Ewa i Adam, czyli spotkania walentynkowego ciąg dalszy (II)
16 marca 2019
Adam i Ewa
34 min
PS Serdecznie podziękowania za udostępnienie zdjęcia składam Meridzie Niewalecznej.
Westchnęła ciężko, wspierając się na umywalce. Z lekko zaparowanego lustra spoglądała na nią czterdziestokilkuletnia brunetka o pełnej figurze. Zadbana, seksowna, potrafiąca budzić pożądanie. Ale też o niepewnej minie i lekko rozbieganych oczach. Sama nie wiedziała, co myśleć o wydarzeniach ostatnich kilku godzin. Z jednej strony długi, namiętny seks. Zwieńczony trzema… no może dwoma i pół, orgazmami w ciągu jednego wieczoru. Z młodszym, niesamowicie namiętnym facetem. Któremu wszystko, co razem robili, też najwyraźniej się podobało. Bardzo podobało. Z drugiej, czuła się z tym źle. Raczej nie zdarzało jej się przyjmować „szatynów wieczorową porą”, a już na pewno nie w taki sposób. Do tego Adam bardzo zdecydowanie i jednoznacznie oświadczył, że musi zaraz wracać do siebie. Naprawdę musiało mu się spieszyć, bo w czasie kiedy ona ledwo się obmyła i zarzuciła na siebie szlafrok, on zdążył założyć nawet buty. Jak mężczyźni to robią, że potrafią się wyszorować od stóp do głów, uczesać, ubrać i w ogóle ogarnąć w czasie, który kobietom wystarcza najwyżej na napełnienie wanny? Chyba pora pomyśleć o poważnych zmianach. Najlepiej w kwestii wanny.
– Wiem, że nie możesz zostać, ale…
– Nie, Ewa. Nie mogę. Było mi wspaniale i… bardzo ci dziękuję za ten wieczór – podszedł do niej i pocałował we włosy – ale nie dam rady. I nic na to nie poradzę. Nawet, gdybym chciał. A uwierz, bardzo chcę. Niestety, mam swoje plany na jutro… – spojrzał na zegarek. – To znaczy dzisiaj. I nie mogę ich odłożyć. Postaram się być w niedzielę, ale teraz nic nie obiecuję. Zadzwonię, obiecuję. Tylko nie wiem dlaczego, ale znamy się przecież już tyle czasu, a nadal nie mam twojego numeru!
Z zawadiackim uśmiechem wstukał w telefon ciąg cyfr. Przytulił ją jeszcze raz i pocałował, tym razem w usta. I wyszedł.
Czując narastające z każdą chwilą zmęczenie, zdążyła już tylko dopić dawno wystygłą kawę, przebrać w niezbyt ponętną ale za to wyjątkowo wygodną bawełnianą piżamę, i wsunąć pod ciepłą kołdrę. Na tym samym łóżku, na którym niewiele ponad pół godziny wcześniej robili sobie nawzajem dobrze. Ale nie miała ani siły, ani ochoty na nocne porządki. Jedno, co zarejestrowała przed zaśnięciem, to nadejście wiadomości „Jeszcze raz dzikeuje za dzisiaj, odezwe sie najszybciji jak bede mogl. Caluje wiesz gdzie Adam”.
Wstała zrelaksowana, zaspokojona, ale i wykończona. Solidne śniadanie, poprawione podwójną aspiryną i potrójną kawą, było jak wybawienie. Pomogło i na zmęczenie i na coraz wyraźniej zapowiadające się zakwasy. Ale niestety nie sprawiło, że dom miał zamiar sam się wysprzątać. O praniu czy zakupach nie wspominając. Adam obiecał zadzwonić, więc postanowiła zaczekać cierpliwie na połączenie. Co nie wykluczało regularnego rzucania okiem na ekran. Niestety, jak na razie bez rezultatu.
Oczywiście niejednokrotnie zastanawiała się, czy nadal może wzbudzać zainteresowanie mężczyzn. Ale wydarzenia ostatniej nocy kazały jej przemyśleć to jeszcze raz, tym razem z innej perspektywy. Zdecydowanie innej. Stanęła nago przed lustrzanymi drzwiami szafy i przejrzała się uważnie ze wszystkich stron, zmieniając pozy. Schylała się i prostowała, to delikatnie gładząc, to silnie ugniatając swoje cokolwiek obfite kształty. Wbijała palce w brzuch, pupę i piersi. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem oglądała się w ten sposób. Była świadoma swojego ciała. Postępującego wieku, nie dających się ukryć gabarytów i w ogóle wszystkich mniejszych lub (zwłaszcza) większych wad. Ale może naprawdę oceniała się zbyt krytycznie? Przecież skoro podobała się takiemu mężczyźnie jak Adam, to dlaczego miałaby nie podobać się samej sobie?
Przerzuciła zawartość szafy i w końcu zdecydowała się na strój, który wcześniej założyła bodaj raz. Był prezentem od jednego z jej byłych adoratorów, który lata (strój, nie adorator) spędził na dnie szuflady. Mocno opinający, wykonany z drobnej siateczki, odsłaniający zarówno górne jak i dolne rejony intymne, błyszczący czernią kostium. Bodystocking. Body. No jak zwała, tak zwała. Jakkolwiek nie nazwany opinał całe jej ciało, od szyi po stopy, wsunięte dodatkowo w wysokie, mieniące się krwistoczerwonymi cekinami szpilki. Przysiadając okrakiem na zwiniętą poduszkę, obserwowała fałdki tworzące się samoistnie na jej udach i boczkach, miękko kołyszący się biust oraz falujący brzuszek. Czy naprawdę facetów aż tak to podniecało? Ostatecznie zajęła miejsce na brzegu łóżka, rozkładając szeroko nogi. Dłuższy czas tylko przyglądała się odbiciu własnej kobiecości, aż wreszcie sięgnęła w tamtym kierunku dłonią. Drugą miętosiła piersi, podszczypując sutki. Westchnęła kilka razy, ale bez spełnienia.
