Gdy Nowy Rok w progi, to stary rok w nogi. Opowieść grudniowa (IV)
12 lutego 2025
Opowieść grudniowa
32 min
Aniela błąkała się po ulicach obcego miasta już od kilku godzin. Usilnie szukała miejsca, do którego uciekł przed nią Mikołaj. Była przekonana, że jest bardzo blisko. W Wigilijną noc dobrze zapamiętała fragment mapy, który chłopak studiował na laptopie, gdy weszła do jego pokoju; charakterystyczna, regularna szachownica ulic i dwa okrągłe place. On musiał być gdzieś tutaj! Tylko gdzie?
Na ulicy Wąskiej było biuro paszportowe, ale po co miałby wyrabiać dokumenty? Na Szerokiej zwróciła uwagę na butikowy hotel. Młody mężczyzna na recepcji z przyklejonym do twarzy uśmiechem oznajmił, że regulamin nie pozwala mu ujawniać tożsamości gości. Popatrzyła jednak na cennik; nie, na pewno nie byłoby go stać na nocleg w tym miejscu. Na Placu Owalnym spostrzegła gdzieś w oddali znajomo wyglądającą czarną czuprynę. Pobiegła w tym kierunku, ale po kilku krokach stanęła; ten chłopak był za wysoki i za chudy. Do Szkoły Muzycznej Mikołaj raczej się nie zapisał, w teatrze nie grali nic ciekawego, gabinet manicure raczej odpadał. Zrezygnowana i zziębnięta wypiła herbatę w niedrogiej kawiarni (barista też nie przypominał sobie nikogo o podanym rysopisie), a gdy mózg jej nieco odtajał, dotarła do niej smutna prawda: jeżeli przyjechał do znajomych albo do dalekiej rodziny, to nigdy go nie odnajdzie. Nie mogła przecież zapukać do każdych drzwi w tej dzielnicy.
Ruszyła ulicą Farną w stronę dworca. Pomyślała, że cały ten wyjazd był bez sensu. Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana niż osiemnastolatka w tętniącym życiem centrum miasta. A zresztą, nawet gdyby go spotkała, co by mu powiedziała? „Wracaj do domu Mikołaj, bo cię lubię”? Skoro nie zrobiły na nim wrażenia miłosne listy, a nawet nocna wizyta w jego pokoju, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Najbliższy pociąg powrotny był dopiero za godzinę, więc gdy spostrzegła kościół dominikanów, weszła do środka, trochę z ciekawości, a trochę z obawy przed mrozem. Nie była w świątyni od wielu lat, ale kiedyś, dawno temu, chodziła czasem z mamą na wieczorną mszę świętą w kościele właśnie tego zakonu w swoim mieście. Ten specyficzny półmrok, zapach i atmosfera nie były więc jej obce. Odruchowo uklękła przed ołtarzem, a potem zaczęła spacerować przez boczne nawy, pełne rzeźb, marmurowych płyt wotywnych i obrazów. Z jednego z płócien spoglądał całkiem przystojny zakonnik w białym habicie z czarną peleryną. „Dominik Guzman, założyciel Zakonu Kaznodziejów, patron astronomów i fałszywie oskarżonych” – głosił napis, przyśrubowany do ramy.
Patron astronomów?! W układzie nerwowym Anieli przeskoczyła iskierka i zapaliło się wątłe światełko nadziei.
Tuż obok, pomiędzy bożonarodzeniową szopką a tablicą z ogłoszeniami Dominikańskiego Środka Pomocy Psychologicznej, stał konfesjonał, a w nim siedział starszy dominikanin, wertujący Pismo Święte.
– Proszę pana… To znaczy ojcze… – zaczęła nieskładnie. – Przepraszam, czy nie przyjechał tu do was do klasztoru taki młody chłopak? Ciemne włosy, dość szczupły, interesuje się astronomią.
– Mikołaj? – zapytał zakonnik bez wahania.
– Tak, Mikołaj! – krzyknęła, wzbudzając zgorszenie dwóch starszych pań klęczących w ławkach. – On tu jest?
– Owszem, przyjechał wczoraj.
– Mogę się z nim spotkać?
– Obawiam się, że to niemożliwe – odpowiedział stanowczo dominikanin. – Tam jest klauzura. Zresztą, nawet gdyby nie była pani kobietą, to i tak nikt nie powinien mu teraz przeszkadzać. Ale mogę mu coś przekazać.
Aniela zignorowała propozycję. Stała przed konfesjonałem, jakby sama zamieniła się w jeden z posągów, tak licznie zdobiących kościół. Zakon w obcym mieście, formacja w odosobnieniu. A więc sprawa jest zapewne przesądzona… Teraz wszystko układało się w logiczną całość. Zrozumiała, dlaczego została odrzucona. Z inną dziewczyną może miałaby szanse konkurować, ale z Bogiem nie wygra.
– Może chcesz się jednak wyspowiadać?
Zachęcający głos spowiednika wyrwał ją z letargu. Machnęła tylko ręką. Nie czuła żadnych grzechów na sumieniu.
Stuk, stuk. Stuk, stuk. Pociąg podskakiwał na nierównych łączeniach szyn dawno nieremontowanej linii kolejowej. Wlókł się niemiłosiernie, a Anieli jazda bardzo się dłużyła, bo pogrążona była w ponurych myślach.
Na sąsiednim fotelu siedziała dziewczyna, nieco od niej starsza, mimo zimowej pory ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę ze sporym dekoltem, do tego zdobione czarne rajstopy, eleganckie skórzane buty na średnim obcasie, subtelny, ale widoczny makijaż i spore, czerwone kolczyki. Zapach sugerował, że zużyła chyba pół buteleczki dobrych perfum, a twarz jej promieniała, jakby u celu podróży miało spotkać ją coś niezwykle miłego.
Młodsza z pasażerek patrzyła dyskretnie na odbicie starszej w szybie. Czasami lubiła obserwować przypadkowo spotykanych ludzi i wyobrażać sobie, co robią, dokąd jadą lub idą. Sądząc po ubraniu, ta młoda kobieta z pewnością nie podróżowała na świąteczne spotkanie rodzinne, może do teatru? Chociaż nie, strój był jednak zbyt odważny, bardziej nadawał się na koncert ulubionego artysty. Tylko czy wtedy byłaby aż tak radosna? Wierciłaby się na siedzeniu, z niecierpliwością czekając, aż pociąg dotrze do celu?
