nic na to nie poradzę.
W tekście pojawiają się opisy lub nawiązania do form i relacji seksualnych, które nie są zbyt mainstreamowe, że tak to powiem, nawet jeśli sam tekst nie jest wybitnie daleki od typowej "wanilli".
Nota korektorskie: Dzięki wsparciu pewnej uroczej autorki tekst został bardzo mocno skorygowany. Treściowo wielu zmian nie ma. Jednak językowo i edytorską jest ich aż nadto. Dlatego polecałbym zapoznanie się z tekstem tutaj, bo w ebookach widnieje starsza wersja.
Miłego czytania
1.
Poranek dla mojego męża okazał się bolesny. Obudziłam się wcześniej, dając mu nieco odpocząć. Mimo swoich przewin przy bilardowym stole odkupił winy. Zasłużył sobie na cios. Chociaż znając jemu podobnych, zapewne teraz nie pamięta, co się stało, a jedyną pamiątką jest nieprzyjemny siniak pod okiem. Za to Marek zasłużył na podziękowanie i na to, co mężczyźni uwielbiają, wręcz bardziej od seksu, podbudowanie ego. Uchyliłam okna, by wpuścić do dusznego wnętrza trochę porannego, lodowatego powietrza. Zimny powiem sprawił, że niemal natychmiast moje ramiona pokryła gęsia skórka, a sutki zesztywniały pod nocną koszulką. Podeszłam do łóżka, gdzie pod miękką kołdrą, leżał mój zmęczony życiem małżonek. Rozebrałam się, pozostawiając zmięte ubranie na podłodze i dołączyłam do męża.
Otworzył oczy i teraz patrzyliśmy na siebie, on w moje niebieskie, ja w jego brązowe ze złocistymi plamkami na brzegu. Położyłam dłoń na jego lędźwiach, sunąc paznokciem po krawędzi bokserek, po powierzchni owłosionego brzucha.
– Mmm, potrafisz obudzić mężczyznę.
– To dopiero początek.
– Tak?
Wsunęłam dłoń w bokserki i chwyciłam jego przyrodzenie.
– Kocham cię – wyszeptałam, masując twardniejący członek.
– Ja ciebie…
Zamknęłam mu usta pocałunkiem i usiadłam na nim. Ocierałam się o jego przyrodzenie, łagodnymi ruchami bioder. Kołdra opadła niczym puchata zasłona. Uszczypnął mój sterczący sutek i chwycił moją pierś. Wyprężyłam się, drapiąc go po piersi i szybciej poruszałam biodrami.
– Ogrzejesz mnie? Chłodno tutaj.
Przycisnął mnie do siebie, dając mi kolejny pocałunek.
Na moment oderwałam się od niego ust i uwolniłam go spomiędzy moich bioder, siadając między jego nogami. Bez słowa zsunął bokserki i jego wojownik sterczał naprężony i pokryty kropelkami wilgoci. Śledziłam paznokciem jego krzywiznę. Zlizałam lepką wilgoć z czubka, po czym objęłam go ustami, delikatnie kąsając napiętą, zaczerwienioną skórkę. Wzdychał głęboko, z każdym moim pocałunkiem unosząc lekko biodra. Pod palcami czułam napinające się mięśnie. Jęknął, gdy zaczęłam lekko poruszać ustami, dając mu rozkosz. W pewnej chwili zatrzymałam się z szerokim uśmiechem, przygryzłam jego żołądź, czując, jak wygina się w łuk. Gdy go wypuściłam, drgał naprężony, ociekając długimi, perlistymi sznurami śliny. Zaczęłam masować jego jądra. Jęknął głośno i wydał z siebie przyjemny gardłowy dźwięk, zwiastujący zbliżający się finał. Strumyk spermy najpierw wystrzelił, pokrywając mój policzek. Odchyliłam głowę na bok, pozwalając by lepkie krople ściekły mi na usta, pozostawiając po sobie lepki ślad. Drugi strumyczek, już mniejszy leniwie ściekał z penisa. Zlizałam krople, nie pozwalając im dotrzeć do prześcieradła i prześliznęłam się językiem w dół, aż do podstawy jąder.
Wróciłam do pieszczot i drugi wstrząs ogarnął moim mężem. Oderwał mnie od siebie. Z uśmiechem czekałam na jego ruch, a wtedy przyparł mnie do łóżka i przyciągnął mnie do siebie. Wziął mnie mocno.
