Głębokie opowiadania erotyczno-fantastyczne czarownic z dziwnych czasów - Brington
9 kwietnia 2014
9 min
Tunele teleportujące w Gordland były tak zbudowane żeby wyczuć myśli danego pasażera-czarodzieja. To znaczy. Najpierw odbywało się się kurs teoretyczny, który trwał zaledwie dziesięć minut a wpajał za pomocą hipnozy i medytacji wszystkie dostępne trasy w tunelach teleportujących. Wszystkie oznaczenia a nawet widoki z góry były dostępne tylko dla niektórych „ponadmyślących”. Głębokie myśli z danej dziedziny największych magów i czarownic pomagały w lepszym odnajdowaniu się w tunelach i ogólnie w życiu. Można powiedzieć, że mieliśmy w myślach zapisane po takich kursach wiedzę z bibliotek świata w danym języku i w danej dziedzinie a także coś w rodzaju nawigacji. Kształcimy nasze umysły cały czas i staramy się uczyć mówić jak najwięcej w innych językach... Najtrudniejszy jest starożytny język magów i czarownic. Tylko trzydzieści trzy procent naszego świata potrafi mówić w tym języku.
A znów najbardziej popularny to transylwański. Dlatego też jest największy nacisk na naukę tego języka. Też należy do starożytnych, ale o tym innym razem.
Wprowadziłam się do małego domku na przedmieściach Brington.
Tam miałam dosłownie na miotle dwadzieścia pięć sekund, więc nie za bardzo martwiłam się o korki.
Miasto duże, piękne, pachniało miętą i aloesem.
Naprawdę można było odpocząć.
Kiedy na przykład jakieś bractwo chciało zrobić imprezę, musiało najpierw iść zapytać o pozwolenie na zgodę Starszyznę Miasta. Do dwóch godzin otrzymywało się takie pozwolenie a tam było zapisane gdzie można było postawić tak zwaną kopułę niewidkę.
Wtedy najstarsi z danego bractwa ustawiali się w kole, wyciągali różdżki i wypowiadali jedno z największych zaklęć chroniących.
Pierwszy raz zauważyłam ją jak wprowadzała się również do małego domku naprzeciwko mnie (budowle trochę przypominały architekturę holenderską tudzież angielską).
Była niższa ode mnie o dobre pięć centymetrów, brunetka, brązowe oczy, powalający uśmiech i duże piękne piersi, czego nie dało się nie zauważyć.
W moim typie, a mogłabym powiedzieć, że nawet ją znam...
Studiowałyśmy na tym samym wydziale i wiecie jak to jest „niby się widziałyśmy, ale się nie widziałyśmy”...
Teraz po pół roku bycia tutaj zauważyłam, że ona istnieje.
Nie mogę pojąć do dnia dzisiejszego, co ciągnęło mnie w jej stronę.
Jak zwykle na moje szczęście w nieszczęściu, stało się...
Uniwersytet, na którym studiowałyśmy był jednym z największych starożytnych uniwersytetów świata magów i czarownic. A my pobierałyśmy nauki na jednym z największych wydziałów o nazwie „Wykorzystanie Perfumerii w Celach Magicznych” na Uniwersytecie „Starożytnego Maga i Czarodzieja Merlina”.
Historia i legenda największych magów filozofów mówi, że to on był założycielem miasta i uniwersytetu.
Dlaczego Brington?
Dlatego, że stary Merlin, który żył jeszcze przed wampirami miał ucznia. Ten uczeń nosił imię Brington. Chłopak był jedynym i najlepszym uczniem Merlina.
To on później po jego śmierci opisuje w księgach jego wiedzę dostępną nie dla wszystkich. Posiadanie tej wiedzy jest trudne i mozolne dlatego większość kończy ten uniwersytet około czterdziestki a czasami później.
Aby tak się stało, muszą oni przejść wiele prób, zadań, pokus...
Ze strony wampirów i innych ludzkich i nieludzkich istot, chcących posiąść krew czarownic.
W sobotę z samego rana zauważyłam przez okno w kuchni, że Maldita nie może sobie poradzić ze swoją miotłą. Czasami nie chciały skubane słuchać, ale to wszystko było zasługą nastroju właściciela.
No cóż my czarownice też przeżywamy na swój sposób stres, tylko on się inaczej objawia.
Nie zastanawiając się dłużej ubrałam buty i pobiegłam do Maldity. Nie było daleko, dosłownie parę kroków. Nie mogąc zapanować nad miotłą, trochę zawstydzona, uśmiechała się zadziornie. Tyle dobrze, że ostatnio odbyłam kurs na temat panowania nad czyimiś emocjami.