Aniela przypomniała sobie, kiedy ostatni raz podobnie się ubrała i tak się zachowywała. To było wcale nie tak dawno, gdy Arek wrócił z tygodniowego obozu sportowego. Jechała do niego do domu, wiedząc doskonale, co się wydarzy. Miała to doskonale przemyślane, przynajmniej tak się jej wydawało. Uznała, że już czas, aby stać się kobietą. Chciała prezentować się tak, aby od razu domyślił się, że jest gotowa. Chociaż później zrozumiała, że wcale nie była.
Krótka spódniczka, biżuteria i perfumy tak na niego zadziałały, że zaledwie po kilku minutach od zamknięcia drzwi zaczął się do niej dobierać. Trochę ją to zaskoczyło, bo zamierzała prezentować swój powabny strój trochę dłużej, tymczasem po kolejnym kwadransie leżała już w jego łóżku całkiem naga. Wtedy zaczęła mieć wątpliwości, czy wszystko nie toczy się zbyt szybko. Czy nie była wystarczająco stanowcza? A może po prostu on nie chciał usłyszeć jej próśb, aby troszkę zwolnili? W każdym razie nie tak wyobrażała sobie pierwszy raz. Nie potrafiła się rozluźnić, odczuwała tylko ból, a potem lekkie wyrzuty sumienia, choć po fakcie całą winę zwaliła na swoją tremę.
Aniela zauważyła, że pod wpływem tych wspomnień robi się jej gorąco i duszno. Aby się czymś zająć, popatrzyła na wiadomości w komórce. Ledwie otworzyła pierwszą, jej nastrój zmienił się nie do poznania. Pan Zenon, właściciel willi, proponował jej intratną pracę w sylwestra. A w kolejnej Agata zapraszała na herbatę albo coś mocniejszego. Zrobiło się jej cieplej na sercu, bo od Wigilii bardzo polubiła skromny dom w robotniczej dzielnicy i miała ochotę jeszcze tam wrócić, mimo że pokój Mikołaja stał teraz pusty.
Pociąg wjechał na stację. Niezwykle przystojny blondyn, stojący na peronie z czerwoną różą w ręku, ruszył prosto w stronę ich wagonu. Współpasażerka w podskokach pobiegła do wyjścia.
– Chciałbym, abyś wyobraził sobie jakąś konkretną kobietę. Taką, którą spotkałeś niedawno. Zamknij oczy i pomyśl o niej. Spróbuj, choć wiem, że to nie będzie dla ciebie przyjemne.
– Dobrze, ojcze… Już. Pomyślałem.
– I co czujesz?
– Lęk. Zwłaszcza gdy przypominam sobie, jak na mnie patrzy tymi dużymi, zielonymi oczami. Wtedy zaczynam się pocić, a mój puls wzrasta do stu dwudziestu, albo i więcej.
– Oddychaj spokojnie. Pamiętaj, że to tylko wyobraźnia. Nie ma jej tutaj. Możesz w każdej chwili otworzyć oczy.
– Dobrze, wiem. Chociaż… Wprawdzie się boję, ojcze, to… No nie wiem jak to ująć…
– Mikołaj, co jeszcze czujesz, oprócz strachu? Postaraj się to nazwać. To ważne!
– Ja po prostu… nie chcę otwierać oczu. Chcę ją widzieć. Boję się jej, ale zarazem… Chyba tęsknię?!
– Tysiąc złotych za jedną noc? – Agata wciąż nie dowierzała, czy Aniela na pewno dobrze przeczytała propozycję pana Zenona – Za roznoszenie kieliszków z szampanem?
– No, tak wyraźnie napisał – zapewniła druga z dziewczyn. – Gdybyś widziała tę jego willę, to byś się tak nie dziwiła. Dla niego to pewnie żadna kasa. Więcej wydaje na robiony na zamówienie papier toaletowy z jego inicjałami, który wisi w każdym z kibelków.
Obie parsknęły śmiechem.
– Aniela, bardzo bym chciała, ale nie dam rady. Obiecałam pójść z Darkiem na imprezę metalowców. Ale mówisz, że ten gościu szuka blondynki? Mamy tu przecież kogoś, kto idealnie nadaje się do tej roli!
Agata zawołała swoją przyrodnią siostrę. Kilka minut później fotka Agnieszki, na której dumnie prezentowała swój długi warkocz blond, znalazła się w skrzynce mailowej organizatora sylwestrowego przyjęcia w willi na wzgórzu. Dziewczyny nie czekały długo na odpowiedź. „Może być, tylko włosy mają być rozpuszczone”.
– Czemu jesteście takie zadowolone? – zapytała ciocia Dorota, wchodząc do salonu. Nie czekała jednak na odpowiedź, tylko od razu zwróciła się do Anieli. – Słyszałam, że znalazłaś Mikołaja. A nawet mi nie powiedziałaś, że jedziesz go szukać. – Popatrzyła na dziewczynę z wyrzutem. – Zrobiłabym ci prowiant na drogę.
– To była nagła decyzja. Szczerze mówiąc, zupełnie nieprzemyślana i nic by z tego nie było, gdyby nie przypadek.
– Podobno jest w jakimś klasztorze? – zapytała starsza kobieta.
Agata i Agnieszka popatrzyły dziwnie na siebie.
– Tak, u dominikanów – odpowiedziała trzecia z nastolatek. Nic więcej nie wiem, poza tym, że na pewno jest bezpieczny.
– W to akurat nie wątpiłam – stwierdziła ciocia i westchnęła. – Myślę, że teraz już mogę wam to zdradzić. Nad ranem w wigilijną noc przyszedł do mnie i prosił, abym nikomu nie mówiła, że wyjeżdża. Nie chciał powiedzieć dokąd, ale zapewnił mnie, że będzie w bezpiecznym miejscu. A on nigdy nie kłamie.
– Pani Doroto, po co on tam jest? Czy dobrze myślę, że on…
Gospodyni nie pozwoliła jej dokończyć.
– Nie pytaj mnie! Obiecałam! Nie powiem ani słowa więcej.
Wszyscy w pokoju zamilkli, a ich twarze posmutniały. To potwierdziło najgorsze przypuszczenia.
Gdy Aniela wróciła do willi na wzgórzu, znalazła niewielką paczuszkę zawieszoną na klamce. W środku był lukrowany piernik, bez wątpienia ten sam, które podarowała kiedyś Arkowi, oraz mała karteczka z nakreślonymi tylko dwoma słowami: „Pogadajmy. Proszę!”.
