Eryk (IV)
21 lutego 2025
Eryk
16 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Zrób mi dzień i zostaw komentarz.
Kiedy wszystko było już gotowe, usiadłam i ja z kieliszkiem wina w ręce. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Robert krzyknął tylko, że otwarte i można wchodzić. Na pierwsze kroki Konrada odwróciliśmy się wszyscy. Na naszych twarzach malowało się zaskoczenie, bo Conrado stał z pięknym oleandrem w doniczce.
– Przyniosłem coś na wzór drzewka bożonarodzeniowego, by umilić wam ten świąteczny czas – mówił, stawiając krzew w rogu salonu – A tu, w tej torbie są pomarańcze, mandarynki i figi, które powinny go ozdabiać. A i oczywiście mama obdarowała was marcepanem, różnymi ciastami i kandyzowanymi owocami. Bez tego tutaj święta uważa się za nieważne.
Jak na komendę rzuciliśmy się w jego kierunku. Dzieci zaciekawione naszymi podniesionymi głosami natychmiast przybiegły do salonu. Im też udzielił się nastrój rozbawienia i przekrzykując się jedno przez drugie, licytowali, czy któryś z kolegów uwierzy w historię drzewka pod postacią oleandra.
Wszyscy byliśmy zaskoczeni i poruszeni. Już robiliśmy aranżację, gdzie i które owoce mają się znaleźć. Do wigilii zostało nam dwa dni.
Spojrzałam na Konrada. Nie krył rozbawienia, a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Od czasu do czasu kręcił głową z niedowierzaniem, a jego blond loki falowały jakby w zwolnionym tempie. Pomyślałam, że jeszcze nigdy nie spotkałam mężczyzny z tak pięknymi włosami i zapewne niejedna kobieta zazdrościła mu tego atrybutu. Przyglądałam mu się baczniej. Szeroka mocna szczęka, wydatne usta i piękny prosty nos. Oczy skryte pod gęstymi rzęsami i wyraźne brwi. Tym razem Conrado spojrzał na mnie, łapiąc moje spojrzenie. Poczułam się zakłopotana, jakby złapał mnie na jakiś niecnych myślach. Szybko spuściłam wzrok, stwierdzając, że to raczej bezczelne tak się przypatrywać. Czym prędzej powiedziałam.
– Zapraszam was do stołu, byle szybko.
Odwrócili na moją komendę i zgodnie zajęli miejsca.
– Którego wina się napijesz? – zapytałam Conrado.
– Jeśli to nie kłopot, poproszę o czerwone.
– Żaden kłopot – podając Robertowi butelkę wina i otwieracz, poprosiłam o uwolnienie burgundowego napoju.
Bez sprzeciwu przejął ode mnie rzeczy i spokojnym ruchem uwolnił butelkę spod korka. Uzupełnił kieliszek dla Konrada, po czym wzniósł toast.
– Za spotkanie Polaków w odległej Hiszpanii – powiedział.
– Za spotkanie – odpowiedzieliśmy chórem.
Szkło o szkło zastukało, by później pewnym gestem lekko unieść się w górę. Znów złapałam spojrzenie Konrada, którego intensywność wydawała się niemal namacalna. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że czas zwolnił. Jego oczy były pełne nieodgadnionej mieszanki emocji. Zainteresowania, pytania, a może czegoś więcej. W tym momencie zaczęłam czuć się nieswojo.
– Czy to możliwe, że wysyłam jakieś sygnały, których sama nie jestem świadoma? – zadawałam sobie to pytanie, a z każdą chwilą rosła we mnie pewność, że muszę coś zrobić. Im bardziej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że tracę naturalność. Zamykałam się na odbiór otoczenia, a rozmowa przy stole, która jeszcze przed chwilą była przyjemna, zaczęła mnie przytłaczać.
– Muszę postawić sprawę jasno – pomyślałam – Nie chcę pozostawiać żadnych złudzeń. Powiedzenie tego na głos wydawało się jednak trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. W głowie układałam zdania
“Jestem zajętą kobietą. W Polsce czeka na mnie mój mężczyzna. Jesteśmy szczęśliwi”.
Ale czy naprawdę byłam gotowa wypowiedzieć te słowa wprost?
Spojrzałam na kieliszek w dłoni, jakbym szukała w nim odpowiedzi. Czerwone wino połyskiwało w świetle świec, a ja przez moment zawiesiłam wzrok na tej grze światła. Było coś uspokajającego w tej chwili, ale jednocześnie czułam, jak serce przyspiesza.
