Fan Art
26 maja 2016
15 min
Ostatnie pociągnięcia czerwonej kredki uwypukliły potężną muskulaturę rysowanej postaci. Jeszcze tylko kilka kresek czarną i... jest! Z zadowoleniem odchyliła się na krześle, by ogarnąć spojrzeniem cały rysunek. Czerwony strój z czarnymi elementami komiksowej postaci mocno opinał umięśnioną sylwetkę. Stworzyła go. Stworzyła na nowo, w pozycji opartej plecami i jedną stopą o dłuższy brzeg kartki. Stał tam z wyciągniętą przed siebie dłonią, na jednym z obleczonych rękawicą palców balansował nożem na czubku ostrza, drugą rękę miał opuszczoną przy boku. Z kocim uśmiechem skupiła wzrok na szczupłej talii marvelowskiego antybohatera. Postać sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę odepchnąć się od brzegu szkicownika i podrygując przemaszerować na drugi koniec kartki. Jej wzrok padł w końcu na maskę skrywającą twarz, wygiętą brew i, zdawałoby się, zaciśnięte z irytacją wargi. Dałaby głowę, że jeśli będzie patrzeć jeszcze chwilę, usłyszy z kartki zrzędliwe „co się gapisz, tępa dzido?”. Rozbawiła ją ta myśl i zadowoleniem stwierdziła, że udało się uzyskać pożądany efekt.
- Jak żywy – cmoknęła z zadowoleniem.
Mimo wszystko przyglądała się rysunkowi jeszcze kilka minut, dokładnie badając czy nie trzeba poprawić szczegółów. Im dłużej patrzyła na uwypukloną cieniowaniem atletyczną budowę ciała, tym większą miała ochotę stworzyć tego popaprańca w innej pozie. Gdyby znalazła się w jego świecie, nad jej głową właśnie pojawiłaby się żarówka. Odsunęła na bok gotową pracę i zaczęła z zapałem szkicować, by obraz nie ulotnił się bezpowrotnie.
Niecałą godzinę później, zaglądając przez jej ramię, można było zobaczyć wyraźne kontury kolejnej odsłony komiksowej postaci. Wade z pochyloną głową, lekko przygarbiony, z suwakiem kombinezonu rozpiętym na tyle nisko, by widać było poznaczoną bliznami pierś i łono. Napięte mięśnie. Z maską podciągniętą do połowy pooranej twarzy, zaciśnięte w rozkoszy szczęki i rozchylone wargi, przez które łapie powietrze. Do pełnej krasy brakowało jeszcze kolorów i dopracowania, ale już teraz wyraźnie było widać zamysł autorki. Z twórczego zapału wyrwał ją dźwięk telefonu. Zerknęła na wyświetlacz i odebrała połączenie z uśmiechem rozpierając się wygodnie na krześle.
- Co jest? - rzuciła.
- Pijemy! - usłyszała głos przyjaciółki po drugiej stronie głośniczka.
- Gdzie i co?
- U mnie. Co chcesz, wóda, piwo, wino – wyliczyła koleżanka.
- Biorę to. Będę za pół godziny.
- Nie spóźnij się, bo nic nie zostanie – odpowiedział rozbawiony głos i połączenie zostało zerwane.
Jej wzrok przeniósł się ze szkicu na oparty o ścianę za biurkiem kolorowy rysunek. Pękała z dumy, widząc kolejną dobrze wykonaną pracę. Już nawet miała pomysł, gdzie ją powiesi po oprawie.
- It's time to party* – jęknęła przeciągając zdrętwiałe barki.
Odniosła dziwne wrażenie, że twarz postaci rozciąga się teraz w dziwnym uśmiechu. Pomyślała, że zdecydowanie powinna odpocząć, bo wzrok jej szwankuje od wielogodzinnego ślęczenia nad kartką. Albo umysł. Tak czy siak, dziesięć minut drogi stąd czeka na nią rozwrzeszczana banda znajomych i skrzynka zimnego browara.
- Szkoda, że nie jesteś prawdziwy – cmoknęła czubek palca i musnęła nim maskę rysunkowej postaci.