Otwarła laptop, leżący wcześniej spokojnie na stoliku, i zaczęła przeglądać jego naprawdę bogatą zawartość. Nie była święta i takiej nie udawała, ani przed obcymi, ani tym bardziej przed sobą. Miała partnerów seksualnych i przed byłym mężem, i po nim. Nigdy też nie stroniła od erotyki. A od autoerotyki tym bardziej. Owszem, miewała okresy, że tygodniami nie odczuwała potrzeby dogodzenia sobie, i jakoś wcale jej to nie przeszkadzało. Ale kiedy już naszła ją ochota, potrafiła sprawić sobie kilka orgazmów w ciągu jednego dnia. Nawet, jeśli był to zwykły dzień w środku tygodnia, którego znaczną część spędzała w pracy. Co prawda jej efektywność oscylowała wtedy na poziomie gdzieś pomiędzy „mniej niż zero” a „mam na wszystko wyjebane”, ale na szczęście nie zdarzało jej się to tak często, żeby musiała potem tłumaczyć się z niewyrobienia targetu. Chociaż autentycznie ciekawiło ją, jakby zareagowali jej przełożeni, gdyby weszła kiedyś za zebranie dyrekcji i oświadczyła że „moja wydajność spadła z powodu nagłego wzrostu libido i konieczności zrobienia sobie dobrze. Dzisiaj dwa razy. A czuję, że szykuje się trzeci. Szczegóły przedstawiam na załączonym wykresie…”
Nigdy nie ciągnęło jej do kobiet. Nawet z najzwyklejszej ciekawości. Kiedy jej koleżanki zwierzały się ukradkiem ze swoich wspólnych eksperymentów, ona co prawda słuchała, ale bez większych ekscytacji. Co było aż dziwne, biorąc pod uwagę to, co mówiło się powszechnie o kobiecej seksualności. Że niby nie ma całkowitych, stuprocentowych heteroseksualistek, tylko co najwyżej mniej, lub bardziej bi. Ewentualnie takie, które po prostu nie są świadome swoich skłonności, bo po prostu nigdy nie przeżyły intymnych chwil z drugą… panią. Nie, nie odrzucało ją w żaden sposób od nagiego, kobiecego ciała. Wręcz przeciwnie – był to dla niej przyjemny widok. Przyjemny gdzieś na poziomie wazonu z ręcznie formowanego, weneckiego szkła. Albo wieżowca w stylu amerykańskiego art deco. Czyli uczta dla oczu, ale nie mająca w sobie nic erotycznego. Potrafiła się bardziej podniecić parą butikowych szpilek, niż gołymi cyckami.
W trakcie oglądania filmów też skupiała się raczej na męskich elementach wystroju wnętrz, nie mając ani w zgranych, ani w ulubionych (nomen omen) pozycjach bodaj żadnej kobiecej sceny solowej. Ot, wybierała taką tematykę, na którą w danej chwili miała ochotę. A dzisiaj ta ochota była bardzo konkretnie ukierunkowana. „Solo milf”, “fingering BBW”, „hairy mom masturbating”, “busty chubby titty super hot mom milf mature teaching sex couple teen big dick part six, six, six, the number of the beast”. Jedna ze stron szczególnie ją zaciekawiła, zwłaszcza prezencją modelek. Ubranych w wyraźnie retro, czy raczej – jak sugerowała nazwa – vintage bieliznę, i nagrywanych w równie stylowym otoczeniu. Nawet jeśli same aktorki nie będą odpowiadały jej swoją urodą, oraz naturalnie także innymi walorami, to przynajmniej popodziwia dekoracje.
Celowo wybrała scenę z kobietą dojrzałą i z rysów twarzy i z figury. Nawet udało jej się znaleźć taką, która nie przepadała za zbyt częstym korzystaniem z golarki, za to preferowała ujęcia od tyłu. I bardzo dobrze. Leżąc wygodnie, z rozwartymi udami, spoglądała to na ekran, to na swoją kobiecość. W którą energicznie wpychała intensywnie brzęczący, futurystyczny w kształcie, mrugający różową diodą wibrator, zawczasu wyjęty z szuflady. Na przemian z odtwarzającym się filmem, starając się tamować coraz silniej wzbierające podniecenie, podziwiała swoje rozbudzone krocze. I chyba już wiedziała, dlaczego Adam z takim zapałem się na nią rzucił. W tym widoku było coś wyuzdanego, nieprzyzwoitego, żeby nie powiedzieć sprośnego. Sięgające od pełnych ud aż do wydatnego tyłeczka gęste, ciemne owłosienie. Posklejane od jej lśniących soków, spływających od płatków warg, przez wibrator, aż po pupę. Obraz żądzy i rozbuchania.
Szczytowała długo, choć nie tak porywająco, jakby tego oczekiwała. Nieco zawiedziona, położyła się wygodnie na plecach i zaczęła marzyć. Starała się nie myśleć w ten sposób i nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego, ale gdyby on tu teraz był… Klęknąłby przed nią, rozchylił podniesione wysoko nogi i zaczął całować. Sporo młodszy, jurny, super atrakcyjny facet lizałby jej pulchną, chętną cipkę. Jęczałaby głośno, czując jego język w swoim wnętrzu. A kiedy już przeżyłaby kolejną rozkosz i leżała naprawdę rozluźniona, to wtedy może nawet nabrałaby chęci, żeby wycałował ją nieco inaczej? Przecież, o ile dobrze zrozumiała, wczoraj oboje mieli na to ochotę.
Zanim zdążyła się nad tym dłużej zastanowić, spokojny do tej pory telefon zaczął hałaśliwie domagać się uwagi.
– Tak, Adam? Nie… – zabrzmiała jak doświadczony menel, świeżo po konsumpcji błękitu Paryża. Z szyjką butelki jako zagrychą. Odkaszlnęła. Niewiele to pomogło. – Tak, tak, wszystko u mnie dobrze! Jasne, że czekałam… o trzeciej? A nie możesz wcześniej? Bo… nie pytaj nawet! Oczywiście, że zapraszam! To do zobaczenia, czekam niecierpliwie!
Przysiadła naga na brzegu wanny, trzymając depilator. Jeśli tylko Adam nie tylko zaakceptował, ale i pożądał ją taką naturalną, to nie zaskoczy go nowym uczesaniem. A przynajmniej nie od razu. Ale kolejne ukrycie niedogolonych nóg pod pończochami może się już nie udać. Poza tym lepszego pretekstu, żeby wreszcie porządnie się za siebie wziąć, już chyba nie znajdzie. Od następnego tygodnia koniecznie wdroży w życie plan rewitalizacyjny w postaci fryzjerki, kosmetyczki i gruntownego przeglądu szafy. Może nawet przypomni się w znajomym spa, bo nie była tam chyba ze dwa lata? Jak nie lepiej.
Tyle co zdążyła wyjść z kąpieli, natrzeć ciało balsamem, podmalować i jako-tako uczesać, a już otwierała drzwi, w pośpiechu dopinając bluzkę. Pobudka o wpół do jedenastej nie była jednak najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, jeśli zapowiedziany gość miał zamiar zjawić się w samo południe. Stojący w progu, ubrany w ciemnogranatowy trencz, z zawiniętym dookoła szyi szaliku w kratę burberry, Adam wyglądał jak młody bóg. Co prawda młody bóg z zaczerwienionymi od mrozu uszami i nosem, topniejącym na włosach śniegiem i trzymający pod pachą pstrokatą, papierową torebkę prezentową, ale zawsze.
– Dzień… dobry? Co za pogoda! Wchodź od razu do środka, bo jak widzę… – spojrzała jeszcze raz na jego spierzchniętą twarz, a potem rozejrzała się po pustej ulicy. – To nie przyjechałeś autem? Albo taksówką?