– To było... – wysapał, wychodząc spomiędzy moich ud.
Pogłaskał mnie po policzku.
– Cieszę się. Teraz powiedz, założyłeś się wczoraj, że pokażesz im mój tyłek? – zapytałam drwiąco.
– Hmm, no cóż. Przyznaję, nie myślałem trzeźwo.
– Podnieciło cię to? – odpowiedziałam. – Tylko na drugi raz załóż się z kimś, no wiesz, myślącym.
– Na samą myśl o tym, z trudem wytrzymałem. Drugi raz mówisz? No dobrze, – uśmiechnął się – a teraz chodźmy pod prysznic.
– Prysznic mi się przyda. Co byś zrobił, gdybyś zastał mnie robiącą dobrze temu Sebastianowi, co?
– Szczerze, wrzucił cię na tamten stół i zerżnął, razem z nim.
– Brzmi dobrze.
*
Na śniadanie dotarliśmy, gdy sala niemal opustoszała. Kelnerka obsługująca szwedzki stół spojrzała na nas z ukosa i odprowadzała nas przez moment wzrokiem. Nie ukrywam, że nasze poranne zabawy zaostrzyły mi apetyt. Nigdy nie należałam do osób, które szybko potrafią zjeść posiłek. Babcia narzekała, że guzdrzę się przy jedzeniu, w czym niemal dorównuje swojemu ojcu. Potem dodawała tylko, że modlić to się trzeba raz, przed posiłkiem, a nie przed każdym kęsem. Teraz, jednak pochłaniałam kolejne maślane bułeczki i swoją porcję jajecznicy w takim tempie, że Marek spojrzał na mnie tylko zaskoczony.
– Aleś wygłodniała.
– No wiesz, w takich okolicznościach przyrody, łatwo o dobry apetyt – uśmiechnęłam się między kolejnymi kęsami.
Wysunęłam stopę z buta i zaczęłam łagodnie głaskać go po udzie. Spojrzał na mnie wymownie.
– Mhm, właśnie widzę.
Na moment przerwałam, dając mu czas na uspokojenie. Marek powędrował do stołu po kolejną porcję, a ja leniwie taksowałam całe pomieszczenie. Oprócz nas siedziało zaledwie kilka osób. W rogu usiadła para z wczoraj gry w bilard. Tomek w ciemnogranatowym T-shircie i jeansach, Sandra w jasnoróżowym dresie. Rozpięta bluza ukazywała śnieżnobiałą bluzeczkę, która mocno uwypuklała wszystkie jej krągłości. Nigdzie nie dostrzegałam rudowłosej złodziejki z sauny.
– Skoczę tylko do toalety – rzuciłam do wracającego do stołu Marka i ruszyłam w stronę drzwi.
Po cichu miałam nadzieję, że spotkam „przypadkiem”, rudą dziewczynę. Sama nie wiem, dlaczego. Może po to, by spytać o jej pamiątkę z sauny, a może o to, czy ma ochotę zostać moją muzą. Drzwi do jednego z pokojów otworzyły się i wyszedł młodszy, gładko ogolony mężczyzna w ciemnoczerwonej koszulce w paski. Wyglądał na oko, na jakieś 18 lat. Gdy odchodził, zerknęłam w jego stronę. Nie byłam fanką mężczyzn w obcisłych jeansach, ale jedno muszę im oddać. Ładnie uwypuklały to męskie krągłości, a ten chłopiec miał całkiem smaczne bułeczki. Podeszłam do drzwi łazienki i korzystając z osłony dawanej przez niewielką kolumienkę, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Gdy zniknął za rogiem, drzwi pokoju ponownie się otworzyły.
– Idziesz kochanie?
Pan z brzuszkiem i postępującą siwizną stanął na korytarzu, czekając zapewne na małżonkę. Znałam skądś jego głos. Dopiero odpowiedź małżonki utwierdziła mnie w przekonaniu, że to była parka z wczoraj, która bawiła się w saunie.
– Idę. Wiesz co – wyszeptała konfidencjonalnie.
Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, że ktoś może stać nieopodal
– Miło było wczoraj. Ten chłopiec okazał się bardzo – zawiesiła głos, szukając słowa – sympatyczny.
– Mhm, bardzo. Szkoda, że nie ma jakiejś koleżanki w swoim wieku – rzucił rozmarzonym głosem.
– Tobie tylko to w głowie.