Nagle poczułam, jak bardzo brakuje mi Eryka. Jego obecność była czymś, co w takiej chwili dałoby mi poczucie bezpieczeństwa. W tej jednej chwili pragnęłam jego dotyku, jego głosu, jego pewności siebie. Wiedziałam, że gdyby tu był, żadna sytuacja, żadne spojrzenie nie byłyby dla mnie kłopotliwe. Przy jego boku nie byłabym skazana na żadne flirty, czy powłóczyste spojrzenia.
Zatęskniłam za naszymi spotkaniami, za chwilami, kiedy siedzieliśmy w ciszy, a jedynym dźwiękiem był stukot łyżeczki o filiżankę kawy. Brakowało mi jego uśmiechu, tego charakterystycznego półuśmiechu, który zawsze potrafił rozwiać moje wątpliwości.
– Muszę zadzwonić do niego – pomyślałam. Ta myśl dodała mi odwagi. Nie mogłam teraz poddać się poczuciu dyskomfortu. Uśmiechnęłam się lekko, choć w środku czułam się rozdarta. Być może Conrado odczytał moje spojrzenie jako znak, że zauważyłam jego intencje, ale postanowiłam nie pozwolić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
– A ty co o tym myślisz? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Konrada.
– Przepraszam, mógłbyś powtórzyć? Przez chwilę byłam nieobecna, bujając gdzieś tam w obłokach – uśmiechnęłam się przepraszająco.
– Jakie jest twoje zdanie na temat międzynarodowych związków, czy mają one sens i szansę przetrwania? – powtórzył pytanie.
Naprawdę byłam nieobecna, skoro przeoczyłam, aż tak żarliwą dyskusję.
– Nie wiem, czy takie związki mają szansę przetrwania. To w dużej mierze zależy od osobowości partnerów, a czy mają sens? Tak, sądzę, że tak, jak wszystko, co w jakiś sposób wpływa na nasz rozwój, na nowe doświadczenia – odpowiedziałam.
– A czy ty związałabyś się z obcokrajowcem? – znów padło pytanie.
– Nie – odpowiedziałam krótko i zdecydowanie.
– Dlaczego nie?
– Każdy naród jest wychowany w innych wartościach, w innej kulturze. Choć czasem te kultury są podobne, to jeśli się im bliżej przyjrzeć mają sporo różnic.
– Radykalne podejście – stwierdził Conrado.
– Nie jest radykalne, jest moje, to moja opinia i moje spostrzeżenia. Pozwól, że nie będę udowadniać swoich racji.
– Nie irytuj się Irmi – wtrąciła się Sofia. – Spokojnie maleńka to tylko rozmowa.
– Przepraszam – powiedziałam – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam Konradzie – uśmiechnęłam się najszczerzej, jak mogłam, spoglądając na niego.
– Nie masz za co, to ja powinienem przepraszać, jeśli wyprowadziłem cię z równowagi. Nie było to zamierzone. Teraz przynajmniej wiem, jakich tematów unikać, i wiem też, że żaden obcokrajowiec nie ma u ciebie szans – uśmiechnął się tajemniczo.
Nie wiedziałam, co mógł znaczyć ten tajemniczy uśmiech, więc postanowiłam się nad tym nie zastawiać. Dalsza część wieczoru przebiegała w przyjemnej atmosferze. Conrado opowiadał o tradycjach i zwyczajach panujących na wybrzeżu. Choć sam kultywował tradycje polskie, to chętnie mieszał dwie kultury. Najbardziej był zadowolony z faktu, że w przeciwieństwie do polskich zwyczajów okres Bożego Narodzenia w Hiszpanii, jest czasem bardzo radosnym, jak i wiele innych chrześcijańskich świąt.
Z talerzy znikały przekąski. Dzieci znudzone telewizją postanowiły wreszcie pójść spać. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nie wiem, kiedy minęły te cztery godziny.
Conrado obiecał nam zaopatrzenie w świeże ryby oraz owoce morza. Prosił, byśmy nie kupowali ich w lokalnym supermarkecie.
Kiedy butelki wina zostały opróżnione, a na stole zostały dwie samotne oliwki, jak na komendę wstaliśmy od stołu, by się pożegnać. Winogronowy, alkoholowy napój wprowadził nas w stan relaksu i jeszcze lepszego samopoczucia.
