Efekt uboczny
22 maja 2016
14 min
Siedemnasty lipca nadszedł szybciej niż bym tego chciała. Niby tyle czekałam na ten dzień, a gdy wreszcie przyszło co do czego, czułam się jakby zaskoczona.
Po tylu dniach wyluzowania i przekonywania samej siebie i wszystkich dookoła, że wcale się tym nie przejmuję, nagle obleciał mnie strach. A jeśli mnie nie przyjmą, jak okaże się, że nie będę wiedziała co powiedzieć, czy jak się zachować, albo po prostu im się nie spodobam? Strach. Miałam normalnego pietra. Ból żołądka zaczął się już wieczorem. Do późna siedziałam przy komputerze, bo nie byłam w stanie zasnąć. Właściwie do łóżka pogonił mnie ojciec.
- Będziesz zdechła jutro rano, zabłyśniesz workami pod oczami – Śmiał się.
Poszłam spać i zasnęłam szybciej niż myślałam. Obudziłam się godzinę przed budzikiem.
Prysznic, ciuchy, papiery. Poukładałam wszystko po raz kolejny. W głowie powtarzałam sobie scenariusze rozmowy.
Kawa.
Na śniadanie nie miałam ochoty, kawa była obowiązkowa.
Żołądek przestał dokuczać, ale na pewno nie chciało mi się jeść.
Dziewiąta. Byłam gotowa.
- Tak się ubrałaś? – Ojciec wiedział jak mnie przerazić.
- No, a jak? Źle?
- Dobrze, mogą być i spodnie, czemu nie.
- A co, lepiej spódniczka by była?
- Masz ładne nogi, to wiesz...
- No to co, mam tam tyłkiem świecić? Nie idę się zatrudnić do kabaretu tylko do banku.
- No zgadza się, ale wiesz... „Ale wiesz” co? To właśnie mój ojciec. „Uwielbiałam” gdy zaczynał tak gadać. Było za późno żeby się teraz przebierać. Spódnica do zielonego golfu by się znalazła, ale jak teraz zacznę, to się spocę, wkurzę i ogólnie, lepiej nie zaczynać. Nie włożyłam szkieł, wolałam okulary. W spódniczce wyglądałabym jak jakaś sekretarka. W sumie, może nie byłoby i źle, ale niestety, za późno. Miałam wystąpić w rozpuszczonych włosach, wyglądałam trochę za blondynowato. Spięłam w kitę.
- Jadę w spodniach.
- No i dobrze i tak jesteś laska.
- Jasne, że jestem.
- A stanika nie zakładasz?
- Teraz tak się nosi.
- Chyba w Mulin Rouge.
- Do tego golfu tak się nosi.
- Super, weź mój samochód.
- Naprawdę?
- Jasne, niech wiedzą, że kasy im nie będziesz wynosić.
- Okej, dzięki.
- Aha, tylko jedna sprawa. Podwieziesz pana Groppa. Miałem go podrzucić ja, ale nie będę się tłukł tą twoją puszką, jeszcze mnie ktoś zobaczy.
- Nie ma sprawy, a gdzie mam go podrzucić?
- Pod klinikę, jedzie robić jakieś badania.
- Chory jest?
- Nie wiem, starość nie radość.
Buziak i jazda. Wyjeżdżając z garażu prawie zapomniałam o panu Groppie, a właściwie zapomniałam zupełnie. Przypomniało mi się jak go zobaczyłam na chodniku pod domem. Pan Gropp był naszym sąsiadem. Grał na skrzypcach w filharmonii, kiedyś, teraz już raczej był na emeryturze. Udzielał prywatnych lekcji. Przyjeżdżali do niego ludzie z całego kraju, chyba. Nigdy nie miał samochodu. Wszędzie woził go ktoś. Na przykład mój ojciec, który utrzymywał z nim dobre, sąsiedzkie stosunki.
- Dzień dobry – powiedział, gdy otworzył drzwi mercedesa.
- Dzień dobry panie Gropp.
- Och, myślałem, że to tatuś, nie rozpoznałem przez szybę.
- Ja pana podwiozę.
- Dziękuję uprzejmie.
Wsiadł. Był nie wiele starszy od mojego ojca, ale poruszał się i zachowywał jak prawdziwy dziadek. Może to mój ojciec trzymał się po prostu lepiej, no i ten ubiór. Garnitur, muszka w groszki, wypastowane buty. Mój ojciec biegał w najkach, nawet do pracy.