– Jak szaleć, to szaleć. Czasem trzeba się nieco odmłodzić.
– Mhm. Poużywać życia.
– Dokładnie.
Pocałował pulchną damę i spokojnym spacerem ruszyli przed siebie.
– I młodości nawet jeśli, tylko cudzej.
– Może i nam się udzieli.
– Jestem gotów próbować do skutku.
Oboje ruszyli w stronę sali jadalnej. Stałam przez moment schowana i mocno skonfundowana.
*
Gdy wróciłam z toalety, na sali małżeństwo zabierało się za posiłek. Ominęłam ich, unikając, jak ognia ich spojrzeń. Poszukałam wzrokiem Marka, widząc tylko jego opuszczone miejsce i leżące talerze z resztką moich kanapek i jajecznicy. Po chwili znalazłam go. Stał w towarzystwie Tomka i dyskutowali o czymś żywiołowo.
– O czym tak dyskutujecie, kochanie?
– O planach na dalszy ciąg dnia.
– Sądząc po twoich gestach, muszą być bardzo interesujące. – Uśmiechnęłam się.
– To chyba moja wina – Tomek wtrącił się. – Próbuję go namówić na wyjazd do Czech. Wybieramy się tam z Sandrą i myślałem, że może przyłączycie się do nas. Skoro i tak, ponoć nie macie planów.
– Wyjazd do Czech? Brzmi nieźle. Może pojedziemy naszym autem, co?
– A będziesz prowadzić?
– Zagramy w marynarza.
– Przegrany obędzie się bez czeskiego piwa.
– Oj tam, obędzie się – Tomek podjął temat – najwyżej odpuści jedną, czy dwie kolejki. Planujemy wyjazd na cały dzień. Znajomi polecali mi świetne miejsce po czeskiej stronie.
– Czyli mamy plan na dzisiaj, co Jula? – Marek zagadnął czule.
Wiedziałam, że to jego standardowe zagranie. Brakowało mu tylko oczu kota z bajki o zielonym ogrze. Miałam dzisiaj niezły humor, a po tym, co Marek zrobił mi w sypialni, a potem jeszcze pod prysznicem… Mówiąc wprost, byłam gotowa zgodzić się na wiele. Pozostawało mieć nadzieję, że Sandra jest nieco mniej stereotypowa niż się tego spodziewałam i wytrzymam z tą chodzącą lalką Barbie cały dzień.
O wilku mowa. Główka z platynowymi blond włosami wychyliła się na dziewiątej. Podkradłam Markowi kubek i ku jego poirytowania zajęłam się jego skrzętnie zaparzoną kawą.
2.
Czeska strona Beskidu przywitała nas słońcem. Lekki chłodny wiaterek i czyste błękitne niebo sprawiały, że niemal rozpływałam się z zachwytu.
– Serio, jesteś pierwszy raz w górach? – zapytałam Sandry.
– Kolonia w podstawówce, chyba się nie liczy, prawda? – zapytała z uśmiechem.
– No, to trochę czasu minęło.
– Ha, no fakt. Jak tu pięknie
Sandra niemal przykleiła się do szyby auta, obserwując mijany krajobraz. Przyznaję, że zaskoczyło mnie to. Spodziewałam się, że spędzi trasę wlepiona w telefon albo kurtuazyjnie udając, że jej się podoba. Co więcej, gdzieś zniknęła ta maniera laleczki.
Miałam te przyjemne uczucie, gdy pokazujesz komuś coś, co samemu się bardzo lubi i ta osoba podziela twoją radość.
– Kiedyś jeździłem w góry prawie co roku – zaczął Tomek. – Od paru lat albo nie było, kiedy, albo mieliśmy inne plany na urlop.
– My przyjechaliśmy po prostu wyrwać się z domu. Ot, trochę czasu dla siebie – zaczęłam.
– Warunki dopisują, więc żal przepuścić okazję i trochę pozwiedzać – dołączył się Marek.
– No jasne. Po co przesiadywać w hotelu. Strasznie tam bezludnie.
– Mhm, a propos atrakcji. Jak tam sauna?
– Polecam – rzuciłam, widząc oczyma wyobraźni wczorajszy wieczór. Na myśl o rozkosznym drogowskazie w kształcie trójkąta między udami rudowłosej towarzyszki, zrobiło mi się bardzo ciepło.
– Pusto było?
– Tak, a gdy wychodziłam, przyszła jakaś starsza para – skłamałam.
