Ilustracja: Christian Fridell (pexels)

Edgar - Wspomnienie

14 marca 2025

11 min

Edgar patrzył na swoje odbicie w lustrze, szukając człowieka, którym był wiele lat temu. Uśmiech, niegdyś codziennie goszczący na jego twarzy, był teraz najczęściej wyrazem cynizmu, a nie prawdziwej radości. Przekrwione oczy zdradzały nieprzespane noce i chroniczne zmęczenie. Jedyne co wydawało się znajome to zawadiacka, czarna niczym smoła czupryna.

Widoczna blizna zdobiła jego czoło i policzek, omijając na szczęście oko, tak potrzebne w jego codziennej misji. Widział więcej niż inni, czuł więcej niż inni, cierpiał więcej niż inni. Od kilku lat mimo wielkiej wagi jego czynów, świat, jaki widział, był mroczny, kubek zawsze do połowy pusty, a niebo wciąż zasnute ciemnymi chmurami.

Odkąd rozpoczął swoją samotną wędrówkę, jedyną przerwą od codziennych smutków były krótkie romanse z przypadkowymi kobietami. Kiedy czuł ich towarzystwo, jego zmysły miały okazję skupić się na takich cechach jak piękno, delikatność czy niewinność, będących całkowitą przeciwwagą tego, na co skazał go los. Włożył swój ulubiony płaszcz i wyszedł pewnym krokiem z niemal pustego, acz pedantycznie zadbanego mieszkania.

Pełnia księżyca oświetlała tajemniczą noc delikatną poświatą bieli. Mimo że jeszcze bardziej nie mógł wtedy zasnąć – lubił jego światło.

Było jak drogowskaz.

Nocne słońce wskazujące mu drogę wśród zdradzieckich cieni. Edgar potrzebował dzisiejszej nocy bliskości bardziej niż kiedykolwiek. 

Chciał zapomnieć.

Długi spacer ulicami miasta zakończył w jedynym miejscu, w jakim pojawiał się więcej niż raz. Miejsce to, mimo że położone w skrajnej i mało atrakcyjnej części miasta, było skarbnicą różnorodnych osobowości. Zbłąkanych dusz, szukających zarówno zapomnienia, rozmowy, jak i zabawy. 

Klub o nazwie Euforia bardzo do niego pasował. 

Był określony i nijaki zarazem. Z jednej strony miał bogatą ofertę oraz zapewniał maksimum dyskrecji, z drugiej nie był zbytnio wyszukany pod względem wizualnym, przyciągając tych, którzy nie potrafili odnaleźć się w wymuskanych klubach dla japiszonów.

– Whisky poproszę – rzucił Edgar.

– Szklankę? – zapytał barman uprzejmym tonem jak zawsze, kiedy go widział. Znał odpowiedź, ale musiał zapytać. W imię zasad.

– Butelkę – odparł Edgar z uśmiechem. Cynicznym uśmiechem jak każdy uśmiech w jego repertuarze.

Barman przyniósł butelkę Jamesona wraz ze szklanką i wskazał mu wolny stolik na uboczu, z którego widoczna była cala sala. Edgar skinął porozumiewawczo, zostawił banknot i udał się na swoje miejsce.

Na tym właśnie polegał fenomen tego lokalu – pomyślał. Ludzie pracujący w Euforii nie byli zwyczajnymi kelnerami. Byli bardzo zdolnymi obserwatorami, zapewniającymi swoim klientom dokładnie to, czego potrzebowali. Byli niczym księżyc na imprezowej mapie miasta, wskazując drogę zagubionym wędrowcom.

Stolik, przy którym usiadł, był jego stolikiem. Oczywiście w nieformalnym znaczeniu. Bywał jednak w klubie na tyle często, zostawiając pieniędzy na tyle dużo, że za każdym razem na niego czekał. Zawsze pusty, zawsze czysty, zawsze gotowy na jego przybycie. All inclusive alkoholowego półświatka, bez konieczności zajmowania miejsca ręcznikiem.