– No nie. Chyba przeceniłem swoją odporność – kichnął, przecierając nos mankietem płaszcza. – Jeszcze rano było całkiem przyjemnie, a teraz znowu sypie. Ale w końcu jak jest zima, to musi być zimno. Takie są odwieczne prawa natury!
Po kolei wyciągała zawartość torby na stół. Butelka włoskiego wina musującego, pokaźna tuba pełna belgijskich czekoladek i… coś. Metalowe, błyszczące brokatowym różem pudełeczko w kształcie serca, mieszczące się na otwartej dłoni. Kolejne słodycze? Raczej nie – opakowanie było za małe, zbyt lekkie i do pozbawione jakichkolwiek napisów. Biżuteria? Bez żartów. Więcej pomysłów nie miała. Potrząsnęła ostrożnie puszeczką. Bez efektu.
– Co prawda już po walentynkach, ale jakoś tak się złożyło, że zapomniałem o prezencie, więc… – powiedział darczyńca, czujnie przyglądając się próbom rozwiązania prezentowej zagadki.
Podważyła wieczko. Na widok zawartości najpierw się zdziwiła. Potem uśmiechnęła. Aż w końcu niekontrolowanie ryknęła perlistym, nieomal szaleńczym śmiechem. Na widok którego Adam zrobił minę pod tytułem „lepiej opuszczę ten przybytek, zanim ktokolwiek się zorientuje, bo potem może być już za późno”. W końcu opanowała wesołość na tyle, że znowu była w stanie logicznie myśleć, i otarła załzawione oczy brzegiem dłoni. Teraz doceniła, że nie mając czasu na pełny makijaż, tylko przeciągnęła oczy kredką. I to wodoodporną. W przeciwnym wypadku mogło się skończyć na bad panda look. Względnie innym smoky eyes black metal edition.
– No czegoś takiego to się nie spodziewałam! Ale prezent bardzo, baaardzo mi się podoba! I na pewno będę… będziemy z niego korzystać! – doskoczyła do Adama i nieoczekiwanie dla niego samego pocałowała go w policzek. – Ale pozwól, że na razie go odłożę, przyda się później.
Już podczas wczorajszej rozmowy telefonicznej zastanawiała się, czy przyrządzony we własnej kuchni obiad będzie najlepszym pomysłem. Lokali było w okolicy aż nadto. Jedno co musiałaby zrobić, to wybrać dowolny z nich, zależnie czy akurat miałaby ochotę na chińszczyznę, włoszczyznę czy inną polszczyznę, i zadzwonić z rezerwacją. Zero przygotowań, wysiłku, sprzątania. Poza tym nie chciała wyjść na jakąś kurę domową, co to siedzi nad garnkami przez pół dnia, żeby ugościć samczego pana i władcę zastawionym po brzegi stołem. Ale po pierwsze, miała w głębokim poważaniu opinie tego typu. Jeśli ktoś uważał, że takie podejście do gościnności w jakikolwiek sposób deprecjonuje kobiecą cześć i dumę, był idiotą. Idiotką. Do wyboru. Po drugie, nie uznawała zamawiania jedzenia do domu. W jakiejkolwiek postaci. Bo nie. A po trzecie, gotowała dobrze. Niektórzy twierdzili nawet, że bardzo dobrze. Więc skoro miała się czym pochwalić, to dlaczego by tego nie wykorzystać w zdecydowanie niecnych celach? W końcu najszybsza droga do serca faceta prowadzi przez…
Odsunęła pusty talerz, dyskretnie wycierając usta serwetką, i dolała wina do kieliszka. Nie wiedziała, co na temat łączenia prosecco DOC extra dry ze szpinakowym tagliatelle z owocami morza w sosie śmietanowym, mówiły autorytety w dziedzinie food pairingu, ale po prawdzie co to za różnica? Smakowało? Smakowało! I to było najważniejsze. Najwidoczniej nie tylko jej, bo Adam ochoczo kończył już drugą porcję, co bardzo mile ją połechtało. A w rezerwie czekał jeszcze talerz z upieczonymi na poczekaniu, pachnącymi czekoladą mufinkami, tyleż efektownymi co błyskawicznymi i banalnie prostymi w przygotowaniu.
Nie chciała od razu wytaczać najcięższej artylerii, ale rozmawiać przez pół dnia o pogodzie też nie miała zamiaru. Zaczęli znajomość tak a nie inaczej, i już tego nie zmienią. Chociaż czy tak naprawdę wolałaby po raz kolejny bawić się w jakieś podchody? W niby to przypadkowe spojrzenia, gesty, tyleż czułe co puste i nieszczere słówka? We wzajemne obiecanki, których i tak oboje zapewne nigdy nie spełnią? W ciągnięcie tego tygodniami, aż wreszcie doszłoby – o ile w ogóle – do czegoś poważniejszego? A tak mieli to wszystko już za sobą. Poznali już swoje ciała i najintymniejsze potrzeby. Oczywiście nie wszystkie, ale jak na razie efekty znacznie przerastały oczekiwania. Teraz powinno być już górki. Albo i nie.
– Nie chcę zacząć tak z grubej rury, ani być wścibska, ale nie rozumiem twojej sytuacji. O mnie już ci opowiedziałam. Po prostu trafiłam na… na złego faceta. Ale i ja nie byłam dla niego dobra. Zdecydowanie nie. I nie będę tego ukrywać. Mam swoje na sumieniu i chcę, żebyś wiedział o tym od początku. Dłużej od ciebie tkwiłam w tym bagnie, a potem równie długo się z niego wygrzebywałam. Stąd też moje… problemy z…
Spojrzała znacząco na butelkę wina. Adam chyba chciał coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Może to i dobrze. Nie miała zamiaru rozmawiać na temat swojego życia w (nie)trzeźwości. A przynajmniej nie w tej chwili.
Zdecydowanie nie był to dla niej powód do dumy. Ale ani nie mogła, ani tym bardziej nie chciała temu zaprzeczać. Najłatwiej było zwalić wszystko na byłego męża i byłych znajomych, ale prawda była nieco inna. Zmieniała mężczyzn, zmieniała znajomych, zmieniała środowisko, zmieniała pracę. A i tak piła. Może nigdy nie wpadła w pijacki ciąg, nie musiała się tłumaczyć przed szefem z zawalonej roboty, kompromitujących zdjęć też sobie nie przypominała. Ale i tak trwało to latami. Na szczęście teraz piła ją co najwyżej przyciasna spódnica. I musiała zrobić wszystko, żeby tak zostało. Wiedziała, że najlepiej będzie po prostu przejść od słów do czynów, i zakończyć znajomość z nadmiarem – nadmiarem, a nie każdym pojedynczym kieliszkiem bąbelków do obiadu, albo wieczornym drinkiem po ciężkim dniu – procentów, zanim naprawdę będzie za późno. Dla wszystkich.