Zrzuciła z siebie niebieski dres i pozostając w samej bieliźnie wyrównała zrolowane nad pupą fioletowe stringi. Przeglądała zawartość szafy i nie mogła zdecydować się pomiędzy dżinsowymi spodenkami, a czarnymi rurkami. Trzymając obie pary na wysokości wzroku, rozważała za i przeciw. W pewnej chwili po plecach przeszły jej ciarki, aż włoski zjeżyły się na karku. Poczuła się obserwowana, zupełnie jakby zaraz miała usłyszeć czyjś głos w pomieszczeniu.
- Boże – schowała twarz w trzymanych ubraniach – ja naprawdę muszę wyjść do ludzi.
Odwróciła się na powrót do szafy, ale jedna z par spodni wyślizgnęła się z jej dłoni. Kucnęła szybko by je podnieść, gdy za plecami usłyszała szelest. Odwróciła się raptownie, ale zobaczyła tylko, że szkicownik z postacią Deadpoola zsunął się nieco po blacie biurka. Sapnęła zirytowana własną bujną wyobraźnią.
- Wypieprzaj stąd, Monika – popędziła się w głos i po chwili w pokoju pozostało za nią tylko krótkie echo zatrzaskiwanych drzwi.
Szkicownik znów zsunął się niżej, poruszony zapewne pędem powietrza wprawionego w ruch zamykanymi drzwiami.
***
Pod dom odprowadził ją Piotrek wraz z tym niebieskookim przystojniakiem z osiedla na drugim końcu miasta. Kiedyś podkochiwała się w Piotrze, ale bez wzajemności. Od jakiegoś czasu jednak, chłopak posyłał jej głębokie spojrzenia. A Kuba, bo tak miało na imię ów ciacho, ten przez całą imprezę przyglądał się jej intensywnie, ale nie zagadał ani razu. Odważył się dopiero, kiedy zataczając się oznajmiła, że idzie do domu. A taką miała ochotę zabrać go ze sobą do swojego pokoju, do swojego łóżka, do swojej nagrzanej cipki. Zachichotała na tą myśl zwracając na siebie uwagę chłopaków, którzy stali teraz po obu jej stronach.
- Co jest, Monia? - uśmiechnął się Piotrek. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie chowając twarz w jej włosach - porobiłaś się, co?
Przytaknęła bez słowa. Zapach i ciepło jego ciała mieszał się z zapachem lata i asfaltu pod ich stopami. Dotyk twardego ramienia przyprawiał o przyjemny skurcz w dole brzucha. Spojrzała na Kubę, niebieskie oczy taksowały sylwetki znajomych. Miał wypisane na twarzy, że chętnie by dołączył o ile zabawa się rozkręci. Wyprzedziła ich dwa kroki i zamknąwszy za sobą furtkę oparła nadgarstki między sztachetkami.
- No, to dobranoc chłopaki – pożegnała się chichocząc jak nastolatka. W sumie, wciąż jeszcze była nastolatką, ale nie z tych chichoczących. Tym bardziej poczuła wstyd, że traci kontrolę nad swoim zachowaniem pod wpływem alkoholu.
- Jesteś pewna, że poradzisz sobie sama? - odezwał się w końcu niebieskooki.
- Hmm... - zatoczyła ciałem półkole trzymając się sztachetek. - A co? Chcesz mi pomóc położyć się do łóżeczka?
- Czemu nie? - odparł z bezczelnym uśmiechem pocierając brodę.
- Bo grzeczne dziewczynki chodzą spać same. – Cmoknęła dłoń i zdmuchnęła całusa w ich kierunku. – Dobranoc chłopcy! - odwróciła się i ruszyła do drzwi kręcąc pupą.
Wiedziała, że wciąż stoją i gapią się na jej tyłek, próbując wymyślić cokolwiek, by zgodziła się wpuścić ich do domu.
O, co to, to nie! pomyślała przekornie i zniknęła w ciemnym wnętrzu przedpokoju.
Przekręciła klucz i przytknęła czoło do chłodnej ściany obok wejścia. Pomieszczenie kołysało się niebezpiecznie na boki przyprawiając ją o mdłości.
