EQS (I) - Lekarska Finezja
1 września 2019
9 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
I
– Mohinder Suresh, specjalista – czytam trochę głośniej niż pod nosem, tabliczkę na białych drzwiach z dziurą na klucze, choć pozbawionych klamki.
Siedzę w korytarzu, na poczekalni, mam złączone nogi, dłonie na kolanach, głowę odchyloną do tyłu, oczy zamknięte. Skupiam się na oddechu, ignorując zlewające się w jeden szum szepty pacjentów, rozmowy pielęgniarek oraz przebijające się telefony do recepcji. Ze mną, na korytarzu, wśród rozmaitego towarzystwa kobiet znajdowało się aż dwóch mężczyzn. Co mnie nie dziwiło. Lekarz ma podwójną specjalizację.
Otwieram oczy.
Z pokoju, z lizakiem w ustach, wychodzi drobna, piegowata i rumiana na policzkach ruda dziewczyna. Idąc przez korytarz, obraca się, by posyłając doktorowi tęskne spojrzenie, gdy ten pojawia się w progu gabinetu. Suresh uśmiecha się do wszystkich, jak przystało na dobrego dla pacjentów lekarza:
– Pani Nykowski. Zapraszam.
II
Rozbawia mnie, że na biurku ma plastikowy stojak na lizaki, a obok przezroczystą misę na prezerwatywy od durexa. Jeszcze schodki z przylegających do siebie tamponów, podpasek, i wyciąganych chusteczek higienicznych. Rozmawiając przy biurku, mam okazję przyjrzeć się Hindusowi w białym fartuchu, ciemnej karnacji i najczarniejszych naturalnie lokowanych włosów, jakie kiedykolwiek widziałam u mężczyzny. Kilkudniowy zarost i okulary w grubej oprawce sprawiały, że wyglądał na takiego, w którym często zakochiwały się kobiety.
Rozmawiamy o wynikach licznych badań, jakie zrobiłam w przeciągu ostatnich dni i konkluzja jest taka, że jestem okazem zdrowia, ale naturalnie w ciąże nie zajdę. Nie dam dziecka swojemu mężowi, jak już go znajdę. Jeżeli znajdę.
Następuje cisza.
Późno dostałam okresu, pociekło trochę ze mnie na brązowo i zaraz przestało. Seksualność była w domu tematem tabu, więc nikomu się nie chwaliłam. Jakoś okrężną drogą, przez koleżankę z ławki, która na wychowaniu do życia w rodzinie pochwaliła się moim brakiem okresu. Popłakałam się, wybiegłam z klasy, ze szkoły udając się na pierwsze samotne wagary. Czułam się dziwolągiem, a gdy moi rodzice ciągali mnie po szpitalach i ginekologach oraz księżach uzdrowicielach. Płakali nad moją stratą. Całe życie byłam dla nich obłożnie chorym i okaleczonym dzieckiem. Dla samej siebie byłam czymś, co tylko imituję kobietę.
Spuszczam głowę, patrząc jak bawię się dłońmi. Doktor podsuwa mi chusteczki. Niepotrzebnie. Bezradnie wzruszam ramionami. Nie spodziewałam się od początku zaskakujących wieści, współczuję sobie. Jestem jedynie trochę smutna. Doszukując się dobrych aspektów w tej wizycie, to nadal czuję się sobą, jako dziwoląg.
– Lizaka, na osłodę? – Doktor się uśmiecha.
– Tak. – Moim ciałem wstrząsa krótkie rozbawienie. Zaczynam odwijać papierek, a że palcami mi nie idzie, używam zębów.
– Prezerwatywy też tak otwierasz?
– Czasem.
– Możesz ją przeciąć.
– Nigdy mi się to nie zdarzyło.
– Zaprezentujesz – sugestywnie spogląda na miskę.
Patyczek od lizaka przekładam między małego a serdecznego palca prawej dłoni. Lewą biorę zamkniętą prezerwatywę i rozrywam bez większych problemów opakowanie, następnie kciukiem i wskazującym palcem wyciskam ją.
– Zrobimy jeszcze, rutynowe badanie piersi. – Szerzy zęby, ma apetyt na mnie.
– Wątpię, by było potrzebne. – Również szerzę ząbki, uniosę brwi, gramy w to.
– Jako lekarz, mówię, że jest niezbędne.
Wstaję. Czekam na jego ruch, Podchodzi do mnie bokiem, pomaga zdjąć koszulę. Następnie zręcznymi palcami natychmiast rozpina stanik bez ramiączek. Zaplatam palce na karku, co też unosi cały dekolt do góry.
– Lubisz pocałunki? – Odkładam lizak.
Nie odpowiada. Całuje gryzie wargami moje wargi. Dotyka piersi, masując je od spodu i okazjonalnie szczypiąc. Jest przy tym odpowiednio czuły, niesamowicie skuteczny. Oddech mi przyśpiesza, czuję narastającą, wręcz fizyczną ochotę na konsumpcję doktora, kiedy mrowienie łapie mnie od kolan do brzucha.