Gdyby wkoło nie unosiła się jeszcze atmosfera Bożego Narodzenia, a ona miała trochę twardsze serce, być może zignorowałaby tę prośbę. Ale nie potrafiła odmówić, więc następnego dnia po południu usiadła w pijalni czekolady w centrum miasta naprzeciwko barczystego młodzieńca z bardzo skruszoną miną.
– Choć wiem, że nie potraktowałem cię dobrze, nie przyszedłem tutaj, aby na kolanach błagać o drugą szansę – zaczął Arek. Aniela odetchnęła z ulgą, bo prawdę mówiąc, obawiała się właśnie takiej sceny. – Raczej po to, aby ci podziękować – wyjaśnił chłopak.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
– W ostatnich dniach dzięki tobie dostrzegłem, jak wielki błąd popełniają moi rodzice. Oni traktują wszystkich wokół siebie jak narzędzia, które mają służyć realizacji ich własnych celów.
Młodzieniec przerwał na chwilę i z wyraźnym smutkiem w oczach dodał:
– Mnie także, Aniela. Uświadomiłem sobie, że właściwie to wcale nie chcę po maturze iść na prawo. To jest ich marzenie, a nie moje. Nie będę marionetką w ich teatrzyku. Nie zamierzam stać się taki, jak oni. Nie będę wykorzystywać ludzi, tak jak próbowałem wykorzystać ciebie za ich namową.
Aniela spojrzała na niego zdumiona. Chłopak zmienił się nie do poznania od ich ostatniego spotkania w mikołajki. Bynajmniej nie chodziło tylko o to, że włosy miał teraz dłuższe i co chwilę odgarniał z oczu blond grzywkę. Było mu z nią całkiem do twarzy, ale metamorfoza była chyba znacznie głębsza.
– Co zamierzasz? – zapytała. – Przecież nie postawisz się starym?
– A właściwie, dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem.
Nastała chwila niezręcznej ciszy.
– Myślę o Akademii Sportowej – wyjaśnił chłopak. – Jeszcze nie wiem, czy wybiorę wydział trenerski, czy zarządzanie w sporcie.
– Przecież oni wpadną w szał. A mówiłeś mi, że zawsze, jak nie spełniasz ich oczekiwań, to obcinają ci kasę.
– Mam trochę oszczędności. Znajdę jakąś pracę. Skoro ty potrafisz zadbać o siebie, dlaczego ja miałbym sobie nie poradzić?
Aniela nie chciała podcinać mu skrzydeł. W dodatku znacznie bardziej podobała mu się ta wersja Arka, którą miała przed sobą: zdecydowana i gotowa stawić czoła przeciwnościom. Potrzebowała właśnie takiego przyjaciela. Jednak zupełnie nie mogła sobie wyobrazić, aby ten rozpieszczony nastolatek rzeczywiście był w stanie zerwać się ze smyczy rodziców.
– O pracę jest bardzo ciężko, jeżeli nie ma się żadnego doświadczenia, a oszczędności szybko wyparują – stwierdziła. – Wiesz, ile kosztuje mieszkanie, jedzenie i książki na studia?
Chłopak popatrzył na nią ze smutkiem, ale i z determinacją w oczach.
– Nie wierzysz we mnie. Widzą to po twojej minie.
Wstał, wysupłał z portfela dwudziestozłotowy banknot i położył na stoliku. Po jego ruchach widać było, że jest wzburzony.
– Aniela, masz prawo być na mnie zła. Ale jeszcze cię zaskoczę!
Ruszył w stronę drzwi na ulicę, ale po dwóch krokach przypomniał sobie o czymś, zatrzymał się i odwrócił się w stronę dziewczyny.
– Przemyśl to. Pogadamy na imprezie sylwestrowej.
– Jakiej imprezie? – zapytała.
– No jak to, nie domyślasz się? Przecież mówiłem ci, że moi rodzice pracują dla Wróblewskiego. Zostaliśmy zaproszeni do jego willi.
Nastolatka nie miała czasu na rozmyślanie o tej rozmowie, gdyż kolejne dni upłynęły jej na intensywnych przygotowaniach do przyjęcia. Aniela nadal mieszkała na miejscu i miała zadanie dopilnować wszystkiego, gdyż gospodarze wracali z zagranicznej podróży dopiero ostatniego dnia roku rano. Już trzy dni wcześniej w posiadłości zaczęli pojawiać się kateringowcy, dostawcy napojów alkoholowych, dekoratorzy wnętrz i całe multum innych specjalistów, jakby przygotowywano właśnie wesele jakiejś koronowanej głowy. Tymczasowa gospodyni z cierpliwością oprowadzała ich po budynku i odpowiadała na pytania.
Trzydziestego grudnia spotkała się z Agnieszką oraz Beatą, krótkowłosą szatynką również wynajętą przez Pana Zenona do obsługi gości. Przyrodniej siostrze Mikołaja trzeba było wszystko pokazać i wyjaśnić, ale druga z dziewczyn już nie raz pracowała na imprezach w tym miejscu i bardzo dobrze orientowała się w układzie pomieszczeń i zawartości poszczególnych szafek i kredensów. Wkrótce to ona przejęła inicjatywę i zaczęła instruować koleżanki.
– Pamiętajcie, laski, że Pan Zenon lubi krótkie sukienki. Na pewno nie poniżej kolan. Czarne albo białe, nic innego. On uwielbia kontrasty. Do tego weźcie kostiumy, na pewno impreza wcześniej czy później przeniesie się na basen.
Dwie świeżo upieczone hostessy popatrzyły na nią z niedowierzaniem.
– Mamy paradować półnago przy tych starych prykach? – zapytała Agnieszka.
– Za tysiąc złotych? – dodała szybko Aniela.
Beata tylko prychnęła.
– Naprawdę spodziewacie się tylko tysiąca? Nie wiem, co wam Zenek powiedział, ale na tej imprezie można zarobić dużo, dużo więcej. To może być kasa, która ustawi was na wiele tygodni. – Mrugnęła okiem do koleżanek. – Pod warunkiem oczywiście, że będziecie gotowe na znacznie więcej, niż roznoszenie szampana.
– Wykonałeś zadanie, Mikołaju?
– Tak ojcze. Mam pokazać?
– Nie, przeczytaj mi sam. Kto jest na pierwszej kartce? Tej, na której zapisałeś imiona kobiet, które jesteś w stanie znosić bez większego problemu.
– No więc… przede wszystkim moje siostry przyrodnie. I jeszcze koleżanki z klasy. Nie wszystkie, bez takiej jednej Ewy, która często się ze mnie nabija.