– To świetnie, może też się wybierzemy, co Tomek?
– Bardzo chętnie. Za tobą wszędzie.
– A wy? Skąd taki wybór?
– Mieliśmy trochę wolnego i oboje potrzebowaliśmy przerwy. Od miasta i od całej tej gonitwy.
Tomek mówił, przyjemnym, monotonnym głosem. Ciekawe, czy potrafił śpiewać.
– Rozumiem.
– Poza tym nasi przyjaciele polecali to miejsce. Ponoć ma, hmm, bogatą historię.
– Historię? Chyba nikt tu nie zginął, co? – spytał Marek.
– Ha, nic z tych rzeczy. Żadnych dużych śmierci, ale za to sporo tych małych, z tego, co słyszałem.
– Małych? Ohh, no dobra. Tak chyba jest w każdym ośrodku. Nawet w Ciechocinku.
– Pewnie, tak. Chociaż podejrzewam, że w Ciechocinku, nie mają zlotów naturystów albo lekcji masażu tantrycznego.
– Coo? – spytałam z niedowierzaniem.
– Ogólnie, różne grupki tu przyjeżdżają. Cisza, spokój, daleko od miasta, ciepło, przytulnie i dyskretnie.
– Marek, wiedziałeś o tym? Prawda? – spytałam, z udawanym oburzeniem. Tego się nie spodziewałam.
– Mówiłem ci, szukałem hotelu dla pary, która chce nieco odpocząć. Chociaż komentarze rzeczywiście brzmiały dwuznacznie.
– To, kiedy są te zajęcia? – dopytała Sandra – Chętnie bym się wybrała?
– No właśnie, kiedy Mareczku? – spytałam w pełni świadoma, że mój małżonek zrobił się bardziej czerwony od pomidora.
– Ja nic o tym nie wiem – zająknął się.
– Obawiam się, że najbliższe są dopiero w przyszłym roku.
Tomek podjął temat. Uśmiechnął się szeroko.
– Szkoda.
– To prawda, ale będzie powód, by przyjechać tu znowu, co?
– Hi hi, no będzie – Sandra zachichotała. Chyba też odwiedzimy to miejsce ponownie.
*
W Czechach spędziliśmy niemal cały dzień. Spacer po górach zakończyliśmy obiadem w gospodzie murowanej z czerwonej cegły i bloków kamienia. Chłodnym wnętrze ogrzewał jedynie stary kaflowy piec w rogu. Nie wiem, ile kalorii miał nasz obiad. Nawet Sandra ogłosiła, że nawet nie zamierza sprawdzać, bo obiad wygląda tak dobrze, że nawet ona nie ma sumienia, by nam przeszkadzać. Dla zapachu, który wydobył się, po uchyleniu glinianego naczynia dałabym się pokroić. Nie mówiąc już nawet o woni, która dobywała się z glinianego garnuszka z zupą. Wszystko pachniało i smakowało niesamowicie. Gdy skończyliśmy posiłek i rozsiedliśmy się na skrytych w głębokiej niszy kanapach i fotelach, ciepło i ogólna błogość nas zupełnie pochłonęły. Upiłam od Marka kilku łyków lokalnego piwo, czując, jak zmęczenie wypływa ze mnie. Spojrzałam na siedzącą obok Sandrę. Zmrużyła powieki i błogo się uśmiechnęła.
– Mogę tu zostać – szepnęła.
– Ja też.
Obserwowałam, jak karminowy język sunie po jej pełnych wargach. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy, po czym spojrzała na mnie.
– No co?
– Nic, nic takiego.
*
Zmęczeni zeszliśmy do miasteczka i zapakowaliśmy się do auta. Sandra dobrowolnie zgodziła się zostać kierowcą. Tomek poprowadził nas krętymi, wąskimi uliczkami w stronę wtopionego między niskimi blokami budyneczku. Nad niskimi drzwiami, ktoś namalował napis „HOSPODA” czerwoną, łuszczącą się farbą. Całość wyglądała na zupełną mordownię.
– Co tu robimy? – spytałam Tomka lekko poirytowana.
– Tajemnica – wyszczerzył się. – Jak chcecie, to możecie poczekać tutaj albo chodźcie ze mną.
– Niech ci będzie – wysiedliśmy.
Wnętrze były pełne dymu, ciasne i poza kilkoma brodatymi mężczyznami w skórzanych kurtkach przy stoliku i niskim, grubaska za barem nie było tutaj nikogo.