Był bardzo trudny.
Po sześćdziesięciu czterech miesiącach udało mi się go w końcu zdać.
Także bez dłuższego zastanawiania się, podeszłam.
Jedną ręką chwyciłam rękę Maldity a drugą koniec miotły.
Udało mi się w ciągu siedmiu minut pobrać negatywną energię Maldity, przeczyścić jej mentalny łańcuch DNA i wprowadzić z powrotem to wszystko w jej Torusa.
Odetchnęła pełną piersią a ja natomiast żeby oczyścić siebie z pozostałości negatywnej energii, podeszłam do płaczącej wierzby, która ukazywała się potrzebującym w celach leczniczych. Ona pobrała resztki negatywnego, mentalnego łańcucha DNA z mojego ciała a potem z koron wypuszczała to wszystko w powietrze.
Tam natomiast dochodziło do tak zwanej dezynfekcji powietrza. Wszystko co negatywne zostaje zjadane przez bakterie typu HAARP i przekształcane w pitną wodę i wolną energię dla wszystkich mieszkańców. Tak nasz ekosystem sobie z tym wszystkim po części radzi...
Ale to dłuższa historia.
Widząc, że poczuła się lepiej a jej miotła doszła do ładu zapytałam... Czy może ma ochotę napić się ze mną filiżankę kawy? Popatrzyła trochę nieśmiało, ale zgodziła się. Wzięłam jej miotłę i poszłyśmy do mnie. W związku z powyższym, że było bardzo ciepło, miała na sobie zwiewną, czarną do kolan sukienkę, czarny stanik co było widać po ramiączkach i czarne motorowe buty spod których wystawały delikatnie ciemno-czerwone podkolanówki. Na plecach między łopatkami miała wytatuowanego niedużego dwugłowego, czarnego orła. Miała zrobiony delikatny makijaż, co podkreślało jej zadziorność i potrafienie owinięcia sobie kogoś wokół palca.
To było niebezpieczne, bo takie osoby uprawiały za plecami czarną magię o czym głośno się nie mówiło a jednak chciano izolować takie osoby.
No cóż i trafiło akurat jak zwykle na mnie, niestety nie mogłam się jej oprzeć.
Nie mówiła dużo, ale mimika jej twarzy i mowa ciała zdradzały pewne aspekty lesbijskiego flirtu, które ja nie do końca rozumiałam a mówiąc szczerze właśnie pobierałam ku temu odpowiednie nauki w których ona ze względu na wiek była na o wiele wyższym szczeblu. Niby była między nami różnica trzech lat, ale jednak w każdej dziedzinie wiedzy nie mogłam się z nią równać.
Jej każda cząstka ciała zaczynała mówić rozświetlając się czasami tęczą bądź czarnym niezbyt widocznym pyłem.
Nie sposób było nie zauważyć na jak wysokim „levelu” jest teraz i jak rozpracowuje swoje wyższe „JA”.
W każdym razie chcąc nie chcąc nie należała do tych „najlepszych” czarownic.
Zaczęłyśmy rozmawiać pijąc kawę z mlekiem i cukrem na temat jak najlepiej opanować się od takich stresów i jak można sobie pomóc. Czasami stres zabija pewność siebie i w takich przypadkach nawet najwięksi czarownicy i magowie mają z tym problemy. Wtedy zalecane jest wdychanie oparów z pewnych rzadkich ziół z Lasów Krasnoludów.
Mimo tego, że było rano, było bardzo parno i gorąco jak przed wielką ulewą.
Zauważyłam, że pot zaczyna jej lecieć między piersiami. Poprosiła o chusteczkę i wytarła się bardzo zalotnie.
Podeszłam do niej i odwróciłam na brązowym, okrągłym stołku na którym siedziała twarzą do siebie.
Rozchyliłam jej nogi i nie wierząc własnym oczom okazało się, że Maldita jest bez bielizny. Odwróciła głowę w moją stronę i pocałowała. Jej język był bardzo miękki a usta bardzo delikatne. Przyciągnęła mnie do siebie bliżej biodrami oplatając moje uda nogami.
Całowałam jej uszy i szyję schodząc niżej. Czułam jej tętno na moich ustach. Jej oddech był szybszy a ona zaczynała drżeć i jęczeć. Zdjęłam ramiączka jej sukienki i odpięłam stanik. Pieściłam jej piersi a ona wiła się z rozkoszy najbardziej w momentach kiedy delikatnie ściskałam i ssałam sutki.
Odpięła pasek moich hawajskich jeansów i zdjęła koszulkę. Ja byłam bez stanika, bo szczerze mówiąc szkoda by go było.