– Tak mi głupio teraz, niezręcznie to wyszło. Nie powinienem kupować… – Adam postanowił jednak włączyć tryb „winny się tłumaczy”, co należało jak najszybciej przerwać.
– A dajże już spokój! Zresztą w tej chwili i tak jest za późno – podniosła praktycznie puste szkło – bo wszystko wypiliśmy. Natomiast tak na przyszłość, to wolałabym czekoladki. Albo bilet do kina. Albo co tam już uważasz. Ja i tak się ucieszę, bo na pewno wybierzesz dobrze, a ty nie będziesz czuł się niezręcznie. Może tak być?
– Może, może – odpowiedział, nadal bez specjalnego przekonania.
– Ale dość o mnie! Za to zastanawiam się, co z tobą? Jesteś przecież młody i jeszcze długo będziesz. Uwierz, zupełnie inaczej odbiera się ten sam wiek u kobiet i u mężczyzn. Masz kasę i to widać. Jesteś przyzwyczajony do pewnego poziomu i zakładam, że twoja kobieta też nie będzie na to narzekać. Masz… – ostentacyjnie otaksowała go wzrokiem – warunki. To o co ci tak właściwie chodzi? Mówiłeś o problemach z żoną… byłą żoną, z rodzicami, ale… wybacz, nie trzyma mi się to kupy.
Tak, była tego ciekawa, Bardzo ciekawa. Może nie powinna pytać aż tak bezpośrednio, ale z drugiej strony miała dość jakiś dziwnych tajemnic, niedopowiedzeń, brudów i trupów z szafy, które tylko czekały na wypadnięcie w najbardziej niezręcznej chwili.
Adam westchnął, zgarbił się, podłożył rękę pod brodę i długo zastanawiał nad odpowiedzią.
– Wiesz, to nie jest takie proste jak się wydaje. Słyszałem to już wielokrotnie: „nie narzekaj, starzy cię ustawili, czego ty właściwie chcesz, inni na twoim miejscu…”. Tak, zawdzięczam im kasę, prestiżowe studia, pierwszą pracę od razu na sensownym stanowisku. W ogóle można przyjąć, że całą karierę zawodową. A przynajmniej do pewnego momentu, bo teraz już sam o wszystkim decyduję – podkreślił to dobitnie, jakby chcąc zaakcentować swoją obecną niezależność.
– Więc w czym problem? Sama dobrze wiem, że czasami najlepsza rodzina to taka na zdjęciu, i to najlepiej cudza. Ale uwierz, wiele bym dała, żeby mi ktoś tak pomógł, kiedy tego potrzebowałam. To w końcu było ci u nich dobrze, czy nie?
– To nie ma tak, że dobrze, czy nie dobrze… Na przykład zawdzięczam im też, czy raczej „zawdzięczam” – wykonał gest palcami – praktyczny brak prawdziwych przyjaciół. Bo zawsze były uwagi typu „ten się nie nadaje, tamten się nie podoba, ten za biedny, tamten ze złego środowiska”. Miałem kiedyś kumpli, takich prawdziwych, z którymi trzymałem sztamę przez lata, jeszcze od podstawówki. Tylko kiedy oni zajmowali się balangowaniem, wyrywaniem lasek, realizacją pasji i ogólnie korzystaniem z tego że jest się młodym, to ja zawsze miałem coś… innego do zrobienia. No i kontakt nam się w końcu urwał. Jasne, kiedy oni dorabiali na kasie w dyskoncie i żarli mielonkę, odgrzaną we wspólnej mikrofalówce w akademiku, to ja się bujałem po restauracjach, w zimie jeździłem na narty w Alpy, a w lecie grzałem tyłek na takiej czy innej Riwierze. Ale już sam nie wiem, kto wyszedł na tym lepiej. Bo czuję, że straciłem coś, czego już nigdy nie odzyskam.
Miała na ten temat swoje zdanie, ale wiedziała że ostrzejsza polemika mogła się bardzo szybko przerodzić się w kłótnię. Nawet, jeśli teraz standardowi jej życia było bliżej do prosciutto di parma, niż wspomnianej mielonki, to zbyt dobrze pamiętała jej smak. Co prawda nie z dyskontu, bo za jej młodych czasów takowych nie było, ale zapewne głównym składnikiem nadal był wsiowy burek, zmielony razem z budą i łańcuchem. A i tak nieraz cieszyła się jak dziecko, że w ogóle było ją na taką mielonkę stać. Zwłaszcza pod koniec miesiąca, kiedy w portfelu zamiast pozostałości wypłaty poniewierały się co najwyżej resztki zużytych biletów autobusowych. Ile razy słyszała o „problemach” bogatych dzieciaków (i nie tylko dzieciaków, jak widać) dorastających w złotych klatkach, tyle razy miała ochotę złapać największą dostępną puszkę tejże mielonki, i nią tymże dzieciakom (i nie tylko) zdrowo przypierdolić. Ale jakoś się powstrzymała. Być może po prostu przez brak mielonki w zasięgu ręki?
– No dobrze, dobrze, ale co to ma do małżeństwa? – zapytała najspokojniej jak umiała, bo zaczynało ją to powoli irytować.
– Ma tyle, że… żonę też mi wybrali rodzice – wzruszył ramionami. – Wespół z ich, a nie moimi znajomymi. Takie typowe małżeństwo z rozsądku, zaaranżowane w całości, od zapoznania po wybór kwiatów na ślub. Tak, śmiej się, jak sama widzisz takie związki wcale nie odeszły w przeszłość. Zresztą może by się nam ułożyło, ale…
– Ale zależało ci na niej, czy nie? – przerwała mu nagle. To w końcu jak było z tym jego małżeństwem? Chciał go, nie chciał? – Wiesz, nie chcę ci udzielać jakiś porad, ale skoro uważałeś że nie chcesz tego wszystkiego, że ci to nie odpowiada, to… dlaczego się po prostu nie sprzeciwiłeś? Chodziło o pieniądze?
– Nie, nie tylko. Chociaż oczywiście to był jeden z najważniejszych argumentów. Ale też, tak najzwyczajniej w świecie, byłem głupi. Tak, byłem. I pewnie nadal jestem – parsknął gorzkim śmiechem – Myślałem, że skoro warunki finansowe już były, może i trochę wymuszone ale zawsze, a do tego dołożę własne zaangażowanie, to wszystko się ułoży. Że nawet jeżeli to nie będzie jakaś wielka miłość, to co z tego? Nie takie związki trwają i są na swój sposób udane, może nawet szczęśliwe. Ale do tanga trzeba dwojga. Gdyby jej też zależało, to… byśmy dzisiaj nie rozmawiali – uśmiechnął się, tym razem smutno. – Ale stało się. A co najgorsze, wszyscy mieli do mnie pretensje. Teściowie, że zostawiłem ich najdroższą córeczkę. Rozkapryszoną, rozwydrzoną księżniczkę, której trzeba było wciąż nadskakiwać. Rodzice, że przecież chcieli dobrze i wszystko dla mnie zrobili, a ja tego nie doceniłem. A znajomi z pracy okazali się tylko znajomymi z pracy. Tak jak już mówiłem – pod względem kasy nie mogę narzekać, ale jeśli chodzi o życie prywatne, to leżę i kwiczę.