– Bardzo dziękujemy za wszystko, za piękne opowieści i przysługi – powiedział Robert.
– To ja dziękuję, dawno nie czułem się tak swobodnie i wspaniale spędzając wieczór – odpowiedział Conrado. – Zajrzę do was jutro zgodnie z ustaleniami. Przyniosę świeże ryby i chętnie zobaczę wasze oleandrowe drzewko – uśmiechnął się szeroko.
– Oczywiście, zapraszamy – odezwała się Sofia
Ja nie wiedzieć czemu milczałam. Obserwowałam tylko te wzajemne uprzejmości. Conrado na pożegnanie podał każdemu z nas dłoń. Nie wiem, czy to moje przywidzenia, czy naprawdę moją dłoń trzymał w uścisku dłużej, niż powinien. Jego dłoń była duża, ciepła i miękka. Zupełnie różna od dłoni Eryka. Otrząsnęłam z tych myśli. Co we mnie wstąpiło by szukać porównań?
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, popatrzyliśmy na siebie.
– To był dobry dzień, dobry wieczór. Początek naszej przygody zaczął się wspaniale – stwierdził Robert, na co Sofia tylko mu przytaknęła.
– Ja idę spać – odrzekłam – Dziękuję za dziś i dobranoc – uścisnęłam każde z nich i zniknęłam za drzwiami swojej sypialni.
Zmyłam makijaż. Zdjęłam ubrania i zupełnie naga wskoczyłam do łóżka. Było przyjemnie chłodne i wygodne.
„Dzień się zakończył, tęsknię za tobą” – wysłałam wiadomość do Eryka
Po chwili zadźwięczał telefon
„Tęsknię za tobą. Cieszę się, że miałaś dobry dzień” – brzmiała odpowiedź
„Możesz rozmawiać?” – zapytałam, by po chwili odebrać telefon od Eryka.
Opowiadał jak bardzo za mną tęskni, jaką czuje pustkę, kiedy nie ma mnie obok. Jak minął jego zajęty dzień.
– Czy prezent od gwiazdora jest już umieszczony pod drzewkiem?
– Wyobraź sobie, że zapomniałem zabrać go z biurka, jest mi tak bardzo przykro, że nie potrafię tego wyrazić słowami.
– Mnie też jest przykro, ale będziesz miał w zamian prezent noworoczny – próbowałam odwrócić uczucia i ukryć rozczarowanie.
Długo zastanawiałam się, jaki prezent wybrać dla Eryka. Chciałam, by było to coś osobistego. Coś, co zawsze przypomni mu o mnie. Nie chciałam kupować czegoś banalnego, czegoś, co mógłby dostać od kogokolwiek. To miało mieć znaczenie.
Przeglądałam różne opcje, rozważałam klasyczne podarunki, ale żaden z nich nie wydawał się wystarczająco wyjątkowy. Aż w końcu mnie olśniło. Spinki do mankietów.
Eryk zawsze dbał o styl. Eleganckie koszule, dopasowane marynarki, detale, które dopełniały jego wizerunek. Spinki byłyby czymś, co mógłby nosić na co dzień, ale też przy wyjątkowych okazjach. Czymś, co stałoby się częścią niego. Czymś, co za każdym razem, gdy je zapina, przypomni mu o mnie.
Nie chciałam jednak zwykłych spinek. Chciałam, by miały w sobie coś więcej. Dlatego postanowiłam je spersonalizować. Grawer, który będzie naszym małym sekretem, symbolem, który tylko my będziemy rozumieć.
Czarna Fantazja
Te dwa słowa wydawały się idealne. Były czymś więcej niż tylko napisem. Były częścią naszej historii, jego tajemniczej aury, tej niewidzialnej gry między nami, którą oboje rozumieliśmy bez słów.
Złożyłam zamówienie. Matowe, srebrne spinki z grawerem na odwrocie. Dyskretne, ale wymowne. Takie jak nasza relacja.
– I będzie jeszcze wspanialej moja Czarna – odpowiedział – Jest już późno, a za tobą długi dzień. Wyśpij się, proszę i odpocznij, będziemy słyszeć się jutro. Dobranoc moja piękna kobieto.
– Dobranoc mój jedyny mężczyzno – odpowiedziałam na pożegnanie i wyłączyłam telefon.