Konwersacja z panem Groppem była podobna do jego ubioru. Sztywna i klasyczna.
Wysadziłam go pod kliniką i otworzyłam okienko, żeby trochę wywietrzyć zapach starodawnej wody toaletowej, pasty do butów i miętusów. W dwadzieścia minut byłam na miejscu.
Zaparkowałam merca między fiatem punto, a matizem, chyba na parkingu dla pracowników. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam.
Panie, które mnie przywitały, były jakby przestraszone. Może myślały, że jestem jakimś inspektorem czy kimś podobnym.
Miałam swoje wejście. Młoda, wysoka, „zgrabna i zdrowa” – jak mówił o mnie ojciec.
Od prezesa też byłam wyższa, o głowę. Ich zachowanie i miny dodały mi otuchy. Rozmawiało mi się bardzo dobrze. Podobno Znałam faceta, bo kiedyś załapał się na seta ze mną.
- Czy grywa pani jeszcze?
- Owszem, dla przyjemności.
- Nie wiem czy pani pamięta, ale zagraliśmy razem, to znaczy przeciwko, w tym roku, w którym zdobyła pani mistrzostwo.
- Tak, pamiętam. – Uśmiech numer czternaście.
- Nie dała mi pani za dużo szans – on również miał bogaty zasób wesołych grymasów.
- Dobrze panu szło, jak na amatora – Może nie powinnam była tak tego ująć.
- A gdzie mi tam było do pani.
- Z tego co pamiętam... – Nie pamiętałam absolutnie nic, nawet tego, że z nim grałam, o wszystkim przypomniał mi niedawno ojciec.
- No, dziękuję. Grywam jeszcze, ale rzadziej.
- Też kontuzja?
- Raczej wiek.
Facet miał nie więcej niż czterdzieści pięć lat. Wiek - raczej brzuch.
Podałam mu wszystkie papierki, które udało mi się zgromadzić w czasie mojej krótkiej kariery poza sportowej. Dyplom, master w stanach, referencje. Przeglądał wszystko, podlizując mi się i flirtując. Nawet starał się nie gapić mi na cycki. Na koniec, uścisnęliśmy sobie dłonie i oficjalnie powitał mnie w firmie!
Przedstawił reszcie ekipy, oprowadził po niemal całym budynku. Wreszcie pokazał mi moje biuro, na czternastym piętrze. Piękny widok, całkiem przytulnie. Przedstawił panią Adę – moją osobistą sekretarkę. Ogólnie było miło.
- Bardzo się cieszę, podoba mi się wszystko. – Uścisnęliśmy sobie dłonie po raz kolejny.
- Zaczyna pani od poniedziałku w takim razie.
- Świetnie.
- Myślę, że jeśli pani nadal grywa, uda mi się naciągnąć na partyjkę lub dwie od czasu do czasu.
-Czemu nie.
- Doskonale, jesteśmy umówieni.
Teraz byłam wreszcie głodna. Napchałam się w fastfudzie. Lubiłam i potrafiłam zjeść jak żołnierz. Byłam z siebie zadowolona. Spodziewałam się, a raczej miałam nadzieję, że się dostanę. Sam fakt, że będą mieli mnie w firmie, przyciągnie klientów, to oczywiste, ale oprócz tego, byłam pewna, że sobie poradzę i nie raz ich pozytywnie zaskoczę.
Z tych wszystkich emocji, zapomniałam zadzwonić do ojca.
Przyjął nowinę po swojemu. Z zimną krwią.
- No, a czego się spodziewałaś? Tylko teraz kup sobie własnego mercedesa.
Już przed samą wylotówką, na przystanku autobusowym dostrzegłam pana Groppa.
Zatrzymałam się dosyć ostro. Policjant z drogówki, w radiowozie po drugiej stronie ulicy pokręcił głową.
- Niech pan wsiada! – pan Gropp nie zorientował się, że zatrzymałam się po niego.
- Ojej, no świetnie, ale ja za dziesięć minut miałbym autobus.
- No, ale ja pana podwiozę, po co tyle czekać.
- Skoro tak, to skorzystam.
Jechaliśmy, delektując się wodą toaletową i pastą do butów pana Groppa. Zaproponował mi cukierka. Odmówiłam i podziękowałam.