- Żadnego rzygania, mała – sapnęła odpychając się od ściany i chwiejnym krokiem ruszyła na górę.
Opierając się dla równowagi biodrami o brzeg biurka zdjęła bluzkę. Musiała na chwilę przymknąć oczy, bo ten nagły ruch spowodował, że w tym pokoju podłoga też zakołysała się pod bosymi stopami. Zsunęła z nóg ciasne rurki i przydeptując je wyswobodziła się całkiem. Gdy w końcu dotarła pod prysznic, odkręciła kurki i chłodna woda zmoczyła rozpaloną twarz. Orzeźwienie. Zimno wzmagało się z każdą sekundą, aż na ciele pojawiła się gęsia skórka i sutki boleśnie wyprężyły się pod namydlonymi dłońmi. Wyrównała temperaturę lejącego się na głowę strumienia do przyjemnie letniego i pozwoliła tym bezczelnym wodospadom sunąć gdzie dusza zapragnie. Delikatne mrowienie w sutkach powodowane uderzeniami drobnych kropelek wzmagało podniecenie. Objęła je palcami lekko ściskając.
- Mmm... - rozbrzmiało w łazience.
Spłukała z siebie resztę piany i zawinięta w ręcznik rzuciła się na łóżko. Leżąc na wznak z głową na poduszce przyglądała się wykonanemu przez siebie rysunkowi. Nawet po pijaku i z tej odległości widziała muskularną sylwetkę Deadpoola. Wypity alkohol szumiał przyjemnie w głowie, ale orzeźwienie jakie dał prysznic zniwelowało mdłości.
- Seksowny popapraniec - mruknęła i sięgnęła dłonią między uda.
Nie spuszczając wzroku z kolorowego obrazka wsunęła w siebie palec i roztarła pierwsze krople wilgoci między płatkami. Kiedy poczuła, że słodkie omdlenie przenosi się na nogi, rozrzuciła na boki ręcznik i zamknęła oczy. Jedną dłonią rozcierała łechtaczkę, a palce drugiej wsunęła do gorącego wnętrza. Pod powiekami, jak migawki, przesuwały się podniecające obrazy.
Odziany w czerwony kombinezon mężczyzna stanął w nogach łóżka, przyglądając się jej poczynaniom z założonymi na piersi rękoma. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, skryta pod takim samym i równie dopasowanym jak reszta stroju materiałem. Postać o przerysowanych szerokich ramionach i rzeźbionym brzuchu. Podszedł do niej z boku, przyklęknął jedną nogą na materacu i chwytając się zagłówka, drugą ręką pocierał rysującego się pod przebraniem sztywnego penisa. Rozsunął w końcu rozporek i gorąca główka oparła się o jej policzek.
- No, chapnij go, cukiereczku – odezwał się dźgając ją w twarz raz po raz.
Dźwięk obcego głosu wyrwał dziewczynę z namiętnego letargu, otworzyła oczy i zobaczyła poznaczonego bliznami, ogromnego penisa podrygującego nad jej nosem. Niewiele brakowało, a otrzymałaby cios prosto w oko. Nie zastanawiając się chwyciła go u nasady i wsunęła do ust po same migdałki. Zakrztusiła się, ale ssała nadal, naprzemiennie wciągając policzki i liżąc. Czuła pod językiem nierówne bruzdy skóry, którą zsunęła do samego trzonu i pomyślała, że lepiej byłoby poczuć go w sobie. Jak rozpycha się w jej rozgrzanej cipce i sunie tymi miękkimi bliznami po wnętrzu. Przyspieszyła ruch palców, którymi nie przestawała się pieścić i byłaby doszła, gdyby pomrukujący z zadowolenia przybysz nie oderwał od niej tej niecierpliwej dłoni.
- Zaraz! - sapnął niezadowolony.
Zaplątał jej dłoń z własną w rozrzuconych na poduszce włosach, przytrzymując w ten sposób głowę dziewczyny. Drugą dłonią objął szyję i zaczął posuwać usta mocnymi pchnięciami bioder. Łzy ciekły jej po skroniach, skapując do wnętrza uszu. Charczała walcząc o powietrze, co go najwidoczniej rozbawiło, bo zachichotał patrząc na nią z góry.