Tomek z Sandrą poszli gdzieś w głąb pomieszczenia, a my zostaliśmy, szukając dla siebie zajęcia.
– Zagramy? – zaproponowałam, widząc stojące w kącie piłkarzyki.
– Mhm, o co?
– Zawsze musimy o coś grać?
– To podkręca nastrój moja droga.
– Ok, o to, co wczoraj?
– Mam inną propozycję.
Marek uśmiechnął się tajemniczo i wyszeptał mi na ucho. Zmierzyłam go wzrokiem, ale rozejrzawszy się wokół, przytaknęłam.
– To zły pomysł. Jak przegrasz, pożyczę od ciebie ten twój szeroki, skórzany pas.
– Ha, dopiero jak wygrasz. Po co?
– Oduczę cię głupich pomysłów.
– Najpierw wygraj.
Zagraliśmy, najpierw udało mi się wziąć go z zaskoczenia, ale szybko nadrobił stratę. Ostatecznie wygrał dwoma golami.
– To, gdzie mam to zrobić?
– Podejrzewam, że łazienki nie są tu najlepsze – rzucił. – Może tutaj.
Oparłam się o stół do piłkarzyków. Czułam, że się czerwienię, a jednocześnie byłam coraz bardziej podniecona. Uniosłam bluzkę do góry i rozpięłam stanik. Zdjęłam go, czując, jak materiał trze o sterczące sutki. Jeden z brodaczy spojrzał w naszą stronę. Wystraszona spróbowałam zakryć się, ale Marek zacisnął dłoń na moim nadgarstku.
– Jeszcze chwila, kochanie. Albo ściągasz majtki. Taki był zakład.
– Odegram się na tobie.
– Oj, przecież podoba ci się.
Brodacz zerkał na mnie, ale ku mojej uldze, nie raczył powiedzieć o tym kolegom. Uśmiechnął się tylko i puścił mi oko. Kolejna minuta minęła bardzo powoli, a Marek dostrzegając gapiącego się na nas mężczyznę, ewidentnie odsuwał się na bok. Na moje szczęście jego kumple byli czymś zajęci. Marek wziął w dłoń moją małą pierś i ścisnął ją, po czym zaczął ugniatać. Policzki mnie paliły i ściskałam uda, bojąc się, że na materiale spodni pojawi się zaraz plama.
– Jesteś piękna, wiesz. Kocham cię.
– A ja, czasem mam ochotę cię strzelić w łeb. – odpowiedziałam pod nosem. – Też cię kocham – dodałam, zasłaniając pierś. Brodacz podniósł się zza stolika. Był wysoki, poprawił wyświechtaną skórzaną kurtkę i podszedł do nas.
– Ma pan piękną kobietę – zagadnął łamaną polszczyzną.
– To moja żona i dziękuję – odpowiedział Marek.
Objął mnie czule, dając tamtemu do zrozumienia, że jest gotowy bronić mnie.
– Gratuluję. Może dacie sobie postawić piwo. Zasłużyliście za taki pokaz.
– Nie piję. Proszę to potraktować jako mały prezent – uśmiechnęłam się. Facet odwzajemnił uśmiech, skinął głową.
– Na pewno nie zapomnę. Facet, dbaj o nią, bo taka kobieta to skarb – żachnął się – Chyba że namówię cię na ciąg dalszy – spojrzał mi w oczy.
Miał ładne, zielone oczy, okolone w kącikach siateczką zmarszczek.
– Obawiam się, że nie ma na to szans – odpowiedziałam – Proszę podziękować mojemu małżonkowi za ten pokaz. Chyba że…. – zamilkłam i szepnęłam coś do Marka.
Marek spojrzał na mnie zaskoczony i pokręcił głową, nie dowierzając, ale potem przytaknął.
– Wyjdziemy na zewnątrz? Może to twój szczęśliwy dzień – stwierdził, obserwując uśmieszek na twarzy obcego mężczyzny.
– Już wygląda nieźle. Nie wiem, co ta mała kombinuje, ale wchodzę w to – roześmiał się, poprawiając szeroki pas.
Nie należałam do niskich, ale przy nim większość wydawała się niknąć. Nie wiem, czy to co chciałam zrobić było błędem, ale byłam gotowa zaryzykować.