- Nie będzie panu przeszkadzać, jak włączę klimatyzację?
- Ależ nie, proszę włączać, co się pani podoba.
- Tych skrzypiec pan dzisiaj rano nie miał.
- Nie miałem. Odebrałem je od zaprzyjaźnionego lutnika.
- Zepsute były?
- Niestety, prożek się poluzował. Sam bym naprawił, ale to zabytek, więc potem dostałbym za to po uszach.
-Nakrzyczeliby pana?
- Na pewno. Tego nie wolno samemu dotykać.
- Muszą być cenne te skrzypce.
- Bezcenne – rozbawił się pan Gropp.
- A pan stał z nimi na przystanku autobusowym.
- Dzisiaj złodziejaszki nie wiedzą co jest naprawdę wartościowe. Pewnie by połamali, jakby otworzyli. Ze złości, że nie ma pieniędzy w środku.
- Pewnie tak.
- Nie te czasy.
- To po nie pan jechał do miasta? Po te skrzypce?
- Po skrzypce przy okazji, głównie do lekarzy.
- Coś dolega?
- Pewnie starość.
- Ile pan ma lat? Chyba nie wiele więcej niż mój ojciec.
- Nie wiele więcej.
- No to jeszcze życia, a życia.
- Oby. Tylko widzi panienka, lek taki mi przepisał medyk i w tym cały problem. Niby pomaga, ale powoduje też i inne sprawy.
- Efekty uboczne?
- Dokładnie, tak to określił dziś rano pan doktor. Efekt uboczny.
- Cóż to takiego?
- Wstydliwa sprawa, nie ma o czym mówić.
- Rozumiem.
Kilka kilometrów dalej, kątem oka dostrzegłam coś dziwnego. Przyjrzałam się trochę dokładniej, żeby się upewnić czy dobrze widzę.
- Coś się panu wylało w kieszeni, jakieś leki może.
- Oj, a to dopiero. No i widzi pani. – Był bardzo zażenowany.
- Mam się zatrzymać? Potrzebuje pan do toalety?
- Do toalety nie, ale możemy się zatrzymać, jeśli to nie przeszkadza. – Z kieszeni marynarki wyjął chustkę i zakrył zmoczone spodnie. Skręciłam z szosy na polną drogę i zatrzymałam się w Świerkowym Lasku.
- No i jak ja mam się wśród ludzi pokazywać w takiej sytuacji. – Pan Gropp, poirytowany tarł chustką spodnie.
- Włączę panu mocniejsze powietrze, to powinno osuszyć.
- Dziękuję pani bardzo. Nawet nie wie pani jak bardzo mi teraz wstyd.
- Nie ma się czego wstydzić, wypadki się zdarzają, niech się pan nie przejmuje.
- Wstyd i tyle.
- Młodym też się zdarza popuścić. – Chciało mi się śmiać i nie wiedziałam jak go pocieszać.
- Och, to jest naprawdę kłopotliwe.
- Są na to leki, dziś są leki na wszystko- starałam się zdramatyzować.
- Całe szczęście, że są, ale to nie jest mój przypadek niestety.
- No dlaczego, nie trzeba tracić nadziei.
- Ależ ja nie tracę, tylko nie to mi dolega.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie nadawałam się na pielęgniarkę. Podkręciłam jeszcze bardziej ciepłe powietrze i ustawiłam strumień na rozporek pana Groppa.
- Ten lek, powoduje, że cały dzień trzyma mnie w napięciu.
- To znaczy? – zapytałam, ale zaraz pożałowałam pochopnej ciekawości.
- Cały czas sztywny jestem, jak młodzieniaszek jakiś i moczę przez to bieliznę i spodnie. Wstydliwa sprawa w moim wieku.- Roześmiałam się jak małolata, zaraz też zrobiło mi się głupio.
- No to w takim razie nie jest aż tak z panem źle. Nie jeden by tak chciał, w pana wieku zwłaszcza.
- Żartuje pani sobie ze mnie, ale lepiej żartem niż z płaczem, jak to mówią.
- I słusznie. Jeszcze pan jakąś kobietę może uszczęśliwić.
- A gdzież mi kobiety w głowie, tylko kłopot, bo bielizna żadna nie pasuje i w towarzystwie jak się pokazać w takim stanie.
- Wie pan, jak pan zdejmie te spodnie, to lepiej się wysuszą przy wentylatorze.