– No przepraszam, ale nie wierzę ci! Przecież… przecież na pewno jakieś kandydatki się kręcą dookoła? Sama takie znam, nie jedną i nie trzy. Wszystkie koło trzydziestki, ładne, z takich czy innych powodów samotne. A skoro ja znam, to i ty na pewno też. To co, kręcą się, czy nie kręcą?
Znała nie jedną, nie trzy i nie dziesięć. Niektóre osobiście, inne tylko z korpoploteczek. Panny, rozwódki, nawet jedna wdowa. Z dziećmi, bez dzieci, z psami, bez kotów, z jeżem. Wysokie, niskie, brunetki, blondynki, rudzielce. Bogate i biedne. Wysokie, niskie, szczupłe, przy kości. Ładne, brzydkie i takie sobie. Niektóre pogodzone z losem, inne desperacko szukające nowego początku u boku tak samo nowego mężczyzny. Gdyby była facetem i szukała partnerki, wszystko jedno czy na stałe, czy tylko takiej okazjonalnej, mogłaby wybierać i przebierać. A to była rzeczywistość tylko jednej firmy. Co prawda dużej i z mocno rozbudowanymi „damskimi” działami, ale jednak. To gdzie Adam pracował? W piwnicy? Czy po prostu nie znalazł nikogo, bo nie chciał znaleźć?
– Tak. Ty się kręcisz! – roześmiał się. – No nie patrz tak na mnie! Przecież już ci mówiłem, że gdybym nie chciał, to byśmy tu nie siedzieli! Poza tym mógłbym zapytać o to samo. Możesz się z tym nie zgadzać, ale przecież nadal… nadal wyglądasz super. Dobrze, mówiłaś mi że miałaś… przejściowe problemy. Ze związkiem, z facetami, w ogóle z życiem. Ale też że już je rozwiązałaś. I ja ci wierzę. Być może naiwnie, ale co innego mi w tej chwili pozostaje? Do tego widzę przecież, że masz własny dom i ogólnie to też raczej nie narzekasz. Czyli same plusy! Nic, tylko brać!
– Jak ja ci dam „tylko brać”!
Stała przed nim na wyciągnięcie ręki, z rozpięta bluzką odsłaniającą ledwo mieszczące się w staniku piersi, i podciągniętą wysoko spódnicą, praktycznie całkowicie odsłaniającą majtki z bordowej satyny. Miała ochotę ujeżdżać Adama tutaj i teraz. I nie widziała ku temu specjalnych przeciwwskazań. Wiedziała doskonale, że spotkali się przede wszystkim w tym celu. Owszem, ich wcześniejsza rozmowa była i ważna i potrzebna. Na tyle ważna i potrzebna, że prawdopodobnie otwarła przed nimi nowe perspektywy, być może nie ograniczające się tylko do przelotnego związku, opartego głównie na seksie. Ale na ten moment liczył się właśnie seks. Bez zbędnych wstępów, bez sztucznego przeciągania – po prostu szybki, dziki seks na kanapie w salonie.
– Ostrzegałam, że cię wezmę!
– Ale… tak od razu?
– A dlaczego niby nie? Ściągaj spodnie!
Tak właściwie to już w trakcie ich pierwszego zbliżenia zastanawiała się nad sensem użycia prezerwatywy. I tak wypieścili się ustami bez jakichkolwiek zabezpieczeń, więc zasadniczo w zakresie higieny osobistej to co miało się stać, to już się stało. I nie powinno być ani lepiej, ani gorzej. A przynajmniej taką miała nadzieję. Co się zaś tyczy ewentualnych konsekwencji „rodzinnych”, to… będą musieli o tym porozmawiać. I nie będzie to ani krótka, ani prosta, ani prawdopodobnie przyjemna rozmowa. Ale jeszcze nie teraz. Skoro ona sama nie była na to gotowa, to Adam tym bardziej. Natomiast jeśli nie miał nic przeciwko kochaniu się z nią w kondomie, to i jej to odpowiadało, nie tylko pod względem wygody czy czystości, ale i nawet urozmaicenia pożycia. Czego zresztą dała już dowód.
Pochyliła się nad jego biodrami, zsunęła mu bokserki i ostrożnie zaczęła zakładać zabezpieczenie na jego stojącą sztywno, okazałą męskość. Tym razem się nie spieszyła, niech oboje czerpią przyjemność nawet z tej drobnej czynności. Zwłaszcza, że postanowiła nie używać rąk. Nie było to specjalnie wygodne, tym bardziej że nie miała wielkiego doświadczenia w takich oralnych gimnastykach, ale niezwykle podniecające. Zwłaszcza dla Adama, czemu dawał wyraz głaszcząc ją po włosach w sposób raczej niedwuznacznie zachęcający ją do wzięcia go całego w usta. Pomimo, że musiało minąć przynajmniej kilka godzin od kiedy się odświeżał, wciąż pachniał bardzo przyjemnie. Albo używał mocno perfumowanego żelu do ciała, albo w ogóle spryskiwał bieliznę dezodorantem. Zresztą nawet gdyby było inaczej, to i tak czuła bardziej lateks, niż jego.
Czy uważała, że klęczenie nad siedzącym mężczyzną i – mówiąc kolokwialnie – robienie mu laski, było w jakiś sposób złe? Uwłaczało jej? Czy miała się przez to czuć gorsza? Gorzej traktowana? A niby dlaczego? Jeśli tylko chciała uprawiać seks – w dowolnej formie, nawet dalece odchodzącej od ogólnie przyjętych standardów – to to robiła. Nie chciała – nie robiła. Proste. A jeśli coś poszło nie tak, to mogła winić najpierw samą siebie, a dopiero potem innych. No, może raz czy dwa przeholowała nie do końca z własnej winy, ale to były przypadki jednostkowe. I kończyły się zerwaniem znajomości.
Poza tym sprawiało jej to przyjemność. Zgadza się – trzymanie w ustach sztywnej, naprężonej męskości i obcowanie z jej zapachem i smakiem, było po prostu podniecające. Dlatego zamiast dalej się nad tym zastanawiać, połknęła swojego kochanka na tyle głęboko, na ile tylko była w stanie. Tak, był jej kochankiem. Sporo młodszym, napalonym na nią i wyjątkowo hojnie obdarzonym przez naturę. Na tyle hojnie, że musiała uważać, żeby choćby przypadkiem się nim nie zakrztusić. Ale i tak nie puszczała go przez dobrych kilka minut, naprzemiennie ssąc, liżąc i pieszcząc dłonią, aż do chwili w której to on zaczął domagać się przerwy.