– Lubię twoje ciało i jego reakcje.
Doktor schodzi z pocałunkami do mojej szyi. Odchylam się dając mu dostęp do siebie. Ściska mocno obie piersi, łapie twarde jak stal sutki między środkowy a wskazujący palec. Zaczyna na zmianę lizać i ssać lewą pierś, w odpowiedzi wdzięcznie mu pojękuję. Leniwie głaszczę jego czarną i lokowaną głowę.
– Bez zębów – syczę, gdy kąsa mnie jedynkami.
– Jesteś bardzo wrażliwa, sprawdzamy jeszcze cipkę. – Spódnica za sprawą jego zręczności, opada pod moje buty.
– Cipkę?
– Tak, cipkę. – Spocone figi tuż przy moich kostkach.
Oswobadzam nogi z leżących pode mną częściach garderoby. Klęka przede mną, zarzuca moją nogę za swoje plecy i wkłada we mnie swoje palce. Pieści mnie powoli, również ustami, zachowując powolne niemal romantyczne tempo. Całuje, ssie i liże, jakby czytał w moim umyśle, który odpływał w błogość. Plecami dotykałam zimnych kafelek na ścianie, dłońmi wędróję, w dół, od swoich piersi, ramion, brzucha, do przyjemnej czupryny doktora lub do góry, po swojej twarzy, czy wyciągając dłonie w górę.
Sapię rozkosznie, powstrzymując się od co głośniejszych dzwięków.
Nagle dłoń doktorka pełna moich soków dotyka moich ust. Ssę, jakbym dosięgła ręki boga. Hindus wbija się we mnie, z językiem, który wije się w mojej cipce, doprowadza mnie do szału. Sapię seriami przerywanymi „mmmm” zamiast jęków czy głębokimi wdechami i wydechami. Trzęsie mną, wykręca, uczucie ogarniające całe ciało, szczyt bez jęku, za to z mokrym finałem, który zamiast uniku doczochruje mnie, więc wszystkie soki lądują na twarzy kochanka. Przeżywam niemy, godny królewny z wieży orgazm.
– Nie mogłam się powstrzymać – wzdycham.
– Wiem.
Całuje mnie mocno przykładając usta do ust.
– Possiesz mi teraz kutasa.
Ochoczo klękam, a właściwie siadam pośladkami na piętach. Moja twarz przed namiotowym wybrzuszeniem w spodniach. Każdy kawałek mojego fizycznego i duchowego JA chce ssać.
– Kutas to medyczne określenie?
– Wytłumaczę ci to przy następnym spotkaniu.
– To będzie następne?
– Zdecydowanie.
Zahaczam palce na jego spodniach i opuszczam je nisko, całując go w podbrzusze, następnie tuż nad kutasem. Ku uciesze kochanka sprawiam, by spodnie wraz z majtkami przybliżyły się do kolan. Większego komplementu nie potrzebuję jak przyjemnie długi, jeszcze lepszy w objętości ciemny penis w zwodzie z kilkoma kropelkami podniecenia na szczycie.
– Apetyczny. – Patrzę mu w oczy, ledwo wykręca usta w uśmiechu, lecz wiem, że się mną jara. Przybliżyłam usta, by poczuł mój ciepły i wilgotny oddech.
– Musisz połknąć.
– Nic nie muszę. – Policzkiem ocieram się o niego, nie używam rąk.
– Zalecenie lekarza.
– Chcę wiedzieć, jak smakujesz. Pryśniesz mi w podniebienie.
– Pozwalam na taki rodzaj dawkowania.
– Słowa lekarza. – Mrugam okiem, co go jawnie rozbawia.
Zaczynam od pocałunku i ssania jąder za liną swoich ust, raz jednego, dwa razy drugiego. Mam wprawę, w tym by kochanek nie poczuł moich zębów. Minę ma niewzruszoną, kładzie dłoń na mojej głowie. Nie przyciska, głaszcze, dając mi wolne pole do popisu.
Zaczyna szybciej oddychać, kiedy męskim szczytem, jak pomadką nawilżam usta, następnie ocieram się policzkami o całość. Bawię się tak, wystawiając cierpliwość doktora na próbę.
– Zostało nam piętnaście minut.
– Nie lubię się śpieszyć.
– Widzę.
– To na domową wizytę mogę się umówić?
– Niedziela wieczór, będzie wino, ubierz się w coś wieczorowego.
– Nie wiem, czy mam.
– Na pewno coś znajdziesz.
To pierwsze umówienie się na drugie bliskie spotkanie, kiedy pierwsze wciąż trwało. Wracam do oralnych pieszczot, ignorując presję czasu. Piętnaście minut na kolanach z zajętymi ustami, może dla niektórych kobiet wydać się absurdalnym pomysłem. Ja jednak uwielbiam smaki, zapachy, dotyk wliczając pocałunki i masaż migdałków wykonywany przez męskie przyrodzenie, choć do najsprawniejszych i najczulszych kinestetyków mi daleko. Jestem typem pieszczocha, który lubi zadawać i przyjmować przyjemność przez dotyk. To mnie rajcuje w seksie. Doktor zdaje się albo uniwersalnym kochankiem lub jak ja, jest typem pieszczocha.