- No nie będę, za przeproszeniem się przy pani obnażał.
- No to się odwrócę – rozbawiłam się doszczętnie.
- To w takim razie wyjdę.
Wyszedł z samochodu. We wstecznym lusterku patrzyłam jak rozpina i ściąga spodnie.
Nie wierzyłam własnym oczom, ale gdy stanął pod okienkiem w samych majtkach, mogłam już zobaczyć dokładniej. Myślał, że jest bezpiecznie schowany za drzwiami samochodu, a ja przecież wszystko widziałam w lusterku.
Na wpół sztywny, nadzwyczajnie duży fiut, sterczał mu przez rozporek w slipkach.
Chyba nigdy jeszcze nie miałam okazji widzieć takiego fiuta, ani slipek z rozporkiem. Wzięłam z jego rąk mokre spodnie i podstawiłam pod sam wentylator. Owiał mnie intensywny, męski zapach, spotęgowany jeszcze gorącym powietrzem z dmuchawy. Zrobiło mi się wesoło, na myśl, że ojciec padnie ze śmiechu jak mu to wszystko opowiem.
Dmuchawa robiła swoje, ale plama znikała raczej opornie. Nagle, kiedy pan Gropp nie patrzył, zbliżyłam spodnie do twarzy i powąchałam dokładniej. Podniecenie było tak nagłe i piorunujące, że niemal się przestraszyłam. Gdy stan spodni wydał mi się dopuszczalny, postanowiłam dorzucić trochę ognia do tego pieca. Wzięłam je i wysiadłam z samochodu. Obeszłam merca i stanęłam nad panem Groppem. Skurczony, daremnie starał się zasłonić sterczącego fiuta.
- Może pan ubierać – powiedziałam patrząc między jego dłonie. Miał spuszczoną głowę, więc nie widział jak wścibsko się gapiłam.
- Proszę. – Stanęłam bliżej. – Ja pana zasłonię.
Wziął spodnie drżącą ręką. Czułam, że trzęsie się cały. Ja drżałam też.
Stał przez chwilę, jakby nie wiedząc jak się zabrać do ubierania.
- Lepiej, jakby nosił pan bokserki.
- Co proszę?
- Takie luźniejsze majtki, dla facetów – odpowiedziałam szeptem. Stęknął coś zakłopotany.
Wyciągnęłam dłoń i złapałam go za fiuta. Nie wiedziałam co mnie wzięło. Właściwie wiedziałam, ale nigdy nie mogłam na to wiele poradzić. Nie podniósł wzroku. Zawahałam się chwilę, ale było już za późno. Nie zrobił nic, drgnął tylko.
Patrzyłam na własną dłoń, pieszczącą sztywną pałę pana Groppa, jakby nie była częścią mnie samej. Jedną dłonią wciąż starał się ją zasłaniać.
Przysunęłam się naprawdę blisko. Dyszałam. Objęłam jego głowę i przycisnęłam do piersi. Stał jak uczniak ze spodniami w ręku i spuszczonym wzrokiem. Tarmosiłam jego twardego kutasa i czułam jak dzikie podniecenie rozpala mi ciało. Złapałam chudą rękę broniącą fiuta i wsunęłam ją sobie pod bluzkę. Wtedy dopiero podniósł oczy. Był przerażony, ale ścisnął cycka. Odnalazł sutek i zaczął pieścić. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę. Czułam, że się moczę. Ukucnęłam. Musiałam wziąć go do buzi. Sam widok wielkiego kutasa działał na mnie jak wahadełko hipnotyzera. Zawsze. Już taką miałam manię. Może dlatego, że sama jestem dużą dziewuchą, pociągają mnie wielkie fiuty. Nie mogłam się oprzeć. Wchłonęłam go i zaczęłam ssać nie tracąc czasu. Kiedy to było, gdy miałam naprawdę dużą pałę w ustach? Ostatnio chyba na obozie kondycyjnym w Hiszpanii.
Złapałam pana Groppa za biodra i wbiłam w siebie jak najgłębiej. Jak taki staruszek może mieć takiego wielkiego kutasa? Czy to też jest efektem ubocznym? Interesowało mnie to względnie. Ssałam z zapałem. Pan Gropp pozostawał w ciszy. Nie pomagał mi w żaden sposób.