- Co mówisz? - zgrywał się nadstawiając ucha i wpychał twardego jak stal penisa między migdałki.
- Uwielbiasz to i chcesz więcej? – nie przestawał rżnąć pełnych ust jak dziki. – Wiem, wiem, mała. Kiedyś – jęknął – nawet próbowałem obciągnąć sobie sam, ale jak zobaczyłem się w odbiciu szyby piekarnika, to wyglądałem jak pies liżący sobie jajka. Beznadziejnie, co? Ale dla ciebie będę teraz wył, jak ten jebany pies – wygiął się w tył i zawył strzelając gorącymi strugami spermy prosto w jej usta.
Połykała walcząc o oddech. Musiała, żeby się nie udusić, więc zebrała wszystko.
- Ooo – rzucił się obok niej na materac zakładając ręce za głowę.
Usiadła na piętach wycierając łzy, chcąc uzyskać ostrość obrazu. Oto w jej łóżku, leżał rozciągnięty w całej swej okazałości, Deadpool z na wpół twardym penisem sterczącym z rozpiętego rozporka. Całkiem żywy, całkiem nierysunkowy. Zerżnąwszy chwilę wcześniej jej usta jak rasową kurwę, rozparta na zagłówku komiksowa postać patrzyła na nią z przechyloną na bok głową.
- Dead... - wykrztusiła.
- Dad, dad, daddy – znów zachichotał. - Chodź do tatusia – przywołał ją ruchem palca i wskazał w stronę swojego rozporka. - Chyba nie sądzisz, że będę taki niedobry i zostawię cię teraz z tą mokrą cipką? - wymawiając ostatnie słowa podniósł się w okamgnieniu i wsadził w nią palec. Szorstki materiał i gumowane wzmocnienia rękawicy drażniły rozpalone wnętrze. Uczepiła się jego ramion, a ten szaleniec z zapałem zaatakował mokrą szparkę.
- Ciasna! - jęknął. - Zupełnie jak Lizzie, stara suka owczarka niemieckiego mojej sąsiadki. Chcesz być dzisiaj moją suką?
Poczuła na twarzy jego oddech. Był tak blisko, że widziała dokładnie szwy obrębiające czarne wstawki wokół oczu. Nie była w stanie odpowiedzieć, bo palce w rękawicy ocierały się o jej wnętrze.
- Widzę, że jesteś nieśmiała, Lizzie. Tatuś cię pokieruje, nadstaw się – rozsunął jej uda i pociągnął by stanęła na czworaka. Rozchylając mocno wypięte pośladki dziewczyny wszedł w nią po sam trzon.
- Maa... - krzyknęła głośno. - Mam... na imię... Monika!
- Nie – zaśmiał się i wygiął jej ręce w tył, ściskając nadgarstki w jednej dłoni. - Dzisiaj jesteś Lizzie, posłuszna suka. - Wysunął się i wszedł w nią ponownie z impetem, wydzierając krzyk bólu. - Lizzie nie lubi dużego kutasa?
Nie mogła odpowiedzieć, bo po pierwszym szoku, wciąż otwarte usta łapczywie łapały powietrze.
- Odpowiedz – szarpnął ją w górę, czym ponownie wywołał bolesny jęk. - Lizzie! - zawołał piskliwie i wesoło, cmoknął i zagwizdał jak do psa.
- Uwielbiam – jęknęła w głową zwieszoną między ramionami.
- Wiesz, wyglądasz bosko wisząc tak na moim drągalu. Potężny jest, nie uważasz? - kontynuował zadowolony. - No, dobrze. Jestem gentlemanem, nie pozwolę dłużej czekać nagrzanej suce.
Chwycił jej nadgarstki w obie dłonie niczym lejce i rżnął jak wściekły. Głowa bezwolnie podskakiwała w rytm pchnięć, aż za którymś razem uniosła ją w końcu wysoko, jęcząc i krzycząc na przemian. Czuła się wypełniona po same brzegi. Gdyby był większy chociaż o milimetr rozerwałby ją na kawałki. Rozkosz pomieszana z bólem, ból z rozkoszą.