Wszystkie napoje, jakie pijał w miejscach publicznych, nalewał sobie sam. Nigdy nie pozwalał na to kelnerowi. Pierwszym z powodów była wrodzona nieufność, wyrobiona przez wszystkie lata życia, drugi zaś był czysto ideologiczny. Nie lubił, kiedy mu usługiwano, ponieważ uważał, że nie zasługuje na żadne wygody. 

Wypił szklankę whisky i zamknął oczy. Jego zmysły były cały czas wyostrzone do tego stopnia, że w nie potrafił odpoczywać w normalny sposób. Jedynie otępiające działanie alkoholu i skupienie myśli na jednym bodźcu, dawały mu pozorne ukojenie. Do jego uszu dobiegały dziesiątki głosów i ludzkich historii. Setki słów wirowały w jego głowie niczym fale radiowe, czekające na właściwe dostrojenie.

 

Słyszałaś? Marta jest w ciąży!…

Mam dosyć swojego pojebanego szefa… 

Jesteś taka piękna…

Nienawidzę skurwysyna!…

Chodź, zrobię Ci dobrze w Twoim aucie…

Zatańczymy?…

Poproszę dwie setki wódki…

Spierdalaj, nie jesteś w moim typie!…

Co podać?…

Oglądałeś ostatni mecz?…

Ale jestem zmęczony…

Zdrowie gospodarza!…

Arek zdradza mnie z tą sąsiadką!…

Słyszałeś o byczych sygnałach na giełdzie?

Zabiję Cię…

 

Ostatnie słowa, jakie usłyszał, wbiły się w jego świadomość niczym ostry sztylet. Były wypowiedziane bardzo cicho, niemal szeptem wśród przekrzykujących się głosów, ale Edgar nie był taki jak wszyscy. 

Był jak lew podczas polowania. 

Jego tajemniczy zmysł nakierował go na człowieka siedzącego na drugim końcu sali. Ubrany w czarną skórę postawny mężczyzna, patrzył zawistnym wzrokiem na tańczącą kobietę. 

Zobaczył w jego oczach żądze nienawiści. To nie były zwyczajne słowa wypowiedziane w złości, a złowroga obietnica, którą widział wiele razy w ludzkich oczach.

Spojrzał na nieświadomą swojego niebezpieczeństwa ofiarę, zmysłowo poruszającą się w rytm wakacyjnych hitów. Co dziwne, mimo że tańczyła w grupie ludzi, miał wrażenie, że przyszła sama.

Była bardzo atrakcyjna. 

Krótka, dopasowana sukienka opinająca się na jej ciele, podkreślała kształtne biodra, a blond włosy radośnie podskakiwały zgodnie z rytmem muzyki. Zdecydowanie miała powodzenie u mężczyzn, o czym świadczyło ciągłe zainteresowanie ochotników zapraszających ją do tańca. Była nimi zupełnie niezainteresowana, odmawiając każdemu z gracją i uśmiechem pełnym serdeczności.

Jej widok w dziwny sposób uspokajał Edgara. Niemal czuł delikatny zapach jej skóry, dotyk kształtnych ust, zwinność drobnych dłoni, a wrażenie było tak silne, jakby już kiedyś poznał ją osobiście. Nie mogąc sobie za nic przypomnieć, odrzucił szybko te myśli i skupił ponownie na zadaniu do wykonania. Nie tego się dzisiaj spodziewał, ale w końcu zawsze był tam, gdzie go potrzebowano.

Edgar spojrzał na sygnet widniejący na jego palcu. Ostatnia pamiątka po dziadku, którą dostał tuż przed jego śmiercią. Był dla niego nie tylko dziadkiem, ale również ojcem i mentorem. Wytłumaczył, jaka jest jego prawdziwa misja i uczył wszystkiego od najmłodszych lat życia. 

Z zamyślenia wyrwało go poruszenie na końcu sali. Napastnik wstał, wodząc wzrokiem za wychodzącą właśnie ofiarą. Edgar czekał spokojnie, dopijając resztkę whisky ze swojej do połowy pustej szklanki.

Nie musiał się spieszyć, wiedząc, że znajdzie go nawet z zamkniętymi oczami. 