Apetyczne przyrodzenie schowało się w dużej części pod moim wilgotnym podniebieniem. Ślizga się, wraz z ruchami mojej szyi i delikatną kooperacją bioder doktorka po moim języku, wprost do i za przełyk, gdzie w swoim tempie mogę pokazać jedną z opanowanych sztuczek. Próbując przełknąć penisa, kiedy ustami dotykam moszny.
Oprócz dotyku, w seksie jest coś jeszcze, co mnie przyciąga ciągle do tych samych mężczyzn. Poczucie więzi, połączenia, zrozumienia własnych potrzeb. Swego rodzaju zaufanie, że jak powiem „zrób ze mną wszystko”, to się otworzy ze swoimi erotycznymi potrzebami i spełniając ze mną ich sporą część. Oboje będziemy się dobrze bawić.
– Prysnę! – stęknął doktor, spinając mięśnie i dając mi kilka sekund na reakcję.
– Pryskaj dla mnie.
Kontynuuję. Kochanek wstrzymuje oddech, a to zaczyna pojękiwać i stękać, kiedy przyrodzenie zaczyna pulsować za linią moich ust. Łapie mnie za głowę, dociskając do siebie. Chociaż ma ścianę kafelków na wyciągnięcie ramion, to ja robię za punkt oparcia. Zastyga, dochodzi, spuszcza się pierwszym wystrzałem w moje gardło, drugim w podniebienie. Dopieszczam doktora językiem oraz brutalnie zasysając jego penisa, na co odpowiada prawie agonalnym stękiem i spiętymi mięśniami na szyi i twarzy, jakby faktycznie miał zezgonować.
Doktor Suresh przeżywał prawdziwy orgazm. Który szybko się kończy.
– To było, niesamowite! – Odzyskuje kontrole nad oddechem.
– Ty jesteś niesamowity – odpowiadam po tym, jak przy otwartych ustach połykam jego nasienie. Jak kotka spragniona głaskania ociera się o nogę, tak mój policzek ociera się o kutasa. Czuję się jak najpiękniejsza kobieta świata, mistrzyni sztuki miłości, która była w stanie sprawić, by rozchwytywany przez kobiety mężczyzna doznał prawdziwego szczytu.
– Będę tęsknił za tobą do niedzieli.
Nachyla się i składa elektryzujący pocałunek na poplamionych jego własną bielu ustach. Mnie ogarnia wcześniej wspomniane poczucie połączenia, tylko głębokie i to jak cholera.
– Czas wizyty się skończył.
– Też będę tęsknić – zabrzmiałam za bardzo czule, za bardzo szczerze, jakbym się w nim zakochała. Chociaż nie przepadam za tym słowem, to emocjonalnie związuję się z nim.
Doktor podaje mi nawilżane chusteczki. Następnie podciąga spodnie, zdejmuje kitel, którym przeciera mokrą od moich soków i spoconą twarz. Ja na klęczkach przecieram twarz i dekolt. Wymieniamy kilka spojrzeń. Niby uśmiechów, które już nie mają sobie erotycznego ładunku.
– To dla ciebie. – Kładzie gruby banknot na biurku.
– Nie chcę. – Odpowiadam już ubrana, gotowa do wyjścia.
– Bierz, nie możesz wyjść z niczym, a pieniądz młodej dziewczynie się przyda.
Zbiera się w moich policzkach powietrze, które chwilę wstrzymuję i powoli uwalniam, dając sobie czas, by nie pokusić się na pierwszą odpowiedź:
– Wychodzę, mając na języku smak twojego spełnienia, a w głowie wyjątkowo miłe wspomnienia. – Dotykam jego ramienia, patrzę w oczy. – Mohinder, nie pchajmy we wspomnienie i początek naszej znajomości pieniędzy.
– Jesteś naprawdę niezwykła – maskuje własne zmieszanie komplementem.
– Poznałam Doktora Suresh, jest wyjątkowo niezwykły. – Mrużę oczy, głosem podkreślam, jak bardzo taki jest.
III
Czekająca na korytarzu, dojrzała, zgrabna, ciemna na włosach i cerze Wietnamka otwiera oczy. Z pokoju, z lizakiem w ustach, wychodzi względnie niska, czerwona na policzkach popielata blondynka; idąc już przez korytarz, robi taneczny obrót, wolny na tyle, by dostrzec mrugnięcie okiem i uszczęśliwioną buźkę, kierowaną do Mohindera, kiedy ten wychylił się gabinetu. Doktor się uśmiecha, nie do blondynki, lecz do czekającej na korytarzu orientalnej brunetki:
– Pani Nguyen. Zapraszam.
Jak Ci się podobało?