- Wie pan co, żeby się pan nie czuł osamotniony, ja też zdejmę spodnie – powiedziałam wstając. Otworzyłam samochód. Maksymalnie cofnęłam i położyłam siedzenie. Zrobiło się dostatecznie przestrzennie. Jak obiecałam, zsunęłam spodnie i rzuciłam je na siedzenie kierowcy. Szpilki zostawiłam w trawie. Zastanawiałam się czy pan Gropp ruchał się kiedykolwiek w samochodzie. Stał ciągle tam, gdzie go zostawiłam, ale nie wyglądał już na takiego zmartwionego jak przed chwilą. Położyłam się i zdjęłam majtki. Stał tam nadal, więc sięgnęłam dosłownie po jego fiuta i wciągnęłam do samochodu. Klęknął ostrożnie między moimi udami wpatrzony w cipkę jak w święty obrazek. Zadarłam kolana po same uszy. Wiem, że w takiej pozycji mój tyłek wygląda jak wielki ponton, ale miałam to gorąco gdzieś. Pan Gropp zdawał się doceniać moje duże dupsko. Pocałował delikatnie, jakby chciał sobie przypomnieć do czego to wszystko służy. Pocierając ostro cipkę zasugerowałam mu, że ta cała delikatność nie jest taka konieczna. Modlił się zupełnie niezdecydowany. Chyba czuł jaka jestem mokra. Może czuł, może nie czuł, nie miałam pojęcia. Wciągnęłam go na siebie niemal siłą. Chciałam mieć już w sobie tego fiuta.
Trafił gdzie trzeba, choć dla pewności pomogłam mu z celowaniem. Przyjęłam go na bezdechu. Był naprawdę duży i mimo, że napalona jak mało kiedy, poczułam ból.
To dolało tylko oliwy do ognia. Złapałam chude pośladki pana Groppa i docisnęłam do siebie. Wszedł cały. Myślałam, że zawyję. Oparł się na moich cyckach i powolutku zaczął ruchać. Na razie pasował mi ten rytm. Delektowałam się każdym wciskającym się we mnie centymetrem. Jeździł powoli w górę i w dół, stękając. Czułam doskonale jego odświeżony miętusem oddech na mojej twarzy. Chude palce wbijały mi się w biust. Znałam pana Groppa raczej tylko z widzenia. Z partyjek pokera z moim ojcem, czy po prostu z okazjonalnych wizyt z prośbą o podwiezienie. Teraz patrzyłam na niego z innej, znacznie ciekawszej perspektywy. Z perspektywy, której głównym widokiem była jego nadziewająca mnie gruba pała, wysuwana i wciskana na powrót w moją wygłodniałą cipę.
- Ma pan całkiem niezły instrument – wydyszałam z uśmiechem.
- Dziękuję uprzejmie – wysapał po dżentelmeńsku. Komplement zapalił go chyba, bo wziął się za sprawę trochę żywiej. W szamotaninie któreś z nas włączyło radio i z płyty ojca zagrało „Whole lotta love”. Pan Gropp dawał sobie radę zupełnie przyzwoicie. Pomagałam mu jak mogłam i wyszło z tego całkiem solidne rżnięcie. Gdy wydało mi się, że był już gotowy, wsunęłam sobie sztywnego fiuta pod golfik i dojechałam do końca ręcznie. Poczułam gorącą spermę tryskającą mi pod ubraniem, na cycki i brzuch. Targałam go ostro, aż nie zwiotczał. Pan Gropp sapał, czerwony na twarzy, ale minę miał raczej szczęśliwą.
Doprowadziliśmy się jako tako do porządku i ruszyliśmy do domu.
Gdy wysadzałam go pod furtką, podałam wizytówkę z moim numerem.
- Proszę dzwonić, gdyby potrzebował pan zwalczyć ten efekt. – Uśmiechnęłam się i puściłam oczko.
Ukłonił się, podziękował i poklepał swój drogocenny instrument.
Przebrałam się w garażu. Umazane ciuchy wrzuciłam do kosza z brudną bielizną.
- A coś ty tam, robiła? Dupczyli cię w tym banku czy co? – Ojciec zaskoczył mnie i wystraszył.
- Nie – Roześmiałam się w głos. - W banku nie, ale jak ci opowiem to padniesz.
Ojciec uwielbiał słuchać o tym kto mnie ruchał i jak, a ja uwielbiałam mu o tym opowiadać.
Koniec
Jak Ci się podobało?