Wyszliśmy z pubu. Marek zamykał grupę, ja ją prowadziłam. Skierowałam się wprost na parking, otoczony niskim murkiem i szpalerem krzewów. Stanęliśmy w spokojnym miejscu. Nie pozwoliłam obcemu się odezwać, uciszyłam go i zaczęłam mocno ugniatać jego krocze. Wyglądał na zaskoczonego. Czułam bijącą od niego żądzę, gdy rozpięłam mu spodnie, uwalniając gruby organ o ciemno szkarłatnej główce.
Wyjęłam go całego wraz z dużą parą jąder. Chwyciłam je w jedną dłoń, drugą masując członek.
– Dzisiaj masz szczęście.
– Tak – sapnął.
– Piękny ptak – zacisnęłam na nim palce, przygryzając wargi, zniecierpliwiona.
Zbliżyłam się bardziej, gdy zacisnął palce na moich pośladkach. Widziałam, że miał ochotę mnie pocałować. Duża dłoń zniknęła pod bluzą w poszukiwaniu moich, nie chronionych stanikiem piersi. Jęknęłam głośno, z trudem tłumiąc podniecenie. Zbliżył do mnie usta, ale odchyliłam się na bok. Nie byłam gotowa na pocałunek obcego mężczyzny. Wiem, że to dziwne, w ustach kogoś, kto zaraz będzie w nich trzymać przyrodzenie tamtego, ale taka prawda. Są granice, których nie chciałam przekraczać i cieszyłam się, że on to rozumie. Odepchnęłam jego ręce i pochyliłam, biorąc szeroki penis do ust i liżąc go. Wtedy poczułam na sobie dłoń Marka. Stał za mną. Wypięłam się mocno w jego stronę. Rozpiął mi spodnie i szarpnięciem, opuścił na wysokość kolan. Wszedł we mnie, wypełniając swoją obietnicę. Każde zwierzęce pchnięcie sprawiało, że nabijałam się na pal wielkoluda, a każda próba uwolnienia wpychała mnie, na sterczącą męskość mojego męża. Obaj mężczyźni dyszeli głośno. Wielkolud sapał i gdy delikatnie ugryzłam go i rozprowadziłam dużą porcję śliny po jego męskości, zaczął jęczeć. Marek również, najwyraźniej odzyskał siły po porannych wojażach i teraz był gotowy mnie rozerwać.
Wielkolud pachniał męskością w starej formie, nieuperfumowanej, zwierzęcej i nasyconej testosteronem i włochatej. Nie wiem, jak to nazwać, ale wzbudził we mnie burzę emocji. Pierwszy raz w życiu, byłam pomiędzy dwoma samcami. Cały mój świat na moment rozpłynął się, zastąpiony ścianą ciał i głosów.
Wreszcie wybuchł mi w ustach i zalał je falą spermy. Wyplułam większość, pojedyncze krople ściekały mi po wargach. Marek wytrysnął chwilę później. Wyprostowałam się i spojrzałam starszemu mężczyźnie w oczy. Potem skierowałam wzrok na lekko już zwiotczałego penisa, który zwisał luźno ze spodni. Nawet w tej postaci wyglądał okazale.
– Jeszcze raz? – spytał.
– Wystarczy – odpowiedziałam, oblizując wargi.
– Rozumiem. Nigdy wcześnie...
– Nie ty jeden – uśmiechnęłam się do brodacza.
Zaskoczona dostrzegłam, że zaczął się jąkać. Po chwili podziękował mi jeszcze raz i odszedł. Najwyraźniej też musiał ochłonąć. Przez moment zastanawiałam się nad ubieranie stanika, ale uznałam, że tak jest lepiej. Marek poszedł do samochodu i po chwili wrócił z paczką wilgotnych chusteczek i butelką wody. Z ulgą otarłam usta i upiłam kilka łyków, ciepławego płynu.
– Podobało ci się? – spytałam Marka.
– Tak, a tobie?
– A myślisz, że zrobiłabym to, gdyby mi się to nie podobało?
Zamilkł i pokiwał głową. Siedzieliśmy przy samochodzie jeszcze przez chwilę. Wtedy z wnętrza wyszli zadowoleni Tomek i Sandra. Tomek wcisnął portfel w kieszeń spodni wraz z niedużym pakuneczkiem zawiniętym w sreberko.
– Ruszamy? – spytał nas.
– Macie wszystko.
– Znalazłem to, czego było mi trzeba.
– My chyba też – rzuciłam uśmiechając się i zerkając na Marka.