Podniosła się, podciągnęła majtki i odrzuciła je na podłogę. Dosiadła Adama szybko. Zbyt szybko. Już w trakcie wcześniejszej rozmowy poczuła, jak robi się mokra, a odważna gra wstępna rozbudziła ją jeszcze bardziej. Ale najwyraźniej nie na tyle, żeby bez przygotowania przyjąć go całego naraz. Na raz. Stęknęła boleśnie, przygryzając wargę. Mimo tych przejściowych trudności, już po chwili ujeżdżała go, galopując w zdecydowanym uścisku jego umięśnionych rąk. Czuła zachłanne palce, wbijające się przez zmięty materiał spódnicy głęboko w jej boczki. Zaczęła zdejmować bluzkę, a po niej rozpinać pasujący do majtek stanik, co nie było wcale proste biorąc pod uwagę jego poskakującą energicznie zawartość. Kiedy pozostała jej już ostatnia haftka, przesunęła ręce Adama na swoje piersi. Uwolnione z miseczek, unosiły się i opadały wespół z resztą jej ponętnego ciała.
Rozpinała powoli jego koszulę, guzik po guziku. Niby miała okazję Adam zaprezentował się jej już cały, ale dopiero teraz dostrzegała drobne, ale znaczące szczegóły. Może i twierdził, że nie jest już w takiej formie jak kiedyś, ale nadal był prawdopodobnie najlepiej zbudowanym facetem, z jakim kiedykolwiek się kochała. Wysoki, ale nie niezgrabny. Odczuwalnie umięśniony, ale nie w typie „pakera” z osiedlowej siłki. Po prostu bardzo męski, proporcjonalny i bajecznie wręcz seksowny. Z nieukrywanym zachwytem podziwiała wyraźne węzły mięśni, przebijające się spod wciąż napiętej, gładkiej skóry. Zaskakująco gładkiej. Musiał używać maszynki chyba na całym ciele, bo wszystkie włoski które znalazła były przycięte nienaturalnie równo i krótko.
Pochyliła się ku niemu, całując namiętnie każdy fragment skóry, do którego była w stanie sięgnąć. Przeciągnęła ręką po przyciętych krótko, postawionych na sztorc włosach. Po napiętym karku, przechodzącym w muskularne, obejmujące ją ramiona. Po szerokiej klatce piersiowej. Odsunęła się nieco, podziwiając jego twarz skąpaną w chłodnym, zimowym świetle. Mógłby mieć nieco mniej wydatny nos, czy trochę mocniej wykrojony podbródek. Siateczka zmarszczek dookoła jasnoniebieskich oczu też była zdecydowanie zbyt widoczna jak na jego wiek, a brwi coraz głośniej domagały się regulacji. No tak, bo sporo starsza od niego kobieta, do tego z aż nadto odczuwalnym nadmiarem kilogramów, będzie go oceniać. Zdecydowanie krytycznie. I jeszcze najlepiej pouczać, co ma ze sobą zrobić. Bo na razie to takie 2/10, would not bang.
Przycisnęła go do swojego dekoltu, otwarcie nadstawiając stwardniałe sutki do wylizania. Uwielbiała, kiedy mężczyźni zajmowali się jej cyckami. I wiedziała, że oni też to uwielbiali. Nawet, jeśli czasami robili to nie dość delikatnie, niewystarczająco czule, nazbyt obsesyjnie. Ale gdyby miała jednoznacznie i z całkowitą pewnością wskazać część swojego ciała, z której mogłaby w jakikolwiek sposób być dumna, to byłyby to właśnie piersi. I to pomimo, że od pewnego czasu zauważała na nich objawiające się powoli, ale niestety nieubłaganie, efekty odkładania nadmiaru tkanki tłuszczowej, niedoboru kolagenu i nasilających się negatywnych oddziaływań grawitacyjnych.
W końcu przerwała festiwal całusów obsypujących jej biust. Wstała z sofy, obróciła się i usiadła na Adamie tyłem. Było to niesamowicie namiętne, ale też i męczące. Aż za bardzo. Wiedziała, że nie da rady długo wytrwać w tej mimo wszystko wyczerpującej pozycji. Dlatego zamiast podskakiwać na zgiętych nogach, przeniosła ciężar na jego złączone uda, podpierając się o kolana tylko dla utrzymania równowagi. Było jej znacznie wygodniej, co nie znaczyło że przez to mniej podniecająco. Sądząc po reakcji Adama, wręcz przeciwnie. Czuła, jak jego silne dłonie coraz mocniej ściskają jej pośladki, ugniatają je i rozchylają, co rusz podciągając złośliwie opadającą spódnicę. Skoro naprawdę aż tak go to podnieca…
– Chcesz tak przeżyć rozkosz? Czy może kochać się jakoś inaczej?
– Chcę… to znaczy chcę cię jeszcze… chciałbym żebyś klęknęła na sofie i…
Nie dała się dwa razy prosić. Oparła kolana na siedzisku, a łokcie na zagłówku kanapy. Tak właściwie to czekała tylko, ze zwieszoną głową, aż Adam wreszcie weźmie ją od tyłu. Zdecydowanie, mocno, dominująco. Dosłownie wariowała, kiedy facet wchodził w nią z całym impetem, napierając bezlitośnie na jej pośladki i łapiąc od spodu za kołyszący się brzuszek i swobodne piersi. Kiedy uderzał swoimi biodrami, a jak się rozochocił to i dłońmi, w jej pośladki. Kiedy zbliżała się do granicy, za którą seks, nawet ostry, zamieniał się w rżnięcie. Brutalne, upokarzające rżnięcie. Ale przekraczaniu tychże granic myśleć nie chciała. A przynajmniej nie tutaj i nie teraz.
Pierwsze pchnięcie było jeszcze ostrożne, ale kolejne wbijały się w nią coraz mocniej i mocniej. Donośne, miarowe odgłosy obijania jej pupy, co jakiś czas przerywane głośnymi sapnięciami Adama i jej własnymi pojękiwaniami, rozchodziły się po całym salonie. Czuła jego zdecydowany, coraz odważniejszy dotyk. W końcu pociągnął do tyłu tak, że stanęła praktycznie całkowicie wyprostowana. Jedną rękę wbił w jej pierś, a drugą zjechał w dół, w kierunku kobiecości. Powstrzymała go w ostatniej chwili. Nie dlatego, że nie miała na to ochoty, wręcz przeciwnie. Chciała się tylko odpowiednio przygotować, tak żeby w trakcie nie okazało się, że jednak nie jest dość wilgotna. Wzięła jego dwa palce w usta i zaczęła ssać, śliniąc obficie. Dopiero po tym pozwoliła mu na zajęcie się jej łechtaczką.