Nie mogłam zasnąć. Jakieś czarne myśli zajmowały moją głowę, niczym uporczywe chmury, które nie pozwalają zobaczyć słońca. Widziałam różne scenariusze związane z życiem Eryka. Te prawdopodobne i te zupełnie nierealne. Mój umysł wędrował od najdrobniejszych szczegółów jego dnia, do wyimaginowanych sytuacji, które nie miały prawa się wydarzyć. Każda taka myśl podsycała moje wątpliwości.
Słowa Roberta rzucone mimochodem wciąż dźwięczały mi w głowie. Co miał na myśli? Czy mówił to, co widział, czy raczej to, co wydawało mu się prawdopodobne? Odwracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycję, ale nic nie pomagało. Prześcieradło wydawało się zbyt szorstkie, poduszka za twarda, a kołdra zbyt ciężka. Każdy szczegół irytował mnie, jakby współgrał z chaosem w mojej głowie.
Co jakiś czas wracały wspomnienia dzisiejszego wieczoru. Obrazy mieszały się ze sobą, kieliszek w dłoni, światło świec na stole, intensywne spojrzenie Konrada, a potem jego słowa, które mogły wydawać się zwykłe, a jednak brzmiały w mojej głowie jak coś więcej.
Kim on jest? Zastanawiałam się. Jego sposób bycia, nonszalancja, a jednocześnie delikatna, niemal niezauważalna elegancja, wszystko to intrygowało. W mojej głowie zaczęły formować się pytania, których odpowiedzi nie chciałam nawet znać. Miałam wrażenie, że zaczynam szukać drugiego dna, którego prawdopodobnie nie było. Może to wszystko to tylko zwykłe spotkanie, a moje myśli nadawały mu rangę, której nie miało? I myśli, dlaczego Eryk nie zabrał upominku z biurka. Czy naprawdę był tak zajęty, że zapomniał? A może nie chciał go zabierać, bo mógł się okazać niewygodny?
Zmęczenie w końcu zaczęło przejmować nade mną kontrolę. Powieki stały się ciężkie, a oddech się wyrównał. W półśnie wciąż widziałam obrazy Konrada, jakby moja podświadomość chciała mnie zmusić do rozwiązania zagadki, która wcale nie musiała istnieć. Ostatnia myśl przed zaśnięciem była o Eryku. Jego twarz pojawiła się na moment, a ja poczułam tęsknotę, która ścisnęła mnie za serce.
Zasnęłam, ale mój sen był niespokojny. Śnił mi się kalejdoskop emocji, spojrzeń i niewypowiedzianych słów. Jakby umysł, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na jawie, postanowił szukać ich w snach.
***
Obudzona zapachem kawy leniwie przeciągnęłam się na łóżku.
– Czas wstać – powiedziałam do siebie.
Założyłam szlafrok i poszłam do salonu.
– Dzień dobry moi wspaniali – powiedziałam cichym zaspanym głosem – Czy jest dla mnie kawa? – zapytałam i nalałam sobie szklankę wody. Wypiłam ją szybko, uzupełniając kolejną elektrolitami.
– Cześć piękna, a i owszem jest oraz jeszcze ciepły croissant jeśli masz ochotę.
– Jasne, że mam, ale to za chwilę. Najpierw muszę dojść do siebie. Jeszcze czuję wczorajsze wino, a i noc nie była spokojna dla mnie.
Sięgnęłam po filiżankę i uzupełniłam ją kawą, rogalika położyłam na talerzyku i oderwałam kawałek. W ustach poczułam maślany smak.
– Wyborny – powiedziałam – Dziękuję. A kto miał na tyle siły, by wstać wcześniej i zrobić nam takie królewskie śniadanie?
– Ja byłam w sklepiku – odpowiedziała Sofia – Nie mogłam powstrzymać swojej ciekawości przed obejrzeniem produktów, jakie oferują nam lokalne małe sklepiki.
– Tego mi trzeba było. Ciepłej mocnej kawy i maślanego rogala. Aż chce się żyć – roześmiałam się – z każdą chwilą jest mi lepiej.
– Cieszę się, że mogłam sprawić ci przyjemność – odpowiedziała Sofia.
– A gdzie Robert? – zapytałam.
– Robert wstał skoro świt i poszedł do portu wraz z Konradem po świeże ryby i owoce morza. Za jakiś czas powinien wrócić.
Nie pamiętam, by się tak umawiał poprzedniego wieczoru, ale były momenty, kiedy wyrwana z ich świata, przebywałam w swoim, więc mogło mi to umknąć.