– Dobrze, druga kartka. Te, których wspomnienie cię paraliżuje.
– Oprócz tej Ewy wpisałem jeszcze dwie nauczycielki, od niemieckiego i WF. No ale na samej górze listy jest oczywiście moja matka.
– Tego się spodziewałem. A na tej trzeciej kartce? Kobiety, o których czasami myślisz ciepło?
– Przede wszystkim ciocia Dorota. Nie wiem, jak ona to robi, ale jej prawie nigdy się nie bałem. Nawet jak byłem mniejszy i coś przeskrobałem.
– Ktoś jeszcze?
– Tak… taka dziewczyna ze szkoły, z równoległej klasy. Już o niej wspominałem, ta z zielonymi oczami.
– Jak ma na imię?
– Aniela.
– Ładnie. Opowiedz mi coś więcej o tej Anieli.
Ostatniego dnia przed imprezą przygotowania były na tyle męczące, że po zamknięciu się drzwi za ostatnim dostawcą Aniela postanowiła znowu zrelaksować się w basenie. Miała ku temu ostatnią okazję przed przyjazdem właścicieli, był to też dobry moment, aby przemyśleć dziwne słowa Beaty.
Tym razem wzięła kostium. Zanim weszła do ciepłej wody, popatrzyła na swoje odbicie w jednym z licznych luster, rozwieszonych na ścianie. Jakoś nie wyobrażała sobie, że jutro w tym miejscu i w takim stroju będzie spacerować wśród bogatych mężczyzn, z pewnością gapiących się na jej biust i tyłek. „Chociaż właściwie co w tym złego?” – pomyślała, oceniając swoje bikini. Nie było bardzo skąpe, zakrywało wszystko, co trzeba, a ona nie była brzydka. Z pewnością nie wstydziłaby się pokazać tak na zatłoczonej plaży, czemu więc w szaloną noc sylwestrową nie miałaby trochę pokusić gości swoimi wdziękami, zwłaszcza za dobrą kasę? Skoro wśród zaproszonych są także rodzice Arka, a więc prawnicy, impreza na pewno będzie kulturalna, a w razie czego ona przecież umie postawić jasno granice. Pomyślała, że warto byłoby też sprawdzić, jak w takiej sytuacji zachowa się jej były chłopak. Jeżeli udowodni, że potrafi panować nad swoimi żądzami, może faktycznie warto pomyśleć o drugiej szansie? Miała lekkie wyrzuty sumienia, że potraktowała go kilka dni temu niezbyt miło.
Gdy jednak położyła się płasko na wodzie i popatrzyła w sufit rozświetlony konstelacjami sztucznych gwiazd, przypomniała sobie drugi z obiektów swoich westchnień. Zastanawiała się, co tam słychać u Mikołaja. Czy zakon, który ma w regule obowiązek pogłębiania wiedzy przez całe życie, pozwoli mu czasem spojrzeć w niebo? Czy staroświeckie, religijne zasady i średniowieczny sposób myślenia nie zniszczą tego błyskotliwego umysłu? Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, a jeżeli tak, czy będzie miał wtedy na sobie biało-czarny habit? Jakoś nie mogła sobie go w nim wyobrazić.
– Mikołaj, to nasze ostatnie spotkanie. Zrobiłeś wielkie postępy, ale nie jestem w stanie przez kilka dni kompletnie wyleczyć twoją duszę. Chciałbym, abyśmy podsumowali pewne sprawy, nad którymi musisz pracować dalej samodzielnie.
– Dobrze, ojcze.
– Przede wszystkim, staraj się wybaczyć matce. Wybaczyć, a nie zapomnieć. Wiem, to nie jest łatwe, ale nie każę ci, abyś ją pokochał. To wybaczenie najprawdopodobniej nie przyjdzie jutro ani nawet pojutrze. Może na początek postaraj się nie myśleć o niej za wiele, zamknij ten rozdział w swoim życiu. Masz osiemnaście lat i nie potrzebujesz matki.
– Rozumiem. Postaram się.
– Pamiętaj, że pozostałe kobiety nie są nią. Jaki kolor oczu ma twoja matka?
– Chyba niebieski.
– No właśnie. A Aniela zielony, prawda? Więc ona nie jest twoją matką.
– Z pewnością.
– Mikołaj, wyobraź sobie coś. Ta Aniela być może za jakiś czas założy rodzinę. Jak myślisz, jaką będzie mamą?
– Jestem przekonany, że świetną. Na pewno nie porzuci dzieci.
– No właśnie. Tego się trzymaj. Są na świecie lepsze i gorsze kobiety, tak, jak i lepsi i gorsi mężczyźni. A nawet lepsi i gorsi księża czy zakonnicy, tyle się o tym teraz mówi.
– To prawda.
– Jeżeli spotkasz jeszcze kiedyś tę Anielę i zaczniesz się jej bez większego powodu bać, to popatrz w jej oczy. Na pewno zauważysz, że są zielone, a nie niebieskie i przypomnisz sobie nasze rozmowy w tym klasztorze.
Goście zaczęli zjeżdżać krótko po zmroku. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, więc Aniela mogła obserwować spokojnie, jak na podjeździe przed willą parkuje kilkanaście luksusowych samochodów, należących do prawników, biznesmenów i polityków. Przyjechał nawet pewien wysoki urzędnik z kurii biskupiej. Na samym końcu podjechał złoty SUV Nowakowskich. Dziewczynie serce zabiło mocniej, ale ku jej wielkiemu zdziwieniu w tylnych drzwiach nie pojawił się Arek, tylko jakaś młoda panienka w szpilkach na absurdalnie wysokim obcasie. Nie było jednak na razie okazji, aby wyjaśnić sprawę, bo gospodarz poprosił hostessy o rozniesienie powitalnych lampek szampana.
Kilka najbliższych godzin przebiegło pod znakiem ciężkiej pracy, gdyż goście rzucili się na jedzenie, jakby nie mieli w ustach nic od tygodni. Jeszcze szybciej znikał alkohol, a do obowiązków dziewczyn należało głównie uzupełnianie pustych kieliszków. Anieli nie było łatwo, bo Beata nie przepracowywała się zbytnio, jakby była pewna, że i tak dostanie dobry napiwek, a Agnieszka pierwszy raz była na takiej imprezie i nie ze wszystkim sobie radziła. W dodatku pan Zenon upodobał sobie właśnie rudą hostessę i co chwilę wołał ją do siebie pod byle pretekstem, jakby chciał się nią pochwalić przed gośćmi.