*
Granicę przekroczyliśmy już w zupełnych ciemnościach. Krętą i wyboistą drogę oświetlały jedynie rozmyte w obłokach mgły światła samochodu i pasemka księżycowego blasku, przebijające się przez gęste chmury.
– Zaraz zacznie lać.
– Na szczęście teraz. Zostało nam pół godziny drogi i tyle – Tomek podjął i uspokoił Sandrę.
– Wiesz, że nie lubię jeździć w taką pogodę.
– Wiem kochanie. Jedź wolniej, nie śpieszy nam się nigdzie, prawda? – rzucił od niechcenia.
Siedziałam z tyłu z Markiem. Zerkał na mnie z ukosa, delikatnie masując moje udo. Sięgnął do moich warg i delikatnie rozchylił je kciukiem. Przygryzłam jego kciuk i polizałam go, dając mu do myślenia, na temat tego, co czeka go po powrocie. Cofnął dłoń i przytulił mnie do siebie. Nagły błysk mocnego światła wyrwał nas z przyjemnego rozmarzenia. Spojrzałam w tylną szybę, dostrzegając wyłaniający się zza zakrętu policyjny samochód.
– Kurwa. – Tomek warknął, oglądając się za siebie – Ich tylko brakowało.
– Schowaj to – rzuciła Sandra wściekle.
– Schowałem, ale oni lubią jeździć z psami. Ponoć lubią trzepać na granicy.
– Może wywal to zielsko przez okno?
Słuchałam tej rozmowy oniemiała. Piękny finał naszej wycieczki. Jeszcze brakuje przeklętego aresztu za przemyt narkotyków i problemów, jak je znajdą. Zatłukę Tomka, jak tylko się stąd wyrwiemy. Chowam dłoń w ciepłej dłoni Marka.
– Zajmę się tym.
Sandra powiedziała oschle. Zjechała na pobocze, a policjanci stanęli za nami. Obserwowałam, jak Sandra sięga do sportowej bluzy, rozpinając ją całkowicie i po chwili opuszcza boczną szybę. Funkcjonariusze podeszli do nas z obu stron samochodu. Mocne światło latarki rozświetlało wnętrze naszego auta, rzucając nieprzyjemne cienie.
– Dobry wieczór, starszy aspirant Kacper Mignalski – przedstawił się jeden z nich, gdy drugi oglądał uważnie samochód.
– Dobry wieczór, czy coś się stało? Chyba nie przekroczyłam prędkości – zaczęła Sandra, lekko łamanym głosem.
Teraz słyszałam ten sam, wystudiowany słodki głosik głupiutkiej blondynki.
– Tak, lewe tylne światło nie działa. Poproszę o pani dokumenty.
Wziął je do ręki i przez moment przyglądał się im, raz po raz uciekając wzrokiem w stronę wnętrza samochodu. Wydawało mi się, że czyta dokumenty już któryś raz z kolei, oświetlając je sobie latarką. Przez myśl mi przeszedł stary kawał o podziale ról w policyjnym patrolu. Chyba nam się trafił, ten od pisania, a czytający został z tyłu. Na moment podniósł latarkę w stronę wnętrza auta i oświetlił nas wszystkich, a w szczególności Tomka i Sandrę. Pochylił się i zajrzał do środka.
– Przepraszamy, światło musiało się zepsuć w drodze. Gdy wyjeżdżaliśmy, działało, prawda Tomeczku? – spytała.
– Oczywiście, wymienimy je, jak tylko dojedziemy. Teraz i tak, nie znajdziemy nigdzie sklepu.
– Rozumiem, wiedzą państwo, że za to grozi mandat?
– Naprawdę?
– Tak. Teraz proszę wysiąść i pójść ze mną.
– Po co?
– Rutynowa kontrola alkomatem. To wszystko. Chyba że wolą państwo pojechać za nami na posterunek?
– Nie, mogę dmuchać.
– Dmuchać. Z panią możemy dmuchać do woli. Proszę za mną.
Uśmiechnął się i obserwował, jak Sandra wysiadła i ruszyła w stronę radiowozu. Drugi policjant, dalej milczący, zajrzał pod samochód, a potem zajrzał w tylną szybę. Patrzył na mnie spojrzeniem, które zdawało się widzieć więcej niż powinno to być możliwe. Zaglądał we mnie, chociaż może po prostu strach i posępna aura zrobiły swoje. Miałam wrażenie, że gdy mówił, widziałam jego zęby, jakby nieludzkie i zaostrzone. Sama nie wiem, w zimnym świetle latarek cienie i światła zwodziły.