– Dziękujemy za przybycie i zapraszamy ponownie – pożegnał go taktownie ochroniarz.

– Wrócę jeszcze dzisiaj – odpowiedział Edgar lekko nieobecnym tonem.

Noc była rześka, księżyc wciąż otulał blaskiem krajobraz wokół, a ludzie mimo późnej pory kroczyli tłumnie ulicami, pogrążeni w zabawie i własnych historiach.

Zobaczył zarys pleców mężczyzny niemal natychmiast. Podejrzany osobnik szedł kilkadziesiąt kroków za swoją ofiarą, trzymając prawą dłoń w kieszeni kurtki. Widok był jednoznaczny i zdradzał, że napastnik ewidentnie ściska w dłoni narzędzie planowanej zbrodni.

 

Zabije cię suko…

 

Szept mężczyzny po raz kolejny uderzył w zmysły Edgara, niemal raniąc jego duszę. Miał nienaturalnie wyostrzony słuch. Słowa pełne nienawiści brzmiały dla niego jak jazgot paznokci, sunących po tablicy. Była to jedna z wielu wrodzonych zdolności.

Przeznaczenie, przed którym nie mógł uciec.

Odgłos butów na wysokim obcasie, jakie miała na sobie blondynka, odbijał się głośnym echem w wąskiej, ciemnej uliczce. 

Niemądrze – pomyślał Edgar. 

Wytłumaczeniem samotnej wyprawy w takiej okolicy mogło być albo mieszkanie nieopodal klubu, albo brak podążania rozumu za urodą.

Edgar poruszał się zwinnie niczym elf po mrocznej puszczy. Każdy krok stawiał z gracją godną zwierzęcia, a jedynym głosem, jaki wydawał, był oddech, niesłyszalny przez żadnego człowieka z takiej odległości.

Kiedy Edgar zauważył zakręt, za którym zniknęła blondynka, wiedział, że to idealny moment, żeby wkroczyć. Nigdy nie czekał na to, aż oprawca skrzywdzi swoją ofiarę. Nie potrzebował dowodów, wiedział, co się stanie.

Doskoczył do mężczyzny w kilka sekund przed zakrętem, uderzył go umiejętnie otwartą dłonią w potylicę tak, aby napastnik stracił orientację i zaciągnął go zwinnym ruchem w kamieniczny zaułek, prostopadły do uliczki w jakiej się znajdowali.

Napastnik wydał z siebie nieartykułowany dźwięk bólu zmieszanego z zaskoczeniem.

– Kim ty kurrrwa jess… – wypowiedział, nie mogąc dokończyć pytania.

Solidny sierpowy zaskoczył go na równi z pierwszym uderzeniem. 

– Najpierw kara, później pytania i odpowiedzi – odpowiedział Edgar spokojnie.

Postawił go do pionu, chwytając za kołnierz skórzanej kurtki, a kiedy napastnik zaczął dochodzić do siebie, uderzył go delikatnie, acz umiejętnie w tchawicę – doprowadzając do krótkotrwałego duszenia się. 

Kiedy mężczyzna odzyskiwał oddech, uderzył ponownie tym razem w wątrobę, co skutecznie złamało go w pół i doprowadziło do upadku na twardą kostkę brukową. Każdy ruch Edgara był pewny i wytrenowany. Wiedział, co robi, nie potrzebował wielkiej siły, a wyłącznie efektu. 

Przeszukał leżącego mężczyznę i wyciągnął portfel z dokumentami, ukryty w wewnętrznej kieszeni.

– Igorze Renmar – odczytał na głos – czego tu szukasz?

– Spierrr… – powiedział Igor, próbując wyartykułować przekleństwo.

Nie zdążył.

Edgar nie lubił braku manier. Jeszcze bardziej nie lubił atakowania słabszych. Uderzył więc w źródło prawdziwego, męskiego bólu. Prosto między nogi rozpędzonym kolanem, tak aby lekcja kindersztuby nie poszła na marne.

– Ponawiam pytanie, czego tu szukasz? – powtórzył Edgar niemal znudzonym głosem, godnym surowego profesjonała w swoim rzemiośle.