– Aniela, pozwól tu do nas na chwilę! – Wróblewski skinął na nią kolejny raz krótko przed dziesiątą wieczorem, gdy atmosfera w willi była już bardzo luźna. – Mecenas Nowakowski chce cię o coś zapytać.
Dziewczyna posłusznie podeszła do stolika.
– Siadaj! – zakomenderował gospodarz i bez pytania podsunął jej kieliszek z wódką.
Ojciec Arka był wprawdzie troszkę czerwony na twarzy, wyglądało jednak na to, że wciąż trzyma się dobrze.
– Oj Aniela, Aniela! Odrzuciłaś naszą propozycję „biznesową” – W tym miejscu mężczyzna zrobił charakterystyczny ruch palcami dłoni. – I teraz musisz roznosić szampana, zamiast go pić razem z nami. A do tego Arkowi przez ciebie odbiło.
Dziewczynie nie podobał się jego ton, nie chciała jednak urazić gospodarza, więc siedziała spokojnie. Wódki jednak nie tknęła. Nie piła tak mocnego alkoholu.
– Nie będę się jednak na ciebie gniewał, pod warunkiem, że zdradzisz nam jedno. – Na twarzy mecenasa pojawił się dziwny uśmieszek. – Powiedz nam, kochana, czy nasz Areczek jest dobrym mężczyzną?
Żona prawnika nie odzywała się, ale świdrowała Anielę swoimi oczami, skrytymi za szkłami w modnych prostokątnych oprawkach.
– No chyba wiesz, co mam na myśli? – zapytał Nowakowski. – Jaki jest w łóżku? Umiał cię zadowolić? Czy tego też muszę go jeszcze nauczyć?
Aniela myślała, że zapadnie się pod ziemię. Całe podchmielone towarzystwo przy stoliku wpatrywało się w nią z kpiącymi minami. Niewątpliwie chcieli się zabawić jej kosztem.
– No dawaj, Aniela! – Wróblewski postanowił ruszyć koledze z pomocą. – Musimy wiedzieć, co wart jest ten chłopak. Chwilowo się na nas dąsa, ale jak mu przejdzie, to szybko wejdzie do naszych interesów. Chcemy wiedzieć, czy dobrze obsłuży nasze klientki.
– Pola, moja urocza praktykantka, twierdzi, że jest całkiem niezły, ale trochę dziwny. – Nowakowski zwrócił się w stronę swojej młodej towarzyszki, która do tej pory próbowała skryć się za filarem jadalni. – Wytłumaczcie mi, dziewczyny, co to znaczy? Umie się bzykać, czy nie?
– Zaręczam panu, panie mecenasie, że pana syn jest stuprocentowym mężczyzną – odpowiedziała Pola, patrząc mu prosto w oczy. Nawet się przy tym nie speszyła.
Wszyscy zaczęli gwizdać z uznaniem, klaskać i poklepywać po plecach dumnego prawnika. Aniela wykorzystała ogólne zamieszanie i uciekła do kuchni. Gdy tylko znalazła się sama, z wściekłością kopnęła kosz na śmieci, tak, że puste butelki potoczyły się z brzdękiem po podłodze. „Pieprzyć ich wszystkich!” – szepnęła, mimo że rzadko używała wulgaryzmów. „Niech tylko skończy się ta cholerna impreza i więcej mnie nie zobaczą, choćby proponowali mi złote góry. To nie mój świat”.
Północ wybiła. Strzeliły korki od szampana, w niebo poleciały dziesiątki fajerwerków. Noc, jak na styczeń, była niezbyt mroźna, więc towarzystwo przeniosło się na taras na najwyższym piętrze willi, aby obserwować rozświetlone niebo nad miastem. Wszyscy stukali się kieliszkami i składali sobie mniej lub bardziej banalne życzenia.
Aniela stała w kącie z tacą, gotowa w każdej chwili odebrać od gości puste szkło. Nagle poczuła, że ktoś dotyka ją w ramie. Odwróciła się i zobaczyła Polę.
– Wszystkiego najlepszego! – Praktykantka uderzyła leciutko trzymanym w ręku kieliszkiem o jeden z tych, które stały na tacy. – Życzę tobie i Arkowi dużo szczęścia w tym roku. Zupełnie serio.
– Spadaj! – syknęła hostessa.
Starsza dziewczyna chwyciła ją niespodziewanie za rękę.
– Masz prawo być zła, że przespałam się z Arkiem – powiedziała, patrząc jej prosto w oczy. – Ale musisz coś wiedzieć. On cię naprawdę kocha.
– Co ty możesz o tym wiedzieć? – warknęła Aniela.
– Wyobraź sobie, że dużo! – Pola mocniej przytrzymała dziewczynę, która chciała odwrócić się na pięcie. – To twoje imię szeptał przez sen, gdy spał w moich ramionach. Poderwałam go, bo jego ojciec mi to zlecił, ale bardzo tego żałuję. On nawet piperząc się ze mną, myślał o tobie. To super facet, ale gdybym wiedziała, że tak bardzo jest z tobą związany, nawet bym się do niego nie zbliżyła.
– Po co mi to mówisz?
– Bo się o niego martwię. Dwa dni temu pokłócił się z rodzicami, spakował torbę i wyszedł.
„A więc zrobił to!” – pomyślała Aniela. „Arek naprawdę odważył się postawić rodzicom!”.
– Nie wiemy, gdzie jest, nie wiemy, co robi – ciągnęła dalej Pola, a troska w jej głosie brzmiała całkiem autentycznie. – Nowakowski uruchomił swoje kontakty w policji. Namierzyli go, podobno jest bezpieczny, tylko nie chce rozmawiać z nikim z rodziny. Jest pełnoletni, więc gliniarze nie mogą go do niczego zmusić. Ale jestem pewna, że od ciebie telefon odbierze.
Aniela wyrwała w końcu rękę z uścisku Poli i ruszyła w stronę łazienki. Kręciło się jej w głowie, bynajmniej nie od alkoholu, ale od nadmiaru emocji. Chciała się odświeżyć i na spokojnie przemyśleć najnowsze informacje.
– Jeszcze jedno! – Asystentka podbiegła do niej i nachyliła się do jej ucha. – Uważaj na gospodarza. Chodzą słuchy, że bywa niebezpieczny.
Po noworocznym toaście część gości rozjechała się do domów. Przed drugą w nocy w willi zostali już tylko najbliżsi znajomi właściciela, a impreza przeniosła się do podziemia. Hostessy poszły za radą najbardziej doświadczonej z nich i zamieniły sukienki na kostiumy kąpielowe, choć dwóm młodszym niezbyt się to podobało i trochę pomarudziły.