Ściągnęła ze mnie jeansy potem czarne bokserki z białą gumką z napisem PLAL i położyła na przyjemnie zimnej, marmurowej podłodze. Rozchylała moje nogi gładząc mnie od wewnętrznej strony ud. Doprowadzała do tego, że wilgotniałam z sekundy na sekundę i chciałam ją poczuć. Jedną ręką pieściła moje piersi, które mieściły się w jej niewielkiej dłoni a drugą moją mokrą i nabrzmiałą cipkę.
Nie dużo mi brakowało, pocałowała mnie po czym odważyła się zejść niżej swoimi ustami. Jej pocałunek był niebiański odpłynęłam w parę sekund nie mogąc uwierzyć, że tak szybko doszłam.
Śmieje się do dnia dzisiejszego, że doszłam jak „młody ogier”.
Tutaj proszę o trochę zrozumienia ponieważ naprawdę ciężko było oprzeć się jej wiedźmowato-aksamitnemu podejściu do pewnych spraw i jej cholernie ogromnemu urokowi jeśli już sobie kogoś upatrzyła. Ja miałam akurat takiego pecha bądź nie, że zawsze przyciągałam takie dziewczyny. A moja aura jeszcze nie była aż tak silna żeby odbijać wszystkie złe uroki i flirty.
Rozebrałam ją do końca i posadziłam na skórzanej kanapie w salonie gdzie panował przyjemny chłód z powodu „wolnej klimatyzacji”. (Gdzie stawało się nie do zniesienia z powodu gorąca lub zimna dochodziło do samoczynnej cyrkulacji powietrza i tak powstawała „wolna klimatyzacja”).
Wyciągnęłam znów z mojego magicznego, starego kufra obitego w skórę Minotaura, zabawkę w kształcie męskiego członka z którego jeden koniec był krótszy a drugi dłuższy. Penis miał dziewiętnaście centymetrów i zdaje się, że bardzo zaciekawił Malditę.
Krótszą końcówkę włożyłam sobie do pochwy cicho pojękując. Ona leżąc na kanapie była gotowa. Przyciągnęła mnie do siebie nogami i włożyła sobie dłuższą końcówkę w swoją mokrą i ciasną cipkę.
Czułam jaka jest ciasna jak ją zaczęłam posuwać.
- Arsena nie przestawaj!!!! - jęczała.
Oparłam jej nogi na moich ramionach i wchodziłam w nią bardzo głęboko i mocno.
Jej ekstaza była moją.
Maldita jęczała bardzo podniecająco a ja czułam jak w niej dochodzę. Trzymałam jej sutki i posuwałam bardzo szybko i głęboko. Nagle zadrżała a mało spotykany gest, który okazała wskazywał na to, że dochodzi. Nie przestawałam, wciąż w nią uderzałam z taką siłą z jaką sobie życzyła. Jej głos stawał się coraz wyższy z każdym moim wejściem. Nasze języki stykały się a my zatapiałyśmy się w namiętnym pocałunku. Poczułam jak przeszyło mnie ciepło i prąd, który rozszedł się od miednicy w górę. Jęknęłam głośniej i zaciskając się na krótszej końcówce, doszłam a mój orgazm myślałam, że będzie trwać w nieskończoność. Maldita w tym czasie kiedy ja byłam w pełni ekstazy jęczała jeszcze głośniej i wkrótce razem ze mną wiła się z rozkoszy. Przetrzymałam w niej jeszcze chwile strap-on patrząc w oczy i widząc jej rozkosz.
Chwilę później opadłyśmy bez sił.
Obie spocone i spełnione erotycznie leżałyśmy, ja na podłodze a ona na kanapie.
Poprosiła o szklankę wody więc ja nie zastanawiając się długo wybiegłam na golasa do kuchni. Kiedy wróciłam z wodą ona już była ubrana i gotowa do wyjścia. Wypiła wodę, pocałowała i odeszła bez słowa.
Na zewnątrz w końcu się rozpadało i powietrze teraz było bardzo rześkie i świeże. W tym dniu widziałam Malditę po raz ostatni.
Nie wiadomo dlaczego dostała list polecony z innej uczelni o natychmiastowej wymianie.
To chyba znów było jakieś przeznaczenie.
Najwyraźniej był to jakiś znak, że jednak ochrania mnie pozytywna energia i aura. Czasami tylko jeszcze nie jest dobrze rozpracowana, albo nie będę jej chciała rozpracować, ze względu na pewne przywileje??
Zawsze są jakieś plusy i minusy.
Jak Ci się podobało?