Sofia zauważyła, że na moje usta ciśnie się pytanie, więc wyprzedziła je szybką odpowiedzią.
– Rano pan Riviera zadzwonił do Roberta i zaproponował, że pójdą razem do portu. Znasz Roberta, dwa razy nie trzeba było mu powtarzać, kiedy w grę wchodziły nowe produkty, które można przetworzyć na nowe dania.
– Pan Riviera? – zaśmiałam się – Podoba mi się takie określenie – śmiałam się – Tak, a Robert to Robert. Nie odpuści nowych smaków. Nie na marne poszły te godziny, spędzone na gotowaniu. Wiesz, cieszę się, że odkrył w sobie tą pasję. Ty masz wspaniałego codziennego kucharza, a ja smakuję jego dania okazjonalnie i zawsze mnie zaskakują.
– Mnie też zaskakują – przytaknęła Sofia,
– Jaki plan na dziś, czy coś jeszcze będziemy potrzebować ze sklepu?
– Wydaje mi się, że mamy wszystko. Trzeba tylko dokupić kilka butelek wina, bo jak się okazuje, tutaj to produkt pierwszej potrzeby.
– W porządku, zaraz się ubiorę i możemy iść.
– Nie ma się co śpieszyć, nie mamy samochodu więc i tak musimy poczekać na Roberta.
– Okej, więc wypiję jeszcze jedną kawę – powiedziałam, wstając od stołu, by nalać sobie kolejną porcję.
– Co u Eryka? – zapytała Sofia.
– W sumie nic nowego, oprócz tego, że tęskni i jest zabiegany. Sama wiesz, jak wyglądają święta w Polsce. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Nas to póki co omija. Jutro ugotujemy świąteczne zupy, Robert przyrządzi ryby i pewnie inne owoce morza.
Pominęłam informację, że nie zabrał prezentu, który zrobiłam mu pod choinkę.
– Tak jak mówisz, a póki co cieszmy się wolnością i z dala od domowych obowiązków chłońmy te wspaniałe chwile.
– Pójdę się ubrać – i wstając, poszłam do sypialni.
Telefon pokazał nieodebrane połączenie od Eryka. Czym prędzej zadzwoniłam.
– Jak się cieszę, że mogę cię usłyszeć – prawie krzyknął do słuchawki – Jak spałaś?
– Spałam jak dziecko – skłamałam, zdejmując szlafrok.
Nagle w mojej głowie zaświtała myśl.
– Jesteś sam? Masz swobodę rozmowy?
– Tak jestem sam, a dlaczego pytasz?
– Zaczekaj na mnie chwilę, proszę – i rozłączyłam połączenie, natychmiast je wznawiając na wideo.
Eryk odebrał po pierwszym sygnale.
– Nie wierzę w to, co widzę. Moja piękna czarna kobieta odziana w nagość.
Odsunęłam się od kamery, by móc pokazać całą siebie.
– Postaw telefon gdzieś dalej bym swobodnie mógł podziwiać tak doskonałe ciało – poprosił.
Oparłam telefon o lampkę na szafce nocnej, a sama usiadłam na łóżku. Widział mnie całą.
– Jesteś tak zjawiskowo piękna, że pożeram cię wzrokiem. Wiesz, co mi robisz?
– Nie mam bladego pojęcia, co ja mogę ci robić? – drażniłam się z nim, udając, że nie wiem, o czym mówi, kiedy ja sama już byłam podniecona, czego dowodem były wyraźnie sterczące sutki.
– Kochanie kutas mi stoi jak oszalały – wykrzyknął.
– To mi go pokaż – poprosiłam.
– Jeszcze nie teraz, ja też potrzebuję chwili.
Usiadłam po turecku, nieśmiało eksponując swoją cipkę. Polizałam wskazujący palec prawej dłoni i położyłam go na łechtaczce. Wykonywałam powolne ruchy, a usta oblizywałam lubieżnie. Włosy opadające na moje piersi lekko je zakrywały, lecz nie tyle by nie mógł dostrzec sterczących sutków.
– Co ty wyrabiasz ze mną? Oszaleję! Oszaleję z pożądania, wiedząc, że jesteś tak daleko ode mnie, a ja nie mogę cię dotknąć.