Zenon Wróblewski wynurzył się z basenu i skinieniem ręki przywołał do siebie Anielę.
– Następną kolejkę podajecie topless. Płacę stówkę za każdego drinka. Liczcie, ale uczciwie!
Dziewczyna zdębiała. Nie wiedząc, co powiedzieć, odwróciła się na pięcie. Odnalazła dwie pozostałe koleżanki, przygotowujące koktajle w kuchni i przedstawiła im najnowsze życzenie zleceniodawcy.
– Róbcie, co chcecie, ale ja w to wchodzę. Strasznie potrzebuję teraz kasy – odpowiedziała od razu Beata. – Tylko uważajcie na nich, już trochę wypili.
Dwie pozostałe dziewczyny popatrzyły na siebie. Nie musiały nic mówić, odczytały nawzajem w swoich oczach kategoryczny brak zgody.
– Nie będę za was harowała całą noc! – oświadczyła brunetka kilkanaście minut później, wchodząc ponownie do kuchni. – W stanikach, czy bez, musicie tam iść. Zenek chce was widzieć.
Agnieszka i Aniela ustawiły na tackach kilka szklanek z kolorowymi płynami i posłusznie ruszyły do piwnicy. Właściciel czekał na nie przy drzwiach. Ledwo je przekroczyły, zamknął je i wpisał jakiś kod na panelu sterowania, po czym odwrócił się do nich z groźną miną.
– Ty pierwsza! – zarządził, wskazując na Agnieszkę. – Ściągaj te bikini. Wyraziłem się jasno, ma być topless. Prezes Jedliński nie może się doczekać, kiedy dobierze się do twoich cycków. Nie chcę mieć tutaj niezadowolonych gości. Hojnie wam za to zapłacę.
Blondynka gwałtownie odłożyła tacę na leżak i ruszyła do drzwi. Były zablokowane. Zenon w tym czasie skinął na przypakowanego łysego młodzieńca w kąpielówkach, który od początku imprezy stał w kącie, niemal się nie poruszając. Do tej pory hostessy brały go za ratownika.
– Artur, ta smarkula chyba potrzebuje pomocy ze swoją garderobą.
Gdy osiłek bez słowa, z kamienną twarzą, ruszył w stronę dziewczyn, stało się jasne, że jego zakres obowiązków znacznie wykracza poza wyciąganie z wody podpitych uczestników imprezy. Aniela spostrzegła przerażenie w oczach koleżanki. Zanim się spostrzegła, Artur wykręcił ręce Agnieszki do tyłu i pociągnął za sznurki od biustonosza, zawiązane na szyi. Pan Zenon osobiście rzucił materiał w kąt. Ofiara próbowała się wprawdzie wyrwać, ale syknęła z bólu, gdy goryl mocniej wygiął jej ramiona.
Gospodarz tym razem wskazał na drugą z dziewczyn.
– Ty będziesz dla Mecenasa Nowakowskiego, wyraźnie o to prosił – oznajmił. – Artur ma ci też pomóc?
Aniela błyskawicznie oceniła sytuację; chwilowo była beznadziejna. Agnieszka trzęsła się ze strachu, a Beata siedziała na drugim końcu pomieszczenia na kolanach młodego i przystojnego biznesmena, który rozłożył się wygodnie na leżaku z drinkiem w ręku. Jedna para gości była zajęta całowaniem się i obściskiwaniem w kącie basenu, a małżeństwo prawników i brodaty dyrektor banku przyglądali się hostessom z zainteresowaniem, nieświadczącym zbyt dobrze o ich zamiarach.
Dziewczyna odgarnęła rudozłote loki z karku i powoli rozwiązała swój stanik. Wstydziła się strasznie, ale wiedziała, że jeżeli zdoła przekonać Artura i jego mocodawcę o swoim posłuszeństwie, być może na chwilę uśpi ich czujność. Gdy wzorzysty materiał wylądował na podłodze, nie czekając na dalsze instrukcje, sama zaczęła wchodzić po drabince do basenu, niezdarnie próbując zasłonić piersi ramionami.
Organizator imprezy faktycznie uznał, że nie będzie sprawiała dalszych kłopotów, więc odwrócił się w stronę Agnieszki.
– Ty też będziesz już grzeczna? – zapytał.
Blondynka zaczęła szlochać i wyrywać się ochroniarzowi.
– Artur, zwiąż ją, zaknebluj i gołą połóż tam na leżaku. Na razie niech goście sobie ją pooglądają, a jak zmarznie, to może zmieni nastawienie.
Aniela, płynąc niespiesznie w stronę prawnika, gorączkowo zastanawiała się, jak pomóc koleżance. Powoli w jej głowie zaświtał pewien plan.
W pierwszej kolejności musiała odciągnąć mecenasa od żony, co nie wydawało się specjalnie trudne, bo więcej uwagi niż mężowi, poświęcała bankierowi, który właśnie chwytał Beatę za tyłek. Dziewczyna podpłynęła więc do prawnika, próbując przybrać jak najbardziej słodki wyraz twarzy. Gdy ten wyciągnął rękę, aby dotknąć jej biustu, błyskawicznie zanurkowała. Pływała doskonale, wynurzyła się więc dopiero kilka sekund później na drugim końcu basenu.
Nowakowski był nieco rozgniewany, ale gdy zalotnie skinęła na niego palcem, skierował się w jej stronę. Wypił już wiele drinków, więc poruszał się niezdarnie i dobrą chwilę zajęło mu, zanim dotarł do hostessy, ale ta postanowiła się znowu z nim podroczyć. Kolejny raz zniknęła pod wodą i wynurzyła się nieopodal Agnieszki i ochroniarza, który właśnie wiązał paskiem od szlafroka jej nogi. Podciągnęła się na rękach i usiadła na krawędzi basenu, zasłaniając swoje nagie piersi włosami, ale niezbyt dokładnie, aby nieco zachęcić ścigającego ją mężczyznę. Plan wymagał przecież odrobiny teatru.
Kiedy mecenas, spodziewający się raczej miłych doznań, zbliżył się znowu do dziewczyny, ta zaatakowała bez ostrzeżenia. Z impetem skoczyła z góry wprost na jego głowę, wciągając go pod wodę. Zaskoczenie i alkohol zrobiły swoje, Nowakowski stracił orientację, zaczął się krztusić i wpadł w panikę. Po chwili wynurzył się, charcząc i rozpaczliwie bijąc rękami w taflę basenu.