Mijały kolejne minuty, które zmieniły się w kwadrans. Wydawało mi się, że wszystko trwa zbyt długo. W końcu wysiedli z radiowozu i podeszli do bagażnika. Widziałam kątem oka, jak Sandra otwiera bagażnik. Milczek obszedł nasz cały samochód i obaj policjanci stali teraz z Sandrą, schowani za uniesioną klapą. Minęła dłuższa chwila i kobieta wróciła. Starszy aspirant pochylił się i zajrzał do środka, oddając dokumenty Sandrze.
– Proszę jechać bezpiecznie i wymieńcie to światło. Dzisiaj skończy się tylko na ostrzeżeniu.
– Dziękujemy. – Sandra powiedziała trwożnie i ruszyła. – Dupek – dodała tylko, gdy się oddaliliśmy.
– Co się stało? – spytałam.
– Myślałam, że przeleci mnie wzrokiem.
– Podziałało – Tomek skomentował z uśmiechem.
– Następnym razem, sam pójdziesz z panem policjantem i będziesz kręcił tyłkiem przy bagażniku.
– Twój jest znacznie bardziej przekonujący. Wszystko w porządku?
– Teraz tak, ale jak dojedziemy, to sama spalę jednego sama. Od tych jego żarcików o dmuchaniu nie tylko w balonik dostałam gęsiej skórki.
– Dostał trochę władzy i go nosi. Przepraszam kochanie, zasłużyłaś na masaż.
– Masaż? Oj, tak tanio to się nie wywiniesz kochany.
– I co, było rutynowe przeszukanie?
Tomek rzucił z uśmieszkiem. Rozdrażniona dziewczyna uderzyła go w ramię. Samochodem lekko szarpnęło i chłopak przymknął się już do końca jazdy.
– Nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziała tylko – Najważniejsze, że się udało.
*
– Jak, ja lubię tych naiwniaków
Kacper zaciągnął się papierosem. Stojący obok niego Andrzej zmierzył go wzrokiem i zagryzł zęby na gumie do żucia. Odkąd zaczął rzucać palenie, ciągle czuł nieprzyjemne ssanie.
– Ehh, myślą, że nie widać.
– Pewnie mieli grama, czy coś takiego. Jaka panna, tak się boi i kręci tyłkiem, przez spaloną lampę – Kacper kontynuował.
– Straszna z ciebie łajza, wiesz – Andrzej sarknął i schował się do radiowozu.
Pierwsze krople deszczu uderzyły o szybę. Po chwili rozlało się i Kacper wskoczył do środka, chroniąc się przed deszczem.
– Może i łajza, ale co sobie pomacam to moje. Jak obstawiasz, kto miał kontrabandę?
– Pewnie ten jej fagas.
– A ta z tyłu?
– Nie przeginaj Kacper. Kiedyś się doigrasz i zamiast pociupciać, skończysz z obitym ryjem.
– To jacyś turyści. Wiesz przecież, ja swoich nie tykam. Ciekawe, czy by obskoczyła, jak myślisz?
– Pomarz sobie albo idź do lasu i strzepnij, bo mi się tego nie chce po raz kolejny słuchać.
– Stary piernik.
– Powiedział facet, którego jedyna pała, to ta gumowa. Jak cię nazwała tamta Ukrainka? Wróbelek?
Kacper obruszył się i poprawił kurtkę.
– Nic poradzę, że te ćwiczenia, tak…
– Ćwiczenia? Chyba te twoje witaminki. Masz ty tam jeszcze coś?
– Pierdol się. Nie twój interes.
Drugi policjant roześmiał się i oparł głowę o zagłówek. „No i całe szczęście”, pomyślał. Zapowiadała się bardzo cicha i długa noc. Jedno musiał przyznać swojemu partnerowi. Ta blondynka miała świetne ciało. Tylko ten tatuaż, przedstawiający dziewczynę w sukience, wypływającą przez okno, wykonany ponad kształtną krzywizną biodra, nie dawał mu spokoju. Nie mógł oderwać wzroku i gdy Kacper uniósł jej koszulkę aż pod piersi, musiał odejść. Pokręcił głową i wypluł gumę przez okno, gdy odjeżdżali.
Jak Ci się podobało?