– Ewa, nie tak szybko…
– Nie bój się, już zwalniam.
Powiedziała to, żeby choćby na moment uspokoić ich oboje, ale wiedziała dobrze, że niewiele to pomoże. Wystarczyło ledwie kilka chwil jego intensywnych pieszczot, żeby sama też znalazła się o krok od orgazmu. Ale najpierw to on nie wytrzymał. Dobił jeszcze parę razy jej pośladki swoimi biodrami, napiął się i w końcu znieruchomiał.
– Nie, nie przerywaj, zostań we mnie, pieść…
Zaczęła niemalże żałować, że kochali się w zabezpieczeniu. Wyobraziła sobie, jak ciepłe, lepkie nasienie spływa teraz po jej wargach i udach. Jak się pieni wraz z ostatnimi ruchami Adama. Jak zbierają go oboje palcami i rozsmarowują po jej łechtaczce. Jak przeżywa kolejną rozkosz, napinając się cała. A potem, zanim namiętność ustąpi zmęczeniu, jak wysuwa męskość Adama z siebie, siada przed nim i…
– Nie Ewa, dzisiaj nie dam rady drugi raz. Nie gniewaj się na mnie, przecież widzę! Ale mogę cię jeszcze dopieścić, dokładnie tak jak tylko zechcesz – zaproponował, w międzyczasie starając się możliwie dyskretnie (co oczywiście dawało efekt zupełnie odwrotny do oczekiwań) ściągnąć prezerwatywę. – A może wolałabyś raczej, żebyśmy razem wzięli prysznic?
Propozycja bardzo mile ją zaskoczyła. Co prawda nadal nie była zachwycona dość bezpośrednią deklaracją Adama, ale może jeśli się oboje postarają, to coś z tego jeszcze dzisiaj będzie? Tylko dlaczego prysznic? A prawda, przecież nie widział jej głównej łazienki na parterze.
Już po kilku minutach rozsiadła się wygodnie w ogromnej, narożnej wannie pośród gęstej, pachnącej różanym olejkiem piany, sięgającej aż do biustu. Gestem zaprosiła Adama, żeby jej towarzyszył. Zanurzył się ostrożnie i wziął do ręki dużą, ociekającą gorącą wodą gąbkę. Myli się nawzajem powoli, relaksując i ciesząc dotykiem śliskich od wody i płynu do kąpieli, parujących ciał. W pewnej chwili przysunęli się do siebie bliżej, splatając nogi. Obejmując czule i obdarzając niespiesznymi pocałunkami, ciesząc się chwilami należącymi tylko do nich.
Niby przypadkiem opuściła rękę pod wodę, sprawdzając czy Adam z powrotem jest pobudzony. Może jeszcze nie w pełni, ale już powoli wracał do formy. Pozwoliła mu pobawić się jej biustem, po czym obróciła się do niego tyłem. Przyjemnie szorstka gąbka drapała ją lekko po plecach. W końcu Adam przysunął się do niej, otaczając ciasno ramionami i łapiąc coraz odważniej za brzuch i piersi. Czuła jego raczej niedwuznacznie pobudzoną męskość, wbijającą się w jej pośladek. Była zaspokojona, ale najwyraźniej nie aż tak, jak wcześniej myślała. A skoro i on jeszcze mógł, to…
– Wiem chyba, co chciałeś zrobić w piątek – powiedziała do niego cichym głosem, zalotnie, prawie prowokująco. – I dzisiaj też mnie tam oglądałeś… To może teraz mnie umyjesz… wiesz gdzie?
Podniosła się i pochyliła ostrożnie. Dla utrzymania równowagi oparła jedną rękę o zimne kafelki ściany, a drugą złapała za pośladek, energicznie nim potrząsając. Kiedy uznała, że wystarczy tego kokietowania, wycisnęła sobie na dłoń trochę płynu z dozownika, i rozprowadziła dookoła pupy, na koniec kilkukrotnie poklepując palcem po jej środku. Nie zdążyła jeszcze nawet dobrze cofnąć dłoni, a już czuła na sobie dotyk Adama. Rozprowadzał śliski, pieniący się płyn po jej udach i pośladkach, za każdym okrążeniem coraz schodząc coraz bliżej ich wnętrza. W końcu namydlał już tylko jej najintymniejsze okolice. Celowo użyła delikatnego, hipoalergicznego płynu dla kobiet, który nawet w przypadku dostania się zbyt głęboko, nie groził podrażnieniem, czy innymi przykrościami.
– Nie bój się, wymyj mnie tam…
Nie była w stanie jednoznacznie określić, czy chciałaby uprawiać seks analny. Pomijając pewne przykre przygody, o których obiecała sobie nie przypominać, to właściwie nie miała złych wspomnień związanych z tym rodzajem miłości. Próbowała jej kilka razy, ale było to dawno, z innym partnerem i w innych okolicznościach. Nie było to może nieprzyjemne, ani tym bardziej – przynajmniej w większości przypadków – bolesne doświadczenie. Ale żeby miała dzięki niemu wnieść się pod niebiosa rozkoszy, to też nie.
Natomiast zdecydowanie lubiła pieszczoty tamtych okolic. Delikatne (a bywało, że i zdecydowanie mniej delikatne) masowanie, ostrożną penetrację palcami, no i pocałunki. Przede wszystkim pocałunki. Sama świadomość, że wypina się bezwstydnie, a klęczący za nią facet liże jej tyłeczek, była nieziemsko podniecająca. Oczywiście przy zachowaniu wyjątkowo istotnego w takich chwilach wzajemnego zaufania, oraz przede wszystkim bardzo rygorystycznej higieny. Zdarzało jej się dominować w łóżku i zasadniczo się z tym nie kryła, ale to było doświadczenie które wynosiło jej przyjemność na nowy poziom. I dlatego zostawiała sobie te przeżycia tylko na specjalne okazje. Kiedy miała ochotę być panią sytuacji. Władczynią absolutną. Tak, jak teraz.
Usta Adama obejmujące jej kobiecość, wraz z jego palcem zagłebiającym się coraz odważniej w jej pupie, rozgrzewały ją do czerwoności. I nawet nie przeszkadzało jej za bardzo, że taka pozycja nie należała przecież do najwygodniejszych. Ale z drugiej strony, co mogłoby być bardziej podniecającego od wanny pełnej aromatycznej, gorącej wody? Oświetlonej nastrojowymi świecami, które ustawiła jeszcze rano, jakby przewidując że mogą się przydać? W której stoi odważnie, wręcz nieprzyzwoicie pochylona, a klęczący za nią ulegle mężczyzna posłusznie całuje jej naturalnie owłosioną… A właśnie, całuje czy jednak nie?