– Nie tfoja splawa – wyseplenił przez obitą szczękę rozmówca.

Dyskusja na tym etapie spotkania nie miała już wielkiego sensu. Mimo to zawsze pytał. 

W imię zasad. 

Wiedział, że nadszedł czas na etap drugi – monolog, który zwykle zastępował nieefektywny dialog. Reszta zależała już od oprawcy. Z jednej strony ta noc może odmienić jego życie i postępowanie, z drugiej może skrócić permanentnie jego żywot, jeśli nauka Edgara nie zostanie wzięta na poważnie. Na tym jednak polega gra. 

Każdy ma wybór.

Edgar ponownie podniósł obolałego z bólu mężczyznę i spojrzał mu prosto w oczy.

– Wiem, jak się nazywasz i wiem, gdzie cię szukać. Jesteś złym człowiekiem, szukającym spełnienia w nienawiści i bólu. Daję ci ostatnią szansę. Na mocy prawa krwi moich przodków, daję ci wybór. Jesteś teraz ze mną połączony. Jeśli wybierzesz drogę nieprawości, jeśli zła myśl ponownie splami twoją duszę, kolejne nasze spotkanie będzie ostatnim w twoim nędznym żywocie.

Oczy Edgara zapłonęły jasnym blaskiem, a oprawca osunął się na ziemię, drgając z przerażenia. W tej samej chwili pierścień na jego dłoni delikatnie zadrżał, potwierdzając połączenie między nim a mężczyzną. 

Coś jednak było nie tak. 

Napastnik wciąż dygotał, ale jak się okazało kilka sekund później – nie z bólu, lecz ze śmiechu. Osłupiały z zaskoczenia Edgar patrzył jak Igor Renmar wstaje, otrzepuje się z kurzu i patrzy na niego z dziwaczną mieszanką rozbawienia, ale i troski, niemal jak na starego przyjaciela. 

– Naprawdę za tobą tęskniłam, Edi! – Kobiecy, melodyczny głos wybrzmiał w czarnym zaułku tuż za jego plecami.

Edgar w jeszcze większym osłupieniu odwrócił się tyłem do napastnika, szukając właścicielki kobiecego głosu. Była nią niedoszła ofiara, atrakcyjna blondynka z klubu. Jej świetliste oczy świdrowały go spojrzeniem pełnym miłości i tęsknoty, wprawiając w stan bliski katatonii. Blondynka podeszła blisko, dotykając policzek Edgara dłonią tak aksamitną i ciepłą, aż poczuł skurcz w dole brzucha.

– Obiecuję, że już cię nigdy nie zostawię. Przepraszam – powiedziała kobieta, roniąc łzę.

Edgar niestety nie zdołał zastanowić się nad powodem przeprosin. Sekundę później poczuł uderzenie w tył głowy.

Później była już tylko ciemność.


W nozdrza uderzył go silny zapach wiśniowej cygaretki, wyrywając natychmiast ze snu i łóżka, w jakim się znajdował. Usiadł jednak szybciej, niż wstał, czując na sobie brak odzieży wierzchniej i wzrok półnagiej kobiety, siedzącej naprzeciwko w wielkim burgundowym fotelu. 

Ostatnie co pamiętał przed uderzeniem to widok pięknej nieznajomej, która w otulinie gęstego dymu i czerwonej, dopasowanej bieliźnie wyglądała teraz jeszcze bardziej zjawiskowo. 

Bardziej niż irracjonalna sytuacja, w jakiej się znajdował, dziwił go spokój, z jakim przyjmował swoje położenie. Nie czuł się jak człowiek po napaści, czy ktoś, kto został oszukany. Czuł się jak ktoś, kto wrócił do miejsca znanego od zawsze. Czuł się bezpiecznie, a jego wyostrzony zmysł pozostawał dziwnie spokojny.

Zero niebezpieczeństwa. 