Prowokowałam go nadal. Wyprostowałam uda i rozchyliłam nogi, by mógł lepiej zobaczyć moją cipkę. Spod przymkniętych powiek spojrzałam na niego. Wiedziałam, że uwielbia to spojrzenie, które natychmiast roztapiało go jak lód. Pieściłam się nadal, powoli masując łechtaczkę. Kiedy pierwszy palec trafił do mojej cipki, poczułam ogromny przypływ podniecenia. Naga przed kamerą, naga przed Erykiem, robiąca sobie dobrze. Były to zupełnie nowe doświadczenia w moim życiu. Oddychałam głośno, lekko postękując. Kiedy drugi palce trafił do cipki, Eryk nie wytrzymał. Odłożył telefon, rozpiął spodnie i wyjął z nich pięknie sterczącego dla mnie kutasa.
Pieścił się powoli, patrząc na mnie, a ja widziałam, jak bardzo jest podniecony.
– Skończymy razem? – zapytał.
– Tak bardzo tego pragnę, tak bardzo, jak ciebie w tej chwili – wyszeptałam.
– No dalej maleńka ruszaj tyłkiem, chcę widzieć, jak to robisz samej sobie. Kręć tą dupką, we wszystkie strony, rozchylaj usta i cipkę.
– Dalej, no dalej, wypinaj biodra, chcę widzieć, jak bardzo chcesz mnie zerżnąć. Pokaż mi kutasa, zbliż się do mnie.
Zawsze podniecały nas brzydkie rozmowy. Potęgowały one nasze podniecenie i orgazm przychodził błyskawicznie. Eryk ściskał swojego kutasa, a ja wsuwałam w siebie dwa palce lewej dłoni, by prawą pieścić łechtaczkę. Nie spuszczałam z niego wzroku, choć stawał się coraz bardziej mętny. Jego oczy jak zawsze lekko zachodziły mgłą, rozchylone usta prosiły się o pocałunki, których nie mogłam mu teraz dać. Czułam, jak nadchodzi orgazm. Moje ciało mocno wygięło się w łuk, a ja unosząc biodra, nieświadomie skierowałam cipkę w stronę kamery. Tylko tyle było potrzeba Erykowi, by natychmiast skończył. Słyszałam go w tle.
– Irmi, jesteś tam? – zapytał.
Usiadłam na łóżku, a na mojej twarzy ukazał się uśmiech, który mógł się pojawić tylko po seksie.
– Było cudownie – powiedziałam.
– Było wyjątkowo – potwierdził.
Spojrzeliśmy na siebie i równocześnie wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
– No tak to ja mogę zaczynać każdy dzień, moja piękna.
– A ja o niczym bardziej nie marzę jak o takich porankach, mój mężczyzno.
Popatrzyliśmy na siebie bez słowa. Nagle cisza zrobiła się jakaś dziwna. Jakby każde z nas oddało prywatną część siebie.
– Jakie plany macie na dzisiaj? – zapytał.
– Wybieramy się do sklepu na ostatnie zakupy przed wigilią.
– Ja też muszę jeszcze kupić kilka rzeczy i będzie wszystko.
– Dobrze, to ja uciekam pod prysznic, ty do swoich zajęć i jesteśmy w kontakcie – powiedziałam.
– Oczywiście, jesteśmy w kontakcie – potwierdził – Zadzwonię do ciebie, jak już uporam się ze wszystkimi obowiązkami.
– Dobrze, będę czekać. Miłego dnia mój miły.
– Dobrego dnia moja piękna.
Rozłączyliśmy rozmowę. Wzięłam szybki prysznic, narzuciłam na siebie długi ciepły sweter i legginsy, pomalowałam usta i rozczesując włosy, weszłam do salonu.
W kuchni Robert opowiadał Sofii o targu rybnym oraz o wszystkich owocach morza, które mógł tam zobaczyć. W zlewie czekały pięknie przygotowane świeże ryby, ogromne krewetki i jeszcze nieoczyszczone omułki.
Spojrzałam na nich. Fascynacja Roberta gotowaniem mnie zaskoczyła. Wiedziałam, że to lubi, lecz teraz przerodziło się w pasję. Wiedziałam już, że nie ma odwrotu z tej drogi. Że będzie poszukiwał smaków i nowych przepisów.
– Właśnie dlatego mógłbym tu mieszkać. Proste, świeże jedzenie bez wyszukanych dodatków, to podstawa dobrego smaku. Nie odważyłem się tylko na ośmiornicę z obawy, że mogłoby się coś nie udać. Kocham Hiszpanię! – wykrzyknął.
Jak Ci się podobało?