– Pocałuj mnie. Wiem, że chcesz.
Chciał. Bardzo chciał. I bardzo szybko dał jej to odczuć. Rozszerzył dłońmi jej pośladki i przeciągnął pomiędzy nimi językiem, z każdym następnym powtórzeniem docierając coraz dalej. W końcu wcisnął się głęboko w jej rozwierające się coraz szerzej słoneczko. Co jakiś czas wysuwał się, zataczając ciasne kręgi po rosnących dookoła włoskach, a potem znów wpychał język mocno do środka.
– Liż mnie, Adam, ja zaraz…
Miała tak spięte nogi i pośladki, że aż zaczynały drżeć. Nie chciała ani nie mogła czekać już dłużej. Złapała w palce swoją rozpaloną łechtaczkę, pocierając ją energicznie. Świeczki, które stanęły jej w oczach, zapłonęły jaśniej niż te stojące dookoła wanny. Przez całe jej ciało przeszła pulsująca, zalewająca wszystko gorąca fala perwersyjnej żądzy. Koniecznie będzie musiała, i to możliwe że nie tylko raz, sprawdzić czy zamiast języka Adama nie chciałaby poczuć w sobie jego penisa. Był na tyle duży, że na pewno musiałaby długo i pieczołowicie się do tego przygotowywać, ale spróbować spróbuje na pewno. W przyszłości. Bo na razie była w stanie co najwyżej osunąć się z powrotem do wody.
Musiała chwilę odpocząć. Dłuższą chwilę. Pławiąc się w resztkach piany, znów odpłynęła myślami ku przeszłości. Mało chwalebnej, pełnej seksualnej rozwiązłości, wykolejeń i zmagań z uzależnieniami. Ale jednak przeszłości. Mogła nie być z niej dumna, mogła się jej wstydzić, mogła jej żałować. Ale nie mogła jej zaprzeczyć. Zresztą, co się stało to się nie odstanie. Nie żałuj róż, gdy płoną lasy. Don’t waste your time always searching for those wasted years. Tylko nadal nie rozwiązywało to podstawowego dylematu – czy ma się z tego zwierzyć Adamowi? Jeśli tak, to czy ze wszystkiego? Jeśli nie, to co ujawnić, a co zataić? Rozwodzić się nad szczegółami, czy je pominąć? A przede wszystkim, jak on na to zareaguje? Zaakceptuje ją taką, jaką jest? Wesprze, doradzi? Czy raczej zniechęci się i odrzuci? I tak właściwie, to ile on sam ma przed nią do ukrycia?
Nie ma co, niezła z nich para. Wychuchany mamusikróliczek, który nawet baby nie potrafił przy sobie zatrzymać. I podstarzała puszczalska, topiąca problemy w kieliszku. Nic, tylko do „rozmów w tłoku” się zgłosić. Będzie ubaw po pachy, i to za darmola.
Otrząsnęła się nieco teatralnie i półprzytomnym wzrokiem powiodła po ciele Adama, zatrzymując się na ewidentnie napalonej, sterczącej w jej kierunku męskości.
– I znowu nie dotrzymałeś słowa – zaśmiała się – obiecywałeś, że nie dasz rady, a tu proszę! Ale tym razem to chyba ja nie podołam. Chociaż może…
Podniosła się, przysunęła do niego i objęła pobudzonego penisa swoim biustem. Faktycznie przeceniła swoją formę. Nie dałaby rady dłużej się kochać, zresztą nawet i na bardziej energiczne pieszczoty nie miała już siły. Ale skoro Adam był chętny, skoro tak namiętnie zajął się jej najintymniejszymi zakamarkami, skoro znów stał w gotowości… Dołożyła nowa porcję piany na dekolt dla lepszego poślizgu i zachęciła go, żeby samemu zaczął się rozpychać swoją męskością pomiędzy jej piersiami.
– Poruszaj się tak, tak jak chcesz. Nie, nie tak mocno… teraz lepiej. Czuję, jaki jesteś duży! A czy… lubisz mnie całować?
– Oczywiście, że tak! Dlaczego znowu o to pytasz? – odpowiedział chrapliwym, zdyszanym głosem, szybko zbliżając się ku finałowi.
– Bo chciałabym to powtórzyć. Żebyś mnie położył na łóżku, rozchylił mój tyłeczek – zachęcała go i prowokowała coraz bezczelniej. Częściowo dlatego, że coraz mocniej opadała z sił i chciała żeby skończył możliwie szybko, ale też chciała sprawdzić jak na to zareaguje – i jeszcze raz mnie tam polizał. Głęboko. I żebyś zrobił mi palcówkę. O tak, widzę że ci się to spodobało! A potem kto wie, może dam ci tam wejść… we mnie… żebyś wsunął męskość w moją dupcię i kochał się tak ze mną…
Poczuła na swojej szyi i twarzy jego ciepły, ściekający powoli na dekolt, wytrysk.
I wtedy nagle jej się coś przypomniało.
– Adam! Zapomnieliśmy o czymś ważnym! To chyba trochę za późno, ale przecież… nie wykorzystaliśmy prezentu, który mi dałeś!
– Ale że co? Że jakiego… a tak, faktycznie – opadł zasapany na brzeg wanny, najwyraźniej przez dłuższą chwilę nie kojarząc o co w ogóle jej chodzi. – Ale nic się nie stało. Użyjemy go następnym razem. Albo na kolejne walentynki!
Kolejne? Za rok? Za jaki rok? Co on, jasnowidz, że wie już teraz co będą wtedy robić? Chociaż właściwie nie miałaby nic przeciwko, gdyby takie spotkanie miało się powtórzyć. Żeby w kolejnych latach mogła spędzać ten dzień w towarzystwie mężczyzny, który ją chciał. I którego chciała ona. Oddając się przez cały dzień wszelkim dostępnym przyjemnościom, na czele z nieskrępowanym, namiętnym seksem. Ale żeby się przekonać, czy te życzenia są choć po części prawdziwe, będą musieli jeszcze poczekać przynajmniej jeden rok. I przez ten rok ze sobą wytrzymać. Co, biorąc pod uwagę ostatnie dwa dni, może być równie przyjemne, co męczące.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Zdjęcie w tle: Merida Niewaleczna
Wiem, że to bezczelna autopromocja, lecz jeśli Drogi Czytelniku / Szanowna Czytelniczko podobało ci się powyższe opowiadanie, czekasz na więcej oraz masz ochotę docenić moją pracę – będzie mi niezmiernie miło, gdy polubisz (i dołączysz do obserwowanych oczywiście, by nie przegapić żadnej nowości) moją stronę autorską na facebooku:
facebook.com/agnessanovvakstronaautorska/
Z góry dziękuję!
Agnessa
Jak Ci się podobało?