- Szczekaj Lizzie! - znów przegiął jej ręce w górę.
- Pierdol się, popaprańcu – odezwała się po chwili, bo ból wyłamywanych barków odbierał zmysły.
- Daj głos, nieposłuszna suko! - pociągnął dziewczynę w tył i zacisnął jej szyję w zgięciu łokcia.
Opierając się o szeroką pierś, uwięziona w żelaznym uścisku, nadziana na podrygującego w niej kutasa, czuła się jak kukiełka. Mała, szmaciana laleczka. Pomimo, że twarde stalowe ramię ograniczało jej dostęp powietrza, posłusznie wypełniła życzenie stukniętego kochanka z komiksu.
- Hau.
- Dobra Lizzie! - pogłaskał ją po włosach. - Jeszcze raz, no!
- Hau!
Nie puszczając chwytu ponownie zaczął ją posuwać. Złapała się jego przedramienia. Brakowało jej powietrza, czuła gorąco w gardle, które stopniowo przesuwało się coraz niżej i niżej, przeszło przez żołądek, aż dotarło do łona. Tam zaczęło przeradzać się w nadchodzący orgazm.
- Tak – wydusiła przez ściśniętą krtań.
- Co tam mruczysz, Lizzie?
- Tak – jęknęła głośniej. - Tak! Tak, tak, tak! - krzyczała.
Odepchnął ją i ponownie opadła na czworaka, bez ceregieli wepchnął kciuk w ciasny otworek anusa. Wrzasnęła zaskoczona takim obrotem wydarzeń. Nigdy wcześniej tego nie próbowała, a tymczasem sporej grubości palec wciskał się co raz głębiej, rozpychając się w tym dziewiczym miejscu.
- Co ty... - chciała się wyrwać, ale był zdecydowanie silniejszy i unieruchomił ją w miejscu.
- Lizzie, Lizzie, Lizzie! – zachichotał. - Bądź grzeczna to dostaniesz później coś, pyszną kość – zanucił.
Obleczony materiałem palec torował sobie drogę w ciasnym, ale i miękkim miejscu. Uczucie wypełnienia było wręcz przerażające, ale zarazem nowe, nieznane i cholernie podniecające. Bała się poruszyć, by nie sprawić sobie więcej bólu. Bez tchu czekała na kolejny ruch komiksowego kochanka. Tymczasem zaczął poruszać się w niej na przemian wsuwając w nią kutasa i palec. Po chwili z jej ust znów wyrwał się jęk.
- O tak, Lizzie – jęczał. - O, słodki melonie, jak mi dobrze! Ależ jesteś ciasna, mógłbym cię tak pierdolić, aż byś pękła. Chociaż nie wiem, czy nie owinąłbym cię taśmą i nie rżnął dalej.
W pewnej chwili wysunął się z obu jej otworów i obrócił na wznak. Uklęknął nad nią przygniatając ręce do materaca i chwytając głowę ponownie nakierował nabrzmiałego penisa na usta.
- Grzeczna Lizzie, łap obiecany przysmak – pchnął aż po nasadę.
Dziewczyna posłusznie obrabiała go spoglądając w górę mętnym wzrokiem. Czuła na języku swoje soki i podniecał ją ten smak. Patrzył z przechyloną na bok głową chichocząc jak krztusiła się, gdy wpychał się w nią głębiej. W końcu odpuścił jej ustom i ponownie ustawił się między udami, które rozchyliła zachęcająco na boki. Rżnął ją unosząc szczupłe kostki Moniki na wysokość własnych bioder.
- Wiesz, jesteś ciasna jak marzenie, ale prawdziwa Lizzie była od ciebie lepsza w te klocki. Zawsze jak zaczynałem ją pierdolić, tak zabawnie dyszała – naśladował ten dźwięk.
Monika zamknęła oczy i oddała się przyjemności. Poruszał całym jej ciałem wprawiając w ruch cycki. Podskakiwały z każdym pchnięciem. I znów na szczyt, pchnięcie po pchnięciu. Bliżej i bliżej, już i już...