Tyle że poza mieszanką niewyjaśnionych uczuć nie wiedział, gdzie jest, a już najbardziej nie wiedział, kim jest blondynka uśmiechająca się właśnie do niego od ucha do ucha. Miał dużo pytań, ale na szczęście umiejętność ich stawiania, to jeden z jego talentów.

– Nie czujesz się skrępowana? – zapytał zdecydowanie, odwzajemniając uśmiech.

– No brawo! – odpowiedziała serdecznym tonem. – Jak widzę pewność siebie, w przeciwieństwie do wspomnień pozostała u ciebie bez zmian. Żadnych pytań o to, gdzie się znajdujesz?

– Nie muszę pytać o to, co sama mi zaraz wyjaśnisz. 

– Naprawdę niczego nie pamiętasz? 

– Nieźle tańczysz i dobrze ci w czarnym – powiedział Edgar, wpatrując się w oczy kobiety z wyzwaniem.

Nieznajoma spojrzała ze współczuciem, zgasiła zgrabnie cygaretkę w złotej popielniczce i wstała, kierując się w jego stronę.

Była nieziemsko piękna.

Mięśnie na jej udach napinały się, podkreślając każdy ruch zgrabnych nóg, piersi otulone idealnie dopasowanym stanikiem wręcz wolały o to, żeby je dotknąć, a pewność siebie na jej smukłej, idealnie narysowanej twarzy rozbroiłaby każdego samca.

Blondynka usiadła obok, pochyliła głowę w jego stronę, zdradzając trajektorie nieuchronnie nadchodzącego pocałunku, lecz w ostatniej chwili zamiast do ust, skierowała się do ucha, szepcząc:

– Vesper…

Świat w jednej chwili zawirował. Edgar poczuł się słabo, jakby ktoś ponownie uderzył go w głowę, ale zupełnie inaczej niż ostatnio. Czuł, jakby ktoś potrząsnął jego mózgiem, chcąc wyrwać głęboko osadzoną zaślepkę. Zamknął oczy, czując napływ mdłości, a w jego głowie nagle pojawiła się nieznana dotąd wizja.

 

– Ves, jesteś taka piękna…

– Uważasz, że to dobry moment na banalne słowa? – odpowiedziała Vesper, poruszając biodrami szybciej.

– Masz rację – zreflektował się szybko – zamiast słów lepsze będą czyny.

 

Edgar złapał partnerkę za ramiona, przyciągnął do siebie i złożył namiętny pocałunek. Będąc wciąż w miłosnym uścisku, ułożył ją pod sobą, dając upust nie słowom, a czynom. Raz po razie układał nimi niewerbalne, złożone zdania, pełne ekspresji, głębokiego znaczenia i niebanalnego morału.

Chroniąc pergamin przed erupcją pióra, zmienił styl przekazu na inne narzędzie, pieczętując ostatecznie niechęć do słów wypowiadanych, na rzecz czynów niemego języka.

Vesper zatapiała się z każdą minutą opowieści, a brak werbalnych przerywników ułatwiał dotarcie do samego finału. Ten natomiast okazał się długi, pozostający w pamięci, a co najważniejsze zachęcający do rychłej powtórki.

– Edgar? – wydyszała Vesper.

– Tak? – odparł z lekkim trudem, spowodowanym językową batalią.

– Kocham Cię.

– Naprawdę uważasz, że to dobry moment na banalne słowa? – odpowiedział Edgar z uśmiechem pełnym tych samych, banalnych uczuć co wcześniej.

 

        Wizja zakończyła się nagle, pozostawiając w głowie Edgara uczucie tęsknoty. Ves patrzyła na niego oczami pełnymi emocji i niewypowiedzianych od dawna słów. 

        Za jej plecami stało ogromne lustro. Edgar spojrzał w nie dzisiaj po raz kolejny, a na jego twarzy zza zasłony cynizmu wychylił się szczery uśmiech. Tym razem w odbiciu zobaczył człowieka, którym niegdyś był. W jego głowie kłębiły się tysiące pytań, ale odpowiedzi mogły poczekać. 

        Teraz liczyły się tylko czyny.

        W końcu to właśnie na tym mu dzisiaj zależało.

1,110
8.9/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.9/10 (6 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.