Artur chyba był jednak ratownikiem, a przynajmniej miał taki instynkt, bo natychmiast puścił Agnieszkę i skoczył na główkę do basenu, ruszając na pomoc gościowi. Aniela tylko na to czekała. Nie tracąc czasu na zakrywanie swoich wdzięków, błyskawicznie wyskoczyła na brzeg i uwolniła związaną koleżankę. Potem podbiegła do wyłączników na ścianie. Jasne światła zgasły i piwnicę spowił mrok, rozświetlony tylko niebieską poświatą z dna basenu i punkcikami sztucznych gwiazd na suficie. Pieszcząca się w kącie basenu para poczuła przyjemne bulgotanie hydromasażu.
– Co ty wyprawiasz? – syknął gospodarz, chwytając za ramię hostessę, stojącą przy panelu sterowania.
– Chciałam… wprowadzić trochę nastroju – odpowiedziała, ale w myślach rozpaczliwe próbowała sobie przypomnieć dokładnie scenę sprzed dwóch tygodni. Jak szybko po uruchomieniu hydromasażu zgasło światło w piwnicy? Czy to była minuta, czy raczej kwadrans? A może jeszcze więcej?
– Jakiego, kurwa, nastroju? – Zenon wciąż miał rozgniewaną minę. – Chyba to moja impreza, co nie?
Aniela wiedziała, że musi grać na zwłokę. Nie miała lepszego pomysłu.
– No wie pan… Ja nie lubię seksu przy jasnym świetle.
Gospodarz szerzej otworzył oczy i puścił jej ramię.
– No… może i masz rację – przyznał z wahaniem.
Dziewczyna pomyślała, że to było sprytne zagranie, ale zaraz tego pożałowała.
– Skoro masz taką ochotę na romanse, to ściągaj te majteczki – rozkazał Zenon, patrząc na nią lubieżnie. – Zastanowię się jeszcze, czy oddam cię Nowakowskiemu. On coś chyba dzisiaj nie jest w formie – ocenił, spoglądając na półżywego mecenasa, wyciąganego właśnie przez ratownika z basenu.
Aniela zrobiła krok w tył, ale mężczyzna doskoczył i przycisnął ją do zimnej ściany. Dziewczyna zaczęła się w duchu modlić, aby bezpieczniki jak najszybciej zadziałały.
– Ładna jesteś – wyszeptał jej do ucha napastnik, niemal doprowadzając ją do omdlenia smrodem wódki i potu. – Wiesz, czemu zaproponowałem ci tę pracę? Cycki masz może trochę za małe, ale tyłek niczego sobie!
Nastolatka poczuła, że zaczyna wsuwać jej dłoń między nogi. Zastanawiała się, czy kopnąć go w krocze, czy przywalić pięścią w twarz. Tylko co potem? Za ile, cholera jasna, zgaśnie wreszcie to światło?!
Zanim zdążyła coś zrobić, zamek cyfrowy zapiszczał, drzwi otwarły się z impetem i w piwnicy zakotłowało się. Kilku mężczyzn w bojowych mundurach wpadło do środka i błyskawicznie ruszyło w stronę gości. Za nimi pojawiła się policjantka; rzuciła Anieli szlafrok i pociągnęła w stronę wyjścia.
Trzęsąca się z emocji i zimna nastolatka powoli ruszyła po schodach. Na górze, w jasnym prostokącie światła spostrzegła znajomą postać. Drobny, rozwichrzone ciemne włosy, charakterystyczny nos i nieco odstające uszy. To mógł być tylko Mikołaj.
Wtedy bezpieczniki odcięły prąd w całej willi.
– Czemu patrzysz tak w moje oczy? To mnie trochę peszy.
– Lubię ich kolor. Uspokaja mnie.
Aniela i Mikołaj siedzieli na niewygodnych krzesłach na wąskim korytarzu komendy policji.
– Faktycznie, zielony podobno uspokaja.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo – stwierdził. – Całe szczęście, że nie są niebieskie.
– No nie wiem. Kiedyś chciałam mieć niebieskie oczy.
– Wiesz, moja mama miała błękitne. Pamiętam, jak na mnie czasami patrzyła. Nigdy nie pokochałbym kobiety o niebieskich oczach.
– A inną być pokochał? – zapytała gorzko. – Najpierw wydawało mi się, że wolisz facetów, a potem zrozumiałem, że nie kochasz chyba nikogo.
– Może to i prawda – przyznał. – Ale to się niedawno zaczęło zmieniać. Pewien zakonnik, mimo że nie był egzorcystą, nauczył mnie, jak stawić czoła demonom przeszłości.
Ledwie jednak rozpoczął relacjonować w swój typowy lakoniczny sposób wizytę w Dominikańskim Ośrodku Pomocy Psychologicznej, drzwi jednego z gabinetów otworzyły się i Aniela musiała wejść na przesłuchanie.
Przez bite dwie godziny opowiadała całkiem sympatycznej policjantce w średnim wieku o wydarzeniach w willi Wróblewskich. Gdy skończyła, za oknem już świtało.
– W sprawie tej imprezy nie mam więcej pytań, bardzo nam pani pomogła – stwierdziła funkcjonariuszka. – Jest jednak jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. Czy będzie Pani składała zawiadomienie w sprawie tego chłopaka, Mikołaja?
Aniela nie do końca wiedziała, o co jej chodzi. Pamiętała dokładnie, co działo się w piwnicy z basenem, ale jeszcze nie zdążyła zapytać kolegi, jaką on odegrał rolę i skąd się właściwie wziął w willi.
– A co on zrobił? – zapytała niepewnie.
– No wie pani, artykuł 191a. Podglądanie – wyjaśniła kobieta, ale widząc, że nastolatka nadal patrzy na nią dziwnie, głęboko westchnęła.
– Chyba nikt pani jeszcze nie powiedział, skąd wiedzieliśmy, co się tam dzieje. Ten Mikołaj jakiś czas temu włamał się do serwera w willi. Miał dostęp do nagrań z ukrytych kamer. Nie zarekwirowaliśmy jeszcze jego laptopa, ale podejrzewamy, co zarejestrował.
– Mikołaj to zrobił? – szepnęła Aniela. – On mnie podglądał?