Zatrzymał się nagle, schylił w bok, a po chwili brzucha dotknęło coś zimnego. Spojrzała na przedmiot i zamarła. Błyszczące ostrze długiego noża sunęło czubkiem po białej skórze zostawiając delikatny różowy ślad.
- Nigdy nie jebałem wypatroszonej laski – wpatrywał się w kreślone esy-floresy. - Chcesz być moją pierwszą?
Nie mogła wydusić z siebie słowa. Patrzyła to na nóż, to na niego. Nie wiedziała czy to dzieje się naprawdę, czy to senne halucynacje. Było jej dobrze jak we śnie, ale teraz realne przerażenie rozlewało się mrożąco gorącą falą po ciele.
Pieprzyć to, to nie może dziać się naprawdę.
Uniosła się, chwyciła w garść materiał jego maski i przyciągnęła do siebie. Białe plamy oczu wyrażały zdziwienie, albo jej odwagą, albo głupotą.
- Słuchaj, pojebańcu – szepnęła w odległości kilku centymetrów od otwartych ze zdziwienia ust. - Nie wiem skąd się tu wziąłeś i mam to w dupie, ale skoro już jesteś, to bądź tak miły i zamknij ryj. Jedyne czym chcę być teraz patroszona to twój kutas – kończąc zdanie szarpnęła biodrami w ponaglającym ruchu.
Zszedł z materaca w międzyczasie chowając nóż do przytroczonej do łydki pochwy. Zdjął dziewczynę z łóżka, oparł plecami o ścianę i podniósł oplatając jej uda wokół własnej wąskiej talii. Początkowo powolne pchnięcia stały się szybkie i mocne. Trzymał jej biodra nadziewając ją raz po raz na sztywny pal, gdy głowa Moniki wybijała rytm uderzając o ścianę z karton-gipsu.
- Lizzie – zawył spinając całe ciało.
Pchał mocno, rozciągając nastoletnią cipkę do granic. Sięgnął między jej pośladki, wbijając palce w różowe ciało między nimi. Patrzyła na pracujące mięśnie brzucha nad łonem. Wybrzuszone bicepsy drżały pod utrzymywanym ciężarem jej ciała, mocno uczepiona biodra dłoń zatopiła się w skórze. Orgazm uderzył w nią jak fala i spychając w topiele nieświadomości pozbawił oddechu.
Uderzenie gorącego wytrysku spotęgowało jeszcze odczucia obezwładniającej przyjemności.
- Łoł! - zrzucił ją z siebie na łóżko jak szmacianą kukłę. Patrzył na leżącą z rozrzuconymi nogami dziewczynę. Na różowy srom wypływały pierwsze strumyki białej spermy, na biodrze odbite były wszystkie cztery jego palce. - Dzisiejsze nastolatki – westchnął zapinając rozporek.
***
Warczenie na zewnątrz przyprawiło ją o ból głowy, albo to ból głowy sprawił, że usłyszała hałas. Wybudzając się powoli ze snu, pożałowała ilości wypitego dzień wcześniej piwa. Wspomnienia z poprzedniego wieczora przelewały się przez pulsującą bólem głowę. Chciała przysłonić ręką oczy, bo światło wzmagało nieprzyjemne skutki kaca, ale poczuła zakwasy w mięśniach barku. To wyszarpnęło z zakamarków zmęczonego umysłu wspomnienie zamaskowanej postaci, która obracała ją na kilka różnych sposobów. Oprzytomniała jak za pstryknięciem palcami i raptownie usiadła na łóżku. Rozejrzała się w panice po wnętrzu zalanego słońcem pokoju spodziewając się... właściwie czego?
Opanuj się kretynko. To tylko sen.
Z westchnięciem opadła na poduszkę i pokonując nieprzyjemne uczucie naciągnięcia zasłoniła rękoma oczy. Leżała tak kilka minut, jednak niepokój znów kazał jej rozejrzeć się wokół. Szukała wzrokiem czegokolwiek, co by ją uspokoiło, ale nie zauważyła nic znaczącego. Kilka rozrzuconych ubrań, bluza przewieszona przez oparcie krzesła, biurko zawalone kartkami. Wszystko na swoim miejscu. Tylko szkicownik leżał na podłodze.
Jak Ci się podobało?