– Na razie nie możemy tego wykluczyć, ale innego motywu chyba nie miał. Więc jeżeli złoży pani zawiadomienie, to na pewno się sprawą zajmiemy. Ale… – Policjantka zawahała się. – Proszę się dobrze zastanowić. Gdyby nie zachciało mu się podglądać w sylwestrową noc, być może byśmy tu teraz nie siedziały, bo nikt nie dowiedziałby się o sytuacji w willi. A on, wiedząc, że ujawnienie dostępu do kamer może narazić go na odpowiedzialność karną, bez wahania do nas zadzwonił, przekazał nam materiały, a potem jeszcze pomógł rozbroić zamki w budynku. Przydaliby się nam tacy spece w policji – podsumowała.
Aniela potrzebowała chwili, aby przeanalizować otrzymane informacje. A potem zapytała:
– A jeżeli nie złożę zawiadomienia?
Policjantka uśmiechnęła się i popatrzyła jej w oczy.
– Możemy wprawdzie ścigać to z urzędu, ale wie Pani, jakie tu są braki kadrowe? – Mrugnęła porozumiewawczo. – Sądzę, że przełożeni każą mi zająć się znacznie poważniejszymi przestępstwami.
– W takim razie nie mam nic więcej do powiedzenia – oświadczyła nastolatka. – Mogę już iść?
– Jest pani wolna. – Funkcjonariuszka wstała, aby odprowadzić przesłuchiwaną do wyjścia. – Jeżeli Pani pozwoli, to jeszcze jedno słowo ode mnie. Rzadko spotykam na służbie takich młodych ludzi jak wy. Pani zachowała zimną krew tam w środku, a on postąpił słusznie na zewnątrz, nie zważając na konsekwencje. Naprawdę dobrana z was para!
Pierwszego stycznia po zmroku Aniela przemierzała tę samą drogę, którą pokonała w Wigilijny wieczór, tym razem jednak w przeciwnym kierunku. Powoli wspinała się uliczkami; były opustoszałe, gdyż mieszkańcy wciąż dochodzili do siebie po ekscesach sylwestrowej nocy, albo wręcz przeciwnie, korzystali z długiego weekendu i znowu oddawali się beztroskiej zabawie.
Dziewczyna przypomniała sobie stare polskie przysłowie: „Gdy Nowy Rok w progi, to stary rok w nogi”. Pomyślała, że grudzień był, delikatnie mówiąc, kiepski, ale styczeń rozpoczyna się całkiem dobrze. Wreszcie otaczali ją ludzie, o których myślała z sympatią, może nawet z miłością.
Przed chwilą rozstała się z ciocią Dorotą, z którą zawarła umowę. Od poniedziałku będzie jej od czasu do czasu pomagać w prowadzeniu domu dla porzuconych dzieci. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie, co ją bardziej cieszy: czy to, że zarobi parę groszy, czy może jednak to, że będzie mogła częściej przebywać w tym przyjaznym, ciepłym miejscu. Dwie godziny temu odbyła długą, szczerą rozmowę z mamą, która zakończyła właśnie pierwszy etap terapii odwykowej. Udało się im ustalić warunki zakopania wojennego topora, więc teraz córka zmierzała do willi, aby spakować swoje rzeczy i wrócić do rodzinnego mieszkania. Agata i Darek, z którymi od początku znalazła wspólny język, przesłali zaproszenie na planszówki w najbliższą sobotę. Do tego zbliżała się studniówka. W walizce czekała rewelacyjna czarna sukienka z mikołajkowej promocji, a jeżeli chodzi o partnera, to też nie musiała się martwić, bo potencjalnych kandydatów było aż dwóch.
„No właśnie” – pomyślała nastolatka. – „Czasami od przybytku głowa boli. Prędzej czy później będzie trzeba podjąć trudny wybór. Lepiej tego nie odwlekać”.
Mikołaj. Facet ze swoimi problemami, ale też człowiek, na którego mogła przez ostatnie tygodnie liczyć. Może nie najprzystojniejszy na świecie, za to super inteligentny, zaradny i dobry. Na szaloną zabawę na studniówce ani na rozrywkowe życie z nim raczej liczyć nie może, ale też nie zaskoczy jej negatywnie żadnym wyskokiem. Związek z nim oznaczałby także pogłębioną przyjaźń z Panią Dorotą, Agatą, Agnieszką i całą resztą tej fajnej ekipy.
Arek. Mężczyzna, na którego widok wielu dziewczynom uginają się kolana. Szeroka klata, silne ramiona, błękitne oczy. Jeżeli postawi na niego, z pewnością niebawem znowu zazna słodkiego smaku czułości i intymności. Tym razem postawi warunek, aby wszystko odbywało się na jej zasadach i w jej tempie; jeżeli faktycznie zrozumiał swoje błędy, na pewno to uszanuje. Problem w tym, że w pakiecie z nim otrzyma znacznie mniej sympatyczną rodzinkę i choć chłopak chwilowo się od niej odciął, Aniela była przekonana, że nie potrwa to długo. Poza tym wspomnienie jego przelotnego związku z Polą tkwiło w sercu jak drzazga.
Nastolatka przypominała sobie jeden z filmów, który oglądnęła przed świętami w małej prywatnej salce kinowej w willi. Fabuła „Efektu motyla” opowiada o chłopaku, który dostaje kilka szans, aby powrócić do swojej przeszłości i ją poprawić. Aniela pomyślała, że fajnie byłoby tak na próbę związać się z Mikołajem, a jak nie wyjdzie, cofnąć się czasie i zobaczyć, jak się dogada z Arkiem. Albo w odwrotnej kolejności. Ale nie miała tajemniczego pamiętnika, którym posługiwał się Evan, bohater filmu, aby odwrócić bieg wydarzeń. Poza tym skutki jego manipulacji w przeszłości i tak zawsze okazywały się opłakane.
Nie miała pamiętnika, wciąż miała za to magiczne pierniki babci. Jeden najwyraźniej wypełnił już swoje zadanie, bo związek Agaty i Darka blisko miesiąc po pamiętnym spotkaniu w galerii handlowej kwitł w najlepsze. Tak się złożyło, że w tym momencie dwa pozostałe serduszka spoczywały w kieszeni płaszcza Anieli. Jeden zwrócił jej Mikołaj w szpitalu, drugi odesłał Arek.
„Nie ważne, co przyniesie los, podejmę decyzję i zrobię wszystko, aby życie potoczyło się jak najlepiej” – pomyślała, wyjmując komórkę z kieszeni. „Szklanka jest tym razem podwójnie pełna”.
Aniela nadgryzła piernik i wybrała numer telefonu jednego z chłopaków.
Jak Ci się podobało?